poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 72


Jakiś czas później, 22 grudnia 2012r.

Perspektywa Ashley'a.

Dziś mieliśmy obchodzić święta. Stałem teraz, trzymając drabinę, na której szalała Ann. Skoro nie gotujemy, to kazali nam przyozdobić dom. Byliśmy właśnie w ogrodzie i zarzucaliśmy światełka na drzewa. Noo Ann to robiła. Stwierdziła, że tak będzie lepiej, bo ona jeszcze puści tą drabinę i mnie zabije, a w ten sposób miałbym za łatwą śmierć. To dokładnie jej słowa. No dzięki, młoda... Ale dzięki temu miałem idealną perspektywę na jej gołe nogi. Na sobie miała tylko szorty. To naprawdę nie tak, że myślę o niej tylko w kategoriach seksu. Jestem facetem, tak? I tyle czasu w celibacie. Już i tak nieźle się ogarnąłem, jeśli chodzi o rudą. Przynajmniej przestałem szukać sposobów na podryw...
Te kilka ostatnich dni było trudne. Młoda wybitnie mnie unikała, a ja latałem za nią, jak idiota. Chciałem naprawić nasze relacje. Jak teraz tak myślę, to już wolę, gdy jest dla mnie wredna, niż obojętna. Wstyd się przyznać, ale brakuje mi naszych słownych przepychanek. Kurwa, już chyba naprawdę źle ze mną...
-Ashley. Ash! Słyszysz?!- dotarł do mnie głos An.
-C-co?- zamrugałem gwałtownie powiekami, wracając do rzeczywistości.
-Prosiłam, żebyś to potrzymał.- rzuciła mi zirytowane spojrzenie, wyciągając do mnie rękę ze światełkami.
-A tak. Już. Przepraszam.- bąknąłem, pomagając jej. Po chwili wszystko było skończone. Złapałem młoda w pasie i postawiłem na ziemi, zanim zdążyła zareagować. Następnie obojętnie zabrałem drabinę i wróciłem do domu. Podłączyłem do prądu wszystkie kable od światełek, którymi ozdobiliśmy choinkę. Ubraliśmy ją na samym początku, ale stwierdziliśmy, że potem sprawdzimy, jak nam to wyszło. Chwyciłem za przedłużacz i po kolei włączałem wszystko. Cholera. To jest coś!
-Jak nie lubię tego całego cyrku, to muszę przyznać, że nam wyszło.- obok mnie pojawiła się młoda.
-Nie, żeby coś, ale nam razem wszystko wychodzi.- mruknąłem, wpatrzony w drzewko. A raczej w ogromne drzewo.
-Powiedzmy.- burknęła. W odpowiedzi rzuciłem jej tylko pobłażliwe spojrzenie.
-Że niby nie? Ja wiem, że ty byś tak chciała, ale niestety, musisz pogodzić się z tym, że działamy jak prawdziwy dream team.- objąłem ją jednym ramieniem.
-Oczywiście... Dobra, idę zobaczyć czy jeszcze mamy kuchnię. A potem się ogarnąć, w końcu już późno.- westchnęła. Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na choinkę, po czym zostawiła mnie samego. Niech mówi, co chce, ja wiem, że podoba się jej. Sam także skierowałem się do swojej sypialni.
Opadłem na materac, sprawdzając, czy na pewno wszystkie prezenty zapakowałem. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Odleciałem więc na chwilę myślami, kolejny już dziś, raz. Od kilku dni poważnie zastanawiałem się nad sobą. I nie tylko sobą. To wszystko wina Chris'a!!! Jasne, zwalaj na niego. Jak to w końcu jest ze mną i młodą? No właśnie, młodą. Zaraz będę mieć 26 lat. A ona 18. Dlaczego więc, taka małolata zajmuje moje myśli? Stary, komplikujesz sobie życie jeszcze bardziej. No jakbym, kurwa, nie wiedział! Serio, ze mną jest coś bardzo nie tak! Na początku myślałem, że to z braku seksu. Ale teraz... Sam nie wiem. Po tych wszystkich chamskich tekstach, które puściłem w jej kierunku, było mi głupio. To do mnie niepodobne. Już pomijając to, że praktycznie od samego początku mam tą cholerną potrzebę chronienia jej. Jeszcze żeby ona tego chciała... Ja nie wiem, może mi się po prostu nudzi?! No bo jak wytłumaczyć to, że się przed nią płaszczę, daję wyzywać i wszystko to zlewam, nie pesząc się. Nie jestem jakimś pieprzonym masochistą. Owszem, czasem lubię agresję i takie tam, ale tylko wtedy, gdy ja dominuję. Muszę z kimś o tym pogadać! Inaczej zwariuję. A tymczasem idę pod prysznic. Przecież za chwilę kolacja...


Perspektywa Ann

Spojrzałam krytycznie na swoje odbicie w lustrze. Nie jest źle. Oczywiście, dziewczyny wymusiły na mnie sukienkę. Na szczęście, to już ostatni raz w tym roku. Rzuciłam okiem na prezenty. Mam nadzieję, że spodobają się wszystkim. Ustaliliśmy, że nie kupujemy, nie wiadomo, czego. Dlatego dziewczynom załatwiłam karnety do mojego ulubionego salonu kosmetycznego, plus kosmetyki, które polecają mi moje stylistki z sesji. Andy'emu kupiłam dres z Batmanem hahah. On nienawidzi takich ciuchów, ale jak zobaczy znaczek, to założy, choćby miał cierpieć. Taaak, jestem złośliwa. CC za to dostanie wypasioną wejściówkę do wesołego miasteczka i kilka bajek na DVD. Bo przecież to duże dziecko jest... Dla gitarzystów i RJ'a też znalazłam jakieś drobnostki. Najwięcej problemów miałam z Ash'em. W końcu zdecydowałam się na grubaśny poradnik dla projektantów mody. Było tam wszystko. Od porad jak rysować, po opisy poszczególnych materiałów. Może choć trochę mu się spodoba... Westchnęłam ciężko. To ponad moje siły. Mam udawać szczęśliwą osobę, a wcale się tak nie czuję! Cholera jasna! Podeszłam do okna, próbując się uspokoić. W tym momencie do mojego pokoju ktoś wszedł.
-Ann kazali mi po ciebie przyj... Coś nie tak?- zmarszczył brwi Purdy. Nic nie odpowiedziałam, za to zaczęłam intensywnie przyglądać się swoim dłoniom. Chwilę później poczułam na swoim podbródku dłoń basisty i zostałam zmuszona do spojrzenia na niego. -Ann.
-Ja po prostu... Nie umiem. Nie lubię takich rzeczy.- miauknęłam.
-Rany, ty wciąż o tym samym.- przewrócił oczami. -Mała, posłuchaj mnie. Czy kiedykolwiek daliśmy ci do zrozumienia, że cię nie lubimy, że mamy gdzieś? Nie. Jesteś dla nas ważna. I chcemy z tobą spędzić czas. Nie musisz udawać super humoru. Po prostu pozwól nam się nacieszyć twoją obecnością.
-Czasem gadasz zbyt inteligentnie, jak na ciebie.- mruknęłam cicho, robiąc smutną minę.
-Dobrze, że tylko czasem.- zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem i głaszcząc opiekuńczo po plecach. Co on taki miły? Ah tak. Święta obchodzimy... Nagle drzwi otworzyły się z hukiem.
-Mała bo... eee tak. Przyszedłem nie w porę? Czekamy na was.- powiedział lekko speszony Ronnie.
-Już idziemy.- odsunęłam się od basisty. Po chwili wszyscy byliśmy na dole z naszymi prezentami. Stwierdziliśmy, że już dziś położymy je pod choinkę. Potem każdy weźmie je ze sobą i otworzy dopiero 25 grudnia, tak jak to robią w Ameryce. Ja swoje otworzę w Wigilię.
Zaczęliśmy od składania życzeń. Oczywiście laski życzyły mi miłości, dogadania z Ash'em itp. Chłopcy nie byli lepsi, dodając do życzeń jeszcze cierpliwość. No tak. To mi się przyda. Oczywiście życzenia Ron'a zeszły najdłużej. Najpierw zaczął od sukcesów w szkole, potem skupił się na przyszłości, by zakończyć łzawymi wspomnieniami z mojego dzieciństwa. Na stare lata robi się jakiś wrażliwy... Na koniec został mi Ash. Stanął przede mną, delikatnie się uśmiechając.
-Co, masz już dość?- spytał.
-Owszem.- odwzajemniłam uśmiech.
-To nie będę cię dobijał. Wesołych świąt Ann.- podał mi dłoń, przysuwając się.
-Wesołych świąt Ashley.- odpowiedziałam.
-I przepraszam.- dodał, patrząc na mnie niepewnie.
-Och, przeestań.- jęknęłam.
-Okej. Chodź tu.- Purdy przyciągnął mnie do siebie, przytulając. Odwzajemniłam uścisk. Szczerze, miałam gdzieś, co teraz pomyśli sobie reszta. Basista zaczął się lekko kołysać na boki. Zaśmiałam się cicho.
-Dobra. Koniec tego dobrego. Święta, świętami, ale bez przesady.- odsunęłam się.
-Taaak, jesteś milutka tylko, gdy się rozchorujesz.- Ash zachichotał, prowadząc mnie do stołu. Siedziałam między nim, a Ronnie'm.
-To co? Jemy?- CC spojrzał na nas wyczekująco. No tak, ten tylko o jednym.
-Jemy.- zgodnie kiwnęliśmy głowami. Święta czas zacząć...


Następny dzień.

Biegałam po całym domu, jak wariatka, ciągle zderzając się z resztą. Dziś rozjeżdżaliśmy się do domów. Każdy szukał swoich rzeczy, albo zgarniał prezenty do walizek. Czy to normalne, że wyjeżdżam bardziej obładowana, niż na trasę?!
-Gdzie jest moja suszarka?!?!- wydarł się Jinxx.
-A po co ci, młotku?! Przecież macie w domu!- odkrzyknął Jake z pokoju obok. Hm, przyda mi się trochę przerwy od nich...
-Kto mi ukradł moje ciastka?!- CC przeleciał obok mnie w takim pędzie, że aż wiatr mi włosy zawiał.
-W walizce, kochanie.- zaśmiała się Lauren. Oni są walnięci. A ja nie lepsza. Wróciłam do swojego pokoju, gdzie siedział Ronnie. Stwierdził, że musi mnie pożegnać, jak należy.
-Będziesz za mną tęsknić?- spojrzał na mnie z nadzieją.
-No jasne. Nie będzie mnie tylko tydzień, ale coo tam. Umrę z tęsknoty.- burknęłam.
-Też cię kocham Ann. A jak tam z Ashley'em?- Radke posłał mi znaczący uśmieszek.
-Ale, że co?- zmarszczyłam brwi.
-Noo widziałem, że nieźle się dogadujecie, jak na udającą parę. A przecież w domu nie udajecie. Podoba cię się?- spytał konspiracyjnym tonem.
-Kto?!- spojrzałam na niego, jak na idiotę.
-Purdy.- odparł, jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.
-Co?! On?! Ty się dobrze czujesz? Skąd ci to do głowy przyszło?- byłam w szoku.
-No wiesz, tak się zachowujecie.- bronił się wokalista FIR.
-Tsa. To samo powiedział o mnie i o tobie, że wyglądamy jak para.- mruknęłam.
-My?! Ahahahha dobre. Przecież my rodziną jesteśmy!- roześmiał się.
-Ale daleką. Czyli jakby wcale.- wzruszyłam ramionami.
-Ale kocham cię jak siostrę.- warknął.
-Doooobra, rany! Co się tak burzysz? Po prostu uświadamiam ci, że twoje wymysły są niedorzeczne.- prychnęłam.
-Okej. Koniec tematu. Gotowa?- RJ kiwnął głową w stronę walizek.
-Tak.- potwierdziłam. Ostatni raz obrzuciłam spojrzeniem moją sypialnię i skierowałam się na dół.
-Ludzie! Młoda chce zwiać bez pożegnania!- ryknął Jake. I on niby taki spokojny i cichy? Ci fani nie mają o niczym pojęcia...
-Nieprawda!- zaprzeczyłam.
-Mała!!!- Andy rzucił mi się na szyję, prawie mnie przewracając.- Będę tęsknił.
-Tak. Powiedzmy, że ja też. Ej, przecież widzimy się niedługo.- zauważyłam.
-No i co!- wszyscy ryknęli chórem. Zaczęli mnie po kolei ściskać i całować. Całą mnie obślinili. Ohyda. W końcu łaskawie wypuścili mnie z domu. Ashley wrzucił moje walizki do bagażnika taksówki i mogłam jechać na lotnisko.
-Baw się dobrze. I nikogo nie zabij.- basista poczochrał mnie po włosach.
-A ty się nie schlej za bardzo.- wyszczerzyłam się, wsiadając do auta. Pomachałam jeszcze wszystkim i ruszyliśmy.

24 grudnia, Wigilia. Polska

Sama się sobie dziwię, ale póki co, jeszcze wszyscy żyją. Miałam kilka powodów i okazji, żeby unicestwić mojego braciszka, ale dałam radę. Chyba mogę być z siebie dumna... W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany moment. Nie. Nie prezenty. Koniec Wigilii hahaha. Gdy tylko usłyszałam, jak mama zamyka drzwi za moim bratem i jego rodziną, rzuciłam się do kuchni.
-A tobie co?- Piotrek, mój ojczym, spojrzał na mnie z rozbawieniem.
-Weźcie dajcie mi coś na nerwy, bo zaraz mnie rozniesie!- syknęłam, przekopując szafki.
-Skończyły mi się tabletki. Zaparzę ci melisę.- zaproponowała moja mama.
-A wypchaj się melisą. Nawet 5 litrów mi nie pomoże, przez tego ćwoka.- burknęłam.
-Ania! Są święta!- zaprotestowała słabo.
-No więc nie powinien mnie wkurzać w taki dzień. Dobra. Idę do siebie. Padam na twarz. Dobranoc.- uśmiechnęłam się sztucznie i zabarykadowałam w pokoju. Chciałam nocować w moim domu, ale mama oczywiście zaczęła histeryzować, że w środku zimy i sama tam nie będę. Serio? Co do zimy, to jest straszna! Wszędzie biało i mroźno. Łe ja chcę do Kalifornii. Tam też zimno, ale nie aż tak. No i nie ma śniegu. Zażyłam mój psychotropek i padłam na łóżko. Gdyby Ash tu był, zaraz dostałabym zjebkę. Ale na szczęście jestem sama. W tym momencie przypomniały mi się prezenty od chłopaków i ich dziewczyn. Przyciągnęłam walizkę, wypakowując kolejne paczki. Od Andy'ego oczywiście dostałam wszystkie ich płyty, no bo jak to, jka mogę ich nie mieć? Zrobił mi o to niezłą awanturę. Oczywiście do kompletu breloczek z Batmanem. Oczywiście... Od Jake'a dostałam książkę. Podstawy czytania nut. On nie ma litości. Ale dorzucił do tego ładną kostkę z moimi inicjałami, to mu wybaczę. Od dziewczyn były kosmetyki i jakieś ładne, kolorowe ciuchy. No tak, ja mam w większości czarne. Od CC'ego różowa świnka skarbonka, z nadrukowanym na niej tekstem „na psychiatrę”. Ahahaha kocham go. Jinxx dał mi cienki poradnik „Jak wychować dziecko z ADHD” z dopiskiem, że sam ma taki. No to teraz już jasne, skąd on wie, jak ma sobie radzić z chłopakami. Do tego dorzucił jeszcze płytkę ze zgranymi na niej, moimi ulubionymi utworami z muzyki klasycznej. Swego czasu puszczał mi po kolei wykonawców, żeby mnie „ukulturalnić”. Prezent od Ashley'a był na samym końcu. Wzięłam do ręki paczuszkę, lekko nią potrząsając i nasłuchując. Nie tyka. Czyli nie bomba. Eee może i jest idiotą, ale nie zakończył by mojego żywota, nie będąc naocznym świadkiem. Zerwałam energicznie papier i moim oczom ukazała laleczka Voodoo z jego podobizną, oraz kilka szpilek. Dołączył do tego kartkę „Żebyś miała jak się wyżyć, gdy Cię wkurzę. P.S. Mam nadzieję, że to jednak nie działa”. Zaczęłam się śmiać, jak wariatka. Po chwili trochę się opanowałam. Biedny Purdy, nie wie, na co się pisze. Muszę uważać na to, co robię, bo jeszcze naprawdę to da jakiś efekt. Black Veil Brides bez basisty, to byłoby straszne... Nie wiem, czy to przez psychotrop, czy przez prezenty, ale humor poprawił mi się diametralnie. Ułożyłam się na łóżku, wszystkie rzeczy układając ładnie na dywanie obok i chwilę później już spałam.

29 grudnia. Osiemnaste urodziny.

Odebrałam już pierdyliard telefonów od wszystkich, którzy pamiętali o tej głupiej dacie. Serio, chciałam przespać ten dzień, ale mama się uparła, że mamy je świętować. Poza tym, dziś wieczorem wracałam do LA. Pierwotnie miałam lecieć 30 grudnia, ale okazało się, że z okazji świąt odwołali kilka lotów i zostały miejsca tylko na 14godzinne podróże z międzylądowaniem. Dziękuję za takie coś, Już raz tak leciałam i to był o jeden raz za dużo. Wobec tego dziś o 20 startował mój samolot. W Los Angeles wyląduję o... 20! Magia po prostu. Nie ma to jak zmiana czasu. O tyle dobrze, że tym razem lecę business klasą, więc się wyśpię. Równo o północy dostałam też maile od chłopaków, z życzeniami. Stwierdzili, że przytulać się będziemy na żywca, a nie przez ekran laptopa. Oczywiście mama i Piotrek upierali się, żeby zrobić mi konkretną imprezę urodzinową, ale ich wyśmiałam. Łaskawie zgodziłam się na mały tort w rodzinnym gronie. Z góry też zażyczyłam sobie, że jeśli koniecznie muszą mi coś dać, to lepiej niech kupią jakieś zabawki czy coś i dadzą biednym dzieciom. Tak. Anka-filantropka. Zacznijmy od tego, że moja durna rodzinka nawet nie wie, co lubię, a kasy też mi nie potrzeba, bo zarabiam wystarczająco. Mogą się wypchać. O dziwo, mama nawet nie narzekała, że już wyjeżdżam. Albo znowu mnie olewa, albo woli mnie nie wkurwiać. Mniejsza o powód, grunt, że nie zrzędzi. No i dzięki temu, że mam szybciej samolot, moja urodzinowa „imprezka” nie będzie trwała długo. Same superlatywy.
Przebierałam się, gdy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie Jake'a.
-Co jest?- burknęłam, siłując się z zamkiem dżinsów.
-Hahaha te twoje miłe powitania. Kiedy wracasz?- spytał gitarzysta.
-Dziś.- prychnęłam.
-Dziś?! Jak to?!- wydarł mi się do słuchawki.
-No normalnie. O 20tej mam samolot. Aaa czekaj. Bo u was jest 23. Czemu jeszcze nie śpisz?- teraz ja spytałam.
-No już się kładę. Aaa czyli będziesz jakby jutro. O której dokładnie?- drążył Pitts.
-Jacob, a co cię to tak interesuje?- uniosłam brew.
-Bo Andy też wraca jutro wieczorem. To może wziąć cię z lotniska.- wyjaśnił.
-Jak to? Co on tak szybko?- zdziwiłam się.
-Okazało się, że musimy jeszcze 30tego iść do studia, coś podpisać, bo Jon zamyka rok, czy coś. No nie wiem dokładnie. Poprosił nas, to będziemy. Jakby rozkazał, to olalibyśmy go, ale, że poprosił...- Jake zawiesił głos.
-No fakt. To chyba z okazji świąt.- stwierdziłam.
-Bawi się w świętego Mikołaja? No to coś mu nie wyszło. A jak tam po świętach? Najadłaś się?
-Taaak. Tyle dobrych rzeczy.- mruknęłam. Starałam się brzmieć przekonująco.
-To dobrze. Może w końcu przytyjesz.- Jake odetchnął z ulgą. Ja również. Łyknął moje kłamstwo. Tak naprawdę zjadłam bardzo mało. Rodzinie ściemniłam, że boli mnie brzuch i coś mnie bierze. Naprawdę, starałam się coś przełknąć, ale z każdym kęsem miałam odruch wymiotny. Nie wiem, co się ze mną dzieje. To znaczy wiem. Znowu mam jadłowstręt. Ale czemu tak długo i taki silny?
-Dobra. Jake, ja muszę kończyć. Nie będę cię naciągać. Roaming, te sprawy. Zobaczymy się jutro.- powiedziałam, wracając do rzeczywistości.
-Jasne. Baw się dobrze. No i jeszcze raz sto lat.- chłopak rozłączył się. Westchnęłam ciężko. To będzie trudny dzień...

Los Angeles. Godzina 19.45 czasu miejscowego

Perspektywa Andy'ego.

Chłopaki wrobili mnie w odebranie małej. Właściwie, to nie miałem nic przeciwko. Poza tym, wiedziałem czemu to ja mam to zrobić. Zaparkowałem z piskiem opon na parkingu przed lotniskiem. Jak zwykle byłem spóźniony. Z daleka widziałem ludzi, którzy musieli niedawno przylecieć i teraz witali się z bliskimi. Wydłużyłem krok, szukając wzrokiem rudej. Szła na samym końcu, robiąc coś na telefonie.
-Ann!- krzyknąłem, podbiegając do niej.
-O hej!- posłała mi promienny uśmiech, rzucając się na mnie. Uścisnąłem ją mocno.
-Stęskniłem się za tobą, mała.- pogłaskałem ją po włosach, dając buziaka.
-Nie uwierzysz. Przez ten tydzień doszłam do wniosku, że nudzi mi się bez was.- uniosła brew.
-No proszę! Mówiliśmy ci już kiedyś, że nas nie da się nie kochać.- zabrałem od niej walizkę i skierowaliśmy się do wyjścia.
-Miałeś rację. Jak tam w domu?- spytała.
-Fajnie. Szkoda tylko, że tak krótko. Masz pozdrowienia od moich rodziców.
-Dziękuję. Mama kazała mi was uściskać, ale zrobię to za jednym zamachem. Szkoda, że musieliście wrócić szybciej, żeby iść do studia.- Ann posmutniała.
-Co?!- zdziwiłem się, ale sekundę później zreflektowałem. -A tak. No bywa. Odbijemy sobie na emeryturze haha.
-Jakiej emeryturze? Wy będziecie koncertować do śmierci.- zaśmiała się.
-To się okaże. W sumie, umrzeć na scenie, to musi być coś.- zastanowiłem się.
-Taaak. Zwłaszcza dla fanów, naocznych świadków tej tragedii.- Annie pokazała mi język.
-Oj tam. Czepiasz się szczegółów. Zostalibyśmy legendami.- rozmarzyłem się.
-Andy, wy będziecie legendami za życia.- prychnęła.
-Naprawdę tak myślisz? Choociaż, jakby nie patrzeć, to już swoją armię i wyznawców mamy.- zacząłem się śmiać.
-No więc sam widzisz.- wyszliśmy przed budynek.
-A tak poza tym, jak lot?- zainteresowałem się.
-Dobrze. Prawie cały przespałam. Tylko boli mnie trochę kręgosłup. Jak wrócę to koniecznie muszę wyłożyć się na łóżku.- westchnęła. Nie chciałem jej dobijać zawczasu.
-Oh, w ogóle, to wszystkiego najlepszego. Chłopaki zabronili mi cię przytulać i tobie tak samo, ściskać mnie. Że niby chcą grupowo i hurtem w domu.- mruknąłem obojętnie, wsiadając do auta.
-Zaczynam się bać. Tak, tobie też zaległe sto lat.- przewróciła oczami.
-I jak się czujesz, jako dorosła?- uniosłem brew.
-Normalnie. Z tą różnicą, że teraz wszyscy mogą mi naskoczyć, bo mogę im odszczekać, albo przywalić.- wyszczerzyła się.
-Przecież to robiłaś już wcześniej.- stwierdziłem.
-Ale teraz mogę to tak legalnie haha. No nic mi ten wiek tutaj nie daje, bo pić dalej nie mogę.- wzruszyła ramionami.
-Taak, mimo to CC i reszta ci pozwalają.
-Ash się czasem czepiał.- przypomniała.
-Może nie chce, żebyś szła w jego ślady?- rzuciłem jej przelotne spojrzenie.
-To niech sam da mi dobry przykład.- burknęła. Oho, wolę nie drążyć. Widać, że już zaczyna się irytować.
-Słuchaj, to jest mój najlepszy przyjaciel. A ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Nie chcę wybierać między wami i nie mogę patrzeć, jak się kłócicie. Zwłaszcza, że już nieraz udowodniliście, że potraficie się dogadać.- słowa wyleciały mi bezwiednie z ust. Kurwa! Mogłem ugryźć się w język. Zaraz się wkurzy i chłopaki mnie opierdolą, że to moja wina.
-To nie do końca tak. Nigdy nie kazałabym ci wybierać, bo uważam, że co by się nie działo, Ash powinien być dla ciebie najważniejszy. I nie przerywaj!- dodała, gdy już otwierałem buzię, żeby zaprzeczyć. Kiwnąłem tylko głową.
-Ashley jest wrażliwy. I potrzebuje ciebie, chłopaków, zespołu. Ja jestem samowystarczalna. Zawsze sobie poradzę.
-To dlatego tak bardzo się wkurzyłaś, gdy groziło mu wywalenie? I dlatego zgodziłaś się na ten cyrk z udawaniem?- dociekałem.
-Tak. Andy, ja zrobiłabym wszystko, byleby go nie wyrzucili. Obydwoje wiemy jakby się to skończyło. Purdy zacząłby pić jeszcze więcej, a w końcu stoczyłby się na samo dno. Jest za bardzo wartościowym człowiekiem, na taki los. Poza tym, każdy zasługuje na drugą szansę.- wzruszyła ramionami. Mój mózg zaczął pracować. I w końcu coś do niego dotarło. Powoli wyłapywałem drugie dno jej wypowiedzi. W ten sposób próbowała dać mi do zrozumienia, że jej na nas zależy. Tylko nie umie powiedzieć tego otwarcie. Zaraz sam ją wyręczę.
-Czemu nie powiesz mu, że zgodziłaś się, tylko i wyłącznie, dla jego dobra? On dalej myśli, tak samo jak reszta, że podpisałaś umowę, bo Jonathan miał na ciebie jakiś haczyk. Że ciebie też wywali. Bo nie zrobiłby tego, prawda?- musiałem się upewnić.
-Nie, nie zrobiłby. Nawet jeśli coś takiego było w mojej umowie, nie zrobiłby mi takiego świństwa. Jestem jedyną osobą, której może zaufać, bo wie, że nie zależy mi na jakimś durnym awansie. I nie waż się nic mówić Ashley'owi!- warknęła.
-Dlaczego?! Zasługuje na prawdę!- sam zacząłem się denerwować.
-Bo nie chcę, żeby uważał, że ma u mnie dług, czy, że coś mi zawdzięcza. Dobrze jest, jak jest. A to, dlaczego zgodziłam się na ten układ, nie jest ważne. To przeszłość!- powiedziała pewnie. Wciąż nie byłem przekonany, co do ukrywania tego wszystkiego, ale postanowiłem odpuścić. Na razie. Bolał mnie widok smutnego Ash'a, który ciągle myśli, że Ann ma go w dupie. Mimo wszystko zwracał uwagę na opinię innych. Ale to nie jest dobry moment, na uświadomienie go. Nie dziś. Poza tym wiem, że prędzej czy później przyjdzie taki moment, że prawda się wyda. Pytanie tylko, co wtedy zrobi Ann. Że Purdy się wkurwi, to jasne. Nie lubi być oszukiwany. Zwłaszcza w takich sprawach. A młoda? Pewnie zamknie się w sobie. Prędzej umrze, niż okaże jakieś głębsze uczucia...

Przez resztę drogi gadaliśmy o pierdołach. Było ciemno, gdy dojechaliśmy do celu. Wbiłem kod przy bramie i wjechałem na posesję, a stamtąd do garażu. Pierwsze, co zrobiła An, po wyjściu z samochodu, było rzucenie się na maskę swojego auta i przytulanie go. Serio, jest mega podobna do Ashley'a, tylko nie zdaje sobie z tego sprawy. Może lepiej jej tego nie powiem? Cóż, chciałbym jeszcze trochę pożyć, a po takiej informacji ruda jak nic, rzuci czymś we mnie. I jeszcze trafi. Taaak, lepiej nie ryzykować. Cela to ona akurat miała. Zostawiłem jej walizki w bagażniku, stwierdzając, że do jutra nic im nie będzie.
-Panie przodem.- przepuściłem ją, jak przystało na dżentelmena. No pewnie, że tylko o to mi chodzi.
-Masz klucze?- mruknęła do mnie.
-Jake pisał, że idzie pod prysznic i zostawi otwarte, bo reszcie się nie chce dupy ruszyć.- wyrecytowałem.
-Czemu mnie to nie dziwi?- prychnęła, naciskając klamkę. Weszliśmy do holu, gdzie panowały egipskie ciemności.
-Ej, oni chyba serio chcą, żebym się zabił. Przecież wiedzą, że jestem łamagą. Zapal jakieś światło.- zaśmiałem się, lekko na nią wpadając i popychając do salonu. Ann posłusznie sięgnęła do włącznika. Wyszczerzyłem się. Sekundę później rozbłysło światło, a razem z nim, rozległ się jeden, wielki ryk:

-NIESPODZIAAAANKA!!!!!!
***********************

Noo nie skończyłam jednego rozdziału, ale stwierdziłam, że dodam i nie będę taka wredna. Niestety, dalej nie wiem, kiedy pojawi się kolejny. Mam tylko w weekendy czas na pisanie, a wtedy odsypiam, no i ogólnie mam lenia. Co do piosenki, to może i nie pasuje, ale jak słyszę oryginał dzień w dzień w robocie, to proszę się potem nie dziwić, że tylko ją mam w głowie:P. Ewentualnie rechoczę na całe biuro, gdy leci Livn' On A Prayer :D :D :D Rozdział jest taki sobie, no ale to przejściowe. Akcja posuwa się naprzód, przysięgam, że z imprezą starałam się jak najmocniej się da, choć i tak opisałam po łebkach. Ocenicie w swoim czasie. Dobra, nie przynudzam, miłego tygodnia. V.

!!! 30 komentarzy= kiedyś nowy !!!

45 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Tak jak obiecałam – jestem. Przeczytałam od razu i aż mnie korciło, żeby skomentować, ale jakoś tak wszystko zmówiło się przeciwko mnie. W każdym razie teraz mam nadzieję, że obędzie się bez komplikacji (ekhm, piszę to w wordzie i potem wkleję, tak na wszelki wypadek) i w końcu dodam jakiś sensowny komentarz (powiedzmy, tak jakby kiedykolwiek moje komentarze były sensowne). Dobra, za długie te moje wstępy.
      1. Piosenka. Kocham, szczególnie w tej wersji :D Ehh...aż bym sobie posłuchała, najlepiej jeszcze oglądając teledysk, ale najpierw komentarz, potem napady śmiechu.
      2. Kiedy Ash myśli głową a nie dołem, to naprawdę niegłupi i fajny facet z niego. Oh, ale gdzie byłaby zabawa, gdyby był takim ideałem? :D I potwierdzam, stanowią wyjątkowo zgrany zespół. No...przynajmniej kiedy rozmawiają ze sobą lub nie skupiają się tylko na tym, jak dogryźć drugiej stronie.
      3. Uwielbiam, kiedy zachowanie bohaterów mnie zaskakuje, ale jeszcze lepiej jest, kiedy zaskakuje ich samych. Takie trochę „niespodzianka, jest coś takiego jak uczucia”. Mogą sobie wmawiać, co chcą, a ja i tak wiem swoje :D
      4. Jak na samojebkę w jakimś kiblu to dość udane zdjęcie. Kolejne. Chociaż i tak mam w pamięci tę nieszczęsną fotkę z garniaku....
      5. Podoba mi się prezent od Ann dla Christiana. Idealny. Też kcem! A jakby jeszcze taki zestaw w towarzystwie perkusisty...*_* Cudowne podsumowanie życzeń RJ'a xD Ah, co ta starość robi z ludźmi :D
      Swoją drogą dziwnie czytać o świętach w maju...
      6.Co to za zdjęcie :o Albo go nie widziałam, albo mój mózg w geście obronnym wyparł je z pamięci :D
      7. Eh...święta to z zasady powinien być wesoły czas, a przynajmniej dość spokojny. Bez nerwów i chęci mordu. Szkoda, że rzadko wychodzi. Dobrze, że tak banda głupków potrafi jej naprawić nawet beznadziejny dzień mimo dzielącej odległości. CC przebił wszystkich z prezentem, chociaż Jinxx nie był dużo gorszy :D
      8. BVB i reszta jako mistrzowie spisku i niespodzianek :D Podoba mi się. Niech chociaż raz jej urodziny kojarzą się jakoś miło, a nie tylko z kolejną cyferką doliczaną do wieku.
      Tak kiepsko trochę z legalnością pobicia kogoś itp., raczej odwrotnie – większa odpowiedzialność i konsekwencje :P
      9. Samowystarczalna...tak, tak, oczywiście. Chociaż tak właściwie to podziwiam ją (pewnie już zresztą to mówiłam). Ale nawet najsilniejsza osoba czasami potrzebuje wsparcia bliskich. Rozczuliło mnie jak Ania mówiła o Pandzie :') Tylko właśnie...co jak w końcu prawda wyjdzie na jaw...
      10. Yay, nareszcie ta długo wspominana impreza. Szkoda, że jednak musiałaś ją skrócić, ale z drugiej strony rozumiem. Whatever, i tak będzie perf (jedyna rzecz, którą da się u Ciebie przewidzieć...:D)

      Fajny rozdział wyszedł, co znowu marudzisz :P
      Cóż, komentarz miał wynagrodzić moją zwłokę, ale coś nie wyszło. Nie mam mocy myśleć i sprawdzać, co ja tam na tworzyłam.
      W każdym razie na koniec życzę Ci przede wszystkim duuużo zdrowia, również dla najbliższych, odpoczynku, lekkiej pracy i więcej „Livin' On A Prayer” w trakcie, żebyś w końcu jakimś cudem się wysypiała, oczywiście posłusznego wena :D, rozdziałów na blogach, które lubisz oraz koncertu HIM.

      (I Ty mi każesz oneshoty pisać? Jak sam komentarz zajął mi niemal stronę? :D)

      Usuń
  2. Ach w takim momencie?! Dobrze, że Ann przeżyła jakoś święta ze swoją rodziną ;D Ciekawe czy Andy powie Ash'owi to co wyciągnął od rudej i jak Ash na to zareaguje. Tak czy tak zobaczymy jak się impreza spodoba.
    Współczuje braku czasu, ale mam nadzieję, że jakoś pogodzisz pisanie i pracę ;) Wierzę w ciebie i wiem, że dasz radę :* Jak zwykle z niecierpliwością czekam na następny rozdział...
    PS. Dziś z anonima ~ Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mogłaś przerwać a takim momencie !? :D
    Ciekawi mnie co będzie na tej imprezie :D Ahh ten Ash i Ruda.. dziwne relacje mają, ale dzięki temu to opowiadanie ma urok :D Nie wiem co pisać.. więc napiszę tylko, że czekam z niecierpliwością na następny rozdział i mam nadzieję, że pojawi się szybko bo nie można się oderwać od Twojego bloga Vixen i trudno tak długo czekać, żeby poznać kontynuację historii :D
    Wiem.. może jestem dziwna ale chyba zacznę czytać tego bloga od początku.. 3 raz .. ? XD
    Życzę weny i dużo wolnego czasu ! //Maddie

    OdpowiedzUsuń
  4. kocham tego bloga ! biedny andy jak on tak usuedzi z zamkniętym pyszczkiem i bez wygadania się reszcie o fakcie jakiego dowiedział się od Ann hahaha życzę weny i przełamania lenia hahah /BlackBitch

    OdpowiedzUsuń
  5. CHRYSTE PANIE NA NIEBIE I MARYJO
    Na początek chciałam przeprosić za moją nieobecność i to bardzo, bardzo i milion razy bardzo xd
    KURWA WIEDZIAŁAM, ŻE SIĘ SKOŃCZY W TAKIM MOMENCIE.
    Świat taki okropny.
    Współczuję, ja to mam bardzo pomysłowy plan na siebie.
    SPIERDOLĘ DO PSYCHIATRYKA.
    Zabiję kogoś i udam chorą psychicznie, he.
    Ja w białym kaftanie? Nie chcę tam luster.
    Dobra, za dużo piszę.
    Życzę...ughr, czego? Pomysły mi się skończyły.
    Do następnego rodziału i tam pozdrawiam, inne duperele pa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Prezent Ash'a genialny <3
    Cieszę się, że zaoszczędziłaś nam szczegółów jeśli idzie o święta, bo ja ich tak bardzo nie lubię... :P
    Wiedziałam, że nie odpuszczą tak po prostu Ann tych urodzin :) Teraz jestem bardzo ciekawa, czy ta niespodzianka była rzeczywiście dobrym pomysłem i czy Anka doceni ich starania ;3
    Rozumiem, że nie tylko ja widzę i słyszę CC'ego, gdy w radiu leci Livin' On A Prayer...? To karaoke zniszczyło mi psychikę hahah :D
    Czekam na next'a :) //Wera

    OdpowiedzUsuń
  7. To "kiedyś nowy" jest dość dobijające.
    Ale nie ważne.
    Od dwóch tygodnii codziennie wchodziłam po kilka razy i sprawdzalam czy dodalas. (Yo chyba z lekka podchodzi pod jakas chorobe no nie?) Ale sie nie przejmuje. Wchodzę sobie teraz i taki wielki zaciesz wuhuhu jest nowy.
    A więc. . . Fajny prezent od Ashleya. Myslalam ze An dostanie od niego jakas bielizne ew. Poradnik "jak nie zabic czlonka zespolu ktorego jestes menadżerem". Ale ogolnie cały rozdział całkiem fajny...ale zeby skończyć w takim momencie..no Vixennnnnn !!!!!!
    Zamorduje;-;
    Ale czekam na następny z wielkim utęsknieniem i blagam.
    I dużo weeeeeeny i chęci :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Bvbmoimzyciem18 maja 2015 22:30

    Meeeeeeeeeeeeeeegaaaaaaa! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale mi się nie chce logować więc piszę z anonima. Rozdział taki "spokojny" nie nudny ale za dużo w nim się nie dzieje. Jestem bardzo ciekawa jak Ash zareaguje na to co Andrzej wyciągnął z Rudej. Pewnie byłby dym i to ogromny nie zdziwiłabym się gdyby nawet polała się krew.
    No to tyle, zapalenie spojówek nie daje mi nic więcej napisać...;)

    My nightmare

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie kochane to ze strony chłopaków, ale An i tak na pewno się wkurwi. Boję się widzieć ich min ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. GENIALNE! Z powodu późnej pory nie napiszę długiego komentarza, ale pamiętaj... UWIELBIAM CIĘ I TEGO BLOGA! *.*
    Czekam na więcej! :* :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Chciałabym mieć takie święta z chłopakami ;) ale takiej rodzinki to niekoniecznie potrzebuje
    Biedna juz sb nie radzi :/

    OdpowiedzUsuń
  13. Coś mi nie pasuje. Ty coś planujesz. Coś mega okrutnego, jeżeli chodzi o Ann i Asha. Nwm, może morderstwo, albo trwałe okaleczenie? Jest po prostu za spokojnie.
    Sukienka piękna a wisiorek z Darów Anioła . . . <3 <3 <3
    Fajnie opisane, nic się nie ciągnęło, bez zbędnych opisów ;-)
    CC, takie duże dziecko XDDDDD
    Ale z tym podręcznikiem o wychowaniu dzieci z ADHD to żeś dowaliła XDDDDDDDDDD
    Ogólnie rozdział świetny, wspaniały, wyśmienity i czekam na next >>>>>
    ~Twisted Sister

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JA?!?!?! Niee. Wiem, że jest spokój, ale nie może być wiecznie draki. I chyba nawet tak będzie dłuższy czas, ale w sumie już nie pamiętam hahah. Powinni być mili dla siebie

      Usuń
  14. Nastepny extra rozdzial. Czekałam na niego z utęsknieniem xDDDD Od razu wiedzialam ze beda szykowali dl niej niespodziankę. HAHHAA prezenty... hahaha /Kaja

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak mi brakowała perspektywy Ashley'a, bosz! Ale przyznam szczerze, że wolałam go w stylu "Mnie się tak nie traktuje. No heloł, jestem Ashley Purdy!"... Mogłam się chociaż pośmiać, a teraz? Zrobił się z niego jakiś wielki... Brakuje mi słowa. Chyba pójdę czytać słowniki.
    Błagam, niech na niespodziance będzie Devin'ek i Rick'uś. Sola może od razu przynieść kwiaty, czekoladki i coś tam jeszcze dla Purdy'ego, ucieszę się. I jeszcze go przytulić, o! ♡ To naprawdę nie jest wiele. XD
    Weny. ♡

    OdpowiedzUsuń
  16. znowu komentarz z opóźnieniem, wybacz ;x

    zamyślony Ash mi się baaaardzo podoba (niech się ogoli, to mogę go znowu uwielbiać xDD)
    ale Ash i Ann wieszający lampki? ja rozumiem, że im się sytuacja zmieniła po tej akcji Asha, ale no tęsknię za ich kłótniami ;c
    powinni gotować razem, to jest zabawniejsze :P
    ale przynajmniej się tulili i Ronnie ich na tym zdybał więc jest dobrze (Ash inteligentny facet wie jak pocieszać)
    potem te całe święta - rozumiem Ann też ich nie znoszę, a już w szczególności składania życzeń.....
    no i Ash się znowu wykazał :D
    (czasami się zastanawiam, jak to robisz, że tak dobrze go opisujesz, serio xd)
    ale Jerry w tym stroju mnie rozwalił hahahahaha serio, genialnie wygląda

    dalej... święta w domu Ann spodziewałam się jakiejś kłótni, ale prezenty od chłopaków mnie zaskoczyły szczególnie ten od Asha xD on chyba naprawdę nie wie, na co się skazał hahaha to jest świetne ;p

    Andy oczywiście mnie wkurzył, bo nie powie Purdy'emu, że Ann go lubi, bo ta go o to poprosiła... a o ile by było ciekawiej, jakby Ash się dowiedział (nadal mam ochotę, żeby byli razem, a z drugiej nie chcę ;p)

    no i na koniec ta cała akcja urodzinowa, Andy - biedak musiał oszukiwać Ann haha jestem bardzo ciekawa reakcji Anki

    rozdział jak zawsze mi się podobał, ale to wiesz :)
    noo to czasu na pisanie i miłego weekendu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się sama zastanawiam, czemu ja go tak dobrze opisuję. Naprawdę, niech ktoś przetłumaczy fragmenty i mu wyśle. Do końca życia mi się nie wypłaci za PR. Święta miałam tak opisać, ale nie miałam weny, to to olałam. Nie one są najważniejsze :D Twierdzisz, że sama nie wiesz, jakie chcesz zakończenie? Cóż, ja wiem, jakie będzie i myślę, że noo możecie mnie zabić. Mimo wszystko.

      Usuń
    2. już Ci mówiłam xD z jednej strony chcę, żeby byli razem, ale do Twojego punktu pisania bardziej mi pasuje, żeby nie byli, albo żeby Ann się zabiła ;p
      ja Cię nie zabiję, o ile nie będzie to przewidywalne xDDD (ale nie sądzę, żeby takie było, więc możesz spać spokojnie ;p)
      gdybym była dobra z angola, to bym przetłumaczyła, ale on by pewnie na to nie spojrzał....

      Usuń
  17. Wow! Cudowny rozdział! :3 I nareszcie perspektywa Ashley'a ;) Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetny rozdział czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak zwykle rozdział super. Strasznie brakuje mi ich kłótni ;-; Mam nadzieje, że coś jeszcze namieszasz ;)
    Pozdrawiam :3
    Gdy tylko znajdziesz czas zapraszam do mnie
    http://lostinyoubvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. No więc tag...
    Przybyło co o jedną fankę więcej :3
    Twój blog jest niesamowity!
    Do tej pory spotkałam tylko dwa takie blogi gdzie wszystko układa się w logiczną całość: Twój i RebelYell.
    Uwielbiam ten blog za tą logike. Nie ma tam takich bredni jak np. : Andy spotkał dziewczynę, nie pytając o zgodę Juju przygarnął ją a w drugą noc się pieprzyli.
    Strasznie polubiłam też Ann ( chociaż ma dziwne nazwisko :3 ). Jej charakter, sposób bycia...
    Podoba mi się też to że na początku odpowiadałaś na komentarze. Mogłabyś wrócić do tego zwyczaju. Ludzie wtedy widzą że ich komentarz też coś znaczy, jest zaóważony.
    W twoim blogu jest jeszcze coś, czego w innych blogach nie ma : Piszesz o każdym członku BVB.
    W innych blogach zazwyczaj jest tak że występują tylko Andy, Asch i CC a o reszcie zapominają.
    Weny życzę!
    \NeverGiveIn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi. Odpisuję zwykle, gdy brakuje kilku komentarzy do limitu, bądź mam więcej czasu. Nazwisko An jest zaczerpnięte od postaci w Pierwszej Miłości, bo akurat leciało i wzięłam byle co. Ona jest Polką, więc pasuje. A piszę o BVB bo to ff o BVB i Ann;)

      Usuń
  21. Genialny blog naprawdę ! Dopiero skończyłam czytać te 72 rozdziały. Kocham go :D Historie Ashleya i Ann - boskie. Czekam na następny rozdział. KOMENTOWAĆ !!! // Redrosse

    OdpowiedzUsuń
  22. Droga Vixen...ja tu umieram z czekania :-:

    OdpowiedzUsuń
  23. NOWY NOWY..KIEDY NOEY?// oczekujaca

    OdpowiedzUsuń
  24. Jak będzie spełniony limit. A brakuje DUŹO.

    OdpowiedzUsuń
  25. Supi, supi rozdział i z niecierpliwością czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  26. Czeekam na następny. <3 // Julga

    OdpowiedzUsuń
  27. Czekam, czekam... Koleżanka pokazała mi tego bloga - jest mega!
    / Mary

    OdpowiedzUsuń
  28. Na początku, przepraszam, że tak długo nie dodawałam komentarza, po prostu nastąpiły pewne sytuacje, które musiałam ogarnąć. Rozdział jak zawsze bardzo fajny. I naprawdę skończyć w takim momencie? Toż to jest tragedia, więc niecierpliwie czekam na nowy. Ale rozumiem, że coś takiego zrobiłaś, przez to ludzi może zachęci do pisania komentarzy. LUDZIE PISZCIE KOMENTARZE, DLA WAS TO TYLKO CHWILA! Nie mam pojęcia co mogę jeszcze napisać i na tym kończę swą wypowiedź. Pozdrowienia i weny życzę! :))) ~ Rose.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skonczylam tak, bo scena urodzin jest dosc dluga;) Ludzie i tak nie komentuja, wiec widocznie im to wisi, kiedy dodam.

      Usuń
    2. Rozumiem. :) Hmmm może zależy którym , bo jak można powiedzieć ,,prawdziwi wielbiciele" tego bloga zawsze komentują i dobrze, że tacy są. :) Ale to smutne, że właśnie niektórym się nie chce, a czytają. ~ Rose.

      Usuń
    3. Wiesz, gdybym nie miała pojęcia o tych 60-70 czytelnikach, to ok. Ale Was jest dużo więcej. I na tą ilość rozdziałów, gdzie napisałam już praktycznie książkę, nie wymagam za wiele. Zwłaszcza, że nic z tego nie mam..

      Usuń
  29. Super, czekam na nastepnu!
    Ps napisalam strasznie duzy komentarz, ale mi sie skasowal i nie chce mi sie znowu, takze..

    OdpowiedzUsuń
  30. Rozdział zajebisty przepraszam za słownictwo ;-)
    Nie mam za wiele czasu na pisanie komentarzy a jak chcesz zapomnieć o tej piosence to może ci się spodobać o ile tego już nie słyszałaś ;-)
    https://m.youtube.com/watch?v=HpCHsO6cwx8

    OdpowiedzUsuń
  31. Vixen, nie rób scen i dawaj następny.... Ten był świetny, a ta końcówka to już w ogóle :P

    OdpowiedzUsuń
  32. Jak ja długo nie czytałam tego.. Wreszcie miałam czas i nadrobiłam zaległości spokojnie. Była to oczywiście sama przyjemność zaczytać się w Twym opowiadaniu. Nie ma co pisać inaczej, bo jest po prostu świetne. Sensowne i logiczne takie jakie powinny być opowiadania. Naprawdę nie wiem co mogę jeszcze napisać oprócz świetna robota Vixen! :) Szacunek! Pozdrowienia i życzę tak zwanej weny! :-) ~ Broken Angel..

    OdpowiedzUsuń
  33. Ech... No co ja mam ci napisać. Genialny rozdział jak wszystkie. Nie będę się rozpisywać xd

    OdpowiedzUsuń
  34. Przepraszam, ale serio piszę to na szybko, tak więc:
    Wreszcie się spięłam i to przeczytałam, lał.
    Nie no, świetny rozdział, bardzo Ci się udał. Ehh, wcześniej limit tak szybko się spełniał, a teraz? Lipa...Dobra, nie wtrącam się. Życzę weny.////Black rose

    OdpowiedzUsuń
  35. Ym.. Komentarz piszę z duuuużym opóźnieniem bo nie wiedziałam co napisać. Ale cóż można napisać takiej genialnej osobie? Rozdział świetny, czekam na następny. Po prostu Cię kobieto kocham D; Nie będę się rozpisywać bo rozdział i tak jest perfekcyjny i widzę że coś kombinujesz D;

    OdpowiedzUsuń
  36. Ym.. Komentarz piszę z duuuużym opóźnieniem bo nie wiedziałam co napisać. Ale cóż można napisać takiej genialnej osobie? Rozdział świetny, czekam na następny. Po prostu Cię kobieto kocham D; Nie będę się rozpisywać bo rozdział i tak jest perfekcyjny i widzę że coś kombinujesz D;

    OdpowiedzUsuń
  37. Co dopiero skończyłam czytać całego twojego bloga :) (z racji że dość niedawno odszukałam go w necie). Naprawdę świetna robota :D A przy okazji w czytanie tego opowiadania wciągnęłam moją koleżankę która nienawidzi czytać a jednak to opowiadanie ją a także mnie bardzo wciągnęło. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :D ~ Black Angel

    OdpowiedzUsuń