Jakiś czas później, 22 grudnia
2012r.
Perspektywa Ashley'a.
Dziś mieliśmy obchodzić święta.
Stałem teraz, trzymając drabinę, na której szalała Ann. Skoro
nie gotujemy, to kazali nam przyozdobić dom. Byliśmy właśnie w
ogrodzie i zarzucaliśmy światełka na drzewa. Noo Ann to robiła.
Stwierdziła, że tak będzie lepiej, bo ona jeszcze puści tą
drabinę i mnie zabije, a w ten sposób miałbym za łatwą śmierć.
To dokładnie jej słowa. No dzięki, młoda... Ale dzięki temu
miałem idealną perspektywę na jej gołe nogi. Na sobie miała
tylko szorty. To naprawdę nie tak, że myślę o niej tylko w
kategoriach seksu. Jestem facetem, tak? I tyle czasu w celibacie. Już
i tak nieźle się ogarnąłem, jeśli chodzi o rudą. Przynajmniej
przestałem szukać sposobów na podryw...
Te kilka ostatnich dni było trudne.
Młoda wybitnie mnie unikała, a ja latałem za nią, jak idiota.
Chciałem naprawić nasze relacje. Jak teraz tak myślę, to już
wolę, gdy jest dla mnie wredna, niż obojętna. Wstyd się przyznać,
ale brakuje mi naszych słownych przepychanek. Kurwa, już chyba
naprawdę źle ze mną...
-Ashley. Ash! Słyszysz?!- dotarł do
mnie głos An.
-C-co?- zamrugałem gwałtownie
powiekami, wracając do rzeczywistości.
-Prosiłam, żebyś to potrzymał.-
rzuciła mi zirytowane spojrzenie, wyciągając do mnie rękę ze
światełkami.
-A tak. Już. Przepraszam.- bąknąłem,
pomagając jej. Po chwili wszystko było skończone. Złapałem młoda
w pasie i postawiłem na ziemi, zanim zdążyła zareagować.
Następnie obojętnie zabrałem drabinę i wróciłem do domu.
Podłączyłem do prądu wszystkie kable od światełek, którymi
ozdobiliśmy choinkę. Ubraliśmy ją na samym początku, ale
stwierdziliśmy, że potem sprawdzimy, jak nam to wyszło. Chwyciłem
za przedłużacz i po kolei włączałem wszystko. Cholera. To jest
coś!
-Jak nie lubię tego całego cyrku, to
muszę przyznać, że nam wyszło.- obok mnie pojawiła się młoda.
-Nie, żeby coś, ale nam razem
wszystko wychodzi.- mruknąłem, wpatrzony w drzewko. A raczej w
ogromne drzewo.
-Powiedzmy.- burknęła. W odpowiedzi
rzuciłem jej tylko pobłażliwe spojrzenie.
-Że niby nie? Ja wiem, że ty byś tak
chciała, ale niestety, musisz pogodzić się z tym, że działamy
jak prawdziwy dream team.- objąłem ją jednym ramieniem.
-Oczywiście... Dobra, idę zobaczyć
czy jeszcze mamy kuchnię. A potem się ogarnąć, w końcu już
późno.- westchnęła. Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na
choinkę, po czym zostawiła mnie samego. Niech mówi, co chce, ja
wiem, że podoba się jej. Sam także skierowałem się do swojej
sypialni.
Opadłem na materac, sprawdzając, czy
na pewno wszystkie prezenty zapakowałem. Wszystko było w jak
najlepszym porządku. Odleciałem więc na chwilę myślami, kolejny
już dziś, raz. Od kilku dni poważnie zastanawiałem się nad sobą.
I nie tylko sobą. To wszystko wina Chris'a!!! Jasne, zwalaj na
niego. Jak to w końcu jest ze
mną i młodą? No właśnie, młodą. Zaraz będę mieć 26 lat. A
ona 18. Dlaczego więc, taka małolata zajmuje moje myśli? Stary,
komplikujesz sobie życie jeszcze bardziej. No
jakbym, kurwa, nie wiedział! Serio, ze mną jest coś bardzo nie
tak! Na początku myślałem, że to z braku seksu. Ale teraz... Sam
nie wiem. Po tych wszystkich chamskich tekstach, które puściłem w
jej kierunku, było mi głupio. To do mnie niepodobne. Już pomijając
to, że praktycznie od samego początku mam tą cholerną potrzebę
chronienia jej. Jeszcze żeby ona tego chciała... Ja nie wiem, może
mi się po prostu nudzi?! No bo jak wytłumaczyć to, że się przed
nią płaszczę, daję wyzywać i wszystko to zlewam, nie pesząc
się. Nie jestem jakimś pieprzonym masochistą. Owszem, czasem lubię
agresję i takie tam, ale tylko wtedy, gdy ja dominuję. Muszę z
kimś o tym pogadać! Inaczej zwariuję. A tymczasem idę pod
prysznic. Przecież za chwilę kolacja...
Perspektywa Ann
Spojrzałam
krytycznie na swoje odbicie w lustrze. Nie jest źle. Oczywiście,
dziewczyny wymusiły na mnie sukienkę. Na szczęście, to już
ostatni raz w tym roku. Rzuciłam okiem na prezenty. Mam nadzieję,
że spodobają się wszystkim. Ustaliliśmy, że nie kupujemy, nie
wiadomo, czego. Dlatego dziewczynom załatwiłam karnety do mojego
ulubionego salonu kosmetycznego, plus kosmetyki, które polecają mi
moje stylistki z sesji. Andy'emu kupiłam dres z Batmanem hahah. On
nienawidzi takich ciuchów, ale jak zobaczy znaczek, to założy,
choćby miał cierpieć. Taaak, jestem złośliwa. CC za to dostanie
wypasioną wejściówkę do wesołego miasteczka i kilka bajek na
DVD. Bo przecież to duże dziecko jest... Dla gitarzystów i RJ'a
też znalazłam jakieś drobnostki. Najwięcej problemów miałam z
Ash'em. W końcu zdecydowałam się na grubaśny poradnik dla
projektantów mody. Było tam wszystko. Od porad jak rysować, po
opisy poszczególnych materiałów. Może choć trochę mu się
spodoba... Westchnęłam ciężko. To ponad moje siły. Mam udawać
szczęśliwą osobę, a wcale się tak nie czuję! Cholera jasna!
Podeszłam do okna, próbując się uspokoić. W tym momencie do
mojego pokoju ktoś wszedł.
-Ann kazali mi po
ciebie przyj... Coś nie tak?- zmarszczył brwi Purdy. Nic nie
odpowiedziałam, za to zaczęłam intensywnie przyglądać się swoim
dłoniom. Chwilę później poczułam na swoim podbródku dłoń
basisty i zostałam zmuszona do spojrzenia na niego. -Ann.
-Ja po prostu...
Nie umiem. Nie lubię takich rzeczy.- miauknęłam.
-Rany, ty wciąż o
tym samym.- przewrócił oczami. -Mała, posłuchaj mnie. Czy
kiedykolwiek daliśmy ci do zrozumienia, że cię nie lubimy, że
mamy gdzieś? Nie. Jesteś dla nas ważna. I chcemy z tobą spędzić
czas. Nie musisz udawać super humoru. Po prostu pozwól nam się
nacieszyć twoją obecnością.
-Czasem gadasz zbyt
inteligentnie, jak na ciebie.- mruknęłam cicho, robiąc smutną
minę.
-Dobrze, że tylko
czasem.- zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem i głaszcząc
opiekuńczo po plecach. Co on taki miły? Ah tak. Święta
obchodzimy... Nagle drzwi otworzyły się z hukiem.
-Mała bo... eee
tak. Przyszedłem nie w porę? Czekamy na was.- powiedział lekko
speszony Ronnie.
-Już idziemy.-
odsunęłam się od basisty. Po chwili wszyscy byliśmy na dole z
naszymi prezentami. Stwierdziliśmy, że już dziś położymy je pod
choinkę. Potem każdy weźmie je ze sobą i otworzy dopiero 25
grudnia, tak jak to robią w Ameryce. Ja swoje otworzę w Wigilię.
Zaczęliśmy od
składania życzeń. Oczywiście laski życzyły mi miłości,
dogadania z Ash'em itp. Chłopcy nie byli lepsi, dodając do życzeń
jeszcze cierpliwość. No tak. To mi się przyda. Oczywiście
życzenia Ron'a zeszły najdłużej. Najpierw zaczął od sukcesów w
szkole, potem skupił się na przyszłości, by zakończyć łzawymi
wspomnieniami z mojego dzieciństwa. Na stare lata robi się jakiś
wrażliwy... Na koniec został mi Ash. Stanął przede mną,
delikatnie się uśmiechając.
-Co, masz już
dość?- spytał.
-Owszem.-
odwzajemniłam uśmiech.
-To nie będę cię
dobijał. Wesołych świąt Ann.- podał mi dłoń, przysuwając się.
-Wesołych świąt
Ashley.- odpowiedziałam.
-I przepraszam.-
dodał, patrząc na mnie niepewnie.
-Och, przeestań.-
jęknęłam.
-Okej. Chodź tu.-
Purdy przyciągnął mnie do siebie, przytulając. Odwzajemniłam
uścisk. Szczerze, miałam gdzieś, co teraz pomyśli sobie reszta.
Basista zaczął się lekko kołysać na boki. Zaśmiałam się
cicho.
-Dobra. Koniec tego
dobrego. Święta, świętami, ale bez przesady.- odsunęłam się.
-Taaak, jesteś
milutka tylko, gdy się rozchorujesz.- Ash zachichotał, prowadząc
mnie do stołu. Siedziałam między nim, a Ronnie'm.
-To co? Jemy?- CC
spojrzał na nas wyczekująco. No tak, ten tylko o jednym.
Następny dzień.
Biegałam po całym
domu, jak wariatka, ciągle zderzając się z resztą. Dziś
rozjeżdżaliśmy się do domów. Każdy szukał swoich rzeczy, albo
zgarniał prezenty do walizek. Czy to normalne, że wyjeżdżam
bardziej obładowana, niż na trasę?!
-Gdzie jest moja
suszarka?!?!- wydarł się Jinxx.
-A po co ci,
młotku?! Przecież macie w domu!- odkrzyknął Jake z pokoju obok.
Hm, przyda mi się trochę przerwy od nich...
-Kto mi ukradł
moje ciastka?!- CC przeleciał obok mnie w takim pędzie, że aż
wiatr mi włosy zawiał.
-W walizce,
kochanie.- zaśmiała się Lauren. Oni są walnięci. A ja nie
lepsza. Wróciłam do swojego pokoju, gdzie siedział Ronnie.
Stwierdził, że musi mnie pożegnać, jak należy.
-Będziesz za mną
tęsknić?- spojrzał na mnie z nadzieją.
-No jasne. Nie
będzie mnie tylko tydzień, ale coo tam. Umrę z tęsknoty.-
burknęłam.
-Też cię kocham
Ann. A jak tam z Ashley'em?- Radke posłał mi znaczący uśmieszek.
-Ale, że co?-
zmarszczyłam brwi.
-Noo widziałem, że
nieźle się dogadujecie, jak na udającą parę. A przecież w domu
nie udajecie. Podoba cię się?- spytał konspiracyjnym tonem.
-Kto?!- spojrzałam
na niego, jak na idiotę.
-Purdy.- odparł,
jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.
-Co?! On?! Ty się
dobrze czujesz? Skąd ci to do głowy przyszło?- byłam w szoku.
-No wiesz, tak się
zachowujecie.- bronił się wokalista FIR.
-Tsa. To samo
powiedział o mnie i o tobie, że wyglądamy jak para.- mruknęłam.
-My?! Ahahahha
dobre. Przecież my rodziną jesteśmy!- roześmiał się.
-Ale daleką. Czyli
jakby wcale.- wzruszyłam ramionami.
-Ale kocham cię
jak siostrę.- warknął.
-Doooobra, rany! Co
się tak burzysz? Po prostu uświadamiam ci, że twoje wymysły są
niedorzeczne.- prychnęłam.
-Okej. Koniec
tematu. Gotowa?- RJ kiwnął głową w stronę walizek.
-Tak.-
potwierdziłam. Ostatni raz obrzuciłam spojrzeniem moją sypialnię
i skierowałam się na dół.
-Ludzie! Młoda
chce zwiać bez pożegnania!- ryknął Jake. I on niby taki spokojny
i cichy? Ci fani nie mają o niczym pojęcia...
-Nieprawda!-
zaprzeczyłam.
-Mała!!!- Andy
rzucił mi się na szyję, prawie mnie przewracając.- Będę
tęsknił.
-Tak. Powiedzmy, że
ja też. Ej, przecież widzimy się niedługo.- zauważyłam.
-No i co!- wszyscy
ryknęli chórem. Zaczęli mnie po kolei ściskać i całować. Całą
mnie obślinili. Ohyda. W końcu łaskawie wypuścili mnie z domu.
Ashley wrzucił moje walizki do bagażnika taksówki i mogłam jechać
na lotnisko.
-Baw się dobrze. I
nikogo nie zabij.- basista poczochrał mnie po włosach.
-A ty się nie
schlej za bardzo.- wyszczerzyłam się, wsiadając do auta.
Pomachałam jeszcze wszystkim i ruszyliśmy.
24 grudnia,
Wigilia. Polska
Sama się sobie
dziwię, ale póki co, jeszcze wszyscy żyją. Miałam kilka powodów
i okazji, żeby unicestwić mojego braciszka, ale dałam radę. Chyba
mogę być z siebie dumna... W końcu nadszedł ten długo
wyczekiwany moment. Nie. Nie prezenty. Koniec Wigilii hahaha. Gdy
tylko usłyszałam, jak mama zamyka drzwi za moim bratem i jego
rodziną, rzuciłam się do kuchni.
-A tobie co?-
Piotrek, mój ojczym, spojrzał na mnie z rozbawieniem.
-Weźcie dajcie mi
coś na nerwy, bo zaraz mnie rozniesie!- syknęłam, przekopując
szafki.
-Skończyły mi się
tabletki. Zaparzę ci melisę.- zaproponowała moja mama.
-A wypchaj się
melisą. Nawet 5 litrów mi nie pomoże, przez tego ćwoka.-
burknęłam.
-No więc nie
powinien mnie wkurzać w taki dzień. Dobra. Idę do siebie. Padam na
twarz. Dobranoc.- uśmiechnęłam się sztucznie i zabarykadowałam w
pokoju. Chciałam nocować w moim domu, ale mama oczywiście zaczęła
histeryzować, że w środku zimy i sama tam nie będę. Serio? Co do
zimy, to jest straszna! Wszędzie biało i mroźno. Łe ja chcę do
Kalifornii. Tam też zimno, ale nie aż tak. No i nie ma śniegu.
Zażyłam mój psychotropek i padłam na łóżko. Gdyby Ash tu był,
zaraz dostałabym zjebkę. Ale na szczęście jestem sama. W tym
momencie przypomniały mi się prezenty od chłopaków i ich
dziewczyn. Przyciągnęłam walizkę, wypakowując kolejne paczki. Od
Andy'ego oczywiście dostałam wszystkie ich płyty, no bo jak to, jka
mogę ich nie mieć? Zrobił mi o to niezłą awanturę. Oczywiście
do kompletu breloczek z Batmanem. Oczywiście... Od Jake'a dostałam
książkę. Podstawy czytania nut. On nie ma litości. Ale dorzucił
do tego ładną kostkę z moimi inicjałami, to mu wybaczę. Od
dziewczyn były kosmetyki i jakieś ładne, kolorowe ciuchy. No tak,
ja mam w większości czarne. Od CC'ego różowa świnka skarbonka, z
nadrukowanym na niej tekstem „na psychiatrę”. Ahahaha kocham go.
Jinxx dał mi cienki poradnik „Jak wychować dziecko z ADHD” z
dopiskiem, że sam ma taki. No to teraz już jasne, skąd on wie, jak
ma sobie radzić z chłopakami. Do tego dorzucił jeszcze płytkę ze
zgranymi na niej, moimi ulubionymi utworami z muzyki klasycznej.
Swego czasu puszczał mi po kolei wykonawców, żeby mnie
„ukulturalnić”. Prezent od Ashley'a był na samym końcu.
Wzięłam do ręki paczuszkę, lekko nią potrząsając i
nasłuchując. Nie tyka. Czyli nie bomba. Eee może i jest idiotą,
ale nie zakończył by mojego żywota, nie będąc naocznym
świadkiem. Zerwałam energicznie papier i moim oczom ukazała
laleczka Voodoo z jego podobizną, oraz kilka szpilek. Dołączył do
tego kartkę „Żebyś miała jak się wyżyć, gdy Cię wkurzę.
P.S. Mam nadzieję, że to jednak nie działa”. Zaczęłam się
śmiać, jak wariatka. Po chwili trochę się opanowałam. Biedny
Purdy, nie wie, na co się pisze. Muszę uważać na to, co robię,
bo jeszcze naprawdę to da jakiś efekt. Black Veil Brides bez
basisty, to byłoby straszne... Nie wiem, czy to przez psychotrop,
czy przez prezenty, ale humor poprawił mi się diametralnie. Ułożyłam
się na łóżku, wszystkie rzeczy układając ładnie na dywanie
obok i chwilę później już spałam.
29 grudnia.
Osiemnaste urodziny.
Odebrałam już
pierdyliard telefonów od wszystkich, którzy pamiętali o tej
głupiej dacie. Serio, chciałam przespać ten dzień, ale mama się
uparła, że mamy je świętować. Poza tym, dziś wieczorem wracałam
do LA. Pierwotnie miałam lecieć 30 grudnia, ale okazało się, że
z okazji świąt odwołali kilka lotów i zostały miejsca tylko na
14godzinne podróże z międzylądowaniem. Dziękuję za takie coś, Już raz tak leciałam i to był o jeden raz za dużo. Wobec tego
dziś o 20 startował mój samolot. W Los Angeles wyląduję o... 20!
Magia po prostu. Nie ma to jak zmiana czasu. O tyle dobrze, że tym
razem lecę business klasą, więc się wyśpię. Równo o północy
dostałam też maile od chłopaków, z życzeniami. Stwierdzili, że
przytulać się będziemy na żywca, a nie przez ekran laptopa.
Oczywiście mama i Piotrek upierali się, żeby zrobić mi konkretną
imprezę urodzinową, ale ich wyśmiałam. Łaskawie zgodziłam się
na mały tort w rodzinnym gronie. Z góry też zażyczyłam sobie, że
jeśli koniecznie muszą mi coś dać, to lepiej niech kupią jakieś
zabawki czy coś i dadzą biednym dzieciom. Tak. Anka-filantropka.
Zacznijmy od tego, że moja durna rodzinka nawet nie wie, co lubię,
a kasy też mi nie potrzeba, bo zarabiam wystarczająco. Mogą się
wypchać. O dziwo, mama nawet nie narzekała, że już wyjeżdżam.
Albo znowu mnie olewa, albo woli mnie nie wkurwiać. Mniejsza o
powód, grunt, że nie zrzędzi. No i dzięki temu, że mam szybciej
samolot, moja urodzinowa „imprezka” nie będzie trwała długo.
Same superlatywy.
Przebierałam się,
gdy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie
Jake'a.
-Co jest?-
burknęłam, siłując się z zamkiem dżinsów.
-Hahaha te twoje
miłe powitania. Kiedy wracasz?- spytał gitarzysta.
-Dziś.-
prychnęłam.
-Dziś?! Jak to?!-
wydarł mi się do słuchawki.
-No normalnie. O
20tej mam samolot. Aaa czekaj. Bo u was jest 23. Czemu jeszcze nie
śpisz?- teraz ja spytałam.
-No już się
kładę. Aaa czyli będziesz jakby jutro. O której dokładnie?-
drążył Pitts.
-Jacob, a co cię
to tak interesuje?- uniosłam brew.
-Bo Andy też wraca
jutro wieczorem. To może wziąć cię z lotniska.- wyjaśnił.
-Jak to? Co on tak
szybko?- zdziwiłam się.
-Okazało się, że
musimy jeszcze 30tego iść do studia, coś podpisać, bo Jon zamyka
rok, czy coś. No nie wiem dokładnie. Poprosił nas, to będziemy.
Jakby rozkazał, to olalibyśmy go, ale, że poprosił...- Jake
zawiesił głos.
-No fakt. To chyba
z okazji świąt.- stwierdziłam.
-Bawi się w
świętego Mikołaja? No to coś mu nie wyszło. A jak tam po
świętach? Najadłaś się?
-Taaak. Tyle
dobrych rzeczy.- mruknęłam. Starałam się brzmieć przekonująco.
-To dobrze. Może w
końcu przytyjesz.- Jake odetchnął z ulgą. Ja również. Łyknął
moje kłamstwo. Tak naprawdę zjadłam bardzo mało. Rodzinie
ściemniłam, że boli mnie brzuch i coś mnie bierze. Naprawdę,
starałam się coś przełknąć, ale z każdym kęsem miałam odruch
wymiotny. Nie wiem, co się ze mną dzieje. To znaczy wiem. Znowu mam
jadłowstręt. Ale czemu tak długo i taki silny?
-Dobra. Jake, ja
muszę kończyć. Nie będę cię naciągać. Roaming, te sprawy. Zobaczymy się jutro.- powiedziałam, wracając do
rzeczywistości.
-Jasne. Baw się
dobrze. No i jeszcze raz sto lat.- chłopak rozłączył się.
Westchnęłam ciężko. To będzie trudny dzień...
Los Angeles.
Godzina 19.45 czasu miejscowego
Perspektywa
Andy'ego.
Chłopaki wrobili
mnie w odebranie małej. Właściwie, to nie miałem nic przeciwko.
Poza tym, wiedziałem czemu to ja mam to zrobić. Zaparkowałem z
piskiem opon na parkingu przed lotniskiem. Jak zwykle byłem
spóźniony. Z daleka widziałem ludzi, którzy musieli niedawno
przylecieć i teraz witali się z bliskimi. Wydłużyłem krok,
szukając wzrokiem rudej. Szła na samym końcu, robiąc coś na
telefonie.
-Ann!- krzyknąłem,
podbiegając do niej.
-O hej!- posłała
mi promienny uśmiech, rzucając się na mnie. Uścisnąłem ją
mocno.
-Stęskniłem się
za tobą, mała.- pogłaskałem ją po włosach, dając buziaka.
-Nie uwierzysz.
Przez ten tydzień doszłam do wniosku, że nudzi mi się bez was.-
uniosła brew.
-No proszę!
Mówiliśmy ci już kiedyś, że nas nie da się nie kochać.-
zabrałem od niej walizkę i skierowaliśmy się do wyjścia.
-Miałeś rację.
Jak tam w domu?- spytała.
-Fajnie. Szkoda
tylko, że tak krótko. Masz pozdrowienia od moich rodziców.
-Dziękuję. Mama
kazała mi was uściskać, ale zrobię to za jednym zamachem. Szkoda,
że musieliście wrócić szybciej, żeby iść do studia.- Ann
posmutniała.
-Co?!- zdziwiłem
się, ale sekundę później zreflektowałem. -A tak. No bywa.
Odbijemy sobie na emeryturze haha.
-Jakiej emeryturze?
Wy będziecie koncertować do śmierci.- zaśmiała się.
-To się okaże. W
sumie, umrzeć na scenie, to musi być coś.- zastanowiłem się.
-Taaak. Zwłaszcza
dla fanów, naocznych świadków tej tragedii.- Annie pokazała mi
język.
-Oj tam. Czepiasz
się szczegółów. Zostalibyśmy legendami.- rozmarzyłem się.
-Andy, wy będziecie
legendami za życia.- prychnęła.
-Naprawdę tak
myślisz? Choociaż, jakby nie patrzeć, to już swoją armię i
wyznawców mamy.- zacząłem się śmiać.
-No więc sam
widzisz.- wyszliśmy przed budynek.
-A tak poza tym,
jak lot?- zainteresowałem się.
-Dobrze. Prawie
cały przespałam. Tylko boli mnie trochę kręgosłup. Jak wrócę
to koniecznie muszę wyłożyć się na łóżku.- westchnęła. Nie
chciałem jej dobijać zawczasu.
-Oh, w ogóle, to
wszystkiego najlepszego. Chłopaki zabronili mi cię przytulać i
tobie tak samo, ściskać mnie. Że niby chcą grupowo i hurtem w
domu.- mruknąłem obojętnie, wsiadając do auta.
-Zaczynam się bać.
Tak, tobie też zaległe sto lat.- przewróciła oczami.
-I jak się
czujesz, jako dorosła?- uniosłem brew.
-Normalnie. Z tą
różnicą, że teraz wszyscy mogą mi naskoczyć, bo mogę im
odszczekać, albo przywalić.- wyszczerzyła się.
-Przecież to
robiłaś już wcześniej.- stwierdziłem.
-Ale teraz mogę to
tak legalnie haha. No nic mi ten wiek tutaj nie daje, bo pić dalej
nie mogę.- wzruszyła ramionami.
-Taak, mimo to CC i
reszta ci pozwalają.
-Ash się czasem
czepiał.- przypomniała.
-Może nie chce,
żebyś szła w jego ślady?- rzuciłem jej przelotne spojrzenie.
-To niech sam da mi
dobry przykład.- burknęła. Oho, wolę nie drążyć. Widać, że
już zaczyna się irytować.
-Słuchaj, to jest
mój najlepszy przyjaciel. A ty jesteś moją najlepszą
przyjaciółką. Nie chcę wybierać między wami i nie mogę
patrzeć, jak się kłócicie. Zwłaszcza, że już nieraz
udowodniliście, że potraficie się dogadać.- słowa wyleciały mi
bezwiednie z ust. Kurwa! Mogłem ugryźć się w język. Zaraz się
wkurzy i chłopaki mnie opierdolą, że to moja wina.
-To nie do końca
tak. Nigdy nie kazałabym ci wybierać, bo uważam, że co by się
nie działo, Ash powinien być dla ciebie najważniejszy. I nie
przerywaj!- dodała, gdy już otwierałem buzię, żeby zaprzeczyć.
Kiwnąłem tylko głową.
-Ashley jest
wrażliwy. I potrzebuje ciebie, chłopaków, zespołu. Ja jestem
samowystarczalna. Zawsze sobie poradzę.
-To dlatego tak
bardzo się wkurzyłaś, gdy groziło mu wywalenie? I dlatego
zgodziłaś się na ten cyrk z udawaniem?- dociekałem.
-Tak. Andy, ja
zrobiłabym wszystko, byleby go nie wyrzucili. Obydwoje wiemy jakby
się to skończyło. Purdy zacząłby pić jeszcze więcej, a w końcu
stoczyłby się na samo dno. Jest za bardzo wartościowym
człowiekiem, na taki los. Poza tym, każdy zasługuje na drugą
szansę.- wzruszyła ramionami. Mój mózg zaczął pracować. I w
końcu coś do niego dotarło. Powoli wyłapywałem drugie dno jej
wypowiedzi. W ten sposób próbowała dać mi do zrozumienia, że jej
na nas zależy. Tylko nie umie powiedzieć tego otwarcie. Zaraz sam
ją wyręczę.
-Czemu nie powiesz
mu, że zgodziłaś się, tylko i wyłącznie, dla jego dobra? On
dalej myśli, tak samo jak reszta, że podpisałaś umowę, bo
Jonathan miał na ciebie jakiś haczyk. Że ciebie też wywali. Bo
nie zrobiłby tego, prawda?- musiałem się upewnić.
-Nie, nie zrobiłby.
Nawet jeśli coś takiego było w mojej umowie, nie zrobiłby mi
takiego świństwa. Jestem jedyną osobą, której może zaufać, bo
wie, że nie zależy mi na jakimś durnym awansie. I nie waż się
nic mówić Ashley'owi!- warknęła.
-Dlaczego?!
Zasługuje na prawdę!- sam zacząłem się denerwować.
-Bo nie chcę, żeby
uważał, że ma u mnie dług, czy, że coś mi zawdzięcza. Dobrze
jest, jak jest. A to, dlaczego zgodziłam się na ten układ, nie
jest ważne. To przeszłość!- powiedziała pewnie. Wciąż nie
byłem przekonany, co do ukrywania tego wszystkiego, ale postanowiłem
odpuścić. Na razie. Bolał mnie widok smutnego Ash'a, który ciągle
myśli, że Ann ma go w dupie. Mimo wszystko zwracał uwagę na
opinię innych. Ale to nie jest dobry moment, na uświadomienie go.
Nie dziś. Poza tym wiem, że prędzej czy później przyjdzie taki
moment, że prawda się wyda. Pytanie tylko, co wtedy zrobi Ann. Że
Purdy się wkurwi, to jasne. Nie lubi być oszukiwany. Zwłaszcza w
takich sprawach. A młoda? Pewnie zamknie się w sobie. Prędzej
umrze, niż okaże jakieś głębsze uczucia...
Przez resztę drogi
gadaliśmy o pierdołach. Było ciemno, gdy dojechaliśmy do celu.
Wbiłem kod przy bramie i wjechałem na posesję, a stamtąd do
garażu. Pierwsze, co zrobiła An, po wyjściu z samochodu, było
rzucenie się na maskę swojego auta i przytulanie go. Serio, jest
mega podobna do Ashley'a, tylko nie zdaje sobie z tego sprawy. Może
lepiej jej tego nie powiem? Cóż, chciałbym jeszcze trochę pożyć,
a po takiej informacji ruda jak nic, rzuci czymś we mnie. I jeszcze
trafi. Taaak, lepiej nie ryzykować. Cela to ona akurat miała. Zostawiłem jej walizki w
bagażniku, stwierdzając, że do jutra nic im nie będzie.
-Panie przodem.-
przepuściłem ją, jak przystało na dżentelmena. No pewnie, że
tylko o to mi chodzi.
-Masz klucze?-
mruknęła do mnie.
-Jake pisał, że
idzie pod prysznic i zostawi otwarte, bo reszcie się nie chce dupy
ruszyć.- wyrecytowałem.
-Czemu mnie to nie
dziwi?- prychnęła, naciskając klamkę. Weszliśmy do holu, gdzie
panowały egipskie ciemności.
-Ej, oni chyba
serio chcą, żebym się zabił. Przecież wiedzą, że jestem
łamagą. Zapal jakieś światło.- zaśmiałem się, lekko na nią
wpadając i popychając do salonu. Ann posłusznie sięgnęła do
włącznika. Wyszczerzyłem się. Sekundę później rozbłysło
światło, a razem z nim, rozległ się jeden, wielki ryk:
-NIESPODZIAAAANKA!!!!!!
Noo nie skończyłam jednego rozdziału, ale stwierdziłam, że dodam i nie będę taka wredna. Niestety, dalej nie wiem, kiedy pojawi się kolejny. Mam tylko w weekendy czas na pisanie, a wtedy odsypiam, no i ogólnie mam lenia. Co do piosenki, to może i nie pasuje, ale jak słyszę oryginał dzień w dzień w robocie, to proszę się potem nie dziwić, że tylko ją mam w głowie:P. Ewentualnie rechoczę na całe biuro, gdy leci Livn' On A Prayer :D :D :D Rozdział jest taki sobie, no ale to przejściowe. Akcja posuwa się naprzód, przysięgam, że z imprezą starałam się jak najmocniej się da, choć i tak opisałam po łebkach. Ocenicie w swoim czasie. Dobra, nie przynudzam, miłego tygodnia. V.
***********************
Noo nie skończyłam jednego rozdziału, ale stwierdziłam, że dodam i nie będę taka wredna. Niestety, dalej nie wiem, kiedy pojawi się kolejny. Mam tylko w weekendy czas na pisanie, a wtedy odsypiam, no i ogólnie mam lenia. Co do piosenki, to może i nie pasuje, ale jak słyszę oryginał dzień w dzień w robocie, to proszę się potem nie dziwić, że tylko ją mam w głowie:P. Ewentualnie rechoczę na całe biuro, gdy leci Livn' On A Prayer :D :D :D Rozdział jest taki sobie, no ale to przejściowe. Akcja posuwa się naprzód, przysięgam, że z imprezą starałam się jak najmocniej się da, choć i tak opisałam po łebkach. Ocenicie w swoim czasie. Dobra, nie przynudzam, miłego tygodnia. V.
!!! 30 komentarzy= kiedyś nowy !!!
♥
OdpowiedzUsuńTak jak obiecałam – jestem. Przeczytałam od razu i aż mnie korciło, żeby skomentować, ale jakoś tak wszystko zmówiło się przeciwko mnie. W każdym razie teraz mam nadzieję, że obędzie się bez komplikacji (ekhm, piszę to w wordzie i potem wkleję, tak na wszelki wypadek) i w końcu dodam jakiś sensowny komentarz (powiedzmy, tak jakby kiedykolwiek moje komentarze były sensowne). Dobra, za długie te moje wstępy.
Usuń1. Piosenka. Kocham, szczególnie w tej wersji :D Ehh...aż bym sobie posłuchała, najlepiej jeszcze oglądając teledysk, ale najpierw komentarz, potem napady śmiechu.
2. Kiedy Ash myśli głową a nie dołem, to naprawdę niegłupi i fajny facet z niego. Oh, ale gdzie byłaby zabawa, gdyby był takim ideałem? :D I potwierdzam, stanowią wyjątkowo zgrany zespół. No...przynajmniej kiedy rozmawiają ze sobą lub nie skupiają się tylko na tym, jak dogryźć drugiej stronie.
3. Uwielbiam, kiedy zachowanie bohaterów mnie zaskakuje, ale jeszcze lepiej jest, kiedy zaskakuje ich samych. Takie trochę „niespodzianka, jest coś takiego jak uczucia”. Mogą sobie wmawiać, co chcą, a ja i tak wiem swoje :D
4. Jak na samojebkę w jakimś kiblu to dość udane zdjęcie. Kolejne. Chociaż i tak mam w pamięci tę nieszczęsną fotkę z garniaku....
5. Podoba mi się prezent od Ann dla Christiana. Idealny. Też kcem! A jakby jeszcze taki zestaw w towarzystwie perkusisty...*_* Cudowne podsumowanie życzeń RJ'a xD Ah, co ta starość robi z ludźmi :D
Swoją drogą dziwnie czytać o świętach w maju...
6.Co to za zdjęcie :o Albo go nie widziałam, albo mój mózg w geście obronnym wyparł je z pamięci :D
7. Eh...święta to z zasady powinien być wesoły czas, a przynajmniej dość spokojny. Bez nerwów i chęci mordu. Szkoda, że rzadko wychodzi. Dobrze, że tak banda głupków potrafi jej naprawić nawet beznadziejny dzień mimo dzielącej odległości. CC przebił wszystkich z prezentem, chociaż Jinxx nie był dużo gorszy :D
8. BVB i reszta jako mistrzowie spisku i niespodzianek :D Podoba mi się. Niech chociaż raz jej urodziny kojarzą się jakoś miło, a nie tylko z kolejną cyferką doliczaną do wieku.
Tak kiepsko trochę z legalnością pobicia kogoś itp., raczej odwrotnie – większa odpowiedzialność i konsekwencje :P
9. Samowystarczalna...tak, tak, oczywiście. Chociaż tak właściwie to podziwiam ją (pewnie już zresztą to mówiłam). Ale nawet najsilniejsza osoba czasami potrzebuje wsparcia bliskich. Rozczuliło mnie jak Ania mówiła o Pandzie :') Tylko właśnie...co jak w końcu prawda wyjdzie na jaw...
10. Yay, nareszcie ta długo wspominana impreza. Szkoda, że jednak musiałaś ją skrócić, ale z drugiej strony rozumiem. Whatever, i tak będzie perf (jedyna rzecz, którą da się u Ciebie przewidzieć...:D)
Fajny rozdział wyszedł, co znowu marudzisz :P
Cóż, komentarz miał wynagrodzić moją zwłokę, ale coś nie wyszło. Nie mam mocy myśleć i sprawdzać, co ja tam na tworzyłam.
W każdym razie na koniec życzę Ci przede wszystkim duuużo zdrowia, również dla najbliższych, odpoczynku, lekkiej pracy i więcej „Livin' On A Prayer” w trakcie, żebyś w końcu jakimś cudem się wysypiała, oczywiście posłusznego wena :D, rozdziałów na blogach, które lubisz oraz koncertu HIM.
(I Ty mi każesz oneshoty pisać? Jak sam komentarz zajął mi niemal stronę? :D)
Ach w takim momencie?! Dobrze, że Ann przeżyła jakoś święta ze swoją rodziną ;D Ciekawe czy Andy powie Ash'owi to co wyciągnął od rudej i jak Ash na to zareaguje. Tak czy tak zobaczymy jak się impreza spodoba.
OdpowiedzUsuńWspółczuje braku czasu, ale mam nadzieję, że jakoś pogodzisz pisanie i pracę ;) Wierzę w ciebie i wiem, że dasz radę :* Jak zwykle z niecierpliwością czekam na następny rozdział...
PS. Dziś z anonima ~ Klaudia
Jak mogłaś przerwać a takim momencie !? :D
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co będzie na tej imprezie :D Ahh ten Ash i Ruda.. dziwne relacje mają, ale dzięki temu to opowiadanie ma urok :D Nie wiem co pisać.. więc napiszę tylko, że czekam z niecierpliwością na następny rozdział i mam nadzieję, że pojawi się szybko bo nie można się oderwać od Twojego bloga Vixen i trudno tak długo czekać, żeby poznać kontynuację historii :D
Wiem.. może jestem dziwna ale chyba zacznę czytać tego bloga od początku.. 3 raz .. ? XD
Życzę weny i dużo wolnego czasu ! //Maddie
kocham tego bloga ! biedny andy jak on tak usuedzi z zamkniętym pyszczkiem i bez wygadania się reszcie o fakcie jakiego dowiedział się od Ann hahaha życzę weny i przełamania lenia hahah /BlackBitch
OdpowiedzUsuńCHRYSTE PANIE NA NIEBIE I MARYJO
OdpowiedzUsuńNa początek chciałam przeprosić za moją nieobecność i to bardzo, bardzo i milion razy bardzo xd
KURWA WIEDZIAŁAM, ŻE SIĘ SKOŃCZY W TAKIM MOMENCIE.
Świat taki okropny.
Współczuję, ja to mam bardzo pomysłowy plan na siebie.
SPIERDOLĘ DO PSYCHIATRYKA.
Zabiję kogoś i udam chorą psychicznie, he.
Ja w białym kaftanie? Nie chcę tam luster.
Dobra, za dużo piszę.
Życzę...ughr, czego? Pomysły mi się skończyły.
Do następnego rodziału i tam pozdrawiam, inne duperele pa.
Prezent Ash'a genialny <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zaoszczędziłaś nam szczegółów jeśli idzie o święta, bo ja ich tak bardzo nie lubię... :P
Wiedziałam, że nie odpuszczą tak po prostu Ann tych urodzin :) Teraz jestem bardzo ciekawa, czy ta niespodzianka była rzeczywiście dobrym pomysłem i czy Anka doceni ich starania ;3
Rozumiem, że nie tylko ja widzę i słyszę CC'ego, gdy w radiu leci Livin' On A Prayer...? To karaoke zniszczyło mi psychikę hahah :D
Czekam na next'a :) //Wera
To "kiedyś nowy" jest dość dobijające.
OdpowiedzUsuńAle nie ważne.
Od dwóch tygodnii codziennie wchodziłam po kilka razy i sprawdzalam czy dodalas. (Yo chyba z lekka podchodzi pod jakas chorobe no nie?) Ale sie nie przejmuje. Wchodzę sobie teraz i taki wielki zaciesz wuhuhu jest nowy.
A więc. . . Fajny prezent od Ashleya. Myslalam ze An dostanie od niego jakas bielizne ew. Poradnik "jak nie zabic czlonka zespolu ktorego jestes menadżerem". Ale ogolnie cały rozdział całkiem fajny...ale zeby skończyć w takim momencie..no Vixennnnnn !!!!!!
Zamorduje;-;
Ale czekam na następny z wielkim utęsknieniem i blagam.
I dużo weeeeeeny i chęci :3
Meeeeeeeeeeeeeeegaaaaaaa! :D
OdpowiedzUsuńAle mi się nie chce logować więc piszę z anonima. Rozdział taki "spokojny" nie nudny ale za dużo w nim się nie dzieje. Jestem bardzo ciekawa jak Ash zareaguje na to co Andrzej wyciągnął z Rudej. Pewnie byłby dym i to ogromny nie zdziwiłabym się gdyby nawet polała się krew.
OdpowiedzUsuńNo to tyle, zapalenie spojówek nie daje mi nic więcej napisać...;)
My nightmare
Jakie kochane to ze strony chłopaków, ale An i tak na pewno się wkurwi. Boję się widzieć ich min ;)
OdpowiedzUsuńGENIALNE! Z powodu późnej pory nie napiszę długiego komentarza, ale pamiętaj... UWIELBIAM CIĘ I TEGO BLOGA! *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej! :* :*
Chciałabym mieć takie święta z chłopakami ;) ale takiej rodzinki to niekoniecznie potrzebuje
OdpowiedzUsuńBiedna juz sb nie radzi :/
Coś mi nie pasuje. Ty coś planujesz. Coś mega okrutnego, jeżeli chodzi o Ann i Asha. Nwm, może morderstwo, albo trwałe okaleczenie? Jest po prostu za spokojnie.
OdpowiedzUsuńSukienka piękna a wisiorek z Darów Anioła . . . <3 <3 <3
Fajnie opisane, nic się nie ciągnęło, bez zbędnych opisów ;-)
CC, takie duże dziecko XDDDDD
Ale z tym podręcznikiem o wychowaniu dzieci z ADHD to żeś dowaliła XDDDDDDDDDD
Ogólnie rozdział świetny, wspaniały, wyśmienity i czekam na next >>>>>
~Twisted Sister
JA?!?!?! Niee. Wiem, że jest spokój, ale nie może być wiecznie draki. I chyba nawet tak będzie dłuższy czas, ale w sumie już nie pamiętam hahah. Powinni być mili dla siebie
UsuńNastepny extra rozdzial. Czekałam na niego z utęsknieniem xDDDD Od razu wiedzialam ze beda szykowali dl niej niespodziankę. HAHHAA prezenty... hahaha /Kaja
OdpowiedzUsuńJak mi brakowała perspektywy Ashley'a, bosz! Ale przyznam szczerze, że wolałam go w stylu "Mnie się tak nie traktuje. No heloł, jestem Ashley Purdy!"... Mogłam się chociaż pośmiać, a teraz? Zrobił się z niego jakiś wielki... Brakuje mi słowa. Chyba pójdę czytać słowniki.
OdpowiedzUsuńBłagam, niech na niespodziance będzie Devin'ek i Rick'uś. Sola może od razu przynieść kwiaty, czekoladki i coś tam jeszcze dla Purdy'ego, ucieszę się. I jeszcze go przytulić, o! ♡ To naprawdę nie jest wiele. XD
Weny. ♡
znowu komentarz z opóźnieniem, wybacz ;x
OdpowiedzUsuńzamyślony Ash mi się baaaardzo podoba (niech się ogoli, to mogę go znowu uwielbiać xDD)
ale Ash i Ann wieszający lampki? ja rozumiem, że im się sytuacja zmieniła po tej akcji Asha, ale no tęsknię za ich kłótniami ;c
powinni gotować razem, to jest zabawniejsze :P
ale przynajmniej się tulili i Ronnie ich na tym zdybał więc jest dobrze (Ash inteligentny facet wie jak pocieszać)
potem te całe święta - rozumiem Ann też ich nie znoszę, a już w szczególności składania życzeń.....
no i Ash się znowu wykazał :D
(czasami się zastanawiam, jak to robisz, że tak dobrze go opisujesz, serio xd)
ale Jerry w tym stroju mnie rozwalił hahahahaha serio, genialnie wygląda
dalej... święta w domu Ann spodziewałam się jakiejś kłótni, ale prezenty od chłopaków mnie zaskoczyły szczególnie ten od Asha xD on chyba naprawdę nie wie, na co się skazał hahaha to jest świetne ;p
Andy oczywiście mnie wkurzył, bo nie powie Purdy'emu, że Ann go lubi, bo ta go o to poprosiła... a o ile by było ciekawiej, jakby Ash się dowiedział (nadal mam ochotę, żeby byli razem, a z drugiej nie chcę ;p)
no i na koniec ta cała akcja urodzinowa, Andy - biedak musiał oszukiwać Ann haha jestem bardzo ciekawa reakcji Anki
rozdział jak zawsze mi się podobał, ale to wiesz :)
noo to czasu na pisanie i miłego weekendu <3
Ja się sama zastanawiam, czemu ja go tak dobrze opisuję. Naprawdę, niech ktoś przetłumaczy fragmenty i mu wyśle. Do końca życia mi się nie wypłaci za PR. Święta miałam tak opisać, ale nie miałam weny, to to olałam. Nie one są najważniejsze :D Twierdzisz, że sama nie wiesz, jakie chcesz zakończenie? Cóż, ja wiem, jakie będzie i myślę, że noo możecie mnie zabić. Mimo wszystko.
Usuńjuż Ci mówiłam xD z jednej strony chcę, żeby byli razem, ale do Twojego punktu pisania bardziej mi pasuje, żeby nie byli, albo żeby Ann się zabiła ;p
Usuńja Cię nie zabiję, o ile nie będzie to przewidywalne xDDD (ale nie sądzę, żeby takie było, więc możesz spać spokojnie ;p)
gdybym była dobra z angola, to bym przetłumaczyła, ale on by pewnie na to nie spojrzał....
Wow! Cudowny rozdział! :3 I nareszcie perspektywa Ashley'a ;) Czekam na następny :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział czekam na ciąg dalszy ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle rozdział super. Strasznie brakuje mi ich kłótni ;-; Mam nadzieje, że coś jeszcze namieszasz ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :3
Gdy tylko znajdziesz czas zapraszam do mnie
http://lostinyoubvb.blogspot.com/
No więc tag...
OdpowiedzUsuńPrzybyło co o jedną fankę więcej :3
Twój blog jest niesamowity!
Do tej pory spotkałam tylko dwa takie blogi gdzie wszystko układa się w logiczną całość: Twój i RebelYell.
Uwielbiam ten blog za tą logike. Nie ma tam takich bredni jak np. : Andy spotkał dziewczynę, nie pytając o zgodę Juju przygarnął ją a w drugą noc się pieprzyli.
Strasznie polubiłam też Ann ( chociaż ma dziwne nazwisko :3 ). Jej charakter, sposób bycia...
Podoba mi się też to że na początku odpowiadałaś na komentarze. Mogłabyś wrócić do tego zwyczaju. Ludzie wtedy widzą że ich komentarz też coś znaczy, jest zaóważony.
W twoim blogu jest jeszcze coś, czego w innych blogach nie ma : Piszesz o każdym członku BVB.
W innych blogach zazwyczaj jest tak że występują tylko Andy, Asch i CC a o reszcie zapominają.
Weny życzę!
\NeverGiveIn
Miło mi. Odpisuję zwykle, gdy brakuje kilku komentarzy do limitu, bądź mam więcej czasu. Nazwisko An jest zaczerpnięte od postaci w Pierwszej Miłości, bo akurat leciało i wzięłam byle co. Ona jest Polką, więc pasuje. A piszę o BVB bo to ff o BVB i Ann;)
UsuńGenialny blog naprawdę ! Dopiero skończyłam czytać te 72 rozdziały. Kocham go :D Historie Ashleya i Ann - boskie. Czekam na następny rozdział. KOMENTOWAĆ !!! // Redrosse
OdpowiedzUsuńDroga Vixen...ja tu umieram z czekania :-:
OdpowiedzUsuńNOWY NOWY..KIEDY NOEY?// oczekujaca
OdpowiedzUsuńJak będzie spełniony limit. A brakuje DUŹO.
OdpowiedzUsuńSupi, supi rozdział i z niecierpliwością czekam na następny! <3
OdpowiedzUsuńCzeekam na następny. <3 // Julga
OdpowiedzUsuńCzekam, czekam... Koleżanka pokazała mi tego bloga - jest mega!
OdpowiedzUsuń/ Mary
Na początku, przepraszam, że tak długo nie dodawałam komentarza, po prostu nastąpiły pewne sytuacje, które musiałam ogarnąć. Rozdział jak zawsze bardzo fajny. I naprawdę skończyć w takim momencie? Toż to jest tragedia, więc niecierpliwie czekam na nowy. Ale rozumiem, że coś takiego zrobiłaś, przez to ludzi może zachęci do pisania komentarzy. LUDZIE PISZCIE KOMENTARZE, DLA WAS TO TYLKO CHWILA! Nie mam pojęcia co mogę jeszcze napisać i na tym kończę swą wypowiedź. Pozdrowienia i weny życzę! :))) ~ Rose.
OdpowiedzUsuńSkonczylam tak, bo scena urodzin jest dosc dluga;) Ludzie i tak nie komentuja, wiec widocznie im to wisi, kiedy dodam.
UsuńRozumiem. :) Hmmm może zależy którym , bo jak można powiedzieć ,,prawdziwi wielbiciele" tego bloga zawsze komentują i dobrze, że tacy są. :) Ale to smutne, że właśnie niektórym się nie chce, a czytają. ~ Rose.
UsuńWiesz, gdybym nie miała pojęcia o tych 60-70 czytelnikach, to ok. Ale Was jest dużo więcej. I na tą ilość rozdziałów, gdzie napisałam już praktycznie książkę, nie wymagam za wiele. Zwłaszcza, że nic z tego nie mam..
UsuńSuper, czekam na nastepnu!
OdpowiedzUsuńPs napisalam strasznie duzy komentarz, ale mi sie skasowal i nie chce mi sie znowu, takze..
Rozdział zajebisty przepraszam za słownictwo ;-)
OdpowiedzUsuńNie mam za wiele czasu na pisanie komentarzy a jak chcesz zapomnieć o tej piosence to może ci się spodobać o ile tego już nie słyszałaś ;-)
https://m.youtube.com/watch?v=HpCHsO6cwx8
Vixen, nie rób scen i dawaj następny.... Ten był świetny, a ta końcówka to już w ogóle :P
OdpowiedzUsuńJak ja długo nie czytałam tego.. Wreszcie miałam czas i nadrobiłam zaległości spokojnie. Była to oczywiście sama przyjemność zaczytać się w Twym opowiadaniu. Nie ma co pisać inaczej, bo jest po prostu świetne. Sensowne i logiczne takie jakie powinny być opowiadania. Naprawdę nie wiem co mogę jeszcze napisać oprócz świetna robota Vixen! :) Szacunek! Pozdrowienia i życzę tak zwanej weny! :-) ~ Broken Angel..
OdpowiedzUsuńEch... No co ja mam ci napisać. Genialny rozdział jak wszystkie. Nie będę się rozpisywać xd
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale serio piszę to na szybko, tak więc:
OdpowiedzUsuńWreszcie się spięłam i to przeczytałam, lał.
Nie no, świetny rozdział, bardzo Ci się udał. Ehh, wcześniej limit tak szybko się spełniał, a teraz? Lipa...Dobra, nie wtrącam się. Życzę weny.////Black rose
Ym.. Komentarz piszę z duuuużym opóźnieniem bo nie wiedziałam co napisać. Ale cóż można napisać takiej genialnej osobie? Rozdział świetny, czekam na następny. Po prostu Cię kobieto kocham D; Nie będę się rozpisywać bo rozdział i tak jest perfekcyjny i widzę że coś kombinujesz D;
OdpowiedzUsuńYm.. Komentarz piszę z duuuużym opóźnieniem bo nie wiedziałam co napisać. Ale cóż można napisać takiej genialnej osobie? Rozdział świetny, czekam na następny. Po prostu Cię kobieto kocham D; Nie będę się rozpisywać bo rozdział i tak jest perfekcyjny i widzę że coś kombinujesz D;
OdpowiedzUsuńCo dopiero skończyłam czytać całego twojego bloga :) (z racji że dość niedawno odszukałam go w necie). Naprawdę świetna robota :D A przy okazji w czytanie tego opowiadania wciągnęłam moją koleżankę która nienawidzi czytać a jednak to opowiadanie ją a także mnie bardzo wciągnęło. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :D ~ Black Angel
OdpowiedzUsuń