Perspektywa Ann
Siedziałam na piasku, przed sobą
mając jezioro. Byłam w tym samym miejscu, które pokazał mi
Ashley. Miało swój urok. Ta cisza i spokój. Coś, czego cholernie
mi teraz potrzeba. Skoro nie potrafię uciec przed niechcianymi
myślami, to chociaż niech zacznę się dołować w jakimś ładnym
miejscu. W rękach trzymałam mój sfatygowany zeszyt. Nie pozwalałam
go nikomu dotykać. I tak większość rzeczy była tam po polsku,
ale nie o to mi chodziło. Otworzyłam go na ostatniej stronie.
Delikatnie odchyliłam tekturę, przyklejoną do okładki. Na piasek
wypadło zdjęcie, które było tam schowane. Wzięłam je do ręki.
Nie umiałam na nie patrzeć, ale nie chciałam się z nim rozstawać.
Za wiele dla mnie znaczyło. Chciało mi się płakać. Nawet miałam
łzy w oczach. Jednak nie potrafiłam. Wszystkie łzy wylałam w
zeszłym roku. Ostatni raz spojrzałam na zdjęcie, chowając je z
powrotem. Zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać. To były
najgorsze chwile mojego życia. Od tamtej pory wiele się zmieniło.
Jednak niekoniecznie na lepsze. Przestałam boksować. Zdałam, o
dziwo, do następnej klasy. Przyjechałam do Los Angeles. Zaliczyłam
kilka sesji zdjęciowych. Dostałam „porządną” pracę. Poznałam
chłopaków. Podpisałam tą pojebaną umowę. Prawie zostałam
zgwałcona. W sumie, takie życiowe podsumowania robi się w Sylwestra, ale co tam. Dziś tez jest dobry dzień. Straciłam
wszystko, na czym mi zależało. Noo, prawie wszystko. Ale to nie
zmienia faktu, że czuję się źle, jestem załamana i nie chcę
żyć. Czy kiedykolwiek spotka mnie jeszcze coś dobrego?
W tym samym momencie, ktoś usiadł
obok mnie. Nie musiałam nawet tam patrzeć, żeby wiedzieć, że to
basista.
-Jak mnie znalazłeś?- spytałam po
chwili.
-Czasem dobrze kojarzę fakty.-
odpowiedział.
-Wolałabym zostać sama.- powiedziałam
powoli.
-Nie Ann. Nie możesz być wiecznie
sama.- zaprotestował.
-Nie chcę, żeby ktokolwiek widział
mnie w tym stanie.- podniosłam głos.
-Pogódź się z tym, bo ja nie
zamierzam nigdzie iść. Andy powiedział, że dziś masz trudny
dzień.- zawiesił głos.
-Owszem. Dziś... Dziś jest pewna
rocznica.-mruknęłam pod nosem.
-Rozumiem.- kiwnął głową.
-Nic nie rozumiesz. Rok temu straciłam
dwie ważne rzeczy w moim życiu.- podparłam głowę na ręce.
-Chcesz o tym pogadać?- spytał.
-Nie. Chyba nie. Nie wiem. Może jak
wrócimy do domu. Załatwię to za jednym zamachem. Przy całej
waszej piątce.- westchnęłam.
-Jak chcesz. Wiesz, że do niczego cię
nie zmuszamy.- powiedział. Kiwnęłam tylko głową. Siedzieliśmy w
ciszy. Zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać. Może to
najwyższa pora im powiedzieć? Czy jestem gotowa? Nie lubiłam mówić
o sobie, a już tym bardziej o traumatycznych przeżyciach. Jednak
znamy się już tyle miesięcy. Należy im się jakieś
wytłumaczenie. Chwila szczerości. Przynajmniej zrozumieją, czemu
czasem chodzę zdołowana. Mama wspominała, że Ash mógłby mi
pomóc, bo przeżył coś podobnego. Nie wiem, czy to dobry pomysł,
ale może warto spróbować?
-Ashley?- zaczęłam.
-Tak?
-Czy ty... tęsknisz czasem za
rodzicami?- spytałam niepewnie. Nigdy nie poruszał tego tematu.
Wiedziałam tylko, że zginęli w wypadku, gdy był dzieckiem.
-Owszem. Bardzo często.- powiedział
po chwili, przyglądając mi się uważnie.
-Jak sobie z tym radzisz? W sensie, czy
da się na chwilę... zapomnieć?
-Cóż. Bywają ciężkie dni, ale
wtedy staram się jakoś poprawić sobie humor. Tak wyszło i tyle.
Życie. Nie mogę ciągle się tym zadręczać, bo chybabym oszalał.-
wzruszył ramionami, patrząc na mnie smutno.
-Aha.
-Dlaczego o to pytasz?- uniósł brew.
-Tak po prostu.- skłamałam.
-W tym momencie powinienem spytać,
kogo ty straciłaś. Ale wiem, że mi nie odpowiesz.- przysunął się
bliżej.
-Nie lubię o tym wszystkim mówić. To
boli. I to bardzo.- szepnęłam.
-To zawsze będzie w pewien sposób
boleć. Ale możesz nauczyć się z tym żyć. Innej opcji nie ma.-
wyciągnął do mnie rękę, za którą złapałam. Siedzieliśmy na
piasku, wpatrując się w wodę. Gdybym byłą tu z kimś innym,
stwierdziłabym, że jest romantycznie. Ładny widok, piasek, my
trzymający się za ręce. Tylko, że nas nic nie łączy.
-Zamierzasz tu tak siedzieć cały
czas?- spytałam.
-No samej to cię raczej nie zostawię.
Mowy nie ma. Wolę mieć cię na oku.- odezwał się stanowczo.
-Nie przesadzaj, tu nic mi się nie
stanie.- prychnęłam.
-Tak? A jak ktoś cię zaczepi, na
przykład pytając o drogę, albo coś. I niechcący cię dotknie?
Obydwoje dobrze wiemy, jak zareagujesz.
-Nie lubię cię.- burknęłam.
Nienawidzę, gdy on ma rację. No wkurwia mnie to!
-Ohh, straszne. Naprawdę. Zaraz zamknę
się w sobie. Dobra. Chodź.- podniósł się, ciągnąc mnie za
rękę.
-Co? Gdzie? Nie chcę. Tu mi się
podoba.- zaprotestowałam.
-To super, ale mamy inne plany.-
przewrócił oczami.
-MY?! Jakie my? Ja mam w planach
siedzenie tutaj.- założyłam obrażona ręce na piersi, układając
się wygodniej na piasku.
-To ci się zmieniły. No wstawaj.
Chyba, że mam cię podnieść. Wiesz, że dla mnie to nie problem.
-Naprawdę kiedyś cię zabiję.-
mruknęłam, wstając.
-To znaczy, że muszę się nacieszyć
życiem. Idziemy.- złapał mnie za nadgarstek. Wróciliśmy do jego
samochodu. Otworzył mi drzwi.
-Co ty kombinujesz?- uniosłam brew.
-Zrobimy sobie małą wycieczkę.-
puścił mi oczko, po czym zamknął je i usiadł na miejscu
kierowcy.
-Powinnam się bać?
-Mnie nie musisz się bać.- spojrzał
na mnie, uruchamiając silnik.
-Taa. To się jeszcze okaże. Ej! Czemu
na mnie się drzesz, jak jadę trochę szybciej, a sam pędzisz jak
wariat?- oburzyłam się.
-Bo ja mogę. A ty jeszcze jesteś
dzieckiem.- pokazał mi język.
-Świetny argument. Nie ma co. Jakoś,
gdy każesz mi się ubierać wyzywająco, nie pamiętasz wtedy o moim
wieku.- powiedziałam zgryźliwie.
-Czepiasz się. Chcę żebyś się tak
ubierała, bo jesteś moją „dziewczyną”. W innym wypadku nie
miałbym z tym problemu.
-To jak ty potrafisz żyć ze
świadomością, że chodzisz z gówniarą?- uniosłam brew.
-A żebyś wiedziała, że czasem mi
ciężko. Między nami jest prawie 8 lat różnicy. Dziwię się, że
jest tak mało hejtów na ten temat.- mruknął.
-Może dlatego, że większość twoich
fanek jest się w stanie utożsamić ze mną, bo wyglądam jak one. A
nie jak twoje poprzednie „przyjaciółki”.- powstrzymywałam się
od prychnięcia.
-Albo wciąż są w szoku, że mam
normalną dziewczynę. Chociaż nie. Normalna to ty nie jesteś.-
pokręcił głową.
-Normalna laska już dawno by cię
zabiła we śnie.- zauważyłam.
-No więc sama odpowiedziałaś sobie,
na zadane kiedyś pytanie, dlaczego nie mam normalnej kobiety.-
zaśmiał się.
Po jakichś 25 minutach byliśmy na
miejscu. Zabrał mnie nad ocean. Skąd on wiedział, że nigdy tu nie
byłam? Właściwie oprócz kilku moich stałych miejsc, nie znałam
Los Angeles.
-Chodź kociaku.- uśmiechnął się do
mnie, łapiąc za rękę.
-Tu są ludzie.- mruknęłam
niezadowolona.
-Tak jak wszędzie. Przecież chciałaś
wrócić do normalności, tak? Nie puszczę cię nawet na chwilę,
jeśli to ma cię uspokoić.
-Czuję się trochę, jak małe
dziecko.- patrzyłam tępo przed siebie.
-Bo jesteś jeszcze dzieckiem. Zresztą,
ja też nim jestem. Nie chce być stary.- westchnął ciężko.
-Czemu nie?
-Bo wtedy więcej ludzi mówi ci, co
wypada, a co nie. A to moja sprawa co robię. Na przykład gdybym
teraz cię wziął na plecy i zaczął się ganiać to byłoby to
normalne. Ale gdybym chciał to zrobić mając 60 lat...
-To wtedy wypadłby ci dysk.-
powiedziałam złośliwie.
-Czy ty musisz być taka wiedźmowata?
Ja tu próbuję być miły, a ty tego nie doceniasz.- strzelił
fochem.
-Rany, wiesz, że ja tak lubię. To
jest niezależne ode mnie. No przepraszam. Wybaczysz mi?- zrobiłam
proszące oczka.
-Jak mi dasz buziaka.- odparł
wyniośle.
-Eee, to chyba nie jest dobry pomysł.-
powiedziałam niepewnie. Boję się takiej bliskości.
-To nie wybaczę.- wzruszył ramionami.
Wzięłam głęboki oddech. Muszę się ogarnąć. To nic takiego.
Przysunęłam się do niego, stając na palcach. Cmoknęłam go
szybko w policzek, ale Ash nie pozwolił mi się odsunąć. Ujął
delikatnie mój podbródek, przekręcając swoją głowę tak, że
nasze twarze dzieliło teraz kilka centymetrów. Patrzyłam mu w
oczy, nerwowo przełykając ślinę.
-Nie bój się mnie.- szepnął,
delikatnie obejmując mnie w talii.
-To nie takie proste.- powiedziałam.
-Wiem. Zamknij oczy.- poprosił.
Zrobiłam to niepewnie. Czułam jak gładzi mnie po plecach. Po
chwili zaczęłam się rozluźniać. Wtedy przysunął się bardziej
do mnie. Złożył pocałunek na moim lewym policzku, po czym oparł
się swoim czołem o moje. Oparłam dłonie o jego klatkę piersiową.
-Oddychaj.- robiłam co kazał. Z każdym oddechem coraz lepiej się
czułam. Uniosłam powieki. Ash stał z zamkniętymi oczami, z rękami
na moich biodrach.
-Dziękuję.- wyszeptałam. Spojrzał
na mnie, lekko się uśmiechając. Przyciągnął mnie powoli do
siebie, tak, że teraz już normalnie się przytulaliśmy. Dopiero w
tym momencie zdałam sobie sprawę, jak bardzo tego potrzebowałam.
Zaciągnęłam się jego zapachem. Podobał mi się. Nie był za
mocny, tak jak niektóre perfumy.
-Idziemy gdzieś siąść?- spytał
cicho. W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Objął mnie jednym
ramieniem i skierowaliśmy się przed siebie. Nagle Ash pociągnął
mnie w stronę drewnianych pali, które oddzielały chodnik od trawy.
W sumie to chyba miało robić za ozdobę, ale Purdy wykorzystał to
jako miejsce do siedzenia. Patrzyłam to na niego, to na wodę.
-Czy ja cię lubię?- wymsknęło mi
się.
-No pewnie, że tak. Przecież jestem
zajebisty.- odparł bez zająknięcia.
-Ja jestem bardziej.- pokazałam mu
język.
-Jak już tak bardzo musisz się
dowartościować, to powiedzmy, że mamy ten sam poziom
zajebistości.- przewrócił oczami.
-Ej! Sam swego czasu powiedziałeś, że
jestem niezłą dupą.- zaoponowałam.
-To są dwie różne rzeczy, kociaku.
Dupą się jest z wyglądu. Zajebistym z charakteru.- wyjaśnił.
-Czyli nie ma innej opcji. Jesteśmy
idealni.- podparłam głowę na ręce.
-Idealni tworzą idealną parę.-
zaśmiał się.
-Nie no, bez przesady. Idealna para to
z nas nie jest.- spojrzałam na niego pobłaźliwie.
-Jak nie, jak tak? Jesteśmy idealną
parą. Tylko trzeba to dopracować.- zamachał energicznie rękami,
mało przy tym nie spadając z tego... czegoś. Prychnęłam tylko w
odpowiedzi. Nagle Ashley zeskoczył na chodnik.
-A tobie co?- uniosłam brew.
-Jedziemy coś zjeść!- zaklaskał w
dłonie.
-Ale ja nie jestem głodna.- burknęłam.
-Ale ja tak. No chooodź. Nie bądź
taka. Chcesz żebym tu padł z głodu?
-Nie bierz mnie na litość.- fuknęłam.
-Ty nie znasz takiego uczucia.- odgryzł
się. Zsunęłam się z tego czegoś i wróciliśmy do auta.
Kilka godzin później.
Mam naprawdę dość tego faceta. Dałam
mu się namówić na obiad, który zresztą po mnie dojadł, lody,
wycieczkę do drogerii, a teraz do sklepu z zabawkami. Na szczęście
obok był sklep z płytami, więc dyskretnie się ulotniłam, gdy
Purdy zastanawiał się nad kupnem jakiegoś różowego piórnika z
Hello Kitty. Przeglądałam najnowsze płyty kręcąc z
niedowierzaniem głową, jakie mam zaległości muzyczne.
-Gdzie mi zwiałaś?- dopadł mnie
zdyszany Purdy.
-To nie był sklep dla mnie.-
mruknęłam, nie odrywając wzroku od płyt.
-A co? Wolałabyś sex shop? Możemy
tam iść w każdej chwili.- mruknął mi do ucha, stając za mną.
-W sex shopach nie ma nic, o czym nie
wiem. Ostatnio nawet miałam tam wstąpić, kupić ci prezent.
-Prezent? Jaki?- zdziwił się Ash.
-Dmuchaną lalę, skarbie. Żebyś miał
jakąś namiastkę kobiety w łóżku.- zaśmiałam się.
-Śmieszne w chuj! Te lalki są do
bani.- powiedział wyniośle.
-Dlaczego? Przecież mają cycki, nie?-
skierowałam się do następnego regału.
-Wolę twoje.- odpowiedział szybko.
-Co?- spojrzałam na niego, nic nie
kapując.
-Ohh, mniejsza. Po prostu żadna lalka
nie zastąpi ciepła i zapachu żywej kobiety.- rozmarzył się.
-Hej, opanuj się, bo jeszcze mi się
tu podniecisz.
-O co ci chodzi? Przecież już raz
przez ciebie mi stanął.- uniósł brew.
-Nie przypominaj mi.- syknęłam.
-Ooo czyżby ktoś tutaj się
zawstydził?- zaśmiał się.
-To raczej ty powinieneś się
wstydzić, że jesteś tak zdesperowany, że podniecają cię takie
gówniary.
-Nie jestem zdesperowany.- wzruszył
ramionami.
-Nie?- przystanęłam, spoglądając na
niego.
-Nie. Do twojej wiadomości: nie myślę
24 godziny na dobę o seksie i potrafię bez niego żyć. Fakt, że
nie jest to takie fajne, ale potrafię.- złapał mnie za łokieć i
pociągnął w stronę działu z muzyką rockową i metalową.
-Naprawdę? Nie wierzę. A może ty
jesteś chory, co?- nagle przyszło mi to do głowy. Przyłożyłam
mu rękę do czoła. Było ok.
-Kociaku, jak ty się o mnie martwisz!
Jestem wzruszony.- zaśmiał się, ściągając moją dłoń i
splatając nasze palce.
-Tylko się nie popłacz. Okej. Czy
mogę już zająć się czymś twórczym, niż tylko łażeniem po
sklepach?
-Możesz. Co do zajęć twórczych, to
pojedziemy w jedno miejsce.
-Co? Znoowu? Po co?- jęknęłam.
-Muszę coś dokończyć. Oh nie
marudź. To będzie z korzyścią dla ciebie.- przewrócił oczami.
-Dla mnie?- zdziwiłam się.
-Owszem. Sama zobaczysz. A teraz rusz
ten seksowny tyłeczek i chodź!- pociągnął mnie za rękę.
-Mam seksowny tyłek?- prychnęłam.
-Tak. Nie doceniasz się, mała. Nikt
ci tego nigdy nie powiedział?- zjechaliśmy na parking.
-Noo zdarzyło się, ale to było takie
wymuszone i nieszczere. Dla osiągnięcia korzyści.- burknęłam.
-Ja w tym nie mam żadnych korzyści.
Jestem obiektywny i mówię ci to, jako doświadczony facet. Z pełną
świadomością stwierdzam, że masz fajny tyłek. W sumieee,
pomacałbym.- westchnął, gapiąc się na niego zboczenie.
-Świnia! Na macanie trzeba zasłużyć.
Jedziemy?- zmieniłam temat.
-No. Nawet dotknąć nie można.-
wyjęczał, otwierając mi drzwi. Co on się taki dżentelmen zrobił?
Po chwili ruszyliśmy z piskiem opon. Oczywiście...
Ten ćwok zabrał mnie do studia
tatuażu. Geniusz wymyślił, że chce zrobić sobie jakiś tatuaż.
A raczej wypełnić czymś luki na przedramieniu. To tam jeszcze są
jakieś luki???
-Ooo kogo ja widzę?! Pan Purdy we
własnej osobie. I to z jaką ślicznotką! Ulala. I za rączkę. No
stary, widzę, że w końcu masz dziewczynę.- zawołał wesoło,
stojący przed nami facet. Automatycznie pod wpływem jego
spojrzenia, złapałam mocniej basistę za rękę. Ash uśmiechnął
się do mnie uspokajająco, obejmując ramieniem w pasie.
-No widzisz, jak mi się trafiło. To
Ann, moja dziewczyna, a to Bobby. Zrobił mi już kilka pięknych
tatuaży.- przedstawił nas sobie. Niepewnie uścisnęłam dłoń
mężczyźnie.
-Chcecie coś do picia? Sok, a może
piwo?- zaproponował Bobby.
-Ja piwo, a dla małej sok.-
odpowiedział szybko Ashley.
-Ej, przecież prowadzisz.- zmrużyłam
oczy.
-No i właśnie to jest ta korzyść
dla ciebie, kociaku. Ty poprowadzisz.- puścił mi oczko, rozsiadając
się w fotelu.
-Dasz mi poprowadzić swoje auto?-
spytałam zszokowana.
-Owszem. Poza tym, po tatuowaniu będę
pół-inwalidą. Nie chcę niepotrzebnie męczyć ręki.- opadłam na
krzesło, które podsunął mi tatuażysta. On dobrowolnie oddaje mi
samochód. Swoje maleństwo. To chyba jakiś, kurwa, cud!
-Chcesz popatrzeć?- zaproponował mi
Bobby. Zaglądałam mu przez ramię, jak przygotowuje rękę basisty.
Wszystko było ok, dopóki nie usłyszałam dźwięku maszynki.
Zacisnęłam zęby, ale odpuściłam na widok igły wbijanej pod
skórę. Ohyda! Usiadłam z powrotem na krześle.
-I co? Nie podoba ci się?- spojrzał
na mnie Ash.
-Raczej patrząc na to, czuję ból.-
mruknęłam.
-To nie ciebie kłują.- uśmiechnął
się pobłaźliwie, biorąc łyk piwa.
-Ale ja to współodczuwam. Ciebie to
nie boli? Nawet się nie skrzywiłeś.- burknęłam, opierając się
o jego podłokietnik.
-Kwestia przyzwyczajenia.- wzruszył
lewym ramieniem.
-Masochista.- oparłam się wygodniej
na ręce. Było mi niewygodnie, więc cały czas się wierciłam, aż
w końcu stwierdziłam, że klatka piersiowa Purdy'ego świetnie
nadaje się na poduszkę. Wtuliłam się w niego, a on odstawił
piwo, głaszcząc mnie lekko po włosach wolną ręką. Nie wiem, ile
czasu tak spędziliśmy, ale w końcu Bobby ogłosił, że skończył.
Ash przejrzał się w lustrze, po czym usiadł z powrotem, żeby
mężczyzna mógł mu to owinąć folią. Purdy zapłacił,
podziękował i pożegnaliśmy się. Wyszliśmy na zewnątrz.
-Trzymaj. Tylko błagam, ja kocham ten
samochód. Obchodź się z nim dobrze.- spojrzał prosząco,
wciskając mi kluczyki.
-Ej! Ja umiem prowadzić.- zauważyłam,
siadając za kółkiem. Na spokojnie poprawiłam fotel, ustawiłam
lusterka i sprawdziłam wszystko. Najdelikatniej jak umiałam,
uruchomiłam silnik. Lubiłam samochody. Bardziej niż ludzi.
Ruszyłam powoli z parkingu. Cóż, pierwszy raz prowadziłam akurat
auto tej marki, więc nie zamierzałam szaleć. Upewniłam się, że
Ash nie dostaje ataku paniki i zaczęłam przyspieszać. Jechałam
teraz około 60 mil na godzinę. To jakieś 100km. Mogłabym jechać
szybciej, ale w sumie nie chciałam. Nie spieszyło mi się do domu i
do tego, co chciałam zrobić. Poza tym, Purdy dał mi swoje auto!
Kurwa, muszę się tym nacieszyć na zapas.
Po kwadransie byliśmy na posesji.
Westchnęłam ciężko oddając kluczyki Ash'owi. Rzuciłam jeszcze
tęskne spojrzenie w stronę auta.
-Hm, myślałem, że będzie gorzej.-
mruknął pod nosem basista.
-Lubisz prowadzić?- spytałam.
-Bardzo. A co?- przejechał dłonią po
twarzy.
-Nic, nic. Jak będziesz grzeczny, to
może kiedyś coś ci pokażę.- przypomniała mi się jedna rzecz.
Weszliśmy do domu. W salonie siedziała reszta ekipy.
-Ooo jesteście w końcu. Zaraz siadamy
do kolacji.- uśmiechnął się do nas Andy.
-Okej. Po kolacji musimy pogadać.-
powiedziałam obojętnie. Skierowaliśmy się do kuchni. Ands zrobił
sałatkę. Jak chce, to potrafi coś ugotować. Usiadłam koło
Ashley'a. Po mojej prawej stronie, na szczycie stołu siedział Jake.
Wgapiałam się beznamiętnie w swój talerz i mało nie podskoczyłam
wystraszona, gdy przed sobą zobaczyłam cudzy widelec. To Pitts
kradł mi kawałek warzywa.
-Jacob, co ty robisz?- zgrzytnęłam
zębami.
-No bo masz tyle brokuła, a ja prawie
wcale! To nie fair.- oburzył się, robiąc fochnięty dzióbek.
-Trzeba było sobie nałożyć go
więcej, a nie mi podbierać!- uniosłam brew.
-Maruda.
-Złodziej.
-Małpa.
-Burak.
-Ej serio, będziecie się wyzywać z
powodu kawałka brokuła?- spytał CC.
-Już wiem, jak to idiotycznie wygląda
z boku, gdy ja się z tobą kłócę.- mruknął rozbawiony Purdy.
-Ale ty lubisz się kłócić.-
zauważyłam, pijąc herbatę.
-Moglibyście się w końcu dogadać, a
nie jedno i to samo.- westchnął Jinxx.
-Ostatnio jakoś się nie kłócimy.-
powiedziałam.
-Bo ostatnio jest inaczej, niż
zwykle.- wymsknęło się CC'emu. Spojrzał na mnie przerażony.
-Tak. Masz rację.- wzruszyłam ramionami. -Okej. Ja idę na
chwilę do siebie, poczekajcie na mnie w salonie.- wstałam od stołu.
Weszłam do swojego pokoju. Ściągnęłam bluzę, odwieszając ją
do szafy. Wyciągnęłam z torby mój zeszyt. Wyjęłam zza okładki
zdjęcie i włożyłam je luzem między kartki. Zrobiłam kilka
głębokich wdechów. Powoli zeszłam na dół. Chłopaki siedzieli
na kanapie i podłodze. Usiadłam w fotelu, przed sobą kładąc
zeszyt.
-Okej. Wiecie, że ja się nie
wyzewnętrzniam. Ale teraz zrobię dla was wyjątek. Ten jeden jedyny
raz. Dlatego słuchajcie uważnie, bo nie będę się powtarzać.-
westchnęłam. Chłopcy patrzyli na mnie spokojnie. Starałam się
opanować drżenie głosu i kontynuowałam: (włączcie to)
-Póki co, wiecie, że musiałam
zrezygnować z boksu, przez kontuzję. To nie było do końca tak.
Wiecie też, że boję się burzy. Kiedyś się nie bałam. Ale to
nie to jest najgorsze. Dokładnie dziś mija rok od tego... wypadku.
Tłumaczyłam wam, jak bardzo nienawidzę swojej rodziny. Jednak nie
darzyłam tym uczuciem, wszystkich. W moim życiu była jedna jedyna osoba,
która wspierała mnie, niezależnie od wszystkiego. Gdy miałam
jakiś problem, mogłam się do niej udać, zadzwonić, napisać,
cokolwiek. Jedyna osoba, która nie wmawiała mi na siłę, jak inni,
że jestem normalna tylko się okłamuję. Mama, brat i reszta tak
właśnie twierdzili. Że przesadzam. Nie przesadzałam. Nigdy nie
byłam uczuciowa. Zawsze cicha i spokojna. Poważna. Razem z tą
osobą pracowałam nad sobą. Nad tym, żeby bardziej czuć. W sumie,
osiągnęłam pewien sukces. Tylko przyszło to w trochę złym
momencie.- wyciągnęłam z zeszytu zdjęcie i położyłam przed
chłopakami. Przedstawiało mnie i pewnego chłopaka. Miałam tam
może z 10 lat.- To właśnie ta osoba. Mój 13 lat starszy wujek.
Mateusz. Tego dnia wracaliśmy z kina. Jechaliśmy autem, on
prowadził. Jak na listopad, było ciepło. Jednak po południu
rozpętała się burza. Burza w listopadzie.- pokręciłam głową.
-Zaczęło lać, było ślisko. Jechaliśmy powoli, śpiewając
jakieś idiotyczne piosenki. W pewnym momencie poczułam silne
szarpnięcie i uderzenie. Jakieś auto, wyjeżdżając z
podporządkowanej, wpadło w poślizg i uderzyło w bok naszego
samochodu. Z mojej strony. Zrobiliśmy efektowny piruet na środku
ulicy, ale przez zalaną drogę nie wyrobiliśmy i wpadliśmy na
drzewo. Wtedy straciłam przytomność.- zrobiłam krótką przerwę,
żeby przełknąć tę gulę w gardle, która się pojawiła.
-Obudziłam się trzy dni później. W szpitalu. Ze wstrząśnieniem
mózgu i gipsem na prawej ręce. Nikogo przy mnie było. Wszyscy
pojechali na... pogrzeb. Lekarz powiadomił mnie o wszystkim. Wpadłam
w szał. Dali mi coś na uspokojenie, przez co spałam kolejne dwa
dni. Gdy już wróciła mi świadomość, obok mnie była mama.
Płakała i zasypywała mnie mnóstwem pytań o zdrowie i inne
idiotyzmy. Ale ani razu nie spytała o to, jak się czuję
psychicznie. Kazałam jej się wynosić. Wyrzuciłam ją z sali i
zabroniłam im wszystkim mnie odwiedzać. Został przy mnie tylko
ojczym. Przez cały ten czas się nie odezwał. Usiadł obok mnie i
mocno przytulił. To nic mi nie dało, ale przynajmniej przestałam
się rzucać. Po jakimś czasie podał mi list, zaadresowany do mnie.
Po czym wyszedł, żebym mogła w spokoju się wyryczeć.
Nienawidziłam, gdy ktoś widział moje łzy. Traktowałam to jako
oznakę słabości. Gdy jako tako widziałam na oczy, otworzyłam
kopertę. To był list od mojego wujka, który napisał parę
miesięcy wcześniej, na wszelki wypadek. Powiedziałam mu kiedyś,
że nie chcę żyć, jeśli nie zdążyłabym się z nim pożegnać.
A tym bardziej funkcjonować bez niego. On wiedział, że ja to
mówiłam poważnie. Że byłabym w stanie się zabić. Dlatego to
napisał. Błagał mnie, żebym tego nie robiła. Żebym żyła
dalej, bo świat nie kończy się na czyjejś śmierci. Tylko dlatego
jestem tu teraz. Miałam wiele okazji, żeby ze sobą skończyć, ale
gdybym to zrobiła, to zawiodłabym go. Jedyną osobę, która
wierzyła we mnie od zawsze... Przeżyłam prawdziwe załamanie
nerwowe. Przez miesiąc jechałam na psychotropach. Przez ten czas
zdążyli ściągnąć mi gips i wypisać ze szpitala. W sumie,
wypisali mnie zaraz po tym, gdy się ocknęłam. Miałam tylko
zwichnięty nadgarstek. Tylko tyle i aż tyle. Przez kilka tygodni
miałam go nie nadwyrężać. Po tym czasie próbowałam wrócić do
treningów, ale ręka wciąż bolała. Po jakimś czasie wszystko się
wygoiło, ale uraz psychiczny pozostał. Trenując, podświadomie ją
oszczędzam. Dlatego nie mogę wrócić do zawodowego boksowania. To
nie ma najmniejszego sensu. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to,
że straciłam jedyną osobę, której w jakiś sposób ufałam.
Zostałam sama, przez własną głupotę. Bo to była moja wina i nic
nie sprawi, że zacznę myśleć inaczej. To moja wina. Teraz wiecie
już to, co najważniejsze.- spojrzałam smutno na chłopaków. Byli
zszokowani. Wstałam, zostawiając im zdjęcie i wróciłam do
sypialni, rzucając się na łóżko. Tak bardzo chciałabym się
teraz zabić...
I tak, jak wspominałam wcześniej, An się zwierzyła. Co Wy na to? Spodziewaliście się akurat wypadku, śmierci najważniejszej osoby itp? Czekam na Wasze opinie. Są szalenie interesujące:). Ja od siebie mogę dodać, że chłopaki jeszcze mało wiedzą o swojej siostrzyczce...
***************
Końcówka mi się nie podoba. Jakoś tak chaotycznie, no ale nie umiałam się wczuć. Btw. prawie się poryczałam słuchając tych dwóch piosenek:D Kolor tego auta jest ohydny. Niestety nic nie poradzę, że ten głupek lubi chrom. Jakby nie mógł lubić czerni. A teraz co do limitu. Serio, macie taki problem go spełnić? No ale cóż, Wasza sprawa. To Wy nie wiecie, co będzie dalej, a nie ja... I zanim ktoś się mnie zapyta o nowy rozdział, to może niech łaskawie policzy wcześniej komentarze. No chyba, że to za skomplikowana matematyka. Poza tym, prosiłam o podpisywanie się. Nie wliczam anonimów.I tak, jak wspominałam wcześniej, An się zwierzyła. Co Wy na to? Spodziewaliście się akurat wypadku, śmierci najważniejszej osoby itp? Czekam na Wasze opinie. Są szalenie interesujące:). Ja od siebie mogę dodać, że chłopaki jeszcze mało wiedzą o swojej siostrzyczce...
!!! 24 kom=nowy !!!
Aw.. Rozdział piękny.. A tajemnica Ann? Smutna i troszkę szokująca. Boję się jak zareagują chłopcy i co będzie z Ann po takim wyznaniu? ._. Cóż.. Czekam na następny. c: A do osóbek Anonimowych bądź nie komentujących ogarnijcie się. I serio? Tak trudno jest ruszyć ten swój zacny tyłek i coś napisać? Wymagać od Ani wymagacie ale sami nie spełniacie warunków czyli limitu a macie to w dupie. Dziękuje nie pozdrawiam. Aniu.. Weny życzę.. <3
OdpowiedzUsuńDlaczego ty piszesz takie ładne komentarze? ;-; /OpenWound
UsuńNie są ładne.. ;_; ;// Piszę co myślę..
UsuńHejo <3
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia co mam napisać.
''Idealni tworzą idealną parę.- zaśmiał się'' - Nie mam pojęcia dlaczego się z tego śmieję.
Bałabym się wpuścić Ashley'a do sex shopu i to samego.
''Dmuchaną lalę, skarbie. Żebyś miał jakąś namiastkę kobiety w łóżku.- zaśmiałam się'' - Może taka lalka by mu się przydała.
Mi kolor autka się podoba. Przyznam się, że spodziewałam się takiej historii, którą opowiedziała Ann. Kruk kocham ten film <3
Sorka za moje nie ogarnięte komentarze.
Apel dla wszystkich którzy to czytają, komentujcie czy tak wiele się od Was wymaga.
Pozdrawiam i weny życzę <3
supeeer *.* życzę weny i do następnego ;*
OdpowiedzUsuńPiosenki są boskie ♥ Wdg mnie autko ma zajebisty kolorek ( jeśli to w ogóle można nazwać kolorem). Wypadek przeczuwałam od początku,ale nigdy nie wpadłabym na to,że to był wujek Ann.Ashley się do niej zbliża nawet ich kłótnie są cholernie słodki aww ( chemia chyba zryła mi mózg ) Ahha i Purdy w po części różowych butach mnie rozpieprzył :D
OdpowiedzUsuńCo ty chcesz od chromu? XDDDDD
OdpowiedzUsuńZrób tak, jak mówiłaś. Żeby już nie było tak słodko, bo mam zakaz na cukier ;-;
Gdy czytałam zwierzenie Ann, to było jakieś takie... sztuczne. Nie to, że źle to napisałaś. Chodzi o to, że to w żaden sposób do An nie pasuje.
Ej, a ten RJ to w końcu kto? ;-;
I ja się spodziewałam :3 Powinnam zostać jasnowidzem XDD /OpenWound, Moja Sala Koncertowa FB
Sztuczne, bo ona nie umie mówić o tym, co czuje. A RJ... Cierpliwości. Jeszcze trochę i się pojawi. Już nie mogę się doczekać:D
UsuńWzruszający rozdział, końcówka jak najbardziej ci wyszła i nie mów,że nie. Naprawdę super, nic dodać ni ując. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuń;_; teraz mi smutnoo :'(
OdpowiedzUsuńBiedna Ann..
Jestem ciekawa reakcji chłopaków *-*
Ash taki miły i troskliwy <3 aww
Weny!!
Świetny :) no i nareszcie Ann opowiedział coś o sobie .
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :**
Weny i dobrego humorku :D
Kocham Twój gust *__*
OdpowiedzUsuńW końcu się doczekałam <3 Ilość tajemnic i niedopowiedzeń jeszcze trochę a męczyłaby mnie po nocach xD
Co ze mną nie tak, że wolę ich uzewnętrznianie się lub kłótnie bardziej niż "momenty"?
Ty wszędzie musisz przemycić coś o zabiciu/uszkodzeniu go, prawda? :D
Podziwiam Cię, że przedstawiasz go w taki sposób, przy okazji pewnie nabijając mu fanek.
Ich przekomarzania wygrywają wszystko xD Mogłabym czytać ten fragment ze sto razy, a i tak by mnie bawił ^^
O matko...
Niby brałam pod uwagę mniej więcej taką sytuację, no ale...Masakra.
Jesteś na dobrej drodze, żeby sprowokować mnie do płaczu...
Aż nie wiem, co napisać w tym temacie..tak jeszcze bardziej niż zwykle.
Podziwiaj, podziwiaj, zwłaszcza, że znasz moje zdanie o nim. Naprawdę gdy po kilku dniach sprawdzam rozdziały to mam ochotę walić głową w ścianę. NIE PŁACZ! A wolisz tamte scenki niż momenty, bo momenty są nudne i nic nie wnoszą do fabuły :P
UsuńAsh wie jak do niej dotrzeć nooo. Lubię ten ich rodzaj przyjaźni, mówią, że się nie lubią. A ja wiem swoje! I to pytanie o jego rodziców… strata kogoś bliskiego to coś strasznego. I straszne jest też, gdy rodzice żyją dłużej od swoich dzieci…
OdpowiedzUsuńAnn kogoś straciła, tylko kogo?
„Na szczęście obok był sklep z płytami, więc dyskretnie się ulotniłam, gdy Purdy zastanawiał się nad kupnem jakiegoś różowego piórnika z Hello Kitty.” Śmiałam się jak głupia, bo wyobraziłam sobie Ash’a jak gada do siebie, zanim się zorientował, że Ann już obok nie ma xD.
Rozmowa o tyłku Ann, genialna!
Tatuaż i piwo… ah. Ale Ann dostała jego auto przynajmniej :D.
Myślałam nad tym co Ann mogłaby przejść. I nie miałam zbytnio pomysłu. Szkoda, że straciła tak ważną osobę w swoim życiu… I co jeszcze skrywa?
Czekam na następny!
http://heartoffire-bvb.blogspot.com/
Super, choć faktycznie lekki chaosik na koniec, ale i tak spoko. Czekam na cd.
OdpowiedzUsuńI ♡ UNICORNS
Lalalala..to ja sobie skomentuje:D Moje pierwszy pytanie. Czy mi się wydaje, czy Ash na pierwszym zdjęciu ma na sobie damskie buty? :D
OdpowiedzUsuńW ogóle wpoiłam sobie robienie akapitów więc korzystam buahaha :D
Hmm..taka kochana ta ich rozmowa. Nasz basista jednak czasami( z naciskiem na CZASAMI) potrafi logicznie i dojrzale pomyśleć :P Co nie zmienia faktu, że to jednak Purdy :D
Hahaha, sklep z zabawkami. Jezu wyobraziłam sobie takiego Ashley'a w Smyku kupującego piórnik z Hello Kitty. Nie no zgon na miejscu xD
Ty, stara czytałam ten rozdział wczoraj wieczorem i nie wiem co mnie napadło, ale jak Ann się wypowiedziała to normalnie, zaczęłam płakać. Co ty mi robisz hmm.? Aż tak jeszcze żadnego bloga nie przeżywałam :D
Tadam! Komentarz chyba w miarę ogarnięty więc nie chcę tego psuć:* Buziaki misia, kc i weeny! *.*
http://rebelyellbvb.blogspot.com/
Byłam ostatnio właśnie w Smyku i tak kombinowałam: gdyby dać Ashley'owi do wyboru sex shop, sklep z sexi bielizną i zabawkowy. Który wybierze? Płakałaś?o.O O matko. Starałam się zrobić w miarę realną końcówkę.
UsuńAshley taki przewidujący, wie gdzie szukać młodej *.*
OdpowiedzUsuńwgl to było takie urocze że aż zbyt piękne
no on jest w Twoim opowiadaniu idealny
troszczy się, stara się ją zrozumieć, jest cieprliwy, nawet dał jej ten samochód i przytulił i próbuje jej pomóc mimo że ona odpycha wszystkich rękoma i nogami i mówi mu, że jest idiotą itd
jeny chciałabym znać chociaż jednego chłopaka, który by się tak troszczył
ale nie faceci to mendy
wróć wszyscy ludzie to mendy (bez urazy, takie zboczenie psychiczne-nienawidzę ludzi xd)
dobra bo odbiegam od tematu
wyobrażenie Ashleya zastanawiającego się nad kupnem piórnika z Hello Kitty mnie rozwalił xD
i mini kłotnia Ash i Ann -> kocham <3
a co do otwarcia sie Anki w sumie spodziewałam się utraty kogoś bliskiego i nie marudź, że to nic specjalnego i możemy się rozczarować itd jak dla mnie jest to naj ff jakie czytałam, nie próbujesz nikogo swatać na siłę, to jest takie realne (no oprócz Ashleya dżentelmena nadal mi to nie pasuje do niego ;p) więc ta jej tajemnica jak najbardziej mi tu pasowała i mnie nie rozczarowała ;)
więc tak na koniec
mam nadzieję, że w następnym będzie ciąg dalszy tego wieczoru, a nie przeskoczenie do następnego dnia czy coś, bo w sumie jestem ciekawa jak chłopcy zareagują
no i tak jak zawsze:
rozdział mi się bardzo podobał, życzę dużo czasu, pomysłów i ciekawych znalezisk w internecie ;p <3
Ja i Ann mamy jedną cechę wspólną. Taką zasadniczą. Nienawidzimy świata:D Ash tutaj mnie już wkurwia. Muszę coś pokombinować, żeby nie był tak obrzydliwie cudowny. Gdyby prawdziwy Purdy to przeczytał, pozwałby mnie do sądu. Znalazłoby się tutaj kilka paragrafów:P
UsuńP.S. Co do swatania=jeszcze dłuuuugo do takiego momentu (o ile w ogóle). A i tak pewnie będzie w moim stylu, czyli żadne tam cukierkowe scenki. Life is brutal.
dołączam do Was w nienawiści świata xD
Usuńi dobrze, że nie będzie bardzo cukierkowa, dzięki temu jest ciekawiej (a że moja głęboko zakopana miłość do cudownych scenek próbuje się wyrwać, lepiej pominąć ;p)
super rozdział czekam na nexta>>>Noele
OdpowiedzUsuńCześć ^_^
OdpowiedzUsuńZnowu późno, nie zabijaj, nie mogę pozbierać myśli :X.
I rozczaruję Cię, chociaż rozdział pozostawia ogroooomne pole do popisu w komentarzu, to ja się aż tak nie rozpiszę :C.
Ogólnie jak zwykle wyszło zajebiaszczo :D. Fajne autko, i co do koloru też Ci przyznam rację :3. I te zdjęcia ^_^.
Co do konkretów...
Ej, znów wyszło słodko. Albo ja się za dużo cukru nawpierdalałam xD. W każdym razie, hahah, wiedziałam, że ją tam wywiało! :D
I Ash tutaj jest taki... ludzki? Tylko zastanawia mnie, czy nie jest zbyt „wygłaskany” w stosunku do oryginału. Jakbyś mu pół charakteru ucięła... Ale to tylko moja opinia.
Bardzo mi się podoba ta ich "wycieczka". I nad tym oceanem... Awww, serducho roztopione *__*. Hahah, taki epicki powrót do normalności.
"-Czy ja cię lubię?- wymsknęło mi się." ktoś zaczyna czuć?
„-Dmuchaną lalę, skarbie. Żebyś miał jakąś namiastkę kobiety w łóżku.” – Hue, to jest epickie. Nie mogę ze śmiechu xD. I ta rozmowa później... O matko, zajebiaszcze! :D Ogólnie, teksty basisty w tym rozdziale rozkładają na łopatki ^___^. Ale Ann nie zostaje w tyle. „Na macanie trzeba zasłużyć.”. Genialne <3.
Nie wierzę, on jej dał we władanie swoje maleństwo! Oszkutwa, niezły szok. Serio...
Heheh, i te dziecięce zachowania przy stole... Ode mnie już by dostali po pyskach, mój talerz to mój talerz i nikomu nic do niego. xD
Co do historii Anki, jak już wspominałam, większość odgadłam.
Huuh, ciężko mi to dzisiaj idzie, a na biurku taki uroczy stosik z karteczką „na środę”. Przepraszam, ale na szybko wszystko jest do bani. :C Postaram się poprawić przy kolejnym i napisać coś sensownego.
Kocham to opowiadanie i z niecierpliwością czekam, jak to wszystko dalej się potoczy. Weny życzę, czasu, pomysłów, stalowych nerwów, motywacji i czego tylko dusza zapragnie.
Pozdrawiam <3
CZYTAM = KOMENTUJĘ!
Dobra weź, mnie Purdy wkurwia tutaj na maksa. Tylko jak niby teraz mam to zmienić? Rzygam tymi słodkimi momentami:( I jak ja mam Cię zabić? Żartujesz sobie!
UsuńPoryczałam się na końcówce, serio :'(
OdpowiedzUsuńWspółczuję strasznie Ann straty wujka :( Ash z piwkiem wygląda tak seksownie *.* Nie oceniaj mnie, wiesz, że go ubóstwiam XD I te jego słodkie różowe sznurówki :3 Dobra, nie było tego XD Call ogar! :D
Jak zawsze mi się zajekurwajegopierdolonamać podoba :*
Jakby co mam już naszą genialną scenę, więc jak będzie mi się chciało wyciągnąć kartkę z książki z niemca to będzie rozdział :3
Buziaczki gwiazdko <3
Calley Purdy ♥
Nie oceniam. Ustaliłyśmy już jakiś czas temu, czemu on Ci się podoba:P Tzn. ja ustaliłam:P Pisz! Ja chcę te wszystkie wątki, które omówiłyśmy♥♥♥ Ohh Ricky^_^
UsuńHej:) chciałam sie przywitać,jestem nową czytelniczką:) znalazłam twoje opowiadanie w sobote i powiem Ci że mega mi sie spodobało!:) jestem mega fanką bmth i kojarzyłam bvb ale nigdy jakos za nimi nie przepadałam,ale opowiadanie jest przeswietne i pare razy szczerze sie śmiałam co nieczesto mi sie zdarza gdy czytam:) jestem dopiero na 43 rozdziale i nie moge sie doczekac co bedzie dalej,komentuje tutaj bo predzej zauwazysz pod nowym rozdzialem!:3 także życze weny i ciepłych ubranek,nigdy nie przestawaj pisać bo idzie Ci świetnie:* /s.
OdpowiedzUsuńJeej. Cieszę się, że Ci się podoba moje dziwne poczucie humoru:D Dziękuję:)
UsuńLalala,nie mam czasu tego pisac, ksiazki mnie jedza.
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial ^^
FUCK YEAH, ZWIERZENIA XD
Zycze weny
Nareszcie się zwierzyła! <3
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co będzie dalej bo skoro chociaż trochę się zwierzyła to musi sie coś zmienić nie?
Weny życze:*
Jeju, jeden z lepszych rozdzialów.
OdpowiedzUsuńJestem zakochana, naprawdę.
Tak coś przypuszczałam, że Anula kogoś straciła, ale bardziej podejrzewałam partnera, niż wujka. Myślałam, że stąd ta jej niechęć do związków i kontaktów z mężczyznami.
No i ciekawi mnie jeszcze sprawa RJ'a...
Cóż, dużo jeszcze o Ann nie wiemy i pewnie jeszcze wiele rzeczy nas zaskoczy.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział Xo
Anka szklanka jest niechętna z innego powodu. Chyba:P RJ będzie, spokojnie. Jeszcze jakieś 2-3 akcje i się pojawi.
UsuńSuper rozdział.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.
////Black Rose
Jestem ciekawa co teraz chłopaki zrobią .
OdpowiedzUsuńNie sądziłam że An powie cokolwiek o swojej przeszłości . Ale rozdział super. Czekam na nexta. ;) i życze weny
Rozdzial suuupcio <3 szkoda mi Ann biedna :c wiem jak to jest starcic kogos bliskiego... Akrurat moim jednym z 1736 pomyslem bylo to ze ktos dla niej wazny umarł :( juz sie nie moge dokaczekac kolejnego rozdzialu (jak to zawsze). Życzę weny i czekam na nexta :) \Kam
OdpowiedzUsuń"Dmuchaną lale" hahah xD cudowny rozdzial nie spodziewalam sie ze An sie kiedys powie cos o swojej przeszlosci a już wgl grupce chlopakow :( czekam na nexta i zybe weny /julia
OdpowiedzUsuń