Pobiegliśmy w stronę z której
dochodził krzyk. Zobaczyłem jak Tony trzyma Ann. Na ten widok coś
we mnie wstąpiło. Podleciałem do niego, odciągając go od niej i
z całej siły przyjebałem mu pięścią w ryj. Zatoczył się,
wypuszczając z ręki zakrwawiony nóż, ale nie upadł. Zamachnął
się, żeby mi oddać, jednak zrobiłem unik. Uderzyłem go w brzuch.
Skulił się, co wykorzystałem na przewrócenie go. Usiadłem mu na
klatce piersiowej, okładając pięściami. Tłukłbym go dalej,
gdyby ktoś mnie nie odciągnął.
-Ashley! Starczy! Już dość! Opanuj
się kurwa!- CC wrzeszczał na mnie, trzymając mnie za ręce.
-Ty chuju! Zabiję cię!!! Zapłacisz
za to!- rzucałem się. W tym momencie podleciał do nas Andy,
chwytając mnie z drugiej strony.
-Sama chciała! To zwykła kurwa!-
wystękał ten gnój, ocierając krew lejącą mu się z nosa.
-Nie waż się tak o niej mówić!-
Andy podleciał do niego, łapiąc za szmaty i uderzając
kilkukrotnie z pięści w mordę. Następnie rzucił go na ziemię,
jak rzecz.
-Uspokójcie się, do kurwy! Zaraz
przyjedzie tu policja!- warknął Jinxx.
-Tylko ją straszycie! Ann?- odezwał
się Jake. Momentalnie się opanowałem. Spojrzałem na dziewczynę.
Siedziała skulona pod ścianą, oplatając rękoma kolana. Miała
poszarpaną koszulkę. Na szczęście chyba nie zdążył jej
skrzywdzić w „ten” sposób. Andy natychmiast do niej podbiegł.
-Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie!-
krzyknęła spanikowana, odsuwając się. Biersack zastygł w
miejscu. Jinxx dał mu znak, żeby tak został.
-Ann, spokojnie.- próbował ją
uspokoić Pitts.
-Zostawcie mnie!- zaciskała mocno
dłonie. Boże... Nie mogę tego tak zostawić. Ona nie może tak
cierpieć. Zacząłem się do niej zbliżać. Zatrzymałem się
jakieś półtora metra od niej i kucnąłem.
-Annie, spójrz na mnie.- poprosiłem.
Zero reakcji. Wpatrywała się tępo w swoje buty. Przysunąłem się
troszkę.
-Nie zbliżaj się. Proszę. Zostaw
mnie.- powiedziała cicho, kuląc się coraz bardziej.
-Mała, spokojnie. Oddychaj. To tylko
ja. Nic ci nie zrobię. Proszę cię, popatrz na mnie.- byłem gotowy
ją o to błagać. Powoli uniosła na mnie swój wzrok. Miała oczy
pełne łez, które jednak nie wypływały z nich. Była przerażona.
Nigdy w życiu jej takiej nie widziałem. Wyciągnąłem dłoń i
delikatnie dotknąłem jej ręki. Dopiero teraz zobaczyłem, że z
jej ramienia sączy się krew. Pozwoliła się dotknąć. Czułem,
jak cała się trzęsie.
-Nie chcę.- wyszeptała. Zbliżyłem
się jeszcze bardziej. Teraz klęczałem obok niej.
-Nie bój się. Chcę cię tylko
przytulić. Pamiętasz, że mieliśmy umowę? Gdy któreś
potrzebowało przytulenia, dostawało je. Ty je teraz potrzebujesz.
Oboje go potrzebujemy.- mówiłem cicho, starając się brzmieć
spokojnie. Nie chciałem, żeby bała się jeszcze bardziej. -Zrobił
ci coś?
-Nie.- pokręciła głową. W tym
momencie delikatnie wziąłem ją w ramiona. Spięła się, ale mnie
nie odepchnęła.
-Już po wszystkim maleńka.
Spokojnie.- głaskałem ją lekko po plecach. Czułem, jak moja
koszulka robi się mokra. Wtuliła się mocniej w moje ciało.
Posadziłem ją sobie między nogami tak, że teraz trzymałem ją z
każdej strony. Przejechałem ręką po jej boku i usłyszałem cichy
syk. Odsunąłem dziewczynę od siebie, mierząc ją uważnym
spojrzeniem. Pod biustem, tam gdzie przylegał jeszcze stanik, miała
zakrwawiony materiał. Ten śmieć ją zranił!
-Boli?- spytałem, jednocześnie zdając
sobie sprawę, jaką głupotę palnąłem. Pewnie, że boli.
-To nic takiego.- szepnęła, ocierając
nadgarstkiem łzy. Usłyszałem syreny, a po chwili obok nas pojawili
się policjanci, zgarniając tego... eh, brakuje słów na takie coś.
Schowałem głowę Ann w swoich ramionach, żeby na niego nie
patrzyła. Podeszli także do nas sanitariusze.
-Musimy ją zabrać.- powiedział do
mnie cicho jeden z pielęgniarzy.
-Nie! Nie chcę! Ja nie chcę!!!-
zaczęła się na nowo rzucać.
-Ann. Ann! Spokojnie. Już dobrze.-
złapałem ją za ramiona, przyciągając do siebie. Co ja mam teraz
zrobić? Złapałem ją lekko za podbródek, żeby spojrzeć w oczy.
-Posłuchaj. Musisz tam pojechać. Trzeba ci to opatrzyć i cię
zbadać. Zrobić obdukcję. Nie bój się. Pojedziemy tam z tobą.
-Dobrze.- kiwnęła po chwili głową.
Pomogłem jej wstać. Podszedł do nas CC, ale na jego widok mała
odsunęła się gwałtownie. Wzięła głęboki oddech i skierowała
się do ambulansu, wciąż się do mnie klejąc. Chłopaki pokazali,
że pojadą za nami.
Pół godziny później.
Siedzieliśmy w ciszy na korytarzu
czekając, aż lekarz zbada Ann. W pewnej chwili zza drzwi wyłoniła
się pielęgniarka.
-Czy któryś z panów mógłby pomóc?
Dziewczyna nie za bardzo chce współpracować.- uśmiechnęła się
do nas smutno.
-Ja spróbuję. Jestem jej chłopakiem.-
wyjaśniłem. Pielęgniarka kiwnęła głową, wpuszczając mnie. W
środku był jakiś lekarz i inna pielęgniarka. No i Ann. Siedziała
teraz jak posąg.
-Muszę zrobić obdukcję, a niestety
pacjentka nam nie pozwala.- powiedział cicho doktorek.
-Czy nie może jej zbadać jakaś
lekarka? Kobieta?- spytałem wściekły. Nie dziwię się, że nie
daje się im dotknąć.
-No właśnie nie ma żadnej na
dyżurze. Wszystko co się da, zrobią pielęgniarki. Jednak
obowiązują nas przepisy.- pokręcił głową. Westchnąłem tylko,
przejeżdżając ręką po włosach. Powoli skierowałem się w
stronę Ann. Na odgłos kroków lekko podskoczyła.
-To tylko ja, kociaku.- kucnąłem
przed nią. Bawiła się palcami. Wyciągnąłem w jej stronę dłoń.
Przyglądała się jej, ale po chwili podała mi swoją. Usiadłem
koło niej. -Musisz dać się zbadać.
-Nie chcę... żeby ktoś mnie
dotykał.- wyszeptała.
-Wiem. Ale sama się zastanów. Nie
chcesz, żeby cię bardziej bolało.- odgarnąłem jej delikatnie
włosy za ucho.
-To konieczne?
-Tak.
-Ale nie zostawisz mnie?- spojrzała na
mnie z wymalowaną paniką na twarzy.
-Pewnie, że nie. Cały czas tu będę.-
szybko ją uspokoiłem.
-Dobrze.- kiwnęła głową.
Pielęgniarka odetchnęła z ulgą. Podszedł do nas lekarz. Ann
zacisnęła oczy. Przytuliłem ją na tyle, na ile pozwalały mi to
czynności wykonywane przez faceta. Postanowiłem ją jakoś zagadać.
-Pamiętasz jak piekliśmy razem
ciasto?- zacząłem. Poczułem, jak kiwa głową.
-Wbiłem za dużo jajek i o mały włos
nie zepsułem wszystkiego.- uśmiechnąłem się na samo wspomnienie.
-Ale wyszło.- szepnęła po chwili.
-Tak. Pierwszy raz w życiu piekłem
wtedy ciasto. I wyszło nam idealnie. A pamiętasz, jak oblałaś
mnie keczupem? Chciałem cię wtedy zaciągnąć do łazienki i
zrobić zimny prysznic.- zdradziłem jej jeden z moich genialnych
pomysłów.
-Wtedy bym się rozchorowała.-
zauważyła.
-Dlatego właśnie tego nie zrobiłem.-
zaśmiałem się cicho.
-Musimy to ściągnąć.- przerwała
nam pielęgniarka, wskazując na zniszczoną koszulkę. Była
rozdarta w kilku miejscach. W dodatku rany już zasychały. An
kiwnęła prawie niezauważalnie głową. Pielęgniarki rozcięły
jej bluzkę nożyczkami, żeby ściągnąć ją mniej boleśnie.
Stanik też był trochę naruszony, ale jego nie tknęły. Mała
syknęła, gdy odrywały kawałki materiału od ran.
-Wypij to kochanie.- druga pielęgniarka
podała jej plastikowy kubeczek z jakimiś tabletkami. -To na
uspokojenie. Nie martw się, pigułka przestaje działać.
-Jaka pigułka?!- warknąłem, widząc
jak Ann posłusznie łyka tabletki. Na ton mojego głosu wzdrygnęła
się. Cholera! Miałem uważać.
-Pańskiej dziewczynie podano pigułkę
gwałtu.- wyjaśnił mi lekarz.
-Słucham?! Ale jak to? Przecież
ona... ona nie wyglądała jakby była pod wpływem tego. Chociaż...-
przypomniały mi się słowa gościa z ekipy, że mała dziwnie
wyglądała.
-Nie wypiłam wszystkiego.- usłyszałem
jej cichy głos.
-Boże, Ann...- zabrakło mi słów.
Wiedziałem, jak działa ten narkotyk. Gdyby zadziałał tak, jak
powinien, mógłbym teraz nie siedzieć obok niej. Moglibyśmy jej
dalej szukać i znaleźć już po... Kurwa mać! Zapierdolę tego
chuja! No zajebię!
-Dobrze. Myślę, że już
skończyliśmy. Rany nie są głębokie, nie trzeba szyć. Więc
blizn też nie będzie. Na oddziale nie mamy potrzeby jej zatrzymać.
Proponuję odwiedzić psychologa. Ah, jeszcze trzeba wypełnić
dokumenty związane z ubezpieczeniem. Może pan zawiadomić jej
opiekuna?- lekarz popatrzył na mnie.
-Ja jestem jej opiekunem.- powiedziałem
szybko.
-Dobrze, zaraz się tym zajmiemy.
Myślę, że to wszystko. Teraz na pewno policja będzie ją chciała
przesłuchać, ale jeszcze na miejscu sanitariusze załatwili, że
odbędzie się to dopiero jutro. I tak teraz nie miałoby to
większego sensu, bo ona jest w szoku. Uprzedzam, że gdy leki
przestaną działać, może jej się pogorszyć. Dam panu tabletki.-
kiwnąłem tylko głową. Pielęgniarka podeszła do nas z jakąś
szpitalną koszulą, ale pokiwałem przecząco głową. Ściągnąłem
swoją koszulę. Pod spodem miałem jeszcze podkoszulek.
-Załóż to, maleńka.- ubrałem ją w
ciuch, pomagając zapiąć guziki. Po tych lekach była lekko
oszołomiona.
-Musi pan podpisać papiery w
rejestracji.- powiedział lekarz. Wstałem, podając rękę małej.
Objąłem ją lekko ramieniem w pasie.
-Ash. Nie pozwól... Nie pozwól im
mnie dotknąć. Proszę.- spojrzała na mnie niepewnie.
-Damy radę.- starałem się
uśmiechnąć. Wyszliśmy na korytarz. Chłopaki na nasz widok
podnieśli się szybko, patrząc na mnie niepewnie. Kiwnąłem tylko
przecząco głową.
-I jak?- spytał Jinxx.
-Wszystko dobrze. Muszę iść wypełnić
dokumenty. Annie, usiądź tu na chwilkę. Zaraz wrócę. Z
chłopakami jesteś bezpieczna, pamiętaj.- posadziłem ją na
krześle. -CC, pozwolisz na moment?
-Co jest?- popatrzył na mnie, gdy
oddaliśmy się trochę.
-Zachowujcie się normalnie. Gadajcie i
tak dalej. Po prostu nie zwracajcie na nią uwagi. Jakby jej nie
było, kapujesz?- uniosłem brew.
-Jasne. Idź już.- zerknąłem ostatni
raz na małą i poszedłem za lekarzem. Po wypełnieniu wszystkich
papierów wróciliśmy do hotelu, gdzie położyłem Ann od razu
spać.
Perspektywa Ann.
Czułam jego dotyk na moim ciele.
Wodził dłońmi po moich żebrach i piersiach. Całował moją
szyję,
-Trzeba było się zgodzić. Sama się
prosiłaś. To twoja wina.- mówił pomiędzy pocałunkami. Nie
miałam siły się bronić. Narkotyk działał. Wiedziałam, że coś
jest nie tak. Powinnam utracić świadomość, a dalej wszystko
czuję. Niestety...
-Puść mnie!- wrzasnęłam. Tylko na
tyle było mnie stać, bo ciało odmawiało posłuszeństwa.
-Poczekaj. Szybko się zabawimy i
będzie po sprawie.
-Puszczaj!!!!
Usiadłam gwałtownie na łóżku,
krzycząc.
-Ann! Już dobrze! To tylko sen.
-Zostaw mnie! Zostaw!- krzyczałam,
oplatając nogi rękami.
-Annie, to tylko ja. Spokojnie.- ktoś
włączył lampkę nocną i przy łóżku zobaczyłam Ashley'a.
Rozejrzałam się niespokojnie dookoła. Byliśmy w pokoju hotelowym.
-Ash.- szepnęłam.
-Jestem przy tobie. Wypij to.- podał
mi jakąś tabletkę, którą posłusznie połknęłam.
-Śniło mi się.- powiedziałam po
chwili, wycierając łzy.
-Wiem. Ale już po wszystkim. Jesteś
bezpieczna. Mogę cię dotknąć?- spytał, ostrożnie wyciągając w
moją stronę, dłoń. Kiwnęłam lekko głową, obserwując
podejrzliwie każdy jego ruch. Bałam się wszystkiego, ale jego, jakby mniej. Usiadł na moim łóżku, obejmując
mnie ramieniem. Na jego dotyk cała się spięłam. Anka, uspokój
się. To tylko Ashley! Wzięłam głęboki oddech, zaciągając się
zapachem basisty. Czułam jego perfumy. Zawsze ich używał. To
trochę mnie uspokoiło. Było takie... znajome. Próbowałam się
rozluźnić. Po jakimś czasie oparłam się o niego wygodniej,
wtulając się jednocześnie. Już przysypiałam, gdy poczułam, jak
kładzie mnie na materacu. Gwałtownie otworzyłam oczy, łapiąc go
za rękę.
-Nie zostawiaj mnie. Proooszę.-
spojrzałam na niego błagalnie. Purdy tylko kiwnął głową.
Położył się obok mnie, obejmując ramieniem. Przytuliłam się,
układając głowę w zagłębieniu jego szyi. Wolną ręką sięgnął
do mojej dłoni, splatając nasze palce.
-Nie bój się. On cię już nie
skrzywdzi.- odezwał się.
-Nie chcę o tym myśleć. Pamiętać.-
mruknęłam.
-Poradzisz sobie. Jesteś silna. Pomogę
ci. Wszyscy ci pomożemy.- dał mi buziaka w czubek głowy. Bałam
się zamknąć oczy. Nie chciałam, żeby wyobraźnia znowu podsuwała
mi te obrazy. Starałam się oddychać głęboko. O dziwo, zapach
Ashley'a mi pomagał. Po chwili usnęłam.
Następny dzień.
Obudziłam się spocona z
przyspieszonym oddechem. Chyba znowu miałam koszmar, na szczęście
go nie pamiętam. Usiadłam na łóżku, rozglądając się. Obok
mnie spał na brzuchu Purdy. Na jego łóżku spali razem gitarzyści,
a Andy przytulał się z CC'ym. Wszyscy byli w ciuchach. Czy oni mnie
pilnowali w nocy? Wstałam, kierując się do walizki po ciuchy. Muszę wziąć
prysznic.
Stałam pod wodą dłużej, niż
zwykle. Przy okazji zamoczyłam opatrunki. Stanęłam nago przed
lustrem. Wyglądałam koszmarnie. Cienie pod oczami, puste
spojrzenie. Powoli zjeżdżałam niżej. Lekkie zasinienia na szyi i
ramionach. Szrama na ręce. Pod lewą piersią druga. Ten skurwiel
mógł mnie pociąć bardziej. Nawet nie chcę myśleć, co mogłoby
się zdarzyć, gdyby nie pojawili się chłopcy. On by mnie... Ugh.
Nie przechodzi mi to przez gardło. Bardzo romantyczny sposób na
utratę dziewictwa, nie ma co. Owinęłam się ręcznikiem, drugim
susząc włosy. Musiałam się na chwilę zamyślić, bo nie
usłyszałam, jak w pokoju zrobił się jakiś harmider. Nagle ktoś
zapukał do drzwi.
-Ann?! Jesteś tam? Otwórz!- to był
CC.
-Mała odezwij się!!!- podniósł głos
Andy. Otworzyłam im drzwi, przez co do środka gwałtownie wpadł
wokalista. Odsunęłam się szybko, przerażona. Biersack chciał
mnie dotknąć, ale na widok mojej miny, opuścił rękę.
-Przepraszam.- zagryzłam wargę,
patrząc w podłogę.
-Idioci!- usłyszałam cichy syk
Ashley'a.
-Chodź młody. Nie będziemy jej
przeszkadzać.- Jinxx pociągnął do siebie wokalistę.
-Jak się czujesz?- spytał niepewnie
basista. Zostaliśmy sami w łazience. Wzruszyłam tylko ramionami.
-Usiądź. Trzeba ci zmienić opatrunki.
-Sama sobie poradzę.- wyszeptałam.
-Nie wątpię. Ale pozwól, że ja się
tym zajmę.- spojrzał na mnie prosząco. Usiadłam grzecznie na
desce sedesowej. Ash przejechał mi jakimś płynem po ranie na ręce.
W sumie, nie wiem co robił, bo nie patrzyłam. Za chwilę miałam
tam przyłożoną gazę, owiniętą bandażem. Lekarz kazał tak
robić, żeby nacięcie się nie powiększyło. -Eeem... Jest jeszcze
druga.
-Najpierw muszę się ubrać.-
powiedziałam cicho. Purdy odwrócił się do mnie plecami. Szybko
ubrałam majtki i dżinsy. Zamiast stanika założyłam sportowy top.
Nie będzie tak bardzo przylegać do rany. -Już.
-Okej. Nie bój się. Nie zrobię ci
krzywdy.- popatrzył mi w oczy. No tak. Byłam spięta, w dodatku
lekko się trzęsłam. Wzięłam kilka głębokich oddechów,
odchylając się trochę do tyłu. Ashley klęknął na podłodze i
delikatnie odkrył zranienie. To było głębsze. I zachodziło
prawie na pierś. Starałam się nie myśleć, że chłopak właśnie
ją dotyka, mimo że tylko przez materiał. Musiał ją lekko unieść,
żeby dokładnie oczyścić ranę. Usłyszałam jego ciche
westchnięcie. Spojrzałam na niego. Na twarzy miał wymalowane różne
emocje. Przez wściekłość, po smutek.
-Śniadanie przyszło!- wydarł się za
drzwiami Jake.
-Mama wie?- spytałam.
-Wie. Jonathan też. Musiałem jej
powiedzieć, An. To twoja matka. Ale obiecała, że zadzwoni dopiero
za kilka dni.- uśmiechnął się do mnie smutno, poprawiając mój
top. -Gotowe.
-Dziękuję.- mruknęłam.
-Nie masz za co. A teraz chodź, zanim
CC z Andy'm nam wszystko zjedzą. Ci kolesie mają chyba po 4
żołądki.- westchnął znowu, przepuszczając mnie w progu.
Wróciłam do pokoju. Na szczęście chłopaki gadali jak gdyby nigdy
nic. Jeszcze tylko tego mi brakuje, żeby zwracali na mnie specjalną
uwagę. Usiadłam na swoim łóżku. Jinxx postawił przede mną
talerz z kanapkami.
-Nie jestem głodna.- powiedziałam
cicho.
-Ale i tak musisz coś zjeść.-
zauważył Ash. Niechętnie sięgnęłam po jedną kanapkę
Perspektywa Jinxx'a.
Jedliśmy śniadanie, gdy ktoś zapukał
do drzwi. Okazało się, że była to para policjantów. Mężczyzna
i kobieta. Za nimi weszła jakaś psycholożka.
-Chcielibyśmy przesłuchać panią.-
odezwała się spokojnie policjantka.
-Czy to nie może poczekać?- Purdy
powstrzymywał się od warknięcia. Ann natychmiast cała się
spięła. Przez chwile była... obojętna, a teraz znów się boi.
Cholernie było mi jej szkoda. Jeszcze dziś mamy koncert. Muszę
uświadomić Ashley'a, że będzie musiał ją zostawić. Od wczoraj
cały czas jest przy niej. Zostawiliśmy małą z policją, bo na
przesłuchaniu nie mogło być świadków. My już wczoraj złożyliśmy
swoje zeznania w szpitalu. Wyszliśmy na korytarz.
-Kurwa! Czemu nikt nie mógł z nią
tam zostać?!- pienił się basista.
-Takie prawo, stary.- uśmiechnął się
smutno CC.
-Ej, musimy coś wymyślić na
wieczór.- powiedziałem. Chłopaki popatrzyli na mnie, jak na
idiotę, nic nie kapując. Przewróciłem oczami. -Przecież mamy
koncert.
-O cholera! Faktycznie. I co teraz?-
Andy przeczesał ręką włosy.
-Gadałem z Jonathan'em. Frank ma
przejąć jej obowiązki. Ale co my z nią zrobimy? W garderobie nie
będzie się dobrze czuła, bo ciągle łazi tam ktoś z ekipy.
Jednak w pokoju też jej samej nie zostawimy.- westchnął Jake.
-Występu też nie możemy odwołać.-
zauważył CC.
-Zabiję tego skurwiela! Wszystko
spierdolił.- warknął Purdy.
-Ash, uspokój się. Chcesz żeby mała
się ciebie wystraszyła? Już i tak boi się nas. Stary, jesteś
jedyną osobą, którą do siebie dopuszcza. Nie wiem jakim cudem,
ale ona ci ufa. Nie spierdol tego, błagam.- spojrzałem na niego
poważnie.
-Też nie wiem, czemu tak reaguje.
Przecież z tobą Andy, jest dużo bliżej niż ze mną.- basista
wzruszył ramionami.
-Może to dlatego. Nam ufała
całkowicie. Tony'emu w sumie też. W sensie, że byliśmy dla niej
mili. A on ją zawiódł. Z tobą przerobiła chyba wszystkie kłótnie
i utarczki, jakie były możliwe. Może wyczuwa, że poznała cię
już z tej gorszej strony i wie, czego się spodziewać?- zastanawiał
się Ands. Kurwa.
-To co mówisz, jest bardzo mądre i w
sumie masz rację, młody.- pokiwał głową Jake.
-Dobra. To co robimy w takim razie?-
wrócił do zasadniczego tematu CC.
-Możemy ją zabrać ze sobą, ale
musimy uprzedzić ekipę, żeby nie zwracała na nią uwagi. Poza tym
i tak wieczorem jedziemy dalej w trasę. W tour-busie raczej nie
uniknie ludzi.- powiedziałem smutno.
-Fakt. Dobrze, że to już końcówka
trasy.- westchnął Andy.
Po jakimś czasie na korytarz wyszli
policjanci.
-To chyba wszystko. Sprawę zgłosimy
do sądu w Los Angeles. Pan Adams został zatrzymany w areszcie.
-Jaką poniesie karę?- spytał Jake.
-Przesłuchaliśmy was i waszą ekipę,
która przyświadczyła, że próbował się do niej zbliżyć i
często o niej mówił. Jej zeznania jednak są najważniejsze. No i
opinia psychologa. Do gwałtu nie doszło, więc kara będzie dużo
mniejsza.- westchnął policjant.
-Co takiego?! To może jeszcze
powiecie, że on się z tego wywinie?!?!- uniósł się Ashley.
-Nie. Na to szans nie ma, bo nastąpiło
uszkodzenie ciała. Na pewno pójdzie siedzieć, ale na ile, to nie
wiemy.- wytłumaczyła policjantka. W tym momencie z pokoju wyszła
pani psycholog.
-I jak?- spytałem.
-Hmm. Nie jest dobrze. To znaczy, jej
stan jest całkiem dobry. Tylko nie chce o niczym rozmawiać. Na
żadne tematy. Po prostu zamknęła się w sobie i koniec.- zmartwiła
się psycholożka.
-Ale ona zawsze była zamknięta w
sobie.- powiedział CC.
-Z jednej strony, to dobrze, bo
szybciej wróci do normalności. Z drugiej gorzej, bo na dłuższą
metę zaszkodzi jej tłumienie w sobie emocji.
-To co mamy zrobić?- spojrzał na nią
Jake.
-Namówić na terapię. Dobrze, to
tyle.- policjanci i pani psycholog pożegnali się z nami.
Popatrzyliśmy po sobie. To się w życiu nie uda...
Perspektywa Ann.
Leżałam na łóżku, wgapiając się
w sufit. Wizyta tej baby mnie zdenerwowała. Proponowała mi terapię.
Jakby to miało mi w czymś pomóc. Taak. Oczywiście. Mi już nic
nie pomoże. Usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Szybko
zamknęłam oczy. Ktoś, podejrzewam, że Ash, podszedł do mojego
łóżka. Reszta chłopaków wyczuwała mój strach i przezornie
trzymali się z daleka. Czułam na sobie spojrzenie basisty, więc
otworzyłam oczy.
-Jak się trzymasz?- spytał cicho.
Wzruszyłam tylko ramionami. Sama nie wiedziałam. Byłam totalnie
obojętna. Pusta w środku. Noo chyba, że koło mnie pojawiał się
jakiś mężczyzna. Wtedy zaczynałam panikować.
-Musicie się przygotować do
koncertu.- mruknęłam.
-Spoko. Poradzimy sobie. Frank przejmie
twoje obowiązki. Ty masz się nie denerwować.- odpowiedział.
-Przeze mnie są same problemy. To moja
wina.- wymsknęło mi się.
-CO?! Nieprawda! Nawet tak nie mów. To
tylko i wyłącznie jego wina.- usiadł koło mnie.
-Mówiłeś mi, żebym nie zostawała z
nim sama.- zauważyłam.
-To już bardziej moja wina, bo jestem
twoim opiekunem i miałem cię pilnować.- popatrzył smutno w
podłogę. Zapadła cisza. Powoli usiadłam obok niego. Nasze ciała
dzieliło jakieś 15 centymetrów.
-Nie mogłeś tego przewidzieć. Nikt
nie mógł. Na szczęście nic się nie stało. Znaleźliście mnie w
odpowiednim momencie.- szepnęłam, powstrzymując napływające mi
do oczu łzy.
-Nie myśl już o tym.- poprosił. Żeby
to było takie proste...
Kilka godzin później
Koncert trwał w najlepsze, a ja
siedziałam w garderobie, na kanapie i uzupełniałam dokumenty.
Stwierdziłam, że muszę zająć czymś myśli. Frank naznosił mi
papierów i położył na stoliku, nie podchodząc do mnie. Czułam
czasem na sobie spojrzenia innych osób z ekipy, ale starałam się
nie zwracać na to uwagi. Dodatkowo, przez te tabletki na uspokojenie
byłam lekko oszołomiona. Miałam problemy z zebraniem myśli. Na
szczęście to nie wpływało na moje zajęcie, bo biurokrację od
dłuższego czasu odwalałam już mechanicznie. Usłyszałam radosny
głos CC'ego za drzwiami i uniosłam głowę. Skończyli grać.
Sekundę później do garderoby wpadła roześmiana piątka facetów.
Ashley od razu zaczął się za mną rozglądać. Gdy mnie zobaczył
uśmiechnął się delikatnie. Wróciłam do wypisywania papierów.
Chłopcy tymczasem napili się i poszli rozdawać autografy. Złożyłam
pod dokumentem ostatni podpis. Zebrałam wszystkie kartki i ładnie
ułożyłam. Pozostało mi teraz czekać na zespół. Położyłam
się na kanapie i obserwowałam ruchy wentylatora pod sufitem. Nawet
nie wiem kiedy, usnęłam.
Jak dla mnie troszkę kijowo wyszedł mi ten rozdział. Cóż, w głowie wygląda to wszystko inaczej, niż tak, jak to opisałam. Ahh no i dziękuję za komentarze♥. To bardzo budujące. Dużo osób to czyta, więc moglibyście napisać chociaż słowo:P Jak są jakieś błędy, to możecie mnie uświadomić. Ostatnio jestem zakręcona. Akcja pooowoli toczy się do przodu. Ale to chyba lepiej dla Was;) Wiadomo, jak ktoś ma jakieś pytania, czegoś nie zrozumiał, albo chce próbować coś ze mnie wyciągnąć, to zapraszam na grupę. A jak ktoś chce, to może reklamować mojego bloga gdzieś tam:P Dziękuję. NARA.
***********
Z wiadomych przyczyn w rozdziale nie ma żadnego zdjęcia. Ale na koniec wrzucę jedno. Musze przyznać, że na początku Ann miała zostać zgwałcona. To miała być najprawdziwsza drama. Jednak, ze względów prywatnych i nie tylko, zrezygnowałam z tego. Może też dlatego, że gwałt i akceptowanie Ashley'a, byłoby w prawdziwym życiu nierealne, a tak, wszystko da się wytłumaczyć w miarę logicznie. I daje szansę, na pokazanie, jak zachowa się Ann dalej.Jak dla mnie troszkę kijowo wyszedł mi ten rozdział. Cóż, w głowie wygląda to wszystko inaczej, niż tak, jak to opisałam. Ahh no i dziękuję za komentarze♥. To bardzo budujące. Dużo osób to czyta, więc moglibyście napisać chociaż słowo:P Jak są jakieś błędy, to możecie mnie uświadomić. Ostatnio jestem zakręcona. Akcja pooowoli toczy się do przodu. Ale to chyba lepiej dla Was;) Wiadomo, jak ktoś ma jakieś pytania, czegoś nie zrozumiał, albo chce próbować coś ze mnie wyciągnąć, to zapraszam na grupę. A jak ktoś chce, to może reklamować mojego bloga gdzieś tam:P Dziękuję. NARA.
!!! 23 komentarze=nowy !!!
No cudo... <3
OdpowiedzUsuńc. Orzeł
czytanie tego rozdziału i słuchanie "the hanging tree" z Igrzysk Śmierci nie jest dobrym pomysłem
OdpowiedzUsuńteraz jestem taka mega podbita ;/
ale dobra
rozdział mi się podoba (jak zawsze xD) żal mi Anki ;c
Tony to dupek >,< serio mam gościa dość....
mam nadzieję, że już się nie pojawi w opowiadaniu a jak się pojawi to najlepiej żeby był mocno uszkodzony
Ashley jako jedyny dopuszczony do Ani? zdziwiło mnie to, ale nie mówię że mi się nie podoba (bo mi się podoba - może się zbliżą do siebie bliżej?)
w ogóle mam nadzieję, że Anka szybko do siebie dojdzie, bo mi przykro ;c
dużo czasu na pisanie <3
czekam na następny ;)
Hay ^___^.
OdpowiedzUsuńTo teraz tak, krótko, zwięźle, i na temat: jestem w tak cholernym szoku, że nie mogę pozbierać myśli. No co za chuj! Jeszcze za mało oberwał, ale cóż, zdrowie Ann jest ważniejsze od tego skurwesyna. (Emmm, i tak kończy się moje nieprzeklinanie xD)
Nie dziwię się, że Ruda ma traumę. To jest straszne i dziękuję Ci, że się od tego gwałtu powstrzymałaś. Chyba bym telefon o ścianę rozjebała.
Biersack ma rację z tymi kłótniami. No i Ash taki opiekuńczy, awww *__*.
Ogólnie, mam nadzieję, że Anka szybko nad tym przekroczy, dziewczyna jest silna psychicznie. A Purdy jej w tym na pewno pomoże.
No nic, to chyba wszystko na teraz, i tak nie zbiorę myśli w logiczny ciąg.
Z niecierpliwością czekam na kontynuację, kocham tę historię!
Życzę powodzenia w dalszej pracy nad opowiadaniem.
Pozdrawiam <3!
Hej <3
OdpowiedzUsuńNapiszę tylko, że rozdział mi się podobał.
Pozdrawiam i czekam na następny.
Mam nadzieje że Ann przestanie bać się chłopaków i będzie wszystko w porządku
OdpowiedzUsuńAle rozdział mega;)
Rozdział mega. Nie mogę doczekać się ciągu dalszego.
OdpowiedzUsuńI ♡ UNICORNS
Jejkuuuu *0*
OdpowiedzUsuńTo jak Ash napierdalal Tony'ego *0* xD
Kufa, zal mi Ann :c
Niech sie szybko pozbiera...
...Ale z pomoca Asha ^^
I wgl dzieki, ze sie powstrzymalas od tego gwaltu, bo bym rozjebala wszystko w domu ;-;
No nic, zycze weny i czekam na next :3
Zapraszam na bloga, dzisiaj moze 1 rozdzial ^^ http://storyofbvb.blogspot.com
Aww.. Po pierwsze.. ZABIĆ TONY'EGO! Po drugie.. Mam małą nadzieję że Ann nie będzie się już bała chłopaków.. ;_; I.. Rozdział jak zwykle piękny.. c: <3 Życzę Weny <3 ;3 I pisz dalej <3 ;3
OdpowiedzUsuńŚwietny :D
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widze takiego Asha :D :D :D
Już od jakiegoś czasu nie przepadałam za Tony'm, ale teraz nie przepadam jeszcze bardziej... Co za dupek...
OdpowiedzUsuńW sumie dobrze, że nie doszło do tego, co planowałaś. Wtedy serio bałabym się o jej psychę o.o. Już teraz się boję, no bo wiadomo, ale jakby ją ten no to... Myślę, że byłoby z nią jeszcze gorzej :d.
Życzę weny i czekam na następny rozdział <3.
Świetny rozdział. biedna Ann szkoda mi jej. Trochę mnie zadziwiło,że ufa Ashley'owi. Co prawda, ostatnio zbliżyli się..Jeśli tak to mogę nazwać, do siebie. No, ale jednak.. Mam nadzieję,że szybko się z tego pozbiera. A Temu chujowi, trzeba obciąć jaja.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. <3
OdpowiedzUsuńChęć mordu mi się włączyła. I o ile wcześniej nie łączyłam rzeczywistości z fikcją, tak teraz jak widzę AW to jeszcze bardziej mam ochotę mu przywalić.
OdpowiedzUsuńMoja wyobraźnia kuleje ostatnio, ale nie potrafię sobie wyobrazić jak Andy kogoś bije...XD
To nie fair :c Nie dość, że trochę już w życiu przeszła, to jeszcze jakiś skurwysyn tak ją zranił.
No ale jak już kiedyś ustaliłyśmy - nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
Trzeba przyznać, że Ash stanął na wysokości zadania. Niech się przyda w końcu do czegoś. Ehh..tutaj jest taki fajny (na co oczywiście musisz narzekać -,-)...a potem człowiek wchodzi na fejsa i czar znika xD
Z jednej strony przebywanie z samymi facetami może być teraz dla niej trudne, ale z drugiej jak oni jej nie pomogą to kto?
Oficjalnie potwierdzam - robisz zajebiste dramy. Prawie się wzruszyłam.
Dobra, nie wiem, co pisać, więc... weny, odnalezienia zagubionej przyjemności z pisania, no i czekam na spoilery huehue.
Bo to nienormalne, że on jest tu TAKI. I jemu też się to nie podoba. Menda jedna, mi przeszkadza ciągle.
UsuńPrzez ciebie się prawie popłakałam ;)
OdpowiedzUsuńPotrafisz przelewać emocje w tekst :)
Biedna Ann, strasznie mi jej szkoda. Mam nadzieje, że jak najszybciej wróci do normalności.
OdpowiedzUsuń"z całej siły przyjebałem mu pięścią w ryj." Jezu, jak ja kocham takie agresywne momenty w opowiadaniach! :D
Przepraszam, że tak krótko, ale dziś nie mam weny na dłuższy komentarz i też trochę się śpiesze :(
Rozdział super, czekam na następny. Życzę weny, komentarzy i czasu i słoneczka i czego potrzebujesz. Trzymaj się! <3 :)
Rozdział super czekam na nexta>>>Noele
OdpowiedzUsuńgrrr pojebały mi sie konta google i musze pisać od nowa ;( mnie osobiście sie ten rozdział podoba no bo nie może być non stop różowo typu randki , miłość i całuski , na reszcie sie coś dzieje ! :D yayay czy to znaczy ,że koniec z Tony'm ?! bosz tego typa to dopiero nie lubie wszystko psuje na szczęście już go nie zobaczymy . Ah ten romans powolutku byle do przodu , nie muszą sie śpieszyć mają czas ! czekam na więcej ,do zobaczenia ! /nat
OdpowiedzUsuńA kto powiedział, że będzie romans? Nie lubię słodkich scenek.
UsuńNie mam pojęcia co tu napisać na prawdę.Tego,że Tony jest chujem już raczej nie trzeba bo to wszyscy wiemy huh.Szkoda mi Ann i to bardzo. Może to dlatego. Nam ufała całkowicie. Tony'emu w sumie też. W sensie, że byliśmy dla niej mili. A on ją zawiódł. Z tobą przerobiła chyba wszystkie kłótnie i utarczki, jakie były możliwe. Może wyczuwa, że poznała cię już z tej gorszej strony i wie, czego się spodziewać?-Andy popisał się swoją mądrością.Chciałabym cuś jeszcze napisać,ale nie mam pojęcia co,po
OdpowiedzUsuńMelody nabija liczbę komentarzy.Świetnie jak zawsze.Oby tak dalej.Niecierpliwie czekam na następny.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i życzę weny.
////Black Rose
Kochana, przepraszam, że ostatnio nie komentuje, ale mam straszny młyn w szkole ;( Biedna Ann. Ale na pocieszenie ma Asha ;* i sie do siebie bardzo zblizyli ostatnio :D tak ma być!
OdpowiedzUsuńHej, przepraszam, że tak późno, ale komp mi się zepsuł :/
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Ciekawe, czy jednak chłopcy namowia Ann na terapię :P /OpenWound
Ludzie dopiszcie ten jeden komentarz ;-; /OpenWound
OdpowiedzUsuńO k#@!%...
OdpowiedzUsuńKobieto, ty masz niesamowity talent!!!!
Ja rządam żebyś napisała książkę xd
Mam koleżanki bvb army, jutro muszę im powiedzieć o tym blogu.
Przeczytałam CAŁĄ historię w jakieś 4 godziny, mój rekord.
Naprawdę, zajebisty pomysł, a wykonanie go jeszcze lepsze.
Pisz tak dalej, nie mogę się doczekać jak rozwinie się ta historia :D
Będę się podpisywać -Star
Witam:) Dziękuję, to miłe.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie.
UsuńBiedna Ann :(
OdpowiedzUsuńAle jest plus zaufało Ash'owi! XD
Ogólnie rozdział super i akcja się fajnie rozwija ;)
Do następnego!