niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 52


Pobiegliśmy w stronę z której dochodził krzyk. Zobaczyłem jak Tony trzyma Ann. Na ten widok coś we mnie wstąpiło. Podleciałem do niego, odciągając go od niej i z całej siły przyjebałem mu pięścią w ryj. Zatoczył się, wypuszczając z ręki zakrwawiony nóż, ale nie upadł. Zamachnął się, żeby mi oddać, jednak zrobiłem unik. Uderzyłem go w brzuch. Skulił się, co wykorzystałem na przewrócenie go. Usiadłem mu na klatce piersiowej, okładając pięściami. Tłukłbym go dalej, gdyby ktoś mnie nie odciągnął.
-Ashley! Starczy! Już dość! Opanuj się kurwa!- CC wrzeszczał na mnie, trzymając mnie za ręce.
-Ty chuju! Zabiję cię!!! Zapłacisz za to!- rzucałem się. W tym momencie podleciał do nas Andy, chwytając mnie z drugiej strony.
-Sama chciała! To zwykła kurwa!- wystękał ten gnój, ocierając krew lejącą mu się z nosa.
-Nie waż się tak o niej mówić!- Andy podleciał do niego, łapiąc za szmaty i uderzając kilkukrotnie z pięści w mordę. Następnie rzucił go na ziemię, jak rzecz.
-Uspokójcie się, do kurwy! Zaraz przyjedzie tu policja!- warknął Jinxx.
-Tylko ją straszycie! Ann?- odezwał się Jake. Momentalnie się opanowałem. Spojrzałem na dziewczynę. Siedziała skulona pod ścianą, oplatając rękoma kolana. Miała poszarpaną koszulkę. Na szczęście chyba nie zdążył jej skrzywdzić w „ten” sposób. Andy natychmiast do niej podbiegł.
-Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie!- krzyknęła spanikowana, odsuwając się. Biersack zastygł w miejscu. Jinxx dał mu znak, żeby tak został.
-Ann, spokojnie.- próbował ją uspokoić Pitts.
-Zostawcie mnie!- zaciskała mocno dłonie. Boże... Nie mogę tego tak zostawić. Ona nie może tak cierpieć. Zacząłem się do niej zbliżać. Zatrzymałem się jakieś półtora metra od niej i kucnąłem.
-Annie, spójrz na mnie.- poprosiłem. Zero reakcji. Wpatrywała się tępo w swoje buty. Przysunąłem się troszkę.
-Nie zbliżaj się. Proszę. Zostaw mnie.- powiedziała cicho, kuląc się coraz bardziej.
-Mała, spokojnie. Oddychaj. To tylko ja. Nic ci nie zrobię. Proszę cię, popatrz na mnie.- byłem gotowy ją o to błagać. Powoli uniosła na mnie swój wzrok. Miała oczy pełne łez, które jednak nie wypływały z nich. Była przerażona. Nigdy w życiu jej takiej nie widziałem. Wyciągnąłem dłoń i delikatnie dotknąłem jej ręki. Dopiero teraz zobaczyłem, że z jej ramienia sączy się krew. Pozwoliła się dotknąć. Czułem, jak cała się trzęsie.
-Nie chcę.- wyszeptała. Zbliżyłem się jeszcze bardziej. Teraz klęczałem obok niej.
-Nie bój się. Chcę cię tylko przytulić. Pamiętasz, że mieliśmy umowę? Gdy któreś potrzebowało przytulenia, dostawało je. Ty je teraz potrzebujesz. Oboje go potrzebujemy.- mówiłem cicho, starając się brzmieć spokojnie. Nie chciałem, żeby bała się jeszcze bardziej. -Zrobił ci coś?
-Nie.- pokręciła głową. W tym momencie delikatnie wziąłem ją w ramiona. Spięła się, ale mnie nie odepchnęła.
-Już po wszystkim maleńka. Spokojnie.- głaskałem ją lekko po plecach. Czułem, jak moja koszulka robi się mokra. Wtuliła się mocniej w moje ciało. Posadziłem ją sobie między nogami tak, że teraz trzymałem ją z każdej strony. Przejechałem ręką po jej boku i usłyszałem cichy syk. Odsunąłem dziewczynę od siebie, mierząc ją uważnym spojrzeniem. Pod biustem, tam gdzie przylegał jeszcze stanik, miała zakrwawiony materiał. Ten śmieć ją zranił!
-Boli?- spytałem, jednocześnie zdając sobie sprawę, jaką głupotę palnąłem. Pewnie, że boli.
-To nic takiego.- szepnęła, ocierając nadgarstkiem łzy. Usłyszałem syreny, a po chwili obok nas pojawili się policjanci, zgarniając tego... eh, brakuje słów na takie coś. Schowałem głowę Ann w swoich ramionach, żeby na niego nie patrzyła. Podeszli także do nas sanitariusze.
-Musimy ją zabrać.- powiedział do mnie cicho jeden z pielęgniarzy.
-Nie! Nie chcę! Ja nie chcę!!!- zaczęła się na nowo rzucać.
-Ann. Ann! Spokojnie. Już dobrze.- złapałem ją za ramiona, przyciągając do siebie. Co ja mam teraz zrobić? Złapałem ją lekko za podbródek, żeby spojrzeć w oczy. -Posłuchaj. Musisz tam pojechać. Trzeba ci to opatrzyć i cię zbadać. Zrobić obdukcję. Nie bój się. Pojedziemy tam z tobą.
-Dobrze.- kiwnęła po chwili głową. Pomogłem jej wstać. Podszedł do nas CC, ale na jego widok mała odsunęła się gwałtownie. Wzięła głęboki oddech i skierowała się do ambulansu, wciąż się do mnie klejąc. Chłopaki pokazali, że pojadą za nami.

Pół godziny później.

Siedzieliśmy w ciszy na korytarzu czekając, aż lekarz zbada Ann. W pewnej chwili zza drzwi wyłoniła się pielęgniarka.
-Czy któryś z panów mógłby pomóc? Dziewczyna nie za bardzo chce współpracować.- uśmiechnęła się do nas smutno.
-Ja spróbuję. Jestem jej chłopakiem.- wyjaśniłem. Pielęgniarka kiwnęła głową, wpuszczając mnie. W środku był jakiś lekarz i inna pielęgniarka. No i Ann. Siedziała teraz jak posąg.
-Muszę zrobić obdukcję, a niestety pacjentka nam nie pozwala.- powiedział cicho doktorek.
-Czy nie może jej zbadać jakaś lekarka? Kobieta?- spytałem wściekły. Nie dziwię się, że nie daje się im dotknąć.
-No właśnie nie ma żadnej na dyżurze. Wszystko co się da, zrobią pielęgniarki. Jednak obowiązują nas przepisy.- pokręcił głową. Westchnąłem tylko, przejeżdżając ręką po włosach. Powoli skierowałem się w stronę Ann. Na odgłos kroków lekko podskoczyła.
-To tylko ja, kociaku.- kucnąłem przed nią. Bawiła się palcami. Wyciągnąłem w jej stronę dłoń. Przyglądała się jej, ale po chwili podała mi swoją. Usiadłem koło niej. -Musisz dać się zbadać.
-Nie chcę... żeby ktoś mnie dotykał.- wyszeptała.
-Wiem. Ale sama się zastanów. Nie chcesz, żeby cię bardziej bolało.- odgarnąłem jej delikatnie włosy za ucho.
-To konieczne?
-Tak.
-Ale nie zostawisz mnie?- spojrzała na mnie z wymalowaną paniką na twarzy.
-Pewnie, że nie. Cały czas tu będę.- szybko ją uspokoiłem.
-Dobrze.- kiwnęła głową. Pielęgniarka odetchnęła z ulgą. Podszedł do nas lekarz. Ann zacisnęła oczy. Przytuliłem ją na tyle, na ile pozwalały mi to czynności wykonywane przez faceta. Postanowiłem ją jakoś zagadać.
-Pamiętasz jak piekliśmy razem ciasto?- zacząłem. Poczułem, jak kiwa głową.
-Wbiłem za dużo jajek i o mały włos nie zepsułem wszystkiego.- uśmiechnąłem się na samo wspomnienie.
-Ale wyszło.- szepnęła po chwili.
-Tak. Pierwszy raz w życiu piekłem wtedy ciasto. I wyszło nam idealnie. A pamiętasz, jak oblałaś mnie keczupem? Chciałem cię wtedy zaciągnąć do łazienki i zrobić zimny prysznic.- zdradziłem jej jeden z moich genialnych pomysłów.
-Wtedy bym się rozchorowała.- zauważyła.
-Dlatego właśnie tego nie zrobiłem.- zaśmiałem się cicho.
-Musimy to ściągnąć.- przerwała nam pielęgniarka, wskazując na zniszczoną koszulkę. Była rozdarta w kilku miejscach. W dodatku rany już zasychały. An kiwnęła prawie niezauważalnie głową. Pielęgniarki rozcięły jej bluzkę nożyczkami, żeby ściągnąć ją mniej boleśnie. Stanik też był trochę naruszony, ale jego nie tknęły. Mała syknęła, gdy odrywały kawałki materiału od ran.
-Wypij to kochanie.- druga pielęgniarka podała jej plastikowy kubeczek z jakimiś tabletkami. -To na uspokojenie. Nie martw się, pigułka przestaje działać.
-Jaka pigułka?!- warknąłem, widząc jak Ann posłusznie łyka tabletki. Na ton mojego głosu wzdrygnęła się. Cholera! Miałem uważać.
-Pańskiej dziewczynie podano pigułkę gwałtu.- wyjaśnił mi lekarz.
-Słucham?! Ale jak to? Przecież ona... ona nie wyglądała jakby była pod wpływem tego. Chociaż...- przypomniały mi się słowa gościa z ekipy, że mała dziwnie wyglądała.
-Nie wypiłam wszystkiego.- usłyszałem jej cichy głos.
-Boże, Ann...- zabrakło mi słów. Wiedziałem, jak działa ten narkotyk. Gdyby zadziałał tak, jak powinien, mógłbym teraz nie siedzieć obok niej. Moglibyśmy jej dalej szukać i znaleźć już po... Kurwa mać! Zapierdolę tego chuja! No zajebię!
-Dobrze. Myślę, że już skończyliśmy. Rany nie są głębokie, nie trzeba szyć. Więc blizn też nie będzie. Na oddziale nie mamy potrzeby jej zatrzymać. Proponuję odwiedzić psychologa. Ah, jeszcze trzeba wypełnić dokumenty związane z ubezpieczeniem. Może pan zawiadomić jej opiekuna?- lekarz popatrzył na mnie.
-Ja jestem jej opiekunem.- powiedziałem szybko.
-Dobrze, zaraz się tym zajmiemy. Myślę, że to wszystko. Teraz na pewno policja będzie ją chciała przesłuchać, ale jeszcze na miejscu sanitariusze załatwili, że odbędzie się to dopiero jutro. I tak teraz nie miałoby to większego sensu, bo ona jest w szoku. Uprzedzam, że gdy leki przestaną działać, może jej się pogorszyć. Dam panu tabletki.- kiwnąłem tylko głową. Pielęgniarka podeszła do nas z jakąś szpitalną koszulą, ale pokiwałem przecząco głową. Ściągnąłem swoją koszulę. Pod spodem miałem jeszcze podkoszulek.
-Załóż to, maleńka.- ubrałem ją w ciuch, pomagając zapiąć guziki. Po tych lekach była lekko oszołomiona.
-Musi pan podpisać papiery w rejestracji.- powiedział lekarz. Wstałem, podając rękę małej. Objąłem ją lekko ramieniem w pasie.
-Ash. Nie pozwól... Nie pozwól im mnie dotknąć. Proszę.- spojrzała na mnie niepewnie.
-Damy radę.- starałem się uśmiechnąć. Wyszliśmy na korytarz. Chłopaki na nasz widok podnieśli się szybko, patrząc na mnie niepewnie. Kiwnąłem tylko przecząco głową.
-I jak?- spytał Jinxx.
-Wszystko dobrze. Muszę iść wypełnić dokumenty. Annie, usiądź tu na chwilkę. Zaraz wrócę. Z chłopakami jesteś bezpieczna, pamiętaj.- posadziłem ją na krześle. -CC, pozwolisz na moment?
-Co jest?- popatrzył na mnie, gdy oddaliśmy się trochę.
-Zachowujcie się normalnie. Gadajcie i tak dalej. Po prostu nie zwracajcie na nią uwagi. Jakby jej nie było, kapujesz?- uniosłem brew.
-Jasne. Idź już.- zerknąłem ostatni raz na małą i poszedłem za lekarzem. Po wypełnieniu wszystkich papierów wróciliśmy do hotelu, gdzie położyłem Ann od razu spać.

Perspektywa Ann.

Czułam jego dotyk na moim ciele. Wodził dłońmi po moich żebrach i piersiach. Całował moją szyję,
-Trzeba było się zgodzić. Sama się prosiłaś. To twoja wina.- mówił pomiędzy pocałunkami. Nie miałam siły się bronić. Narkotyk działał. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Powinnam utracić świadomość, a dalej wszystko czuję. Niestety...
-Puść mnie!- wrzasnęłam. Tylko na tyle było mnie stać, bo ciało odmawiało posłuszeństwa.
-Poczekaj. Szybko się zabawimy i będzie po sprawie.
-Puszczaj!!!!

Usiadłam gwałtownie na łóżku, krzycząc.
-Ann! Już dobrze! To tylko sen.
-Zostaw mnie! Zostaw!- krzyczałam, oplatając nogi rękami.
-Annie, to tylko ja. Spokojnie.- ktoś włączył lampkę nocną i przy łóżku zobaczyłam Ashley'a. Rozejrzałam się niespokojnie dookoła. Byliśmy w pokoju hotelowym.
-Ash.- szepnęłam.
-Jestem przy tobie. Wypij to.- podał mi jakąś tabletkę, którą posłusznie połknęłam.
-Śniło mi się.- powiedziałam po chwili, wycierając łzy.
-Wiem. Ale już po wszystkim. Jesteś bezpieczna. Mogę cię dotknąć?- spytał, ostrożnie wyciągając w moją stronę, dłoń. Kiwnęłam lekko głową, obserwując podejrzliwie każdy jego ruch. Bałam się wszystkiego, ale jego, jakby mniej. Usiadł na moim łóżku, obejmując mnie ramieniem. Na jego dotyk cała się spięłam. Anka, uspokój się. To tylko Ashley! Wzięłam głęboki oddech, zaciągając się zapachem basisty. Czułam jego perfumy. Zawsze ich używał. To trochę mnie uspokoiło. Było takie... znajome. Próbowałam się rozluźnić. Po jakimś czasie oparłam się o niego wygodniej, wtulając się jednocześnie. Już przysypiałam, gdy poczułam, jak kładzie mnie na materacu. Gwałtownie otworzyłam oczy, łapiąc go za rękę.
-Nie zostawiaj mnie. Proooszę.- spojrzałam na niego błagalnie. Purdy tylko kiwnął głową. Położył się obok mnie, obejmując ramieniem. Przytuliłam się, układając głowę w zagłębieniu jego szyi. Wolną ręką sięgnął do mojej dłoni, splatając nasze palce.
-Nie bój się. On cię już nie skrzywdzi.- odezwał się.
-Nie chcę o tym myśleć. Pamiętać.- mruknęłam.
-Poradzisz sobie. Jesteś silna. Pomogę ci. Wszyscy ci pomożemy.- dał mi buziaka w czubek głowy. Bałam się zamknąć oczy. Nie chciałam, żeby wyobraźnia znowu podsuwała mi te obrazy. Starałam się oddychać głęboko. O dziwo, zapach Ashley'a mi pomagał. Po chwili usnęłam.

Następny dzień.

Obudziłam się spocona z przyspieszonym oddechem. Chyba znowu miałam koszmar, na szczęście go nie pamiętam. Usiadłam na łóżku, rozglądając się. Obok mnie spał na brzuchu Purdy. Na jego łóżku spali razem gitarzyści, a Andy przytulał się z CC'ym. Wszyscy byli w ciuchach. Czy oni mnie pilnowali w nocy? Wstałam, kierując się do walizki po ciuchy. Muszę wziąć prysznic.
Stałam pod wodą dłużej, niż zwykle. Przy okazji zamoczyłam opatrunki. Stanęłam nago przed lustrem. Wyglądałam koszmarnie. Cienie pod oczami, puste spojrzenie. Powoli zjeżdżałam niżej. Lekkie zasinienia na szyi i ramionach. Szrama na ręce. Pod lewą piersią druga. Ten skurwiel mógł mnie pociąć bardziej. Nawet nie chcę myśleć, co mogłoby się zdarzyć, gdyby nie pojawili się chłopcy. On by mnie... Ugh. Nie przechodzi mi to przez gardło. Bardzo romantyczny sposób na utratę dziewictwa, nie ma co. Owinęłam się ręcznikiem, drugim susząc włosy. Musiałam się na chwilę zamyślić, bo nie usłyszałam, jak w pokoju zrobił się jakiś harmider. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Ann?! Jesteś tam? Otwórz!- to był CC.
-Mała odezwij się!!!- podniósł głos Andy. Otworzyłam im drzwi, przez co do środka gwałtownie wpadł wokalista. Odsunęłam się szybko, przerażona. Biersack chciał mnie dotknąć, ale na widok mojej miny, opuścił rękę.
-Przepraszam.- zagryzłam wargę, patrząc w podłogę.
-Idioci!- usłyszałam cichy syk Ashley'a.
-Chodź młody. Nie będziemy jej przeszkadzać.- Jinxx pociągnął do siebie wokalistę.
-Jak się czujesz?- spytał niepewnie basista. Zostaliśmy sami w łazience. Wzruszyłam tylko ramionami. -Usiądź. Trzeba ci zmienić opatrunki.
-Sama sobie poradzę.- wyszeptałam.
-Nie wątpię. Ale pozwól, że ja się tym zajmę.- spojrzał na mnie prosząco. Usiadłam grzecznie na desce sedesowej. Ash przejechał mi jakimś płynem po ranie na ręce. W sumie, nie wiem co robił, bo nie patrzyłam. Za chwilę miałam tam przyłożoną gazę, owiniętą bandażem. Lekarz kazał tak robić, żeby nacięcie się nie powiększyło. -Eeem... Jest jeszcze druga.
-Najpierw muszę się ubrać.- powiedziałam cicho. Purdy odwrócił się do mnie plecami. Szybko ubrałam majtki i dżinsy. Zamiast stanika założyłam sportowy top. Nie będzie tak bardzo przylegać do rany. -Już.
-Okej. Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy.- popatrzył mi w oczy. No tak. Byłam spięta, w dodatku lekko się trzęsłam. Wzięłam kilka głębokich oddechów, odchylając się trochę do tyłu. Ashley klęknął na podłodze i delikatnie odkrył zranienie. To było głębsze. I zachodziło prawie na pierś. Starałam się nie myśleć, że chłopak właśnie ją dotyka, mimo że tylko przez materiał. Musiał ją lekko unieść, żeby dokładnie oczyścić ranę. Usłyszałam jego ciche westchnięcie. Spojrzałam na niego. Na twarzy miał wymalowane różne emocje. Przez wściekłość, po smutek.
-Śniadanie przyszło!- wydarł się za drzwiami Jake.
-Mama wie?- spytałam.
-Wie. Jonathan też. Musiałem jej powiedzieć, An. To twoja matka. Ale obiecała, że zadzwoni dopiero za kilka dni.- uśmiechnął się do mnie smutno, poprawiając mój top. -Gotowe.
-Dziękuję.- mruknęłam.
-Nie masz za co. A teraz chodź, zanim CC z Andy'm nam wszystko zjedzą. Ci kolesie mają chyba po 4 żołądki.- westchnął znowu, przepuszczając mnie w progu. Wróciłam do pokoju. Na szczęście chłopaki gadali jak gdyby nigdy nic. Jeszcze tylko tego mi brakuje, żeby zwracali na mnie specjalną uwagę. Usiadłam na swoim łóżku. Jinxx postawił przede mną talerz z kanapkami.
-Nie jestem głodna.- powiedziałam cicho.
-Ale i tak musisz coś zjeść.- zauważył Ash. Niechętnie sięgnęłam po jedną kanapkę

Perspektywa Jinxx'a.

Jedliśmy śniadanie, gdy ktoś zapukał do drzwi. Okazało się, że była to para policjantów. Mężczyzna i kobieta. Za nimi weszła jakaś psycholożka.
-Chcielibyśmy przesłuchać panią.- odezwała się spokojnie policjantka.
-Czy to nie może poczekać?- Purdy powstrzymywał się od warknięcia. Ann natychmiast cała się spięła. Przez chwile była... obojętna, a teraz znów się boi. Cholernie było mi jej szkoda. Jeszcze dziś mamy koncert. Muszę uświadomić Ashley'a, że będzie musiał ją zostawić. Od wczoraj cały czas jest przy niej. Zostawiliśmy małą z policją, bo na przesłuchaniu nie mogło być świadków. My już wczoraj złożyliśmy swoje zeznania w szpitalu. Wyszliśmy na korytarz.
-Kurwa! Czemu nikt nie mógł z nią tam zostać?!- pienił się basista.
-Takie prawo, stary.- uśmiechnął się smutno CC.
-Ej, musimy coś wymyślić na wieczór.- powiedziałem. Chłopaki popatrzyli na mnie, jak na idiotę, nic nie kapując. Przewróciłem oczami. -Przecież mamy koncert.
-O cholera! Faktycznie. I co teraz?- Andy przeczesał ręką włosy.
-Gadałem z Jonathan'em. Frank ma przejąć jej obowiązki. Ale co my z nią zrobimy? W garderobie nie będzie się dobrze czuła, bo ciągle łazi tam ktoś z ekipy. Jednak w pokoju też jej samej nie zostawimy.- westchnął Jake.
-Występu też nie możemy odwołać.- zauważył CC.
-Zabiję tego skurwiela! Wszystko spierdolił.- warknął Purdy.
-Ash, uspokój się. Chcesz żeby mała się ciebie wystraszyła? Już i tak boi się nas. Stary, jesteś jedyną osobą, którą do siebie dopuszcza. Nie wiem jakim cudem, ale ona ci ufa. Nie spierdol tego, błagam.- spojrzałem na niego poważnie.
-Też nie wiem, czemu tak reaguje. Przecież z tobą Andy, jest dużo bliżej niż ze mną.- basista wzruszył ramionami.
-Może to dlatego. Nam ufała całkowicie. Tony'emu w sumie też. W sensie, że byliśmy dla niej mili. A on ją zawiódł. Z tobą przerobiła chyba wszystkie kłótnie i utarczki, jakie były możliwe. Może wyczuwa, że poznała cię już z tej gorszej strony i wie, czego się spodziewać?- zastanawiał się Ands. Kurwa.
-To co mówisz, jest bardzo mądre i w sumie masz rację, młody.- pokiwał głową Jake.
-Dobra. To co robimy w takim razie?- wrócił do zasadniczego tematu CC.
-Możemy ją zabrać ze sobą, ale musimy uprzedzić ekipę, żeby nie zwracała na nią uwagi. Poza tym i tak wieczorem jedziemy dalej w trasę. W tour-busie raczej nie uniknie ludzi.- powiedziałem smutno.
-Fakt. Dobrze, że to już końcówka trasy.- westchnął Andy.
Po jakimś czasie na korytarz wyszli policjanci.
-To chyba wszystko. Sprawę zgłosimy do sądu w Los Angeles. Pan Adams został zatrzymany w areszcie.
-Jaką poniesie karę?- spytał Jake.
-Przesłuchaliśmy was i waszą ekipę, która przyświadczyła, że próbował się do niej zbliżyć i często o niej mówił. Jej zeznania jednak są najważniejsze. No i opinia psychologa. Do gwałtu nie doszło, więc kara będzie dużo mniejsza.- westchnął policjant.
-Co takiego?! To może jeszcze powiecie, że on się z tego wywinie?!?!- uniósł się Ashley.
-Nie. Na to szans nie ma, bo nastąpiło uszkodzenie ciała. Na pewno pójdzie siedzieć, ale na ile, to nie wiemy.- wytłumaczyła policjantka. W tym momencie z pokoju wyszła pani psycholog.
-I jak?- spytałem.
-Hmm. Nie jest dobrze. To znaczy, jej stan jest całkiem dobry. Tylko nie chce o niczym rozmawiać. Na żadne tematy. Po prostu zamknęła się w sobie i koniec.- zmartwiła się psycholożka.
-Ale ona zawsze była zamknięta w sobie.- powiedział CC.
-Z jednej strony, to dobrze, bo szybciej wróci do normalności. Z drugiej gorzej, bo na dłuższą metę zaszkodzi jej tłumienie w sobie emocji.
-To co mamy zrobić?- spojrzał na nią Jake.
-Namówić na terapię. Dobrze, to tyle.- policjanci i pani psycholog pożegnali się z nami. Popatrzyliśmy po sobie. To się w życiu nie uda...

Perspektywa Ann.

Leżałam na łóżku, wgapiając się w sufit. Wizyta tej baby mnie zdenerwowała. Proponowała mi terapię. Jakby to miało mi w czymś pomóc. Taak. Oczywiście. Mi już nic nie pomoże. Usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Szybko zamknęłam oczy. Ktoś, podejrzewam, że Ash, podszedł do mojego łóżka. Reszta chłopaków wyczuwała mój strach i przezornie trzymali się z daleka. Czułam na sobie spojrzenie basisty, więc otworzyłam oczy.
-Jak się trzymasz?- spytał cicho. Wzruszyłam tylko ramionami. Sama nie wiedziałam. Byłam totalnie obojętna. Pusta w środku. Noo chyba, że koło mnie pojawiał się jakiś mężczyzna. Wtedy zaczynałam panikować.
-Musicie się przygotować do koncertu.- mruknęłam.
-Spoko. Poradzimy sobie. Frank przejmie twoje obowiązki. Ty masz się nie denerwować.- odpowiedział.
-Przeze mnie są same problemy. To moja wina.- wymsknęło mi się.
-CO?! Nieprawda! Nawet tak nie mów. To tylko i wyłącznie jego wina.- usiadł koło mnie.
-Mówiłeś mi, żebym nie zostawała z nim sama.- zauważyłam.
-To już bardziej moja wina, bo jestem twoim opiekunem i miałem cię pilnować.- popatrzył smutno w podłogę. Zapadła cisza. Powoli usiadłam obok niego. Nasze ciała dzieliło jakieś 15 centymetrów.
-Nie mogłeś tego przewidzieć. Nikt nie mógł. Na szczęście nic się nie stało. Znaleźliście mnie w odpowiednim momencie.- szepnęłam, powstrzymując napływające mi do oczu łzy.
-Nie myśl już o tym.- poprosił. Żeby to było takie proste...

Kilka godzin później

Koncert trwał w najlepsze, a ja siedziałam w garderobie, na kanapie i uzupełniałam dokumenty. Stwierdziłam, że muszę zająć czymś myśli. Frank naznosił mi papierów i położył na stoliku, nie podchodząc do mnie. Czułam czasem na sobie spojrzenia innych osób z ekipy, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Dodatkowo, przez te tabletki na uspokojenie byłam lekko oszołomiona. Miałam problemy z zebraniem myśli. Na szczęście to nie wpływało na moje zajęcie, bo biurokrację od dłuższego czasu odwalałam już mechanicznie. Usłyszałam radosny głos CC'ego za drzwiami i uniosłam głowę. Skończyli grać. Sekundę później do garderoby wpadła roześmiana piątka facetów. Ashley od razu zaczął się za mną rozglądać. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się delikatnie. Wróciłam do wypisywania papierów. Chłopcy tymczasem napili się i poszli rozdawać autografy. Złożyłam pod dokumentem ostatni podpis. Zebrałam wszystkie kartki i ładnie ułożyłam. Pozostało mi teraz czekać na zespół. Położyłam się na kanapie i obserwowałam ruchy wentylatora pod sufitem. Nawet nie wiem kiedy, usnęłam.
***********
Z wiadomych przyczyn w rozdziale nie ma żadnego zdjęcia. Ale na koniec wrzucę jedno. Musze przyznać, że na początku Ann miała zostać zgwałcona. To miała być najprawdziwsza drama. Jednak, ze względów prywatnych i nie tylko, zrezygnowałam z tego. Może też dlatego, że gwałt i akceptowanie Ashley'a, byłoby w prawdziwym życiu nierealne, a tak, wszystko da się wytłumaczyć w miarę logicznie. I daje szansę, na pokazanie, jak zachowa się Ann dalej.
Jak dla mnie troszkę kijowo wyszedł mi ten rozdział. Cóż, w głowie wygląda to wszystko inaczej, niż tak, jak to opisałam. Ahh no i dziękuję za komentarze♥. To bardzo budujące. Dużo osób to czyta, więc moglibyście napisać chociaż słowo:P Jak są jakieś błędy, to możecie mnie uświadomić. Ostatnio jestem zakręcona. Akcja pooowoli toczy się do przodu. Ale to chyba lepiej dla Was;) Wiadomo, jak ktoś ma jakieś pytania, czegoś nie zrozumiał, albo chce próbować coś ze mnie wyciągnąć, to zapraszam na grupę. A jak ktoś chce, to może reklamować mojego bloga gdzieś tam:P Dziękuję. NARA.
!!! 23 komentarze=nowy !!!

czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 51


Następny dzień. Sobota.

Obudziły mnie jakieś rozmowy. Zaspana uniosłam głowę i zobaczyłam Ashley'a nawijającego przez telefon. Opadłam z powrotem na poduszki.
-Śpiiisz?- dobiegł mnie jego cichy głos.
-Obudziłeś mnie, więc nie.- mruknęłam.
-To nie moja wina, tylko Jake'a. Zaraz nam zrobią tu wjazd.- odparł.
-To oni żyją po wczorajszym?- uniosłam brew.
-No też się dziwię.- przeciągnął się, jednak za chwilę musiał wstać, bo ktoś dobijał się do drzwi.
-Hej gołąbeczki.- zaćwierkał radośnie Jinxx. Za nim weszła reszta BVB. Andy od razu rzucił się na materac, obok mnie.
-I jak wam się udała imprezka?- uniosłam brew.
-Patrząc na twoje samopoczucie, ty skończyłaś lepiej.- wyjęczał wokalista.
-Czemu masz na sobie koszulę Ashley'a?- zaciekawił się Jake.
-Przecież ona często bierze sobie nasze ciuchy.- wtrącił Ash, zanim zdążyłam się odezwać.
-Idziemy na śniadanie?- zmieniłam temat.
-Noo. Coś trzeba zjeść.- westchnął CC. Wyskoczyłam z łóżka, podchodząc do walizki. Wygrzebałam z niej jakieś pierwsze lepsze ciuchy i skierowałam się do łazienki. 10 minut później stałam już przed lustrem i rozczesywałam mokre włosy. Szybko się ubrałam i wróciłam do chłopaków.
-Ty to masz tempo.- popatrzył na mnie z podziwem Jinxx.
-I jak tam twoje konto bankowe? Zostało ci coś?- wyszczerzyłam się.
-Pff. Już nie udawaj takiej troski. Nie jest źle. Sammi głowy mi nie urwie.- wzruszył ramionami.
-Rany, moja głowa.- jęknął Andy.
-Dziecko, jak nie umiesz pić, to nie pij.- poklepał go po tyłku Jake. Serio? Po tyłku?
-Ja się nie spiłam, a też mnie boli.- zauważyłam.
-Ciebie? Z czego?- zdziwił się CC.
-Chyba z niewyspania.- powiedziałam po namyśle.
-To coś ty w nocy robiła?- spytał Jeremy.
-Ej chwila! Właśnie! Bawiłaś się cały wieczór z Ashley'em. Co robiliście?- Andy zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Nic. Tańczyliśmy, piliśmy i tyle.- udawałam beztroskę.
-Tylko tyle? Na pewno? Nie było nic więcej?- dopytywał Coma. Na szczęście w tym momencie z łazienki wyszedł ubrany basista.
-Ooo Ash, właśnie Ann opowiada nam, wasz wczorajszy wieczór.- próbował podpuścić go Andy. Basista szybko na mnie spojrzał. Pokręciłam prawie niezauważalnie głową.
-I co wam takiego opowiedziała?- uniósł brew, szukając dokumentów.
-No właśnie nic. Może ty rozwiniesz?- poprosił Jinxx.
-Nie ma co rozwijać. Głównie to tańczyliśmy i nabijaliśmy się z was. Swoją drogą, CC, ja wiedziałem, ze ty dobrze śpiewasz. W końcu widziałem twój występ z „Living on a prayer” Ale, że znasz takie zboczone piosenki, to nie miałem pojęcia.- zaśmiał się Purdy.
-Ej, ale Jake też dawał radę!- zauważyłam z uśmiechem.
-Dobrze, że tego nie pamiętam.- westchnął Pitts.
-Okej. Idziemy na to śniadanie?- Andy ściągnął swoje zwłoki z łóżka.
-Idziemy. Chodź.- złapałam go za koszulkę i pociągnęłam w stronę drzwi. Ashley szedł z mojej drugiej strony. Reszta ekipy w końcu też wyszła za nami. Wyszliśmy z hotelu, kierując się do jakiejś restauracji.
Usiedliśmy przy stole. Ashley wyjątkowo nie usiadł obok mnie, tylko naprzeciwko.
Było mi to cholernie nie na rękę, bo wciąż się na mnie gapił. Nie za bardzo wiedziałam, jak zachować się po wczorajszym. Najlepiej w ogóle bym o tym zapomniała. Co mi strzeliło do łba, żeby mścić się w taki sposób? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że podobało mi się. To, jak mnie całował i dotykał. Nie czułam do niego, nie wiadomo jakiego, pociągu fizycznego. Nie chcę, żeby on mi się podobał. To wszystko by skomplikowało. Jeszcze gorzej, jeśli on coś poczuje. Na szczęście jest za stary, żeby spodobała mu się taka gówniara, jak ja. Trochę się zabawiliśmy i tyle. Nie wiem czemu, ale gdy wczoraj mu to proponowałam, nie bałam się tak, jak zwykle. Nie ufałam mężczyznom. Owszem, pozwalałam im się dotykać, ale tylko do pewnych granic. Z Ashley'em te granice przekroczyłam. Naprawdę byłam w stanie pozwolić mu na wszystko. On jednak tego nie wykorzystał. Dlaczego? Każdy inny próbowałby mnie zaciągnąć do łóżka. On, nie dość, że tego nie zrobił, to jeszcze sam zaproponował, żebyśmy poszli spać. Okej, jakby nie patrzeć, wylądowaliśmy w tym łóżku. Jednak miałam wrażenie, że nawet gdyby Ash z niego nie spadł i tak by za chwilę odpuścił. Kurwa no! Czy ten człowiek musi być taki skomplikowany?!
-Ann!- dotarł do mnie głos Jinxx'a.
-Co?- spojrzałam na niego nieprzytomnie.
-Pytaliśmy o coś, ale się zawiesiłaś, patrząc na Ashley'a.- wytłumaczył CC. Co? Kurwa!
-Emm, no tak. Nie wyspałam się. Moglibyście powtórzyć?- poprosiłam.
-Chcieliśmy wiedzieć, gdzie dziś mamy koncert.- powiedział Andy.
-Dziś nie macie. W klubie mają awarię prądu. Udało się przełożyć go na jutro w innym miejscu.
-A zdążymy na następny?- zmarszczył czoło Jake.
-Zdążycie. Po prostu czas między występami spędzimy w busie, w trasie.- uspokoiłam ich. -Poza tym, już niedługo koniec.
-Fakt. Cieszyłbym się, gdyby nie to, że musimy nagrać tą płytę i film.
-Film pójdzie wręcz piorunem. Kilka dni i będzie po krzyku. Kiedy wy będziecie nagrywać, będą kręcone sceny bez was. Aha! Jinxx, skończyłeś już swoje dzieło?- spytałam.
-Tak. Wszystko jest idealnie. Ands jest zachwycony.- Ferguson poczochrał go po głowie.
-Świetnie. Zbieramy się? Trzeba się spakować, bo niedługo wyruszamy.- uniosłam brew.
-Okej. To Ashley jedz szybciej i jazda.- pogonił go CC. Spojrzałam na basistę. Medytował nad sałatką.
-No już.- zirytował się, odsuwając talerz. Wróciliśmy do hotelu.
Od razu zajęłam się pakowaniem walizki. Robiłam wszystko, żeby tylko nie patrzeć na Purdy'ego. W pewnej chwili poczułam uścisk na nadgarstku i zostałam siłą posadzona na łóżku.
-Możemy w końcu pogadać?- spytał, siadając obok mnie.
-O czym?- udawałam idiotkę
-Może o wczorajszym wieczorze? Widzę, że masz z tym problem.
-Nie mam żadnego problemu.- burknęłam.
-Jasne. Dlatego w ogóle się do mnie nie odzywasz i unikasz mojego wzroku.- prychnął.
-Zawsze unikam twojego wzroku.- zauważyłam.
-I to mnie wkurwia.- syknął, łapiąc mnie za podbródek i unosząc go w swoją stronę. Myślałam, że będzie zły. Ale jego wzrok był taki... bezradny. Chociaż bardziej spokojny.
-O co ci chodzi?- spytałam cicho.
-Wiem, że to co się stało między nami wczoraj, nie daje ci spokoju. Czemu?
-Nie wiem.- wzruszyłam ramionami, przygryzając wargę.
-Wiesz. Tylko nie chcesz powiedzieć. I nie męcz tej biednej wargi, bo ją zaraz przegryziesz do krwi.- uwolnił ją spomiędzy moich zębów.
-Bo to, co było wczoraj... No. Nie było do końca normalne.- powiedziałam cicho.
-Żałujesz?- spojrzał na mnie uważnie.
-Niee. Raczej nie. Nie wiem. Po prostu dziwnie się z tym czuję. Przecież między nami nic nie ma.- pokręciłam głową.
-Mi się podobało. Ale jeśli to ma cię uspokoić, możemy o tym zapomnieć. W sensie, nie robić z tego sprawy.- uniósł brew.
-Rany, ale rozumiesz, że to było bez uczuć? Zwykła... zabawa. Przez to czuję się jakbym była...- podniosłam głos.
-Nie kończ!- położył mi palec na ustach. -Nie jesteś taka. Po pierwsze: do niczego przecież nie doszło. Ba, nawet nie miało dojść. Po drugie: obydwojgu nam się to podobało, a ty nie miałaś z tego żadnych korzyści materialnych. Więc naprawdę nie ma o czym gadać.- pogłaskał mnie po ramieniu.
-Właśnie. Każdy inny nie zrezygnowałby z takiej okazji. Ty to zrobiłeś, czemu?- spytałam.
-Bo obydwoje byśmy tego później żałowali. Wiesz, jednak całowanie się nie komplikuje tak życia, jak przypadkowy seks.- wzruszył ramionami.
-Ty jesteś... Naprawdę mnie czasem zaskakujesz.- spojrzałam na niego zdziwiona.
-Ja? Czym niby?- zaśmiał się.
-Zgadnij. Ty masz mózg!- odpowiedziałam zszokowana. Na moje słowa Ashley wybuchnął śmiechem.
-Powiedz to mojej rodzinie. Okej. Teraz już naprawdę trzeba się pakować.- wstał, kierując się do łazienki, po kosmetyki. Dokończyłam składanie ubrań i jakiś czas później opuściliśmy nasz hotelowy pokój.

Kilka godzin później.

Dojechaliśmy do Carson City. Tym razem mieliśmy pokój trójkami. W moim, oprócz basisty, spał jeszcze Andy. Właściwie przez przełożony koncert nie mieliśmy za dużo do roboty, więc siedzieliśmy razem z nosami w telefonach i laptopach w pokoju gitarzystów. W pewnej chwili ktoś zapukał do drzwi.
-Jake, rusz dupę i otwórz.- mruknął Jinxx.
-Czemu ja?- oburzył się.
-Bo jesteś najbliżej.- zauważył Ash. Pitts wstał niechętnie, otwierając drzwi. Na progu stał Anthony.
-Hej. Ann, mogę cię na chwilę prosić?- spytał. Westchnęłam, podnosząc się z dywanu. Wyszliśmy na korytarz.
-Co się stało?- zaczęłam.
-Frank kazał mi to przynieść. Masz się tam podpisać.- podał mi plik kartek i długopis. Zaczęłam przeglądać dokumenty. No tak, to była kolejna partia rozliczeń. Złożyłam podpisy w odpowiednich miejscach i oddałam
-To wszystko?- uniosłam brew.
-Dalej nie chcesz się ze mną umówić?- spojrzał na mnie.


-Nie. Dlaczego tak się upierasz, skoro wiesz, że mam chłopaka?
-Bo wiem, że on nie jest ciebie wart. Nawet nie dasz mi szansy wykazać się.
-Tony, proszę cię.- westchnęłam. -Czy ty nie widzisz, że dobrze się z nim bawię? Na przykład wczoraj w klubie?
-Czy wy ze sobą kiedykolwiek rozmawiacie? Bo z tego co widziałem, to nie odklejaliście się od siebie choćby na chwilę.- powiedział zgryźliwie.
-Owszem. Bardzo dużo rozmawiamy. Poza tym, on wie, co lubią kobiety, zwłaszcza ja. Nie rozumiem, dlaczego mamy się nie całować, dotykać i tak dalej.- warknęłam.
-Nie pomyślałaś, że on może być z tobą tylko dla seksu?- zauważył.
-Ciebie już do reszty pojebało?! Wiesz, nawet nie chce mi się o tym dyskutować!- skierowałam się z powrotem do pokoju. Jak ten debil mnie wkurwia! Wparowałam do sypialni, powstrzymując się od trzaśnięcia drzwiami. Chłopaki niestety i tak zauważyli moje zdenerwowanie.
-Ann, co jest?- zmartwił się CC.
-Nic.- potrząsnęłam głową. -Nie zwracajcie na mnie uwagi.- usiadłam na poprzednim miejscu, to jest, dywanie. Jako, że mieliśmy mało przestrzeni, miałam nogi na Andy'm, a sama robiłam za poduszkę Jinxx'owi.
-Na pewno? Tony cię wkurzył?- dopytywał Jake.
-Nie. Naprawdę wszystko w porządku.- zajęłam się laptopem.
-Ej ludzie, co dziś robimy, skoro mamy wolne?- spytał Ash.
-Skoro pytasz, to znaczy, że już masz jakiś pomysł.- zauważył Andy.
-Jak ty mnie dobrze znasz, malutki.- basista objął go ramieniem.
-Spierdalaj. I tak nie poruchasz. Ann ci nie wystarcza?- uniósł brew Biersack. Parsknęłam śmiechem.
-No jakoś niespecjalnie mogę sobie wyobrazić igraszki z małą.- posmutniał Purdy.
-To masz pecha, bo ja ci dupy nie dam. Idź sobie do Christian'a.- wyszczerzył się cwaniacko wokalista.
-Nie, bo CC chce dominować. Jest za agresywny.
-Ja?! Ja jestem za agresywny? Nie moja wina, że to zawsze ty musisz być na górze. Jakbyś był lżejszy, to może bym się zgodził, a tak to tylko mnie zgniatasz, grubasie!- strzelił fochem Coma.

-Grubasie? Licz się ze słowami, debilu!- warknął Ash. Zaczynało robić się ciekawie. Odłożyłam laptopa. W tym momencie przyciągnęli mnie do siebie gitarzyści, którzy teraz rozwalili się pod ścianą, schodząc z linii ognia.
-Żelka?- zaproponował mi Jinxx, podsuwając pod nos paczkę.
-Jak myślicie? Może to nakręcić?- spojrzał na nas pytająco Jake.
-Jak chcesz. Dobra, cicho. Chłonę emocje.- uciszyłam ich, obserwując akcję.
-Andy lubi perwersyjny seks, to z nim się baw.- kontynuował Coma.
-Wal się CC! Ja jestem delikatny i czuły! To wy jesteście zboczeni!- Andy rzucił w perkusistę poduszką.
-Bitwa na poduszki!!!- wydarł się Ashley. Zaczęli obrzucać się nawzajem. Przesunęłam się asekuracyjnie bliżej drzwi. Pierze latało wszędzie. Jake krztusił się ze śmiechu, kręcąc wszystko telefonem. Jinxx też już się turlał po dywanie. Oni są naprawdę tępi. Uświadomić ich, czy nie?
-O kurwa! To będzie epickie! Najlepszy filmik ever.- rechotał Pitts.
-Eeem, chłopaki, a co wam się w tym najbardziej podoba?- uniosłam brew, powstrzymując się od śmiania. Tymczasem trójka idiotów coraz bardziej przypominała kury. W sumie, fajnie to wyglądało. W czarnych ciuchach, z dodatkiem białego pierza.
-No bo są cali ujebani i robią tu taki syf.- płakał Jeremy.
-Aha. A wiecie, że jesteśmy w waszym pokoju?- wyszczerzyłam się cwaniacko. Gitarzyści w momencie przestali się śmiać. Spojrzeli po sobie przerażeni, a następnie wstali gwałtownie. Teraz to ja się śmiałam, jak walnięta. Dopadłam do porzuconego telefonu Jake'a, który wciąż miał włączone nagrywanie. Zajęłam strategiczną pozycję, kręcąc reakcje chłopaków.
-Co wy do kurwy odpierdalacie?!?!- wydarli się. Jednak reszta ich w ogóle nie słuchała.
-Zostawcie te poduszki! Nie widzicie, jaki tu jest syf?!- wrzasnął Jinxx. W odpowiedzi oberwał poduszką od basisty.
-DOŚĆ!- między chłopaków wpadł Jake. Rzucił się na biednego Andy'ego, przewracając go na łóżko. Nastała cisza, którą przerwał mój donośny rechot. Zatkałam sobie dłonią usta, ale było za późno. Piątka facetów w pierzu spojrzała na mnie groźnie.
-Cholera!- mruknęłam, wycofując się w stronę drzwi.
-Ann, chodź tutaj.- powiedział powoli CC, zbliżając się do mnie.
-Jaa, muszę już iść. To pa!- rzuciłam się na klamkę, po czym wypadłam na korytarz. Ci debile zaczęli mnie gonić. Wpadłam do naszego pokoju, ale nie zdążyłam zamknąć drzwi na klucz. Za to zabarykadowałam się w łazience. Oparłam się o ścianę, dysząc co najmniej tak, jakbym przebiegła maraton. Astma stanowczo utrudnia życie...
-Annie, słoneczko. Wyjdź. Przecież nic ci nie zrobimy.- odezwał się przymilnie Jinxx, stojący za drzwiami.
-Eee, no jakoś wam nie wierzę. Wiecie, ja taka nieufna jestem.- odpowiedziałam, jednocześnie pisząc sms'a, do Frank'a. Poprosiłam go, żeby przyszedł do naszego pokoju i pod jakimś pretekstem wyciągnął z niego chłopaków.
-Kociaku, nam przecież możesz ufać. Czy kiedykolwiek coś ci zrobiliśmy?- spytał Ash.
-To jest trudny temat. Wszystko zależy, jak na to spojrzeć.- przypomniałam sobie zniszczone ciuchy.
-Och, nie przesadzaj. No wyłaź.- zirytował się CC. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi pokoju. Nadstawiłam uszu.
-Ooo, cześć Frank, co jest?- Jake otworzył drzwi.
-Chłopaki, jest sprawa. Musicie nam podać początkowe ustawienia na jutrzejszy koncert. Ten klub jest jakiś dziwny i nie wiem, czy wszystko będzie pasować. Musimy obgadać setlistę.- Frank wymyślił najdziwniejszą wymówkę na świecie, ale ok. Ratuje mi facet tyłek.
-Dobra, już idziemy.- usłyszałam westchnięcie wokalisty. Przysłuchiwałam się krokom, po czym nastąpiło trzaśnięcie drzwiami. Odczekałam jeszcze chwilę, po czym powoli uchyliłam drzwi od łazienki. Rozejrzałam się ostrożnie. Pusto. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam z pomieszczenia z uśmiechem na ustach.
-Wybiera się pani dokądś?- podskoczyłam wystraszona na dźwięk głosu Purdy'ego.
-Boże! Chcesz żebym dostała zawału?!- odwróciłam się gwałtownie. -Czemu nie poszedłeś z Frank'iem?
-Bo cię już trochę znam, kociaku. To, że pracuję z idiotami, nie znaczy, że ja taki jestem. Gdyby Frank naprawdę miał problem, to zabrałby nas do tego klubu.- odparł z cwaniackim uśmieszkiem, Ash.
-Aha. Super.- udawałam obojętność, próbując dostać się do swojego łóżka.
-Hej, nie tak szybko. Chyba o czymś zapomniałaś. Ładnie to tak, śmiać się z nas?- przyciągnął mnie za łokieć.
-Eem, bo to śmieszne było. Tylko dlatego. No weeź, przecież mi nic nie zrobisz, prawda?- uśmiechnęłam się przymilnie.
-Z chęcią zrobiłbym ci wiele rzeczy, ale nie sądzę, że w ogóle byś na to zareagowała.- westchnął.
-Jakich rzeczy?- zdziwiłam się.
-Nie chcesz wiedzieć, mała.- puścił mi oczko.
-Okej. Idź się ogarnij, bo masz pióra we włosach.- popchnęłam go do łazienki.
-To wszystko przez ciebie.- mruknął.
-Przeze mnie? A co ja ci zrobiłam?- zmarszczyłam brwi.
-Generalnie, to mnie nie broniłaś.- odpowiedział żałośnie.
-Ojoj, przepraszam. Biedne dziecko nie umie sobie samo poradzić. Ale za to pomogę ci.- weszłam za nim do łazienki i posadziłam na sedesie. Zaczęłam mu wybierać piórka z włosów.
-Uuuu, mam niezłe widoki.- zaśmiał się pod nosem.
-Uważaj.- pociągnęłam go ostrzegawczo za pasemko.
-Ała! No co ja ci poradzę. Sama kazałaś mi tak usiąść.- fakt. Siedział teraz, mając centralnie przed nosem mój biust. Pokręciłam tylko głową.
-Zboczeniec.- burknęłam.
-Uważaj na słowa, kociaku. Dopiero mogę ci pokazać, jaki jestem zboczony.- powiedział groźnie.
-Próbujesz mnie nastraszyć? To proponuję zmienić taktykę, bo ta na mnie nie działa.- westchnęłam. Nagle zostałam gwałtownie posadzona okrakiem na kolanach basisty.
-A co na ciebie działa?- uniósł brew, trzymając ręce na mojej talii.
-Tajemnica.- wyszczerzyłam się.
-Hmm, może sam się domyślę. Ostatecznie trochę się na tym znam.- puścił mi oczko.
-Skromniś z ciebie. Jestem ciekawa, jak radziłeś sobie z tymi laskami, które ci odmawiały.- wstałam z jego kolan, przesuwając się w bok.
-Jeśli pytasz o to, czy brałem je siłą, to nie. Nie musiałem. Mam dar przekonywania.
-Cóż, niektórzy faceci lubią agresję.- wzruszyłam ramionami.
-Ja też czasem lubię. Jakbyś nie zauważyła, to nie należę do delikatnych osób. Ale nigdy w życiu nie zmusiłbym kobiety do czegokolwiek. A już na pewno nie siłą. Nigdy żadnej nie uderzyłem. To poniżej mojej godności.- odparł wyniośle.
-To chyba dobrze.- mruknęłam. -Okej, skończyłam.
-Dobra. Dzięki. Idziemy do jakiegoś klubu?- wróciliśmy do pokoju.
-W sumie możemy. I tak nie ma co robić. Dzwoń do tych ćwoków, żeby się ogarnęli.- podeszłam do walizki, szukając w niej jakichś ciuchów. Następnie poszłam się przebrać. Gdy wróciłam, Ashley przebierał koszulkę.
-Chłopaki się szykują. Jesteś gotowa?- mruknął.
-Tak. Idziemy?
-No. Aha, reszta ekipy też idzie. Nudzi im się bardziej od nas.- westchnął.
-Jakoś im nie współczuję.- wyszłam na korytarz.
-Ty nikomu nie współczujesz.- zauważył Purdy, zamykając drzwi i chowając kartę. Zjechaliśmy na parter do lobby. Ash oddał kartę pani w recepcji. Usiedliśmy na kanapie, czekając na chłopców.

Jakiś czas później.

Bawiliśmy się w klubie w najlepsze. O dziwo, nasza grupa była trzeźwa. Jakoś nikt nie chciał dziś pić. Chyba jeszcze nie pozbierali się po ostatnim hahah.


-Cholera! Miałam zadzwonić!- wstałam gwałtownie.
-Iść z tobą?- spytał Jake.
-Nie. Zaraz wrócę.- wyszłam na zewnątrz. Załatwiłam wszystko i wróciłam do klubu. Jednak na samym progu złapał mnie Tony.
-Ann, możemy pogadać?- spytał poważnie.
-Teraz?- uniosłam brew.
-To zajmie tylko chwilę. Chodź usiądziemy przy barze.- poprosił.
-No dobrze.- westchnęłam. Zajęliśmy krzesła.
-Zamówić ci coś?- spojrzał na mnie.
-Tak. Może być sok.- oparłam głowę na ręce. Adams przywołał barmana, a ja tymczasem przyglądałam się ilości butelek. Po chwili przede mną pojawiła się szklanka z sokiem.
-Bo ja cię chciałem przeprosić. Za te wszystkie teksty.- przyglądał mi się.
-Aha. A co się takiego stało, że odpuszczasz?- upiłam łyk soku. Boże, z czego to jest? Jakieś niedobre...
-Zrozumiałem, że jesteś szczęśliwa z Ashley'em. Obiecuję, że już dam ci spokój.- uśmiechnął się lekko.
-Cieszę się. Jest tyle dziewczyn na tym świecie. Na pewno kogoś znajdziesz.- pocieszyłam go, sącząc sok. Serio, jakoś dziwnie smakuje. Jeszcze mi zatrucia brakuje. W tym momencie podszedł do Anthony'ego koleś z ekipy. Wykorzystałam ten moment i poprosiłam barmana o wymienienie napoju. Podał mi inną szklankę. Spróbowałam. Tak, ten był dobry.
-Przepraszam. Na czym skończyliśmy?- po chwili odwrócił się w moją stronę Tony.
-Na tym, że życzyłam ci powodzenia z innymi.- odpowiedziałam.
-A tak. Cóż, mam nadzieję, że tobie też wyjdzie z Purdy'm. Ładnie razem wyglądacie.
-Hahah dziękuję.- mruknęłam.
-Jak twój sok?- kiwnął głową w stronę mojej szklanki. Ja miałam jabłkowy, a on pomarańczowy.
-Dobry. Chcesz spróbować?
-Niee dzięki.- uśmiechnął się lekko. Rozmawialiśmy tak chwilę o pierdołach, gdy zrobiło mi się niedobrze.
-Ugh, chyba coś mi zaszkodziło.- pomasowałam się po żołądku.
-Co? Ale jak? Może się przewietrzysz?- spytał, dotykając mojego ramienia.
-Nie wiem. Jakoś dziwnie się czuję. Zawołasz któregoś z chłopaków?- poprosiłam. Ash udusiłby mnie, gdybym nic mu nie powiedziała.
-Zadzwonię do nich. Nie zostawię cię samej. Chodź, wyjdziemy na chwilę na dwór.- pomógł mi wstać. Skierowaliśmy się do wyjścia. Kręciło mi się w głowie. Jeszcze chciało mi się wymiotować. Ledwo widziałam na oczy. Odetchnęłam świeżym powietrzem. Jednak Tony dalej mnie prowadził.
-Tony, co ty robisz?- spytałam powoli, widząc, że skręcamy w jakiś zaułek.
-Spokojnie. Nic ci nie będzie.- oparł mnie o ścianę. Jego wzrok był przerażający. Zaczęłam się bać. I to cholernie. O co tu, kurwa, chodzi? Adams przysunął się do mnie, dotykając mojego policzka.
-Czego ty chcesz?- próbowałam go odepchnąć, ale nie miałam siły.
-Ciebie, skarbie. Nie odpychaj się tak. Tylko się zmęczysz.
-Podałeś mi coś!- olśniło mnie.
-Szybko kontaktujesz. To dobrze, bo chcę żebyś to pamiętała, a niestety po tym środku, który ci dałem, to często niemożliwe.- zaczął podciągać mi bluzkę.
-Puść mnie idioto!- krzyknęłam, zbierając w sobie siły. Nie mogłam się rozpłakać. Nie dam mu tej jebanej satysfakcji!
-Trzeba było się zgodzić, kiedy ci proponowałem spotkanie. Nie musiało do tego dochodzić. Wtedy zrobilibyśmy to na spokojnie i powoli.- zacisnął dłoń na mojej piersi. Odetchnęłam głęboko. Patrzyłam wkoło nieprzytomnie. Potrząsnęłam głową i korzystając z chwili przytomności, uderzyłam go w twarz. To go zamroczyło, ale nie zdążyłam uciec.
-Ty suko! Uderzyłaś mnie! Chciałem być miły, ale już dość.- warknął, łapiąc mnie za szyję i wyciągając nóż.
-Puszczaj!!!!- wrzasnęłam. W tym momencie poczułam, jak ostrze wbija mi się w skórę na żebrach.
-Sama się doigrałaś- syknął.
-Zostaw mnie! Puść!- próbowałam się szarpać.
-Teraz się zabawimy.- uśmiechnął się do mnie, przykładając mi nóż do ramienia.

Perspektywa Ashley'a.

Gadaliśmy z chłopakami, gdy coś do mnie dotarło.
-Ej, gdzie Ann?- rozejrzałem się.
-Poszła przecież zadzwonić.- odpowiedział Jake.
-Ale to było dwadzieścia minut temu!- spojrzałem na zegarek.
-Może jest w łazience?- spytał niepewnie CC.
-John, widziałeś może Ann?- Jinxx złapał za łokieć przechodzącego obok nas kolesia z ekipy.
-A tak. Wyszła jakiś czas temu z Tony'm. Trochę blado wyglądała.- odpowiedział. Spojrzeliśmy po sobie z Andy'm.
-Musimy jej poszukać! Nie wyszłaby z nim z własnej woli.- odezwał się grobowym głosem, wokalista.
-Kurwa mać! Miała nie zostawać z nim sam na sam.- uderzyłem pięścią w stół, podnosząc się.
-Myślisz, że mógłby jej coś zrobić?- uniósł brew Jake.
-Nie wiem! On jest jakiś dziwny! Jeśli choćby tknie ją palcem, zabiję go.- warknąłem. Wyszliśmy na zewnątrz, rozglądając się. Skręciliśmy w lewo. Nikogo nie ma.
-Co teraz?- zaczął się denerwować Jinxx. W tym momencie usłyszeliśmy krzyk.
-To Ann!- zatrzymał się gwałtownie CC. Kurwa mać!
**********
Jeeej mam już ponad 20 tysięcy wyświetleń! Jestem w szoku. Patrząc na to, że blog ma dopiero jakieś 3 miesiące z hakiem, to chyba sporo, nie? Jak są jakieś błędy, to sorry, ale umieram:( Co do rozdziału, to nie będę się dziś tu odnosić, bo serio nie daję rady. Jak coś, to pewnie będę na fejsie, więc tam mnie molestujcie (oprócz pytań o nowy). Jestem ciekawa Waszych opinii. Na koniec legendarny filmik z CC'ym, o którym wspominał Ash hahah. CC mój miszcz♥

!!! 22 komentarze=Nowy !!!


poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 50


Siedziałam na swoim łóżku i starałam się nie myśleć o Purdy'm. Nie rozumiem tego człowieka. Naprawdę. Zjadłam ostatni kawałek pizzy i zabrałam się za uczenie geografii. Była dopiero 20. Po jakimś czasie do pokoju wszedł Ashley. Twardo czytałam podręcznik. Usiadł na swoim łóżku. Czułam, że się na mnie patrzy. Po chwili przesiadł się obok mnie.
-Przepraszam.- powiedział cicho. -Wiem, jak mogłaś odebrać moje słowa. Po prostu ja... czasami nie myślę.
-Czasami?- mruknęłam.
-Okej. Nigdy nie myślę.- poprawił się.
-Nie no, czasem ci się zdarza.- powiedziałam od niechcenia.
-An, postaram się bardziej nad sobą panować. Już i tak dostaję od chłopaków burę, za każdy twój gorszy dzień.- westchnął.
-Ashley, to nie o to chodzi, żebyś ty się starał. Po prostu masz z czymś problem, ale zamiast mi to powiedzieć, zachowujesz się... inaczej.- szukałam odpowiednich słów.
-Nie umiem się zwierzać.
-Zauważyłam. Pod tym względem jesteśmy podobni. I do twojej wiadomości: Kina nie powiedziała mi o tobie nic, czego bym już nie wiedziała.- prychnęłam.
-To znaczy...- zaczął, ale mu przerwałam.
-To znaczy, że niepotrzebnie się uniosłeś. Ale teraz nie gadajmy już o tym.
-Wiesz, że cholernie mnie wkurzasz?- spojrzał na mnie.
-Wiem.- z powrotem zajęłam się nauką. Ashley przeniósł się do siebie. Po chwili przyszedł CC i zaczęli grać w karty.

Następny dzień.

Zeszłam na dół, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Od rana nie robiłam nic innego, jak wkuwałam anatomię człowieka. Mięśnie i kości. Wzięłam z lodówki jogurt i wcisnęłam się obok wyłożonego na kanapie Purdy'ego. Jak zwykle robił coś na telefonie. Po raz setny próbowałam ogarnąć lokalizację tych pierdolonych mięśni, gdy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Ja jednak jestem genialna. Wyszczerzyłam się jak psychopatka, odzywając się do basisty:
-Zdejmuj koszulkę.
-Coo???- spojrzał na mnie zszokowany.
-To, co słyszałeś. No już!- ponagliłam go.
-Po co? Chcesz mnie zgwałcić?- uniósł brew.
-Nie. Raczej pomacać.- odpowiedziałam szybko.
-Okeej.- uśmiechnął się cwaniacko, ściągając koszulkę. On chyba myśli, że ja tego nie zrobię.
-Świetnie. A teraz odwróć się do mnie plecami. Możesz wrócić, do tego, co robiłeś wcześniej.- wyjaśniłam, ściągając buty i siadając po turecku za nim. Rozłożyłam sobie na kolanach podręcznik, jednocześnie wodząc palcami po plecach Ashley'a.
-Eem, właściwie to o co chodzi?- spojrzał na mnie przez ramię.
-Muszę wykuć anatomię.- odparłam.
-Uuuu, lubię anatomię. W ogóle, biologia to mój ulubiony przedmiot. Co tam masz?- zaciekawił się.
-Mięśnie i kości.
-Nuuda. Myślałem, że coś lepszego.- westchnął smutny.
-Układ rozrodczy?- uniosłam brew. -Przykro mi, że cię rozczarowałam.
-Co do kości, to Andy jest świetnym kościotrupem. Możesz się na nim nauczyć. Sam szkielet obleczony skórą.- zaśmiał się.
-Świetnie. A teraz buzia w kubeł, bo próbuję się uczyć.
-Maruda.- burknął obrażony. Tak bardzo skupiłam się na nauce, że gdy Ashley lekko się poruszył, drgnęłam przerażona.
-Nie wierć się!- fuknęłam.
-To mnie nie łaskocz!- odszczeknął. W tym momencie, do busa weszła reszta ekipy, a także Kina z koleżankami.
-Eee, co wy robicie?- uniósł brew Andy.
-Kociak uczy się anatomii.- odparł Ash.
-Aha, a czemu na tobie?- zaciekawił się CC.
-Bo on ma tu największe mięśnie.- przewróciłam oczami. -Teraz obróć się przodem.

Perspektywa Ashley'a.

Rozmawiałem z Kiną i jej koleżankami, próbując nie zwracać uwagi na dotyk małej. Nic nie poradzę na to, że jestem tylko facetem. W dodatku już tyle czasu żyję w celibacie. Noo, nie do końca, bo jednak tak się nie da, ale seksu nie uprawiałem już kilka dobrych miesięcy. Trzeba sobie jakoś radzić. Obserwowałem An, próbując się nie roześmiać. Jej skupienie było takie urocze. Ona chyba nie za bardzo teraz kontaktowała ze światem. Co jakiś czas machinalnie poprawiała pasemko, które po chwili znów wpadało jej do oczu. Zaśmiałem się pod nosem, zakładając jej włosy za ucho.
-Co?- spytała, patrząc na mnie zaskoczona.
-Nic. Ucz się dalej.- uśmiechnąłem się do niej lekko. Kurwa! Naprawdę starałem się być dla niej oschły i wredny, ale ostatnio w ogóle tego nie potrafiłem. Nie umiałem przy niej być tym Ashley'em, za którym szaleją kobiety. Co się ze mną dzieje?
-Ashley! Ash! Słyszysz?- dotarł do mnie głos Kiny.
-C-co?- zająknąłem się.
-Pytałam się o coś, ale jesteś tak wpatrzony w Ann, że na nic nie reagujesz.- uśmiechnęła się do mnie lekko. Ja pierdolę! Czuję, jak zaczyna mi się robić gorąco w policzki. Nie stary! Nie możesz się rumienić!
-Co się dziwisz? Zakochał się chłopak.- zaśmiał się Jake. Tsaa, jasne. Spędziliśmy na rozmowach jakiś czas, po czym musieliśmy się przygotować do koncertu. W nocy jedziemy do kolejnego miasta.

Parę godzin później.

-I jak? Podobało ci się?- Andy spytał Ann o wrażenia z naszego występu.
-Noo. Łatwiej powiedzieć, kiedy mi się nie podobało.- westchnęła, ziewając.
-Tony cię nie zaczepiał?- zainteresowałem się. W tym kolesiu było coś, co mnie wkurzało.
-Nie. Wszystko okej.- spojrzała na mnie. Sam nie wiem, może przesadzam. Ale nic nie poradzę na to, że ta mała wzbudza we mnie takie uczucia. Jestem jej opiekunem, fakt. Jednak nawet gdybym nim nie był, czułem się za nią w pewien sposób odpowiedzialny. Może mnie wkurzać, proszę bardzo, ale nie chcę, żeby coś jej się stało.
-Patrzcie! Dostałem list miłosny!- CC darł się tak, że słyszeli go chyba wszyscy w promieniu dwóch kilometrów.
-Pokaż to!- Jinxx wyrwał mu kartkę. -Ty, faktycznie!
-Co?! Jak to?! Jakim cudem on dostał, a ja nie?- oburzyłem się, oglądając kawałek papieru.


-Pff, zazdrościsz i tyle.- Coma wystawił mi język.
-Nieprawda! Ale każdy tutaj powie, że jestem od ciebie sto razy przystojniejszy!- założyłem ręce na piersi.
-Czyżby? Poza tym, nie czepiaj się. Ty masz tu swoją księżniczkę na miejscu. Masz się najlepiej. My za to robimy za słomianych wdowców. Jak chcesz, to zawsze możemy się zamienić. Ty dostaniesz list, a ja Ann.- puścił mi oczko, przytulając małą.
-Łapy precz od mojego kociaka! Mogę jej nie lubić, ale kłótnie z nią są warte więcej, niż jakiś świstek.- próbowałem wyswobodzić An z uścisku perkusisty.
-Ej! Ja tu jestem! Puśćcie mnie obaj! Kretyni.- pokręciła głową, wyrywając się nam i stając obok Jake'a. Wyszliśmy na świeże powietrze, kierując się powoli do tour-busa. Tam czekały na nas już 3 dziewczyny. Kina, Teddy i Kelly.
-Chłopaki. Dziś wyjeżdżacie, więc chciałyśmy się pożegnać.- uśmiechnęła się do nas Kelly. Było nam trochę smutno, ale jeszcze nie raz się spotkamy.
-Ash, mogę cię prosić na słówko?- pociągnęła mnie za łokieć, Kina.
-Jasne.- odeszliśmy trochę na bok.
-Cóż, cieszę się, że się spotkaliśmy. Musimy to niedługo powtórzyć. Może wezmę ze sobą James'a, a ty Ann?- zaproponowała.
-Dobry pomysł. Jak coś, to zgadamy się telefonicznie.- uśmiechnąłem się lekko.
-Wieesz, Ann wydaje się sympatyczna. Naprawdę do siebie pasujecie. My ze sobą nie potrafimy rozmawiać na pewne tematy, ale proszę cię, chociaż na nią się nie zamykaj. Najpierw sądziłam, że jest dla ciebie za młoda. Jednak zmieniłam zdanie. To naprawdę wartościowa dziewczyna. Cieszę się, że jesteś szczęśliwy.- uśmiechnęła się do mnie ciepło. Cholera! Przecież jej nie powiem, że to lipa!
-Taak. Mam nadzieję, że to coś poważnego.- starałem się brzmieć na zakochanego. Tylko jak, kurwa, brzmi zakochany facet?!
-Trzymam kciuki. Okej, ja już idę. Do zobaczenia. Mam nadzieję, niedługo.- przytuliliśmy się i wróciliśmy do reszty. Kina pożegnała się jeszcze z Ann i wsiedliśmy do tour-busa. Kilkadziesiąt minut później jechaliśmy już do innego miasta...

Dwa dni później.

Byliśmy teraz w Santa Cruz. Koncert odbył się wyjątkowo wcześnie, bo już o 18. Umówiliśmy się więc, że pójdziemy do jakiegoś wypasionego klubu wydać trochę pieniędzy. Poza tym, Jinxx musiał w końcu wypełnić zakład i stawiać nam wszystkim drinki. Jake znalazł hotel z ekskluzywnym klubem na dole. Była tam ostra selekcja, więc mogliśmy być pewni, że nikt nie zrobi nam zdjęć. Stałem teraz przy oknie w sypialni, którą dzielę z Ann. Okazało się, że dziś musimy też dzielić łóżko. Zapinałem guziki od mojej czarnej koszuli. Zapiąłem ją tylko do połowy, zostawiając odsłoniętą klatkę piersiową. Kończyłem zawijać rękawy, gdy An wyszła z łazienki. Była w skórzanych legginsach i czarnej bluzce na ramiączkach. Włosy miała upięte w luźnego koka.
-Idziemy?- spytała.
-Tak.- przepuściłem ją w drzwiach. Na korytarzu czekała już na nas reszta chłopaków. Przy bramce do klubu było trochę zamieszania, bo wstęp był od 18 lat, a An jeszcze tyle nie miała. Na szczęście szef ochrony był jakimś kumplem Andy'ego i po szybkim wyjaśnieniu przybił jej fluorescencyjną pieczątkę na nadgarstku. Skierowaliśmy się do zarezerwowanej wcześniej loży. Po drugiej kolejce wszyscy byli już w odpowiednich nastrojach.
Rozejrzałem się po ludziach i zamarłem.
-Kurwa!- warknąłem.
-Co jest?- spytała reszta.
-Miranda.- wycedziłem.
-Kto?- zmarszczyła brwi Ann.
-Jego była... znajoma. Za wszelką cenę próbowała go usidlić, a gdy jej się to nie udało, stwierdziła, że nigdy nie znajdzie ładniejszej od niej i w ogóle, to laski widzą w nim tylko pieniądze.- wyjaśnił usłużnie CC.
-Szmata.- mruknęła Ann, przyglądając się jej. -Chwila! No ja pierdolę! To jest jakiś cyrk!
-A tobie co?!- zdziwiliśmy się.
-Josh. Ten, który jest z tą Mirandą. W zeszłym roku próbował mnie poderwać. Potem stwierdził, że jestem żałosna i niekobieca. Się, kurwa, dobrali!- syknęła.
-Co teraz zrobimy? Na pewno, gdy mnie dojrzy, to podejdzie i zacznie pierdolić, jak to nie wiem, co straciłem.- westchnąłem.
-Trzeba jej zamknąć ryj. Jemu zresztą też. Już ja mu pokażę, jaka niekobieca jestem.- gwałtownie wstała.
-Co robisz?- spojrzeliśmy na nią zaskoczeni.
-Jak to co?! Idę się przebrać! Czas na zemstę! Bawcie się dalej. Ash, jak coś, to nie daj się sprowokować. Mówiłeś, że ona uważa, że nie ma ładniejszej od niej?
-Seksowniejszej.- uściśliłem.
-Okej. To się zdziwi. Wracam za kwadrans.- Ann wypadła z klubu, jak torpeda. Co ona znowu wymyśliła? Jinxx zamówił nam kolejne drinki.
Minęło 10 minut. Widziałem kątem oka, że Miranda mnie poznała. Wypiłem od razu dwa shoty. Reszta zespołu też poszła w moje ślady. Zauważyłem jeszcze, że lożę obok zajęła nasza ekipa od sprzętu.
-Ashley Purdy. Znów się spotykamy.- uśmiechnęła się złośliwie, podchodząc do mnie z tym całym Josh'em. Odrażający typ.

-Też się cieszę, że cię widzę.- spojrzałem na nią kpiąco.
-Ohh, dziś bez żadnych dup? Czyżby w końcu wszystkie się na tobie poznały?- zaśmiała się.
-Jestem tu z dziewczyną.- wyjaśniłem.
-Tak? A gdzie ona jest? Bo jakoś jej tu nie widzę.- rozejrzała się.
-Zapomniała czegoś z pokoju. Za chwilę wróci.
-Pozwolisz, że zaczekamy? Chciałabym ją poznać. Tak w ogóle, to jest Josh. Mój przyjaciel.
-Kolejna dojna krowa? Bo nie wierzę, że poleciałaś na jego wygląd.- powiedziałem złośliwie.
-Pff, nie obrażaj go!- uniosła się.
-A co? Sam nie umie mówić?- uniosłem brew.
-Umiem. Ale nie rozmawiam z facetami, którzy wyglądają jak baba.- odparł.
-Cóż, mojemu kociakowi to nie przeszkadza.- założyłem ręce na piersi. Boże, mam nadzieję, że Ann mnie nie zawiedzie. Inaczej mogę już kończyć dzisiejszy wypad.
-Naprawdę? To sama musi być bardziej męska od ciebie.- zaśmiał się chamsko.
-Sam się przekonasz.- mruknąłem. W tym momencie poczułem szarpanie za dół mojej koszuli. To był CC.
-Co jest?- zmarszczyłem brwi.
-A-Ann... Chyba idzie.- wyjąkał, wskazując jakiś kierunek. Spojrzałem tam i zamarłem. O kurwa! To ona?! Boże i tak wygląda??? Ja pierdolę! Chyba znowu się, ekhem... Fuck!

Perspektywa Ann.

Gdy tylko zobaczyłam Josh'a, to coś we mnie wstąpiło. Przypomniały mi się te wszystkie chamskie słowa, które wypowiedział pod moim adresem. Wkurwiłam się. I to bardzo. Ale dość! Zobaczymy co teraz powie! Zresztą Ashley też twierdził, że nie ubieram się tak, jak laski w jego typie. Na szczęście coś mnie podkusiło, żeby wziąć jedną z sukienek, kupionych mi przez basistę. W sumie, tę najbardziej obcisłą. Cóż, teraz się przyda. Szybko zrzuciłam ciuchy. Wybrałam jeszcze najbardziej skąpą bieliznę. Ubrałam tylko majtki, bo sukienka była tak wycięta, że nie można było założyć do niej stanika. Na szczęście materiał na piersiach był trochę grubszy, niż w innych miejscach. Zmyłam makijaż i szybko pomalowałam się od początku. Tym razem, dużo mocniej. Rozpuściłam też włosy. Raz mogę się poświęcić. Teraz sięgały mi do połowy pleców. Założyłam sukienkę. Kurwa mać! Spalę się tam ze wstydu! Miniówa, ledwo zakrywająca tyłek, z dużym dekoltem i wyciętymi plecami. 
TEJ BABY TU NIE MA JAKBY CO
NIE BYŁO BEZ MODELEK:(
Dobra, kurwa! Raz się żyje! Poza tym, wyglądałam w niej naprawdę dobrze. Korona mi z głowy nie spadnie, jeśli raz się tak ubiorę. Założyłam jeszcze szpilki i byłam gotowa. (włączcie to)
Zjechałam windą na dół i skierowałam się do bramki klubu. Stała tam spora kolejka. Czułam na sobie obleśne spojrzenia męskiej części. Okej. Anka, opanuj się. Nic się nie dzieje. Pamiętaj, po co to robisz. Na szczęście w tym momencie zmienili się bramkarze. Teraz stał tam znajomy Andy'ego. Nie tracąc ani chwili, podeszłam do niego.
-O to ty! Przebrałaś się? Wow! Ładnie wyglądasz.- uśmiechnął się, przepuszczając mnie.
-Dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech, mijając go. Dobra. Teraz spokojnie. Musze oddychać głęboko i iść tak, żeby nie zaliczyć gleby w tych butach. Z daleka widziałam już Ashley'a rozmawiającego z Mirandą i Josh'em. Nagle Ashley spojrzał na mnie. Jego mina-bezcenna. Zamrugał gwałtownie, po czym zlustrował mnie wzrokiem z dołu do góry. Odetchnęłam głęboko, przypominając sobie moją rolę. Uśmiechnęłam się najbardziej uwodzicielsko, jak tylko umiałam i podeszłam do nich.
-Kochanie.- złapałam Ashley'a pod ramię.
-A to jest właśnie mój kociak.- wyszczerzył się, obejmując mnie ramieniem.- Skarbie poznaj moją znajomą, Mirandę i jej przyjaciela, Josh'a. To Ann.
-Ann?!- Josh patrzył na mnie, jakby zobaczył ducha.
-Och, Josh, to ty. Dawno się nie widzieliśmy.- uniosłam brew, następnie spojrzałam chamsko na Mirandę. Jej wzrok wyrażał taką wściekłość, że gdyby nie to, jaka jestem, wystraszyłabym się.
-Jak widzicie, jesteśmy tu ze znajomymi. Muszę już was pożegnać.- powiedział Ash.
-Chodź Josh.- warknęła Miranda, ciągnąć go za koszulę do ich loży. Opadłam na kanapę, a koło mnie Purdy.
-Muszę się napić!- sięgnęłam po kieliszek.
-Wow. Ann, wyglądasz...- Jake machał rękami, szukając odpowiedniego słowa.
-Gorąco...- mruknął pod nosem Purdy.
-Może mi ktoś wyjaśnić, co tu robi Tony?- spytałam.
-Pewnie też przyszedł się zabawić. Nie zwracaj uwagi.- Jinxx podał nam kolejne drinki, trochę przy tym rozlewając. Był już lekko wstawiony.
-Chodź, idziemy tańczyć.- Ashley pociągnął mnie na parkiet. Byliśmy dobrze widoczni dla Mirandy, Josh'a i Tony'ego.
-Ash, wiesz, że nie umiem. Jeszcze mam obcasy.- zauważyłam.
-Dasz sobie radę.- przyciągnął mnie do siebie tak, że między nami nie było nawet centymetra wolnej przestrzeni. Zaczęliśmy tańczyć. Kołysząc się, wymuszał na moim ciele takie same ruchy. Wodził dłońmi po moich odkrytych plecach.
-Łaskoczesz.- zachichotałam.
-Przecież ty nie masz łaskotek. Wiesz, należą ci się przeprosiny.- westchnął.
-Mi? Za co?- zdziwiłam się.
-Że twierdziłem, że nie jesteś seksowna. Jesteś. I to bardzo! Wyglądasz tysiąc razy lepiej, od tej idiotki.- zmierzył mnie zszokowanym spojrzeniem.
-Zaskoczony?- uniosłam brew.
-Trochę. Okej. Tony cały czas się gapi.- Ash szybko mnie pocałował.
-Miranda i Josh też. Ja chcę zemsty na tym debilu! Słuchaj, możemy się na coś umówić?- przyszło mi coś do głowy.
-Na co?- zaciekawił się.
-Nie kłóćmy się dziś, tylko się zabawmy. Tak naprawdę. Nie chcę ciągle myśleć o pracy i tak dalej.
-Podoba mi się. Czyli co? Pijemy, tańczymy i pokazujemy tym frajerom, że jesteśmy najlepsi?- upewnił się.
-Tak. Dziś możesz ze mną robić, co tylko zechcesz. Oczywiście w granicach rozsądku.- powiedziałam ciszej.
-To znaczy, że pozwalasz mi na wszystko?- zdziwił się.
-Owszem. Nigdy nie zrobiłeś mi krzywdy, więc liczę, że teraz też tak będzie.
-I naprawdę mogę zrobić, co chcę?- dopytywał.
-Tak.- przewróciłam oczami.
-A jeśli na przykład zechcę cię pocałować?- spojrzał na mnie wyzywająco.
-To też możesz. I tak musimy udawać.
-Okej. Chodź.- pociągnął mnie z powrotem do stolika. Chłopaki tak dobrze bawili się w swoim towarzystwie, że nawet nie zauważyli, że wróciliśmy. Usiadłam Purdy'emu na kolanach i sięgnęłam po kieliszek. Czułam się cholernie wyluzowana. Może lekko wstawiona. Ale do reszty zespołu było mi daleko. Cóż, w końcu siedzą tu i piją dłużej ode mnie.
-Tony się patrzy.- mruknął mi do ucha Ashley. Wypiłam kolejnego shota, wstając. Po czym poprawiłam sukienkę i usiadłam chłopakowi okrakiem na kolanach.
-Pilnuj, żeby nie było widać mi majtek.- puściłam mu oczko. Położył ręce na moich biodrach.
-Boooże, wy jesteście tacy piękni! Jak... Jak... para królewska.- wyjęczał CC, kładąc głowę na ramieniu Ash'a. On tymczasem jeździł ręką po moim odkrytym udzie, co chwilę zahaczając o brzeg sukienki. Przez to, że siedziałam w takiej pozycji, była jeszcze krótsza.
-Para królewska?- uniosłam brew.
-No co? Przecież jesteś księżniczką, a ja księciem. Dobrze mówi.- zaśmiał się Purdy, obserwując Christian'a, który teraz śpiewał z Jake'iem jakieś zboczone piosenki. Alkohol nieźle działa.


-Mówiłaś, że mogę zrobić wszystko?- jeszcze raz spytał poważnie Ashley. Spojrzałam na niego. W jego oczach było coś dziwnego. Zło, niebezpieczeństwo i... dobra zabawa. Cholera, raz się żyje! Przecież nic mi nie zrobi. Prawda?
-Tak. Podtrzymuję to.- kiwnęłam niepewnie głową.
-Nie bój się mnie.- mruknął, po czym gwałtownie wpił się w moje usta. Drgnęłam, zaskoczona. Jednak po chwili postanowiłam odwzajemnić pocałunek. Ashley przyciągnął mnie mocno do siebie. Jedną rękę trzymał na moim karku, a druga oplatał mnie w pasie. To był inny pocałunek, niż zawsze. Ten był agresywniejszy. Ale cholernie mi się to podobało. Gdy przejechał językiem po mojej dolnej wardze, poczułam ucisk w podbrzuszu. Wiedziałam, co to oznacza. Cholera! Z wrażenia uchyliłam lekko usta, co Ashley natychmiast wykorzystał, żeby pogłębić pocałunek. Jednak teraz, trochę zwolnił. Nasze języki co chwilę się splatały, ale czułam, że Purdy się powstrzymuje. On naprawdę nie chce zrobić mi krzywdy! Przejechałam dłonią po odkrytym fragmencie jego klatki piersiowej. Następnie wplotłam palce w jego włosy, za które lekko pociągnęłam. Ashley zamruczał mi w usta, łapiąc mocniej za udo. Chwilę później poczułam, jak wkłada rękę pod sukienkę, dotykając mojego biodra. W tym momencie poczułam delikatne uderzenie w plecy. Gwałtownie oderwałam się od basisty.
-Ludzie. Pijcie, zanim Jinxx zostanie bankrutem.- wydukał Andy, podając nam kieliszki. Był tak narąbany, że nawet nie zauważył co dzieje się pomiędzy mną, a Purdy'm. Za to Tony widział wszystko. Spojrzałam na niego przelotnie, wypijając zawartość swojego kieliszka. Był wściekły. Dobrze mu tak! Poprawiłam się trochę na kolanach mojego „chłopaka”, który teraz całował moją szyję. Po chwili dotarł ustami do mojego ucha, lekko przygryzając jego płatek.
-Tony jeszcze nie oszalał ze złości?- szepnął mi do ucha rozbawiony.
-Już prawie. Miranda zresztą nie reaguje inaczej.- spojrzałam na blondynę. Gdyby wzrok mógł zabijać, leżałabym trupem.
-Gdybym wiedział, że to na nich tak podziała, już dawno bym to zrobił.- mruknął, zsuwając mi trochę ramiączko.
-A o mnie mówisz, że jestem wredna.- prychnęłam, odchylając na bok głowę, dając mu większy dostęp do szyi.
-Bo jesteś.- uśmiechnął się cwaniacko, lekko ciągnąc mnie za włosy. Przejechał palcami po moim obojczyku, zostawiając za sobą gęsią skórkę. Chryste, czy on musi być w tym tak dobry?! Aż boję się pomyśleć, co by było gdyby... Dość! Przecież to tylko na pokaz.
-Idziemy tańczyć?- spytałam. Jeśli dalej tak będę z nim siedzieć, to przestanę nad sobą panować.
-Skoro ty proponujesz, to nie mogę odmówić.- postawił mnie na podłodze, obciągając mi sukienkę. Uśmiechnęłam się promiennie, idąc na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć. Teraz, po kilku kieliszkach czułam się dużo pewniej. Ashley obrócił mnie tak, że jego klatka stykała się z moimi plecami. Objął mnie w pasie, wodząc dłońmi po moich biodrach i nogach. Byliśmy teraz jednym ciałem. Cóż, czas przestać udawać cnotkę. To, że jestem dziewicą, nie oznacza, że kompletnie nie mam doświadczenia. Ocierałam się zmysłowo o basistę, co chyba mu się spodobało, bo po raz kolejny tego wieczoru, przyssał się do mojej szyi. Nie wiem, ile tak tańczyliśmy, ale straciłam rachubę czasu. Co jakiś czas wracaliśmy do stolika, napić się i sprawdzić czy chłopaki jeszcze żyją. Potem znów szliśmy tańczyć. W pewnym momencie puścili wolniejszą piosenkę. Ashley przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w niego, ręce splatając na jego karku. Czułam jego dłonie nisko na plecach. Poruszaliśmy się delikatnie w rytmie muzyki. Purdy spojrzał mi w twarz. Zawsze peszył mnie jego wzrok. Tym razem też tak było. Przygryzłam dolną wargę, odwracając lekko głowę, W tej samej chwili złapał mnie za podbródek i zmusił do spojrzenia mu w oczy.
-Chyba coś ustaliliśmy. I nie przygryzaj wargi.- powiedział dziwnym głosem. Próbowałam utrzymywać z nim kontakt wzrokowy, co nie było dla mnie łatwe. Przez to znów zagryzłam wargę. Ash cicho warknął, uwalniając ją szybko i wpijając mi się w usta. Napierał na mnie ciałem, zmuszając do zrobienia kilku kroków w tył. Nagle zatrzymałam się, gdyż za sobą poczułam ścianę. Purdy popchnął mnie na nią, przysuwając się bliżej. Wciąż nie przestawał mnie całować, jednocześnie stając się coraz brutalniejszy. Wtargnął językiem do wnętrza moich ust. Z każdą chwilą coraz bardziej podobało mi się to, co robił, więc oddawałam pocałunki. Oderwał się na chwilę ode mnie, by przenieść się z ustami na mój dekolt. Złapał mnie mocno za nogę, by po chwili ją podnieść i ułożyć sobie na biodrze. Oplotłam go mocniej ramionami, żeby nie stracić równowagi. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Jego wzrok wręcz mnie palił. Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że stoimy tak, że jesteśmy niewidoczni dla tej trójki debili.
-Ashley wiesz, że oni nas nie widzą?- spytałam powoli. Rozejrzał się wokół.
-Wiem. Przeszkadza ci to?- wrócił spojrzeniem na moją twarz.
-Nie.- odpowiedziałam.
-To dobrze, bo mi też nie.- uśmiechnął się lekko i znów mnie pocałował. Odepchnęłam go lekko po chwili, żeby zaczerpnąć powietrza. Pogłaskał mnie delikatnie po policzku.
-Musimy zobaczyć, co z chłopakami.- zauważyłam.
-Fakt. Chodź.- złapał mnie w pasie i wróciliśmy do naszej loży, która teraz była pusta. Wyszliśmy z klubu, natrafiając na, teraz już naszego, znajomego bramkarza.
-Ooo. To wy. Wasi kumple przed chwilą wyczołgali się ze środka.
-Wiesz, gdzie poszli?- spytał Ashley.
-Do wind. Widać było, że mieli już dość.- zaśmiał się. Odetchnęłam z ulgą. Chociaż oni nic nie odpierdalają po pijaku.
Pożegnaliśmy się z mężczyzną i też wsiedliśmy do windy. Cały czas trzymałam się basisty, żeby przypadkiem się nie wyjebać na tych cholernych szpilach. Oparłam się o ścianę windy, a Ashley stanął naprzeciwko mnie. Odgarnął mi włosy z ramienia i wodził po nim palcami, nic nie mówiąc. Jego dotyk cholernie mnie podniecał. Bawiłam się guzikiem jego koszuli. Po chwili drzwi windy się rozsunęły i wyszliśmy na korytarz, kierując się do naszej sypialni. Purdy otworzył kartą drzwi i przepuścił mnie w progu. Zdążyłam tylko rzucić torebkę na stolik, gdy zostałam gwałtownie pociągnięta za łokieć. Wylądowałam w jego ramionach. Już miałam coś powiedzieć, gdy poczułam usta Ashley'a na swoich. Podniósł mnie i rzucił na łóżko. Zdjęłam szpilki. Kontynuowaliśmy pocałunki. Ash oparł się na ręce, wisząc nade mną. Włożył kolano między moje nogi, jednocześnie lekko ciągnąc zębami za moją wargę. Odgarnęłam mu włosy z twarzy. Przejechał wolną dłonią po moim brzuchu, żebrach, kierując się do piersi. Jednak ominął je i wsunął mi rękę pod plecy. Przyciągnął mnie do siebie, jednocześnie przekręcając się na bok. Nie zauważył jednak, że kończy się materac i z hukiem wylądował na podłodze, a ja na nim. Podparłam się szybko na łokciach, pytając:
-Nic ci nie jest?- w odpowiedzi Purdy ryknął niekontrolowanym śmiechem. Pokręciłam tylko głową, uśmiechając się. Zeszłam z niego, siadając na podłodze obok. Robiłam się coraz bardziej senna.
Po chwili Ash usiadł i spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Idziemy spać?- spytał, łapiąc pasemko moich włosów.
-Uhm. Tylko muszę jeszcze znaleźć jakąś piżamę.- mruknęłam, obserwując jak rozpina koszulę. Ściągnął ją i rzucił gdzieś w kąt, po czym obrócił się i sięgnął po inną, leżącą na fotelu.
-Masz to. To jedyne, co jest na wierzchu. Miałem ją przedtem założyć.- podał mi inną czarną koszulę. Tyle, że ta miała jakiś delikatny wzorek.
-Dzięki. Zamknij oczy.- poprosiłam, podciągając sukienkę. Przecież byłam bez stanika.
-Jestem dla ciebie stanowczo za miły.- westchnął, wstając i ściągając spodnie. Odwrócił się grzecznie tyłem. Szybko zrzuciłam sukienkę i założyłam koszulę.
-Już.- mruknęłam, zapinając guziki.
-Super. A teraz chodź.- pociągnął mnie za rękę na środek łóżka, zanim zdążyłam zapiąć koszulę do końca. Miałam zapięte raptem 4 guziki.
-Ej! Jeszcze nie skończyłam!- fuknęłam.
-Piersi ci nie widać, a chyba o to ci chodzi, prawda?- uśmiechnął się cwaniacko.
-Jakby mi było widać, to i tak byś mi nie powiedział.- uniosłam brew, poprawiając poduszkę.
-Jak ty mnie dobrze znasz, kociaku. Dobranoc.- położył się na boku, jedną rękę kładąc na moim ciele. Przekręciłam się na brzuch.
-Dobranoc Ashley.
*******************
TAAA DAAAAM! Ta legendarna 50! PurdyGirls mam nadzieję, że są usatysfakcjonowane:D Doceńcie to, bo tak właściwie nie miałam tego w planach, ale tak mnie błagacie o ich momenty, że postanowiłam się przemóc. W ogóle to właśnie Wam dedykuję ten rozdział, moim fankom hahah♥♥♥ Nie wiem, o co chodzi z komentarzami, trochę Wam zajęło spełnienie limitu. Dlatego teraz z racji, że wcisnęłam tą scenę dla WAS, skomentujcie. Nie patrzcie na to, ile osób już to zrobiło. Napiszcie chociaż słowo czy dwa. To mnie mobilizuje, a ostatnio coś ciężko mi idzie.
!!! 21 komentarzy=nowy !!!
P.S. Tak wieem, że większość by chciała, żeby skończyli imprezę inaczej. Ale się nie da. Nie bijcie. Tłumaczyłam na samym początku, że to nie jest ff o miłości i innych obrzydlistwach... :P