(brakuje z jakichś 8-9 kom)
PIOSENKA NA DZIŚ
PIOSENKA NA DZIŚ
Wypadłam na korytarz, jakby mnie ktoś gonił. Byłam wściekła! Wkurwiona! A najgorsze jest to, że nie
mogłam sobie ulżyć. Purdy właśnie dał mi do zrozumienia, że
jestem puszczalska. Świetnie! Jebany chuj! Odetchnęłam głęboko,
próbując się uspokoić. Nie mogę się pokazać na dole w takim
stanie! Przejechałam dłonią po twarzy. Ostatnio jestem za nerwowa,
a to nie skończy się dobrze. Ale zajmę się tym po powrocie.
Zeszłam do kuchni, wymuszając mój uśmiech numer 5. Czyli:
wszystko jest okej i jestem zajebiście szczęśliwa.
-Ooo Ann, podobno Ash już wrócił?-
zagaił mnie Chris.
-Taak. Jest u góry. Miał coś
zrobić.- usiadłam na krześle.
-Szkoda, że już wyjeżdżacie.-
westchnęła Lisa.
-No trudno. Chciałabym zostać. Tak
samo, jak Ashley, ale niestety, terminy gonią.- westchnęłam.
-Dużo macie pracy?- zaciekawił się
Mark.
-Sporo. Chłopcy kończą nagrywać
płytę. W sumie, nie mam pojęcia, ile im zostało, bo nie ja się
tym zajmuję. Od poniedziałku kręcą film. Ja w tym czasie zamykam
rok, piszę raport, organizuję premierę teledysku, płyty, filmu.
No i koncerty na przyszły rok. Teraz jeszcze mają kilka występów
w Kalifornii.- wyliczałam po kolei.
-Boże! Przecież jeszcze masz szkołę!
Jak ty dajesz radę?- wykrzyknęła Lisa.
-Nie daję. Dlatego dostałam
asystenta, który teraz załatwia mniejsze sprawy.- uśmiechnęłam
się lekko.
-A jak ci idzie właśnie w nauce?-
spytała babcia.
-Nieźle. Orłem nigdy nie byłam, ale
zaliczam to, co powinnam.- powiedziałam powoli.
-Ashley wspominał, że jesteś
fotomodelką.- odezwała się mama bliźniaczek, Emma.
-Tak. Ale na razie mam przerwę. Nie
wyrobiłabym się. To niezła kasa, ale są ważniejsze rzeczy.-
wzruszyłam ramionami. W tym momencie do kuchni wszedł Ashley.
Usiadł koło mnie. Przysłuchiwał się naszej rozmowie w skupieniu.
-Show biznes to ciężki kawałek
chleba.- zauważył w pewnej chwili Jayden.
-Tak. To prawda. Przepraszam, ale muszę
coś załatwić.- wstałam od stołu, przypominając sobie, że
miałam zadzwonić. Wróciłam do sypialni, wyciągając mój notes.
Wybrałam numer Jason'a.
-Halo?- spytał znudzonym tonem.
-Jason załatwiłeś na jutro
statystów?- „przywitałam się”.
-Tak. Dzwonili z ekipy, że dojechały
w końcu kostiumy dla tych stworów.
-Wreszcie! Powiedziałeś Alicii o
której jutro ma być?- skreślałam poszczególne zadania z listy w
notesie.
-Taak. Jonathan ma do ciebie jakąś
sprawę.- poinformował mnie Potter. W tym momencie do pokoju wszedł
Purdy.
-On zawsze coś chce. A powiedział coś
więcej?- twardo olewałam obecność basisty.
-Tyle, że musi z tobą pogadać.
-A jaką miał wtedy minę? Głos?
Wiesz, nasze „pogaduszki” zwykle źle się kończą. Niestety dla
mnie...- mruknęłam.
-Był normalny. Oschły i obojętny.-
wyjaśnił mi chłopak.
-Mhm, czyli może nie będzie tak źle.
A Control nakręcił już wszystkie sceny?- spytałam.
-Nie mam pojęcia.- odparł niepewnie.
-A za co ci płacą?! Powinieneś takie
rzeczy wiedzieć! Dobra, mniejsza z tym. Dowiem się jutro.-
machnęłam ręką, udając, że nie widzę czekającego Ashley'a.
-Poprawię się! Obiecuję.
-Ty mi nie obiecuj, tylko tak zrób.
Okej, To chyba wszystko. Resztę omówimy jutro. Trzymaj się.-
rzuciłam słuchawką. Przekartkowałam notes, układając w głowie
plan na poniedziałek. Jeszcze rano miałam sprawdzian, a praktycznie
nic się nie uczyłam. Dobra. Zajmę się tym w samolocie. Wstałam z
łóżka, kierując się do łazienki. Musiałam naszykować ciuchy
na wyjazd, no i się spakować.
-Możemy w końcu pogadać?- odezwał
się Ash.
-Nie chce mi się.- odparłam
obojętnie.
-Ale ja chcę! Nie powinienem tego
mówić.- złapał mnie za łokieć.
-Jak wielu rzeczy, które i tak
powiedziałeś. Darujmy sobie te szopki Ashley. Myślisz tak o mnie,
czy nie, mam to gdzieś. Zwisa mi to. Kompletnie. Nie chcę słuchać
twoich tłumaczeń, które i tak nic nie zmienią w moim życiu.-
przekopywałam walizkę w poszukiwaniu jakiejś koszulki.
-Musisz taka być?! Serio?!- prychnął.
-Jaka?
-Obojętna! Miałaś przestać udawać!-
syknął.
-Przestałam. Właśnie taka jestem. A
to, że liczyłeś na coś innego, to nie moja wina. Ile razy mam wam
wszystkim jeszcze powtarzać, że nie mam w sobie głębokich uczuć?
-Widziałem cię w wielu różnych
sytuacjach. Więc nie ściemniaj. To twój sposób na radzenie sobie
z rzeczywistością. Ty uciekasz.- Ash stanął naprzeciwko mnie.
-To prawdopodobne.- wzruszyłam
ramionami, pakując ubrania do walizki.
-Czemu nie spróbujesz się zmienić?
-Po co? Poza tym, zacznij najpierw od
siebie.- uniosłam brew.
-Zacznę! Proszę bardzo! Ktoś tu musi
być mądrzejszy!- warknął.
-Z chęcią to zobaczę, jak odstawiasz
alkohol i pokazujesz wszystkim swoją wrażliwość.- prychnęłam.
-Nie kpij. To nie ja zostanę sam na
stare lata, bo skrzywdzę wszystkich wokół!- spojrzał na mnie zły.
-Nie będę sama!- odparowałam szybko.
-Nie?! Skąd ta pewność?- uniósł
brew.
-Bo nie dożyję starości.- mruknęłam,
pakując kolejne ubrania.
-Co?! O czym ty mówisz?- natychmiast
spoważniał.
-O niczym. Nieważne.
-Ważne! Ty coś kombinujesz. Ann nie
rób nic głupiego.- złapał mnie za ramię.
-Głupiego, czyli?- udawałam idiotkę.
-Pamiętaj, że kiedyś coś komuś
obiecałaś.- powiedział powoli.
-Nie używaj tego argumentu przeciwko
mnie! Poza tym, nie wiem, czy obietnica nie przedawnia się wraz ze
śmiercią osoby, której to obiecałam.- wycwaniłam się.
-W takim razie obiecaj to mi!- odparł
natychmiast Ash.
-Słucham?! Nie!- zaprotestowałam.
-Ann proszę! Obiecaj, że nic sobie
nie zrobisz. Że nie będziesz nigdy próbowała się zabić.-
patrzył na mnie w napięciu.
-Nie. Ja nie mogę.- spanikowałam.
-Czemu?
-Bo nie wiem, co będzie jutro!-
podniosłam głos. Przymknęłam oczy, próbując się uspokoić.
-Jest aż tak źle?- spytał po chwili.
-Codziennie zasypiam z nadzieją, że
już nigdy więcej się obudzę. Że to wszystko się skończy.-
powiedziałam cicho. Następnie bez słowa wyminęłam go, udając
się do łazienki. Wzięłam w objęcia kosmetyki, które już dziś
nie będą mi potrzebne i wróciłam do pokoju. Był pusty. Lepiej
dla mnie...
Kilka godzin później.
Siedzieliśmy w kuchni rozmawiając po
obiedzie. Niedługo mieliśmy samolot. Z jednej strony cieszyłam
się, że skończy się ta szopka, ale z drugiej... Zazdrościłam
Ash'owi takiej rodziny. Tutaj każdy mówił o swoich pasjach,
toczyły się dyskusje o muzyce. W domu mojej babci dzieci głosu nie
miały, a wszystkie tematy sprowadzały się do pracy i obgadywania
sąsiadów, ewentualnie wspominanie zmarłych. Świetne tematy, nie
ma co.
-Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś
Ann.- zwróciła się do mnie babcia.
-Tak. Nie licząc tej konnej
przejażdżki, było świetnie.- powiedziałam szczerze.
-Ej! Co ty masz do koni?!- oburzył się
Purdy.
-Nic. Są sympatyczne, dopóki mogę je
obserwować z ZIEMI!- zauważyłam.
-Czepiasz się. Przynajmniej nauczyłaś
cię czegoś nowego.- machnął ręką.
-Nowego? Raczej najadłam się nowego
rodzaju strachu.- prychnęłam.
-To też jest przydatne.- pokiwał
głową.
-Dobrze, nie kłóćcie się o to.
Czyli mogę liczyć, że jeszcze nas odwiedzisz?- znów spytała
babcia. Spojrzeliśmy po sobie z Ashley'em.
-Eee, jeśli będziemy mieć dłuższe
wolne, to postaramy się wpaść.- powiedział powoli basista.
-Cieszę się. Nawet nie wiesz, jak
bardzo za tobą tęsknię, kochanie. Przypominasz mi swoją mamę.-
westchnęła. Momentalnie Ashley cały się spiął. Ścisnął mnie
mocniej za nadgarstek.
-Ja też tęsknię babciu. Ale wiesz,
że moje życie jest teraz w Los Angeles.- uśmiechnął się po
chwili.
-No wiem, wiem. Ale to nie zmienia
faktu, że brakuje mi ciebie.- przytuliła go do siebie. To był...
całkiem sympatyczny widok, biorąc pod uwagę, że nie jaram się
takimi obrazkami.
W końcu nadszedł czas wyjazdu. Ash
zaniósł nasze bagaże do auta, ja tymczasem zaczęłam się ze
wszystkimi żegnać. Najpierw podeszłam do Chuck'a, żeby
przypadkiem Purdy nie widział. Nie dałby mi żyć.
-Jesteś twarda. Nadajesz się na jego
dziewczynę. Albo serio go kochasz.- powiedział do mnie cicho.
-Uznam to za komplement. Wiesz,
spróbowałbyś się z nim choć trochę dogadać. Nie musicie być
kumplami. Po prostu się tolerujcie.- puściłam mu oczko.
-Ty normalnie jesteś taka zabawna, czy robisz to teraz specjalnie?- spytał z wesołą miną. Wow.
W tym momencie podeszła do nas Lisa.
-Ty normalnie jesteś taka zabawna, czy robisz to teraz specjalnie?- spytał z wesołą miną. Wow.
W tym momencie podeszła do nas Lisa.
-Miło było się znów zobaczyć. Mam
nadzieję, że jeszcze nieraz to powtórzymy. Naprawdę pasujecie do
siebie.- posłała mi promienny uśmiech. Poczułam, jak ktoś mnie
obejmuje ramieniem. Któż by inny, niż Purdy?
-Opiekuj się nią! Taka dziewczyna to
skarb!- pogroził mu palcem Mark. Poczułam, jak robi mi się gorąco
w policzki. Na szczęście rzadko kiedy się rumieniłam. W sumie, to
wcale. Tym razem pewnie też nie tego nie zrobię. Nigdy po mnie nic nie widać.
-Wiem, wiem.- mruknął basista. Po
pewnym czasie, gdy już ze wszystkimi się wyściskaliśmy, mogliśmy
wsiąść do auta. Ash skierował się w stronę lotniska.
-Pamiętasz, że jutro masz na 13
ostatnie poprawki?- mruknęłam, bawiąc się telefonem.
-Tak. Pamiętam. I co? Było tak źle?
Czy jednak dobrze się bawiłaś?- uniósł brew.
-Było ok.- przyznałam niechętnie.
-A widzisz!!! Ashley Purdy zawsze ma
rację!- wykrzyknął, zadowolony z siebie.
-Dobra! Opanuj się i skup na drodze.-
burknęłam.
Po 20 minutach dojechaliśmy na
lotnisko. Oddaliśmy samochód do wypożyczalni i skierowaliśmy się
do kas. Purdy zamówił wcześniej bilety. Po załatwieniu
formalności usiedliśmy na krzesłach, czekając, aż otworzą naszą
bramkę. Mamy co najmniej godzinę. Uczyłam się więc na jutrzejszy
sprawdzian, a Ashley przysypiał.
Cały czas się wiercił, bo nie mógł
się położyć. W końcu usiadł koło mnie, opierając głowę o
moje ramię. Nie zwróciłam na to większej uwagi, bo zgłębiałam
tajniki chemii. Po co mi to? Przecież nie zamierzam pracować w
laboratorium. Z moimi zdolnościami, to jeszcze wyprodukowałabym
bombę i coś wysadziła...
Na szczęście w końcu mogliśmy się
udać na pokład samolotu. Wyłożyłam się zadowolona w fotelu. Ash
jak zwykle siedział przy oknie. Lepiej dla mnie. Jak podziwiałam
widoki, chciało mi się rzygać. W pewnym momencie wyjął swój
zeszyt i zaczął rysować. Stwierdziłam, że to dobry moment.
-Ashley? Właściwie to czemu
rysujesz?- spytałam powoli.
-Bo lubię.- mruknął, nie odrywając
wzroku od kartki.
-No okej. Ale czemu akurat ubrania, a
nie portrety, czy widoczki?-drążyłam.
-Hmm. Kiedyś chciałem zostać
projektantem mody.- spojrzał na mnie niepewnie.
-To czemu nim nie zostaniesz?-
zmarszczyłam czoło.
-Żartujesz?! Aż takiego talentu to ja
nie mam.- prychnął.
-No dobra, ale ja nie każę ci być od
razu, jak jakiś Gucci. Jesteś popularny... Mógłbyś to sprzedać.
-Stworzyć własną linię? Fajnie, ale
nie mam na to czasu. No i nie znam się na zarządzaniu.- uniósł
brew.
-To akurat najmniejszy problem. Dla
chcącego, nic trudnego. Spróbuj.- klepnęłam go lekko w ramię.
-Niee. Przecież jestem muzykiem.
Wyśmieją mnie, a poza tym nic nie sprzedam.- pokręcił głową.
-Ja pierdolę! I mówi to człowiek,
który w wywiadach ciągle pieprzy o spełnianiu marzeń itp.-
załamałam się.
-No to jak jesteś taka mądra, to mi
pomóż! Jak niby mam stworzyć jakiś ciuch, skoro mam tylko swoje
średnio profesjonalne projekty?- rzucił mi wyzywające spojrzenie.
-To proste. Byłeś modelem, więc masz
chyba jeszcze jakieś wtyki, nie? Poza tym, ja też mam znajomości w
tej branży. A jak nie, to spytamy Ellę, czy nie zna jakiegoś
projektanta. On oceni, czy to jest fachowe. A potem zakładasz firmę,
zatrudniasz krawcowe itd. i już.- machnęłam ręką.
-W twoich ustach to brzmi tak łatwo.-
burknął.
-Bo jest łatwe. Gdzie ty tu widzisz
trudności?- spojrzałam pytająco.
-Może w tym, że nie umiem prowadzić
własnej firmy. Ta cała papierkowa robota, pozwolenia, dokumenty.-
wyliczał.
-A od czego jest Michael?- spytałam.
Mój doradca i zdolny biznesmen.
-Ten u którego inwestujemy?- zdziwił
się.
-Inwestujecie?!- tym razem to ja byłam
zaskoczona.
-Noo daliśmy mu po parę tysięcy i
gdy potroił te kwoty to się z nim bardziej zaprzyjaźniliśmy.-
wyjaśnił.
-Aha. Fajnie. Otóż on jest po
studiach z zarządzania i biznesu, czy jakoś tak. A poza tym ma
talent. Sam wiesz. Pomoże ci, tylko mu powiedz co i jak.
-No nie wiem, czy to dobry pomysł..-
basista się wahał.
-Purdy nie denerwuj mnie! Co ci
szkodzi?! Jak stracisz, to odkujesz się inwestując. Nikt nie każe
ci od razu produkować ciuchów w milionach nakładu. Weź, nie bądź
baba i pokaż, że masz jaja, a nie jakieś wydmuszki!- użyłam ostatniego argumentu.
-No okej. Podzwonię i spróbuję coś
ogarnąć.- westchnął ciężko.
-No!- odetchnęłam z ulgą.
-A tobie co tak zależy, żebym robił
ciuchy?- zmrużył oczy.
-Bo jestem ciekawa, jak te twoje
projekty wyglądałyby w rzeczywistości.- wyjaśniłam.
-Też mi wytłumaczenie.- burknął.
-Dobra. Czepiasz się.- wróciłam do
nauki.
Po kilku godzinach lotu znaleźliśmy
się w Los Angeles.
-Nareszcie!- wykrzyknęłam,
przekraczając próg domu. Za mną szedł Ash, taszcząc nasze
bagaże.
-Ooo wróciliście!- wychylił się z
kuchni Christian.
-CC'uś!!!!- wydarłam się, rzucając
się mu na szyję. Mało nas nie wywaliłam, ale to detal. CC
spojrzał na mnie zaskoczony, ale podniósł mnie 5 centymetrów nad ziemię, przytulając
lekko.
-A z bratem, to już się nie
przywitasz!- oburzył się Andy, schodząc na dół.
Puściłam Comę, kierując się do Biersack'a. Kościotrup pochylił się, mocno mnie przytulając. Stanęłam na palcach, tarmosząc go po włosach. Chwilę później Andy trzymał mnie na rękach, a ja oplatałam go nogami w pasie, żeby nie spaść. -Wiesz mała, stęskniłem się za tobą.
-Ty zawsze za mną tęsknisz, gdy nie
widzimy się co najmniej kilka godzin.- zauważyłam cwaniacko.
-Fakt. I jak się bawiliście?- Andrew
zwrócił się do basisty, który teraz rozsiadł się na kanapie.
-Żyję. I ona też. Czy można to
uznać za sukces i wymiernik dobrej zabawy?- zmarszczył czoło
Purdy.
-Noo w waszym przypadku, owszem.-
zgodził się Jinxx, pojawiając się w salonie. Wciąż będąc na
rękach u wokalisty, przytuliłam lekko Ferguson'a.
-A ty co taka energiczna? Przestałaś
się bać, czy kogoś zabiłaś przez weekend?- zaśmiał się CC.
-Jakoś tak. A gdzie Jake?- rozejrzałam
się.
-Wróci jutro rano.- wyjaśnił Andy.
-Aha. Fajnie. Okej, idę do siebie.
Stęskniłam się za moim DUŻYM łóżkiem.- zeskoczyłam na
podłogę.
-Zawsze mogłaś spać na podłodze.-
odezwał się zgryźliwie Ash.
-Chyba ty! Szczerze, to miałam cię
zrzucić po tym, jak się ciągle na mnie pchałeś. Nigdy więcej!-
jęknęłam.
-Ale wiesz, że jeszcze nieraz
będziecie ze sobą spać?- uświadomił mnie Jinxx.
-Eee tam. Wszystkie koncerty w tym roku
mamy blisko domu.- machnęłam ręką, kierując się do góry.
Weszłam do swojej sypialni i zadowolona rzuciłam się na łóżko.
Lubiłam swój pokój. Miał naprawdę to coś. W sumie, ostatnio
przeglądałam różne malunki, jakie można umieścić na ścianach.
Tylko, że ja nie umiem malować. Mhm... Musiałabym się podlizać
Ash'owi. Tylko co ja mu mogę zaoferować? Doobra. Coś się
wykombinuje. Podniosłam swoje zwłoki, udając się do łazienki.
Tam wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Po chwili stałam
przed lustrem, wycierając się. Mój wzrok sam zjechał na ślady po
nożu. Nawet gdybym chciała zapomnieć, to nie mogę, bo kilka razy
dziennie widzę się w lustrze. Wkurwiłam się i natychmiast
zaczęłam ubierać, żeby jak najszybciej to zakryć. Wcześniej
jeszcze przykleiłam plaster z opatrunkiem. Na początku rany szybko
się goiły, ale teraz co pojawiał się strup, to odpadał i znowu
zaczynała się sączyć krew. Nie mówiłam tego chłopakom, ani
Purdy'emu. Zaraz zacząłby się denerwować i ciągnąć mnie do
lekarza. Byłam duża i sama wiedziałam co robić. To nie pierwsza
moja rana, a poza tym zadzwoniłam do tego doktorka ze szpitala. Coś
tam pierdolił, że to się zdarza bla bla bla, mam kupić jakąś
maść bla bla bla, łykać proszki bla bla bla. Nuuda. Już mnie
rwie coś ćpać. Nie sądzę, że łączenie tabletek i psychotropów
to dobry pomysł. Jeszcze mogłoby mi odbić bardziej niż zwykle...
Wróciłam do sypialni, gdy rozległo się jakieś dziwne walenie do
drzwi. Otworzyłam je z rozmachem i ujrzałam chyba Ashley'a z górą
ciuchów w rękach. Moich ciuchów. Które zasłaniały mu całą
twarz. Wyminął mnie, podchodząc do łóżka i rzucając je na
materac.
-Rozpakowałem walizkę i torbę. Chodź
po resztę.- kiwnął na mnie. Bez słowa skierowałam się do jego
sypialni. Panował tam niezły burdel. Jak na niego, to aż dziwne,
bo w sumie miał największy porządek z całej piątki. Wszędzie
walały się ciuchy.
-Zaraz będę robić pranie, więc
dołóż tam swoje ubrania.- powiedziałam, zgarniając resztę
ciuchów. Ash złapał moje kosmetyki i znów zrobiliśmy rundkę do
mojej sypialni.
-Chłopaki wmanewrowali mnie w robienie
kolacji. Pomożesz mi.- mruknął.
-Ja?! Czemu niby?- zdziwiłam się.
-A czemu nie?- odpowiedział pytaniem
na pytanie.
-To jest wykorzystywanie dzieci do
katorżniczej pracy.- fuknęłam, segregując ciuchy do prania.
-Ty nami dyrygujesz na co dzień i
jakoś nikt nic wtedy nie mówi.
-Bo się mnie boicie.- zauważyłam.
-Ja ciebie nie. Nie możesz mi nic
zrobić.- wzruszył ramionami.
-Czyżby?!- uniosłam brew, szybko do
niego podchodząc i zakładając mu na ramię dźwignię. Niestety
jakimś cudem się wyswobodził i przewrócił nas na łóżko. -Złaź
ze mnie, grubasie! Przygotowałeś się!
-Mówiłem ci kociaku, że może i masz
dobrą technikę, ale dopóki jestem silniejszy, to nie masz szans.-
dał mi pstryczka w nos.
-To nie o to tu chodzi.- burknęłam
zła, podnosząc się z materaca.
-A o co?- zaciekawił się.
-O to, że mogłabym ci bez problemu
zrobić krzywdę. Ale żeby tak się stało, musiałabym chcieć.
-Ooo, to coś nowego. Czyli nie chcesz
mnie uszkodzić?- uśmiechnął się głupkowato.
-Raczej mam opory w użyciu agresji
przeciwko osobom, z którymi żyję i pracuję.- wytłumaczyłam.
-No proszę. Zaskoczyłaś mnie teraz.-
kiwnął głową. Spojrzałam na niego bez słowa, po czym opuściłam
sypialnię w poszukiwaniu chłopaków. Jak znam życie, tez mieli do
zrobienia górę prania.
Jakiś czas później.
Siedziałam przy stole w kuchni i
kroiłam warzywa. Ashley stwierdził, że zrobi jakąś zapiekankę i
sałatkę do tego. On stanowczo przesadza z tymi warzywami. Niech
jeszcze upiecze ciasto marchewkowe kurwa! Twardo zaciskałam zęby,
nic nie mówiąc. Przy moim nerwowym usposobieniu jeszcze nie
wytrzymam i rzucę tym jebanym nożem. Okej, może i jestem wariatką,
ale jakoś niespecjalnie chcę iść do psychiatryka. A wszystko na
to wskazuje, że powinnam. Po chwili usłyszałam jakiś syk i
wiązankę przekleństw. Uniosłam wzrok znad deski. Ash stał przy
wyspie z palcem w buzi. Przewróciłam oczami, wstając.
-Pokaż mi to!- zażądałam.
Niechętnie dał mi rękę. Noo nieźle się pokroił. Wsadziłam mu
to pod zimną wodę. Wyjęłam apteczkę, a z niej plastry. Owinęłam
jego palec ręcznikiem papierowym i kazałam tak trzymać chwilę.
Wyszczerzyłam się do niego chamsko, mówiąc: -Sierota.
-Śmieszne.- burknął.
-Bardzo. Dobra, dawaj.- nakleiłam mu
plaster z tygryskiem.
-Serio?! Nie mamy innych?- spojrzał na
mnie urażony.
-No ja ich nie kupowałam. Poza tym,
spójrz na to z innej strony. Ten tygrysek pasuje do ciebie.-
powstrzymywałam się od śmiania.
-Taak?! A z której strony?- przewrócił
oczami.
-Wiesz, myślałam, że skoro chwalisz
się jaki to jesteś dobry w łóżku, to wszystkie kobiety mówią o
tobie, że jesteś tygrysem.- przygryzłam wargę, próbując brzmieć
poważnie.
-Mhm... W sumie, to masz trochę racji.
I nie zagryzaj tych warg, bo potem będzie ci krew lecieć.- zwrócił
mi uwagę.
-I co? Zakleisz mi plastrem?-
prychnęłam.
-Dobry pomysł, przynajmniej
przymkniesz się na chwilę. Dzięki.- potarmosił mnie po włosach,
wracając do krojenia.
Następny dzień.
Jako, że musiałam pojawić się na
sprawdzianie, wstałam BARDZO wcześnie. Te lenie jeszcze smacznie
sobie spały. Już ubrana zbiegłam do kuchni, zrobić sobie
śniadanie. Kończyłam kanapkę, gdy drzwi wejściowe otworzyły się
z hukiem.
-Cześć Jake'uś!- zawołałam,
podchodząc do niego.
-I jak tam urlop?- spytałam.
-Super. Szkoda, że już się
skończył.- powiedział z żalem, wnosząc bagaże.
-Oj tam. Ciesz się, że w ogóle był.
Okej. Ja muszę już spadać do szkoły. W kuchni została moja
kanapka, bo już nie mogę. Zjedz za mnie.- wyminęłam go, kierując
się do góry.
-Ooo dzięki mała.- wyszczerzył się,
idąc do kuchni. Weszłam do pokoju po kurtkę i torbę. Jakby nie
patrzeć, jest już listopad. Nawet tutaj zdarzały się chłodniejsze
dni. Wyleciałam z domu, udając się do garażu. Wyjechałam stamtąd
moim autkiem, kierując się w stronę szkoły. Nienawidziłam się
uczyć z całego serca, ale pocieszałam się myślą, że byle do
maja. Wiem, że zdam maturę. Tylko kompletny tłumok może tego nie
zdać. Angielski mam w małym palcu, przynajmniej na poziomie matur.
Reszta nie będzie gorsza. W sumie, do szczęścia potrzebny mi tylko
ten głupi papierek. Potem będę mogła robić, co chcę. Wyjechać,
przeprowadzić się. Zmienić swoje życie, pracę. Niekoniecznie
uwzględniałam w moich planach obecność BVB. Ale, czy na pewno?
Życie już nie raz udowadniało mi, że moje plany nic nie znaczą.
Że jestem tylko trybikiem w nieistniejącej maszynie. Pionkiem, w
czymś większym. Póki co, jestem potrzebna chłopakom. A czy oni
mi? Nie miałam pojęcia. I nie chciałam znać odpowiedzi. To by
znaczyło, że się do nich przywiązałam. A to przecież
niemożliwe. Nie. Anna Serczyńska nigdy się nie przywiązuje! Bo
nic nie czuje. Jest zimną suką. I tak już będzie zawsze. Do
końca...
Nie wiem, kiedy dodam następny, bo od zeszłego roku męczę się z jednym MAŁYM wątkiem i dopóki przez niego nie przebrnę, to nie zamierzam czytać innego rozdziału, który muszę sprawdzić przed dodaniem. Już i tak spadł mi styl pisania.
A teraz takie małe pytanko do Was: kiedy macie jakieś ferie? I uprzedzam pytanie którejś z Was, ja mam już wieczne wakacje;) Ale to wcale nie jest takie fajne, jak się wydaje. Standardowo zapraszam do grupy, gdzie możecie wrzucać różne pierdoły i pytać o różne rzeczy, bloga itp. Tylko oczywiście, żeby tam być, musicie się choć trochę udzielać.
P.S. Tak wiem, chcecie MIW. Jeszcze kilka rozdziałów. Inna sprawa, że muszę spróbować to poprawić, bo nie jestem do końca zadowolona z tego, jak przedstawiłam mojego chłopaka;) A on zasługuje na świetny epizod.
***********
No i w końcu wrócili. Jak dla mnie, to te wszystkie rozdziały będą trochę nudnawe. No, szału nie ma. Aha, jak widzicie, metody naszego specjalisty Ashley'a odniosły zamierzony skutek, bo ruda przestała się bać chłopaków. Odnośnie erotyka, laski dajcie sobie z tym spokój, bo wątpię, że taka scena tu będzie. Okej, rozumiem niewyżycie seksualne, ale z tym to na blogi, gdzie bohaterki w 10 czy którymś rozdziale już są w szczęśliwym związku. U mnie Ann nie czuje nic do Ash'a, a nie ma miejsca na kogoś innego. To jest realistyczna historia;) Nie wiem, kiedy dodam następny, bo od zeszłego roku męczę się z jednym MAŁYM wątkiem i dopóki przez niego nie przebrnę, to nie zamierzam czytać innego rozdziału, który muszę sprawdzić przed dodaniem. Już i tak spadł mi styl pisania.
A teraz takie małe pytanko do Was: kiedy macie jakieś ferie? I uprzedzam pytanie którejś z Was, ja mam już wieczne wakacje;) Ale to wcale nie jest takie fajne, jak się wydaje. Standardowo zapraszam do grupy, gdzie możecie wrzucać różne pierdoły i pytać o różne rzeczy, bloga itp. Tylko oczywiście, żeby tam być, musicie się choć trochę udzielać.
P.S. Tak wiem, chcecie MIW. Jeszcze kilka rozdziałów. Inna sprawa, że muszę spróbować to poprawić, bo nie jestem do końca zadowolona z tego, jak przedstawiłam mojego chłopaka;) A on zasługuje na świetny epizod.
!!! 27 komentarzy=Nowy !!!
Swietne! C:
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja uwielbiam te plasterki ze zwierzątkami? xD
Nie mam pojęcia co tutaj zamieścić,więc komentarz chujowy :c. No,nic :c. Rozdział suuper jak każdy ^^
Zajebisty ale szkoda ze wrócili. Podobała mi sie akcja u rodziny Asha.
OdpowiedzUsuńRanisz mnie piszac ze ona nic do niego nie czuje. Na pewno cos czuje tylko ty jeszcze o tym nie wiesz xD
Wstawiaj szybciutkko kolejny bo juz nie moge sie doczekać c:
I ♡ UNICORNS
Kurde co ja bym dała żeby mieć takiego „brata” jak Ann marzenia ehh.Rodzinka Ash'a jest taka milutka huh.Wreszcie wrócili :) Ann próbuje przekonać Purdy'iego do projektowania ubrań ii raczej się jej to uda jeśli ten fakt będzie zgodny z życiem.Rozdział jest cudowny jak zwykle a Andy jest jak zwykle perfekcyjne ehh.Weny życzę :*
OdpowiedzUsuńdołują mnie te wyznania Ani ;c czasami w sumie czuję się tak, jakbym czytała o własnych emocjach ale dobra
OdpowiedzUsuńpodobał mi się ten wątek z wyjazdem do rodziny Asha nawet Chucka polubiłam xd więc trochę żałuję, że wrócili, ale mam nadzieję, że Jonathan albo chłopcy coś już wymyślą, żeby było ciekawie ;P
no i duży plus dla Ashleya - Ania się już nie boi przytulasków z chłopakami
stęskniłam się za jej przytulaniem z Biersackiem
czasu i pomysłów i szczęśliwego przebrnięcia przez to, z czym tam się męczysz :*
PS
przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego, dopiero dzisiaj go przeczytałam (mam trudny okres teraz i mało czasu)
rozdział jak zwykle, czyli zajebisty ;) czekam na next'a
OdpowiedzUsuńOjej, rodział zajebisty. Nie szałowy tak jak poprzednie. Ale nadal na poziomie "zajebisty że aż dech zapiera". Nieeee nooooo ja jestem pewna że Ann coś czuje do Ash'a ale może o tym jeszcze nie wie, albo jest to takie małe uczucie że aż niezaóważalne.
OdpowiedzUsuńCo do erotyka, masz rację to nie jest opowiadanie gdzie w 10 rozdziale bohaterka jest w szczęśliwym związku. Ale pamiętajmy że akcja w tym opowiadaniu się już dobrze rozwineła. I np. gdyby na samym końcu opowiadania ( mam nadzieję że jakieś minimum za 80 rozdziałów) Ann przespała sie z Ash'em, było by to "na miejscu" i jak najbardziej moim zdaniem realistyczne.
Dobra nie ważne...
Szkoda że już skończył się ich urlop, ale z drugiej strony bardzo się cieszę że reszta BVB wróciła ^_^
Hehhhh dziwne to uczucie kiedy Ann przedstawia swoje uczucia i mam wrażenie jakby pisała o mnie :/
Czekam z niecierpliwością na kolejny ^_^
P.S Ferie zaczynam jako pierwsza!!! :D XD ^_^ *u* (Mazowsze-Warszawa)
P.P.S My nightmare ma karę na kompa, tak więc bardzo przeprasza ale nie będzie komentować przez minimum miesiąc :(
Black Daisy
Rozdział jak zawsze zajebisty. Nie mam pojęcia co napisać, nie umiem pisać długich i ciekawych komentarzy, przepraszam. :/
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i trzymam kciuki, żebyś poradziła sobie z tym wątkiem jak najszybciej :3
~Nothing
Jejku bez rozwijania się, bo po prostu czekam na nexta ✌
OdpowiedzUsuńO jejku <3
OdpowiedzUsuńMega boski :*
Nwm co napisać bo nie żyje dzisiaj... ;_;
Weny i do następnego:*
Yay, nareszcie <3 A miałam dzisiaj nie wchodzić na lapka, ewentualnie później. Cóż, nowy rozdział skutecznie zmienił moje plany :D
OdpowiedzUsuńBiedny ten dzieciak. Nie dość, że musi znosić Jonathana, to jeszcze uważać, żeby nie podpaść szefowej, bo to się skończy o wiele gorzej...
Takie wydanie Ashley'a całkiem mi się podoba. Sama w to nie wierzę :D
I jestem zachwycona, że coraz więcej cech Ann poznajemy. Matko, ze mną serio jest coś nie tak, wychodzi na to, że cieszę się z problemów bohaterki... Żeby nie było - życiowo się tym przejmuję. A że lubię takie tematy...no, nevermind.
Serio coś mi się poprzestawiało w głowie. Szczerzę się na widok ZB9. To wszystko przez brak meczów!
Jak można spać na siedząco. Na lotnisku. JAK?! Albo w pociągach..nie rozumiem ludzi.
I naprawdę z tylu przedmiotów musiałaś mi przypominać o chemii? :( Spokojnie, nie tak łatwo wysadzić coś w powietrze. Radocha jest jak się kolor zmieni.
AAAA DORADCA!!! A miałam się o niego upominać. Chlip chlip tęsknię tak bardzo.
W ogóle czemu ona mu doradza tę linię ubrań? Ugh. A potem ja w sklepie wybucham śmiechem na widok bluzy z 69. I w ogóle...jestem na nie.
"CC'uś" haha nie wiem czemu, ale rozwala mnie ten skrót. Gratuluję umiejętności polonistycznych. Jak pisałam - odmienianie tego to wyższa szkoła jazdy.
Ja chcę taką bluzę!! Przestaję sprawdzać Twoje zestawy, bo potem mi przykro, że nie mam takich supi ubrań :c
Jak Ann mówiła o tym zrobieniu mu krzywdy, to wyobraziłam sobie Ciebie w akcji. Taaak, chyba jednak muszę jeszcze trochę pożyć...
Dobra, zniosę wszystko prawie, ale chcę Asha na własność. Kompletnie nie mam chęci do gotowania i wymyślania, na co mam ochotę. Prywatny kucharz to niezła sprawa. (Lenistwo tak bardzo...)
Jak Ci pisałam - komentuję fragmenty na bieżąco, co mi wpadnie do głowy. Zdążyłam napisać to wyżej i ta sierota się uszkodziła. Wciąż jestem za specjalnym ubezpieczeniem dla Pandy i Pandy'ego. Niech jakąś kasę z tego mają chociaż. Na plasterki, lekarza i takie tam. Czarniejszych scenariuszy wolę nie zakładać xD
Aaaww, jakie ładne te ostatnie zdjęcie *___* nie sądziłam, że kiedyś to powiem.
Jak filozoficznie na koniec się zrobiło :) Z tym brakiem przywiązania...tak sobie można mówić, zakładać, planować.. Ciekawa jestem, jaka ją przyszłość czeka. Poczytamy, zobaczymy.
Uuh, wszędzie się proszą o erotyki. Jeszcze pół biedy jak to tak ładnie i mądrze ujmą...Niewyżyte dzieci :D FABUŁA SIĘ LICZY. Wiarygodność. Nie wiem czy każda tak chętnie poszłaby to łóżka z kimś, kogo nie kocha -,- Albo to ja za stara lub staroświecka jestem...
Eeej, ale w tydzień wyrobisz się z rozdziałem? Prooooszę? Ładnie proszę.
Co do ferii..A bo ja wiem? Pewnie niedługo obie będziemy mieć wieczne wakacje.
Co Ty się tego swojego chłopaka czepiasz....Matko, ja teraz jeszcze bardziej nie mogę się ich doczekać. Jaka stara, taka głupia :c To przez Ghosta. I Richarda (-.-)
#TeamAnn #TeamMisiek #TeamRJ (no ten...ja czekam. I wołam Twą wenę czy cokolwiek o litość xD)
#TeamJinxx (no bo why not? kto mi zabroni xD O przytulaskach z Pandym pamiętają wszyscy, a nasz psychopata? :c)
I przede wszystkim #TeamBlackAnn <3
Chuck taki kochany... (sarkazm). Nie wiem czemu, ale nie trawię tego kolesia na miejscu Ann byłabym dla niego mniej wyrozumiała... Zresztą kto zrozumie taką wariatkę jak ja ;) Co do rozdziału i ogólnie bloga to GENIALNY!!!!! Kobbieto pisz, pisz i jeszcze raz pisz. Ja chcę więcej i nie wiem czemu, ale mogłaym czytać to opowiadanie z 50 razy, a i tak będę w szoku co się dzieje.
OdpowiedzUsuńKocham ten blog!
PS. Duuuuuuuuuuuuuużo weny życzę :)
Ja nie mam ferii. Ja mam sesię. Tutaj uzylam żałobnego tonu. Nadchodzi czas mleczarni. Rozdział zajebisty.
OdpowiedzUsuńAkystyk
I love you :)
OdpowiedzUsuńWreszcie wrócili !!!!!!!
OdpowiedzUsuń"-Ty zawsze za mną tęsknisz, gdy nie widzimy się co najmniej kilka godzin.- zauważyłam cwaniacko." Hahahaha Ann jak zwykle szczera hahaha
Czekam na następny rozdział ;*
Nie moge sie doczekać co będzie dalej
OdpowiedzUsuńSUPER!!!!! Tylko czemu takie krótkie? ;-)
OdpowiedzUsuńFajne. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńJest oki
OdpowiedzUsuńNawet, nawet ;)
OdpowiedzUsuńTylko dłuższe te te rozdziały (y) Ale jest ok :)
OdpowiedzUsuńFajne :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne *-*
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaa!!! Kiedy kolejne??? :( Kocham to ♡♥♡♥
OdpowiedzUsuńWciągnęła mnie w to koleżanka i jestem pozytywnie zaskoczona ;-)
OdpowiedzUsuńKiedy następne?
OdpowiedzUsuńSuuupeeer :)))
OdpowiedzUsuńJeju :") już nie mg się doczekać c:
OdpowiedzUsuń1.Wtfff czemu tu tyle anonimów xd
OdpowiedzUsuń2.Jakim cudem, szkoła to zrobiła ;_;
JAKIM CUDEM JESTEM TU TAK PÓŹNO?! JAKIM?!
Huhu, też lubię plasterki ze zwierzątkami xd
Takie słodkie *0*
Ej nooo
Nie mam czasu tego pisać, przepraszam :c
Następny kom, obięcuję, to będzie powieść xd
Błagam, o następny <3
OdpowiedzUsuńOkkk:)
OdpowiedzUsuńSuper! Bardzo ciekawy rozdział!
OdpowiedzUsuńDzięki za poprawienie mi chumoru kochana :*
Do następnego !
Wybacz, że tak późno, ale szkoła :(
OdpowiedzUsuńLedwo co przeczytałam rozdział, ale za to dostaję plusy od pani na lekcjach Historii XDDD I tak będę miała z tego czwórę na koniec, ale by the way...
Jeeeeeej, pożegnanie Chuck'a i Ann :3 (Jeśli jest jeszcze jedna taka, która go lubi tak jak ja, to mnie powiadom XD) I w końcu chłopaki! Nawet ja za nimi tęskniłam :P
Ojeeeej, piękne wyznania Annie :D Są bardzo dołujące, ale jakoś nie za bardzo wpływają na mój humor, niezależnie od tego jaki jest.
Babcia Ash'a *wielki wyszczerz zadowolenia*
'-Żyję. I ona też. Czy można to uznać za sukces i wymiernik dobrej zabawy?- zmarszczył czoło Purdy.' *jeszcze większy wyszczerz niż w poprzednim paragrafie* XD
Mam nadzieję, ze mi wybaczysz moje opóźnienie, ale już tłumaczyłam dlaczego :/
Na zakończenie (Ten kom jest już i tak strasznie pogmatwany, a chciałam umieścić to co było na początku na samym końcu XD) chciałam powiedzieć, że to jest BARDZO DOBRY ROZDZIAŁ XDD /OpenWound, która się nie udziela na fejszpóku, za co bardzo przeprasza.
Znowu zapomniałam skopiować komentarz, no nie. Dobrze, że głupota nie boli, bo miałabym przejebane.
OdpowiedzUsuńDobra, do rzeczy... rozdział genialny. Zresztą to żadna nowość i pisze Ci to dość często, ale takie są fakty. Uwielbiam wszystko co piszesz, często mam dzięki temu opowiadaniu choć trochę lepszy humor.
No i cieszę się, że Ann i Ash wrócili już do domu. Co prawda u rodziny Prudy'ego było ciekawie, ale w pewnym momencie zaczęło mi brakować reszty BvB.
Co do erotyka-moje zdanie już znasz. Dobry fanfik obroni sir swoją treścią nawet bez takich elementów.
No i za kilka rozdziałów MIW? Awh, już nie mogę się doczekać c:
Miałam napisać fajny komentarz, wyszło jak zwykle, no nic.
Życzę Ci dużo weny no i cierpliwości, hahah Xo
Przepraszam że nie napisałam wcześniej komentu ale miałam karę na kompa za...nie ważne, ważne że kare rodzice mi odpuścili.
OdpowiedzUsuńRozdział:
NIe jest jakiś genialny ale nadal mi się bardzo podoba...na końcu aż się troszkę wzruszyłam jak Ann zaczeła tak ?filozofować?
Ash. Mnie trochę wkurzył...zdarza się, nie każdy jest idealny.
Erotyk:
Nie jest tu potrzebny bo opowiadanie jest zajebiste i bez niego.
Przyzwoitość- gdyby akcja potoczyła się inaczej (Ann zakochała by się w Ash'u) erotyk był by na miejscu chociaż niekoniecznie potrzebny, przecież nie jesteśmy bandą niewyrzytych ludzi.
Black Daisy...wstydzę sie Ciebie kobeto...
P.S NA fb mnie nie ma, bo nie mam konta i nie potrzebuję go.
My nightmare
Witam przeczytałam bloga w ciągu dwóch tygodni, fajnie się czyta potrafi wciągnąć a to najważniejsze. Nie wiem dlaczego pytasz ludzi co masz dalej zrobić, co z Ann to ty jesteś autorem to Twoje wizje a nie wszystkich czytających... Tak naprawdę mam wrażenie że Ania to schowana pod maską duża zakompleksiona dziewczyna która wmawia wszystkim , że jest inaczej. Bez przyjaciół z którymi może szczerze porozmawiać, a tak się nie da trzeba się otworzyć na ludzi.... Czekam na resztę... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak mi się przykro zrobiło... Ann naprawdę bylaby w stanie tak po prostu po maturze zostawić chłopaków i kompletnie o nich zapomnieć...?
OdpowiedzUsuńAkustyk
Rozdział mi się podoba. To opowiadanie jest świetne. A niektóre sytuacji genialnie poprawiają humor. Jestem ciekawa jak potoczą się ich dalsze losy. Z niecierpliwością czekam na następną część.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
S.
sorki że tak póżno ale wcześniej nie mogłam super rozdział czekam na nexta>>>Noele
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, polubiłam rodzine basisty, ale brakowało mi jak kilku osobom reszty BVB. Plasterki z tygtyskami są super, ja nie wiem o co on się czepia?! Pfff nie zna się i tyle. Ciekawe, co wyjdzie z propozycji Ann o jego własnej firmie? Ciekawa jestem, czy Ann bd w stanie tak po prostu zapomniec o chłopakach?
OdpowiedzUsuńCo dk erotyka-Nie nie jest tu absolutnie potrzebny
Ferie mam 16 lutego.
Dobra ide się uczacXD
Zapraszam na prolog nowego opowiadania
Usuńpsychedelic-dance.blogspot.com
Post świetny jak zawsze i jak każde inne. Niektóre sytuacje naprawdę poprawiają humor. Po prostu super. ;3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. .Wreszcie wrócili do domu :) troche mi brakowało całej paczki chociaz jak byli we dwoje też było ekkkstra xD / KAM
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :D (przepraszam ze długo nie komentowałam) /klaudia
OdpowiedzUsuńBoski ten rozdział <3 Ciekawa jestem co będzie dalej :D
OdpowiedzUsuńKiedy next? ;*
OdpowiedzUsuńWitam ^__^
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak bardzo późno. Nie było mnie tu od długieeeego czasu. Nie moja wina, to Internety! Ash, ta menda, trzyma na wszystkim łapę. Dziwię się, że jakkolwiek udało mi się tu wpaść. Momentami nawet facebook zawodzi, a jak wbijam adres Bloga, to mi wyświetla, że nie istnieje.... Czary i magia poza Hogwartem!
Dobra, mniejsza o to. Było, przyznaję się, ale się staram...
Co do konkretów...
Zdjęcia Purdy'ego jakoś tak przestały mnie ruszać. Chuck nigdy mnie nie jarał, więc na ten temat się nie wypowiem. Ale Andrzej i Jake... *__* Bajka, rozpływam się xD.
Okay, dość dygresji, przechodzimy do głównego tematu.
Jak zawsze zaje... Ekhem, świetny rozdział. Gratuluję talentu po raz nie wiem który. Uwielbiam Twój styl pisania. I bardzo fajnie opisujesz postacie. Każda z nich ma swój własny, niepowtarzalny charakter i styl bycia. Nikogo nie idealizujesz i nie wystawiasz przed szereg, co mi się bardzo podoba.
W sumie to chyba się cieszę, że Ash i Ania już wyjeżdżają. Na początku mnie ta rodzinna sielanka jarała, ale po kilku rozdziałach z lekka znudził mi się ten „tłok” (w sensie tyle postaci na tak małej przestrzeni czasowej).
Cieszę się, że wreszcie są w domku, mam nadzieję, że Młoda się szybko przełamie i nie będzie się bała pozostałej czwórki.
Czekam z niecierpliwością na dalsze przygody tych wariatów. Dziękuję za poprawianie mi humoru, kiedy tylko Internety współpracują. Przepraszam, że jest tak późno i tak krótki, ostatnio w ogóle brak mi słów na opisanie czegokolwiek.
Także życzę Autorce wszystkiego dobrego, czasu, cierpliwości, mnóstwa czytelników, żeby każdy zostawił po sobie choć kilka słów z podpisem, pozytywnych ludzi wokół… No, w sumie to chyba wszystko.
Pozdrawiam, Wasz syn marnotrawny. <3
~Nikt
wybacz że ostatnio wgl nie komentowałam ale nie miałam internetu przez jakis okres czasu:( nadrobilam jednak zaleglosci,motyw z wyjazdem ann i asha super,wydaje mi sie bardziej sie do siebie zblizyli haha:3 fajnie tez ze tak to rozciagnelas na pare rozdzialow:3 pozdrawiam mocno i zycze udanego nowego roku,mam nadzieje ze nie za pozno:* <3 /sue
OdpowiedzUsuńniech ann nie będzie taka dzika.... chciałabym żeby złagodniała i jednak wpuściła trochę uczuć do swojego serduszka...
OdpowiedzUsuń