piątek, 2 sierpnia 2019

Rozdział 79



Perspektywa Ann


Stałam wściekła na scenie, zastanawiając się, kogo zabić najpierw. RJ'a czy Ash'a. Dobrze wiedziałam, czego oczekuje ode mnie ten pierwszy. I wiedziałam też, że nie mam wyjścia. Jeśli nie chcę wywołać większej sensacji, niż już to się stało, to będę musiała to zrobić. Zaśpiewać z Radke. Nienawidziłam tego. Śpiewanie przypominało mi dawne czasy, które z całej siły próbowałam wymazać ze swojej pamięci. Ronnie miał tego świadomość, ale ciągle powtarzał, że od przeszłości nie da się odciąć. I w tym momencie boleśnie mi to udowodnił. Zagryzłam wargę, spoglądając w dół, na stojącego za barierką Ashley'a. Uśmiechał się do mnie pokrzepiająco. Kątem oka zauważyłam resztę BVB, która dołączyła do basisty. Z ciężkim westchnieniem przeniosłam wzrok na Ronnie'go. Uśmiechał się do mnie, ale jego oczy pozostawały czujne. Machnął delikatnie ręką i obok mnie pojawił się jakiś facet z mikroportem. W ciągu kilku sekund mi go założył i już po chwili stałam z mikrofonem w ręku i słuchawką w uchu. W duchu powtarzałam sobie, że wcale nie stoję przed kilkoma tysiącami ludzi.
Przypomniały mi się okoliczności pisania tej piosenki. Ronnie stracił większość kolegów przez powolne pogrążanie się w narkotykach. Starał się nad tym zapanować, ale nie pomagał mu wieczny konflikt z ojcem. Przy okazji rzuciła go dziewczyna. No i był coraz bardziej sławny. Ja sama czułam się podobnie. Olewana przez rodzinę, znienawidzona przez ludzi z mojego miasta. Samotna i niezrozumiana. Właściwie, to nie dużo się zmieniło. W tamtym czasie marzyłam o śmierci. Teraz także tego pragnę.
-Pewnie nie wiecie, ale ta dziewczyna dawno temu napisała i zaśpiewała ze mną, jedną z moich piosenek. Z czasów Escape The Fate. Oboje jesteśmy przywiązani do niej. Ja może nawet bardziej haha. -Ronnie zaśmiał się nerwowo, mówiąc do publiczności. Nie miałam zamiaru nawet patrzeć się w tamtą stronę. Wtedy ucieknę z wrzaskiem. -Dlatego moim marzeniem jest nasz wspólny duet. I mam nadzieję, że Ann mi w tym pomoże. -spojrzał na mnie niepewnie. Jak ja go nienawidzę. Pokręciłam bezradnie głową, poprawiając włosy, które uparcie wchodziły mi do oczu. Już widziałam te teksty na twitterze „Dziewczyna Purdy'ego próbuje zrobić karierę na jego nazwisku”. Aaaa dobra. Walić to. Już dawno się nie przejmuję takimi rzeczami, więc teraz też to oleję.
-Zobaczymy, kto lepiej zapamiętał tekst.- wyszczerzyłam się złośliwie w stronę Radke. Najpierw spojrzał na mnie zaskoczony, by następnie posłać mi promienny uśmiech. Nie sądził, że tak szybko pęknę. Muzyka zaczęła grać. Ścisnęłam mocniej mikrofon, próbując przypomnieć sobie, jak dokładnie to leciało. Trochę lat minęło.


”Hurtful words, From my enemies of the last five years, 
What's it like to die alone?” - Ronnie zaczął śpiewać. Teraz moja kolej.


„How does it feel when tears freeze, When you cry? 
The blood in your veins is twenty below „ - zamknęłam oczy, pozwalając wyrazom swobodnie wypłynąć z moich ust. Przy ostatnim wersie dołączył do mnie RJ, żebym szybko mogła zaczerpnąć powietrza i kontynuować:


„Sitting in this room playing Russian roulette,”

„Finger on the trigger to my dear Juliet,” - kontynuował Radke.

„Out from the window see her back drop silhouette,” - śpiewaliśmy teraz naprzemiennie.

„This blood on my hands is something I cannot forget,”


Otworzyłam oczy, patrząc tylko i wyłącznie na wokalistę FIR. Zapomniałam gdzie jesteśmy.
Liczyło się tylko to, że jesteśmy tutaj razem. Drugi raz refren zaśpiewaliśmy już wspólnie.

Z następną zwrotką zrobiliśmy tak, jak z pierwszą. Śpiewaliśmy, wymieniając się po wersie.


„So for now, take this down a notch, 
Crash my car through your window, 
Make sure you're still alive, 
Just in time to kill you,”


Po refrenie nastąpił mój ulubiony moment. Ronnie udający, że potrafi growlować.


„I can't take this (take) anymore
 I can't take this (take) anymore 
I can't take this (take) anymore (I cannot feel what you've done to me) 
I can't take this (take) anymore (What you've done to me)” 
„So for now, take this down a notch,
Crash my car through your window, (Window)”


Śpiewając ten fragment, podeszliśmy do siebie z RJ'em, żeby złapać się za dłonie i w tej pozycji dokończyć piosenkę. To były zarazem najdłuższe, jak i najkrótsze cztery minuty mojego życia. Muzyka się skończyła, a my usłyszeliśmy burzę oklasków. Dopiero w tym momencie odważyłam się spojrzeć w stronę publiki. Ale nie interesowali mnie fani. Szukałam tylko pięciu, konkretnych mężczyzn. Ich uśmiechy i radosne spojrzenia podniosły mnie na duchu. Za to jeden konkretny, napełnił dumą. Nie wiedziałam co o tym myśleć. To nie był pierwszy raz, gdy tak reaguję. Zamrugałam kilkukrotnie powiekami, wracając do rzeczywistości. Ronnie przytulił mnie, zadowolony jak nigdy, ukłoniłam się i wybiegłam ze sceny. Za kulisami oddałam sprzęt facetowi, który mi to zakładał i zbiegłam po schodkach. Pobiegłam przed siebie, szukając wolnej, pustej przestrzeni.

Gdy byłam wystarczająco daleko, stanęłam. Rozejrzałam się nerwowo po bokach, próbując nad sobą zapanować. Drżącą dłonią zasłoniłam sobie usta. To nie był dobry pomysł, ta piosenka. Wszystkie uczucia, które zamknęłam w najgłębszej szufladzie, na cztery spusty, wróciły. Ze zdwojoną siłą. Przymknęłam powieki, czując pod nimi gorące łzy. Nie chcę płakać. To nic nie daje. Pociągnęłam nosem, oplatając się rękami. W tym momencie poczułam, jak inne ramiona zamykają mnie w uścisku. Nie musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć, kto to. Odwróciłam się, wtulając się w klatkę Purdy'ego. W jego objęciach czułam się wyjątkowo bezpiecznie. Nigdy nic nie mówił. Nie pocieszał mnie na siłę. Wystarczył sam fakt, że jest obok. Czułam, jak uścisk trzymający mnie za gardło, maleje. Odetchnęłam z ulgą, stopniowo się rozluźniając. Ashley pocałował mnie w czubek głowy, głaszcząc mnie po plecach.
-Zawsze jesteś przy mnie, gdy tego potrzebuję.- wymruczałam z twarzą w jego podkoszulku.
-To tak, jak ty. Oboje jesteśmy sobie potrzebni.- westchnął cicho.
-Ale dlaczego?- odsunęłam się trochę, spoglądając mu w oczy.
-Nie wiem. Może tak musi być? Przeszkadza ci to?- dotknął palcem mojego policzka.
-Trochę. To znaczy, nie jestem przyzwyczajona, że istnieje ktoś, kto mnie... kto pomaga mi.- starałam się dobierać słowa tak, żeby nie zdradzić za dużo o tym, co czuję.
-Byłaś świetna, kociaku. Powinnaś częściej śpiewać. Choćby z nami, na próbach.- puścił mi oczko basista.
-Nie chcę. Nie lubię. Tyle czasu próbowałam zapomnieć. A Ronnie zniszczył moje starania w 4 minuty.- burknęłam rozdrażniona.
-Nie możesz tak całkiem zamykać się na przeszłość. Przecież zostawiłaś tam kawałek siebie.- zaprotestował.
-A kto mi zabroni?- rzuciłam mu wyzywające spojrzenie.
-Annie, błagam.- prychnął. Nic już nie powiedziałam. Naprawdę, jak tak można? Żeby jeden koleś budził we mnie tak samo pozytywne odczucia, jak i negatywne.
-Musimy wracać.- bąknęłam. Chciałam się odwrócić, ale Ash złapał mnie w pasie. Odgarnął mi włosy z twarzy, po czym chwycił za podbródek i pocałował leciutko w usta. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Kiedyś nadejdzie taki dzień, że twoja złośliwość i sarkazm nie uratują cię. I to nastąpi szybciej, niż myślisz.- powiedział śmiertelnie poważnie, po czym chwycił moją dłoń i delikatnie pociągnął za sobą. On albo coś wie, albo coś kombinuje. Albo jedno i drugie. Błagam, niech ta trasa się już kończy.


Wróciliśmy do chłopaków, którzy zaczęli mi gratulować i sypać pochwałami. Uśmiechałam się delikatnie. Mam nadzieję, że są szczerzy. Ale właściwie, to jeszcze nigdy mnie nie zawiedli. Powinnam w końcu zebrać się w sobie i spróbować im zaufać. Tak bardziej. Tylko czy ja to potrafię?
-Noo Ann, to już wiem, kto będzie mi robić chórek za Ash'a. Ten ćwok wyje, a nie śpiewa.- Andy objął mnie ramieniem.
-Wal się! Ja przynajmniej nie udaję, że umiem growlować.- Purdy uniósł brew.
-Ale ja umiem.- Biersack wzruszył ramionami.
-UmiaŁEŚ. Kilka lat i tysiące paczek fajek temu. Teraz to charczenie dziadka z gruźlicą.- wyzłośliwił się mój prywatny panda. TFU! Ashley, oczywiście. Matko. Serio mi gorzej.
-Skończcie obaj. Serio, gorzej niż dzieci.- uspokoił ich Jinxx.
-Odezwał się ten dorosły. Tylko ty mnie tu rozumiesz, słoneczko.- Ash przyciągnął mnie do swojego boku. Byłam skołowana. Ja wiem, że nasze zachowanie już dawno wyszło ponad normy. Tylko nie wiem, co przeraża mnie bardziej. To, że sami z siebie traktujemy się, jakbyśmy byli parą, czy fakt, że podoba mi się to. Widziałam wzrok niektórych jego znajomych, czy starszych fanek i świadomość tego, że tylko ja mogę go bezkarnie pocałować czy przytulić, napawała mnie cholerną radością. Nigdy nie lubiłam się dzielić. Nawet jeśli to miałby być Purdy. Z moich głębokich rozmyślań wyrwało mnie uczucie gryzienia w szyję.
-Łaskoczesz!- roześmiałam się, odpychając lekko basistę.
-Raany. Weźcie skończcie. Czy wy za bardzo nie weszliście w rolę? Nic, tylko się miziacie.- powiedział z obrzydzeniem Jake.
-A co, zazdrościsz?- odbił piłeczkę mój pseudochłopak.
-Niby czego?- zmarszczył czoło gitarzysta.
-Noo może tego, że jesteś słomianym wdowcem, jak i reszta, a ja mam swoją dziewczynę obok siebie.- Ashley uniósł brew.
-”Swoją dziewczynę”?! Czy coś nas ominęło?- zdziwił się CC.
-Ohh, dobrze wiesz, o co mi chodzi. Nie musisz łapać mnie za słówka.- zirytował się Purdy.
-A szkoda. Już myślałem, że może coś do siebie poczuliście.- westchnął teatralnie. Spojrzeliśmy po sobie z Ashley'em, żeby zaraz wybuchnąć śmiechem.
-Taa, prędzej Jonathan dorobi się dzieci, niż ja zakocham.- mruknęłam.
-No ty może i tak, ale..- zaczął Andy, ale Ash przerwał mu w dość brutalny sposób:
-Ja pierdolę! Skończcie wreszcie ten temat! To już nawet nie jest zabawne. Warczymy na siebie, źle. Korzystamy z tego, że mamy do kogo się przytulić, jeszcze gorzej! No nie dogodzisz. Idę do busa, coś zjeść. Mała, idziesz ze mną?- spytał mnie.
-Właściwie, to już pora mojej przekąski.- wzruszyłam ramionami, po czym podążyłam za chłopakiem. 



Po drodze zatrzymało nas kilkunastu fanów, prosząc czy to o autograf, czy zdjęcie. Za każdym razem Purdy posyłał mi przepraszające spojrzenie. Nie miałam mu tego za złe. To jego praca. Wśród fanów był w swoim żywiole. Ta szczera radość w jego oczach... Ile ja bym dała, żeby wyglądał tak częściej. Jonathan twierdzi, że mam na niego dobry wpływ. Czy ja wiem... Raczej boi
się, że zostanie wywalony z zespołu. Owszem, jestem wiedźmą, ale nie mam aż takich mocy. A Ash ma za ciężki charakter i jest zbyt ukształtowany, żeby się zmienić. Przynajmniej w niektórych kwestiach. Tylko ja chyba nawet nie chcę, żeby on tak całkiem złagodniał. Nigdy w życiu tego nie powiem głośno, ale trochę, tak troszkę, kręci mnie ta jego gwałtowność i niedelikatność. I to, jak szybko potrafi się zmieniać. W jednej chwili czule mnie obejmuje, by sekundę później warczeć na wszystkich wokół. Ten facet zawsze będzie dla mnie zagadką.

Usiadłam przy stole w naszym tour busie. Po koncercie tutaj, jedziemy dalej w głąb Ameryki. Mimo wszystko będzie mi brakować tej dziczy. Miałam więcej metrów kwadratowych wolnej przestrzeni.
-To co? Sałatka owocowa?- Ash oparł się na łokciach o blat, spoglądając na mnie lekko nieobecnym spojrzeniem.
-Może być.- mruknęłam beznamiętnie. Był jeszcze jeden powód, dla którego nie chcę wracać do mieszkania w busie. Ashley. Będzie ciągle obok mnie. I na pewno zauważy, że coś jest nie halo. Nie dam rady udawać przez tyle godzin. Co ja mam robić?
-Cieszysz się, że jedziemy dalej?- próbował mnie zagadywać.
-Bardzo. Chcę, żeby ta trasa się wreszcie skończyła.- powiedziałam.
-Tak strasznie masz nas dość?- spojrzał na mnie uważnie.
-Nie. Po prostu potrzebuję trochę wolnego. No i muszę się przygotowywać do matury.- próbowałam jakoś wybrnąć.
-Faktycznie. To już niedługo. I jak ci idzie?- zaciekawił się, stawiając między nami miskę z sałatką.
-Może zdam. Najgorzej chyba będzie z matmy.- wzruszyłam ramionami. Tak. Niedługo stąd wyjadę, żeby napisać te głupie egzaminy. A co potem? Pewnie ruszę w świat. A chłopaki dostaną innego menadżera.
-Właściwie, też chciałbym mieć jakiś urlop. Odpocząć od fanów, od tego wszystkiego.- westchnął basista.
-To znaczy? Nie podoba ci się Los Angeles?- zmarszczyłam czoło. Ashley chciałby wyjechać?
-Jest okej. Ale w ostatnich latach... Wiesz, za dużo się wydarzyło. I te niemiłe wspomnienia, póki co, przeważają.- spojrzał na mnie.
-Może trzeba stworzyć okazję do tych dobrych?- uniosłam brew.
-I kto to mówi. A co, jesteś chętna?- zaśmiał się miękko.
-Mooże.- mruknęłam.
-Co? Serio? Ale... jak?- Ash wyprostował się gwałtownie z wymalowanym zaskoczeniem na twarzy.
-Nie wiem. To znaczy... Lubię cię. I zawsze dobrze się z tobą bawię, do czego nienawidzę się przyznawać. Nie chcę, żebyś był smutny.- powiedziałam z trudem. Jak ja nie znoszę się przed kimkolwiek choć trochę otwierać.
-Lubisz mnie. Nie, że coś, ale dobrze się czujesz?- jego wzrok zmienił się na podejrzliwy.
-Dobrze to pojęcie względne. Korzystaj, że jestem szczera.- zauważyłam zgryźliwie.
-Okej. To jak wrócimy do domu, to coś się wymyśli. Tylko nie waż się zmienić zdania.- pogroził mi żartobliwie palcem. W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam. Dokończyliśmy sałatkę i tak siedzieliśmy sobie w ciszy. Nie była męcząca. Ash zamyślił się, jednocześnie bawiąc się pierścionkiem znajdującym się na moim serdecznym palcu. Ja prawie leżałam na stole, oparta na drugiej ręce. Było tak... Normalnie. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy...


Jakiś czas później.


Było źle. Bardzo źle. Nie wyrabiałam nerwowo i nie umiałam sobie z tym poradzić. Czułam wewnętrzny niepokój. To nie była pustka. Życie mnie przerastało. Codziennie walczyłam sama ze sobą, szukając powodu do wstania z łóżka. Nic mnie nie cieszyło. Kompletnie nic. Bolało mnie całe ciało. Drażniło światło. Czas mijał mi na wgapianiu się w ścianę. Ale nie umiałam sobie z tym poradzić. Dziś jednak musiałam udać się do wytwórni. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.
Wyglądałam żałośnie. Rozczesałam splątane włosy, próbując zignorować chęć płaczu. Jeszcze tylko trochę. Wytrzymam. Dam radę.
Złapałam torbę i wyszłam z domu, udając się na parking. Tylko dziś, a potem biorę urlop i wyjeżdżam na mini wakacje do innego miasta. Może tam odzyskam równowagę psychiczną. Jadąc wyjątkowo zgodnie z przepisami, dojechałam do pracy. Zostawiłam wniosek urlopowy na biurku Jonathan'a, z dopiskiem, że wyślę mu pocztówkę. Miałam przed sobą wizję kilkunastu dni bez zespołu. I bez Ash'a. W ostatnim czasie coś się zmieniło. We mnie. Przyłapałam się na tym, że szukam go wzrokiem, że moje ciało spina się na jego dotyk. Że onieśmiela mnie każdy jego najmniejszy, czuły gest, spojrzenie. Nie chciałam tego. Nie chciałam nic czuć. A muszę wytrzymać jeszcze kilka miesięcy. To dlatego, że nie mam chłopaka. Każdy, nawet ktoś taki, jak ja, ma swoje potrzeby. Nie chodzi mi tu o seks, ale o bliskość. Lubiłam zdobywać. A potem porzucać. Zawsze stawiałam sobie, pozornie nieosiągalne cele. Ta adrenalina, gdy krok po kroku zbliżałam się do końca, gdy facet połykał haczyk, to było uczucie nie do opisania. Nie mogłam się ścigać, nie mogłam boksować, więc to była moja jedyna rozrywka. A teraz... Cóż, Ashley działał tak, jak i ja. Może miał inny cel, ale wszystko kończyło się tak samo. Nienawidzę, gdy ktoś robi tak samo. No nie znoszę. Ale teraz wyjadę, może kogoś poznam. Albo przynajmniej odpocznę i trochę się zabawię.

Odetchnęłam głęboko, uśmiechając się w myślach. Nie poddam się tak łatwo. Usiadłam przy biurku, pisząc maila do chłopaków. Nie wiedzieli, że planuję wakacje i bardzo dobrze. Zaraz by marudzili, albo co gorsza, chcieli mnie kontrolować. Nie ma mowy. Kliknęłam „enter”, gdy rozdzwonił się mój telefon.
-Haaaalo.- burknęłam. Nie miałam czasu na pierdoły.
-Też się cieszę, że cię słyszę. I co tam?- po drugiej stronie rozbrzmiał radosny głos RJ'a.
-Nic. Sprzątam dokumenty i się zbieram do domu.- wzruszyłam ramionami.
-Ooo to widzimy się wieczorem?- ucieszył się.
-Niestety nie. Jadę na wakacje.- zgrzytnęłam zębami.
-Wakacje?!?! I czemu nic mi nie powiedziałaś?!- oburzył się. Wiedziałam, że tak będzie...
-Bo to miała być niespodzianka. A w ogóle, to ile ja mam lat, żeby się spowiadać? Dorosła jestem.- wytknęłam mu.
-Ale to nie zmienia faktu, że mogłaś coś wspomnieć.- strzelił fochem Radke.
-Oooj tam. Wyślę ci pocztówkę. I kupię ci coś. Pasuje?- próbowałam go udobruchać.
-To może chociaż powiedz, gdzie jedziesz?- spytał.
-Miami. Zawsze chciałam zobaczyć, jak tam jest.
-Pff. To przywieź mi piasku w słoiku. Tam jest podobno ładniejszy.- powiedział Ronald.
-Tam? No chyba, że nie. Ale okej. Zobaczę. A teraz muszę już kończyć. Papa.- uśmiechnęłam się sztucznie.
-No paa. Będę tęsknił.- po tych słowach, rozłączyłam się. Czy ja będę tęsknić, to się okaże. Muszę się jeszcze spakować, ale to nigdy nie zajmowało mi dużo czasu.


Kilka godzin później.


Zadowolona z siebie, jak nigdy, patrzyłam na efekty mojej pracy. Byłam w domu i zrobiłam wszystko to, co sobie wcześniej założyłam. Wyprałam wszystkie ciuchy, posprzątałam mieszkanie i nawet powiesiłam czyste zasłonki. To już dużo, jak na mnie. Co najdziwniejsze, nie zastanowiło mnie to, dlaczego mam nagle taki dobry humor. Odkąd pamiętam, nie był to za dobry znak. Tak było i tym razem. Odkładałam płyty, gdy zadzwoniła komórka. Złapałam ją i nie patrząc na wyświetlacz, odebrałam.
-Tak?
-Ania? Jestem w Los Angeles. Musimy się spotkać. I to jak najszybciej.- ten głos... Rozpoznałabym go o każdej porze dnia i nocy.
-Co się stało?- zamarłam.
-Bądź za godzinę w kawiarni „GreenCafe”. Do zobaczenia.- odłożył słuchawkę, zanim zdążyłam coś powiedzieć. To nie będzie miłe spotkanie...


Dwa dni później


Perspektywa Jinxx'a.


Siedzieliśmy w studio, pakując sprzęt. Nas też czekały wakacje. Byliśmy trochę obrażeni na Ann, że nic nam nie powiedziała, ale pewnie przejdzie nam, jak tylko wróci. Na nią nie da się gniewać. Śmiałem się właśnie z kolejnej fascynującej historii opowiadanej przez CC'ego, gdy do naszego pokoju wpadł, jak burza, Radke.
-Gdzie jest Ann?!- krzyknął, hamując gwałtownie.
-No na wakacjach, a gdzie ma być?- zdziwił się Andy.
-Nie pojechała na żadne wakacje! Kiedy z nią gadaliście?- spojrzał na nas z paniką w oczach.
-Jak to, nie pojechała?- w progu stanął Jonathan.
-Normalnie! Sprawdziłem, nie wsiadła do samolotu.- jąkał się RJ.
-Ale chwila, moment. Może pojechała autem? Albo czymś?- uniósł brew Ash.
-Ronnie, co się dzieje?- spytał powoli Jon. Jego ton głosu postawił nas na baczność. Był... dziwny. O co tu, do kurwy, chodzi?!

-Annie przedwczoraj z kimś się spotkała. I od tamtej pory nie daje znaku życia.- powiedział grobowym głosem Ron. Spojrzeliśmy na siebie, jak na idiotów.
-Z kim?! Skąd to wiesz? I skąd wiesz, że ten ktoś jej czegoś nie zrobił?!- do chłopaka podszedł Andy i złapał go za koszulkę, pod szyją. -Ronnie, co ty pierdolisz?!
-Bo... Bo wiem to od niego. Jej trener z Polski tu przyjechał. Zadzwonił do mnie, bo podobno ich spotkanie było... burzliwe.- sapnął Radke.
-Telefon. Daj mi jego numer.- wycedziłem. Jon wymienił się spojrzeniami z wokalistą Falling In Reverse. Dlaczego nagle zacząłem się bać?


Kilka godzin później.


Umówiliśmy się z Daniel'em, bo tak ma na imię były trener Ann, w naszym domu.
-Siądź w końcu, a nie chodzisz w kółko!- CC objechał Radke.
-Jak mam siedzieć, kiedy nie wiem, co dzieje się z młodą?!- warknął.
-Uspokój się. Póki co, nic nie wiemy. Ann nie jest aż tak głupia. Na pewno jest bezpieczna.- próbował opanować go Jonathan Stevens.
-Ktoś dzwoni do drzwi.- poderwał się Jake. Spojrzałem na Ash'a. Był blady, jak ściana. I niech on nam wmawia, że ma ją w dupie...
-Przyjechałem najszybciej, jak się da.- do salonu wkroczył obcy mężczyzna. 

-Jestem Daniel. Znaleźliście ją?!
-Nie. Możesz nam powiedzieć, o co tu chodzi?! Miała jechać na wakacje, a okazuje się, że nie dość, że nie pojechała, to nie daje żadnego znaku życia!- podniósł głos Andy.
-Kurwa. Przyjechałem do LA, bo musiałem się z nią spotkać. Musiałem jej coś powiedzieć. Osobiście.- westchnął, przeczesując ręką włosy.
-Co takiego?- odezwał się w końcu Purdy.
-Ania... Ona... Będąc w Polsce miała swoją sparing-partnerkę. W pewnym momencie były ze sobą dość blisko. Ale potem... Pokłóciły się. Ta jej koleżanka, Wiktoria, zakochała się. Jej wybrankiem był idiota, jakich mało. Ania o tym wiedziała, bo tak jakby... Ohh, no poderwała go, a potem rzuciła. Czuła, że w ten sposób on się mści. Że chce zrobić z jej koleżanką to samo, co ona z nim. Tłumaczyła to Wiktorii, ale ona była ślepa i głucha. Myślała, że jak jest starsza o te dwa lata, to niby mądrzejsza. Oczywiście skończyło się tak, jak Ania przypuszczała. Ten koleś rzucił Wiktorię. Tylko zdążył jeszcze ją zapłodnić. Zwiał i słuch o nim zaginął. Może to i dobrze, bo gdybym go spotkał, to urwałbym mu jaja. Koleżanka Ani po tym wszystkim się załamała. Ania próbowała ją
pocieszać, ale sama przeszła załamanie nerwowe i najpierw musiała dojść do ładu ze sobą. Wiktoria straciła ciążę. Annie chciała jej pomóc, wesprzeć, ale ta nie chciała. Wyjechała do innego miasta i kontakt się urwał. Ann przyjechała tutaj. Prosiła mnie jeszcze, żebym spróbował ją znaleźć. Szukałem i szukałem i w końcu się udało. Nie mówiłem tego Ann, ale Wiktoria była w strasznym stanie. Po tym wszystkim, co przeszła, zatraciła się w prochach. Próbowałem z nią pogadać, pomóc, ale zupełnie nie kontaktowała. Na drugi dzień po naszym spotkaniu, zabiła się. Przedawkowała. Ja... Musiałem o tym powiedzieć Ann. Dlatego tu przyjechałem. Wiedziałem, ile dla niej znaczyła. I bałem się, jak na to zareaguje.- wydusił z siebie Daniel.
-O ja pierdolę.- wymsknęło mi się. Resztę zamurowało.
-Chwila. Ona nigdy nie mówiła o żadnej koleżance.- otrząsnął się Ash.
-Już dawno ze sobą nie rozmawiały. Ale Wiktoria zawsze była dla Ann w pewnym stopniu wzorem. Wspierała ją, gdy małej nie szło. I powtarzała, że będzie lepiej. To od niej Ann nauczyła się, jak być silną.- wyjaśnił koleś.
-Okej. Spotkaliście się. Powiedziałeś jej wszystko i co?! Jak ona zareagowała?- drążył Jonathan.
-Właśnie ciężko powiedzieć. Była w szoku, to na pewno. Ale potem powiedziała, że musi to przetrawić i że wróci za pół godziny. I nie wróciła. Dzwoniłem, ale nie odbiera.- Daniel rozłożył szeroko ręce.
-Ale to nie znaczy, że zrobiła coś głupiego.- wtrącił Andy.
-Nie macie o niczym pojęcia. To nie była jej typowa reakcja. Wiem, do czego jest zdolna. I jak reaguje w nerwowych sytuacjach.- warknął jej trener.
-Mamy pojęcie!- krzyknął Ronnie. -Mamy.
-Naprawdę? To nie muszę mówić, co teraz może się dziać.- uniósł brew. Ron i Jonathan spojrzeli po sobie, wymieniając przerażone spojrzenia.
-Wy chyba nie myślicie, że...- zaczął Ash, ale nie skończył.
-Trzeba ją znaleźć. I to już.- zawyrokował Jon...
**********
Rany, jakie to jest żenujące. Zapamiętałam, że lepiej pisałam, no ale cóż.

27 komentarzy:

  1. czytam dalej i jestem z tobą
    ciekawe co ona tym razem wymyśliła ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże, wróciłaś! Aż się popłakałam, jak zobaczyłam, że jest rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale końcówka, typowy polsat

      Usuń
    2. Z tym powrotem, to bym nie przesadzała ;) Końcówka wyszła, jak wyszła. Dawno temu to pisałam ;) Teraz tylko redaguję to, co mam i myślę, jak to zjebać hahah

      Usuń
  3. Poważna sytuacja. Jestem ciekawa co teraz się dzieje w głowie Anki ~X

    OdpowiedzUsuń
  4. Dalej czekam na rozdział, mam nadzieję że w nie długim czasie go dodasz .
    Jestem strasznie niecierpliwa.
    Ponieważ uwielbiam tego bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Laptop mi umarł. Podobno na śmierć. Także jestem w dupie :( Pomijam, że potrzebuję go też do pracy, ale cóż.

      Usuń
  5. Świetnie że wróciłaś! Szczerze mówiąc trzymałam gdzieś w zakładkach to opowiadanie żeby kiedyś tam jeszcze raz je przeczytać. Dzisiaj wchodzę z nudów a tu taka niespodzianka! A dałabym sobie obie ręce uciąć że już nic się tu nie pojawi...
    Co do rozdziału to sama nie wiem. Bardzo szybko wszystko się zmienia. Tu koncert a zaraz bus i niespodzianka wakacje a tu telefon i ten koleś i jeszcze większe zaskoczenie! Niby super ale musiałam przeczytać 2 razy żeby nadążyć.
    Piszesz nadal świetnie. Tutaj nic się nie zmieniło aczkolwiek tak szybka i xmienna akcja wprowadziła przynajmniej u mnie mętlik.

    CałkiemNowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko to, co dodaję, jest stare. Nie wiem, kiedy to napisałam. Teraz po prostu czytam to raz jeszcze i redaguję i w ogóle to jestem załamana nad sobą i tym fanfikiem hahah. Mam nadzieję, że uda mi się to skończyć, choć nie powiem, jest mi trudno, bo trochę czasu upłynęło, a ja przestałam tworzyć.

      Usuń
  6. Płaczę nad odejściem Asha ;-;

    ~Beliath~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest mega smutne, ale z drugiej strony, może to i lepiej. Ostatnia płyta BVB wg mnie jest do dupy. Nie podzielam też zdania Biersacka, że teraz lepiej śpiewa. Chyba pod prysznicem... Bo jego ostatnie wytwory są tak przepuszczone przez autotune i inne programy, że aż żal słuchać...
      No i z tego, co czytałam, co Ash odwalał, to mam nadzieję, że faktycznie się chłopak pozbiera. Choć przyznaję, gdzieś z tyłu mi się tli myśl, że to może być jego gwóźdź do trumny, to odejście.
      Cóż, czas pokaże.

      Usuń
    2. To już nie to samo... Np. Faithless jest TOTALNIE bez porównania z najnowszą (ośmielę się nazwać) "płytą".
      Tym bardziej obawiam się tego całego RErecording WSTW...

      ~Beliath

      Usuń
    3. No ja jestem nimi wszystkimi zażenowana. I serce boli tym bardziej, bo właśnie było za co ich lubić.

      Usuń
    4. Jak wrażenia po dwóch utworach? ;)

      ~Beliath

      Usuń
    5. Muzycznie fajnie, jak zawsze. Wokalnie średnio, też jak zawsze. O ile jeszcze w The Vengeance jakoś to idzie, tak w tej drugiej wokal jest tak przepuszczony przez komputer, że to jest dramat.
      O teledysku nie wspomnę. Jest jakaś moda na fiolet teraz, czy o co chodzi?
      Nie rozumiem czemu Jake nie produkuje im albumów, skoro umie...

      Usuń
  7. Czytam to poraz setny... I to dosłownie 😂 chyba każdy ubolewa tak trochę nad Ashem (wiem pewnie nie poprawnie napisane ale bywa). Mam nadzieję że, stanie na nogi. czy tylko ja mam nadzieję jeszcze na happy end w tej historii? Wiem, że to głupota bo widać, że idzie to raczej w stronę wiciskacza łez no ale no xD mam nadzieję że pojawi się kiedyś Jeszce rozdział >~<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj, że dopóki coś nie jest opublikowane, to wszystko jest możliwe ;)
      Np. to że ten debil mnie tak wkurwi, że go uśmiercę. Albo sam się zapije i rzucę to wszystko w cholerę.

      Usuń
    2. Hahaha o matko jesteś okropna ja też często uśmiercałam postacie ale w sumie to były takie których nikt nie lubił - Ann umrze prawda?

      Usuń
    3. No jestem ;) Póki co, jeszcze nikogo nie uśmierciłam. Mam swoją wizję zakończenia, ale zawsze ten blog żył swoim życiem. Dlatego nie umiem go skończyć, bo za bardzo się to wszystko rozszalało. A miało iść w innym kierunku. Zobaczymy, może prędzej ja umrę i tego nie skończę.

      Usuń
    4. To pozostało tylko czekać na rozdziały >~<

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzimy się na koncercie MIW w czerwcu?! :D ~XY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he. HE.
      A nie wiem. Brak mi hajsu i wisi nade mną szpital. Zastanowię się.
      Ale w sumie na nich to bym pojechała. Nie to, co BVB. Na nich już nie pojadę. Nie ma takiej opcji. Bez Asha w życiu.

      Usuń
    2. Mówisz i masz. Do zobaczenia wszystkim 9 czerwca! ~Beliath

      Usuń
    3. Noo wiedziałam, że przyjadą hahah. To było oczywiste. Nie jadę.
      Pozdro dla wszystkich, którzy chcą słuchać Biersacka, który swój głos ma w poważaniu :D

      Ale zamierzam odłożyć na MIW hehehehe. Oni się wciąż rozwijają.
      Btw. widziałam, że są oba zespoły na festiwalu razem. Ciekawe, czy Biersack dalej tak ich nie lubi :D

      Usuń
  10. Ludzie, jak wrażenia po 'Scarlet Cross'?

    OdpowiedzUsuń