niedziela, 4 października 2015

Rozdział 76


Oczywiście nie muszę mówić, że nic mi nie wypadło? Czemu całe życie muszę mieć pecha, noo? A teraz siedziałam w poczekalni przychodni, przed gabinetem jakiegoś doktorka. Purdy towarzyszył mi i uspokajająco ściskał moją dłoń. A raczej to ja wyłamywałam mu palce. Jeśli to go bolało, to nie dał po sobie poznać. 
-Rany, długo jeszcze?- jęknęłam, coraz bardziej przerażona. Nienawidzę lekarzy. 
-Cierpliwości. Zaraz twoja kolej. W ogóle, to wejść z tobą?- spytał. 
-Nie. Tyle już dam radę.- westchnęłam. W tym momencie otworzyły się drzwi. Teraz ja. 
-Spokojnie. To tylko zwykła wizyta. Dasz radę, maleńka.- Ash pocałował mnie w czoło, po czym stanowczo wepchnął do gabinetu. Spojrzałam na doktora. To ten sam, który przyszedł do domu, gdy basista się rozchorował. 
-No więc, co cię do mnie sprowadza?- lekarz uśmiechnął się do mnie ciepło, wskazując mi krzesło. 
-Kazali mi przyjść, to jestem.- burknęłam, siadając... 

Perspektywa Ashley'a 

Widziałem po małej, że się boi. Szczerze, to jak można bać się lekarza? No ale Ann jest inna, to może się bać i innych rzeczy. Po dość krótkim czasie wypadła z gabinetu, mijając mnie bez słowa. Na moje pytanie co powiedział lekarz, bąknęła tylko, że najpierw kazał jej zrobić badania, po czym zamilkła. I nie odezwała się nawet przez całą drogę do domu Ronnie'go. Taak, w końcu ten ćwok kupił sobie dom pod Los Angeles. Właściwie każdy z nas mieszkał w innej części. Ja najbliżej miałem do CC'ego i Andy'ego. Jake mieszkał w pobliżu osiedla Ann, a Jinxx jeszcze gdzie indziej. Ronnie znalazł dom w takiej dzielnicy, że do Ann i Andy'ego miał mniej więcej tyle samo kilometrów. 
-Ann, żyjesz?- złapałem ją za kolano. Zero reakcji. Okeej. -Ann!!! 
-Co? Tak, żyję. Zamyśliłam się tylko.- westchnęła. 
-Aha. Już dojeżdżamy.- poinformowałem ją. Wolałem nie naciskać, co jej jest. Będzie chciała, to sama powie, a jak nie, to Ronnie i tak się dowie. Chyba... 

Zaparkowałem na podjeździe i wysiedliśmy z auta. Objąłem małą opiekuńczo ramieniem. Sam się dziwiłem, że tak ją traktuję, ale nie panowałem nad tym. 
-Raaany, ile on się wlecze do tych drzwi?- ruda jęknęła, opierając się o mnie. Od dobrej chwili trzymała rękę na dzwonku. Chwilę później otworzyły się drzwi. 
-Chcesz, żebym ogłuchł?!- Ronnie powitał ją „wylewnie”, przy okazji odklejając jej dłoń od przycisku. 
-Już bardziej głuchy nie będziesz.- burknęła, wchodząc do domu. Radke spojrzał na mnie zdziwiony. Pokręciłem głową, dając mu do zrozumienia, żeby odpuścił. 
-No więc witajcie w moich skromnych progach.- Ronnie zgiął się w pół, zapraszając nas dalej. 
-Skromnych? Widzę właśnie.- rozejrzała się. Zrobiłem to samo. Taaak. Skromne to to na pewno nie jest. Ann wróciła wzrokiem do wokalisty FIR. -Zawsze miałeś słabość do złotego koloru i przepychu. 
-Ej, stać mnie!- bronił się mężczyzna. 
-Okej. Ja nic nie mówię.- zaśmiała się. Wkroczyliśmy do salonu, gdzie czekała już na nas reszta Black Veil Brides w wybitnie dobrych nastrojach.

-Ooo hej, gołąbeczki!- wydarł się CC. Ja pierdolę, czy on nie umie się nie drzeć?! Wykończy mnie ten człowiek. 
-Cześć.- An opadła na kolana Jinxx'a i Andy'ego. 
-Zrobić wam coś pić?- spytał nasz gospodarz. 
-Herbatę. A potem pokaż mi mój pokój.- przeciągnęła się jedyna kobieta w towarzystwie. 
-Twój pokój?!- Andy, CC i Jake powiedzieli chórem. Ja tylko spojrzałem zdziwiony. 
-Tsaa. Po tylu latach obcowania z tym ćwokiem wiem, że na pewno ma dla mnie pokój.- wskazała palcem Ronnie'go. 
-Racja. I śpisz tutaj w weekend.- założył ręce na piersi. 
-Zobaczymy. To jak?- mała uniosła brew. 
-Trzecie drzwi na lewo.- westchnął Radke. Ann poleciała biegiem na górę. 
-I co powiedział lekarz?- spytał mnie Andy. 
-Wyciągnąłem z niej tylko, że ma zrobić badania.- rozłożyłem szeroko ręce. 
-To nie wszedłeś z nią do gabinetu?!- oburzył się Jake. 
-Nie chciała! Poza tym, należy jej się trochę prywatności.- zaoponowałem. 
-Przecież już raz byłeś z nią, gdy badał ją lekarz.- zauważył Jinxx. 
-Ale to była inna sytuacja.- przypomniałem. 
-Dobra, potem z nią pogadamy. Teraz niech mi któryś pomoże. CC zamówisz pizzę?- RJ wydawał rozkazy. 
RJ... Bawi mnie ten skrót. I wkurwia Ronnie'go. Już wiem, jak będę go nazywać, gdy mi zajdzie za skórę hahaha

Skierowałem się za nim, do kuchni i zacząłem przygotowywać picie. W sumie, napiłbym się whisky, ale nie mogę, bo prowadzę. Do dupy. Najwyżej odbiję to sobie w domu. Nalewałem wody, gdy poczułem czyjeś ręce na szyi i cichy głos przy uchu. 
-Co robisz?- wystraszyła mnie Ann. Z wrażenia mało nie upuściłem szklanki. 
-O rany, czy ty serio życzysz mi zawału?!- spojrzałem na nią przez ramię. 
-Przepraszam. Myślałam, że mnie słyszałeś.- przykleiła mi się do pleców. 
-Radke kazał mi zrobić chłopakom drinka bezalkoholowego.- mruknąłem, dolewając soku. 
-A mi to nie?!- oburzyła się. 
-Przecież ty chciałaś herbatę.- obróciłem się do niej przodem. 
-Pff. Mógł chociaż zaproponować.- powiedziała wyniośle. 
-Zrobić ci, czy nie?- spytałem przymilnie, jednocześnie maskując irytację. Wydawała mi się taka delikatna i krucha, choć z budowy w ogóle tak nie wyglądała. No i wkurwiała mnie na maksa. 
-Nie, dzięki. Czy ty coś ode mnie chcesz?- przechyliła głowę, przyglądając mi się uważnie. 
-JA?!- zdziwiłem się. 
-No. Jesteś przesadnie miły. To znaczy, ostatnio ogółem jesteś miły, ale dziś jeszcze bardziej.- zmrużyła oczy. 
-Póki co, nic nie chcę. A zobaczymy, jak to będzie później.- wzruszyłem ramionami. 
-Już się boję. Jutro muszę jechać na pobieranie krwi.- westchnęła. 
-Jechać z tobą?- zaproponowałem. W końcu sam ją zaciągnąłem do tego lekarza. Czułem się za nią odpowiedzialny. 
-Dam sobie radę. Ty masz wywiad. Poradzicie sobie beze mnie, nie?- uśmiechnęła się. 
-Będzie ciężko, bo nie będę miał na kim zawiesić oka, ale jakoś przeżyję.- zrobiłem smutną minę. 
-Nie mogę cię zawsze wspierać.- zaśmiała się, tarmosząc mnie po włosach. 
-Za to zawsze musisz mi niszczyć fryzurę? Masz pojęcie, ile czasu poświęcam na ułożenie włosów?- jęknąłem, łapiąc ją za rękę. 
-I właśnie dlatego to robię.- młoda pokazała mi język, wychodząc z kuchni. Super. A kto pomoże mi zanieść to wszystko?! 

Kilkanaście dni później. 28 stycznia 

Perspektywa Jake'a 

Dziś były urodziny Ashley'a. Oczywiście ten ćwok zaprosił nas wczoraj na ciasto, ale dla nas to za mało. Musieliśmy zorganizować mu imprezę w jednym z klubów. Z tej okazji nawet Kina zapowiedziała, że wpadnie ze swoim facetem, James'em. To będzie grubsza imprezka. Stałem teraz przy naszej loży, rozglądając się. Powoli zbierali się goście. W pewnym momencie obok mnie pojawiła się Ann. Wyglądała... Noo, seksownie. 
-Annie ale z ciebie dupa.- uśmiechnąłem się lekko kpiąco, bo wiedziałem, jak nie lubi sukienek. 
-Zamknij się. To twoja dziewczyna tak mnie urządziła!- syknęła. Od zawsze wiedziałem, że Ella ma dobry gust haha. 
-Oj tam. Zrobisz ogromne wrażenie na naszym jubilacie.- puściłem jej oczko. 
-O niczym innym kurwa, nie marzę.- przewróciła oczami. Albo ona sobie nie zdaje sprawy, że tak na niego działa, albo jest tak dobrą aktorką. Mimo wszystko, obstawiam to pierwsze... 
-Luuudzie kiedy Andy przyprowadzi go w końcu?- jęknął CC. 
-Niedługo. I nie marudź. Ciesz się, że załatwiłam tort.- Ann skrzyżowała ręce na piersi. 
-No masz szczęście. Inaczej bym nie przyszedł.- fochnął się perkusista. 
-Ale ty jesteś głupi! Olałbyś urodziny przyjaciela z powodu braku tortu?- Jinxx nie dowierzał. Po chwili jego dłoń spotkała się z jego czołem. Też chciałem to zrobić, ale miałem zajęte ręce. 
-Ej, za ile oni przyjdą?- dołączył do nas Jeff George. 
-Następny kurwa.- Ann mruknęła pod nosem, a głośniej już powiedziała: -Wiesz, może zadzwoń do Andy'ego to się dowiesz! 
-Ale ty to powinnaś wiedzieć.- drążył Jeff. 
-Stary...- zacząłem, ale nie dane było mi dokończyć. 
-JA?! Niby czemu?- młoda zdziwiła się. 
-Bo jesteś wiedźmą.- wyszczerzył się do niej gitarzysta We Are Harlot.


 CC, obserwujący to wszystko z lekkim uśmieszkiem, momentalnie spoważniał, chowając się za moimi plecami przed ewentualnym atakiem Ann. Chuj z tym, ze ja jestem niższy od niego... 
-Może i jestem wiedźmą, ale nie jakąś pierdoloną wróżką, albo jasnowidzem!- młoda syknęła, mrużąc oczy. 
-Jeff, weź zobacz, gdzie jest Danny.- wtrącił Jinxx. 
-Przecież był obok baru.- George spojrzał na niego, nic nie rozumiejąc. No idiota. 
-Jeff! Sprawdź jeszcze raz. To ważne!- posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie. Po chwili kiwnął głową. Chyba w końcu zajarzył. Maatko, z kim ja się zadaję? Na szczęście chwilę później gitarzysta stracił się z pola widzenia młodej. Jeszcze by go skrzywdziła. Jedyną osobą, która mimo strachu, zawsze starała się zapanować nad rudą, był Ash. Ale teraz nie ma go tu. 
-Już tak serio, to rzeczywiście długo ich nie ma.- zastanawiał się Jeremy. Ann zacisnęła zęby. -Ale nie, że ja coś do ciebie! Ogółem mówię. Wiesz, że cię kocham. 
-A nie pomyśleliście, że może są korki? Jest siedemnasta. Ludzie wracają z pracy.- obok nas pojawił się Radke. 
-RJ z nieba mi spadłeś. Chyba tylko ty dziś tutaj myślisz!- Ann wtuliła się w chłopaka. 
-Zdarza mi się, pączusiu.- pocałował ją w czubek głowy. Słodko razem wyglądali. W suuumie, to widzę pewne podobieństwo w układzie twarzy. Czyli oni naprawdę są rodziną? Cóż, jakby nie patrzeć, oboje są zdrowo walnięci. To chyba te geny... Spojrzałem na zegarek. No rzeczywiście, tych ćwoków długo nie ma. Tak właściwie, to ta impreza nie będzie dla Ash'a niespodzianką. Co roku wbrew jego woli organizowaliśmy mu jakieś party. Tylko tym razem to było „trochę” większe. I to był ten element zaskoczenia. Wiedział, że może spodziewać się nas, Harlot'ów i ludzi z ekipy, ale nie miał pojęcia, że zaprosiliśmy więcej jego znajomych. A raczej oni wpierdolili się na krzywy ryj. Np. ta Jazy Berlin. Co ona tu w ogóle robi? Chociaż ona to jeszcze nic. Co tu robi jej przyjaciółka i mentorka, Jessica? Właśnie, powinniśmy wywalić tą sukę, zanim coś odpieprzy. Akurat próbowałem się do niej przecisnąć, gdy dojrzałem Andy'ego, a za nim Ash'a. Za późno. Kurwa! 
-Co masz taką minę?- poczułem łokieć Jinxx'a pod swoim żebrem. 
-Ta podstarzała gwiazdka porno tu przylazła.- wskazałem delikatnie brodą kierunek. 
-Seeerio? Lepiej miejmy na nią oko. Obecność tej kobiety zawsze zwiastuje kłopoty.- westchnął Ferguson. 
-Mi to mówisz. Chodź do Ash'a.- skierowaliśmy się do naszych kumpli, którzy teraz ściskali basistę. Ann stała przy jego boku i udawała szczęśliwą dziewczynę. To już nawet nie było śmieszne... 

Perspektywa Ann. 

Kilka godzin później. 

Impreza rozkręciła się na dobre. CC był zadowolony, bo tort. Andy był zadowolony, bo CC nie zrzędził, no i siedział obok Ronnie'go. Jake i Jinxx byli zadowoleni, bo obok mieli swoje kobiety. 
A Ash udawał, że jest zadowolony, bo uśmiechał się sztucznie. No nieźle. Podeszłam do niego i bez słowa złapałam za rękę, ciągnąc w stronę uchylonego okna. 
-Widzę, że nie bawisz się zajebiście dobrze, więc mów, o co chodzi.- oparłam się biodrem o parapet. 
-Ślicznie wyglądasz, kociaku.- Purdy przejechał opuszkami po moim odkrytym obojczyku. Po moich plecach przebiegł przyjemny dreszcz, ale to zignorowałam. 
-Ashley.- powiedziałam znacząco. Basista tylko westchnął. 
-Po prostu zastanawiam się, ile z tych osób przyszło tutaj tylko ze względu na sympatię do mnie, a ile dla lansu.- mruknął. 
-No trochę na pewno. I popatrz, ja tu przyszłam dobrowolnie. Nie na pokaz.- przechyliłam lekko głowę. 
-Seerio? Nie zrobiłaś tego tylko z powodu pewnej umowy?- prychnął. 
-Nie. Jestem tu, bo tego chcę. Nawet mam dla ciebie prezent, ale nie dam ci go tutaj. Przy ludziach.- pokazałam mu język. 
-Nie przy ludziach?! To co ty, chcesz mi striptiz zrobić?- spytał z nadzieją. Wybuchnęłam śmiechem. 
-Niestety, nie tym razem. Choć nie powiem. Mam ładną bieliznę.- musiałam zrobić mu na złość. 
-Pokaż!- zażądał. 
-No chyba oszalałeś! Nie ma mowy.- oburzyłam się. 
-Oszalałem już dawno. Mniej więcej wtedy, gdy podpisałem taki jeden cyrograf. Nie bądź taka. Nikomu nie powiem.- zrobił maślane oczka. On coś ćpał?! 
-Ale co mam ci pokazać? Przecież nie zdejmę sukienki!- zauważyłam. 
-No to chociaż kawałek stanika. Jaki kolor? Z czego? Koronkowy?- zasypał mnie pytaniami. Nabrałam głęboko powietrza w płuca. On naprawdę mnie wykończy. 
-Przybliż się!- syknęłam, zsuwając ramiączko sukienki. Opuściłam materiał trochę niżej tak, że Ash miał teraz widok na połowę miseczki mojego stanika. 
-Różowy!- zdziwił się, wyciągając rękę. Zasłoniłam się gwałtownie z powrotem. 
-Wystarczy! Spełniłam twoją prośbę? Spełniłam. To teraz się odczep.- burknęłam. 
-Mogłem jednak poprosić o ten striptiz.-jęknął teatralnie. Zdzieliłam go w łeb, by po chwili objąć ramieniem. 
-Nie wykorzystuj tego, że dziś twoje święto. W ogóle to jak się czujesz, jako 26-latek?- zaciekawiłam się. 
-Dobrze. Raczej różnica w tym wszystkim jest taka, że jesteś jeszcze większą gówniarą, niż wcześniej.- wyszczerzył się. 
-Jak to? Mam 19 lat rocznikowo.- zmarszczyłam brwi. 
-Rocznikowo. Ale miesiąc temu skończyłaś 18. To prawie 8 lat różnicy. Szczeniaku.- uszczypnął mnie lekko w bok. 
-Odezwał się, dziadek.- strzeliłam fochem. Ash przewrócił oczami, przyciągając mnie do siebie. 
-Rzeczywiście, to bardzo poważne.- zaśmiał się. 
-Nie gadam z tobą.- burknęłam. 
-No ej! Serio?- uniósł brwi, jednak nie zareagowałam. Poczułam, jak unosi mój podbródek. Niechętnie spojrzałam mu w oczy, z których i tak nic nie potrafiłam odczytać. Ten słodki moment postanowiła nam przerwać jakaś kobieta. 
-Ashley! Nie miałam okazji jeszcze złożyć ci życzeń.- pisnął jakiś podstarzały plastik. No na pewno był po 30tce. To nie jest dużo, ale ten botoks i toporny makeup zrobiły swoje. O silikonach nie wspominając... 
-Ee no. Ten.- Ash rzucił mi spojrzenie, które wręcz krzyczało: POMOCY! Oplotłam go opiekuńczo ramieniem. No nie zostawię go chamsko przecież! 
-No więc mój drogi, zdrowia, szczęścia, mało zmarszczek i spełnienia marzeń. Miłości nie będę życzyć, bo widzę, że już masz.- laska przyjrzała mi się, ale po chwili zaczęła ściskać i całować w policzki basistę. Chciało mi się śmiać. Naprawdę. 
-Taak, dzięki. No więc, to Ann, moja dziewczyna. A to Jessica. Moja... stara znajoma.- przedstawił nas sobie. 
-Ohh, jesteś taka śliczna. Naprawdę.- zaćwierkał plastik. 
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się miło. 
-Powinnaś zostać modelką. Albo aktorką.- strzeliła palcami. 
-Jestem fotomodelką.- wyjaśniłam. 
-Ale takiej urody nie można zmarnować! Wiesz, mam różne wtyki. Nie chciałabyś może spróbować sił w aktorstwie?- spytała. 
-Aktorstwo?- uniosłam brew. 
-Ann nie jest zainteresowana. W ogóle, to przepraszam, ale musimy iść do reszty gości.- warknął nagle Ashley. O co mu chodzi? 
-Ohh jesteś pewna? Cóż, to moja wizytówka, jakbyś zmieniła zdanie. Naprawdę zrobiłabyś furorę.- wyszczerzyła się, lustrując mnie z dołu do góry. 
-No tak. Pomyślę. Na razie.- pomachałam jej, bo czułam jak Purdy zaczyna mnie lekko, acz stanowczo popychać w innym kierunku. 
-Tak. Do zobaczenia Jessica, dzięki, że przyszłaś.- Ash już się nie patyczkując odciągnął mnie jak najdalej od kobiety. 

Dopiero, gdy straciliśmy się jej z widoku, wyszarpnęłam się. 
-Co to miało być? Byłeś nieuprzejmy!- powiedziałam oburzona. 
-I o to mi chodziło! Dawaj tą wizytówkę. Nie będziesz do niej dzwonić!- wyrwał mi karteczkę i potargał na drobne kawałeczki. 
-Ty się dobrze czujesz?! O co ci chodzi?- wkurzyłam się. 
-O nic. Po prostu nie chcesz być aktorką. A przynajmniej nie w takim filmie, o jaki jej chodziło!- burknął. 
-Czyli?- zaplotłam ręce na piersi. 
-Rany. Jessica to aktorka filmów erotycznych. A dokładnie porno.- wycedził. Spodziewałam się tego, ale postanowiłam jeszcze go powkurzać. 
-I ty uważasz, że ja się nie nadaję do takich filmów?! Niby czemu nie? Może mi powiesz, że nie mam warunków?!?!- udałam zdenerwowanie. 
-Nie, po prostu wiem, że po czymś takim ciężko byłoby ci spojrzeć na siebie w lustrze!- warknął. 
-Skoro ty dalej potrafisz, to ja też bym umiała!- nie wytrzymałam. Patrząc na jego minę, powinnam ugryźć się w język. Cholera. No ale to nie musi mi mówić, co mam robić. 
-Skoro to wiesz, to wiesz też, że gdybym nie musiał, nigdy bym czegoś takiego nie zrobił! A ty nie musisz. Masz pracę i nie musisz pokazywać wszystkim swojego ciała. I nie uważam, że nie masz warunków. Jesteś śliczna i zgrabna. Ale po prostu nie chcę, żebyś kiedykolwiek zgodziła się na takie coś. Żałowałabyś tego do końca życia.- patrzył mi się intensywnie w oczy. Był taki stanowczy, ale też jakby... prosił? Nie czaję go. A siebie i swoich reakcji jeszcze bardziej. Bo zamiast coś powiedzieć, albo kiwnąć głową, to co ja zrobiłam? Przytuliłam go! Ze mną naprawdę jest źle. Ashley stał chwilę sztywno, ale w końcu się rozluźnił i też mnie przytulił. 
-Nigdy bym nie wzięła udziału w takim filmie.- szepnęłam. 
-Cieszę się.- pocałował mnie lekko w policzek. Odsunęłam się od niego, ścierając mu resztki szminki Jessiki z jego twarzy. 
-Fajne masz koleżanki.- wyszczerzyłam się. 
-Daj spokój. Nawet jej tu nie powinno być.- pokręcił załamany głową. 
-Mimo to, przyszła. Okej. Wracajmy do reszty.- złapałam go pod ramię i wróciliśmy do naszej ekipy. Coraz częściej przyłapywałam się na tym, że ja naprawdę ich lubię. Wszystkich. I miałam wrażenie, że oni mnie też. Chyba pierwszy raz w życiu czułam się akceptowana. Ciekawe, czy dalej tak będzie, gdy znowu coś odwalę. A że odwalę, to pewne, bo z każdym dniem czułam się gorzej. Ledwo panowałam nad emocjami. W środku byłam w totalnej rozsypce. Mam tylko cichą nadzieję, że jak zacznie mi odpierdalać, to w samotności. Wystarczy, że Jonathan widział mnie już w złym stanie. Nie wiem skąd, ale wiedział, że może mi coś opieprzyć. Nie był zdziwiony, gdy przyszło co do czego. Pewnego wieczora miałam załatwić pewną prywatną sprawę w klubie. Jeden idiota postanowił mnie zdenerwować. Jak dziś pamiętam to, co wtedy czułam. Wściekłość. Ogromną wściekłość. Nawet nie pamiętam, o co poszło. W jednej chwili staliśmy naprzeciwko siebie, a w drugiej przyszpilałam go do ściany, dusząc. Pewnie w szale bym go zabiła, gdyby nie czyjeś ramiona, które w końcu mnie odciągnęły. To Jon przylazł za mną ze swoimi miśkami. Ziejącą ogniem zapakowali do auta i wywieźli na środek pustyni. Tam pozwolili mi się wyżyć. Zaczęłam biec przed siebie, kopiąc nie istniejące kamienie, by w końcu upaść i zanieść się szlochem. Wręcz wyłam. Czułam rozdzierający ból w klatce piersiowej. Po jakimś czasie mi to minęło, więc grzecznie wróciłam do samochodu, a potem do domu. Jonathan nic nie mówił. Tylko patrzył. Do dziś nie poruszyliśmy tego tematu. Kilkukrotnie przychodziłam do pracy, czy na trening pod wpływem środków odurzających. Tylko głupi by tego nie zauważył, ale Jonathan nie zareagował. Tak jakby dawał mi czas, żebym sama się z tym uporała. Chyba niespecjalnie mi to wyszło, biorąc pod uwagę, że wróciłam do punktu wyjścia. 
-Ann znowu się wyłączyłaś.- dźgnął mnie lekko w brzuch Ronnie. Zamrugałam kilkukrotnie, wracając do rzeczywistości. 
-Przepraszam.- uśmiechnęłam się sztucznie. 
-O czym myślałaś?- zaciekawił się. 
-O tobie.- wyćwierkałam. 
-Bo ci uwierzę. Kłamczucha.- RJ zaśmiał się. Rozejrzałam się po ludziach. 
-Gdzie jest Ash?- zmarszczyłam brwi, gdy nigdzie nie dojrzałam basisty, który dosłownie przed chwila stał obok mnie. 
-A nie wiem. Pewnie z kimś rozmawia. A co, już się stęskniłaś?- Andy puścił mi oczko. 
-Ale śmieszne! Pójdę go poszukać, bo potem znowu będzie marudzić, że o nim nie pamiętam.- przewróciłam oczami. 
-Proponuję udać się w kierunku baru.- poradził mi CC. Nic już nie odpowiedziałam, tylko skierowałam się w stronę gości. Gdzieś wśród nich będzie Ashley. W pewnej chwili usłyszałam jakieś lekko podniesione głosy, które po chwili zostały stłumione. Podążyłam wzrokiem za tymi dźwiękami i co zobaczyłam? Basistę i przyklejoną do niego Jessicę. Zajebiście.
************************

Limit w końcu został spełniony, a ja powtarzam: nie patrzcie na liczbę komentarzy, tylko sami je policzcie.
Druga sprawa jest taka, że jak zapewne część z Was już wie, nie zobaczycie więcej postów podpisanych przeze mnie, na fanpejdżu BVB, na fejsie. Wyszło, jak wyszło. Bywa. Ale zawsze znajdziecie mnie i N na naszym asku. Chyba, że pokłócimy się ostrzej niż zwykle hahah. Postaram się też zachować jakiś kontakt z innymi dziewczynami, które odeszły, więc luzik;) 
P.S. Znowu zjebałam czcionkę O.o 
P.S. 2 Porno Ann i Ash'a... To się nie może udać.
 30 komentarzy oznacza nowy rozdział.