czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 53


Obudziłam się, siadając gwałtownie, przez co o mały włos nie spadłam z kanap... z łóżka? Rozejrzałam się. Byłam w tour-busie, w swoim łóżku. Nikogo, oprócz mnie, nie było. Zaczęłam rozkopywać pościel, w poszukiwaniu telefonu. Przy okazji zobaczyłam, że spałam w ciuchach. Znalazłam w końcu upragnioną rzecz i spojrzałam na wyświetlacz. Jest 13????? O kurwa! Spałam ponad 15 godzin! Wciąż w szoku zwlokłam się z materaca i skierowałam do szafki. Zabrałam stamtąd dżinsy. Zawinęłam jeszcze któremuś z chłopaków koszulkę i poszłam pod prysznic. Zmieniłam opatrunki. Cóż, Ash robi to o niebo lepiej, ale nie zamierzam go wołać. Nie może mnie we wszystkim wyręczać. Już i tak skacze wokół mnie, jakbym była jakimś jajkiem. Spięłam włosy w wysokiego kucyka na czubku głowy. Muszę jakoś wrócić do normalności. Wzięłam głęboki oddech i zeszłam po schodach, na dół. Gdy pojawiłam się w naszym „salonie”, zapanowała cisza wśród ekipy. Zespół jak zwykle darł się w niebogłosy. Koło Ashley'a było wolne miejsce, które po chwili zajęłam.

-Hej Ann. Wyspałaś się?- uśmiechnął się do mnie CC.
-Czemu mnie nikt nie obudził?- spytałam cicho.
-Bo widocznie tego potrzebowałaś, kociaku.- Ashley przysunął mi miskę z sałatką. No tak, oni jedli już obiad... Już miałam otworzyć usta, żeby zaprotestować, ale Jake mnie wyprzedził:
-Nawet nie próbuj. To wszystko ma zniknąć.- wskazał na miskę. On serio zawsze wie, co chcę powiedzieć. Jestem aż tak przewidująca? Wzięłam do ręki widelec i zaczęłam powoli jeść.
Musiałam się zamyślić, bo ocknęłam się, gdy Ash odsunął mi delikatnie naczynie. Rozejrzałam się nieprzytomnie. Byliśmy sami.
-Wiesz, że od kwadransa znęcasz się nad kawałkiem ogórka?- uniósł brew. Spojrzałam na swoje dłonie. -Ann, co się dzieje?
-Nic. Idę się uczyć.- wstałam od stołu, zanim zdążył zaprotestować. Skierowałam się na górę i rzuciłam na łóżko. Wzięłam do ręki podręcznik. I tak pewnie nic nie zapamiętam, ale lepsze to, niż przeszywające spojrzenie Purdy'ego...

Kilka dni później.

Skończyliśmy trasę koncertową. Tour-bus zatrzymał się na parkingu przed wytwórnią. Westchnęłam z ulgą stając na ziemi. W końcu! Mieliśmy spotkać się z Jonathan'em. Jestem ciekawa, co tym razem wymyśli. Przez cały ten czas od... tego incydentu starałam się jak najwięcej czasu poświęcić na naukę. Nie rozmawiałam, ani nie siedziałam z nikim. Nawet z Ashley'em. Widziałam, że jest im trochę przykro z tego powodu, ale nie umiałam inaczej. Po raz kolejny w swoim życiu zamknęłam wszystkie uczucia głęboko w sobie. Może to i lepiej. Przynajmniej nie będę tak cierpieć, za jakiś czas. Chłopaki nie znali mnie od tej strony. To znaczy nigdy nie byłam jakaś uczuciowa, empatyczna i tak dalej, ale przynajmniej ciągle się śmiałam i gadałam. Teraz nawet na to nie było mnie stać.
Skierowaliśmy się do gabinetu Jon'a. Na mój widok Stevens szybko wstał i do nas podszedł. Automatycznie cofnęłam się do tyłu. Nic nie poradzę, że tak reaguję.
-Ann? Jak się czujesz?- spytał, przyglądając mi się.
-Ujdzie.- powiedziałam obojętnie, siadając na fotelu. Jonathan zajął drugi, a chłopaki kanapę.
-Trasa wyszła wam świetnie. Nic więcej nie muszę dodawać. W poniedziałek wchodzicie do studia nagrywać, a za jakiś tydzień, dwa kręcicie film. Najpierw zajmiemy się scenami, w których was nie ma. Będziecie mieć więcej czasu.- Stevens omawiał plany na najbliższe dni, jednak ciągle gapił się na mnie.


-Jonathan, masz jakiś problem?- spojrzałam na niego bezbarwnie.
-Nie. Po prostu się o ciebie martwię.
-Nie masz o co. Jak widzisz, jeszcze żyję.- wzruszyłam ramionami.
-Jeszcze... Zabawne. Po prostu dmucham na zimne. Znam cię nie od dziś i wiem, jak potrafisz odreagowywać.- uniósł brew.
-Chwila! O czym wy mówicie?- zmarszczył brwi Andy.
-O niczym. Jon, od tamtej pory trochę się zmieniło, nie uważasz? Poza tym, skoro tak dobrze mnie znasz, to wiesz, że nie robię dwa razy tego samego.- powiedziałam zimno.
-Mam nadzieję. Nie mogę sobie teraz pozwolić na dodatkowe zmartwienia. Dobrze. Wracając, dziś i jutro macie wolne, skorzystajcie z tego. To chyba tyle.- zakończył.
-Może nas ktoś uświadomić, o co chodzi?- zdenerwował się Ashley.
-Nie, nie może. Im mniej wiesz, lepiej śpisz.- zauważył Stevens. Wyszłam z jego gabinetu, kierując się na parking. Czekał tu na nas van. Po chwili dołączyli do mnie chłopcy i pojechaliśmy do domu.

Ledwo przekroczyliśmy próg, skierowałam się na górę, do swojego pokoju. Rozpakowałam walizkę i rzuciłam się na łóżko. Napisałam jeszcze do mamy sms'a, że wszystko jest ok, że nic mi nie jest, czuję się dobrze i nie ma po co dzwonić. Oczywiście odpisała mi, że chciałaby jednak ze mną pogadać. Stwierdziłam, że to nie ma większego sensu, bo i tak ciągle będzie mnie podpytywać o całe zdarzenie, a ja nie chcę o tym myśleć. W końcu odpuściła. I bardzo dobrze. Przebrałam się w jakieś spodnie dresowe i z powrotem wyłożyłam na łóżku. Sięgnęłam od niechcenia po jakąś książkę leżącą na stoliku nocnym. Oczywiście ktoś musiał mi przerwać. Nie muszę wspominać, że to Ash? Położył się obok mnie. Czułam, że się gapi, ale starałam się skupić na treści. Po jakiś pięciu minutach zaczynało mnie coś trafiać.
-Czego?- spytałam, kierując na niego swój wzrok.
-Już przestałaś być dla mnie miła?- uniósł brew.
-Ashley o co ci chodzi?- westchnęłam.
-Mi? O nic. Po prostu znowu zamykasz się w sobie.
-Jakbym kiedykolwiek była otwartą osobą. Tak jest prościej.- mruknęłam.
-Tylko ci się tak wydaje.- zauważył.
-Chcesz żebym się zmieniła? Zacznij od siebie. Za dwa miesiące będę mogła robić to, co chcę.
-Właśnie. Za dwa miesiące. Do tego czasu musisz się liczyć ze mną.- uśmiechnął się chamsko.
-A jeśli nie będę się zachowywać tak, jak ty tego chcesz, to co wtedy? Zmusisz mnie do zmian? Najlepiej zrób to siłą.- syknęłam.
-Teraz przesadziłaś! Możesz sobie myśleć o mnie, co chcesz. Ale nie porównuj mnie do tego chuja!- warknął wściekły.
-Bo co?- spytałam wyzywająco.
-Jesteś głupia, jeśli sądzisz, że uda ci się mnie sprowokować. Za długo żyję na tym świecie, żeby działały na mnie takie gierki, mała.- wstał z łóżka. Na odchodne rzucił jeszcze: -Za pół godziny widzę cię na dole w kuchni, na obiedzie. I nie zmuszaj mnie, żebym sam po ciebie przyszedł.
-Dupek!- burknęłam, gdy zamknęły się za nim drzwi. W sumie, trochę bałam się go prowokować. Tzn. wiem, że raczej krzywdy mi nie zrobi, ale skutecznie może utrudnić życie. Pod tym względem był bardzo utalentowany...
Specjalnie, na złość mu, poczekałam, aż minie 40 minut i dopiero wtedy podniosłam swoje zwłoki. Spotkałam go w połowie schodów. Był zły. Jego mina mówiła sama za siebie. Bez słowa złapał mnie za rękaw i pociągnął za sobą. Wiedziałam, że się hamuje, bo jednak ciągnął mnie tylko trochę. Ja go kiedyś wykończę psychicznie. Swoją drogą, ciekawe jakby się zachował, gdyby całkiem stracił nad sobą panowanie... Może jednak nie będę teraz tego sprawdzać. 
Usiadłam pomiędzy nim, a Andy'm. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie. Czułam się cholernie niepewnie, będąc tak blisko niego. Ale postanowiłam wziąć się w garść. Muszę w końcu wrócić do normalności. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Okej. Może jakoś to przetrwam. W ogóle nie czułam głodu, ale próbowałam coś przełknąć. Chłopaki gadali między sobą, a ja kombinowałam, jak się stracić, nic nie jedząc. Wykorzystałam moment nieuwagi Ashley'a i szybko wstałam. Niestety, ten facet ma refleks.
-Gdzie idziesz?- mruknął. Na szczęście w tym momencie zadzwonił domofon.
-Otworzyć drzwi.- szybko odpowiedziałam. Ash westchnął, ale nic już nie skomentował. Wyszłam do holu i otworzyłam tą pieprzoną furtkę. Po chwili na progu pojawiły się Sammi i Juliet.
-Ann!- zapiszczały na mój widok, zbliżając się powoli. Wiedziały. Było to widać po ich zachowaniu.
-Wiecie, ja się tylko facetów boję.- zauważyłam sucho. Popatrzyły na siebie zmieszane. No tak. Pewnie sądziły, że będę załamana, zapłakana itd.
-Jak się czujesz?- spytała niepewnie JuJu.
-Bywało lepiej. Jeśli przyjechałyście do mnie, to bardzo mi miło, ale muszę się uczyć. Jest dobrze, nie martwcie się.- uśmiechnęłam się sztucznie. Następnie poszłam na górę.

Kilka godzin później.

Zastanawiałam się nad sensem mojego życia, słuchając muzyki, gdy do pokoju znowu wparował Purdy. Usiadł z jakąś gazetą na podłodze, opierając się o łóżko.
-Nawet nie próbuj mnie wypierdolić, bo i tak ci się to nie uda.- mruknął. Popatrzyłam na niego, jak na debila, ale nic nie powiedziałam. Po jakimś czasie zaczęło mi się nudzić, więc cicho zakradłam się do basisty, próbując dojrzeć, co czyta. Jakiś katalog z gitarami. Nuuuda.
-Ten jest ładny.- wskazałam palcem na jakiś model, leżąc za jego plecami. Na dźwięk mojego głosu, aż podskoczył.
-Ja pierdolę! Chcesz żebym zawału dostał?!- spojrzał na mnie wystraszony przez ramię.
-Nie pierdol, bo dzieci narobisz. Masz coś na sumieniu, że tak się przeraziłeś?- uniosłam brew.
-Wiele rzeczy. Na przykład zastanawiam się, czy lepiej cię udusić, czy może spalić na stosie.- burknął.
-To dajesz. Zabij mnie od razu i będzie po kłopocie. Spełnisz moje marzenie.
-Czy ciebie ktoś przypadkiem nie uderzył w głowę, gdy boksowałaś?- popatrzył na mnie dziwnie.
-Wiele razy.- przytaknęłam.
-To wszystko wyjaśnia. Mózg ci szwankuje.- pokiwał głową, wracając do lektury.
-Ja go przynajmniej mam. Nie to, co ty.- prychnęłam.
-Ja mam inne atrybuty. Wiesz, twój dywan jest całkiem miły w dotyku, ale nie nadaje się do dłuższego siedzenia.- zauważył.
-Jak ci podłoga nie pasuje, to masz jeszcze sufit do dyspozycji.- uśmiechnęłam się mściwie.
-Nie podskakuj kociaku.- rzucił mi groźne spojrzenie.
-Gdzież bym śmiała... Do takich dziadków, jak ty, mam pełen szacunek.
-Dziadków? Słoneczko, niejedna twoja kumpela chciałaby takiego „dziadka” jak ja.
-To idź sobie do nich, skoro cię chcą, a nie mi dupę zawracasz.
-Nie zadaję się z przedszkolem. Już wystarczy, że z tobą muszę się cackać.- powiedział cicho.
-Nikt cię nie zmusza.- warknęłam, kładąc się z powrotem na materacu. Jedną rękę położyłam na brzuchu, a drugą ułożyłam wzdłuż ciała. Spojrzałam na niebo za oknem.
-Dobra, sorry. Nie miałem tego na myśli. Ty akurat jesteś dojrzalsza od niejednej dziewczyny. No i od nas.- usłyszałam jego głos obok mnie. Nie zamierzałam na niego patrzeć. Wkurwia mnie. Poczułam jak delikatnie ujmuje moją dłoń. -Mała, nooo.
-Odczep się.- syknęłam.
-Nie. Skoro ja jestem głupim chujem, to chociaż ty bądź mądrzejsza i się nie obrażaj.- powiedział przymilnym głosem.
-Nie jesteś głupim chujem.- szepnęłam.
-Nie?- zdziwił się.
-Nie. Jesteś tylko idiotą.- odwróciłam głowę w jego stronę. W odpowiedzi zaśmiał się cicho.
-Pocieszające. Naprawdę.- puścił mi oczko.
-Starałam się.- spojrzałam na nasze splecione dłonie.
-Przeszkadza ci to?- Ash lekko przejechał kciukiem po moich kostkach.
-Niee. O dziwo nie. Nie rozumiem, czemu tylko tobie daję się dotknąć.- zmarszczyłam czoło.
-Też nie wiem. Ale przecież pozwalasz mi tylko na małe gesty. Gdybym nagle cię przytulił, to byś się wystraszyła.- zauważył, mocniej ściskając mi rękę. Fakt. Od razu poczułam się niepewnie.
-Myślisz, że kiedyś mi to minie?- spytałam.
-Tak. Myślę, że tak. Ale kiedy, to zależy tylko od ciebie. Idziemy coś zjeść?- popatrzył na mnie z nadzieją.
-Co ty masz z tym jedzeniem? Jak jesteś głodny, to idź. Mi się nie chce.- zirytowałam się.
-Ale tobie ostatnio w ogóle się nie chce.- uniósł brew.
-Ale przecież staram się jeść, tak? Okej, idź głodomorze.- popchnęłam go lekko. W odpowiedzi pokręcił tylko głową i wyszedł z pokoju. Cały czas brałam te tabletki, które dał ten facio ze szpitala. Po nich chciało mi się spać. Poszłam więc do łazienki, gdzie wzięłam prysznic. Minął już tydzień od tego feralnego dnia. Rany coraz lepiej się goiły, więc mogłam darować sobie opatrunki. Założyłam więc jakąś koszulkę i poszłam spać.

Obudziłam się jakiś czas później. Oczywiście cała spocona i z przyspieszonym pulsem. Niedługo się wykończę. Albo zabiję siebie, albo co gorsza kogoś. Zeszłam po cichu na dół, do kuchni. Nalałam sobie wody i usiadłam na podłodze, opierając się o drzwi lodówki. Podciągnęłam kolana pod brodę. Cały czas w głowie miałam głos Tony'ego, powtarzający, że to moja wina. Bo to była moja wina. Znowu. Wtedy, z tym wypadkiem było tak samo. To była moja wina. Nie wiem ile czasu upłynęło, a ja dalej tak siedziałam, wgapiając się w jeden punkt. W szufladę, w której były schowane noże...A gdyby tak jakiś wyjąć?
-Boże! Co ty tu robisz?!- wyrwał mnie z zamyślenia głos zaspanego Purdy'ego.
-Siedzę.- burknęłam.
-Masz pojęcie, która jest godzina? Czemu nie śpisz?- nalał sobie soku do szklanki.
-Bo nie mogę.- powiedziałam cicho. Ash kucnął przy mnie. Był tylko w krótkich spodenkach.
-Znowu miałaś koszmar? Czemu nie przyszłaś do mnie?-popatrzył na mnie poważnie.
-Bo to nic nie da. Ja sama muszę się z tym uporać.- zacisnęłam dłonie na kolanach.
-Nieprawda. Nikt nie jest aż tak samowystarczalny. Ile razy jeszcze mam ci powtarzać, że jak coś jest nie tak, to przychodzisz do mnie?- usiadł koło mnie.
-Dlaczego tak mi pomagasz?- spytałam nagle.
-Nie wiem.- wzruszył ramionami. -Jest w tobie coś takiego... Że choćbym nie wiem, jak bardzo cię nie lubił, to muszę mieć cię na oku. Nie zasnąłbym, nie mając pewności, że jesteś bezpieczna.
-Teraz jestem bezpieczna.- zauważyłam.
-Ale nie jesteś taka, jak zawsze. Wolę się z tobą kłócić, niż patrzeć, jak powoli gaśniesz.
-Gasnę?- zdziwiłam się.
-Ohhh, tracisz energię, jesteś cichsza, smutniejsza, spokojniejsza, obojętna.- wymienił na jednym tchu.
-Ale ja zawsze jestem smutna i obojętna.- powiedziałam po chwili.
-Może i tak, ale masz w sobie jakąś energię. A teraz zamieniasz się w roślinkę.- machnął ręką.
Zaczęłam zastanawiać się nad jego słowami. Czy ze mną jest już tak źle? Tak bardzo mnie to zmęczyło, że nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.

Następny dzień.

Spałam sobie w najlepsze, gdy obudził mnie jakiś okrzyk. Gwałtownie otworzyłam oczy.
-CC, idioto, cicho bo ich ob.. O, hej Annie.- uśmiechnął się do mnie Jinxx.
-Cześć. Co się stało?- jeszcze nie za bardzo ogarniałam.
-Oooh, CC jak zwykle się wystraszył. Nie zwracaj uwagi.- powiedział cicho gitarzysta.
-Bo kiedyś przez nich zawału dostanę.- odburknął pod nosem, perkusista.


Kiwnęłam tylko głową, przeciągając się. Nagle poczułam jakiś ciężar i znieruchomiałam, lekko wystraszona. Spojrzałam w bok. Obok mnie spał Ashley. Moje ramię robiło mu za poduszkę. Uniosłam zdziwiona brwi.
-Chłopaki, mógłby mnie któryś uwolnić?- poprosiłam.
-Ja go zaraz obudzę.- ucieszył się Christian.
-NIE!- zaprzeczyliśmy gwałtownie z Jeremy'm.
-Siedział tu ze mną dość długo.- wyjaśniłam szybko.
-Zaniosę go do pokoju.- Jinxx podszedł do nas. Objął delikatnie chłopaka i podniósł. Wyglądało to naprawdę słodko, zwłaszcza gdy Ash wtulił się w niego, mamrocząc coś pod nosem. Poszłam za nimi, skręcając do swojej sypialni. Przebrałam się i związałam włosy. Wróciłam do kuchni.
-Co wy robiliście w nocy, w kuchni?- zaciekawił się CC.
-Generalnie, to siedzieliśmy.- mruknęłam. Coma uniósł brew, ale nie pytał o nic więcej. Spojrzałam w kalendarz. To dziś był ten dzień. Momentalnie zrobiło mi się smutno. A tak cholernie liczyłam, że nic nie poczuję. Nawet nie mogę być teraz w Polsce. Ale czy to by mi coś dało? Nie chcę tego pamiętać. Ale tak się nie da. I co ja mam teraz zrobić?
Do kuchni weszli Jake i Andy. Zdziwili się na mój widok. W dodatku jedzącą śniadanie. Zmuszałam się do tego. Jednak bardzo dobrze wiedziałam, że nie chcę znów się doprowadzić do takiego stanu, gdzie stracę na ileś tygodni apetyt. Zjem tą pierdoloną kanapkę, choćbym miała się potem porzygać! Mam ważniejsze rzeczy na głowie.
-Ann? Słuchasz?- odezwał się Jake.
-Co?! Przepraszam. Zamyśliłam się.- zamrugałam szybko.
-Pytałem, czy masz jakieś życzenie, odnośnie obiadu. Dziś ja gotuję.- wyjaśnił.
-Niee. Nie wiem, czy w ogóle będę coś jeść. Muszę... Mam coś do zrobienia. Najwyżej potem sobie odgrzeję.- wstałam gwałtownie.
Skierowałam się do swojego pokoju. Tam spakowałam torebkę i założyłam bluzę.
-Co robisz?- o framugę opierał się Andy.
-Pakuję kilka rzeczy. Muszę coś hmm, załatwić.- zająknęłam się.
-Coś, to znaczy, co?- podszedł do mnie, łapiąc za rękę. Gwałtownie się wyrwałam.
-Przepraszam.- szepnęłam, widząc na jego twarzy ból.
-Nie szkodzi. Wiem, że to dla ciebie trudne.- westchnął.
-Taak. Jesteś dla mnie bardzo ważny, ale ja... nie umiem się jeszcze przełamać.- próbowałam to jakoś wytłumaczyć.
-Okej. Spoko. Ale nie powiedziałaś mi, gdzie idziesz.- uniósł brew.
-Gdzieś, gdzie będę mogła w spokoju pomyśleć. Jest jedno idealne miejsce. Wiesz, dziś jest dla mnie bardzo trudny dzień. Przypomina mi coś, co staram się zapomnieć. To nie jest miłe wspomnienie.- powiedziałam cicho.
-Wobec tego nie powinnaś być teraz sama. Zwłaszcza, po ostatnim.- zauważył.
-Andy, proszę. Nic mi nie będzie. Ja muszę stąd wyjść.- spojrzałam na niego błagalnie.
-Dobra, ale jak coś, to dzwoń.- westchnął ciężko.
-Okej. To na razie.- zbiegłam szybko po schodach i wypadłam na dwór. Wzięłam głęboki oddech i skręciłam w odpowiednią stronę...

Perspektywa Ashley'a.

Obudziłem się w swoim łóżku. Chwila! Przecież siedziałem z Ann w kuchni. Nie pamiętam, żebym wracał do pokoju. Okej. Później to wyjaśnię. Skierowałem się do łazienki. Wziąłem prysznic i wysuszyłem te cholerne włosy. Czasem miałem ochotę je ściąć. Ale to byłby mój najgłupszy pomysł w ostatnim czasie. Wziąłem z szafy pierwsze lepsze ciuchy i zszedłem do kuchni.
-Ooo wyspałeś się w końcu?- uniósł brew Jake.
-Chyba. Kto mnie zaniósł do pokoju?- spytałem.
-Ja. Przytyłeś ostatnio, czy to ja się starzeję i mam coraz mnie siły?- popatrzył na mnie Jinxx.
-Raczej to drugie. Zdziadziałeś przy Sammi.- zaśmiałem się.
-Spierdalaj. Ja mam przynajmniej regularny seks.- pokazał mi fuck'a.
-Śmieszne w chuj. Dobrze wiesz, że ja też bym miał, ale nie mogę.- wykrzywiłem się.
-Nie narzekaj już tak. Ann nie jest taka zła.- odezwał się CC.
-A czy ja powiedziałem, że jest zła? Po prostu ona nie daje mi tego, co każdy facet potrzebuje.- otworzyłem jogurt.
-Chciałbyś ją przelecieć?- zdziwił się Andy.
-Co? To znaczy... Właściwie to... A gdzie ona tak w ogóle jest?- zmieniłem temat, jedząc moje, jakże wymyślne śniadanie.
-No chyba u siebie.- wzruszył ramionami Jake.
-Nie. Wyszła zaraz po śniadaniu.- powiedział Ands.
-Co zrobiła?!- warknąłem, mało się przy tym nie dławiąc łyżeczką.
-No wyszła.- powtórzył obojętnie Biersack.
-Sama? Ale dokąd? Po co?- spytał Jinxx.
-Puściłeś ją samą?! Czy ty myślisz?!?!?!- wkurwiłem się.
-Rany, o co wam chodzi? Przecież jest dzień. Co jej się może stać?!

-Pora dnia nie ma tu nic do rzeczy. Nie wziąłeś pod uwagę, że ktoś może ją przypadkiem zaczepić, a ona się wystraszy?! Młody, do cholery, przecież ona dalej nie doszła do siebie!- wstałem gwałtownie od stołu.
-Ash ma trochę racji. Ona wciąż boi się nas, a co dopiero innych.- wtrącił CC.
-Okej. Bez paniki. Co ona ci tak właściwie powiedziała? Bo, mam nadzieję, nie puściłeś jej bez słowa?- Jake zmierzył wokalistę podejrzliwie.
-Aż tak głupi nie jestem! Powiedziała, że dziś jest dla niej trudny dzień, który przypomina jej coś niemiłego. I że idzie gdzieś, gdzie będzie mogła w spokoju i samotności pomyśleć.- streścił Andy.
-Czyli nie powiedziała, gdzie idzie. Cholera.- podsumował Christian. Zacząłem intensywnie myśleć. Gdzieś, gdzie można pobyć samemu i pomyśleć... Ona nie zna za dobrze tej części Los Angeles.
-Nie odbiera.- powiedział Jinxx, rzucając telefon na stół.
-Mniejsza. Chyba wiem, dokąd poszła. Pojadę tam autem. Dam wam znać, jak coś.- przeczesałem ręką włosy. Poleciałem jeszcze na górę po bluzę i po chwili wróciłem. Skierowałem się do garażu. Oczywiście ja, jak ta ostatnia sierota, zapomniałem z domu kluczyków. Zawróciłem, klnąc pod nosem. Sprawdziłem jeszcze, czy to na pewno te. Wsiadłem do mojego auta i wyjechałem z garażu. Mam nadzieję, że się nie mylę i znajdę Ann całą i zdrową...

Po kilkunastu minutach byłem na miejscu. Zamknąłem auto i udałem się do wyznaczonego celu. Z daleka dojrzałem siedzącą postać. Podszedłem bliżej. To była mała. Na szczęście... Odetchnąłem z ulgą, pisząc sms'a do chłopaków. W sumie, sam nie wiem, czemu się tak przejmuję. Naprawdę. To jest dziwne. Zwłaszcza w moim przypadku. Obserwowałem ją przez chwilę, po czym powoli ruszyłem w jej stronę.
************* 
Black chyba jest chora. Fizycznie (bo psychicznie to już dawno-psychiatryk czeka). Coś ciężko ostatnio idzie Wam komentowanie. O wyświetleniach nie wspominając. Nie wiem, czy straciłam czytelników, czy o co chodzi. Dziękuję stałym komentatorkom, za regularne poprawianie mi humoru. Wgl czyta to ponad 60 osób. O których wiem... I serio to tak ciężko napisać komentarz. Normalnie idzie zdechnąć z przemęczenia. I niech nikt się głupio nie tłumaczy, że nie umie. Już dzieci w podstawówce muszą pisać wypracowania, eseje i rozprawki. To jakoś Wam wychodzi, a nie potraficie tutaj sklecić zdania... A potem mi, ma się chcieć napisać w szybkim tempie, te jebane 8-9 stron A4 rozdziału. Śmieszne. Możecie stwierdzić, że jestem wredna, chamska i złośliwa. Bo taka jestem. Zwłaszcza, gdy się źle czuję. Albo po prostu jestem już stara i mam inne spojrzenie na życie. Btw. ujawniło się kilka nowych czytelniczek, które witam. Jeśli możecie, to powiedzcie innym fanom BVB o tym blogu. Niech też się pośmieją z mojej głupoty. Rozdziały staram się dodawać tak dzień po tym, jak wypełni się limit. Wiadomo, nie da się codziennie. Biorę jeszcze pod uwagę liczbę wyświetleń (które spadły o połowę...). Nie wiem, kiedy teraz dodam nowy, bo serio, nie da się pisać ze stanem podgorączkowym. Gdybym chociaż miała wysoką temperaturę, byłoby lepiej, bo pojechałabym z treścią. Mam wtedy szalone pomysły. A teraz jeszcze ledwo widzę na oczy. Cudownie kurwa. Co do następnego rozdziału, zrobię Wam spoiler. Znajcie moje dobre serce (jeszcze jakbym je miała). Z jednej strony powinniście być zadowoleni, bo Ann !UWAGA! zwierzy się chłopakom, ze swojej traumy. Z drugiej, możecie czuć zawód, bo to serio nie jest jakaś oszałamiająca rzecz, ten jej powód. Ale nie myślcie, że teraz już wszystko wiecie o An. Jeszcze trochę tych swoich przeżyć ma w zanadrzu. To chyba tyle. Nara.

!!! 24 komentarze=nowy !!!
 

39 komentarzy:

  1. Aww.. Piękne jak zawsze.. Ciekawe jaką Ann ma traumę.. Czekam na następny i zdrówka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ash jaki opiekuńczy się zrobił, chyba wole jak się cały czas kłócą.
    Ale tak to rozdział fajny ;)
    czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  3. JEEEEEEEEEE!!! Rozdział!
    W końcu oddali mi kompa :3 Płyta mi siada ;-;
    Co do spoilera, bo najłatwiej mi od niego zacząć... Ten incydent serio musiał nieźle na nią podziałać (Albo Ash xD), że postanowiła (została zmuszona) się zwierzyć. To takie... nienaturalne jak na nią.
    Jeśli chodzi o rozdział, to jest Piękny, przez wielkie 'P'. Szczególnie podoba mi się moment w kuchni, gdy to Ann siedziała sobie z Purdy'm na podłodze.
    Współczuję ci :/ Nienawidzę mieć gorączki, a co dopiero stanu podgorączkowego. Zimno mi wtedy, cała się trzęsę, a jestem gorąca jak kaloryfer :P
    Myślę, że to przez szkołę spadają wyświetlenia i komentarze. Poprawianie ocen itd... Albo coś w tym stylu.
    Tak czy inaczej, pisz bo lubisz, a nie dlatego, że musisz XD Trzymaj się :* /OpenWound, Moja Sala Koncertowa FB

    OdpowiedzUsuń
  4. Uhuhuhuhu!!
    Boski!!!
    Ann jest zajebista*-* rozwala mnie tekstami i wgl.
    Kocham tego blooga <3
    Zdrowiej i weeny!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka <3
    Jakie miłe zakończenie dnia :-)
    Nigdy nie chciałabym znaleźć się w takiej sytuacji jak Ann.
    Ciekawa jestem co im powie.
    Psychiatryk też na mnie czeka :-P
    Zdrówka życzę, ja też nie najlepiej się czuję.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. na mnie tez czekają w psychiatryku ale tak do rzeczy rozdział extra i czekam na nexta(Jestę poetą)>>>Noele

    OdpowiedzUsuń
  7. No i oczywiście zdrowiej szybciutko>>>Noele

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajebiste. Kocham Asha i Ann ♡ zrób coś żeby byli razem
    I ♡ UNICORNS

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział super!
    Jestem ciekawa co Jonathan miał na myśli przy rozmowie z Ann...
    Nareszcie się zwierzy chłopakom! Nie mogę się doczekać!
    Wracaj szybko do zdrowia i już więcej nie choruj biedulko <3
    Weny i zdrowia życzę!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem strasznie ciekawa jej przeszłości i tego co miał na myśli Jonathan i wgl co na to chłopaki. Szkoda mi Andy'ego i reszty, przecież chcą dla niej jak najlepiej i się o nią martwią, a ona im nie ufa. Mam nadzieję, że niedługo będzie jak dawniej :'(
    "-Jest w tobie coś takiego... Że choćbym nie wiem, jak bardzo cię nie lubił, to muszę mieć cię na oku. Nie zasnąłbym, nie mając pewności, że jesteś bezpieczna." Od razu przypomniał mi się początek pierwszego rozdziału, czy to ma ze sobą coś wspólnego?? ;P
    Jejuuuu... znalazł ją <3
    Siły do pisania i zdrówka, kochana trzymaj się ;3
    c. Orzeł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początek 1 rozdziału? Masz na myśli jej wspomnienie? Jeśli tak, to wyszło mi to nie chcący, to podobieństwo. Ale wszystkiego dowiecie się w odpowiednim czasie;)

      Usuń
  11. Rozdział jest świetny.Nie ma miodu i cukierków,ale i tak jest cudowny.Ostatnie rozdziały są bardzo smutne co doskonale odzwierciedla mój nastrój.Nie mogę się już doczekać następnego bo praktycznie od początku tego bloga czekam na to gdy Ann opowie o tej swojej traumie chłopakom.Życze ci szybkiego powrotu do zdrowia i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny, zajebisty i genialny rozdział :D
    Jestem strasznie ciekawa co się w przeszłości stało Ann.
    Zdrowiej :* :*

    OdpowiedzUsuń
  13. świetnie *.* czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Brides'y znowu matkują, co im się stało. Instynkt ojcowski jak nic :P.
    Rozmowa z Jonathanem taka tajemnicza.
    Ashley otwieracz do puszki Ann.
    "wparował Purdy. Usiadł z jakąś gazetą na podłodze, opierając się o łóżko.
    -Nawet nie próbuj mnie wypierdolić, bo i tak ci się to nie uda.- mruknął. " Wtf? :D
    "-Ten jest ładny.- wskazałam palcem na jakiś model, leżąc za jego plecami. Na dźwięk mojego głosu, aż podskoczył." - śmieję się jak głupia.
    "-Rany, o co wam chodzi? Przecież jest dzień. Co jej się może stać?!" hahah Andy sierota xD

    To czekam na na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja jak zwykle za późno :c Ale jeszcze kiedyś będę pierwsza, o! :D
    Piosenka <3
    Eh..kochani są. Nie mogłaś z nich zrobić dupków? Byłoby łatwiej.
    Jajć, przeszedł mi uraz do Jareda i od razu jakoś milej się czyta sceny z Jonathanem.
    53 rozdziały za nami a ja wciąż jestem pod wrażeniem, jak dużą wagę przykładasz do przedstawienia ich psychiki. Tak, wiem, że się powtarzam, ale jak widać u Ciebie inaczej się nie da, bo potem mi marudzisz, że opisujesz "po łebkach". Phi!
    Aż trudno sobie wyobrazić, co ona teraz czuje. Niby każdy na swój sposób radzi sobie z kłopotami, ale duszenie tego w sobie może jeszcze bardziej niszczyć od środka..
    Naiwnie liczę, że wszystko szybko się ułoży.
    Martwię się o fikcyjną postać..ok.
    Ash niech zmieni preferencję ze 'specjalisty' na psychologa, bo na razie idzie mu nieźle.
    I pomyśleć, że to ten nadopiekuńczy Pandy jako jedyny dał jej trochę wolności..Świat staje na głowie już całkiem.


    Czy chora Ania to jeszcze bardziej wkurwiona Ania? Bo nie wiem czy Ci truć dupę na fb/gg czy lepiej siedzieć chicho :D W każdym razie duuuużo zdrowia! A z tym psychiatrykiem to obiecałaś, że na mnie poczekasz :c

    Aaaa oczekuję następnego bardziej niż 51!! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczuwasz się w historię;) Haha miałam się go w liście spytać o tego specjalistę:P Andy jest nieprzewidywalny... Owszem, jestem wkurwiona. Aczkolwiek nasze rozmowy są niezwykle interesujące. I te intrygujące wnioski, do których czasem dochodzimy. :D

      Usuń
  16. Aj misia! Wybacz, że nie komentowałam, ale w ogóle praktycznie nie miałam jak:3 Ale czytałam i czytam na bieżąco;* Jezu co tu się porobiło.
    Wiedziałam, że ten skurwysyn jej coś zrobi. No wiedziałam! Biedna Ann, chociaż z drugiej strony jestem z dyczka zaskoczona, że tak to przeżywa. Znaczy wiem, że normalnie większość dziewczyny popadłaby z depresję, ale nie Ann błagam. Jak by go teraz spotkała powinna mu tak zjebać buźkę, że by własna matka nie poznała xD Z drugiej strony to jednak dobre, bo zaczyna się coraz bardziej zbliżać z Ash'em. Takie o fajne, że pozwala się tylko jemu dotknąć. No, nie tyle co fajne co kochane<3 A Purdy taki mega opiekuńczy *.* awww..rzygam tęczą :3 Szkoda tylko reszty chłopaków ;/ Nie powinna się ich aż tak bać. Błagam niech jej to minie!
    A teraz tak trochę humorowo. Wyobraziłam sobie tą scenkę jak Jinxx zanosi Ash;a do pokoju. Boże to musiało komicznie wyglądać.
    A wracając jeszcze do Ann, to przydałaby się taka nutka dramaturgi:p Może niech spróbuje popełnić to samobójstwo, a wtedy nasz cudowny basista przyjdzie jej na ratunek! Jejku taka ofiara się z niej troszkę robi, ale cii.. wierzę, że się odbije ;P
    Ach, ale te nasze bohaterki zdecydowanie są do siebie podobne. Ja Ci mówię to są siostry w dwóch innych rzeczywistościach :D
    W ogóle co do tego incydentu to tak mi się podobało jak Ashley się na niego rzucił z pięściami! Uwielbiam takie bójki *.*
    Ej? Andy jest naprawdę jedyny w swoim rodzaju.
    "-Okej. Bez paniki. Co ona ci tak właściwie powiedziała? Bo, mam nadzieję, nie puściłeś jej bez słowa?- Jake zmierzył wokalistę podejrzliwie.
    -Aż tak głupi nie jestem! Powiedziała, że dziś jest dla niej trudny dzień, który przypomina jej coś niemiłego. I że idzie gdzieś, gdzie będzie mogła w spokoju i samotności pomyśleć.- streścił Andy." - sobie wyobrażam jego spokój jak to mówił. Jezu gdy ja mam takie dni to przyjaciele nie spuszczają ze mnie oka bo mają strach, że coś sobie zrobię, a ten ją tak sobie puścił. Nie no..umarłam xD
    Doobra weny misiu! :* Czekam na następny i zapraszam do mnie na 14 rozdział :D
    http://rebelyellbvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Nowy rozdział! *-*
    Super blog i opowiadanie :D
    >Motylę Jestę xd

    OdpowiedzUsuń
  18. Eh, komentarz tak pozno daje..Sorry ;-;
    Bosze, przeslodzilam sie to czytajac xd
    Łosz kurwa...Juz sa w domu. Jak to szybko minelo xd
    Haha!
    DENSIMY LUDZIE!
    *dens dens*
    Anka bedzie sie zwierzac! Fuck yeah! XD
    Łoooo sooooo sweet jak ja znalazl *0*
    Dobra, juz koncze ten komentarz bo bede rzygac xd
    Jejku, wspolczuje ci :c
    Wracaj szybko do zdrowia :c
    Czekam na next :3
    /Victoria Purdy
    Blogger znowu mnie nie lubi ;-;

    OdpowiedzUsuń
  19. Chciałam napisać wcześniej... Nie wyszło T^T ...
    Nie będę się rozpisywać, bo przez te parę dni zdołałam zapomnieć o co w notce chodziło, ale ten...
    Powracaj nam do zdrowia! :3.
    Pokazałam przyjaciółce bloga i zakochała się xD. Najbardziej spodobał się jej ten list, co był bodajże w 11 - 12 rozdziale.. xD I powiedziała, że już Cię uwielbia xDD..
    I później miała fazę z tego: "Nie oddychaj na mnie, bo piszę!" xD I ciągle, jak dalej czytała i Andy coś mówił, albo w sytuacji w której było coś śmiesznego powtarzała ten cytat... Taa.. Dzięki x3
    Czekam na next :3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, bardzo mi miło. List jest jedyny w swoim rodzaju;) Pozdrawiam z tego miejsca Twoją przyjaciółkę:D

      Usuń
  20. Jak zwykle spóźniona, ale jestem. No i zauważyłam, że pod ostatnim postem mój komentarz sie nie dodał. Świetnie, pozdrawiam bloggera no i bardzo Cię przepraszam, ze nie sprawdziłam tego wcześniej.
    Ale przechodząc już do rzeczy...rozdział świetny. Nie wiem jak Ty to robisz, że z każdym kolejnym odcinkiem Twoje opowiadanie podoba mi się jeszcze bardziej.
    Naprawdę, już nie mogę doczekać się następnego! Chce więcej i więcej i więcej.
    No i wracaj do zdrówka!
    Życzę dużo weny Xo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. +piosenka dnia, jeeeju ♡
      Przez Ciebie nie może mi teraz wyjść z głowy. Dzięki xD

      Usuń
    2. MCR rządzi♥ Z tymi komentarzami, to przez Ash'a. Coraz bardziej? To tak się da?

      Usuń
    3. MCR=życie. Racja, to wszystko wina Ash'a. Teraz będę sprawdzać czy się dodały.
      Też nie wiedziałam, że tak się da. Twój blog należy do moich ulubionych, świetny c:
      Dobra, już Ci tu nie spamuje. Weny!

      Usuń
  21. Bardzo fajny rozdział.
    Życzę zdrówka i weny kochana!
    ////Black Rose

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie skomentowałam?! Co ten blogger? Powiadasz,że to wszystko przez Ashleya...Oj to jest blogger tego nie ogarniesz.Rozdział jest superświetniefajny.Ashy taki kochany.Tak sie martwi o Ann.Ta scena w kuchni była taka słodka *.* I jeszcze to jak Jeremy niósł go do sypialni ^.^ Rozpływam sie.Dałaś spojler.Ann sie będzie zwierzać?! Nie mogę się doczekać i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  23. Huhu, Ann się zwierzać?
    To zwiastuje koniec świata xd
    Jejciu, ta scena w kuchni z Purdym taka myry..Te gimbusiarskie zwroty.
    Jinxx niósł Ashley'a do sypialni...Ciekawe co sie działo później, hahaha xd
    Życzę zdrówka, ja też nienawidzę być chora. To jest okroooopne ;-;
    -Star

    OdpowiedzUsuń
  24. Kiedy możemy się spodziewać nowego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już masz czelność się o to pytać, to chociaż byś się podpisała. Umiesz liczyć do 24? Dziś na pewno nie będzie.

      Usuń
  25. Żyję! (Niestety...)
    A więc, nie wiem od czego zacząć bo całość mi się zajebiście podoba! *_* Już się chyba domyślam, gdzie jest nasza kochana Ann :3 Ale się Ash wkurwił, no no ;) Widać, że się martwi o młodą, to takie kochane :* Mam nadzieję, że szybko już wróci do normy, nie chcę, żeby bardziej cierpiała :( Szkoda mi jej ;( Ash normalnie taki nad opiekuńczy chłopak <3 Dziwne, że jeszcze żadne siebie nie zabiło XD
    Czekam z niecierpliwością na następny :3 ♥
    Spóźniona Calley XD

    OdpowiedzUsuń
  26. Hey ^_^
    Przepraszam, że tak późno. Nie mogłam się w ogóle zebrać :X...
    Zdrowiej, Kochana! Mam nadzieję, że choróbsko nie przyklei się do Ciebie na dobre i będziesz w pełni sił. Z drugiej strony, chciałabym poczytać trochę z tych "szalonych pomysłów". Ale perspektywa, że dla mojej uciechy masz się męczyć z tym świństwem... Nie, to nie jest nic dobrego.
    Ey, ja może zacznę od końca, bo, oczywiście, zostawiłaś mnie z niedosytem. Albo mnie się zdaje, albo Rudą poniosło w miejsce, gdzie ją kiedyś dawno temu zaprowadził Ashley? To jest takie słodkie *___*. I oczywiście będę wyczekiwać aktualizacji i sprawdzać google+ codziennie kilka razy... Tak przy okazji, teraz rozdziały udostępniają się podwójnie ;).
    No to teraz jak ludź, od początku...
    Podoba mi się, jak ją ubierasz. No i najchętniej też bym im kilka koszulek zwinęła xD. Tak, jebie mnie. Ale lubię męskie koszulki :3.
    Awww, jak chłopcy się o nią martwią... Błagam, niech ona nie zamyka się w skorupie, taka skorupa to coś strasznego. Wiem, że to tak nie idzie, że to cholerna trauma. Nie wyobrażam sobie, jakbym ja coś takiego przeżyła... Ale ona jest silna i ma wokół siebie sporo wsparcia. Oby tak pozostało... Trzymam kciuki za to, żeby wszystko jakoś poszło.
    I znowu na stałym lądzie ^_^. Będziesz wyzywać, ale muszę zauważyć, że Jon nawet się chłopaków nie czepiał, święto lasu xD.
    Ałć, porównanie Ash’a do tego skurwiela było bolesne. W sensie, uderzyła w czuły punkt... Ogólnie ta napięta atmosfera w tym domu to jest coś niesamowitego. Wystarczy iskra i będzie ogień. Wiadomo, że ta banda robi to wszystko z troski. I dziewczyny też.
    Podoba mi się fakt, że Purdy siedzi przy młodej.
    „-To wszystko wyjaśnia. Mózg ci szwankuje.- pokiwał głową, wracając do lektury.
    -Ja go przynajmniej mam. Nie to, co ty.- prychnęłam.
    -Ja mam inne atrybuty. Wiesz, twój dywan jest całkiem miły w dotyku, ale nie nadaje się do dłuższego siedzenia.- zauważył.
    -Jak ci podłoga nie pasuje, to masz jeszcze sufit do dyspozycji.- uśmiechnęłam się mściwie.
    -Nie podskakuj kociaku.- rzucił mi groźne spojrzenie.”
    Kocham ten moment <3. Śmieję się i śmieję i przestać nie mogę ^___^. I te ich przekomarzanki.... „Kociaku” <3 ^__^.

    I bardzo mi się podoba ten momencik w nocy <3.
    Dobra, to chyba na tyle. Przepraszam, że tak krótko, ostatnio na niczym się skoncentrować nie mogę.
    Pozdrawiam, życzę czasu, pomysłów i wszystkiego, czego potrzebujesz do pisania.
    CZYTAM = KOMENTUJĘ.
    <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  27. Jesteś moim mistrzem, ide czytać następny ;-;

    OdpowiedzUsuń
  28. dobra nadrabiam zaległości
    więc tak Jinxx niosący śpiącego Ashleya?
    jeny to musiałby być epicki widok *.*
    wgl to takie urocze, że wszyscy się troszczą o Ankę
    ale to że Biersack ją puścił samą to mnie zdziwiło ;o
    myślałam, że ją zatrzyma, nie pozwoli iść bez obstawy itd

    wgl stwierdzam, że fajnie by było mieć takich pięciu opiekuńczych, starszych braci, którzy tworzą świetną muzykę i wygłupiają się i ogólnie zawsze pomogą *o*

    dobra rozmarzyłam się
    rozdział oczywiście mi się podobał :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Ej coś linki z outfitami nie działają :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne usunęli mi tam konto hahaha. Blog się sypie :D

      Usuń