Obudziłam się, siadając gwałtownie,
przez co o mały włos nie spadłam z kanap... z łóżka?
Rozejrzałam się. Byłam w tour-busie, w swoim łóżku. Nikogo,
oprócz mnie, nie było. Zaczęłam rozkopywać pościel, w
poszukiwaniu telefonu. Przy okazji zobaczyłam, że spałam w
ciuchach. Znalazłam w końcu upragnioną rzecz i spojrzałam na
wyświetlacz. Jest 13????? O kurwa! Spałam ponad 15 godzin! Wciąż
w szoku zwlokłam się z materaca i skierowałam do szafki. Zabrałam
stamtąd dżinsy. Zawinęłam jeszcze któremuś z chłopaków koszulkę i poszłam pod prysznic. Zmieniłam opatrunki. Cóż, Ash
robi to o niebo lepiej, ale nie zamierzam go wołać. Nie może mnie
we wszystkim wyręczać. Już i tak skacze wokół mnie, jakbym była
jakimś jajkiem. Spięłam włosy w wysokiego kucyka na czubku głowy.
Muszę jakoś wrócić do normalności. Wzięłam głęboki oddech i
zeszłam po schodach, na dół. Gdy pojawiłam się w naszym
„salonie”, zapanowała cisza wśród ekipy. Zespół jak zwykle
darł się w niebogłosy. Koło Ashley'a było wolne miejsce, które
po chwili zajęłam.
-Hej Ann. Wyspałaś się?- uśmiechnął
się do mnie CC.
-Czemu mnie nikt nie obudził?-
spytałam cicho.
-Bo widocznie tego potrzebowałaś,
kociaku.- Ashley przysunął mi miskę z sałatką. No tak, oni jedli
już obiad... Już miałam otworzyć usta, żeby zaprotestować, ale
Jake mnie wyprzedził:
-Nawet nie próbuj. To wszystko ma
zniknąć.- wskazał na miskę. On serio zawsze wie, co chcę
powiedzieć. Jestem aż tak przewidująca? Wzięłam do ręki widelec
i zaczęłam powoli jeść.
Musiałam się zamyślić, bo ocknęłam
się, gdy Ash odsunął mi delikatnie naczynie. Rozejrzałam się
nieprzytomnie. Byliśmy sami.
-Wiesz, że od kwadransa znęcasz się
nad kawałkiem ogórka?- uniósł brew. Spojrzałam na swoje dłonie.
-Ann, co się dzieje?
-Nic. Idę się uczyć.- wstałam od
stołu, zanim zdążył zaprotestować. Skierowałam się na górę i
rzuciłam na łóżko. Wzięłam do ręki podręcznik. I tak pewnie
nic nie zapamiętam, ale lepsze to, niż przeszywające spojrzenie
Purdy'ego...
Kilka dni później.
Skończyliśmy trasę koncertową.
Tour-bus zatrzymał się na parkingu przed wytwórnią. Westchnęłam
z ulgą stając na ziemi. W końcu! Mieliśmy spotkać się z
Jonathan'em. Jestem ciekawa, co tym razem wymyśli. Przez cały ten
czas od... tego incydentu starałam się jak najwięcej czasu
poświęcić na naukę. Nie rozmawiałam, ani nie siedziałam z
nikim. Nawet z Ashley'em. Widziałam, że jest im trochę przykro z
tego powodu, ale nie umiałam inaczej. Po raz kolejny w swoim życiu
zamknęłam wszystkie uczucia głęboko w sobie. Może to i lepiej.
Przynajmniej nie będę tak cierpieć, za jakiś czas. Chłopaki nie
znali mnie od tej strony. To znaczy nigdy nie byłam jakaś
uczuciowa, empatyczna i tak dalej, ale przynajmniej ciągle się
śmiałam i gadałam. Teraz nawet na to nie było mnie stać.
Skierowaliśmy się do gabinetu Jon'a.
Na mój widok Stevens szybko wstał i do nas podszedł. Automatycznie
cofnęłam się do tyłu. Nic nie poradzę, że tak reaguję.
-Ann? Jak się czujesz?- spytał,
przyglądając mi się.
-Ujdzie.- powiedziałam obojętnie,
siadając na fotelu. Jonathan zajął drugi, a chłopaki kanapę.
-Trasa wyszła wam świetnie. Nic
więcej nie muszę dodawać. W poniedziałek wchodzicie do studia
nagrywać, a za jakiś tydzień, dwa kręcicie film. Najpierw
zajmiemy się scenami, w których was nie ma. Będziecie mieć więcej
czasu.- Stevens omawiał plany na najbliższe dni, jednak ciągle
gapił się na mnie.
-Jonathan, masz jakiś problem?-
spojrzałam na niego bezbarwnie.
-Nie. Po prostu się o ciebie martwię.
-Nie masz o co. Jak widzisz, jeszcze
żyję.- wzruszyłam ramionami.
-Jeszcze... Zabawne. Po prostu dmucham
na zimne. Znam cię nie od dziś i wiem, jak potrafisz odreagowywać.-
uniósł brew.
-Chwila! O czym wy mówicie?-
zmarszczył brwi Andy.
-O niczym. Jon, od tamtej pory trochę
się zmieniło, nie uważasz? Poza tym, skoro tak dobrze mnie znasz,
to wiesz, że nie robię dwa razy tego samego.- powiedziałam zimno.
-Mam nadzieję. Nie mogę sobie teraz
pozwolić na dodatkowe zmartwienia. Dobrze. Wracając, dziś i jutro
macie wolne, skorzystajcie z tego. To chyba tyle.- zakończył.
-Może nas ktoś uświadomić, o co
chodzi?- zdenerwował się Ashley.
-Nie, nie może. Im mniej wiesz, lepiej
śpisz.- zauważył Stevens. Wyszłam z jego gabinetu, kierując się
na parking. Czekał tu na nas van. Po chwili dołączyli do mnie
chłopcy i pojechaliśmy do domu.
Ledwo przekroczyliśmy próg,
skierowałam się na górę, do swojego pokoju. Rozpakowałam walizkę
i rzuciłam się na łóżko. Napisałam jeszcze do mamy sms'a, że
wszystko jest ok, że nic mi nie jest, czuję się dobrze i nie ma po
co dzwonić. Oczywiście odpisała mi, że chciałaby jednak ze mną
pogadać. Stwierdziłam, że to nie ma większego sensu, bo i tak
ciągle będzie mnie podpytywać o całe zdarzenie, a ja nie chcę o
tym myśleć. W końcu odpuściła. I bardzo dobrze. Przebrałam się
w jakieś spodnie dresowe i z powrotem wyłożyłam na łóżku.
Sięgnęłam od niechcenia po jakąś książkę leżącą na stoliku
nocnym. Oczywiście ktoś musiał mi przerwać. Nie muszę wspominać,
że to Ash? Położył się obok mnie. Czułam, że się gapi, ale
starałam się skupić na treści. Po jakiś pięciu minutach
zaczynało mnie coś trafiać.
-Czego?- spytałam, kierując na niego
swój wzrok.
-Już przestałaś być dla mnie miła?-
uniósł brew.
-Ashley o co ci chodzi?- westchnęłam.
-Mi? O nic. Po prostu znowu zamykasz
się w sobie.
-Jakbym kiedykolwiek była otwartą
osobą. Tak jest prościej.- mruknęłam.
-Tylko ci się tak wydaje.- zauważył.
-Chcesz żebym się zmieniła? Zacznij
od siebie. Za dwa miesiące będę mogła robić to, co chcę.
-Właśnie. Za dwa miesiące. Do tego
czasu musisz się liczyć ze mną.- uśmiechnął się chamsko.
-A jeśli nie będę się zachowywać
tak, jak ty tego chcesz, to co wtedy? Zmusisz mnie do zmian?
Najlepiej zrób to siłą.- syknęłam.
-Teraz przesadziłaś! Możesz sobie
myśleć o mnie, co chcesz. Ale nie porównuj mnie do tego chuja!-
warknął wściekły.
-Bo co?- spytałam wyzywająco.
-Jesteś głupia, jeśli sądzisz, że
uda ci się mnie sprowokować. Za długo żyję na tym świecie, żeby
działały na mnie takie gierki, mała.- wstał z łóżka. Na
odchodne rzucił jeszcze: -Za pół godziny widzę cię na dole w
kuchni, na obiedzie. I nie zmuszaj mnie, żebym sam po ciebie
przyszedł.
-Dupek!- burknęłam, gdy zamknęły
się za nim drzwi. W sumie, trochę bałam się go prowokować. Tzn.
wiem, że raczej krzywdy mi nie zrobi, ale skutecznie może utrudnić
życie. Pod tym względem był bardzo utalentowany...
Specjalnie, na złość mu, poczekałam,
aż minie 40 minut i dopiero wtedy podniosłam swoje zwłoki.
Spotkałam go w połowie schodów. Był zły. Jego mina mówiła sama
za siebie. Bez słowa złapał mnie za rękaw i pociągnął za sobą.
Wiedziałam, że się hamuje, bo jednak ciągnął mnie tylko trochę.
Ja go kiedyś wykończę psychicznie. Swoją drogą, ciekawe jakby
się zachował, gdyby całkiem stracił nad sobą panowanie... Może
jednak nie będę teraz tego sprawdzać.
Usiadłam pomiędzy nim, a
Andy'm. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie. Czułam się
cholernie niepewnie, będąc tak blisko niego. Ale postanowiłam
wziąć się w garść. Muszę w końcu wrócić do normalności.
Wzięłam kilka głębokich wdechów. Okej. Może jakoś to
przetrwam. W ogóle nie czułam głodu, ale próbowałam coś
przełknąć. Chłopaki gadali między sobą, a ja kombinowałam, jak
się stracić, nic nie jedząc. Wykorzystałam moment nieuwagi
Ashley'a i szybko wstałam. Niestety, ten facet ma refleks.
-Gdzie idziesz?- mruknął. Na
szczęście w tym momencie zadzwonił domofon.
-Otworzyć drzwi.- szybko
odpowiedziałam. Ash westchnął, ale nic już nie skomentował.
Wyszłam do holu i otworzyłam tą pieprzoną furtkę. Po chwili na
progu pojawiły się Sammi i Juliet.
-Ann!- zapiszczały na mój widok,
zbliżając się powoli. Wiedziały. Było to widać po ich
zachowaniu.
-Wiecie, ja się tylko facetów boję.-
zauważyłam sucho. Popatrzyły na siebie zmieszane. No tak. Pewnie
sądziły, że będę załamana, zapłakana itd.
-Jak się czujesz?- spytała niepewnie
JuJu.
-Bywało lepiej. Jeśli przyjechałyście
do mnie, to bardzo mi miło, ale muszę się uczyć. Jest dobrze, nie
martwcie się.- uśmiechnęłam się sztucznie. Następnie poszłam
na górę.
Kilka godzin później.
Zastanawiałam się nad sensem mojego
życia, słuchając muzyki, gdy do pokoju znowu wparował Purdy.
Usiadł z jakąś gazetą na podłodze, opierając się o łóżko.
-Nawet nie próbuj mnie wypierdolić,
bo i tak ci się to nie uda.- mruknął. Popatrzyłam na niego, jak
na debila, ale nic nie powiedziałam. Po jakimś czasie zaczęło mi
się nudzić, więc cicho zakradłam się do basisty, próbując
dojrzeć, co czyta. Jakiś katalog z gitarami. Nuuuda.
-Ten jest ładny.- wskazałam palcem na
jakiś model, leżąc za jego plecami. Na dźwięk mojego głosu, aż
podskoczył.
-Ja pierdolę! Chcesz żebym zawału
dostał?!- spojrzał na mnie wystraszony przez ramię.
-Nie pierdol, bo dzieci narobisz. Masz
coś na sumieniu, że tak się przeraziłeś?- uniosłam brew.
-Wiele rzeczy. Na przykład zastanawiam
się, czy lepiej cię udusić, czy może spalić na stosie.- burknął.
-To dajesz. Zabij mnie od razu i będzie
po kłopocie. Spełnisz moje marzenie.
-Czy ciebie ktoś przypadkiem nie
uderzył w głowę, gdy boksowałaś?- popatrzył na mnie dziwnie.
-Wiele razy.- przytaknęłam.
-To wszystko wyjaśnia. Mózg ci
szwankuje.- pokiwał głową, wracając do lektury.
-Ja go przynajmniej mam. Nie to, co
ty.- prychnęłam.
-Ja mam inne atrybuty. Wiesz, twój
dywan jest całkiem miły w dotyku, ale nie nadaje się do dłuższego
siedzenia.- zauważył.
-Jak ci podłoga nie pasuje, to masz
jeszcze sufit do dyspozycji.- uśmiechnęłam się mściwie.
-Nie podskakuj kociaku.- rzucił mi
groźne spojrzenie.
-Gdzież bym śmiała... Do takich
dziadków, jak ty, mam pełen szacunek.
-Dziadków? Słoneczko, niejedna twoja
kumpela chciałaby takiego „dziadka” jak ja.
-To idź sobie do nich, skoro cię
chcą, a nie mi dupę zawracasz.
-Nie zadaję się z przedszkolem. Już
wystarczy, że z tobą muszę się cackać.- powiedział cicho.
-Nikt cię nie zmusza.- warknęłam,
kładąc się z powrotem na materacu. Jedną rękę położyłam na
brzuchu, a drugą ułożyłam wzdłuż ciała. Spojrzałam na niebo
za oknem.
-Dobra, sorry. Nie miałem tego na
myśli. Ty akurat jesteś dojrzalsza od niejednej dziewczyny. No i od
nas.- usłyszałam jego głos obok mnie. Nie zamierzałam na niego
patrzeć. Wkurwia mnie. Poczułam jak delikatnie ujmuje moją dłoń.
-Mała, nooo.
-Odczep się.- syknęłam.
-Nie. Skoro ja jestem głupim chujem,
to chociaż ty bądź mądrzejsza i się nie obrażaj.- powiedział
przymilnym głosem.
-Nie jesteś głupim chujem.-
szepnęłam.
-Nie?- zdziwił się.
-Nie. Jesteś tylko idiotą.-
odwróciłam głowę w jego stronę. W odpowiedzi zaśmiał się
cicho.
-Pocieszające. Naprawdę.- puścił mi
oczko.
-Starałam się.- spojrzałam na nasze
splecione dłonie.
-Przeszkadza ci to?- Ash lekko
przejechał kciukiem po moich kostkach.
-Niee. O dziwo nie. Nie rozumiem, czemu
tylko tobie daję się dotknąć.- zmarszczyłam czoło.
-Też nie wiem. Ale przecież pozwalasz
mi tylko na małe gesty. Gdybym nagle cię przytulił, to byś się
wystraszyła.- zauważył, mocniej ściskając mi rękę. Fakt. Od
razu poczułam się niepewnie.
-Myślisz, że kiedyś mi to minie?-
spytałam.
-Tak. Myślę, że tak. Ale kiedy, to
zależy tylko od ciebie. Idziemy coś zjeść?- popatrzył na mnie z
nadzieją.
-Co ty masz z tym jedzeniem? Jak jesteś
głodny, to idź. Mi się nie chce.- zirytowałam się.
-Ale tobie ostatnio w ogóle się nie
chce.- uniósł brew.
-Ale przecież staram się jeść, tak?
Okej, idź głodomorze.- popchnęłam go lekko. W odpowiedzi pokręcił
tylko głową i wyszedł z pokoju. Cały czas brałam te tabletki,
które dał ten facio ze szpitala. Po nich chciało mi się spać.
Poszłam więc do łazienki, gdzie wzięłam prysznic. Minął już
tydzień od tego feralnego dnia. Rany coraz lepiej się goiły, więc
mogłam darować sobie opatrunki. Założyłam więc jakąś koszulkę
i poszłam spać.
Obudziłam się jakiś czas później.
Oczywiście cała spocona i z przyspieszonym pulsem. Niedługo się
wykończę. Albo zabiję siebie, albo co gorsza kogoś. Zeszłam po
cichu na dół, do kuchni. Nalałam sobie wody i usiadłam na
podłodze, opierając się o drzwi lodówki. Podciągnęłam kolana
pod brodę. Cały czas w głowie miałam głos Tony'ego,
powtarzający, że to moja wina. Bo to była moja wina. Znowu. Wtedy,
z tym wypadkiem było tak samo. To była moja wina. Nie wiem ile
czasu upłynęło, a ja dalej tak siedziałam, wgapiając się w
jeden punkt. W szufladę, w której były schowane noże...A gdyby tak jakiś wyjąć?
-Boże! Co ty tu robisz?!- wyrwał mnie
z zamyślenia głos zaspanego Purdy'ego.
-Siedzę.- burknęłam.
-Masz pojęcie, która jest godzina?
Czemu nie śpisz?- nalał sobie soku do szklanki.
-Bo nie mogę.- powiedziałam cicho.
Ash kucnął przy mnie. Był tylko w krótkich spodenkach.
-Znowu miałaś koszmar? Czemu nie
przyszłaś do mnie?-popatrzył na mnie poważnie.
-Bo to nic nie da. Ja sama muszę się
z tym uporać.- zacisnęłam dłonie na kolanach.
-Nieprawda. Nikt nie jest aż tak
samowystarczalny. Ile razy jeszcze mam ci powtarzać, że jak coś
jest nie tak, to przychodzisz do mnie?- usiadł koło mnie.
-Dlaczego tak mi pomagasz?- spytałam
nagle.
-Nie wiem.- wzruszył ramionami. -Jest
w tobie coś takiego... Że choćbym nie wiem, jak bardzo cię nie
lubił, to muszę mieć cię na oku. Nie zasnąłbym, nie mając
pewności, że jesteś bezpieczna.
-Teraz jestem bezpieczna.- zauważyłam.
-Ale nie jesteś taka, jak zawsze. Wolę
się z tobą kłócić, niż patrzeć, jak powoli gaśniesz.
-Gasnę?- zdziwiłam się.
-Ohhh, tracisz energię, jesteś
cichsza, smutniejsza, spokojniejsza, obojętna.- wymienił na jednym
tchu.
-Ale ja zawsze jestem smutna i
obojętna.- powiedziałam po chwili.
-Może i tak, ale masz w sobie jakąś
energię. A teraz zamieniasz się w roślinkę.- machnął ręką.
Zaczęłam zastanawiać się nad jego
słowami. Czy ze mną jest już tak źle? Tak bardzo mnie to
zmęczyło, że nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
Następny dzień.
Spałam sobie w najlepsze, gdy obudził
mnie jakiś okrzyk. Gwałtownie otworzyłam oczy.
-CC, idioto, cicho bo ich ob.. O, hej
Annie.- uśmiechnął się do mnie Jinxx.
-Cześć. Co się stało?- jeszcze nie
za bardzo ogarniałam.
-Oooh, CC jak zwykle się wystraszył.
Nie zwracaj uwagi.- powiedział cicho gitarzysta.
-Bo kiedyś przez nich zawału
dostanę.- odburknął pod nosem, perkusista.
Kiwnęłam tylko głową, przeciągając się. Nagle poczułam jakiś ciężar i znieruchomiałam, lekko wystraszona. Spojrzałam w bok. Obok mnie spał Ashley. Moje ramię robiło mu za poduszkę. Uniosłam zdziwiona brwi.
Kiwnęłam tylko głową, przeciągając się. Nagle poczułam jakiś ciężar i znieruchomiałam, lekko wystraszona. Spojrzałam w bok. Obok mnie spał Ashley. Moje ramię robiło mu za poduszkę. Uniosłam zdziwiona brwi.
-Chłopaki, mógłby mnie któryś
uwolnić?- poprosiłam.
-Ja go zaraz obudzę.- ucieszył się
Christian.
-NIE!- zaprzeczyliśmy gwałtownie z
Jeremy'm.
-Siedział tu ze mną dość długo.-
wyjaśniłam szybko.
-Zaniosę go do pokoju.- Jinxx podszedł
do nas. Objął delikatnie chłopaka i podniósł. Wyglądało to
naprawdę słodko, zwłaszcza gdy Ash wtulił się w niego, mamrocząc
coś pod nosem. Poszłam za nimi, skręcając do swojej sypialni.
Przebrałam się i związałam włosy. Wróciłam do kuchni.
-Co wy robiliście w nocy, w kuchni?-
zaciekawił się CC.
-Generalnie, to siedzieliśmy.-
mruknęłam. Coma uniósł brew, ale nie pytał o nic więcej.
Spojrzałam w kalendarz. To dziś był ten dzień. Momentalnie
zrobiło mi się smutno. A tak cholernie liczyłam, że nic nie
poczuję. Nawet nie mogę być teraz w Polsce. Ale czy to by mi coś
dało? Nie chcę tego pamiętać. Ale tak się nie da. I co ja mam
teraz zrobić?
Do kuchni weszli Jake i Andy. Zdziwili
się na mój widok. W dodatku jedzącą śniadanie. Zmuszałam się
do tego. Jednak bardzo dobrze wiedziałam, że nie chcę znów się
doprowadzić do takiego stanu, gdzie stracę na ileś tygodni apetyt.
Zjem tą pierdoloną kanapkę, choćbym miała się potem porzygać!
Mam ważniejsze rzeczy na głowie.
-Ann? Słuchasz?- odezwał się Jake.
-Co?! Przepraszam. Zamyśliłam się.-
zamrugałam szybko.
-Pytałem, czy masz jakieś życzenie,
odnośnie obiadu. Dziś ja gotuję.- wyjaśnił.
-Niee. Nie wiem, czy w ogóle będę
coś jeść. Muszę... Mam coś do zrobienia. Najwyżej potem sobie
odgrzeję.- wstałam gwałtownie.
Skierowałam się do swojego pokoju.
Tam spakowałam torebkę i założyłam bluzę.
-Co robisz?- o framugę opierał się
Andy.
-Pakuję kilka rzeczy. Muszę coś hmm,
załatwić.- zająknęłam się.
-Coś, to znaczy, co?- podszedł do
mnie, łapiąc za rękę. Gwałtownie się wyrwałam.
-Przepraszam.- szepnęłam, widząc na
jego twarzy ból.
-Nie szkodzi. Wiem, że to dla ciebie
trudne.- westchnął.
-Taak. Jesteś dla mnie bardzo ważny,
ale ja... nie umiem się jeszcze przełamać.- próbowałam to jakoś
wytłumaczyć.
-Okej. Spoko. Ale nie powiedziałaś
mi, gdzie idziesz.- uniósł brew.
-Gdzieś, gdzie będę mogła w spokoju
pomyśleć. Jest jedno idealne miejsce. Wiesz, dziś jest dla mnie
bardzo trudny dzień. Przypomina mi coś, co staram się zapomnieć.
To nie jest miłe wspomnienie.- powiedziałam cicho.
-Wobec tego nie powinnaś być teraz
sama. Zwłaszcza, po ostatnim.- zauważył.
-Andy, proszę. Nic mi nie będzie. Ja
muszę stąd wyjść.- spojrzałam na niego błagalnie.
-Dobra, ale jak coś, to dzwoń.-
westchnął ciężko.
-Okej. To na razie.- zbiegłam szybko
po schodach i wypadłam na dwór. Wzięłam głęboki oddech i
skręciłam w odpowiednią stronę...
Perspektywa Ashley'a.
Obudziłem się w swoim łóżku.
Chwila! Przecież siedziałem z Ann w kuchni. Nie pamiętam, żebym
wracał do pokoju. Okej. Później to wyjaśnię. Skierowałem się
do łazienki. Wziąłem prysznic i wysuszyłem te cholerne włosy.
Czasem miałem ochotę je ściąć. Ale to byłby mój najgłupszy
pomysł w ostatnim czasie. Wziąłem z szafy pierwsze lepsze ciuchy i
zszedłem do kuchni.
-Ooo wyspałeś się w końcu?- uniósł
brew Jake.
-Chyba. Kto mnie zaniósł do pokoju?-
spytałem.
-Ja. Przytyłeś ostatnio, czy to ja
się starzeję i mam coraz mnie siły?- popatrzył na mnie Jinxx.
-Raczej to drugie. Zdziadziałeś przy
Sammi.- zaśmiałem się.
-Spierdalaj. Ja mam przynajmniej
regularny seks.- pokazał mi fuck'a.
-Śmieszne w chuj. Dobrze wiesz, że ja
też bym miał, ale nie mogę.- wykrzywiłem się.
-Nie narzekaj już tak. Ann nie jest
taka zła.- odezwał się CC.
-A czy ja powiedziałem, że jest zła?
Po prostu ona nie daje mi tego, co każdy facet potrzebuje.-
otworzyłem jogurt.
-Chciałbyś ją przelecieć?- zdziwił
się Andy.
-Co? To znaczy... Właściwie to... A
gdzie ona tak w ogóle jest?- zmieniłem temat, jedząc moje, jakże
wymyślne śniadanie.
-No chyba u siebie.- wzruszył
ramionami Jake.
-Nie. Wyszła zaraz po śniadaniu.-
powiedział Ands.
-Co zrobiła?!- warknąłem, mało się
przy tym nie dławiąc łyżeczką.
-No wyszła.- powtórzył obojętnie
Biersack.
-Sama? Ale dokąd? Po co?- spytał
Jinxx.
-Puściłeś ją samą?! Czy ty
myślisz?!?!?!- wkurwiłem się.
-Pora dnia nie ma tu nic do rzeczy. Nie
wziąłeś pod uwagę, że ktoś może ją przypadkiem zaczepić, a
ona się wystraszy?! Młody, do cholery, przecież ona dalej nie
doszła do siebie!- wstałem gwałtownie od stołu.
-Ash ma trochę racji. Ona wciąż boi
się nas, a co dopiero innych.- wtrącił CC.
-Okej. Bez paniki. Co ona ci tak
właściwie powiedziała? Bo, mam nadzieję, nie puściłeś jej bez
słowa?- Jake zmierzył wokalistę podejrzliwie.
-Aż tak głupi nie jestem!
Powiedziała, że dziś jest dla niej trudny dzień, który
przypomina jej coś niemiłego. I że idzie gdzieś, gdzie będzie
mogła w spokoju i samotności pomyśleć.- streścił Andy.
-Czyli nie powiedziała, gdzie idzie.
Cholera.- podsumował Christian. Zacząłem intensywnie myśleć.
Gdzieś, gdzie można pobyć samemu i pomyśleć... Ona nie zna za
dobrze tej części Los Angeles.
-Nie odbiera.- powiedział Jinxx,
rzucając telefon na stół.
-Mniejsza. Chyba wiem, dokąd poszła.
Pojadę tam autem. Dam wam znać, jak coś.- przeczesałem ręką
włosy. Poleciałem jeszcze na górę po bluzę i po chwili wróciłem.
Skierowałem się do garażu. Oczywiście ja, jak ta ostatnia
sierota, zapomniałem z domu kluczyków. Zawróciłem, klnąc pod
nosem. Sprawdziłem jeszcze, czy to na pewno te. Wsiadłem do mojego
auta i wyjechałem z garażu. Mam nadzieję, że się nie mylę i
znajdę Ann całą i zdrową...
Po kilkunastu minutach byłem na
miejscu. Zamknąłem auto i udałem się do wyznaczonego celu. Z
daleka dojrzałem siedzącą postać. Podszedłem bliżej. To była
mała. Na szczęście... Odetchnąłem z ulgą, pisząc sms'a do
chłopaków. W sumie, sam nie wiem, czemu się tak przejmuję.
Naprawdę. To jest dziwne. Zwłaszcza w moim przypadku. Obserwowałem
ją przez chwilę, po czym powoli ruszyłem w jej stronę.
*************
Black chyba jest chora. Fizycznie (bo psychicznie to już dawno-psychiatryk czeka). Coś ciężko ostatnio idzie Wam komentowanie. O wyświetleniach nie wspominając. Nie wiem, czy straciłam czytelników, czy o co chodzi. Dziękuję stałym komentatorkom, za regularne poprawianie mi humoru. Wgl czyta to ponad 60 osób. O których wiem... I serio to tak ciężko napisać komentarz. Normalnie idzie zdechnąć z przemęczenia. I niech nikt się głupio nie tłumaczy, że nie umie. Już dzieci w podstawówce muszą pisać wypracowania, eseje i rozprawki. To jakoś Wam wychodzi, a nie potraficie tutaj sklecić zdania... A potem mi, ma się chcieć napisać w szybkim tempie, te jebane 8-9 stron A4 rozdziału. Śmieszne. Możecie stwierdzić, że jestem wredna, chamska i złośliwa. Bo taka jestem. Zwłaszcza, gdy się źle czuję. Albo po prostu jestem już stara i mam inne spojrzenie na życie. Btw. ujawniło się kilka nowych czytelniczek, które witam. Jeśli możecie, to powiedzcie innym fanom BVB o tym blogu. Niech też się pośmieją z mojej głupoty. Rozdziały staram się dodawać tak dzień po tym, jak wypełni się limit. Wiadomo, nie da się codziennie. Biorę jeszcze pod uwagę liczbę wyświetleń (które spadły o połowę...). Nie wiem, kiedy teraz dodam nowy, bo serio, nie da się pisać ze stanem podgorączkowym. Gdybym chociaż miała wysoką temperaturę, byłoby lepiej, bo pojechałabym z treścią. Mam wtedy szalone pomysły. A teraz jeszcze ledwo widzę na oczy. Cudownie kurwa. Co do następnego rozdziału, zrobię Wam spoiler. Znajcie moje dobre serce (jeszcze jakbym je miała). Z jednej strony powinniście być zadowoleni, bo Ann !UWAGA! zwierzy się chłopakom, ze swojej traumy. Z drugiej, możecie czuć zawód, bo to serio nie jest jakaś oszałamiająca rzecz, ten jej powód. Ale nie myślcie, że teraz już wszystko wiecie o An. Jeszcze trochę tych swoich przeżyć ma w zanadrzu. To chyba tyle. Nara.
!!! 24 komentarze=nowy !!!
Aww.. Piękne jak zawsze.. Ciekawe jaką Ann ma traumę.. Czekam na następny i zdrówka <3
OdpowiedzUsuńAsh jaki opiekuńczy się zrobił, chyba wole jak się cały czas kłócą.
OdpowiedzUsuńAle tak to rozdział fajny ;)
czekam na next.
JEEEEEEEEEE!!! Rozdział!
OdpowiedzUsuńW końcu oddali mi kompa :3 Płyta mi siada ;-;
Co do spoilera, bo najłatwiej mi od niego zacząć... Ten incydent serio musiał nieźle na nią podziałać (Albo Ash xD), że postanowiła (została zmuszona) się zwierzyć. To takie... nienaturalne jak na nią.
Jeśli chodzi o rozdział, to jest Piękny, przez wielkie 'P'. Szczególnie podoba mi się moment w kuchni, gdy to Ann siedziała sobie z Purdy'm na podłodze.
Współczuję ci :/ Nienawidzę mieć gorączki, a co dopiero stanu podgorączkowego. Zimno mi wtedy, cała się trzęsę, a jestem gorąca jak kaloryfer :P
Myślę, że to przez szkołę spadają wyświetlenia i komentarze. Poprawianie ocen itd... Albo coś w tym stylu.
Tak czy inaczej, pisz bo lubisz, a nie dlatego, że musisz XD Trzymaj się :* /OpenWound, Moja Sala Koncertowa FB
Uhuhuhuhu!!
OdpowiedzUsuńBoski!!!
Ann jest zajebista*-* rozwala mnie tekstami i wgl.
Kocham tego blooga <3
Zdrowiej i weeny!!
Hejka <3
OdpowiedzUsuńJakie miłe zakończenie dnia :-)
Nigdy nie chciałabym znaleźć się w takiej sytuacji jak Ann.
Ciekawa jestem co im powie.
Psychiatryk też na mnie czeka :-P
Zdrówka życzę, ja też nie najlepiej się czuję.
Pozdrawiam <3
na mnie tez czekają w psychiatryku ale tak do rzeczy rozdział extra i czekam na nexta(Jestę poetą)>>>Noele
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście zdrowiej szybciutko>>>Noele
OdpowiedzUsuńZajebiste. Kocham Asha i Ann ♡ zrób coś żeby byli razem
OdpowiedzUsuńI ♡ UNICORNS
Rozdział super!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co Jonathan miał na myśli przy rozmowie z Ann...
Nareszcie się zwierzy chłopakom! Nie mogę się doczekać!
Wracaj szybko do zdrowia i już więcej nie choruj biedulko <3
Weny i zdrowia życzę!
Wszystko kiedyś się wyjaśni...
UsuńJestem strasznie ciekawa jej przeszłości i tego co miał na myśli Jonathan i wgl co na to chłopaki. Szkoda mi Andy'ego i reszty, przecież chcą dla niej jak najlepiej i się o nią martwią, a ona im nie ufa. Mam nadzieję, że niedługo będzie jak dawniej :'(
OdpowiedzUsuń"-Jest w tobie coś takiego... Że choćbym nie wiem, jak bardzo cię nie lubił, to muszę mieć cię na oku. Nie zasnąłbym, nie mając pewności, że jesteś bezpieczna." Od razu przypomniał mi się początek pierwszego rozdziału, czy to ma ze sobą coś wspólnego?? ;P
Jejuuuu... znalazł ją <3
Siły do pisania i zdrówka, kochana trzymaj się ;3
c. Orzeł
Początek 1 rozdziału? Masz na myśli jej wspomnienie? Jeśli tak, to wyszło mi to nie chcący, to podobieństwo. Ale wszystkiego dowiecie się w odpowiednim czasie;)
UsuńRozdział jest świetny.Nie ma miodu i cukierków,ale i tak jest cudowny.Ostatnie rozdziały są bardzo smutne co doskonale odzwierciedla mój nastrój.Nie mogę się już doczekać następnego bo praktycznie od początku tego bloga czekam na to gdy Ann opowie o tej swojej traumie chłopakom.Życze ci szybkiego powrotu do zdrowia i do następnego :*
OdpowiedzUsuńŚwietny, zajebisty i genialny rozdział :D
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa co się w przeszłości stało Ann.
Zdrowiej :* :*
świetnie *.* czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńBrides'y znowu matkują, co im się stało. Instynkt ojcowski jak nic :P.
OdpowiedzUsuńRozmowa z Jonathanem taka tajemnicza.
Ashley otwieracz do puszki Ann.
"wparował Purdy. Usiadł z jakąś gazetą na podłodze, opierając się o łóżko.
-Nawet nie próbuj mnie wypierdolić, bo i tak ci się to nie uda.- mruknął. " Wtf? :D
"-Ten jest ładny.- wskazałam palcem na jakiś model, leżąc za jego plecami. Na dźwięk mojego głosu, aż podskoczył." - śmieję się jak głupia.
"-Rany, o co wam chodzi? Przecież jest dzień. Co jej się może stać?!" hahah Andy sierota xD
To czekam na na następny! <3
Otwieracz do puszki ahahah. Chyba Pandory:P
UsuńA ja jak zwykle za późno :c Ale jeszcze kiedyś będę pierwsza, o! :D
OdpowiedzUsuńPiosenka <3
Eh..kochani są. Nie mogłaś z nich zrobić dupków? Byłoby łatwiej.
Jajć, przeszedł mi uraz do Jareda i od razu jakoś milej się czyta sceny z Jonathanem.
53 rozdziały za nami a ja wciąż jestem pod wrażeniem, jak dużą wagę przykładasz do przedstawienia ich psychiki. Tak, wiem, że się powtarzam, ale jak widać u Ciebie inaczej się nie da, bo potem mi marudzisz, że opisujesz "po łebkach". Phi!
Aż trudno sobie wyobrazić, co ona teraz czuje. Niby każdy na swój sposób radzi sobie z kłopotami, ale duszenie tego w sobie może jeszcze bardziej niszczyć od środka..
Naiwnie liczę, że wszystko szybko się ułoży.
Martwię się o fikcyjną postać..ok.
Ash niech zmieni preferencję ze 'specjalisty' na psychologa, bo na razie idzie mu nieźle.
I pomyśleć, że to ten nadopiekuńczy Pandy jako jedyny dał jej trochę wolności..Świat staje na głowie już całkiem.
Czy chora Ania to jeszcze bardziej wkurwiona Ania? Bo nie wiem czy Ci truć dupę na fb/gg czy lepiej siedzieć chicho :D W każdym razie duuuużo zdrowia! A z tym psychiatrykiem to obiecałaś, że na mnie poczekasz :c
Aaaa oczekuję następnego bardziej niż 51!! ♥
Wczuwasz się w historię;) Haha miałam się go w liście spytać o tego specjalistę:P Andy jest nieprzewidywalny... Owszem, jestem wkurwiona. Aczkolwiek nasze rozmowy są niezwykle interesujące. I te intrygujące wnioski, do których czasem dochodzimy. :D
UsuńAj misia! Wybacz, że nie komentowałam, ale w ogóle praktycznie nie miałam jak:3 Ale czytałam i czytam na bieżąco;* Jezu co tu się porobiło.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że ten skurwysyn jej coś zrobi. No wiedziałam! Biedna Ann, chociaż z drugiej strony jestem z dyczka zaskoczona, że tak to przeżywa. Znaczy wiem, że normalnie większość dziewczyny popadłaby z depresję, ale nie Ann błagam. Jak by go teraz spotkała powinna mu tak zjebać buźkę, że by własna matka nie poznała xD Z drugiej strony to jednak dobre, bo zaczyna się coraz bardziej zbliżać z Ash'em. Takie o fajne, że pozwala się tylko jemu dotknąć. No, nie tyle co fajne co kochane<3 A Purdy taki mega opiekuńczy *.* awww..rzygam tęczą :3 Szkoda tylko reszty chłopaków ;/ Nie powinna się ich aż tak bać. Błagam niech jej to minie!
A teraz tak trochę humorowo. Wyobraziłam sobie tą scenkę jak Jinxx zanosi Ash;a do pokoju. Boże to musiało komicznie wyglądać.
A wracając jeszcze do Ann, to przydałaby się taka nutka dramaturgi:p Może niech spróbuje popełnić to samobójstwo, a wtedy nasz cudowny basista przyjdzie jej na ratunek! Jejku taka ofiara się z niej troszkę robi, ale cii.. wierzę, że się odbije ;P
Ach, ale te nasze bohaterki zdecydowanie są do siebie podobne. Ja Ci mówię to są siostry w dwóch innych rzeczywistościach :D
W ogóle co do tego incydentu to tak mi się podobało jak Ashley się na niego rzucił z pięściami! Uwielbiam takie bójki *.*
Ej? Andy jest naprawdę jedyny w swoim rodzaju.
"-Okej. Bez paniki. Co ona ci tak właściwie powiedziała? Bo, mam nadzieję, nie puściłeś jej bez słowa?- Jake zmierzył wokalistę podejrzliwie.
-Aż tak głupi nie jestem! Powiedziała, że dziś jest dla niej trudny dzień, który przypomina jej coś niemiłego. I że idzie gdzieś, gdzie będzie mogła w spokoju i samotności pomyśleć.- streścił Andy." - sobie wyobrażam jego spokój jak to mówił. Jezu gdy ja mam takie dni to przyjaciele nie spuszczają ze mnie oka bo mają strach, że coś sobie zrobię, a ten ją tak sobie puścił. Nie no..umarłam xD
Doobra weny misiu! :* Czekam na następny i zapraszam do mnie na 14 rozdział :D
http://rebelyellbvb.blogspot.com/
Nowy rozdział! *-*
OdpowiedzUsuńSuper blog i opowiadanie :D
>Motylę Jestę xd
Eh, komentarz tak pozno daje..Sorry ;-;
OdpowiedzUsuńBosze, przeslodzilam sie to czytajac xd
Łosz kurwa...Juz sa w domu. Jak to szybko minelo xd
Haha!
DENSIMY LUDZIE!
*dens dens*
Anka bedzie sie zwierzac! Fuck yeah! XD
Łoooo sooooo sweet jak ja znalazl *0*
Dobra, juz koncze ten komentarz bo bede rzygac xd
Jejku, wspolczuje ci :c
Wracaj szybko do zdrowia :c
Czekam na next :3
/Victoria Purdy
Blogger znowu mnie nie lubi ;-;
Chciałam napisać wcześniej... Nie wyszło T^T ...
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać, bo przez te parę dni zdołałam zapomnieć o co w notce chodziło, ale ten...
Powracaj nam do zdrowia! :3.
Pokazałam przyjaciółce bloga i zakochała się xD. Najbardziej spodobał się jej ten list, co był bodajże w 11 - 12 rozdziale.. xD I powiedziała, że już Cię uwielbia xDD..
I później miała fazę z tego: "Nie oddychaj na mnie, bo piszę!" xD I ciągle, jak dalej czytała i Andy coś mówił, albo w sytuacji w której było coś śmiesznego powtarzała ten cytat... Taa.. Dzięki x3
Czekam na next :3.
Jejku, bardzo mi miło. List jest jedyny w swoim rodzaju;) Pozdrawiam z tego miejsca Twoją przyjaciółkę:D
UsuńJak zwykle spóźniona, ale jestem. No i zauważyłam, że pod ostatnim postem mój komentarz sie nie dodał. Świetnie, pozdrawiam bloggera no i bardzo Cię przepraszam, ze nie sprawdziłam tego wcześniej.
OdpowiedzUsuńAle przechodząc już do rzeczy...rozdział świetny. Nie wiem jak Ty to robisz, że z każdym kolejnym odcinkiem Twoje opowiadanie podoba mi się jeszcze bardziej.
Naprawdę, już nie mogę doczekać się następnego! Chce więcej i więcej i więcej.
No i wracaj do zdrówka!
Życzę dużo weny Xo
+piosenka dnia, jeeeju ♡
UsuńPrzez Ciebie nie może mi teraz wyjść z głowy. Dzięki xD
MCR rządzi♥ Z tymi komentarzami, to przez Ash'a. Coraz bardziej? To tak się da?
UsuńMCR=życie. Racja, to wszystko wina Ash'a. Teraz będę sprawdzać czy się dodały.
UsuńTeż nie wiedziałam, że tak się da. Twój blog należy do moich ulubionych, świetny c:
Dobra, już Ci tu nie spamuje. Weny!
Bardzo fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrówka i weny kochana!
////Black Rose
Nie skomentowałam?! Co ten blogger? Powiadasz,że to wszystko przez Ashleya...Oj to jest blogger tego nie ogarniesz.Rozdział jest superświetniefajny.Ashy taki kochany.Tak sie martwi o Ann.Ta scena w kuchni była taka słodka *.* I jeszcze to jak Jeremy niósł go do sypialni ^.^ Rozpływam sie.Dałaś spojler.Ann sie będzie zwierzać?! Nie mogę się doczekać i życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńHuhu, Ann się zwierzać?
OdpowiedzUsuńTo zwiastuje koniec świata xd
Jejciu, ta scena w kuchni z Purdym taka myry..Te gimbusiarskie zwroty.
Jinxx niósł Ashley'a do sypialni...Ciekawe co sie działo później, hahaha xd
Życzę zdrówka, ja też nienawidzę być chora. To jest okroooopne ;-;
-Star
Kiedy możemy się spodziewać nowego rozdziału?
OdpowiedzUsuńJak już masz czelność się o to pytać, to chociaż byś się podpisała. Umiesz liczyć do 24? Dziś na pewno nie będzie.
UsuńŻyję! (Niestety...)
OdpowiedzUsuńA więc, nie wiem od czego zacząć bo całość mi się zajebiście podoba! *_* Już się chyba domyślam, gdzie jest nasza kochana Ann :3 Ale się Ash wkurwił, no no ;) Widać, że się martwi o młodą, to takie kochane :* Mam nadzieję, że szybko już wróci do normy, nie chcę, żeby bardziej cierpiała :( Szkoda mi jej ;( Ash normalnie taki nad opiekuńczy chłopak <3 Dziwne, że jeszcze żadne siebie nie zabiło XD
Czekam z niecierpliwością na następny :3 ♥
Spóźniona Calley XD
Hey ^_^
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno. Nie mogłam się w ogóle zebrać :X...
Zdrowiej, Kochana! Mam nadzieję, że choróbsko nie przyklei się do Ciebie na dobre i będziesz w pełni sił. Z drugiej strony, chciałabym poczytać trochę z tych "szalonych pomysłów". Ale perspektywa, że dla mojej uciechy masz się męczyć z tym świństwem... Nie, to nie jest nic dobrego.
Ey, ja może zacznę od końca, bo, oczywiście, zostawiłaś mnie z niedosytem. Albo mnie się zdaje, albo Rudą poniosło w miejsce, gdzie ją kiedyś dawno temu zaprowadził Ashley? To jest takie słodkie *___*. I oczywiście będę wyczekiwać aktualizacji i sprawdzać google+ codziennie kilka razy... Tak przy okazji, teraz rozdziały udostępniają się podwójnie ;).
No to teraz jak ludź, od początku...
Podoba mi się, jak ją ubierasz. No i najchętniej też bym im kilka koszulek zwinęła xD. Tak, jebie mnie. Ale lubię męskie koszulki :3.
Awww, jak chłopcy się o nią martwią... Błagam, niech ona nie zamyka się w skorupie, taka skorupa to coś strasznego. Wiem, że to tak nie idzie, że to cholerna trauma. Nie wyobrażam sobie, jakbym ja coś takiego przeżyła... Ale ona jest silna i ma wokół siebie sporo wsparcia. Oby tak pozostało... Trzymam kciuki za to, żeby wszystko jakoś poszło.
I znowu na stałym lądzie ^_^. Będziesz wyzywać, ale muszę zauważyć, że Jon nawet się chłopaków nie czepiał, święto lasu xD.
Ałć, porównanie Ash’a do tego skurwiela było bolesne. W sensie, uderzyła w czuły punkt... Ogólnie ta napięta atmosfera w tym domu to jest coś niesamowitego. Wystarczy iskra i będzie ogień. Wiadomo, że ta banda robi to wszystko z troski. I dziewczyny też.
Podoba mi się fakt, że Purdy siedzi przy młodej.
„-To wszystko wyjaśnia. Mózg ci szwankuje.- pokiwał głową, wracając do lektury.
-Ja go przynajmniej mam. Nie to, co ty.- prychnęłam.
-Ja mam inne atrybuty. Wiesz, twój dywan jest całkiem miły w dotyku, ale nie nadaje się do dłuższego siedzenia.- zauważył.
-Jak ci podłoga nie pasuje, to masz jeszcze sufit do dyspozycji.- uśmiechnęłam się mściwie.
-Nie podskakuj kociaku.- rzucił mi groźne spojrzenie.”
Kocham ten moment <3. Śmieję się i śmieję i przestać nie mogę ^___^. I te ich przekomarzanki.... „Kociaku” <3 ^__^.
I bardzo mi się podoba ten momencik w nocy <3.
Dobra, to chyba na tyle. Przepraszam, że tak krótko, ostatnio na niczym się skoncentrować nie mogę.
Pozdrawiam, życzę czasu, pomysłów i wszystkiego, czego potrzebujesz do pisania.
CZYTAM = KOMENTUJĘ.
<3 <3 <3
Jesteś moim mistrzem, ide czytać następny ;-;
OdpowiedzUsuńdobra nadrabiam zaległości
OdpowiedzUsuńwięc tak Jinxx niosący śpiącego Ashleya?
jeny to musiałby być epicki widok *.*
wgl to takie urocze, że wszyscy się troszczą o Ankę
ale to że Biersack ją puścił samą to mnie zdziwiło ;o
myślałam, że ją zatrzyma, nie pozwoli iść bez obstawy itd
wgl stwierdzam, że fajnie by było mieć takich pięciu opiekuńczych, starszych braci, którzy tworzą świetną muzykę i wygłupiają się i ogólnie zawsze pomogą *o*
dobra rozmarzyłam się
rozdział oczywiście mi się podobał :)
Ej coś linki z outfitami nie działają :(
OdpowiedzUsuńZapewne usunęli mi tam konto hahaha. Blog się sypie :D
Usuń