Dziś notka wyjątkowo na początku, ale będzie krótko. Na lheo dalej brakuje komentarzy, ale dla wiernych komentatorek mam taki mały bonus. UPRZEDZAM, TO NIE JA JESTEM AUTORKĄ!!! Napisała to moja kochana etheral magic♥♥♥. Postanowiła dla mnie stworzyć takie małe dzieło, ze mną w roli głównej:D (dlatego bohaterka taka crazy). Kto jest drugim bohaterem, to pominę, bo dalej brak mi słów. Chyba wszyscy już wiedzą, kogo tak wybitnie hejtuję, prawda? Wracając, etheral magic odwaliła kawał dobrej roboty i postanowiłam pokazać jej talent światu. Cieszcie się i korzystajcie. I już nawet ten koniec przeżyję:P Drobne literówki olejcie, bo jesteśmy za leniwe na sprawdzanie.
**************
Był
późny wieczór. Na ulicach zachodniej dzielnicy ziało pustkami i
gdyby nie zapalone latarnie, można by uznać, że nikt tu nie
mieszka. Miało się niemal wrażenie, że miasto zostało
zaczarowane. Gdzieniegdzie walały się odłamki potłuczonych
butelek po piwie, stare gazety a nawet ogryzki po jabłkach.
Nagle
w jednym z zaułków, dwóch, mocno umięśnionych, wysokich
mężczyzn, wyprowadziło z pubu, przeklinającą, mocno umalowaną,
dwudziestoletnią kobietę. Miała ciemnobrązowe, nastroszone włosy
z kolorowymi pasemkami. W każdym uchu można było zauważyć po
kilka czarnych kolczyków w kształcie czaszek. Ubrana była ciemne,
podarte dżinsy, siateczkową koszulkę, czarną bokserkę i
kamizelkę z przypinkami. Na odsłoniętych ramionach widniało wiele
zadrapań i siniaków. Wyglądała, jakby dosłownie parę minut temu
wdała się w porządną bójkę.
Mężczyźni
pchnęli ją na ziemie. Chwilę później jeden z nich powiedział:
-
Mówiłem ci ostatnim razem, żebyś na niego uważała. Lepiej tu
więcej nie przychodź.
Drzwi
do pubu zamknęły się z trzaskiem. Dziewczyna została sama.
Podniosła się z jękiem i splunęła na ziemię.
-
Idioci – mruknęła i ruszyła w kierunku mieszkania.
Mimo
cienkich ubrań, nie przeszkadzał jej chłodny wiatr. Potrzebowała
ochłonąć i wyciszyć emocje ostatniej godziny.
Po
drodze rozmyślała o tym, co zaszło. Miała zakończyć umowę z
dilerem. Po raz kolejny… za każdym razem chciał czegoś nowego.
Grał nieczysto. Miał na nią haka i nie pozwalał jej odejść,
mimo że zawsze się ze wszystkiego wywiązywała. Był jedynym
facetem, który się jej nie bał i nie mogła się od niego uwolnić.
Doprowadzało ją to do szału. Nienawidziła, gdy nie mogła sobie z
czymś poradzić.
Wsiadła
do podjeżdżającego autobusu i pół godziny później była na
miejscu. Wspięła się na dziesiąte piętro i skręciła w korytarz
prowadzący do jej mieszkania. Była zbyt rozkojarzona, żeby zapalić
światło. Szła więc w mroku.
Nagle
na końcu ciemnego holu zauważyła żarzącą się końcówkę
papierosa. Sądząc po sylwetce, był to mężczyzna. Nie zwalniając
kroku, dziewczyna wyciągnęła zza paska nóż i schowała go za
plecami. Zbliżyła się do nieznajomego i ze zmrużonymi oczami
przyjrzała mu się.
-
Andy? Co ty tu robisz, kretynie? – westchnęła, podnosząc oczy ku
niebu. – Czego znowu ode mnie chcecie? – warknęła po chwili
ciszy.
-
Skąd pomysł, że musimy czegoś od ciebie chcieć? – zapytał
chłopak, kuląc się nieznacznie w sobie. Zawsze budziła w nim
strach.
-
Bo nie jestem idiotką – to mówiąc weszła do mieszkania,
zostawiając uchylone drzwi.
-
Boże! Co ci się stało?! – zawołał Andy z przerażeniem.
Dopiero przy zapalonym świetle zauważył rany na rękach
dziewczyny.
-
Schlebiasz mi, ale nie jestem Bogiem.
Wyciągnęła
z lodówki dwa piwa i postawiła na stole.
-
Dev, nie żartuj…
-
Wal, póki mam cierpliwość – warknęła, olewając słowa kolegi.
Andy
usiadł przy stole i zaczął bawić się zimną butelką. Był cały
spięty i widać było, że nie miał ochoty znajdować się w
towarzystwie Deviny. Od pierwszego spotkania za sobą nie przepadali.
Mimo to jego przyjaciele zawsze znajdowali sposób, żeby to on
musiał odwalać czarną robotę. Chłopak skrzywił się na
wspomnienie dzisiejszej rozmowy.
- Może Dev nam
pomoże? – podrzucił pomysł Ashley.
- Dobrze
główkujesz – podłapał Jake.
- No to
postanowione, Andy pójdzie dzisiaj załatwić z nią wszystko
–wtrącił się Jinxx.
- Dlaczego ja? –
oburzył się Andy. – Dobrze wiecie, że jej nie lubię…
- Bo ty jako
jedyny skończyłeś już nagrywać swoją część – powiedział
Jake.
- No i błagam
cię – wtrącił Ashley, podśmiewając się pod nosem. – Chyba
mi nie powiesz, że boisz się dwudziestoletniej laski.
- Oczywiście, że
nie – obruszył się. – Ale…
- No już. Nie
marudź i idź, my musimy tu skończyć gitary.
- Wielkie dzięki
– mruknął pod nosem Biersack, kiedy Jake wypchnął go za drzwi
studia.
-
Halo! Ziemia do debila! – zawołała Dev, machając ręką przed
oczami swojego gościa.
-
Sory, zamyśliłem się.
-
Dżizas gościu, ogranicz prochy, albo zmień dilera, bo te coś nie
grają.
Andy
zacisnął tylko szczękę.
-
Chłopaki kazali mi przyjść, żebym Cię poprosił o pomoc…
-
Daruj sobie wstępy, do rzeczy. Mam dzisiaj naprawdę mało
cierpliwości.
-
Yyy… tak… więc potrzebujemy twojej pomocy przy efektach na
koncercie i z Thomasem…
-
To on jeszcze żyje po ostatnim spotkaniu ze mną?! Nie wierzę, że
odważył się postawić nogę w waszym studiu! - w jej oczach można
było zobaczyć tylko czystą furię.
-
Znowu się pruje o umowę i eskapady Chrisa i Asha – burknął
Andy.
-
Ten facet aż się prosi o porządny wpierdol – to mówiąc, wbiła
nóż, który przez cały czas trzymała w ręce, w stół.
Chłopak
spojrzał na nią z przerażeniem.
-
Tylko nie narób w majty – Devina przewróciła oczami. –
Przecież ci nic nie zrobię.
-
Czasami w to wątpię… - mruknął pod nosem , ale widząc wzrok
dziewczyny dodał na głos. – To jak? Pomożesz nam?
-
Taa… i tak nie mam nic ciekawszego do roboty akurat. Przyjdę do
was jutro. Będziecie w studio?
-
Tak – odpowiedział chłopak z ulgą.
-
No to zmykaj stąd już, muszę odpocząć.
Dziewczyna
wstała i szybkim krokiem skierowała się do łazienki. Nie
zamartwiała się odprowadzaniem gościa do drzwi. Wiedziała, że
zaraz zwymiotuje. Zawsze tak reagowała po bijatykach albo nieudanych
negocjacjach. Ostatkami sił powstrzymała swoje ciało przed
konwulsjami, dopóki nie usłyszała zamykających się za
Biersackiem drzwi do mieszkania.
*następnego
dnia*
Całe
Black Veil Brides siedziało stłoczone w sali nagraniowej. Byli już
po kilku godzinach żmudnej pracy przy konsoli, nagrywając
poszczególne partie gitar. Mimo chwili wytchnienia, jaką dał im
ich szef, wychodząc na zebranie, w pokoju panowała cisza. Wszyscy
byli zmęczeni upałem i napięciem, jakie ostatnio panowało w
studio.
-
Ej! Czy to nie Thomas? – powiedział w pewnym momencie Jake,
wskazując okno.
-
Gdzie? – Chris podbiegł szybko do kolegi i wyjrzał na dwór. –
Ej ludzie, on ma racje!
Wszyscy
zbiegli się do okna i przyglądali się jak facet od koncertów
kuśtyka w stronę samochodu.
-
Co mu się stało? – zdziwił się Jinxx.
-
Miał spotkanie pierwszego stopnia ze schodami.
Na
dźwięk głosu dziewczyny wszyscy, jak na zawołanie, spojrzeli na
wejście do pokoju. Devina stała z założonymi rękami, opierając
się o framugę drzwi. Na jej ustach igrał półuśmiech. Jak na
dziewczynę, która chwilę wcześniej kłóciła się z asystentem
jakiejś muzycznej szychy, aż za bardzo promieniała radością. Ale
im to nie przeszkadzało.
-
Dev! – zawołał Ash i przytulił koleżankę na powitanie. – Nie
mówiłaś, że już przyszłaś.
-
Lubię robić niespodzianki – odpowiedziała, wykręcając się z
uścisku i siadając na fotelu przy konsoli.
Andy
musiał przyznać, że miała niesamowitą figurę i styl. Była
ubrana w postrzępione, dżinsowe szorty, czarną koszulkę z
czaszką, czerwoną koszulę w kratę i podarte rajstopy. Do tego
założyła piętnastodziurkowe glany i mnóstwo bransoletek. Włosy
jak zawsze miała w nieładzie. Chłopak zastanawiał się, czy w
ogóle je rozczesywała.
-
Cieszę się, że przyszłaś – rzucił Jake.
-
Nie wątpię. Beze mnie przecież sobie nie poradzicie – dziewczyna
chwyciła stojące na stole piwo i zaczęła pić.
-
To było moje – mruknął Andy.
-
Już nie jest – odbiła pałeczkę Dev.
Chłopak
w odpowiedzi tylko zmarszczył brwi i powiedział:
-
Idę zapalić.
Nie
mógł z nią wytrzymać w jednym pokoju. Cholernie działała mu na
nerwy. Zachowywała się jak pani wszechświata. Może nie
nienawidził jej, ale zdecydowanie wolał trzymać się od niej z
daleka. Zdawał sobie również sprawę z tego, że była od niego
silniejsza i sprytniejsza. Bez trudu powaliłaby go na ziemię. Mógł
się przyznać: przerażała go i nie potrafił jej się postawić.
Kiedy
wracał do budynku modlił się, żeby Dev nie było już z
chłopakami. (A najlepiej, żeby zniknęła z powierzchni Ziemi.)
Wszedł
ostrożnie do pokoju i rozejrzał uważnie.
-
Gdzie ona jest? – zapytał.
-
Pojechała do klubu, w którym dzisiaj występujemy – odparł CC,
leżąc z zamkniętymi oczami na kanapie.
Andy
odetchnął z ulgą. Dopiero teraz poczuł jak bardzo miał napięte
mięśnie.
-
O! Wróciłeś – powiedział Ashley, wchodząc do pokoju z
Jake’iem. – Dev powiedziała, że masz przyjechać do klubu, jak
tylko przestaniesz stroić fochy.
-
Czemu ty nie możesz pojechać? – warknął zirytowany chłopak.
-
Poprosiła, żebyś ty przyjechał – wzruszył ramionami Purdy.
-
A co ja jestem? Pies? Czy ona myśli, że będę na każde jej
skinienie?! – zaczął się bulwersować Andy.
-
Jesteś głupszy od psa Andyś – zaświergotał Chris.
-
Wal się Coma!
-
Ludzie! Dajcie spokój. Biersack, ogarnij dupę i jedź do niej, nie
zje cię przecież. Naprawdę nie rozumiem Twojej awersji do niej.
Jest całkiem spoko dziewczyną – wciął się Jinxx.
Chłopak
bez słowa chwycił swoją skórzaną kurtkę oraz kluczyki od
samochodu i wyszedł z budynku.
-
Dlaczego to ja zawsze muszę jeździć i wszystko z nią załatwiać?
Dlaczego Ashley nie mógł jechać? Przecież uwielbia Dev –
gorączkował się w myślach.
Nawet
nie zauważył, kiedy dojechał na miejsce.
-
Mam nadzieję, że to coś sensownego – pomyślał, kiedy
przekroczył próg klubu.
Jego
zmysły zalała fala bodźców. Czuł zapach papierosów i alkoholu
połączonych z duchotą podziemnych lokali. Z głośników sączyła
się przyciszona, dyskotekowa muzyka, która sprawiała, że Andy
miał ochotę jak najszybciej stamtąd uciec. Nie znosił tego typu
muzyki, męczyła go.
Gdy
ją zauważył, cała pewność siebie nagle go opuściła. Cały się
spiął, jak przed wizytą u dentysty.
-
Chciałaś, żebym przyjechał – powiedział dziwnie cienkim
głosem, stając parę kroków od Dev.
-
Tak, potrzebuję twojej pomocy i paru podpisów jako lidera zespołu.
No wiesz, jakieś zgody i inne duperele – powiedziała niedbale,
montując coś przy scenie.
-
Nie mogę tego zrobić przed koncertem? – jęknął chłopak.
-
Jak widać nie. Nie marudź, to zajmie najwyżej kwadrans.
-
Taaa jasne… to zawsze trwa dłużej niż kwadrans – mruknął
niezadowolony.
-
Kochany, ja tutaj jestem, nie zajmą ci więcej czasu niż kwadrans –
zaświergotała beztrosko, przewracając oczy.
-
Kochany? – Andy uniósł brwi ze zdziwienia.
-
Wolisz „Debilu”? – odbiła pałeczkę dziewczyna.
-
Z twoich ust? Sam nie wiem… za tym „kochanym” coś się na
pewno kryje – skrzywił się Biersack.
-
Posłuchaj! – uniosła się Dev. – Nie oczerniaj mnie za każdym
razem! Staram się być miła! – to mówiąc wrzuciła narzędzia
do skrzynki i ruszyła w stronę swojej torebki.
-
Yym… - Andy’ego zamurowało. Nie sądził, że ta dziewczyna może
starać się być miła, z drugiej strony, doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, że nie kłamie. – Sory?
-
Wal się z tym swoim „sory”, a teraz rusz tę chudą dupę i mi
pomóż – warknęła Devina.
Przez
kolejne dwie godziny uwijali się razem, załatwiając różne
rzeczy. Chłopak ze zdziwieniem musiał przyznać, że dobrze mu się
pracowało z Dev. Nie powiedziałby tego kumplom, ale chyba zaczynał
ją lubić. Ta nieoczekiwana myśl wywołała w nim straszne
poruszenie. Zaskoczony mruknął tylko, że idzie na papierosa i
zniknął.
Devina
w tym czasie podłączyła ostatnie instalacje od sztucznych ogni
przy scenie. Zastanawiała się nad wszystkim, co się wydarzyło. Od
zawsze lubiła Biersacka. Fakt, był ciapowatą kluską, ale miał w
sobie coś, że miało się ochotę z nim porozmawiać. Mimo wszystko
nigdy nie potrafiła być dla niego miła. Bała się ponownego
zranienia, wolała nie ryzykować. Nie lubiła przywiązywać się do
ludzi i wpuszczać ich do swojego świata. Nie wierzyła ani w
związki, ani w miłość. Uważała takie uczucia za słabość. A
ona przecież była silna i niezależna. Nie potrzebowała żadnego
gościa, który by jej mówił, co, gdzie i kiedy ma robić.
Prychnęła
i odegnała od siebie ponure myśli. Kiedy już oczyściła umysł,
poszła szukać Andy’ego. Znalazła go dopiero po piętnastu
minutach. Siedział zamyślony pod schodami pożarowymi należącymi
do kamienicy przyległej do klubu, w którym spędzili kilka
ostatnich godzin.
-
Jak długo można palić jednego papierosa? Zgubiłeś się w próżni
swojego ptasiego móżdżka? – warknęła.
Chłopak
zmarszczył brwi i wycedził przez zęby:
-
Potrzebowałem chwili prywatności, ale jak widać nawet tak prostej
rzeczy nie umiesz pojąć.
-
Sugerujesz, że jestem tępa czy głupia? – odbiła pałeczkę.
-
Niczego nie sugeruję, mówię, że nie masz uczuć i jesteś zimną
suką – odparł głosem pozbawionym emocji.
Dev
wciągnęła ze świstem powietrze. Niewiele myśląc, wyciągnęła
go za koszulę spod schodów i wpiła się w jego usta. Pocałunek
nie trwał długo, ale zdążył sprawić, że cały jej świat
obrócił się o 180 stopni. Nagle zdała sobie sprawę, że pragnie
tego chłopaka i nigdy nie będzie jej dane go mieć
-
Masz rację, jestem zimną suką – to mówiąc, odwróciła się na
pięcie i ruszyła w stronę klubu, zostawiając Andy’ego z
rozdziawioną buzią.
Wściekła
wparowała na scenę i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Obiecała
sobie przy okazji, że nigdy więcej nie zrobi niczego dla tego
zespołu. A przynajmniej nie za darmo. Za długo się z nimi cackała
i zbyt dużo emocji kosztowałoby ją kolejne spotkanie z tą ciapą.
Wychodząc
minęła się bez słowa z Biersackiem. Próbował ją zatrzymać,
ale pokazała mu tylko środkowy palec i wsiadła na swój motor.
Resztę wieczoru spędziła w swoim mieszkaniu. Była zbyt zirytowana
przez tego kretyna. Nie potrafiła już udawać, że te wszystkie
słowa jej nie dotykają. Mimo wszystko nadal miała uczucia. Nikt o
tym nie wiedział, ale każde wydarzenie przeżywała głęboko w
sobie, nie pozwalając emocjom wyjść na światło dzienne. Musiała
być silna. To jedyna rzecz, jakiej nauczył ją ojciec przed
śmiercią.
~
Andy ~
Czekając
na występ, chłopak zastanawiał się nad tym, co wydarzyło się w
klubie. Miał przeczucie, że z Dev jest coś nie tak. Zachowywała
się dziwnie i momentami zachowywała się jak na haju. Ale podczas
wszystkich rozmów podkreślała swoją nienawiść do narkotyków i
używek.
Nie
wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Najchętniej by o tym
zapomniał. Mimo wszystko nie chciał mieszać się w nic z Deviną.
Nadal go odstraszała i irytowała swoim zachowaniem.
Rozmyślania
przerwał mu Jake.
-
Za dwie minuty wychodzimy na scenę – powiedział, kładąc rękę
na ramieniu Biersacka.
***
Było
już dobrze po północy, kiedy Andy miał wreszcie chwilę dla
siebie i zasiadł przed telewiorem z butelką piwa w ręce. Włączył
jakiś i film i już chciał pociągnąć łyk napoju, kiedy
zauważył, że ma nieodebraną wiadomość. Chłopak westchnął
ciężko, ale chwycił komórkę i ją odczytał:
„Przyjedź
do mnie…. proszę”
To
była Devina. Andy zmarszczył brwi. Nigdy do niego nie pisała.
Musiało się coś stać. Inaczej nie wysłała by mu tej prośby.
Spojrzał tęsknie w stronę telewizora, ale chwilę później
siedział już w swoim samochodzie. Droga nie zajęła mu wiele
czasu. Dziewczyna mieszkała tylko kilka przecznic od niego. Gdy już
był na miejscu, wspiął się na dziesiąte piętro. Drzwi do
mieszkania Dev były uchylone. Zaniepokojony przyspieszył kroku i
wszedł do środka. To, co zobaczył, przeraziło go. Wszędzie
walały się jakieś przedmioty. Szafy były poprzewracane, a zasłony
podarte. Wszystko to wyglądało, jakby ktoś się włamał i szukał
czegoś, na czym mu bardzo bardzo zależało.
Chłopak
przeczesał pomieszczenie wzrokiem, ale nigdzie nie zauważył
Deviny.
~
Devina ~
-
Andy? – chłopak usłyszał wątły głos od strony kuchni.
Czym
prędzej skierował się w tamtą stronę. Znalazł ją na podłodze
za stołem.
-
Andy… - wyszeptała Dev.
-
Tak? – wychrypiał.
-
Ja… ja… - pierwszy raz Biersack był świadkiem jej zakłopotania.
Zawsze była taka pewna siebie i wiedziała, co powiedzieć. Ale nie
tym razem.
-
Tak?
-
Ja… się w tobie zakochałam – oczy dziewczyny były wielkie z
przerażenia i strachu, po chwili wypłynęło z nich parę łez.
-
To niemożliwe – powiedział zdziwiony.
-
Kocham cię – powtórzyła bezradnie.
Andy
podszedł powoli do Dev i przesunął dłonią po jej policzku.
-
Ja ciebie też kocham. Już od tak dawna – szepnął przybliżając
swoją twarz do jej.
Po
chwili ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Ale
dziewczyna coraz mniej czuła. Wszystko zaczęło jej się zlewać w
czerń. Dotyk Biersacka przychodził jakby z opóźnieniem. Nie
wiedząc, co się dzieje, próbowała wtulić się w niego jak
najmocniej. Jednak wszystko było coraz bardziej rozmyte, a uczucia i
wszelkie bodźce, jakby oddalały się od niej. Czuła się, jakby
ktoś otulał ją coraz to kolejną warstwą folii bąbelkowej.
Traciła orientację, ale nie bała się. Czuła błogość.
~
Andy ~
Dopiero
po chwili ją zauważył. Czym prędzej skierował się w tamtą
stronę. Znalazł ją na podłodze za stołem w kuchni. Siedziała
wśród pustych butelek po wódce i opakowań po jakichś
lekarstwach. Przerażony podszedł bliżej. Dev poruszyła ustami,
jakby coś mówiła.
-
Ej! Dziewczyno! Nie wygłupiaj się! Ile tego wzięłaś? –
zawołał.
Kiedy
nie uzyskał odpowiedzi, delikatnie nią potrząsnął. Była zimna.
Trzęsącymi się dłońmi sprawdził jej puls. Jej serce już prawie
nie biło.
Spanikowany
zadzwonił po karetkę. Nie wiedział, co ma robić. Był przerażony.
Siedział na podłodze, trzymając na kolanach głowę dziewczyny i
gładził ją po włosach oraz bladym jak kreda policzku. Czuł się
jak w transie.
Po
około kwadransie usłyszał syreny. Pomoc nadjeżdżała, ale on
wiedział, że jest już za późno...
*********
Limitu tutaj nie ma, ale liczę na Was i Wasze opinie, bo autorka lubi mnie wkurzać tekstami, że nie umie pisać...
Powiem tak, jak na takie krótsze opowiadanie, to naprawdę jest bardzo fajne, miło i przyjemnie się czyta. Nie ma bezsensownego tekstu, wszystko jest ładnie poskładanie i wielki plus za to. :) Powiedz tej dziewczynie , że ma talent. :) Bo nawet z gdy czytasz takie dłuższe ff dajmy przykład na wattpadzie to tam po prostu ładu i składu nie ma. A tu nawet w takim krótszym jest bardzo ciekawie. Chętnie przeczytałabym jeszcze coś napisanego przez nią. Serdecznie pozdrowienia dla Ciebie i autorki opowiadania! :) ~ Rose.
OdpowiedzUsuńMam tylko jedno do powiedzenia: ZAJEBISTE.
OdpowiedzUsuńI ♡ UNICORNS
Kurcze noooo szkoda że to oneshot czy jak to tam się pisze. Bardzo mi się podoba i jak na takie krótkie jest bardzo sensownie i ciekawie napisane. Końcówka mnie wzruszyła. Jakoś ogólnie jestem ostatnio bardzo rozchwiana emocjonalnie...no trudno ;) Jeszcze raz. OPOWIADANIE ZAJEBISTE I Z CHECIĄ PRZECZYTAŁABYM INNE.
OdpowiedzUsuńMy nightmare
Jak dla mnie opowiadanie naprawdę fajne i chętnie poczytałabym dalej :P Do autorki : masz talent, fajnie i miło się to czyta, nie piszesz bez sensu jak to się czasami zdarza. Może nie mam jakichś podstaw do ocenianie bo sama nie pisze, ale przeczytalam juz baardzo duzo opowiadań i sądzę, że powinnaś pisać bo miło się to czyta i zaciekawiasz dziewczyno :D jeszcze do tego BVB :D // Maddie
OdpowiedzUsuńDroga autorko, więcej wiary w siebie! :) Umiesz pisać i to lepiej niż Ci się wydaje.
OdpowiedzUsuńJak ja lubię oneshoty <3 A szczególnie takie, które od początku zaciekawiają i zaskakują.
Andy to ciota, ale to było takie urocze :') Za to końcówka... dlaczeeemu ;__; Chociaż szczerze mówiąc bardziej mi tu pasuje niż przesłodzony happy end, nawet jeśli łamie serduszko (zakładając, że ktoś je ma, ale...nieważne).
Podsumowując: pisz konieczne, trening czyni mistrza, a poza tym ja bardzo chętnie coś Twojego autorstwa jeszcze poczytam :)
Pozdrowienia dla Was obu ♥
Kurczę, a już się miałam pytać czy będzie dalszy ciąg tego one shota, a tu takie smutne zakończenie... Czy tylko mi DEVINA skojarzyła się od DEVIANTA? Dlatego przypuszczałam że to Purdy jest tym najbardziej znienawidzonym :P Super opowiadanko <3 Proszę o więcej takich one shotów :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo wszystkim dziękuję za komentarze. Nawet nie wiecie, jaką sprawiłyście mi radość 😊
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJej jest świetny! Szkoda, że tak szybko się skończył. :(
OdpowiedzUsuńHiyay! Może mnie jeszcze pamiętasz! Otóż tak sobie czytałam i przeraziłam się, że „O nie co z Ann i Ashem i wszystkim?! I zaczęłam się zastanawiać, czy poprzednie opowiadanie już zostawiłaś i takie "O nie nie nie to moja wina". I załamana dokończyłam czytać *do tego wrócę* i nie mogłam w to uwierzyć, bo jak na opowiadanie to jakoś za szybko się w sobie zakochali i jakoś wszystko tak szybko. I już miałam przewinąć do pisania komentarza, ale zauważyłam, że notka ma nazwę „Oneshot” i pomyślałam *zdecydowanie za dużo (nie)myślę*, że „jak to oneshot skoro oni tu się nawet nie tego?!”. I już zaczęłam spisywać te moje złote myśli w komentarzu, ale cos mnie natchnęło i przewinęłam jeszcze raz do góry i zauważyłam, że jakimś cudem kompletnie ominęłam ten wpis na górze *no coment here* i odetchnęłam z ulgą… Swoją drogą, to ethereal magic… wow. Masz talent, księżniczko! Uważam, że taki akurat! Nie ma niczego za dużo ani niczego za mało. Takie dzieło idealne! Na na na! Oczekuję więcej Oneshotów, bo tak. PS: po groźności bohaterki widać, że kolegujesz się z Ann, ale *o ile to przeczytasz* ciii nie mów jej, bo mnie zabije… Pisanie tego pod jej wpisem na jej blogu takie ryzykowne, wiem.
OdpowiedzUsuńAnn! Moja Ty czarodziejko nienawidząca biednego Asha (właściwie to sama nie wiem za co)! Szczerze mówiąc, to bałam się nawet nacisnąć na okienko do wpisania komentarza, bo mnie zjesz. Nawet mi się śniłaś! I zabrałaś mi moje stokrotkowe skarpetki *moje ulubione* i na moich oczach je porozcinałaś nożyczkami z takim nikczemnym uśmiechem na ustach! JAK MOGŁAŚ?!?!?! Ten sen był taki nieksiężniczkowy! I pierwsze co zrobiłam po obudzeniu się, to poszłam do szafki szukać skarpetek i pani dorocia była na mnie zła za to, że nawet się nie przywitałam, tylko od razu „Gdzie są moje stokrotkowe skarpetki?????” W sensie wiesz… serio tak zrobiłam… Koniec. Yaaay! Ale miło jest tu wrócić! Ann taka dorosła Ash taki… Ashowy i to wszystko takie yay! Ok. Rozpisałam się, a miało być tylko parę zdań. Ok. No to CZEKAM NA ROZDZIAŁ!
Na na na księżniczkowych snów z różowym brokatem i pisz szybko czekam jestem wróciłam nie zabijaj proszę moja Ty kochana!
Xoxo *pewnie Ci się już przejadłam, ale* - Whiteblood
AAAA WRÓCIŁAŚ WRESZCIE! Kocham Cię❤ Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę. Ostatnio wszystkim się śnię. I jak Devina miała być łagodna, skoro jest mną? Ja nawet u Ciebie jestem złośliwa haha. I nigdy bym nie ruszyła Twoich stokrotkowych skarpetek, bo jeszcze Ty byś zabrała mi moją ukochaną bluzę. Co do bloga, to limitu nie ma, więc nie dodaję póki co. Jejku, umarłam i jestem w mojej krainie marzeń. Muszę ochłonąć, to za wiele...
UsuńBardzo fajne :D Naprawdę mi się spodobało!
OdpowiedzUsuńSmutne ale bardzo ładnie opisane :D