Ashley postanowił oprowadzić mnie po
terenie wokół domu. To było spore pole. Właściwie nie wiem, czy
byliśmy na jakiejś farmie, czy ranczu. Jak dla mnie, to było to
coś pomiędzy. Purdy był zachwycony, że wzięłam na ręce
jakiegoś białego króliczka. Popatrzyłam na niego, jak na idiotę.
-Czy ty myślisz, że ja w życiu nie
widziałam wsi?- uniosłam brew.
-A widziałaś?- odpowiedział mi
pytaniem, na pytanie.
-Tak. Moja babcia hodowała kury, gęsi,
króliki, gdy byłam mała. Miała nawet świnie.- przewróciłam
oczami. Na szczęście te czasy już dawno minęły.
-Super! To skoro masz doświadczenie,
to pojedziemy obejrzeć konie.- pociągnął mnie za rękę do
samochodu. On mnie wykończy. Jakbym chciała oglądać zwierzęta,
to poszłabym do zoo.
Przyjechaliśmy do jakiejś stadniny.
Przyznaję, w takim miejscu nie byłam. Ale konie widziałam już nie
raz. Podszedł do nas jakiś wysoki chłopak. Na oko w wieku Ash'a.
-Purdy, chłopie! W końcu ruszyłeś
dupę i odwiedziłeś stare śmieci!- wydarł się facet. Poklepali
się po plecach. Patrzyłam na to z chłodną obojętnością.
Wiedziałam, że nie mogę dać się w żaden sposób sprowokować. A
w tym momencie mam bardzo mordercze myśli.
-Tylko na weekend. To moja dziewczyna,
Ann. A to Mason. Mój kumpel ze szkoły i zarządca tego przybytku.-
przedstawił nas sobie. Uśmiechnęłam się lekko, podając mu dłoń.
-Przyszliście się przejechać?-
spytał, zacierając ręce. Pokiwałam przecząco głową.
-Na razie, to chciałem jej w ogóle
pokazać konie.- wyjaśnił Ash. Mason zaprowadził nas do boksów.
Konie rzeczywiście były śliczne. W pewnym momencie podeszliśmy do
dużego, czarnego ogiera. Spojrzałam mu w oczy i poczułam ogromną
sympatię. Jak nie lubię zwierząt, tak ten miał w sobie to coś.
Wystawiłam do niego rękę, którą obwąchał. Jak pies...
Pogłaskałam go po pysku.
-Ten jest prawdziwym diabłem. Uparty,
mający swoje zdanie.- Mason dokonał prezentacji.
-Hah trafił swój na swego.- zaśmiał
się Ash. Byłam tak wpatrzona w zwierzę, że kompletnie olałam
jego słowa. Ten koń był cudowny. Kurwa! Gdybym mogła, wzięłabym
go sobie.
-Masz coś dla niego?- spytałam
Mason'a. Dał mi kilka kostek cukru.
-Polubił cię. Zwykle nie bierze
słodyczy od obcych.- przyznał.
-Seeerio? Ty potrafisz owinąć sobie
każdego wokół palca. Nawet konia! Wiedźma.- burknął Ashley.
-Nie bądź zazdrosny.- mruknęłam,
nie przerywając dokarmiania. Chłopaki poszli dalej, a ja zostałam
z nową miłością mojego życia. Był idealny... W końcu z
niechęcią pożegnałam się z nim i zaczęłam szukać chłopców.
Akurat Ashley jeździł na jakimś brązowym zwierzaku. Stanęłam
obok Mason'a.
-Też ci jakiegoś osiodłać?- spytał.
-Mi?! Nigdy w życiu!- zaprzeczyłam
gorąco.
-Czemu? Myślałem, że skoro nie boisz
się koni, to umiesz jeździć.
-To źle myślałeś. Nie zamierzam się
tego uczyć. Chybabym umarła.- pokręciłam głową.
-No ej! Spróbuj. To nic takiego.- koło
nas pojawił się Ashley, wciąż siedząc w siodle.
-Nie! Nie chcę. Wolę prowadzić
samochód.- założyłam ręce na piersi.
-Nawet ze mną byś się nie
przejechała? No Annie, nie daj się prosić.- uśmiechnął się
Purdy.
-Odczep się. Nie i koniec.- twardo
stałam przy swoim.
-A mam cię zmusić? Wiesz, że
potrafię.- uniósł brew.
-Najpierw musiałbyś zejść z tego
konia. Pamiętaj, że umiem boksować. Nie chcesz oberwać.-
powiedziałam.
-I tak się przejedziesz.- wzruszył
ramionami.
-Nie. Nie kombinuj.- warknęłam
ostrzegawczo. Ashley wyszczerzył się, patrząc na coś za moimi
plecami. Gdy chciałam się odwrócić, poczułam czyjeś dłonie na
biodrach, po czym zostałam podniesiona i podana basiście, który
posadził mnie bokiem przed sobą. Pisnęłam przerażona.
-Pojebało was?! Ściągnijcie mnie z
tego czegoś!- zaczęłam panikować. -Mason! Zabiję cię!
-Uspokój się, bo zdenerwujesz Lindę.-
zaśmiał się Purdy.
-Co kurwa? Ja nie chcę! Ashleeey!-
złapałam go kurczowo za koszulkę.
-Nic ci się nie stanie. Usiądź jak
Ash.- podpowiedział mi Mason, trzymając mnie za kostki.
-Niby jak?!- warknęłam.
-Normalnie. Po prostu się przekręć.
Będę cię trzymał. Spokojnie.- Ash złapał mnie za biodra,
zmuszając do zmienienia pozycji. Odetchnęłam ciężko, próbując
przełożyć nogę. Zaraz walnę to biedne zwierzę i jeszcze mnie
zrzuci w akcie zemsty. W końcu mi się to udało. Z nerwów oblał
mnie zimny pot. Purdy przyciągnął mnie do swojej klatki
piersiowej. Super, nawet nie mam czego się trzymać!
-Jak spadnę i przeżyję to was
zamorduję z zimną krwią!- jęknęłam. Ashley pokazał mi, gdzie
mogę dać ręce. Boże! Właśnie przez takie wypadki, ludzie się
nawracają!
-To powodzenia.- zaśmiał się Mason.
Poczułam, jak powoli ruszyliśmy.
-Ashley, to coś się rusza!-
powiedziałam spanikowana.
-To coś, to koń, kociaku. Ma na imię
Linda, dla przypomnienia. I opanuj się. Nic nam nie będzie.- dał
mi całusa w policzek. Wzięłam głęboki oddech, zamykając oczy.
Czułam, jak przyspieszamy. Gdy już jako tako przyzwyczaiłam się
do sytuacji, uchyliłam powieki. Byliśmy na jakiejś łące. Albo
polu. Po czym, do kurwy, biegają konie?!
-W takich chwilach nabieram pewności,
że umrę młodo.- odezwałam się grobowym głosem.
-Nie ma tak łatwo. Rozluźnij mięśnie,
bo potem się nie ruszysz. W sumie, to i tak się nie ruszysz, ale
przynajmniej szybciej ci przejdzie.- czułam, że się uśmiecha.
-Mówiłam ci już, że wzbudzasz we
mnie sprzeczne uczucia? I pomyśleć, że proponowałam ci pomoc w
przeżyciu celibatu. A żebyś tak jeszcze z 5 lat musiał się
męczyć!- syknęłam.
-Nie życz drugiemu, co tobie niemiłe,
mała.
-Jakoś to przeżyję. Nie mam potrzeby
ciągłego bzykania się.
-No właśnie. Zastanawia mnie, czemu.-
ożywił się.
-Jak mam mieć do dyspozycji takich
debili, jak ty, to wolę iść do zakonu.- burknęłam.
-Haahah jeszcze kiedyś sama będziesz
chciała. Co do sympatii, to jakoś cię przekupię.- odpowiedział
pewnie.
-Czyżby?- burknęłam. Zauważyłam,
że nabieramy coraz większego tempa. To się chyba nazywa galop.
Kurwa mać! W poprzednim życiu to ja chyba musiałam mordować
zwierzęta i noworodki, że teraz spotykają mnie takie koszmarne
przygody. Zacisnęłam mocniej dłoń na ręce Ashley'a. Drugą
trzymałam lejce, czy jak to się tam, cholera, nazywa. Zaraz umr.
Czuję to. Przed oczami pojawiają mi się obrazki z dzieciństwa, a
to niechybny znak. Za moment całe życie przeleci mi przed oczami.
Ja chcę zejść!
-I jak tam, kociaku? Dalej twierdzisz,
że mnie nie znosisz? Przyspieszyć jeszcze bardziej?- spytał Purdy.
-Wierz mi, jak znajdę się na ziemi,
zginiesz.- syknęłam.
-Więc muszę nacieszyć się życiem.-
zaśmiał się, przyspieszając. Czy ja spisałam już testament?
Po jakimś czasie wróciliśmy do
stadniny. Czekał już tam Mason. Ashley zadowolony zeskoczył z
Lindy, po czym ściągnął mnie z niej.
-I jak się bawiliście?- zaciekawił
się zarządca. Nie czułam tyłka. Super.
-Świetnie. Ann też się podobało,
prawda?- spojrzał na mnie niewinnie Ash. Nic nie odpowiedziałam,
zachowując kamienną twarz. Zaraz pokażę mu to inaczej.
-Okej. Idę odprowadzić Lindę.-
uśmiechnął się Mason, łapiąc konia i kierując się z nim do
boksów. Musiałam mieć ciekawą minę, bo Purdy zmrużył oczy,
stając niepewnie.
-Co jest?- spytał.
-Uciekaj.- powiedziałam cicho.
-CO?!?!- zdziwił się.
-Uciekaj!- syknęłam, podciągając
rękawy. Ashley zaczął się cofać. Puściłam się za nim biegiem.
-Zabiję cię!!!
-Ale Ann! To tylko zabawa!- krzyczał,
biegnąc przed siebie. Był szybki. Widać, że ćwiczy. Ale ja też
byłam w niezłej formie. Dodatkowo napędzała mnie żądza zemsty.
Uduszę go. Ukatrupię! Ganialiśmy się tak dobre kilka minut, aż w
końcu go dopadłam i przewróciłam na trawę. Usiadłam mu na
brzuchu, bijąc po wszystkim, co się dało.
-Ty idioto!!! Debilu! Przez ciebie mało
tam nie umarłam!! Parszywa małpa! Dupek!!!- darłam się, okładając
go pięściami po klatce i rękach. W pewnej chwili Ash złapał mnie
mocno za nadgarstki i przekręcił tak, że teraz on leżał na mnie.
Wystraszyłabym się, gdyby nie ogromna wściekłość, jaką teraz
czułam.
-Jak jesteś zła, to spada ci
technika.- zaśmiał się, umieszczając nasze ręce nad moją głową.
-Nie wkurwiaj mnie!!! Złaź ze mnie!-
szarpałam się. Trzymał teraz moje nadgarstki jedną ręką, drugą
podpierając się.
-Złość piękności szkodzi. No ej!
Przecież było fajnie.- zaprotestował.
-Jak dla kogo.- burknęłam, przenosząc
wzrok na niebo. Nie będę patrzeć na tego ćwoka.
-Annie, nie obrażaj mi się tutaj.-
powiedział przymilnie. Nic nie zareagowałam. Usłyszałam jego
westchnięcie, po czym położył głowę na moim ramieniu. Super.
Jeszcze robię mu za materac. W sumie, nie był jakiś ciężki. Liczyłam, że mu się znudzi.
-Chcę wstać.- zauważyłam zimno.
Ashley wstał, podciągając mnie za rękę. Odwrócił mnie,
otrzepując mi ciuchy z trawy. Wróciliśmy do Mason'a, pożegnać
się, po czym skierowaliśmy się do samochodu. Bolało mnie całe
ciało.
-Babcia prosiła, żebyśmy kupili parę
rzeczy. Pojedziemy do miasta.- poinformował mnie chłopak. Nie
odpowiedziałam. Ash najwyraźniej postanowił wziąć na
przeczekanie, bo tylko wzruszył ramionami, obserwując mój brak
reakcji.
Chodziliśmy od sklepu do sklepu. Byłam
zmęczona i nic mi się nie chciało, więc powiedziałam Ashley'owi,
że zaczekam przy samochodzie. A on skoczy po ostatnią rzecz. Jak na
listopad, to słońce nieźle przygrzewało. Albo to mi było tak
gorąco. Spojrzałam po sobie. No tak, miałam kowbojki, a one nieźle
grzeją. Odpięłam dwa górne guziki od koszuli. Stanik miałam,
więc piersi nikt nie zobaczy hahah. Oparłam się o bok samochodu,
nogę stawiając na oponie. Szukałam wzrokiem tej sieroty,
obserwując wnętrze sklepu. Jedna ściana budynku była prawie cała
oszklona, więc miałam idealny widok. W pewnym momencie zobaczyłam,
jak Purdy gada z jakąś brunetką, szczerząc się jak idiota. Wow. A
myślałam, że zna tylko blondynki. Przyjrzałam się dziewczynie.
Miała mniej więcej tyle lat, co on. Widać, że byli w bliskich
stosunkach. Pokręciłam tylko głową. Czy jestem jedyną, która
nie daje mu się zbajerować? Westchnęłam ciężko, patrząc na
nich. Niech ten debil nie zapomni, że ma dziewczynę. Usłyszałam
czyjeś kroki, więc automatycznie odwróciłam się w tą stronę.
Zbliżał się do mnie jakiś chłopak. Noo, przystojny to był.
Cholera.
-Hej. Co taka śliczna dziewczyna robi tu sama?- uśmiechnął się zalotnie.
-Stoi.- odwzajemniłam uśmiech. Ash
mógł rozmawiać z przyjaciółkami, to ja też mogę.
-Nie masz akcentu. Skąd jesteś?-
oparł się o maskę, obok mnie.
-Z daleka. Wiesz, nie jestem pewna, czy
powinnam rozmawiać z nieznajomymi.- zmieniłam pozycję, stając do
niego przodem.
-Ale przecież już się poznaliśmy.
Jestem Logan.- podał mi dłoń.
-Świetnie, a ja jestem...
-Zajęta.- wtrącił Ashley, pojawiając
się nagle za mną i przytulając od tyłu.
-Ooo cześć Ashley. Co tu robisz?-
zdziwił się Logan. Wyrwałam zakupy basiście i przesunęłam
Logan'a, otwierając drzwi. Przyklęknęłam na siedzeniu z tyłu,
rzucając rzeczy na podłogę. Bagażnik był już zajęty. Gdy się
wyprostowałam, rzuciłam im pewne spojrzenie. Natychmiast odwrócili
wzrok. Wcześniej oczywiście gapili się na mój tyłek...
-Wpadłem na parę dni. Z dziewczyną.-
powiedział powoli Purdy, znów przyciągając mnie do siebie.
-Aha. To pozdrów rodzinę. I na drugi
raz nie zostawiaj tak pięknej dziewczyny, samej. Nigdy nie wiadomo,
kto ją zaczepi.- puścił mi oczko Logan. Czułam, jak Ash napina
wszystkie mięśnie. Uśmiechnęłam się promiennie do nowo
poznanego mężczyzny.
-Tak. Ty swoją też. Na razie.-
burknął Purdy. Obserwowaliśmy, jak chłopak odchodzi w nieznanym
mi kierunku. Ashley pociągnął mnie za rękę w przeciwną stronę.
-To boli.- syknęłam, wyrywając mu
się. Odetchnął głęboko, luzując uścisk. -O co ci chodzi?
-O nic. Czemu z nim gadałaś?- spytał.
-Bo podszedł do mnie. Swoją drogą,
niezłe ciacho. Poza tym, czekałam cierpliwie, aż ty skończysz
rozmawiać ze swoją przyjaciółką.- rzuciłam zimno.
-To moja była. Chodziliśmy ze sobą
za czasów szkoły.- mruknął, uśmiechając się lekko. -A
co? Jesteś zazdrosna?
-Nie. To raczej ty jesteś o Logan'a.
Potraktowałeś mnie, jakbym była twoją własnością.- zauważyłam.
-Nie jestem zazdrosny. Po prostu nie
podobało mi się to, jak na ciebie patrzył. Zwłaszcza, gdy
pakowałaś zakupy. Następnym razem nie wypinaj się tak.- syknął.
-Okej. Kupię piłę mechaniczną, wytnę dziurę w dachu i tamtędy wrzucę torby. Tak ci pasuje?- prychnęłam.
-Mała nie prowokuj mnie. Wiem, że
lubisz się ze mną drażnić, ale nie przesadzaj.- warknął,
przyciągając mnie do siebie.
-Bo co mi zrobisz?- uniosłam
zirytowana brew. W odpowiedzi mocno mnie pocałował. Gdy się ode
mnie oderwał, spytałam: -Serio myślisz, że jakiś byle całus na
mnie zadziała?
-Na ciebie nic nie działa!- mruknął
zły.
-Bo nie umiesz i tyle.- wytknęłam mu,
idąc dalej przed siebie.
-Jakoś z żadną nie mam problemu,
tylko z tobą.- strzelił fochem.
-Jestem zdumiona. Podobno masz taaakie
doświadczenie, a nie umiesz zbajerować byle gówniary.-
wyszczerzyłam się.
-Jestem ciekaw, jak zbajerowali cię
inni.- powiedział.
-To znaczy?- zmarszczyłam brwi.
-Noo co zrobili, że poszłaś z nimi
do łóżka.- wzruszył ramionami, patrząc przed siebie.
Zastanowiłam się nad jego słowami. Dopiero po chwili dotarł do
mnie ich sens.
-Czekaj! Ty myślisz, że... że ja
kiedyś...?- nie dokończyłam, bo ryknęłam śmiechem. Ash patrzył
na mnie, nic nie kapując. Ja tymczasem rechotałam jak walnięta, aż
ludzi się dziwnie patrzyli.
-Ale o co ci chodzi?- spytał
niepewnie. Po chwili otarłam łzy, łapiąc oddech.
-Ashley. Ja jestem dziewicą.-
wykrztusiłam, powstrzymując kolejny napad śmiechu.
-Czym?!- spojrzał na mnie tak zszokowany, jakby pierwszy raz usłyszał to słowo.
-No ja nigdy tego nie robiłam.-
uśmiechnęłam się. W tym momencie zajarzył.
-CO?!?!?! Jesteś dziew...- zatkałam
mu ręką usta, nie dając dokończyć, bo darł się tak, że
wszyscy słyszeli.
-Ciszej! Nie wszyscy muszą o tym
wiedzieć!- syknęłam.
-Ale jak to?! Jakim kurwa, cudem?- stał
z rozdziawioną buzią, będąc w szoku.
-Normalnie. Co cię tak dziwi?-
spytałam.
-Noo, że ty... Ale czemu?! Przecież
masz takie branie!- machał rękami, dalej nie rozumiejąc.
-Wiesz co, nie wiem z kim ty się
zadajesz, ale generalnie większość dziewczyn w moim wieku, które
znam ja, też takie są.- założyłam obrażona ręce na piersi.
-Może mi powiesz, że to coś złego?!
-NIE!! Po prostu... nie spodziewałem
się.- podrapał się po głowie.
-Ciekawa jestem, kiedy ty przestałeś
być prawiczkiem.- burknęłam.
-W sumie, to tak mniej więcej w tym
czasie. Kurwa!- wykrzyknął nagle.
-Co znowu?- przewróciłam oczami.
-Bo to jest cudowne! Teraz wszystko
rozumiem!- ucieszył się.
-Ale co?
-Bo ja już się bałem, że straciłem
swój urok, czar i w ogóle wdzięk. A to chodziło o coś zupełnie
innego. Boże! Jestem taki szczęśliwy. Wręcz czuję, że życie mi
wraca!!!- uniósł ręce do góry.
-Idiota. A co ma jedno, do drugiego?-
uniosłam brew.
-Widać, że nie masz o tym pojęcia.
Zaraz ci wytłumaczę. Bo to jest tak, że wszystko co na tobie
próbowałem, działa. Tyle, że na doświadczone laski. A nie na
dziewice. To nie mogło u ciebie zatrybić.- objął mnie ramieniem,
uśmiechnięty od ucha, do ucha.
-Coo?- zmarszczyłam czoło.
-No ty jesteś inna! Zacząłem ze złej
strony. Żeby cię podniecić, trzeba zrobić kompletnie co innego.-
wyjaśnił szybko.
-Kurwa! Po co ja ci to mówiłam! Teraz
będziesz na mnie ćwiczył, żeby dowieść mi, że masz rację i
jednak jesteś znawcą.- załamałam się.
-Ohh nie przesadzaj. Spodobałoby ci
się. Weź, zamiast korzystać, że możesz się czegoś nauczyć,
mając takiego faceta, jak ja, to ty wciąż narzekasz.- westchnął
ciężko.
-Bo myślisz, że jesteś nie wiadomo
kim. I ciągle udajesz. Jak pokażesz mi się z prawdziwej strony, to
przestanę narzekać.- powiedziałam.
-Przecież staram się nie udawać. Ty
też miałaś przestać.- wytknął mi.
-Próbuję. Ale mi tego nie ułatwiasz.-
syknęłam.
-Okej. Potem to omówimy. A teraz
chodź, bo babcia zaraz zacznie wydzwaniać, czy się nie
zgubiliśmy.- pociągnął mnie z powrotem do auta.
Jakiś czas później
Siedziałam na kanapie, robiąc
bliźniaczkom jakieś fryzury. Chłopcy bawili się
zabawkami, które przywiózł im z Los Angeles, Ash. Dziewczynki
mieszkały gdzie indziej, ale z racji tego, że ich rodzice pracowali
do późna, po szkole miały jechać do domu dziadków i prababci.
Purdy przyglądał mi się cały czas.
Zaczynało mnie to wkurwiać, bo bałam się, co znowu wymyśli. Jeszcze serio zacznie sprawdzać co mnie podnieca. Ugh. Nie to, żebym nie chciała... Kurwa, co ja mówię?! Oczywiście, że nie chcę! Nie i już! O czym ja w ogóle myślę? 24 godziny tylko w jego towarzystwie i już mi gorzej.
Zaczynało mnie to wkurwiać, bo bałam się, co znowu wymyśli. Jeszcze serio zacznie sprawdzać co mnie podnieca. Ugh. Nie to, żebym nie chciała... Kurwa, co ja mówię?! Oczywiście, że nie chcę! Nie i już! O czym ja w ogóle myślę? 24 godziny tylko w jego towarzystwie i już mi gorzej.
-Ann słuchasz?- pociągnęła mnie za
rękaw Sophia.
-Przepraszam słoneczko, zamyśliłam
się.- odpowiedziałam machinalnie. Ash tylko uniósł brew.
-Pytałyśmy, czemu nie nosisz
sukienek.- powtórzyła Genny.
-Bo zakładam je tylko na specjalne
okazje.- mruknęłam, kończąc zaplatać kłosa. Serio, nigdy nie
będę mieć dzieci. Wykończyłyby mnie psychicznie po tygodniu.
-Takie jak randka z wujkiem?- spytała
któraś.
-Na przykład.- przewróciłam oczami.
Na szczęście w tym momencie wrócili ich rodzice.
-Chodźcie do stołu.- zawołała nas
babcia Ashley'a. Oni chyba lubią celebrować wspólne posiłki.
Po obiedzie, gdy przyszedł czas na
deser, przypomniało mi się, że miałam zadzwonić do Jason'a.
Koleś miał z czymś problem, a został sam na posterunku.
Przeprosiłam towarzystwo i skierowałam się do góry. Okazało się,
jak zwykle zresztą, że dzwonił do mnie z błahostką. Ale w sumie
on mógł jeszcze tego nie umieć. A ja miałam go nauczyć. Wzięłam
głęboki oddech i najmilej, jak umiałam, wytłumaczyłam mu co i
jak. Słyszałam w jego głosie zdenerwowanie, więc starałam się
nie warczeć po nim, tak jak zwykle. W końcu wszystko ustaliliśmy i
zakończyłam rozmowę. Zeszłam na dół, lecz gdy kierowałam się
do salonu, gdzie wszyscy siedzieli, zostałam lekko pociągnięta za ramię,
do kuchni.
-Chuck! Czego chcesz?- burknęłam,
wyszarpując mu się gwałtownie. Niech mnie nie dotyka!
-Pogadać.- uniósł dłonie do góry.
-Tak? Niby o czym?- uniosłam brew.
-Naprawdę kochasz mojego kuzynka?-
oparł się o wyspę kuchenną.
-Taak. A co?- westchnęłam.
-Nic, nic. Po prostu jestem zdziwiony.
Wciąż nie mogę uwierzyć, że chociaż jedna go kocha.- prychnął.
-O co ci chodzi? I co ma znaczyć
„chociaż jedna”?- zmarszczyłam czoło.
-O to, że nie wszystkie były takie
święte. Chociaż pewnie ty też kłamiesz. Na pewno nie chciałabyś
spróbować, jak jest ze mną?- spytał.
-Co?! Serio? Mam zdradzić Ashley'a? I
w dodatku z tobą? Powinieneś się leczyć. Nigdy go nie skrzywdzę.-
syknęłam.
-Kina nie miała takich oporów.-
rzucił od niechcenia.
-Słucham?! Chcesz mi powiedzieć, że przeleciałeś Kinę? Nigdy w to nie uwierzę. Ona nie jest taka.- zaprotestowałam. Przecież była wobec mnie szczera. Za bardzo jej zależy na Purdy'm.
-Słucham?! Chcesz mi powiedzieć, że przeleciałeś Kinę? Nigdy w to nie uwierzę. Ona nie jest taka.- zaprotestowałam. Przecież była wobec mnie szczera. Za bardzo jej zależy na Purdy'm.
-Nie przeleciałem. Proponowała mi to,
ale odmówiłem.- westchnął ciężko.
-Ale naprawdę tak było. Najpierw
chciałem, ale potem... Wiedziałem, że ona by tego żałowała. A
gdyby Ashley się dowiedział, zabiłby mnie.- Chuck podrapał się
po głowie.
-Dlaczego mówisz mi o tym wszystkim?-
zmrużyłam oczy.
-Mam swoje powody.- odparł.
-Ciekawe jakie. I tak ci nie wierzę.-
odwróciłam się na pięcie, wychodząc.
-To już twój problem.- dobiegł mnie
jego głos. Wróciłam do reszty. Kompletnie nie umiałam się skupić
na rozmowach, bo wciąż miałam w głowie słowa Chuck'a. To
niemożliwe. Kina by tego nie zrobiła. Bo po co? Kogo jak kogo, ale
Ash'a raczej do seksu nie trzeba długo namawiać. Nie. Chuck musiał
ściemniać. I tyle w tym temacie.
-Coś się stało?- spytała mnie
zmartwiona Kathryn.
-Nie. Dlaczego?- zdziwiłam się.
-Bo w ogóle nie rozmawiasz z
Ashley'em. Pokłóciliście się?
-Nie! Wszystko jest okej. Po prostu
jestem zmęczona.- posłałam jej uspokajający uśmiech.
-Taak. Ashley chyba też. Od dłuższego
czasu siedzi zamyślony.- spojrzałam na niego. Faktycznie.
-Hmm. Spróbuję to załatwić.-
puściłam jej oczko. Ashley siedział na krześle przy stole, razem
z innymi facetami. Kobiety zajęły kanapę i fotele. Podeszłam do
niego po cichu i stanęłam za nim, obejmując za szyję. Spojrzał
na mnie nieprzytomnie.
-Co się dzieje?- szepnęłam mu na
ucho.
-Nic.- odparł obojętnie.
-Ash, proszę cię.- westchnęłam.
-To nie jest dobre miejsce na rozmowy.-
bąknął, nie patrząc na mnie.
-To znajdź inne.- uniosłam brew. W
końcu przeniósł wzrok na moją osobę. Był... dziwny. Wstał,
ciągnąc mnie za rękę na korytarz.
-Idziemy się trochę przejść.-
zakomunikował, po czym wypchnął mnie z salonu. Złapałam jeszcze
swoją koszulę z kanapy. Na sobie miałam podkoszulek. Ashley zabrał
swoją bluzę z wieszaka. Sam wciąż był w dżinsowej kurtce.
Wyszliśmy na dwór. Słońce już zachodziło. Cóż, w końcu
niedługo zima. Szłam grzecznie za nim. Zaciągnął mnie na jakąś
łąkę. Chyba. Albo wzgórze... Albo łąka na wzgórzu. Był
stamtąd piękny widok na niebo, drzewa i jakieś pastwiska. Że to
pastwiska, poznałam po obecności krów, które teraz były
zaganiane przez właściciela do domu.
-Dobra. O co chodzi?- straciłam
cierpliwość.
-Nie chcesz mi o czymś powiedzieć?-
spytał, patrząc na mnie intensywnie.
-Na przykład?- zaczęłam powoli.
-Może o czym rozmawiałaś z
Chuck'iem?- uniósł wściekły brew. Przyjrzałam się mu. Nie, to
nie była wściekłość. W jego oczach widziałam żal.
-Skoro wiesz o czym, to po co pytasz?-
odezwałam się cicho. Trafiłam. Jego mina diametralnie się
zmieniła. -Nie mówiłam ci, bo to nie moja sprawa. Poza tym to
takie... naciągane.
-On mówił prawdę.- Ashley odezwał
się po chwili, patrząc przed siebie.
-Co? Skąd masz taką pewność?-
zdziwiłam się.
-Bo jest za głupi, żeby coś takiego
zmyślić.- prychnął, przejeżdżając ręką po włosach.
-Ja...- zaczęłam, nie potrafiąc
znaleźć słów. Bo niby co kurwa, mam mu powiedzieć? Zbliżyłam
się powoli do niego.
-Nie pocieszaj mnie.- pokręcił głową.
-Nie zamierzam. Po prostu... może to
tylko tak wygląda, a prawda jest inna?- zastanawiałam się głośno.
-Nie Ann.- mruknął. Widziałam, jak
strasznie posmutniał. Albo się starzeję, albo właśnie coś
poczułam. Bez słowa przytuliłam go. A raczej, z racji różnicy
wzrostu, wtuliłam się w niego, obejmując w pasie. Po chwili
odwzajemnił uścisk, oplatając mnie ramionami. Staliśmy tak
dłuższą chwilę. Uświadomiłam sobie, że mogłabym tak stać z
nim wieki. Rany, co mi się dzieje? Nigdy w życiu nie miałam takich
głupich myśli związanych z kimkolwiek. A tym bardziej facetem.
-Właściwie, czym ja się przejmuję?
Przecież to już przeszłość.- powiedział nagle z twarzą w moich
włosach. Odsunęłam się trochę od niego.
-Nic już do niej nie czujesz?-
spytałam.
-Nie. Lubię ją, bo zawsze nam się
dobrze gadało, ale to tyle. Chociaż... Są rzeczy, o których z
nikim nie rozmawiam.- westchnął.
-Tak. Skąd ja to znam?- mruknęłam
pod nosem...
I tu takie małe sprostowania i wyjaśnienia:
MIW pojawili się już, ALE w kopiach roboczych;) Za kilka rozdziałów pojawią się i tu.
Trauma An niedługo także dobiegnie końca. Przynajmniej w stosunku do reszty BVB. Przecież Andy zaryczałby się chyba na śmierć;)
Na końcu wrzuciłam zdjęcie drzewa, bo kilka osób uświadomiło mi, że trochę im się to myli. W następnych też jeszcze je wrzucę.
I witam kolejne, nowe czytelniczki. Nie chcę mi się tu wypisywać nazw:P Fajnie by było, jakbyście napisały mały komentarz:D
Za życzenia dziękuję, a teraz lecę cieszyć się ostatnimi dniami, kiedy mogę powiedzieć o sobie, że mam naście lat:(
Aaa no i udanego Sylwka. Nie spijcie się za bardzo, bo kac-morderca to nic przyjemnego. See you in the New Year.
Jeszcze takie pytanie: Czy komuś jebie się Blogger? Bo znam jedną taką. Mi akurat jebie się Youtube...
P.S. Za jakieś błędy pseplasam.
**************
Noo, trochę się tu zadziało. Czytałam Wasze komentarze i muszę przyznać, że macie wyobraźnię, co do planów Ash'a. Jak widzicie, to tylko przejażdżka konno:) I jak wrażenia? Starałam się, żeby nie było AŻ TAK słodko. Żeby stara, dobra Ann miała pole do popisu. Wyszło, czy nie wyszło?I tu takie małe sprostowania i wyjaśnienia:
MIW pojawili się już, ALE w kopiach roboczych;) Za kilka rozdziałów pojawią się i tu.
Trauma An niedługo także dobiegnie końca. Przynajmniej w stosunku do reszty BVB. Przecież Andy zaryczałby się chyba na śmierć;)
Na końcu wrzuciłam zdjęcie drzewa, bo kilka osób uświadomiło mi, że trochę im się to myli. W następnych też jeszcze je wrzucę.
I witam kolejne, nowe czytelniczki. Nie chcę mi się tu wypisywać nazw:P Fajnie by było, jakbyście napisały mały komentarz:D
Za życzenia dziękuję, a teraz lecę cieszyć się ostatnimi dniami, kiedy mogę powiedzieć o sobie, że mam naście lat:(
Aaa no i udanego Sylwka. Nie spijcie się za bardzo, bo kac-morderca to nic przyjemnego. See you in the New Year.
Jeszcze takie pytanie: Czy komuś jebie się Blogger? Bo znam jedną taką. Mi akurat jebie się Youtube...
ANKIETA SIĘ KOŃCZY!!!!
EDIT: SĄ 22 Komentarze;)
!!! 26 komentarzy=Nowy !!!
P.S. Za jakieś błędy pseplasam.