czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 65

Brakuje jeszcze jakieś 5 komentarzy.
 PIOSENKA NA DZIŚ
Ash ze mną na rękach twardo szedł w stronę morza, a ja biłam go pięściami po klatce piersiowej. Rany, zaraz chyba dostanę zawału!
-Puuuszczaj!- wrzasnęłam.
-Jesteś pewna? Jak cię puszczę to wpadniesz do wody.- uniósł brew.
-Czemu ty mi robisz na złość?- wyjęczałam.
-Bo lubię cię wkurzać. Okej. Teraz cię postawię.- zatrzymał się. Woda sięgała mu do połowy klatki. Stanęłam niepewnie. Pod stopami czułam piasek. Dno.
-Zmoczyłam się. Więc teraz mogę już wrócić?- poprosiłam.
-Mowy nie ma. Idziemy dalej.- pociągnął mnie za rękę.
-Ashley! Ja zaraz umrę! Albo się utopię!- powiedziałam spanikowana.
-Nic ci nie będzie.- zbagatelizował moje słowa. Oplótł mnie jedną ręką w pasie. Po chwili zaczęłam się bać jeszcze bardziej.
-Aaash ja nie czuję dna! Purdy, do cholery!- syknęłam.
-Ja też nie. Trzymaj się mnie.- wyszczerzył się do mnie, łapiąc mnie za biodra. Przerażona złapałam go kurczowo za ramiona.
-Boże. Boże. Boże. Za co?- mruczałam pod nosem, próbując opanować oddech.
-Zaraz narobisz mi siniaków. Przytul się normalnie i rozluźnij.- przyciągnął mnie do siebie.
-Wykończysz mnie nerwowo.- bąknęłam, splatając dłonie na jego karku i wtulając się w niego. Głowę oparłam na ramieniu basisty.
-Zamknij oczy.- poprosił.
-Nie!
-Tak. Nic ci się nie stanie. Chyba coś ci obiecałem, prawda?- odsunął mnie trochę od siebie, żeby móc spojrzeć mi w oczy.
-Nie pamiętam.- odparłam, rozglądając się nerwowo na boki. Byłam tak wystraszona, że ledwo pamiętałam, jak się nazywam.
-Obiecałem ci, że nie zrobię ci krzywdy i nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Nie dam ci się utopić. Ale musisz mi pomóc i się rozluźnić i wygodnie oprzeć.- dał mi buziaka w czoło.
-Boję się.- wyjąkałam.
-Nie masz czego. Zamknij oczy. Będzie ci łatwiej.- powiedział cicho. Niepewnie zrobiłam, co chciał. Oplotłam go bardziej ramionami. Czułam, jak delikatnie głaszcze mnie dłonią po plecach. On mnie wykończy. Naprawdę. Oddychałam głęboko, stopniowo się rozluźniając. Podciągnęłam się trochę. Czułam się dość... niekomfortowo, bo przecież on był praktycznie półnagi, a ja tylko w bikini. I stykaliśmy się klatkami. Serio Anka? Na stare lata robię się cnotliwa... Wokół siebie słyszałam szum wody. To było takie miłe uczucie. Znów zachciało mi się spać. Czułam się tak cudownie. Już przysypiałam, gdy doszedł do mnie jego szept:
-Chcesz zasnąć mi w ramionach?
-Uhm.- wymruczałam, całym ciężarem ciała opierając się o basistę. Dużo mi nie brakowało do całkowitego odlotu.
-Boisz się jeszcze?- spytał, opierając się czołem o moje. Uniosłam trochę powieki.
-Nie. Chyba nie. Zadziwiasz mnie.- odpowiedziałam po chwili.
-Nie jesteś zbyt wymagająca. Niestety ja tak.- gdy mówił, jego wargi zahaczały o kącik moich ust.
-Nie oczekuję niczego od ludzi.- wyjaśniłam.
-A ode mnie?- uniósł brew.
-Że będziesz profesjonalistą i postarasz się nie udawać przede mną.- powiedziałam po namyśle.
-Nie wiem, czy profesjonalista zachowywałby się tak w stosunku do ciebie.- przytulił się do mojego ramienia.
-Możemy o tym podyskutować.
-Potem, teraz mam ciekawsze zajęcie.- mruknął, intensywnie wpatrując mi się w oczy. Nie lubiłam tego wzroku. Był... niebezpieczny. Poczułam, jak wodzi palcem po moim lekko wystającym obojczyku. Momentalnie na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Ash dał mi buziaka w policzek, by powoli kierować się w stronę ust. Nie odepchnęłam go. Po części dlatego, że nie chciałam się utopić, a po części... No właśnie. Gdy nasze wargi już miały się zetknąć, ktoś nam przeszkodził.
-Ludzie! Zbieramy się!- ryknął CC. Szybko odwróciłam głowę w jego stronę. Na szczęście byliśmy w takiej pozycji, że nikt nie zauważył tego, co prawie się wydarzyło.
-Trzymaj się.- powiedział Purdy, kierując się na brzeg. 


Po chwili wszyscy zakładaliśmy nasze ciuchy...

Jakiś czas później.

Siedzieliśmy w restauracji na pożegnalnym obiedzie razem z producentem i jego asystentem. Panowała całkiem sympatyczna atmosfera, a ja starałam się twardo udawać, że nic się nie wydarzyło. Utrudniało mi to wlepione we mnie spojrzenie Ashley'a. Siedziałam między nim, a CC'ym. Na szczęście Coma cały czas paplał i nic nie robił sobie z mojej małomówności. Właściwie to chłopcy myśleli, że należę raczej do grupy właśnie takich ludzi. Nie umiałam przy nich całkowicie być sobą. Czyli gadułą. Tak, jak CC. Chociaż, czy ja dalej nią jestem? Trochę rzeczy jednak się zmieniło. Wpatrywałam się w basistę, zastanawiając się, co on ma w sobie takiego, że nie umiem go odepchnąć. Wkurwia mnie to. To ja jestem panią swojego losu, a tu nagle pojawia się jakiś frajer, rzuca kilka tekstów, całuje i już po mnie. Nie zgadzam się! Nie, kurwa nie!
-Coś nie tak?- spytał Purdy.
-Co?! Nie! Nie. Jest okej.- otrząsnęłam się ze swoich myśli. Dopiero teraz dotarło do mnie, że przyglądałam mu się z dość... niecodzienną miną.
-Aha. Ale weź się tak nie patrz. Chyba, że chcesz, żebym się udławił.- uniósł brew.


-Taaak.- mruknęłam.
-Chcesz tego?- zmrużył oczy.
-Co? Eee nie. Nie zwracaj na mnie uwagi.- machnęłam ręką.
-Właśnie widzę, że jesteś w swoim świecie.- burknął.
-To masz dobry wzrok. Okej, muszę zadzwonić.- wstałam. Skierowałam się do wyjścia. Co się ze mną dzieje? Zachowuję się jak dziecko. Muszę w przyszłym tygodniu iść na trening. Albo coś. Zanim kogoś zabiję. Z tą myślą odwróciłam się gwałtownie, mało nie taranując Andy'ego.
-Wow mała! Spokojnie!- zaśmiał się, łapiąc mnie za ramię.
-Przepraszam.
-Powiedziałbym, że na mnie lecisz, ale to niemożliwe.- puścił mi oczko.
-No niestety. Nie bawię się w kazirodztwo.- wyszczerzyłam się.
-Mi tam taki układ pasuje. Przynajmniej o jedną laskę JuJu nie jest zazdrosna. I mam się do kogo przytulać.- wokalista rozmarzył się.
-Za dobrze się masz.- pokręciłam głową.
-Niee. Jest idealnie.- Andy dał mi buziaka w czoło.
-Właściwie, to po co wyszedłeś?- spytałam.
-Miałem zapalić. Ale o dziwo mi się odechciało.
-Cud.- mruknęłam.
-Powinnaś się cieszyć.- Biersack objął mnie ramieniem i wróciliśmy do towarzystwa.

Następny dzień, sobota.

Dziś chłopaki mieli koncert. Od rana chodziłam poddenerwowana. Wstałam chyba lewą nogą. Znajdowaliśmy się już w klubie, gdzie mieli grać. Latałam w tę i z powrotem, razem z Jason'em załatwiając wszystko. Manager klubu to jakiś idiota. Nie rozumiał prostych poleceń. Warcząc pod nosem najróżniejsze przekleństwa, skierowałam się do wyjścia. Przeszkodził mi jednak Andy.
-Ann! Chodź, poznaj naszych kolegów.- zawołał. Zawróciłam więc z ciężkim westchnięciem, stając obok wokalisty. Przede mną była piątka facetów.
-Czego?- syknęłam.
-Oj dobra, to jest Motionless In White. Ryan Sitkowski, Brandon Richter*,Josh Balz, Chris Cerulli i Devin Sola.- mężczyźni witali się ze mną po kolei.


-A to Ann. Moja siostra, managerka no i dziewczyna Ash'a.
-To ty jesteś tą sławną Anną? Właściwie ludzie mówią mi Ghost, ale ty możesz zwracać się jak chcesz.- puścił mi oczko Devin.
-Świetnie.- burknęłam, w ogóle nie siląc się na uprzejmość. -A czemu sławną?
-Bo wszyscy wiedzą, że Purdy kogoś ma, ale nikt właściwie nie wie, jak wygląda ta „szczęściara”, czyli ty.- zaśmiał się Brandon.
-W sumie to w zespole jest nas sześciu, ale...- zaczął Chris.
-Ta sierota dalej nie odbiera!- koło nas pojawiły się jakieś dwie laski, tryskające wściekłością.
-Co?! Gdzie on kurwa, jest?!- warknął Balz.
-Eee, to moja dziewczyna, Lena.- Ryan uśmiechnął się ujmująco, przedstawiając mnie dziewczynie, którą teraz obejmował ramieniem. 


-A to moje słoneczko, Calley,  - Chris przygarnął do siebie drugą laskę.


-Hej.- powiedziała nieśmiało, wyciągając do mnie dłoń, którą uścisnęłam.
-Cześć. O kim mówicie?- spytałam.
-Ohh, bo jest jeszcze Ricky. Ale go nie ma. To znaczy, miał dojechać sam, bo coś mu przeszkodziło, ale dalej go nie ma. Martwimy się.- wyjaśniła Lena.
-Aha. A za ile macie koncert?- uniosłam brew.
-Za pół godziny.- mruknął Ryan..
-Hahah nieźle. Jak wygląda ten wasz kumpel?- zaciekawiłam się.
-Twojego wzrostu, czarne, dłuższe włosy. I ma kolczyki w wardze.- opisał go Ghost.
-Okej. Słuchajcie, pogadałabym z wami, ale muszę jeszcze coś załatwić. Zobaczymy się potem.- machnęłam im ręką, kierując się do wyjścia. Stanęłam za rogiem, wybierając numer do szefa klubu. Ten jego manager nie wiedział podstawowych rzeczy. Po zjechaniu go z góry do dołu i mściwego stwierdzenia, że w umowie pisało coś innego, niż zastałam w rzeczywistości, obiecał załatwić wszystko. No sorry, ale ten kolo, który miał dziś ze mną współpracować, nie miał nawet przygotowanych wszystkich dokumentów. Potem ja czegoś nie podpiszę i będzie na mnie. Mowy nie ma! Nie dam się tak łatwo. Może i jestem młoda, ale nie głupia! Zadzwoniłam jeszcze z prośbą o poradę do Jonathan'a. Po jego piątym zapewnieniu, że na pewno sobie poradzę i jakby co, on będzie mnie bronić, trochę się uspokoiłam. Wzięłam kilka głębokich oddechów i skierowałam się z powrotem do klubu. Przed drugim wejściem, tym dla ekipy, było jakieś zamieszanie. Przewróciłam oczami, próbując się przecisnąć. Nagle dotarły do mnie strzępki rozmowy:
-Człowieku ja tam muszę wejść!!! Ty nic nie rozumiesz! Zaraz mnie dopadną!- awanturował się jakiś koleś, lekko piskliwym głosem.
-Nie ma akredytacji, nie ma przejścia.- odparł zimno misiek z ochrony. Lubiłam takie akcje, z których potem mogła wyniknąć bójka. Automatycznie się tym zainteresowałam. Może ktoś komuś przywali i będę miała trochę rozrywki?
-Kurwa no!!! Niech to szlag trafi!- chłopak kopał nieistniejące kamienie, poprawiając kaptur na głowie. Z pod niego wystawały ciemne włosy. Coś mi zatrybiło. Intuicja haha.
-Jakiś problem?- podeszłam do nich. Bójka musi poczekać.
-Chłopak nie ma akredytacji, a chce wejść.- wzruszył ramionami ochroniarz.
-Ja pierdolę! Nie dostałem jej, bo nie wszedłem z zespołem! Spóźniłem się!!!- wrzasnął koleś. Taki mały, a ma taką parę w głosie. Wow.
-Eej, opanuj się trochę.- uniosłam brew.
-To nie, kurwa, ty masz za kwadrans koncert!- warknął na mnie. Przyjrzałam mu się. Kolczyki w wardze!!!
-Chwila! Coś za jeden?- spytałam.
-Ricky Olson.- mruknął cicho, bo obok nas stały jakieś dziewczyny, które od dłuższego czasu przyglądały się nam ukradkiem. 


-Hahaha zaginiony koleś od Motionless In White?- zaśmiałam się.
-Znasz nas?- spojrzał na mnie z przerażeniem.
-Tak. Ale spoko. Nic ci nie zrobię. O fuck! Tam są wasze fanki.- wskazałam głową na grupkę dziewczyn, które coraz głośniej piszczały jego imię.
-Kurwa mać! Co ja mam robić?! Ten debil nie chce mnie wpuścić!- panikował Olson, odpalając papierosa. Był tak zdenerwowany, że ciągle gasił sobie ogień. Widziałam, że fanki kończą się naradzać i próbują przypuścić na niego atak. Hotki.
-Chodź.- złapałam go za ramię, ciągnąc w kierunku ochrony i pokazując swoją akredytację.
-Ciebie przepuścimy, ale jego nie możemy.- zaprotestował ochroniarz.
-On wchodzi na moją odpowiedzialność. Zadzwoń na skargę do szefa. A teraz rusz dupę i nas przepuść.- syknęłam, ogarniając wzrokiem dziewczyny.
-Dobra.- westchnął misiek, przesuwając się.
-Rany! Udało się.- Ricky momentalnie się rozpromienił.
-Powoli! Musze się upewnić, że ty to ty. Czemu nie zadzwoniłeś po kogoś?- ciągnęłam go za rękaw za sobą.
-Rozładował mi się telefon. A wcześniej złapałem gumę.- wyjaśnił, machając druga ręką. Stanęłam przed garderobą MIW i załomotałam pięścią w drzwi. Nie czekając na zaproszenie, wjebałam się do środka, wpychając przed siebie Olson'a.
-To jest ta wasza zguba?- spytałam.
-Ricky kurwa!- wrzasnęła cała siódemka, z dziewczynami na czele.
-Tak. To on. Dzięki Ann.- wyszczerzył się Chris. W make up'ie wyglądał lekko przerażająco.
-Spoko. Miłej pracy.- wyszłam z ich pokoju, kierując się do naszej garderoby. Oni są dziwni...

-No gdzieś ty była?!- powitał mnie Purdy.
-Załatwiałam sprawy.- wzruszyłam ramionami.
-Aha. Dobra, co robimy? Nuudzi mi się.- spytał Jake.
-Nie mam pojęcia.- wzruszył ramionami CC.
-Ja idę obczaić ten zespół, co gra przed wami.- poinformowałam ich.
-Tak? Horror się znalazł?- zaciekawił się Andy.
-Kto?- zmarszczyłam czoło.
-No Ricky. Tak na niego mówią.
-Aha. No znalazł, znalazł. Dobra, ja idę.
-To ja z tobą.- podniósł się Jinxx.
Skierowaliśmy się na miejsce obok sceny. Na podwyższeniu z dala od fanów. Na szczęście. Stały tam już Call i Lena. Na nasz widok uśmiechnęły się delikatnie.
-Nie stójcie tak same, tylko chodźcie do nas.- zawołałam je. Jinxx objął mnie ramieniem.
-Eee, a ty nie masz chłopaka?- spytała niepewnie Lena.
-Mam. Ale robię za ich wspólną przytulankę.- powiedziałam obojętnie.
-Ann to nasza mała siostrzyczka.- wyjaśnił Jeremy.
-Aha. Fajnie.- kiwnęła głową. -W ogóle Ricky powiedział, że mu pomogłaś.
-A miałam wyjście?- wzruszyłam ramionami.
-Zawsze mogłaś go olać.- Calley puściła mi oczko.
-To miałabym na sumieniu kilkudziesięciu, jak nie kilkuset zawiedzionych fanów. Nie dzięki. Już i tak mnie nie lubią, bo chodzę z Purdy'm.- skrzywiłam się.
-Właśnie! Chłopaki mówili, że są w szoku, że on tak długo jest w związku. To znaczy, że w ogóle jest.- gestykulowała Call.
-Tak. Ja czasem też się dziwię.- mruknęłam.
-Ann? Mogę cię prosić?- przerwał nam Jason.
-Jasne. Okej. Oglądajcie, a ja idę pracować.- westchnęłam ciężko, podążając za Potter'em.


Jakiś czas później.

Stałam na korytarzu na backstage'u, uzupełniając dokumenty. Nagle coś, a raczej ktoś, rzucił się na mnie.
-Moja wybawicielko!!! Aniele!! Kochanie, dziękuję!- na mojej szyi uwiesił się Horror. Byłam tak skołowana, że nawet się nie wystraszyłam. Padł na kolana, łapiąc mnie za nogi i drąc w niebogłosy. -Mam u ciebie dług wdzięczności. Zrobię wszystko! Uratowałaś mi życie. Jesteś cudowna!
-Nie przesadzaj.- wykrztusiłam, patrząc na ten cyrk z szeroko otwartymi oczami.
-Mogę wiedzieć dlaczego przytulasz MOJĄ dziewczynę?!- warknął Ash, który nagle pojawił się razem z resztą BVB. MIW już wcześniej przyglądało się nam i krztusiło ze śmiechu.
-Bo jest cudowna! Masz najlepszą dziewczynę na świecie.- odpowiedział Ricky, wciąż oplatając ramionami moje nogi.
-Świetnie, ale puść ją, do cholery!- Purdy próbował go ode mnie odciągnąć.
-Ashley przestań! Ricky, to naprawdę nic wielkiego, ale jeśli chcesz coś dla mnie zrobić, to załatw mi cappuccino.- uśmiechnęłam się promiennie do gitarzysty. Lubię go.
-Co?! Idziesz z nim na kawę?!- Purdy rozdziawił usta.
-On jeden przynajmniej mnie tu docenia. A ty się przymknij i idź przygotować do koncertu.- powiedziałam zimno. Następnie pociągnęłam Olson'a za rękaw.
-Co on taki nerwowy?- Ricky obejrzał się.
-Wstał lewą nogą. Nie przejmuj się.- machnęłam ręką.
-Serio. Uratowałaś mi tyłek. Inaczej Ghost by mnie zgwałcił, Balz pobił, a Chris dobił. To psychopaci!- pokręcił przerażony głową.
-Hahah następnym razem jedź z nimi.- wybuchnęłam śmiechem.
-No właśnie dziś wyjątkowo nie mogłem. Dobrze, że ty byłaś na zewnątrz.- westchnął ciężko.
-Miałeś szczęście.- wzruszyłam ramionami.
-Nie. Jesteś moim aniołem stróżem. Ja to wiem!- odparł.
-Raczej wiedźmą.- mruknęłam.
-Eee tam. Nie wierzę.- uśmiechnął się do mnie uroczo, zaciągając się papierosem. Chyba właśnie stanęło mi serce. Kurwa mać! Czy aż tak brakuje mi faceta?!


Perspektywa Ashley'a

Patrzyłem, jak Ann i Ricky radośnie ze sobą rozmawiają. No zaraz mnie chuj strzeli! Ona jest moja! Nie, wcale nie jestem zazdrosny. Po prostu nie mogę znieść, że ten kurdupel ma z nią lepszy kontakt ode mnie! No sorry, ale to ja jestem przystojniejszy i w ogóle seksowniejszy. Ale jego lubi. Ale ja ją mogę dotykać i całować. Tylko to do niego ciągle się uśmiecha. W dupie to mam! Ten ćwok wszystko zepsuje. W ogóle, to miałem taki piękny plan, a wszystko się zjebało. Miałem ją poderwać i sobie ulżyć. Po wspólnej nocy na pewno przeszłyby mi te głupie myśli i filozoficzne rozterki. Wszystko szło dobrze. Opornie, ale w odpowiednim kierunku. I wtedy ta gówniara musiała powiedzieć, że jest dziewicą. No kurwa! Wszystko trafił szlag! Teraz z wiadomych przyczyn nie mogę jej przelecieć. W końcu ten pierwszy raz powinien być jakiś, no nie wiem, wyjątkowy. A dwa, zrobiłbym jej krzywdę. Nigdy nie byłem delikatny. Chcę tylko seksu, a nie tych wszystkich romantycznych gestów. Nie nadaję się na pierwszego partnera. Kurwa mać! Czemu ona musi być dziewicą? Niezła z niej laska, ma adoratorów, to nie. Się uparła, że poczeka na kogoś, komu zaufa. Pierdolenie! Nigdy nie można nikomu zaufać w stu procentach. I co ja mam teraz zrobić?! Przecież nie wykorzystam jej tak po chamsku. Może po pijaku? Niee. Fakt, nie należę do przyjemniaczków, no ale bez przesady. Jakieś resztki sumienia posiadam. Ale z drugiej strony, taka własna dziewica, to mogłoby być ciekawe doświadczenie. Skoro nigdy tego nie robiła, to nie będzie wiedziała, czy koleś jest słaby w łóżku, czy może wymarzonym kochankiem. Ja oczywiście, należałem do tej drugiej grupy. Ugh, tyle problemów z powodu jednego, głupiego wybryku. Czyli wychodzi na to, że dalej będę musiał sobie radzić sam. Boże! Czemu mi to robisz?! Przecież tak długi brak seksu mi zaszkodzi!
-Stary, co jest?- podszedł do mnie CC.
-Nic.- burknąłem.
-Przecież widzę. Czyżbyś był zazdrosny o Ann?- wyszczerzył się idiotycznie.


-Pojebało cię! O nią? Nigdy w życiu.- prychnąłem.
-Taak. A mordujesz wzrokiem Olson'a tylko z nudów.
-Wal się! Nie jestem zazdrosny. Po prostu wkurza mnie to, że młoda cały czas zwraca mi uwagę, żebym się pilnował z innymi laskami, a sama to co robi?- machałem rękami.
-Tylko rozmawiają. Oj, już dobra. Kto jak kto, ale Ricky jej nie będzie podrywać. On nie jest taki.- „pocieszył” mnie Coma.
-Tak, bo to chodzący ideał. Facet z zasadami, dobrym serduszkiem i pięknym uśmiechem.- warknąłem.
-Teraz zabrzmiałeś jak napalona hotka.- perkusista puścił mi oczko.
-Wiesz co?! Czy ty na pewno jesteś normalny? Zresztą, o czym my gadamy. Idę się przygotować do występu.- skierowałem się do garderoby.

Kilka tygodni później (początek grudnia)

Od kilku tygodni byliśmy cholernie zajęci kończeniem filmu. Na dniach miał się ukazać nasz teledysk. Singiel, który wypuściliśmy, wymiatał na różnych listach radiowych i internetowych. Ta płyta osiągnie sukces. Ja to wiem. W końcu jesteśmy zajebiści. Wspólne dni z Ann wyglądały teraz tak, że ciągle się kłóciliśmy, na przemian z ustalaniem szczegółów w pracy. Czaaasem, od wielkiego dzwonu robiliśmy coś razem. Najczęściej było to oglądanie filmów. Z lekkim niepokojem obserwowałem jej rosnącą zażyłość z Motionless In White. Zwłaszcza z Ghost'em i Horror'em. Ten pierwszy nawet jej doradzał w doborze kosmetyków! I wcale nie przeszkadzało im to, że pomiędzy Los Angeles, a Scranton są 3 godziny różnicy czasu. Co i rusz umawiali się na rozmowy przez komunikator. Szlag mnie trafiał, ale przynajmniej wtedy była milsza dla otoczenia i miałem spokój od jej zrzędzenia.
Jinxx kazał nam wszystkim zebrać się w salonie, bo miała dzwonić Sammi. Nie wiem, po co ja tam jestem potrzebny, ale okej. Usiadłem na podłodze, opierając się o nogi małej, która wyłożyła się na kanapie. Po chwili na ekranie laptopa pojawiła się twarz Doll.
-Cześć kochani.- uśmiechnęła się.
-Cześć.- odpowiedzieliśmy jej chórem.
-Słuchajcie, prosiłam was o wspólną rozmowę, bo muszę coś zakomunikować. Kochanie, tylko się nie denerwuj. Moi rodzice postanowili nas odwiedzić. Chcą się spotkać wspólnie z tobą, Jeremy. I to jak najszybciej.- mruknęła.
-Co? Boże.- westchnął ciężko Jinxx. Współczułem mu. Wizyta teściów to zło.
-Ale to nie koniec. Próbowałam im wytłumaczyć, że mieszkasz teraz z chłopakami, bo macie dużo pracy i wymyślili, że zatrzymają się u was.- powiedziała cicho. O kurwa!
-Ja pierdolę! Okej, to ja się wyprowadzam. Na księżyc najlepiej! Natychmiast!- załamałem się. Tylko nie to! No cholera!
-Eee? Czemu niby? W ogóle, to dlaczego macie miny, jakby ktoś umarł?- zdziwiła się Ann.
-To długa historia!- odpowiedziałem szybko.
-Więc to chyba najwyższy czas, żebyś mnie oświecił!- syknęła.
-Ekhem. Bo widzisz An, moi rodzice, mimo naszego ślubu nie są przekonani do Jeremy'ego.- zaczęła Sammi.
-Do Jinxx'a?!- zdziwiła się młoda.
-Owszem. Nie podoba im się za bardzo muzyka, jaką tworzymy, moje tatuaże, makijaż itd.- westchnął ciężko. -Twierdzą, że Sam nie będzie ze mną szczęśliwa.
-No proszę was! Przecież wy idealnie pasujecie do siebie!- oburzyła się Ann.
-To ty tak sądzisz.- odparł filozoficznie Ferguson.
-Okej. No, ale co ma do tego Ash i jego wyprowadzka na księżyc?- wiedźma poczochrała mnie po włosach. Nawet nie zareagowałem. Musze coś wymyślić, żeby się stracić.
-Bo widzisz, moi rodzice niespecjalnie za nim przepadają.- powiedziała niepewnie Doll.
-Niespecjalnie?! Oni go nienawidzą!- prychnął Andy.


-Dzięki, kurwa! Umiesz podnieść na duchu!- warknąłem.
-Taka prawda stary.- wzruszył ramionami.
-DOBRA! Może mi ktoś wyjaśnić wszystko?!- podniosła głos ruda.
-Ehh. Na początku roku odwiedzili nas rodzice Sammi. Akurat mieliśmy wolne i byliśmy tutaj. Cóż, to co zastali, trochę ich przerosło. Powiem tylko, że przyjechali rano, a dzień wcześniej zrobiliśmy sobie imprezkę.- odezwał się Jake.
-Grubą imprezkę.- dopowiedział CC.
-Aha. Rozumiem.- Ann kiwnęła głową.
-Ale to jeszcze nie wszystko.- burknął Jinxx. Fuck! Zaczyna się...

*Brandon- trafił tutaj, bo nie znalazłam innego zdjęcia MIW, gdzie mogłabym obciąć Ricky'ego.
**************************
Miałam jeszcze nie dodawać i zrobić to jutro, tak, jak zwykle, ale stwierdziłam, że nie mogę zawieść reszty+są osoby, które znam, o których wiem, że nie mogły skomentować.
ŻADNA piosenka mi nie podpasowała. Uuuch. I wkurza mnie Ann. Jakbym spotkała taką na ulicy, to bym udusiła :D
TaaaDaaaam! Motionless In White. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie pośmiała się Horror'a. Uwielbiam go (w końcu niedługo będzie moim chłopakiem:P Ten uśmiech^_^), no ale to silniejsze ode mnie. Tak tam, mała, urocza sierotka. 
I proszę bardzo Calley i Imperfecta. Especially for you, sweethearts♥ Calley i Lena.
Tak się zastanawiam, co mnie podkusiło, żeby to z Ash'a zrobić kolesia, z którym będzie wykłócać się Ann. Miałam zaćmienie umysłu chyba... Ale z drugiej strony, kto z BVB byłby lepszy w tej roli? Za błędy sorry, ale pisałam ten rozdział w zeszłym roku i już dawno go nie sprawdzałam.
P.S. Pozdrawiam moją mamę♥ Ja wiem, że Ty wiesz, że ja wiem, że Ty wiesz.
P.S.2 Już wiem, czemu koleżanka stwierdziła, że wyglądam strasznie, gdy obrysuję sobie czarną kredką oczy. Przypominam wtedy Chris'a na tym gifie, zwłaszcza, gdy uniosę brwi... Teraz to do mnie dotarło:/
Enjoy. Vixen.

!!! 27 komentarzy=Nowy !!!