niedziela, 1 kwietnia 2018

Rozdział 78





Kilkanaście dni później

Byliśmy już jakiś czas w trasie i tak szczerze, to miałam dość. Byłam zmęczona, zestresowana, wkurwiona na cały świat, a chłopaki nie pomagali.
Siedziałam teraz na kolejnym spotkaniu z fanami. Raany, ileż można? Jeszcze te dwa ćwoki ciągle robiły głupie miny. Tzn. W ich mniemaniu były one seksowne i rozpalające kobiece zmysły. Czasem żałuję, że muszę się do nich przyznawać...

Najgorsze jednak było to, że ci geniusze zażyczyli sobie wynajmu małych domków w jakimś buszu. Noo dobra. Obok lasu. A wszystko dlatego, że mieliśmy w tym mieście dwa koncerty z dniem przerwy. Tak właściwie, to gdzie my w ogóle jesteśmy? Okej. Nieważne. I tak za kilka dni będziemy gdzieś indziej. Przyglądałam się poczynaniom zespołu i traciłam wiarę w to, co widzę. Serio, gorzej niż w przedszkolu. Przeniosłam wzrok obok, na naszego nowego ochroniarza, Matt'a, ale nie znalazłam tam wsparcia. Co więcej, jemu się autentycznie podobały ich wygłupy. Czy ja nie mogę mieć normalnych współpracowników? Jakbym miała mało nerwów, to jeszcze gdzieś wcięło Jason'a. Naprawdę, kupię każdemu z nich obroże pod napięciem i jak zaczną się tracić/wygłupiać/irytować to z przyjemnością będę wciskać przycisk na pilocie. Te ich ozdóbki nawet pasowałyby do ich stylu. Może to nie jest taki zły pomysł? Ale nie przejdzie. Może ich jeszcze bym jakoś nakłoniła do przymierzenia, ale Jonathan już taki głupi nie jest i nabrać się nie da. Na 100% mi zabroni. Ale czy ja go kiedykolwiek słuchałam? Nie. Ja naprawdę mam straszne problemy, że wymyślam takie głupoty. To pewnie z nudów...
-Ann? Czy oni zawsze są tacy... szaleni?- odezwał się do mnie Matt.
-Zgadnij. Widzę, że lubisz takie coś. Cóż, dogadacie się.- burknęłam. Trochę dziwnie się czułam, siedząc obok niego. Matt Yanni był taki... duży. Rzuciłam okiem na jego biceps, a mój. Okeeej. Przynajmniej teraz zespół ma bodyguarda z prawdziwego zdarzenia. Teraz to do jego zadań należy ochranianie chłopaków przed szalonymi fankami.

-Przestań. Jestem tylko zwykłym facetem. Gwiazdy nie zadają się z takimi ludźmi.- żachnął się.
-Gdzie ty tu gwiazdy widzisz?- zdziwiłam się. -Ze mną nie kumplują się tylko dlatego, że jestem ich managerką.
-A-Ale przy tym jesteś dziewczyną jednego z nich.- zauważył.
-Ale właściwie, to od niedawna.- przewróciłam oczami.
-Jakie od niedawna? Zaraz trzaśnie wam pół roku.- usiadł obok mnie Jake. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Jak to?- zamrugałam, próbując szybko policzyć w myślach upływ czasu.
-Zaczęliście chodzić ze sobą we wrześniu. A mamy końcówkę lutego.- uświadomił mnie gitarzysta. O cholera. Faktycznie!
-Co masz taką minę, kociaku?- dołączył do nas Ash.
-Właśnie do niej dotarło, że jesteście razem już pół roku.- wyszczerzył się Pitts.
-ILE?!?!?!- wrzasnął Ashley tak, że wszyscy przenieśli na niego swój wzrok.
-To trzeba zgłosić do księgi rekordów Guiness'a. Tyle czasu, a my dalej żyjemy.- pokręciłam głową.
-Racja. Może dać na mszę dziękczynną?- spojrzał na mnie z całkowitą powagą Purdy. Nic na to nie odpowiedziałam, bo serio też o tym kiedyś pomyślałam. Pitts za to popukał się palcem w czoło. Załamał się chłopak. Ciekawe, kto pierwszy wykończy się z nich nerwowo...
-Właściwie, to dobrze.- mruknął pod nosem Ash, stając za mną.
-Czemu dobrze?- uniosłam głowę, żeby dojrzeć jego twarz.
-Bo to oznacza, że może dożyjemy do końca tej umowy.- szepnął mi na ucho. Pocieszające. Kto dożyje, to dożyje. Nie byłam pewna, co stanie się za jakiś czas, ale czułam, że moje załamanie jest coraz bliżej. Z każdym dniem miałam coraz większe trudności z koncentracją i zebraniem się w sobie. To tylko kwestia czasu. Muszę wyliczyć, ile mam urlopu. Niedługo się przyda...
-Okej, chyba możemy wracać. Głodny jestem.- jęknął Andy, wyrastając przed nami. Mieli dziś zagrać koncert, a nie zostało za wiele czasu. Była 14.
-Ty i CC to wiecznie jesteście głodni.- Jake przewrócił oczami. -A tak w ogóle, to gdzie on jest?
-Ktoś mówił coś o obiedzie?- podbiegł do nas perkusista. Ten to ma dobry słuch.
-O wilku mowa. Jedziemy coś zjeść. Namierz Jinxx'a i się zbieramy.- zarządził Biersack. Nie trzeba było Chris'owi dwa razy powtarzać. Tak szybko, jak się pojawił, tak szybko się stracił. Intrygujące. Nie minęły dwie minuty, a już byłam ciągnięta w kierunku naszego vana. Nawet się nie sprzeciwiałam, bo nie miało to najmniejszego sensu. Z bandą nienażartych facetów jeszcze żadna nie wygrała.

Kilka godzin później.

Moczyłam się zadowolona w wannie, korzystając z chwili spokoju. Dzieliłam domek z całym zespołem, co niespecjalnie mnie cieszyło, ale jedyną alternatywą było spanie na dworze. Jakoś nie miałam ochoty zaprzyjaźniać się z robaczkami, płazami i innymi żyjątkami. Chłopaki powoli szykowali się na koncert, wykłócając się o byle drobiazg. Na szczęście łazienka była doskonale wyciszona. Jedyny plus.
-Mała utopiłaś się? Nie mieszkasz tu sama.- do łazienki, jak gdyby nigdy nic, wszedł Purdy. Błyskawicznie zanurzyłam się bardziej w wodzie, ciesząc się, że zasłaniała mnie piana.
-Popieprzyło cię do reszty?!?!- krzyknęłam oburzona.
-O co ci chodzi? Gdzieś chyba muszę się umyć, nie?- burknął, zdejmując koszulkę i podchodząc do umywalki. No ja się chyba zabiję! Już miałam mu coś odszczekać, gdy do pomieszczenia wszedł CC. Serio, kurwa?
-O jak romantycznie. Niestety muszę wam przerwać.- powiedział z udawanym smutkiem.
-Czego?- warknęłam chamsko.
-Ogolić się chciałem.- zrobił ze swoich włosów kucyka i założył... Czepek? Za jakie grzechy los mnie tak doświadcza?
-To chodź obok. Zmieścimy się.- zaproponował Ashley, robiąc mu miejsce przy umywalce. Zamknęłam oczy. Nie chciałam na to patrzeć.

-Ostatni raz wynajęliśmy domek.- syknęłam.
-Czemu niby?!?!- jęknął rozdzierająco Andy.
-Następny kurwa mać! Czy ja nie mogę mieć chwili spokoju?! Poza tym, jestem bez ubrań!- wrzasnęłam.
-No dziwnie by było, gdybyś się kąpała w ciuchach.- bąknął niewyraźnie CC, zaabsorbowany goleniem. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, ale udawał, że nie widzi.
-Daj spokój. Ja jestem jak twój brat, jesteś dla mnie aseksualna. A Ash to twój, no... I na pewno nie przeżywa tego jakoś specjalnie.- Andy próbował mnie uspokoić, ale niezbyt mu to wychodziło. Zgrzytnęłam zębami nic nie mówiąc.
-Młody, a ty tu właściwie po co?- zaciekawił się basista.
-Włosy chciałem ułożyć.- stwierdził, jak gdyby nigdy nic, Andrew. No tak! Przecież to takie oczywiste! Kompletnie pozbawiona sił, zamknęłam oczy i powoli zaczęłam liczyć do 10. Nie dotarłam nawet do połowy, gdy przerwał mi głos Jake'a.
-Młody suń tą kościstą dupę, a nie stoisz w progu. Ooo... A więcej was matka nie miała?- Pitts zatrzymał się gwałtownie, na widok tylu osób.
-Wcale nie mam kościstego tyłka! Nie moja wina, że jestem szczupły!- Biersack strzelił focha. Zanurzyłam się bardziej w wodzie.
-Nie kurwa, wcale. Jak ty jesteś szczupły, to znaczy, że ja jestem gruby. Widział ktoś moją koszulkę?- Jake przejechał dłonią po twarzy.
-Ale którą?- spytał CC.
-Czarną.- „uściślił” gitarzysta.
-No jasne! Czarna! W życiu bym na to nie wpadł!- Ash uderzył się otwartą dłonią w czoło. -A jaka dokładnie, bo o ile pamiętam, to wszystkie bluzki masz czarne.
-Lepsze to, niż różowe koszule!- odgryzł się Jacob. Nie powiem, robi się ciekawie. Do kompletu brakuje już tylko Jinxx'a.
-Ja pierdolę, skończcie drzeć mordy, bo was na zewnątrz nawet słychać.- Ferguson wpadł oburzony do łazienki. Dlaczego ja o tym pomyślałam? No dlaczego?! Przecież od dawna wiem, że myślenie mi szkodzi. W tym wieku to chyba człowiek powinien się już uczyć na błędach.
-DOŚĆ!!! Wyjazd mi stąd! Wszyscy! Chciałam mieć chwilę odpoczynku!- przerwałam im, podnosząc głos.
-Ale Annie, nie musisz na nas krzyczeć, przecież ja nic ci nie zrobiłem.- Jinxx powiedział z wyrzutem.
-Specjalnie zajęłam tą łazienkę wcześniej, żeby mieć chwilę dla siebie. To nie, zawsze musi przeszkodzić mi banda idiotów, która nie ma innych, ciekawszych zajęć. Wypierdalać mi stąd i to natychmiast, zanim się zdenerwuję!- wysyczałam lodowato, obrzucając zespół moim najgorszym spojrzeniem.
-Złość piękności szkodzi.- mruknął pod nosem CC. Zamknęłam oczy, zaciskając pięści. Przy okazji boleśnie wbiłam paznokcie w dłonie. Oddychaj Anka. Dopadniesz ich w swoim czasie. Wszystko będzie okej.
-No już, dobrze. Zaraz sobie pójdziemy. Choć mi by tam nie przeszkadzała twoja obecność, podczas mojej kąpieli. Może w końcu miałbym to obiecane mycie pleców.- Ashley podszedł do mnie, przysiadając na brzegu wanny. Nie. Nie dam się sprowokować. Ja ich tylko zabiję. Przygryzłam wnętrze policzka, twardo nic nie mówiąc. Na szczęście, albo i nieszczęście, uwagę chłopaków odwrócił głos, dobiegający gdzieś z głębi domu.
-Ej, gdzie jesteście? Ludzie!- rozpoznałam Jason'a, który najwyraźniej nas szukał. Co więcej, zbliżał się w tym kierunku. Nagle chłopaki jakby się przecknęli i z godną podziwu szybkością, podbiegli do wanny, ustawiając się ładnie w rządku, żeby mnie zasłonić. Zrobili to w idealnym momencie, bo sekundę później dołączył do nas mój asystent.
-No wreszcie! Wołam was i wołam. Podkręćcie tempo, bo trochę goni nas czas.- zauważył, po czym, co rozpoznałam po oddalających się krokach, wyszedł. Zespół powoli odwrócił się w moją stronę, posyłając mi smutne i przepraszające spojrzenia. Taaa. Właśnie moja niedoszła chwila relaksu odeszła w zapomnienie.

Następny dzień

Obudził mnie świergot ptaków. No tak. Byliśmy w środku jakiejś głuszy. Przeciągnęłam się, wodząc zaspanym wzrokiem po sypialni. Zatrzymałam się dłużej na śpiącym na drugim krańcu łóżka, basiście. Ostatnio twardo trzymał pomiędzy nami dystans, na kilkadziesiąt centymetrów. Nie powiem, było mi to na rękę. Jakoś dziwnie na niego reagowałam. Przyjrzałam mu się dokładniej. Spał z poduszką w objęciach i mamrotał coś. A co mnie to obchodzi?! Dopóki nie rzuca się w koszmarach, mam to gdzieś. Dorosły jest, a ja mam własne problemy. Wstałam energicznie, łapiąc ciuchy i kierując się do łazienki.
Tam szybko umyłam się i przebrałam. Następnie udałam się do kuchni, postanawiając coś zjeść. Dostałam od doktorka jakieś piguły na apetyt. W zasadzie gówno to daje, no ale... Co ciekawe, stwierdził, że moje problemy mają podłoże psychiczne, ale tego chłopakom nie powiedziałam. Już po tym niedoszłym gwałcie chcieli mnie wysłać na terapię. Teraz by mnie zmusili wręcz siłą. Ash dostałby chyba szału. Niedoczekanie! Złapałam ze stołu jabłko i banana i wkroiłam do jogurtu. Zjem to, choćbym miała się porzygać. Właściwie znałam sposób na poradzenie sobie z moimi problemami. Jednak potrzebowałam do tego czasu i samotności. Nie sądzę, żeby chłopcy byli zachwyceni moim pomysłem, ale lepsze to, niż nic. Nie muszą wszystkiego wiedzieć. Będą zdrowsi. Z tą myślą, z łyżeczką i miską w ręce, wyszłam przed domek. Wcale nie zdziwił mnie widok wampira siedzącego na ławce. A potem się chłopak dziwi, że nie ogarnia naszych żartów. Jak chodzi taki wiecznie niewyspany, to tak jest.
-Andy, czy ty kiedyś wstaniesz później ode mnie?- przekrzywiłam głowę, obserwując wokalistę.
-Wątpię. Jesteś śpiochem.- mruknął zamyślony.
-Ale jednak budzę się przed resztą. To co tym razem nie dawało ci spać?- usiadłam obok niego, próbując przełknąć łyżeczkę mojego śniadania.
-Nic konkretnego. Po prostu zastanawiam się, jak widzą mnie inni.- wzruszył ramionami.
-Naprawdę cię to obchodzi? Codziennie wbijacie mi do głowy, że mam olać zdanie reszty. A sam co robisz?- zirytowałam się.
-Ty to co innego. Ja, chcąc nie chcąc, jestem osobą publiczną. Oczywiście ty też, ale to trochę inna sytuacja.- dodał szybko, widząc mój wzrok. -Twoim zadaniem jest dobrze się prezentować i robić PR Ash'owi. A ja ciągle muszę uważać na słowa, bo wszyscy tylko czekają na jakieś moje potknięcie.
-Zawsze będziecie mieć zwolenników, jak i przeciwników. Ale dopóki jest was pięciu, nic i nikt was nie pokona. A ja zrobię wszystko, żeby wam pomóc.- powiedziałam poważnie.
-Już zrobiłaś wszystko. Szkoda tylko, że reszta o tym nie wie.- spojrzał na mnie wymownie.
-A ty znowu zaczynasz?- przewróciłam oczami. -Nawet gdyby Ash wiedział, to i tak by nie zrozumiał. Pomyślałby, że albo kłamię, albo mam w tym jakiś interes.
-Skąd wiesz?! On nie jest taki, jak myślisz. Poza tym, kto jak kto, ale wy powinniście się rozumieć! Jesteście podobni.- warknął Biersack.
-Andy, ale sam pomyśl. Po co ja mam mu mówić, że od początku wiedziałam, że Jonathan nawet mnie nie tknie z mojej posady?
-Może żeby po prostu miał tego świadomość? Czy ty serio nie widzisz, w jakim poczuciu winy on żyje? Myśli, że kolejny raz przez jego durne zachowanie, ktoś cierpi! Ja wiem, że nie chcesz, żeby ktoś wziął twoją pomoc za litość. Ale to, co on czuje teraz, jest gorsze.- Andy nie odpuszczał.
-Świetnie! Czego ty ode mnie oczekujesz, co? W ogóle, ta rozmowa zmierza donikąd.- wstałam energicznie, kierując się z powrotem do domu. W drzwiach prawie zderzyłam się z Jinxx'em, ale nie zatrzymywałam się. Weszłam do mojej sypialni, uświadamiając sobie, że z kimś ją dzielę. Super. Zero prywatności. Wzięłam głęboki oddech, próbując choć trochę uspokoić galopujące serce. Niespecjalnie mi to wyszło, ale przynajmniej opanowałam zdenerwowanie widoczne na mojej twarzy. Nie chciałam, żeby Purdy coś zauważył.
Ash dalej spał. Zmieniłam zdanie i jednak zawróciłam do kuchni. Usiadłam przy stole, opierając głowę na ręce. Niepotrzebnie tak się zdenerwowałam rozmową z Andy'm. Przecież on chce dobrze. Martwi się o Purdy'ego. Jednak nie mogę mu nic powiedzieć. Nie potrafię. Sama nie wiem, czego się boję. Ja wiem, że Ash cierpi. Ale odnoszę wrażenie, że gdyby wiedział, że przez swoje chlanie "tylko" straci BVB, nie przestałby. Black Veil Brides to jego życie. Ale chyba nie cieszy go już tak, jak kiedyś. A tak, to przynajmniej wie, że jeśli coś odwali, skrzywdzi nie tylko siebie... Ugh dlaczego życie musi być takie trudne? Złapałam powoli nóż leżący przede mną. Zawsze miałam do nich słabość. Może to jakiś znak? Nigdy się nie cięłam, bo się bałam. Nawet nie bólu, bo ten zadawałam sobie codziennie. Widok krwi też jakoś specjalnie mnie nie obrzydzał. To wszystko było kiedyś. Teraz trochę się pozmieniało. Obracałam nóż w dłoniach, bawiąc się ostrzem. Ciekawe, czy to naprawdę pomaga? A może warto spróbować? Właściwie, to co mi szkodzi?
-Ann, co ty robisz?- z zamyślenia wyrwał mnie Jake, pochylając się teraz nade mną.
-Nic.- potrząsnęłam lekko głową, żeby wrócić do rzeczywistości.
-Odłóż ten nóż, zanim się skaleczysz.- ostrożnie mi go zabrał. Uśmiechnęłam się lekko, udając, że wszystko jest w porządku. Nie mogę wzbudzać żadnych podejrzeń, bo inaczej nie dadzą mi żyć. A mam ambitne plany na przyszłość.
-Wyspałeś się?- zmieniłam temat.
-Tak. I to bardzo. Ta cisza jest cudowna. Mógłbym tu zostać na zawsze.- rozmarzył się.
-Wstrzymaj się z tym jeszcze trochę. Jesteś nam potrzebny.
-Ile razy mam ci powtarzać, że nie ma ludzi niezastąpionych? Przecież już nawet ty ogarniasz połowę moich solówek gitarowych.- stwierdził Pitts, robiąc sobie kanapkę.
-Przesadzasz. Po prostu mam zajebistego nauczyciela.- wzruszyłam ramionami.
-Gdybyś nie miała minimalnego talentu, to moje lekcje nic by nie dały.
-Jedyny talent, jaki posiadałam, to do bicia się. Ale go straciłam.- mruknęłam obojętnie.
-To może poszukaj nowego?- zaproponował Jinxx, stojący za mną.
-A co? Chcesz mnie uczyć gry na skrzypcach? Lepiej nie, jeśli cenisz swój dobry słuch.- odwróciłam się do niego.
-Są jeszcze inne instrumenty.- puścił mi oczko.
-O nie! Nie jestem uzdolniona muzycznie i to mi się już nie zmieni.- zaprotestowałam.
-Ronnie twierdzi, że ładnie śpiewasz.- wtrącił CC. On już wstał?! I nie jako ostatni? Cud.
-To było dawno temu. Wtedy to jeszcze czaaasem umiałam nawet zagrowlować. Uczyłam się razem z tym debilem.- Uśmiechnęłam się do wspomnień.
-Serio?! Spróbuj teraz!- ryknęli chórem.
-No chyba nie! Wychodziło mi to tylko i wyłącznie po wypiciu kilku kieliszków czystej. To podobno najgorszy sposób, ale grunt, że działał.- uniosłam brew.
-Weź, z opowieści twoich i Radke wynika, że wy tylko balowaliście. Dziwne, że on jeszcze daje radę śpiewać.- prychnął Coma.
-Zawsze mógł się stoczyć na samo dno. Właściwie, to dużo mu nie brakowało. Na szczęście wyszedł na ludzi.- przeciągnęłam się, wstając.
-Dobrze, że nie poszłaś w jego ślady.- uśmiechnął się Jeremy. Odwzajemniłam gest, nic nie mówiąc. Nie chciałam wyprowadzać go z błędu. Wiem, że Ronnie powiedział im o moich eksperymentach z prochami i lekami. Nie wiedział tylko, że do tego wróciłam. Ostatnio coraz częściej sięgałam po psychotropy. Z każdym kolejnym zażyciem działały coraz słabiej. Niedługo będę musiała sięgnąć po silniejsze środki. A wtedy lepiej, żebym była jak najdalej od chłopaków.

Jakiś czas później

Perspektywa Ashley'a

Stałem z naszą ekipą, szykując się do występu. Przed nami grał jeszcze Ronnie, więc postanowiliśmy go "powspierać", czyli wtopić się w tłum i buczeć. Niestety Ann stanowczo się temu sprzeciwiła, a wtórował jej nasz ochroniarz Matt, tłumacząc się środkami ostrożności. Nie dadzą się ludziom pobawić, sztywniaki. Traktują nas jak małe dzieci. Zgarnąłem z lodówki piwo i obrażony stanąłem z boku, za bramkami. Jeszcze mi teraz fanów do szczęścia brakuje. Mała oczywiście latała z wywieszonym językiem za Radke. On nie był jej dłużny. Ja rozumiem, że oni są dla siebie ważni, ale bez przesady.
-A ty co masz taką minę?- zagaił mnie Andy.
-A nie mogę?- burknąłem.
-Ooo widzę, pan basista nie w humorze.- zaśmiał się.
-Młody, dawno od nikogo nie oberwałeś?- zirytowałem się.
-Wyluzuj. Tylko żartowałem. To co się dzieje?
-Nic.- wróciłem do obserwacji wcześniej wspomnianej pary.
-Uu. Jasne. Widzę na kogo patrzysz. Nie powinieneś być zazdrosny.- stwierdził Biersack.
-A ty niby nie jesteś? Traktujesz ją jak młodszą siostrę. Jest twoją najlepszą przyjaciółką. A tu nagle pojawia się Ronnie i zabiera ją sobie.- gwałtownie wyrzucałem z siebie słowa.
-Owszem. Boli mnie to. Ale wiem, że Ronnie to być może jedyna osoba, która ma jeszcze znikomy wpływ na Ann. Nie widzisz, co się z nią dzieje?! Znowu zamyka się w sobie i staje się oschła. Było dobrze i coś się spierdoliło. Stary, to się nie skończy dobrze.- Andy wysyczał, łapiąc mnie za ramię. Spojrzałem na niego zaskoczony. Zauważyłem, że mała nie jest sobą, ale nie sądzę żeby... Żeby... Eh, kogo ja oszukuję. Wiem, że jest źle, ale za wszelką cenę nie chcę do siebie dopuścić myśli, że ona może coś odwalić. Każdy, tylko nie ona. Nie moje maleństwo. Nie jest twoje... Ohh zamknij się. Już nawet we własnych myślach nie mogę mówić, jak chcę?!
-Andy ja to wszystko rozumiem. Ale nie potrafię sobie z tym poradzić.- powiedziałem wbrew sobie.
-Stary, ile ty masz lat?! Skoro nie radzisz sobie z tym, co czujesz, to nie wiem. Pogadaj z nią. Zrób coś, żeby ci ulżyło. Bo póki co, tylko wszystkich wkurwiasz swoim rozkojarzeniem.- objechał mnie mój kumpel.
-Co? Przecież ja wcale nie jestem rozkojarzony!- oburzyłem się.
-Niee. W ogóle. Przecież ty od zawsze tak się mylisz na koncertach.- rzucił mi pobłaźliwe spojrzenie. Przygryzłem wnętrze policzka, nic nie mówiąc. Zauważył. Kurwa! A myślałem, że jak gram na basie to tego tak nie słychać... W tym momencie podeszła do nas Ann.
-I jak tam?- posłała nam promienny uśmiech.
-Świetnie. Ja lecę. Muszę ułożyć włosy. Na razie.- przytulił ją Biersack. Błagałem go spojrzeniem, żeby mnie nie zostawiał, ale ten tylko puścił mi oczko. Pokręciłem bezradnie głową.
-Co się stało?- mała zmarszczyła czoło.
-Nic. A ty jak się bawisz z Ronnie'm?- starałem się, aby moje pytanie zabrzmiało całkowicie niewinnie.
-Jest okej. Choć wolałabym być gdzie indziej.- mruknęła, siadając na barierkach.
-To znaczy?- zdziwiłem się. Byłem pewien, że najlepiej się czuje, mając obok RJ'a, nieważne, gdzie są.
-Mniejsza.- zaczęła się bawić palcami.
-Ann. Ja wiem, że mi nie ufasz, ale czasem mogłabyś nie udawać, że jest dobrze, skoro na kilometr widać, że nie jest.- westchnąłem, stając obok niej.
-Jestem zmęczona. Tylko tyle.- wzruszyła ramionami. Bujać to my, ale nie nas...
-Kłamiesz.- powiedziałem pobłaźliwie.
-Skąd wiesz?!- spytała zaskoczona.
-Zawsze, gdy próbujesz coś ściemnić, patrzysz wyzywająco w oczy, a normalnie unikasz kontaktu wzrokowego.- posłałem jej triumfujący uśmiech. Ann mrugała zakłopotana, intensywnie myśląc, gdy próbowała już coś odszczekać, wtrąciłem: -Ee e. Nawet nie próbuj.
-Nie dręcz mnie.- bąknęła rozżalona.
-Ja? Ciebie?! Kociaku, nie myl troski z dręczeniem. To jak? Co się dzieje?- zacząłem jeszcze raz.
-Przecież mówię, że nic. I daj mi spokój. Reszta już idzie.- kiwnęła głową w stronę chłopaków, którzy do nas zmierzali. Prychnąłem pod nosem. Teraz jej się udało, ale ja nie odpuszczę. Za stary jestem na takie gierki.
-Czemu nie mówiliście, że Ronnie już zaczął koncert?- spytał nas z wyrzutem CC.
-A nie słyszałeś?- Annie uniosła brew, po czym wymieniliśmy zdezorientowane spojrzenia.
-Ale liczyłem, że ktoś o mnie pomyśli.- zasmucił się perkusista. Okeeej. Nie wiem, o co mu chodzi, ale dobra.
-CC... Błagam. Nie dziś.- wiewiórka wzniosła oczy do nieba. Usłyszałem cichy chichot Jinxx'a. Skupiliśmy się na występie Falling In Reverse. Nie powiem, całkiem nieźle brzmią. Niekoniecznie moje klimaty, ale jednak Radke nas wspiera, więc nie będę złośliwy. Nie dziś. Ale odbiję to sobie następnym razem hahah. Gdy będę poza zasięgiem pięści młodej.
-Jeezu co on ma na sobie? To jest spódnica? Sukienka?- jęknął Andy.
-Mnie nie pytaj. To Ash jest tu projektantem mody.- wyszczerzył się Jake.
-Wal się.- powiedziałem obojętnie.
-Eeej. A może to to, co noszą Szwedzi?- „zabłysnął” Christian.
-Jak już, to Szkoci, idioto. Widzisz tam gdzieś kratę? Bo ja nie.- załamałem się.
-Zamknijcie się w końcu. Po koncercie go spytacie, co na siebie wbił.- burknęła jedyna kobieta w naszym towarzystwie. Andy zaśmiał się szyderczo, odpalając papierosa. Ronnie skończył jedną z piosenek i rozpoczął jakiś monolog. Próbowałem się skupić na tym, co mówi.
-Moi drodzy, jest tu dziś z nami pewna osoba, bardzo dla mnie ważna.- zaczął Radke. Wszyscy, jak na zawołanie spojrzeliśmy na małą. Ona za to zmrużyła oczy, prostując się. Tymczasem Ron kontynuował:
-Wiem, że ona nigdy się na to nie zgodzi, ale chciałbym, żeby stanęła tutaj, obok mnie. Chłopaki, pomożecie?- tym razem zwrócił się do nas. Ann zeskoczyła z barierek starając się jak najciszej wycofać. Niestety dla niej, Andy sięgnął jej dłoni, swoimi długimi rękami. Choć raz się na coś przydały.
-No mała. Nie daj się prosić. Pomóżcie sprawić, żeby Ann się tu pojawiła.- grzmiał ze sceny Ronnie. Annie szarpała się lekko, nie chcąc robić scen. Co robić? Albo zabije mnie ona, albo Radke. Ale jeśli pomogę Ronnie'mu, to jest szansa, że on uratuje mnie przed nią. Okej. Rzuciłem młodej przepraszające spojrzenie, po czym złapałem ją w pasie i zarzuciłem na ramię. Fani stojący najbliżej nas, zaczęli gwizdać i klaskać.
-Co ty robisz? Postaw mnie! Nie masz pojęcia, do czego on chce mnie zmusić!!!- syczała mi do ucha.
-Nie mam wyjścia. Inaczej zrobiłabyś obciach Radke.- wyjaśniłem, kierując się w stronę sceny.
-I tak mu go narobię! Pożałujesz, że się urodziłeś Purdy.- warknęła. Nic na to nie odpowiedziałem. Po chwili pojawiłem się pod sceną, podając dziewczynę Ronnie'mu.
-Dzięki stary. No mała, to teraz się zabawimy.- zaśmiał się złośliwie wokalista. Widać, że to rodzina...