poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 62

(brakuje z jakichś 8-9 kom)
PIOSENKA NA DZIŚ

Wypadłam na korytarz, jakby mnie ktoś gonił. Byłam wściekła! Wkurwiona! A najgorsze jest to, że nie mogłam sobie ulżyć. Purdy właśnie dał mi do zrozumienia, że jestem puszczalska. Świetnie! Jebany chuj! Odetchnęłam głęboko, próbując się uspokoić. Nie mogę się pokazać na dole w takim stanie! Przejechałam dłonią po twarzy. Ostatnio jestem za nerwowa, a to nie skończy się dobrze. Ale zajmę się tym po powrocie. Zeszłam do kuchni, wymuszając mój uśmiech numer 5. Czyli: wszystko jest okej i jestem zajebiście szczęśliwa.
-Ooo Ann, podobno Ash już wrócił?- zagaił mnie Chris.
-Taak. Jest u góry. Miał coś zrobić.- usiadłam na krześle.
-Szkoda, że już wyjeżdżacie.- westchnęła Lisa.
-No trudno. Chciałabym zostać. Tak samo, jak Ashley, ale niestety, terminy gonią.- westchnęłam.
-Dużo macie pracy?- zaciekawił się Mark.
-Sporo. Chłopcy kończą nagrywać płytę. W sumie, nie mam pojęcia, ile im zostało, bo nie ja się tym zajmuję. Od poniedziałku kręcą film. Ja w tym czasie zamykam rok, piszę raport, organizuję premierę teledysku, płyty, filmu. No i koncerty na przyszły rok. Teraz jeszcze mają kilka występów w Kalifornii.- wyliczałam po kolei.
-Boże! Przecież jeszcze masz szkołę! Jak ty dajesz radę?- wykrzyknęła Lisa.
-Nie daję. Dlatego dostałam asystenta, który teraz załatwia mniejsze sprawy.- uśmiechnęłam się lekko.
-A jak ci idzie właśnie w nauce?- spytała babcia.
-Nieźle. Orłem nigdy nie byłam, ale zaliczam to, co powinnam.- powiedziałam powoli.
-Ashley wspominał, że jesteś fotomodelką.- odezwała się mama bliźniaczek, Emma.
-Tak. Ale na razie mam przerwę. Nie wyrobiłabym się. To niezła kasa, ale są ważniejsze rzeczy.- wzruszyłam ramionami. W tym momencie do kuchni wszedł Ashley. Usiadł koło mnie. Przysłuchiwał się naszej rozmowie w skupieniu.
-Show biznes to ciężki kawałek chleba.- zauważył w pewnej chwili Jayden.
-Tak. To prawda. Przepraszam, ale muszę coś załatwić.- wstałam od stołu, przypominając sobie, że miałam zadzwonić. Wróciłam do sypialni, wyciągając mój notes. Wybrałam numer Jason'a.
-Halo?- spytał znudzonym tonem.
-Jason załatwiłeś na jutro statystów?- „przywitałam się”.
-Tak. Dzwonili z ekipy, że dojechały w końcu kostiumy dla tych stworów.
-Wreszcie! Powiedziałeś Alicii o której jutro ma być?- skreślałam poszczególne zadania z listy w notesie.
-Taak. Jonathan ma do ciebie jakąś sprawę.- poinformował mnie Potter. W tym momencie do pokoju wszedł Purdy.

-On zawsze coś chce. A powiedział coś więcej?- twardo olewałam obecność basisty.
-Tyle, że musi z tobą pogadać.
-A jaką miał wtedy minę? Głos? Wiesz, nasze „pogaduszki” zwykle źle się kończą. Niestety dla mnie...- mruknęłam.
-Był normalny. Oschły i obojętny.- wyjaśnił mi chłopak.
-Mhm, czyli może nie będzie tak źle. A Control nakręcił już wszystkie sceny?- spytałam.
-Nie mam pojęcia.- odparł niepewnie.
-A za co ci płacą?! Powinieneś takie rzeczy wiedzieć! Dobra, mniejsza z tym. Dowiem się jutro.- machnęłam ręką, udając, że nie widzę czekającego Ashley'a.
-Poprawię się! Obiecuję.
-Ty mi nie obiecuj, tylko tak zrób. Okej, To chyba wszystko. Resztę omówimy jutro. Trzymaj się.- rzuciłam słuchawką. Przekartkowałam notes, układając w głowie plan na poniedziałek. Jeszcze rano miałam sprawdzian, a praktycznie nic się nie uczyłam. Dobra. Zajmę się tym w samolocie. Wstałam z łóżka, kierując się do łazienki. Musiałam naszykować ciuchy na wyjazd, no i się spakować.
-Możemy w końcu pogadać?- odezwał się Ash.
-Nie chce mi się.- odparłam obojętnie.
-Ale ja chcę! Nie powinienem tego mówić.- złapał mnie za łokieć.
-Jak wielu rzeczy, które i tak powiedziałeś. Darujmy sobie te szopki Ashley. Myślisz tak o mnie, czy nie, mam to gdzieś. Zwisa mi to. Kompletnie. Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń, które i tak nic nie zmienią w moim życiu.- przekopywałam walizkę w poszukiwaniu jakiejś koszulki.
-Musisz taka być?! Serio?!- prychnął.
-Jaka?
-Obojętna! Miałaś przestać udawać!- syknął.
-Przestałam. Właśnie taka jestem. A to, że liczyłeś na coś innego, to nie moja wina. Ile razy mam wam wszystkim jeszcze powtarzać, że nie mam w sobie głębokich uczuć?
-Widziałem cię w wielu różnych sytuacjach. Więc nie ściemniaj. To twój sposób na radzenie sobie z rzeczywistością. Ty uciekasz.- Ash stanął naprzeciwko mnie.
-To prawdopodobne.- wzruszyłam ramionami, pakując ubrania do walizki.
-Czemu nie spróbujesz się zmienić?
-Po co? Poza tym, zacznij najpierw od siebie.- uniosłam brew.
-Zacznę! Proszę bardzo! Ktoś tu musi być mądrzejszy!- warknął.
-Z chęcią to zobaczę, jak odstawiasz alkohol i pokazujesz wszystkim swoją wrażliwość.- prychnęłam.
-Nie kpij. To nie ja zostanę sam na stare lata, bo skrzywdzę wszystkich wokół!- spojrzał na mnie zły.
-Nie będę sama!- odparowałam szybko.
-Nie?! Skąd ta pewność?- uniósł brew.
-Bo nie dożyję starości.- mruknęłam, pakując kolejne ubrania.
-Co?! O czym ty mówisz?- natychmiast spoważniał.
-O niczym. Nieważne.
-Ważne! Ty coś kombinujesz. Ann nie rób nic głupiego.- złapał mnie za ramię.
-Głupiego, czyli?- udawałam idiotkę.
-Pamiętaj, że kiedyś coś komuś obiecałaś.- powiedział powoli.
-Nie używaj tego argumentu przeciwko mnie! Poza tym, nie wiem, czy obietnica nie przedawnia się wraz ze śmiercią osoby, której to obiecałam.- wycwaniłam się.
-W takim razie obiecaj to mi!- odparł natychmiast Ash.
-Słucham?! Nie!- zaprotestowałam.
-Ann proszę! Obiecaj, że nic sobie nie zrobisz. Że nie będziesz nigdy próbowała się zabić.- patrzył na mnie w napięciu.
-Nie. Ja nie mogę.- spanikowałam.
-Czemu?
-Bo nie wiem, co będzie jutro!- podniosłam głos. Przymknęłam oczy, próbując się uspokoić.
-Jest aż tak źle?- spytał po chwili.
-Codziennie zasypiam z nadzieją, że już nigdy więcej się obudzę. Że to wszystko się skończy.- powiedziałam cicho. Następnie bez słowa wyminęłam go, udając się do łazienki. Wzięłam w objęcia kosmetyki, które już dziś nie będą mi potrzebne i wróciłam do pokoju. Był pusty. Lepiej dla mnie...

Kilka godzin później.

Siedzieliśmy w kuchni rozmawiając po obiedzie. Niedługo mieliśmy samolot. Z jednej strony cieszyłam się, że skończy się ta szopka, ale z drugiej... Zazdrościłam Ash'owi takiej rodziny. Tutaj każdy mówił o swoich pasjach, toczyły się dyskusje o muzyce. W domu mojej babci dzieci głosu nie miały, a wszystkie tematy sprowadzały się do pracy i obgadywania sąsiadów, ewentualnie wspominanie zmarłych. Świetne tematy, nie ma co.
-Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś Ann.- zwróciła się do mnie babcia.
-Tak. Nie licząc tej konnej przejażdżki, było świetnie.- powiedziałam szczerze.
-Ej! Co ty masz do koni?!- oburzył się Purdy.
-Nic. Są sympatyczne, dopóki mogę je obserwować z ZIEMI!- zauważyłam.
-Czepiasz się. Przynajmniej nauczyłaś cię czegoś nowego.- machnął ręką.
-Nowego? Raczej najadłam się nowego rodzaju strachu.- prychnęłam.
-To też jest przydatne.- pokiwał głową.
-Dobrze, nie kłóćcie się o to. Czyli mogę liczyć, że jeszcze nas odwiedzisz?- znów spytała babcia. Spojrzeliśmy po sobie z Ashley'em.
-Eee, jeśli będziemy mieć dłuższe wolne, to postaramy się wpaść.- powiedział powoli basista.
-Cieszę się. Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęsknię, kochanie. Przypominasz mi swoją mamę.- westchnęła. Momentalnie Ashley cały się spiął. Ścisnął mnie mocniej za nadgarstek.
-Ja też tęsknię babciu. Ale wiesz, że moje życie jest teraz w Los Angeles.- uśmiechnął się po chwili.
-No wiem, wiem. Ale to nie zmienia faktu, że brakuje mi ciebie.- przytuliła go do siebie. To był... całkiem sympatyczny widok, biorąc pod uwagę, że nie jaram się takimi obrazkami.

W końcu nadszedł czas wyjazdu. Ash zaniósł nasze bagaże do auta, ja tymczasem zaczęłam się ze wszystkimi żegnać. Najpierw podeszłam do Chuck'a, żeby przypadkiem Purdy nie widział. Nie dałby mi żyć.
-Jesteś twarda. Nadajesz się na jego dziewczynę. Albo serio go kochasz.- powiedział do mnie cicho.
-Uznam to za komplement. Wiesz, spróbowałbyś się z nim choć trochę dogadać. Nie musicie być kumplami. Po prostu się tolerujcie.- puściłam mu oczko.
-Ty normalnie jesteś taka zabawna, czy robisz to teraz specjalnie?- spytał z wesołą miną. Wow.


W tym momencie podeszła do nas Lisa.
-Miło było się znów zobaczyć. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz to powtórzymy. Naprawdę pasujecie do siebie.- posłała mi promienny uśmiech. Poczułam, jak ktoś mnie obejmuje ramieniem. Któż by inny, niż Purdy?
-Opiekuj się nią! Taka dziewczyna to skarb!- pogroził mu palcem Mark. Poczułam, jak robi mi się gorąco w policzki. Na szczęście rzadko kiedy się rumieniłam. W sumie, to wcale. Tym razem pewnie też nie tego nie zrobię. Nigdy po mnie nic nie widać.
-Wiem, wiem.- mruknął basista. Po pewnym czasie, gdy już ze wszystkimi się wyściskaliśmy, mogliśmy wsiąść do auta. Ash skierował się w stronę lotniska.
-Pamiętasz, że jutro masz na 13 ostatnie poprawki?- mruknęłam, bawiąc się telefonem.
-Tak. Pamiętam. I co? Było tak źle? Czy jednak dobrze się bawiłaś?- uniósł brew.
-Było ok.- przyznałam niechętnie.
-A widzisz!!! Ashley Purdy zawsze ma rację!- wykrzyknął, zadowolony z siebie.
-Dobra! Opanuj się i skup na drodze.- burknęłam.

Po 20 minutach dojechaliśmy na lotnisko. Oddaliśmy samochód do wypożyczalni i skierowaliśmy się do kas. Purdy zamówił wcześniej bilety. Po załatwieniu formalności usiedliśmy na krzesłach, czekając, aż otworzą naszą bramkę. Mamy co najmniej godzinę. Uczyłam się więc na jutrzejszy sprawdzian, a Ashley przysypiał. 


Cały czas się wiercił, bo nie mógł się położyć. W końcu usiadł koło mnie, opierając głowę o moje ramię. Nie zwróciłam na to większej uwagi, bo zgłębiałam tajniki chemii. Po co mi to? Przecież nie zamierzam pracować w laboratorium. Z moimi zdolnościami, to jeszcze wyprodukowałabym bombę i coś wysadziła...
Na szczęście w końcu mogliśmy się udać na pokład samolotu. Wyłożyłam się zadowolona w fotelu. Ash jak zwykle siedział przy oknie. Lepiej dla mnie. Jak podziwiałam widoki, chciało mi się rzygać. W pewnym momencie wyjął swój zeszyt i zaczął rysować. Stwierdziłam, że to dobry moment.
-Ashley? Właściwie to czemu rysujesz?- spytałam powoli.
-Bo lubię.- mruknął, nie odrywając wzroku od kartki.
-No okej. Ale czemu akurat ubrania, a nie portrety, czy widoczki?-drążyłam.
-Hmm. Kiedyś chciałem zostać projektantem mody.- spojrzał na mnie niepewnie.
-To czemu nim nie zostaniesz?- zmarszczyłam czoło.
-Żartujesz?! Aż takiego talentu to ja nie mam.- prychnął.
-No dobra, ale ja nie każę ci być od razu, jak jakiś Gucci. Jesteś popularny... Mógłbyś to sprzedać.
-Stworzyć własną linię? Fajnie, ale nie mam na to czasu. No i nie znam się na zarządzaniu.- uniósł brew.
-To akurat najmniejszy problem. Dla chcącego, nic trudnego. Spróbuj.- klepnęłam go lekko w ramię.
-Niee. Przecież jestem muzykiem. Wyśmieją mnie, a poza tym nic nie sprzedam.- pokręcił głową.
-Ja pierdolę! I mówi to człowiek, który w wywiadach ciągle pieprzy o spełnianiu marzeń itp.- załamałam się.
-No to jak jesteś taka mądra, to mi pomóż! Jak niby mam stworzyć jakiś ciuch, skoro mam tylko swoje średnio profesjonalne projekty?- rzucił mi wyzywające spojrzenie.
-To proste. Byłeś modelem, więc masz chyba jeszcze jakieś wtyki, nie? Poza tym, ja też mam znajomości w tej branży. A jak nie, to spytamy Ellę, czy nie zna jakiegoś projektanta. On oceni, czy to jest fachowe. A potem zakładasz firmę, zatrudniasz krawcowe itd. i już.- machnęłam ręką.
-W twoich ustach to brzmi tak łatwo.- burknął.
-Bo jest łatwe. Gdzie ty tu widzisz trudności?- spojrzałam pytająco.
-Może w tym, że nie umiem prowadzić własnej firmy. Ta cała papierkowa robota, pozwolenia, dokumenty.- wyliczał.
-A od czego jest Michael?- spytałam. Mój doradca i zdolny biznesmen.
-Ten u którego inwestujemy?- zdziwił się.
-Inwestujecie?!- tym razem to ja byłam zaskoczona.
-Noo daliśmy mu po parę tysięcy i gdy potroił te kwoty to się z nim bardziej zaprzyjaźniliśmy.- wyjaśnił.
-Aha. Fajnie. Otóż on jest po studiach z zarządzania i biznesu, czy jakoś tak. A poza tym ma talent. Sam wiesz. Pomoże ci, tylko mu powiedz co i jak.
-No nie wiem, czy to dobry pomysł..- basista się wahał.
-Purdy nie denerwuj mnie! Co ci szkodzi?! Jak stracisz, to odkujesz się inwestując. Nikt nie każe ci od razu produkować ciuchów w milionach nakładu. Weź, nie bądź baba i pokaż, że masz jaja, a nie jakieś wydmuszki!- użyłam ostatniego argumentu.
-No okej. Podzwonię i spróbuję coś ogarnąć.- westchnął ciężko.
-No!- odetchnęłam z ulgą.
-A tobie co tak zależy, żebym robił ciuchy?- zmrużył oczy.
-Bo jestem ciekawa, jak te twoje projekty wyglądałyby w rzeczywistości.- wyjaśniłam.
-Też mi wytłumaczenie.- burknął.
-Dobra. Czepiasz się.- wróciłam do nauki.

Po kilku godzinach lotu znaleźliśmy się w Los Angeles.
-Nareszcie!- wykrzyknęłam, przekraczając próg domu. Za mną szedł Ash, taszcząc nasze bagaże.
-Ooo wróciliście!- wychylił się z kuchni Christian.
-CC'uś!!!!- wydarłam się, rzucając się mu na szyję. Mało nas nie wywaliłam, ale to detal. CC spojrzał na mnie zaskoczony, ale podniósł mnie 5 centymetrów nad ziemię, przytulając lekko.
-A z bratem, to już się nie przywitasz!- oburzył się Andy, schodząc na dół. 


Puściłam Comę, kierując się do Biersack'a. Kościotrup pochylił się, mocno mnie przytulając. Stanęłam na palcach, tarmosząc go po włosach. Chwilę później Andy trzymał mnie na rękach, a ja oplatałam go nogami w pasie, żeby nie spaść. -Wiesz mała, stęskniłem się za tobą.
-Ty zawsze za mną tęsknisz, gdy nie widzimy się co najmniej kilka godzin.- zauważyłam cwaniacko.
-Fakt. I jak się bawiliście?- Andrew zwrócił się do basisty, który teraz rozsiadł się na kanapie.
-Żyję. I ona też. Czy można to uznać za sukces i wymiernik dobrej zabawy?- zmarszczył czoło Purdy.
-Noo w waszym przypadku, owszem.- zgodził się Jinxx, pojawiając się w salonie. Wciąż będąc na rękach u wokalisty, przytuliłam lekko Ferguson'a.
-A ty co taka energiczna? Przestałaś się bać, czy kogoś zabiłaś przez weekend?- zaśmiał się CC.
-Jakoś tak. A gdzie Jake?- rozejrzałam się.
-Wróci jutro rano.- wyjaśnił Andy.
-Aha. Fajnie. Okej, idę do siebie. Stęskniłam się za moim DUŻYM łóżkiem.- zeskoczyłam na podłogę.
-Zawsze mogłaś spać na podłodze.- odezwał się zgryźliwie Ash.
-Chyba ty! Szczerze, to miałam cię zrzucić po tym, jak się ciągle na mnie pchałeś. Nigdy więcej!- jęknęłam.
-Ale wiesz, że jeszcze nieraz będziecie ze sobą spać?- uświadomił mnie Jinxx.
-Eee tam. Wszystkie koncerty w tym roku mamy blisko domu.- machnęłam ręką, kierując się do góry. Weszłam do swojej sypialni i zadowolona rzuciłam się na łóżko. Lubiłam swój pokój. Miał naprawdę to coś. W sumie, ostatnio przeglądałam różne malunki, jakie można umieścić na ścianach. Tylko, że ja nie umiem malować. Mhm... Musiałabym się podlizać Ash'owi. Tylko co ja mu mogę zaoferować? Doobra. Coś się wykombinuje. Podniosłam swoje zwłoki, udając się do łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Po chwili stałam przed lustrem, wycierając się. Mój wzrok sam zjechał na ślady po nożu. Nawet gdybym chciała zapomnieć, to nie mogę, bo kilka razy dziennie widzę się w lustrze. Wkurwiłam się i natychmiast zaczęłam ubierać, żeby jak najszybciej to zakryć. Wcześniej jeszcze przykleiłam plaster z opatrunkiem. Na początku rany szybko się goiły, ale teraz co pojawiał się strup, to odpadał i znowu zaczynała się sączyć krew. Nie mówiłam tego chłopakom, ani Purdy'emu. Zaraz zacząłby się denerwować i ciągnąć mnie do lekarza. Byłam duża i sama wiedziałam co robić. To nie pierwsza moja rana, a poza tym zadzwoniłam do tego doktorka ze szpitala. Coś tam pierdolił, że to się zdarza bla bla bla, mam kupić jakąś maść bla bla bla, łykać proszki bla bla bla. Nuuda. Już mnie rwie coś ćpać. Nie sądzę, że łączenie tabletek i psychotropów to dobry pomysł. Jeszcze mogłoby mi odbić bardziej niż zwykle... Wróciłam do sypialni, gdy rozległo się jakieś dziwne walenie do drzwi. Otworzyłam je z rozmachem i ujrzałam chyba Ashley'a z górą ciuchów w rękach. Moich ciuchów. Które zasłaniały mu całą twarz. Wyminął mnie, podchodząc do łóżka i rzucając je na materac.
-Rozpakowałem walizkę i torbę. Chodź po resztę.- kiwnął na mnie. Bez słowa skierowałam się do jego sypialni. Panował tam niezły burdel. Jak na niego, to aż dziwne, bo w sumie miał największy porządek z całej piątki. Wszędzie walały się ciuchy.
-Zaraz będę robić pranie, więc dołóż tam swoje ubrania.- powiedziałam, zgarniając resztę ciuchów. Ash złapał moje kosmetyki i znów zrobiliśmy rundkę do mojej sypialni.
-Chłopaki wmanewrowali mnie w robienie kolacji. Pomożesz mi.- mruknął.
-Ja?! Czemu niby?- zdziwiłam się.
-A czemu nie?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-To jest wykorzystywanie dzieci do katorżniczej pracy.- fuknęłam, segregując ciuchy do prania.
-Ty nami dyrygujesz na co dzień i jakoś nikt nic wtedy nie mówi.
-Bo się mnie boicie.- zauważyłam.
-Ja ciebie nie. Nie możesz mi nic zrobić.- wzruszył ramionami.
-Czyżby?!- uniosłam brew, szybko do niego podchodząc i zakładając mu na ramię dźwignię. Niestety jakimś cudem się wyswobodził i przewrócił nas na łóżko. -Złaź ze mnie, grubasie! Przygotowałeś się!
-Mówiłem ci kociaku, że może i masz dobrą technikę, ale dopóki jestem silniejszy, to nie masz szans.- dał mi pstryczka w nos.
-To nie o to tu chodzi.- burknęłam zła, podnosząc się z materaca.
-A o co?- zaciekawił się.
-O to, że mogłabym ci bez problemu zrobić krzywdę. Ale żeby tak się stało, musiałabym chcieć.
-Ooo, to coś nowego. Czyli nie chcesz mnie uszkodzić?- uśmiechnął się głupkowato.
-Raczej mam opory w użyciu agresji przeciwko osobom, z którymi żyję i pracuję.- wytłumaczyłam.
-No proszę. Zaskoczyłaś mnie teraz.- kiwnął głową. Spojrzałam na niego bez słowa, po czym opuściłam sypialnię w poszukiwaniu chłopaków. Jak znam życie, tez mieli do zrobienia górę prania.

Jakiś czas później.

Siedziałam przy stole w kuchni i kroiłam warzywa. Ashley stwierdził, że zrobi jakąś zapiekankę i sałatkę do tego. On stanowczo przesadza z tymi warzywami. Niech jeszcze upiecze ciasto marchewkowe kurwa! Twardo zaciskałam zęby, nic nie mówiąc. Przy moim nerwowym usposobieniu jeszcze nie wytrzymam i rzucę tym jebanym nożem. Okej, może i jestem wariatką, ale jakoś niespecjalnie chcę iść do psychiatryka. A wszystko na to wskazuje, że powinnam. Po chwili usłyszałam jakiś syk i wiązankę przekleństw. Uniosłam wzrok znad deski. Ash stał przy wyspie z palcem w buzi. Przewróciłam oczami, wstając.
-Pokaż mi to!- zażądałam. Niechętnie dał mi rękę. Noo nieźle się pokroił. Wsadziłam mu to pod zimną wodę. Wyjęłam apteczkę, a z niej plastry. Owinęłam jego palec ręcznikiem papierowym i kazałam tak trzymać chwilę. Wyszczerzyłam się do niego chamsko, mówiąc: -Sierota.
-Śmieszne.- burknął.
-Bardzo. Dobra, dawaj.- nakleiłam mu plaster z tygryskiem.
-Serio?! Nie mamy innych?- spojrzał na mnie urażony.
-No ja ich nie kupowałam. Poza tym, spójrz na to z innej strony. Ten tygrysek pasuje do ciebie.- powstrzymywałam się od śmiania.
-Taak?! A z której strony?- przewrócił oczami.
-Wiesz, myślałam, że skoro chwalisz się jaki to jesteś dobry w łóżku, to wszystkie kobiety mówią o tobie, że jesteś tygrysem.- przygryzłam wargę, próbując brzmieć poważnie.
-Mhm... W sumie, to masz trochę racji. I nie zagryzaj tych warg, bo potem będzie ci krew lecieć.- zwrócił mi uwagę.
-I co? Zakleisz mi plastrem?- prychnęłam.
-Dobry pomysł, przynajmniej przymkniesz się na chwilę. Dzięki.- potarmosił mnie po włosach, wracając do krojenia.

Następny dzień.

Jako, że musiałam pojawić się na sprawdzianie, wstałam BARDZO wcześnie. Te lenie jeszcze smacznie sobie spały. Już ubrana zbiegłam do kuchni, zrobić sobie śniadanie. Kończyłam kanapkę, gdy drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem.
-Cześć Jake'uś!- zawołałam, podchodząc do niego.
-Hej słoneczko.- przytulił mnie z uśmiechem.

-I jak tam urlop?- spytałam.
-Super. Szkoda, że już się skończył.- powiedział z żalem, wnosząc bagaże.
-Oj tam. Ciesz się, że w ogóle był. Okej. Ja muszę już spadać do szkoły. W kuchni została moja kanapka, bo już nie mogę. Zjedz za mnie.- wyminęłam go, kierując się do góry.
-Ooo dzięki mała.- wyszczerzył się, idąc do kuchni. Weszłam do pokoju po kurtkę i torbę. Jakby nie patrzeć, jest już listopad. Nawet tutaj zdarzały się chłodniejsze dni. Wyleciałam z domu, udając się do garażu. Wyjechałam stamtąd moim autkiem, kierując się w stronę szkoły. Nienawidziłam się uczyć z całego serca, ale pocieszałam się myślą, że byle do maja. Wiem, że zdam maturę. Tylko kompletny tłumok może tego nie zdać. Angielski mam w małym palcu, przynajmniej na poziomie matur. Reszta nie będzie gorsza. W sumie, do szczęścia potrzebny mi tylko ten głupi papierek. Potem będę mogła robić, co chcę. Wyjechać, przeprowadzić się. Zmienić swoje życie, pracę. Niekoniecznie uwzględniałam w moich planach obecność BVB. Ale, czy na pewno? Życie już nie raz udowadniało mi, że moje plany nic nie znaczą. Że jestem tylko trybikiem w nieistniejącej maszynie. Pionkiem, w czymś większym. Póki co, jestem potrzebna chłopakom. A czy oni mi? Nie miałam pojęcia. I nie chciałam znać odpowiedzi. To by znaczyło, że się do nich przywiązałam. A to przecież niemożliwe. Nie. Anna Serczyńska nigdy się nie przywiązuje! Bo nic nie czuje. Jest zimną suką. I tak już będzie zawsze. Do końca...
***********
No i w końcu wrócili. Jak dla mnie, to te wszystkie rozdziały będą trochę nudnawe. No, szału nie ma. Aha, jak widzicie, metody naszego specjalisty Ashley'a odniosły zamierzony skutek, bo ruda przestała się bać chłopaków. Odnośnie erotyka, laski dajcie sobie z tym spokój, bo wątpię, że taka scena tu będzie. Okej, rozumiem niewyżycie seksualne, ale z tym to na blogi, gdzie bohaterki w 10 czy którymś rozdziale już są w szczęśliwym związku. U mnie Ann nie czuje nic do Ash'a, a nie ma miejsca na kogoś innego. To jest realistyczna historia;)
Nie wiem, kiedy dodam następny, bo od zeszłego roku męczę się z jednym MAŁYM wątkiem i dopóki przez niego nie przebrnę, to nie zamierzam czytać innego rozdziału, który muszę sprawdzić przed dodaniem. Już i tak spadł mi styl pisania.
A teraz takie małe pytanko do Was: kiedy macie jakieś ferie? I uprzedzam pytanie którejś z Was, ja mam już wieczne wakacje;) Ale to wcale nie jest takie fajne, jak się wydaje. Standardowo zapraszam do grupy, gdzie możecie wrzucać różne pierdoły i pytać o różne rzeczy, bloga itp. Tylko oczywiście, żeby tam być, musicie się choć trochę udzielać. 
P.S. Tak wiem, chcecie MIW. Jeszcze kilka rozdziałów. Inna sprawa, że muszę spróbować to poprawić, bo nie jestem do końca zadowolona z tego, jak przedstawiłam mojego chłopaka;) A on zasługuje na świetny epizod. 

!!! 27 komentarzy=Nowy !!!

48 komentarzy:

  1. Swietne! C:
    Czy tylko ja uwielbiam te plasterki ze zwierzątkami? xD
    Nie mam pojęcia co tutaj zamieścić,więc komentarz chujowy :c. No,nic :c. Rozdział suuper jak każdy ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty ale szkoda ze wrócili. Podobała mi sie akcja u rodziny Asha.
    Ranisz mnie piszac ze ona nic do niego nie czuje. Na pewno cos czuje tylko ty jeszcze o tym nie wiesz xD
    Wstawiaj szybciutkko kolejny bo juz nie moge sie doczekać c:
    I ♡ UNICORNS

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde co ja bym dała żeby mieć takiego „brata” jak Ann marzenia ehh.Rodzinka Ash'a jest taka milutka huh.Wreszcie wrócili :) Ann próbuje przekonać Purdy'iego do projektowania ubrań ii raczej się jej to uda jeśli ten fakt będzie zgodny z życiem.Rozdział jest cudowny jak zwykle a Andy jest jak zwykle perfekcyjne ehh.Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  4. dołują mnie te wyznania Ani ;c czasami w sumie czuję się tak, jakbym czytała o własnych emocjach ale dobra
    podobał mi się ten wątek z wyjazdem do rodziny Asha nawet Chucka polubiłam xd więc trochę żałuję, że wrócili, ale mam nadzieję, że Jonathan albo chłopcy coś już wymyślą, żeby było ciekawie ;P
    no i duży plus dla Ashleya - Ania się już nie boi przytulasków z chłopakami
    stęskniłam się za jej przytulaniem z Biersackiem

    czasu i pomysłów i szczęśliwego przebrnięcia przez to, z czym tam się męczysz :*
    PS
    przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego, dopiero dzisiaj go przeczytałam (mam trudny okres teraz i mało czasu)

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział jak zwykle, czyli zajebisty ;) czekam na next'a

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej, rodział zajebisty. Nie szałowy tak jak poprzednie. Ale nadal na poziomie "zajebisty że aż dech zapiera". Nieeee nooooo ja jestem pewna że Ann coś czuje do Ash'a ale może o tym jeszcze nie wie, albo jest to takie małe uczucie że aż niezaóważalne.
    Co do erotyka, masz rację to nie jest opowiadanie gdzie w 10 rozdziale bohaterka jest w szczęśliwym związku. Ale pamiętajmy że akcja w tym opowiadaniu się już dobrze rozwineła. I np. gdyby na samym końcu opowiadania ( mam nadzieję że jakieś minimum za 80 rozdziałów) Ann przespała sie z Ash'em, było by to "na miejscu" i jak najbardziej moim zdaniem realistyczne.
    Dobra nie ważne...
    Szkoda że już skończył się ich urlop, ale z drugiej strony bardzo się cieszę że reszta BVB wróciła ^_^
    Hehhhh dziwne to uczucie kiedy Ann przedstawia swoje uczucia i mam wrażenie jakby pisała o mnie :/
    Czekam z niecierpliwością na kolejny ^_^

    P.S Ferie zaczynam jako pierwsza!!! :D XD ^_^ *u* (Mazowsze-Warszawa)
    P.P.S My nightmare ma karę na kompa, tak więc bardzo przeprasza ale nie będzie komentować przez minimum miesiąc :(

    Black Daisy

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jak zawsze zajebisty. Nie mam pojęcia co napisać, nie umiem pisać długich i ciekawych komentarzy, przepraszam. :/
    Życzę weny i trzymam kciuki, żebyś poradziła sobie z tym wątkiem jak najszybciej :3

    ~Nothing

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku bez rozwijania się, bo po prostu czekam na nexta ✌

    OdpowiedzUsuń
  9. O jejku <3
    Mega boski :*
    Nwm co napisać bo nie żyje dzisiaj... ;_;
    Weny i do następnego:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Yay, nareszcie <3 A miałam dzisiaj nie wchodzić na lapka, ewentualnie później. Cóż, nowy rozdział skutecznie zmienił moje plany :D
    Biedny ten dzieciak. Nie dość, że musi znosić Jonathana, to jeszcze uważać, żeby nie podpaść szefowej, bo to się skończy o wiele gorzej...
    Takie wydanie Ashley'a całkiem mi się podoba. Sama w to nie wierzę :D
    I jestem zachwycona, że coraz więcej cech Ann poznajemy. Matko, ze mną serio jest coś nie tak, wychodzi na to, że cieszę się z problemów bohaterki... Żeby nie było - życiowo się tym przejmuję. A że lubię takie tematy...no, nevermind.
    Serio coś mi się poprzestawiało w głowie. Szczerzę się na widok ZB9. To wszystko przez brak meczów!
    Jak można spać na siedząco. Na lotnisku. JAK?! Albo w pociągach..nie rozumiem ludzi.
    I naprawdę z tylu przedmiotów musiałaś mi przypominać o chemii? :( Spokojnie, nie tak łatwo wysadzić coś w powietrze. Radocha jest jak się kolor zmieni.
    AAAA DORADCA!!! A miałam się o niego upominać. Chlip chlip tęsknię tak bardzo.
    W ogóle czemu ona mu doradza tę linię ubrań? Ugh. A potem ja w sklepie wybucham śmiechem na widok bluzy z 69. I w ogóle...jestem na nie.
    "CC'uś" haha nie wiem czemu, ale rozwala mnie ten skrót. Gratuluję umiejętności polonistycznych. Jak pisałam - odmienianie tego to wyższa szkoła jazdy.
    Ja chcę taką bluzę!! Przestaję sprawdzać Twoje zestawy, bo potem mi przykro, że nie mam takich supi ubrań :c
    Jak Ann mówiła o tym zrobieniu mu krzywdy, to wyobraziłam sobie Ciebie w akcji. Taaak, chyba jednak muszę jeszcze trochę pożyć...
    Dobra, zniosę wszystko prawie, ale chcę Asha na własność. Kompletnie nie mam chęci do gotowania i wymyślania, na co mam ochotę. Prywatny kucharz to niezła sprawa. (Lenistwo tak bardzo...)
    Jak Ci pisałam - komentuję fragmenty na bieżąco, co mi wpadnie do głowy. Zdążyłam napisać to wyżej i ta sierota się uszkodziła. Wciąż jestem za specjalnym ubezpieczeniem dla Pandy i Pandy'ego. Niech jakąś kasę z tego mają chociaż. Na plasterki, lekarza i takie tam. Czarniejszych scenariuszy wolę nie zakładać xD
    Aaaww, jakie ładne te ostatnie zdjęcie *___* nie sądziłam, że kiedyś to powiem.

    Jak filozoficznie na koniec się zrobiło :) Z tym brakiem przywiązania...tak sobie można mówić, zakładać, planować.. Ciekawa jestem, jaka ją przyszłość czeka. Poczytamy, zobaczymy.

    Uuh, wszędzie się proszą o erotyki. Jeszcze pół biedy jak to tak ładnie i mądrze ujmą...Niewyżyte dzieci :D FABUŁA SIĘ LICZY. Wiarygodność. Nie wiem czy każda tak chętnie poszłaby to łóżka z kimś, kogo nie kocha -,- Albo to ja za stara lub staroświecka jestem...

    Eeej, ale w tydzień wyrobisz się z rozdziałem? Prooooszę? Ładnie proszę.

    Co do ferii..A bo ja wiem? Pewnie niedługo obie będziemy mieć wieczne wakacje.

    Co Ty się tego swojego chłopaka czepiasz....Matko, ja teraz jeszcze bardziej nie mogę się ich doczekać. Jaka stara, taka głupia :c To przez Ghosta. I Richarda (-.-)

    #TeamAnn #TeamMisiek #TeamRJ (no ten...ja czekam. I wołam Twą wenę czy cokolwiek o litość xD)
    #TeamJinxx (no bo why not? kto mi zabroni xD O przytulaskach z Pandym pamiętają wszyscy, a nasz psychopata? :c)

    I przede wszystkim #TeamBlackAnn <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Chuck taki kochany... (sarkazm). Nie wiem czemu, ale nie trawię tego kolesia na miejscu Ann byłabym dla niego mniej wyrozumiała... Zresztą kto zrozumie taką wariatkę jak ja ;) Co do rozdziału i ogólnie bloga to GENIALNY!!!!! Kobbieto pisz, pisz i jeszcze raz pisz. Ja chcę więcej i nie wiem czemu, ale mogłaym czytać to opowiadanie z 50 razy, a i tak będę w szoku co się dzieje.
    Kocham ten blog!
    PS. Duuuuuuuuuuuuuużo weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja nie mam ferii. Ja mam sesię. Tutaj uzylam żałobnego tonu. Nadchodzi czas mleczarni. Rozdział zajebisty.

    Akystyk

    OdpowiedzUsuń
  13. Wreszcie wrócili !!!!!!!
    "-Ty zawsze za mną tęsknisz, gdy nie widzimy się co najmniej kilka godzin.- zauważyłam cwaniacko." Hahahaha Ann jak zwykle szczera hahaha
    Czekam na następny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie moge sie doczekać co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
  15. SUPER!!!!! Tylko czemu takie krótkie? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajne. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Tylko dłuższe te te rozdziały (y) Ale jest ok :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Czekam na kolejne *-*

    OdpowiedzUsuń
  19. Aaaaaaaaaa!!! Kiedy kolejne??? :( Kocham to ♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  20. Wciągnęła mnie w to koleżanka i jestem pozytywnie zaskoczona ;-)

    OdpowiedzUsuń
  21. Kiedy następne?

    OdpowiedzUsuń
  22. Suuupeeer :)))

    OdpowiedzUsuń
  23. Jeju :") już nie mg się doczekać c:

    OdpowiedzUsuń
  24. 1.Wtfff czemu tu tyle anonimów xd
    2.Jakim cudem, szkoła to zrobiła ;_;
    JAKIM CUDEM JESTEM TU TAK PÓŹNO?! JAKIM?!
    Huhu, też lubię plasterki ze zwierzątkami xd
    Takie słodkie *0*
    Ej nooo
    Nie mam czasu tego pisać, przepraszam :c
    Następny kom, obięcuję, to będzie powieść xd

    OdpowiedzUsuń
  25. Błagam, o następny <3

    OdpowiedzUsuń
  26. Super! Bardzo ciekawy rozdział!
    Dzięki za poprawienie mi chumoru kochana :*
    Do następnego !

    OdpowiedzUsuń
  27. Wybacz, że tak późno, ale szkoła :(
    Ledwo co przeczytałam rozdział, ale za to dostaję plusy od pani na lekcjach Historii XDDD I tak będę miała z tego czwórę na koniec, ale by the way...
    Jeeeeeej, pożegnanie Chuck'a i Ann :3 (Jeśli jest jeszcze jedna taka, która go lubi tak jak ja, to mnie powiadom XD) I w końcu chłopaki! Nawet ja za nimi tęskniłam :P
    Ojeeeej, piękne wyznania Annie :D Są bardzo dołujące, ale jakoś nie za bardzo wpływają na mój humor, niezależnie od tego jaki jest.
    Babcia Ash'a *wielki wyszczerz zadowolenia*
    '-Żyję. I ona też. Czy można to uznać za sukces i wymiernik dobrej zabawy?- zmarszczył czoło Purdy.' *jeszcze większy wyszczerz niż w poprzednim paragrafie* XD
    Mam nadzieję, ze mi wybaczysz moje opóźnienie, ale już tłumaczyłam dlaczego :/
    Na zakończenie (Ten kom jest już i tak strasznie pogmatwany, a chciałam umieścić to co było na początku na samym końcu XD) chciałam powiedzieć, że to jest BARDZO DOBRY ROZDZIAŁ XDD /OpenWound, która się nie udziela na fejszpóku, za co bardzo przeprasza.

    OdpowiedzUsuń
  28. Znowu zapomniałam skopiować komentarz, no nie. Dobrze, że głupota nie boli, bo miałabym przejebane.
    Dobra, do rzeczy... rozdział genialny. Zresztą to żadna nowość i pisze Ci to dość często, ale takie są fakty. Uwielbiam wszystko co piszesz, często mam dzięki temu opowiadaniu choć trochę lepszy humor.
    No i cieszę się, że Ann i Ash wrócili już do domu. Co prawda u rodziny Prudy'ego było ciekawie, ale w pewnym momencie zaczęło mi brakować reszty BvB.
    Co do erotyka-moje zdanie już znasz. Dobry fanfik obroni sir swoją treścią nawet bez takich elementów.
    No i za kilka rozdziałów MIW? Awh, już nie mogę się doczekać c:
    Miałam napisać fajny komentarz, wyszło jak zwykle, no nic.
    Życzę Ci dużo weny no i cierpliwości, hahah Xo

    OdpowiedzUsuń
  29. Przepraszam że nie napisałam wcześniej komentu ale miałam karę na kompa za...nie ważne, ważne że kare rodzice mi odpuścili.
    Rozdział:
    NIe jest jakiś genialny ale nadal mi się bardzo podoba...na końcu aż się troszkę wzruszyłam jak Ann zaczeła tak ?filozofować?
    Ash. Mnie trochę wkurzył...zdarza się, nie każdy jest idealny.
    Erotyk:
    Nie jest tu potrzebny bo opowiadanie jest zajebiste i bez niego.
    Przyzwoitość- gdyby akcja potoczyła się inaczej (Ann zakochała by się w Ash'u) erotyk był by na miejscu chociaż niekoniecznie potrzebny, przecież nie jesteśmy bandą niewyrzytych ludzi.
    Black Daisy...wstydzę sie Ciebie kobeto...

    P.S NA fb mnie nie ma, bo nie mam konta i nie potrzebuję go.

    My nightmare

    OdpowiedzUsuń
  30. Witam przeczytałam bloga w ciągu dwóch tygodni, fajnie się czyta potrafi wciągnąć a to najważniejsze. Nie wiem dlaczego pytasz ludzi co masz dalej zrobić, co z Ann to ty jesteś autorem to Twoje wizje a nie wszystkich czytających... Tak naprawdę mam wrażenie że Ania to schowana pod maską duża zakompleksiona dziewczyna która wmawia wszystkim , że jest inaczej. Bez przyjaciół z którymi może szczerze porozmawiać, a tak się nie da trzeba się otworzyć na ludzi.... Czekam na resztę... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  31. Tak mi się przykro zrobiło... Ann naprawdę bylaby w stanie tak po prostu po maturze zostawić chłopaków i kompletnie o nich zapomnieć...?

    Akustyk

    OdpowiedzUsuń
  32. Rozdział mi się podoba. To opowiadanie jest świetne. A niektóre sytuacji genialnie poprawiają humor. Jestem ciekawa jak potoczą się ich dalsze losy. Z niecierpliwością czekam na następną część.
    Pozdrawiam :)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  33. sorki że tak póżno ale wcześniej nie mogłam super rozdział czekam na nexta>>>Noele

    OdpowiedzUsuń
  34. Świetny rozdział, polubiłam rodzine basisty, ale brakowało mi jak kilku osobom reszty BVB. Plasterki z tygtyskami są super, ja nie wiem o co on się czepia?! Pfff nie zna się i tyle. Ciekawe, co wyjdzie z propozycji Ann o jego własnej firmie? Ciekawa jestem, czy Ann bd w stanie tak po prostu zapomniec o chłopakach?
    Co dk erotyka-Nie nie jest tu absolutnie potrzebny
    Ferie mam 16 lutego.
    Dobra ide się uczacXD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na prolog nowego opowiadania
      psychedelic-dance.blogspot.com

      Usuń
  35. Post świetny jak zawsze i jak każde inne. Niektóre sytuacje naprawdę poprawiają humor. Po prostu super. ;3

    OdpowiedzUsuń
  36. Świetny rozdział. .Wreszcie wrócili do domu :) troche mi brakowało całej paczki chociaz jak byli we dwoje też było ekkkstra xD / KAM

    OdpowiedzUsuń
  37. Super rozdział :D (przepraszam ze długo nie komentowałam) /klaudia

    OdpowiedzUsuń
  38. Boski ten rozdział <3 Ciekawa jestem co będzie dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  39. Witam ^__^
    Przepraszam, że tak bardzo późno. Nie było mnie tu od długieeeego czasu. Nie moja wina, to Internety! Ash, ta menda, trzyma na wszystkim łapę. Dziwię się, że jakkolwiek udało mi się tu wpaść. Momentami nawet facebook zawodzi, a jak wbijam adres Bloga, to mi wyświetla, że nie istnieje.... Czary i magia poza Hogwartem!
    Dobra, mniejsza o to. Było, przyznaję się, ale się staram...
    Co do konkretów...
    Zdjęcia Purdy'ego jakoś tak przestały mnie ruszać. Chuck nigdy mnie nie jarał, więc na ten temat się nie wypowiem. Ale Andrzej i Jake... *__* Bajka, rozpływam się xD.
    Okay, dość dygresji, przechodzimy do głównego tematu.
    Jak zawsze zaje... Ekhem, świetny rozdział. Gratuluję talentu po raz nie wiem który. Uwielbiam Twój styl pisania. I bardzo fajnie opisujesz postacie. Każda z nich ma swój własny, niepowtarzalny charakter i styl bycia. Nikogo nie idealizujesz i nie wystawiasz przed szereg, co mi się bardzo podoba.
    W sumie to chyba się cieszę, że Ash i Ania już wyjeżdżają. Na początku mnie ta rodzinna sielanka jarała, ale po kilku rozdziałach z lekka znudził mi się ten „tłok” (w sensie tyle postaci na tak małej przestrzeni czasowej).
    Cieszę się, że wreszcie są w domku, mam nadzieję, że Młoda się szybko przełamie i nie będzie się bała pozostałej czwórki.
    Czekam z niecierpliwością na dalsze przygody tych wariatów. Dziękuję za poprawianie mi humoru, kiedy tylko Internety współpracują. Przepraszam, że jest tak późno i tak krótki, ostatnio w ogóle brak mi słów na opisanie czegokolwiek.
    Także życzę Autorce wszystkiego dobrego, czasu, cierpliwości, mnóstwa czytelników, żeby każdy zostawił po sobie choć kilka słów z podpisem, pozytywnych ludzi wokół… No, w sumie to chyba wszystko.
    Pozdrawiam, Wasz syn marnotrawny. <3
    ~Nikt

    OdpowiedzUsuń
  40. wybacz że ostatnio wgl nie komentowałam ale nie miałam internetu przez jakis okres czasu:( nadrobilam jednak zaleglosci,motyw z wyjazdem ann i asha super,wydaje mi sie bardziej sie do siebie zblizyli haha:3 fajnie tez ze tak to rozciagnelas na pare rozdzialow:3 pozdrawiam mocno i zycze udanego nowego roku,mam nadzieje ze nie za pozno:* <3 /sue

    OdpowiedzUsuń
  41. niech ann nie będzie taka dzika.... chciałabym żeby złagodniała i jednak wpuściła trochę uczuć do swojego serduszka...

    OdpowiedzUsuń