niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 52


Pobiegliśmy w stronę z której dochodził krzyk. Zobaczyłem jak Tony trzyma Ann. Na ten widok coś we mnie wstąpiło. Podleciałem do niego, odciągając go od niej i z całej siły przyjebałem mu pięścią w ryj. Zatoczył się, wypuszczając z ręki zakrwawiony nóż, ale nie upadł. Zamachnął się, żeby mi oddać, jednak zrobiłem unik. Uderzyłem go w brzuch. Skulił się, co wykorzystałem na przewrócenie go. Usiadłem mu na klatce piersiowej, okładając pięściami. Tłukłbym go dalej, gdyby ktoś mnie nie odciągnął.
-Ashley! Starczy! Już dość! Opanuj się kurwa!- CC wrzeszczał na mnie, trzymając mnie za ręce.
-Ty chuju! Zabiję cię!!! Zapłacisz za to!- rzucałem się. W tym momencie podleciał do nas Andy, chwytając mnie z drugiej strony.
-Sama chciała! To zwykła kurwa!- wystękał ten gnój, ocierając krew lejącą mu się z nosa.
-Nie waż się tak o niej mówić!- Andy podleciał do niego, łapiąc za szmaty i uderzając kilkukrotnie z pięści w mordę. Następnie rzucił go na ziemię, jak rzecz.
-Uspokójcie się, do kurwy! Zaraz przyjedzie tu policja!- warknął Jinxx.
-Tylko ją straszycie! Ann?- odezwał się Jake. Momentalnie się opanowałem. Spojrzałem na dziewczynę. Siedziała skulona pod ścianą, oplatając rękoma kolana. Miała poszarpaną koszulkę. Na szczęście chyba nie zdążył jej skrzywdzić w „ten” sposób. Andy natychmiast do niej podbiegł.
-Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie!- krzyknęła spanikowana, odsuwając się. Biersack zastygł w miejscu. Jinxx dał mu znak, żeby tak został.
-Ann, spokojnie.- próbował ją uspokoić Pitts.
-Zostawcie mnie!- zaciskała mocno dłonie. Boże... Nie mogę tego tak zostawić. Ona nie może tak cierpieć. Zacząłem się do niej zbliżać. Zatrzymałem się jakieś półtora metra od niej i kucnąłem.
-Annie, spójrz na mnie.- poprosiłem. Zero reakcji. Wpatrywała się tępo w swoje buty. Przysunąłem się troszkę.
-Nie zbliżaj się. Proszę. Zostaw mnie.- powiedziała cicho, kuląc się coraz bardziej.
-Mała, spokojnie. Oddychaj. To tylko ja. Nic ci nie zrobię. Proszę cię, popatrz na mnie.- byłem gotowy ją o to błagać. Powoli uniosła na mnie swój wzrok. Miała oczy pełne łez, które jednak nie wypływały z nich. Była przerażona. Nigdy w życiu jej takiej nie widziałem. Wyciągnąłem dłoń i delikatnie dotknąłem jej ręki. Dopiero teraz zobaczyłem, że z jej ramienia sączy się krew. Pozwoliła się dotknąć. Czułem, jak cała się trzęsie.
-Nie chcę.- wyszeptała. Zbliżyłem się jeszcze bardziej. Teraz klęczałem obok niej.
-Nie bój się. Chcę cię tylko przytulić. Pamiętasz, że mieliśmy umowę? Gdy któreś potrzebowało przytulenia, dostawało je. Ty je teraz potrzebujesz. Oboje go potrzebujemy.- mówiłem cicho, starając się brzmieć spokojnie. Nie chciałem, żeby bała się jeszcze bardziej. -Zrobił ci coś?
-Nie.- pokręciła głową. W tym momencie delikatnie wziąłem ją w ramiona. Spięła się, ale mnie nie odepchnęła.
-Już po wszystkim maleńka. Spokojnie.- głaskałem ją lekko po plecach. Czułem, jak moja koszulka robi się mokra. Wtuliła się mocniej w moje ciało. Posadziłem ją sobie między nogami tak, że teraz trzymałem ją z każdej strony. Przejechałem ręką po jej boku i usłyszałem cichy syk. Odsunąłem dziewczynę od siebie, mierząc ją uważnym spojrzeniem. Pod biustem, tam gdzie przylegał jeszcze stanik, miała zakrwawiony materiał. Ten śmieć ją zranił!
-Boli?- spytałem, jednocześnie zdając sobie sprawę, jaką głupotę palnąłem. Pewnie, że boli.
-To nic takiego.- szepnęła, ocierając nadgarstkiem łzy. Usłyszałem syreny, a po chwili obok nas pojawili się policjanci, zgarniając tego... eh, brakuje słów na takie coś. Schowałem głowę Ann w swoich ramionach, żeby na niego nie patrzyła. Podeszli także do nas sanitariusze.
-Musimy ją zabrać.- powiedział do mnie cicho jeden z pielęgniarzy.
-Nie! Nie chcę! Ja nie chcę!!!- zaczęła się na nowo rzucać.
-Ann. Ann! Spokojnie. Już dobrze.- złapałem ją za ramiona, przyciągając do siebie. Co ja mam teraz zrobić? Złapałem ją lekko za podbródek, żeby spojrzeć w oczy. -Posłuchaj. Musisz tam pojechać. Trzeba ci to opatrzyć i cię zbadać. Zrobić obdukcję. Nie bój się. Pojedziemy tam z tobą.
-Dobrze.- kiwnęła po chwili głową. Pomogłem jej wstać. Podszedł do nas CC, ale na jego widok mała odsunęła się gwałtownie. Wzięła głęboki oddech i skierowała się do ambulansu, wciąż się do mnie klejąc. Chłopaki pokazali, że pojadą za nami.

Pół godziny później.

Siedzieliśmy w ciszy na korytarzu czekając, aż lekarz zbada Ann. W pewnej chwili zza drzwi wyłoniła się pielęgniarka.
-Czy któryś z panów mógłby pomóc? Dziewczyna nie za bardzo chce współpracować.- uśmiechnęła się do nas smutno.
-Ja spróbuję. Jestem jej chłopakiem.- wyjaśniłem. Pielęgniarka kiwnęła głową, wpuszczając mnie. W środku był jakiś lekarz i inna pielęgniarka. No i Ann. Siedziała teraz jak posąg.
-Muszę zrobić obdukcję, a niestety pacjentka nam nie pozwala.- powiedział cicho doktorek.
-Czy nie może jej zbadać jakaś lekarka? Kobieta?- spytałem wściekły. Nie dziwię się, że nie daje się im dotknąć.
-No właśnie nie ma żadnej na dyżurze. Wszystko co się da, zrobią pielęgniarki. Jednak obowiązują nas przepisy.- pokręcił głową. Westchnąłem tylko, przejeżdżając ręką po włosach. Powoli skierowałem się w stronę Ann. Na odgłos kroków lekko podskoczyła.
-To tylko ja, kociaku.- kucnąłem przed nią. Bawiła się palcami. Wyciągnąłem w jej stronę dłoń. Przyglądała się jej, ale po chwili podała mi swoją. Usiadłem koło niej. -Musisz dać się zbadać.
-Nie chcę... żeby ktoś mnie dotykał.- wyszeptała.
-Wiem. Ale sama się zastanów. Nie chcesz, żeby cię bardziej bolało.- odgarnąłem jej delikatnie włosy za ucho.
-To konieczne?
-Tak.
-Ale nie zostawisz mnie?- spojrzała na mnie z wymalowaną paniką na twarzy.
-Pewnie, że nie. Cały czas tu będę.- szybko ją uspokoiłem.
-Dobrze.- kiwnęła głową. Pielęgniarka odetchnęła z ulgą. Podszedł do nas lekarz. Ann zacisnęła oczy. Przytuliłem ją na tyle, na ile pozwalały mi to czynności wykonywane przez faceta. Postanowiłem ją jakoś zagadać.
-Pamiętasz jak piekliśmy razem ciasto?- zacząłem. Poczułem, jak kiwa głową.
-Wbiłem za dużo jajek i o mały włos nie zepsułem wszystkiego.- uśmiechnąłem się na samo wspomnienie.
-Ale wyszło.- szepnęła po chwili.
-Tak. Pierwszy raz w życiu piekłem wtedy ciasto. I wyszło nam idealnie. A pamiętasz, jak oblałaś mnie keczupem? Chciałem cię wtedy zaciągnąć do łazienki i zrobić zimny prysznic.- zdradziłem jej jeden z moich genialnych pomysłów.
-Wtedy bym się rozchorowała.- zauważyła.
-Dlatego właśnie tego nie zrobiłem.- zaśmiałem się cicho.
-Musimy to ściągnąć.- przerwała nam pielęgniarka, wskazując na zniszczoną koszulkę. Była rozdarta w kilku miejscach. W dodatku rany już zasychały. An kiwnęła prawie niezauważalnie głową. Pielęgniarki rozcięły jej bluzkę nożyczkami, żeby ściągnąć ją mniej boleśnie. Stanik też był trochę naruszony, ale jego nie tknęły. Mała syknęła, gdy odrywały kawałki materiału od ran.
-Wypij to kochanie.- druga pielęgniarka podała jej plastikowy kubeczek z jakimiś tabletkami. -To na uspokojenie. Nie martw się, pigułka przestaje działać.
-Jaka pigułka?!- warknąłem, widząc jak Ann posłusznie łyka tabletki. Na ton mojego głosu wzdrygnęła się. Cholera! Miałem uważać.
-Pańskiej dziewczynie podano pigułkę gwałtu.- wyjaśnił mi lekarz.
-Słucham?! Ale jak to? Przecież ona... ona nie wyglądała jakby była pod wpływem tego. Chociaż...- przypomniały mi się słowa gościa z ekipy, że mała dziwnie wyglądała.
-Nie wypiłam wszystkiego.- usłyszałem jej cichy głos.
-Boże, Ann...- zabrakło mi słów. Wiedziałem, jak działa ten narkotyk. Gdyby zadziałał tak, jak powinien, mógłbym teraz nie siedzieć obok niej. Moglibyśmy jej dalej szukać i znaleźć już po... Kurwa mać! Zapierdolę tego chuja! No zajebię!
-Dobrze. Myślę, że już skończyliśmy. Rany nie są głębokie, nie trzeba szyć. Więc blizn też nie będzie. Na oddziale nie mamy potrzeby jej zatrzymać. Proponuję odwiedzić psychologa. Ah, jeszcze trzeba wypełnić dokumenty związane z ubezpieczeniem. Może pan zawiadomić jej opiekuna?- lekarz popatrzył na mnie.
-Ja jestem jej opiekunem.- powiedziałem szybko.
-Dobrze, zaraz się tym zajmiemy. Myślę, że to wszystko. Teraz na pewno policja będzie ją chciała przesłuchać, ale jeszcze na miejscu sanitariusze załatwili, że odbędzie się to dopiero jutro. I tak teraz nie miałoby to większego sensu, bo ona jest w szoku. Uprzedzam, że gdy leki przestaną działać, może jej się pogorszyć. Dam panu tabletki.- kiwnąłem tylko głową. Pielęgniarka podeszła do nas z jakąś szpitalną koszulą, ale pokiwałem przecząco głową. Ściągnąłem swoją koszulę. Pod spodem miałem jeszcze podkoszulek.
-Załóż to, maleńka.- ubrałem ją w ciuch, pomagając zapiąć guziki. Po tych lekach była lekko oszołomiona.
-Musi pan podpisać papiery w rejestracji.- powiedział lekarz. Wstałem, podając rękę małej. Objąłem ją lekko ramieniem w pasie.
-Ash. Nie pozwól... Nie pozwól im mnie dotknąć. Proszę.- spojrzała na mnie niepewnie.
-Damy radę.- starałem się uśmiechnąć. Wyszliśmy na korytarz. Chłopaki na nasz widok podnieśli się szybko, patrząc na mnie niepewnie. Kiwnąłem tylko przecząco głową.
-I jak?- spytał Jinxx.
-Wszystko dobrze. Muszę iść wypełnić dokumenty. Annie, usiądź tu na chwilkę. Zaraz wrócę. Z chłopakami jesteś bezpieczna, pamiętaj.- posadziłem ją na krześle. -CC, pozwolisz na moment?
-Co jest?- popatrzył na mnie, gdy oddaliśmy się trochę.
-Zachowujcie się normalnie. Gadajcie i tak dalej. Po prostu nie zwracajcie na nią uwagi. Jakby jej nie było, kapujesz?- uniosłem brew.
-Jasne. Idź już.- zerknąłem ostatni raz na małą i poszedłem za lekarzem. Po wypełnieniu wszystkich papierów wróciliśmy do hotelu, gdzie położyłem Ann od razu spać.

Perspektywa Ann.

Czułam jego dotyk na moim ciele. Wodził dłońmi po moich żebrach i piersiach. Całował moją szyję,
-Trzeba było się zgodzić. Sama się prosiłaś. To twoja wina.- mówił pomiędzy pocałunkami. Nie miałam siły się bronić. Narkotyk działał. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Powinnam utracić świadomość, a dalej wszystko czuję. Niestety...
-Puść mnie!- wrzasnęłam. Tylko na tyle było mnie stać, bo ciało odmawiało posłuszeństwa.
-Poczekaj. Szybko się zabawimy i będzie po sprawie.
-Puszczaj!!!!

Usiadłam gwałtownie na łóżku, krzycząc.
-Ann! Już dobrze! To tylko sen.
-Zostaw mnie! Zostaw!- krzyczałam, oplatając nogi rękami.
-Annie, to tylko ja. Spokojnie.- ktoś włączył lampkę nocną i przy łóżku zobaczyłam Ashley'a. Rozejrzałam się niespokojnie dookoła. Byliśmy w pokoju hotelowym.
-Ash.- szepnęłam.
-Jestem przy tobie. Wypij to.- podał mi jakąś tabletkę, którą posłusznie połknęłam.
-Śniło mi się.- powiedziałam po chwili, wycierając łzy.
-Wiem. Ale już po wszystkim. Jesteś bezpieczna. Mogę cię dotknąć?- spytał, ostrożnie wyciągając w moją stronę, dłoń. Kiwnęłam lekko głową, obserwując podejrzliwie każdy jego ruch. Bałam się wszystkiego, ale jego, jakby mniej. Usiadł na moim łóżku, obejmując mnie ramieniem. Na jego dotyk cała się spięłam. Anka, uspokój się. To tylko Ashley! Wzięłam głęboki oddech, zaciągając się zapachem basisty. Czułam jego perfumy. Zawsze ich używał. To trochę mnie uspokoiło. Było takie... znajome. Próbowałam się rozluźnić. Po jakimś czasie oparłam się o niego wygodniej, wtulając się jednocześnie. Już przysypiałam, gdy poczułam, jak kładzie mnie na materacu. Gwałtownie otworzyłam oczy, łapiąc go za rękę.
-Nie zostawiaj mnie. Proooszę.- spojrzałam na niego błagalnie. Purdy tylko kiwnął głową. Położył się obok mnie, obejmując ramieniem. Przytuliłam się, układając głowę w zagłębieniu jego szyi. Wolną ręką sięgnął do mojej dłoni, splatając nasze palce.
-Nie bój się. On cię już nie skrzywdzi.- odezwał się.
-Nie chcę o tym myśleć. Pamiętać.- mruknęłam.
-Poradzisz sobie. Jesteś silna. Pomogę ci. Wszyscy ci pomożemy.- dał mi buziaka w czubek głowy. Bałam się zamknąć oczy. Nie chciałam, żeby wyobraźnia znowu podsuwała mi te obrazy. Starałam się oddychać głęboko. O dziwo, zapach Ashley'a mi pomagał. Po chwili usnęłam.

Następny dzień.

Obudziłam się spocona z przyspieszonym oddechem. Chyba znowu miałam koszmar, na szczęście go nie pamiętam. Usiadłam na łóżku, rozglądając się. Obok mnie spał na brzuchu Purdy. Na jego łóżku spali razem gitarzyści, a Andy przytulał się z CC'ym. Wszyscy byli w ciuchach. Czy oni mnie pilnowali w nocy? Wstałam, kierując się do walizki po ciuchy. Muszę wziąć prysznic.
Stałam pod wodą dłużej, niż zwykle. Przy okazji zamoczyłam opatrunki. Stanęłam nago przed lustrem. Wyglądałam koszmarnie. Cienie pod oczami, puste spojrzenie. Powoli zjeżdżałam niżej. Lekkie zasinienia na szyi i ramionach. Szrama na ręce. Pod lewą piersią druga. Ten skurwiel mógł mnie pociąć bardziej. Nawet nie chcę myśleć, co mogłoby się zdarzyć, gdyby nie pojawili się chłopcy. On by mnie... Ugh. Nie przechodzi mi to przez gardło. Bardzo romantyczny sposób na utratę dziewictwa, nie ma co. Owinęłam się ręcznikiem, drugim susząc włosy. Musiałam się na chwilę zamyślić, bo nie usłyszałam, jak w pokoju zrobił się jakiś harmider. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Ann?! Jesteś tam? Otwórz!- to był CC.
-Mała odezwij się!!!- podniósł głos Andy. Otworzyłam im drzwi, przez co do środka gwałtownie wpadł wokalista. Odsunęłam się szybko, przerażona. Biersack chciał mnie dotknąć, ale na widok mojej miny, opuścił rękę.
-Przepraszam.- zagryzłam wargę, patrząc w podłogę.
-Idioci!- usłyszałam cichy syk Ashley'a.
-Chodź młody. Nie będziemy jej przeszkadzać.- Jinxx pociągnął do siebie wokalistę.
-Jak się czujesz?- spytał niepewnie basista. Zostaliśmy sami w łazience. Wzruszyłam tylko ramionami. -Usiądź. Trzeba ci zmienić opatrunki.
-Sama sobie poradzę.- wyszeptałam.
-Nie wątpię. Ale pozwól, że ja się tym zajmę.- spojrzał na mnie prosząco. Usiadłam grzecznie na desce sedesowej. Ash przejechał mi jakimś płynem po ranie na ręce. W sumie, nie wiem co robił, bo nie patrzyłam. Za chwilę miałam tam przyłożoną gazę, owiniętą bandażem. Lekarz kazał tak robić, żeby nacięcie się nie powiększyło. -Eeem... Jest jeszcze druga.
-Najpierw muszę się ubrać.- powiedziałam cicho. Purdy odwrócił się do mnie plecami. Szybko ubrałam majtki i dżinsy. Zamiast stanika założyłam sportowy top. Nie będzie tak bardzo przylegać do rany. -Już.
-Okej. Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy.- popatrzył mi w oczy. No tak. Byłam spięta, w dodatku lekko się trzęsłam. Wzięłam kilka głębokich oddechów, odchylając się trochę do tyłu. Ashley klęknął na podłodze i delikatnie odkrył zranienie. To było głębsze. I zachodziło prawie na pierś. Starałam się nie myśleć, że chłopak właśnie ją dotyka, mimo że tylko przez materiał. Musiał ją lekko unieść, żeby dokładnie oczyścić ranę. Usłyszałam jego ciche westchnięcie. Spojrzałam na niego. Na twarzy miał wymalowane różne emocje. Przez wściekłość, po smutek.
-Śniadanie przyszło!- wydarł się za drzwiami Jake.
-Mama wie?- spytałam.
-Wie. Jonathan też. Musiałem jej powiedzieć, An. To twoja matka. Ale obiecała, że zadzwoni dopiero za kilka dni.- uśmiechnął się do mnie smutno, poprawiając mój top. -Gotowe.
-Dziękuję.- mruknęłam.
-Nie masz za co. A teraz chodź, zanim CC z Andy'm nam wszystko zjedzą. Ci kolesie mają chyba po 4 żołądki.- westchnął znowu, przepuszczając mnie w progu. Wróciłam do pokoju. Na szczęście chłopaki gadali jak gdyby nigdy nic. Jeszcze tylko tego mi brakuje, żeby zwracali na mnie specjalną uwagę. Usiadłam na swoim łóżku. Jinxx postawił przede mną talerz z kanapkami.
-Nie jestem głodna.- powiedziałam cicho.
-Ale i tak musisz coś zjeść.- zauważył Ash. Niechętnie sięgnęłam po jedną kanapkę

Perspektywa Jinxx'a.

Jedliśmy śniadanie, gdy ktoś zapukał do drzwi. Okazało się, że była to para policjantów. Mężczyzna i kobieta. Za nimi weszła jakaś psycholożka.
-Chcielibyśmy przesłuchać panią.- odezwała się spokojnie policjantka.
-Czy to nie może poczekać?- Purdy powstrzymywał się od warknięcia. Ann natychmiast cała się spięła. Przez chwile była... obojętna, a teraz znów się boi. Cholernie było mi jej szkoda. Jeszcze dziś mamy koncert. Muszę uświadomić Ashley'a, że będzie musiał ją zostawić. Od wczoraj cały czas jest przy niej. Zostawiliśmy małą z policją, bo na przesłuchaniu nie mogło być świadków. My już wczoraj złożyliśmy swoje zeznania w szpitalu. Wyszliśmy na korytarz.
-Kurwa! Czemu nikt nie mógł z nią tam zostać?!- pienił się basista.
-Takie prawo, stary.- uśmiechnął się smutno CC.
-Ej, musimy coś wymyślić na wieczór.- powiedziałem. Chłopaki popatrzyli na mnie, jak na idiotę, nic nie kapując. Przewróciłem oczami. -Przecież mamy koncert.
-O cholera! Faktycznie. I co teraz?- Andy przeczesał ręką włosy.
-Gadałem z Jonathan'em. Frank ma przejąć jej obowiązki. Ale co my z nią zrobimy? W garderobie nie będzie się dobrze czuła, bo ciągle łazi tam ktoś z ekipy. Jednak w pokoju też jej samej nie zostawimy.- westchnął Jake.
-Występu też nie możemy odwołać.- zauważył CC.
-Zabiję tego skurwiela! Wszystko spierdolił.- warknął Purdy.
-Ash, uspokój się. Chcesz żeby mała się ciebie wystraszyła? Już i tak boi się nas. Stary, jesteś jedyną osobą, którą do siebie dopuszcza. Nie wiem jakim cudem, ale ona ci ufa. Nie spierdol tego, błagam.- spojrzałem na niego poważnie.
-Też nie wiem, czemu tak reaguje. Przecież z tobą Andy, jest dużo bliżej niż ze mną.- basista wzruszył ramionami.
-Może to dlatego. Nam ufała całkowicie. Tony'emu w sumie też. W sensie, że byliśmy dla niej mili. A on ją zawiódł. Z tobą przerobiła chyba wszystkie kłótnie i utarczki, jakie były możliwe. Może wyczuwa, że poznała cię już z tej gorszej strony i wie, czego się spodziewać?- zastanawiał się Ands. Kurwa.
-To co mówisz, jest bardzo mądre i w sumie masz rację, młody.- pokiwał głową Jake.
-Dobra. To co robimy w takim razie?- wrócił do zasadniczego tematu CC.
-Możemy ją zabrać ze sobą, ale musimy uprzedzić ekipę, żeby nie zwracała na nią uwagi. Poza tym i tak wieczorem jedziemy dalej w trasę. W tour-busie raczej nie uniknie ludzi.- powiedziałem smutno.
-Fakt. Dobrze, że to już końcówka trasy.- westchnął Andy.
Po jakimś czasie na korytarz wyszli policjanci.
-To chyba wszystko. Sprawę zgłosimy do sądu w Los Angeles. Pan Adams został zatrzymany w areszcie.
-Jaką poniesie karę?- spytał Jake.
-Przesłuchaliśmy was i waszą ekipę, która przyświadczyła, że próbował się do niej zbliżyć i często o niej mówił. Jej zeznania jednak są najważniejsze. No i opinia psychologa. Do gwałtu nie doszło, więc kara będzie dużo mniejsza.- westchnął policjant.
-Co takiego?! To może jeszcze powiecie, że on się z tego wywinie?!?!- uniósł się Ashley.
-Nie. Na to szans nie ma, bo nastąpiło uszkodzenie ciała. Na pewno pójdzie siedzieć, ale na ile, to nie wiemy.- wytłumaczyła policjantka. W tym momencie z pokoju wyszła pani psycholog.
-I jak?- spytałem.
-Hmm. Nie jest dobrze. To znaczy, jej stan jest całkiem dobry. Tylko nie chce o niczym rozmawiać. Na żadne tematy. Po prostu zamknęła się w sobie i koniec.- zmartwiła się psycholożka.
-Ale ona zawsze była zamknięta w sobie.- powiedział CC.
-Z jednej strony, to dobrze, bo szybciej wróci do normalności. Z drugiej gorzej, bo na dłuższą metę zaszkodzi jej tłumienie w sobie emocji.
-To co mamy zrobić?- spojrzał na nią Jake.
-Namówić na terapię. Dobrze, to tyle.- policjanci i pani psycholog pożegnali się z nami. Popatrzyliśmy po sobie. To się w życiu nie uda...

Perspektywa Ann.

Leżałam na łóżku, wgapiając się w sufit. Wizyta tej baby mnie zdenerwowała. Proponowała mi terapię. Jakby to miało mi w czymś pomóc. Taak. Oczywiście. Mi już nic nie pomoże. Usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Szybko zamknęłam oczy. Ktoś, podejrzewam, że Ash, podszedł do mojego łóżka. Reszta chłopaków wyczuwała mój strach i przezornie trzymali się z daleka. Czułam na sobie spojrzenie basisty, więc otworzyłam oczy.
-Jak się trzymasz?- spytał cicho. Wzruszyłam tylko ramionami. Sama nie wiedziałam. Byłam totalnie obojętna. Pusta w środku. Noo chyba, że koło mnie pojawiał się jakiś mężczyzna. Wtedy zaczynałam panikować.
-Musicie się przygotować do koncertu.- mruknęłam.
-Spoko. Poradzimy sobie. Frank przejmie twoje obowiązki. Ty masz się nie denerwować.- odpowiedział.
-Przeze mnie są same problemy. To moja wina.- wymsknęło mi się.
-CO?! Nieprawda! Nawet tak nie mów. To tylko i wyłącznie jego wina.- usiadł koło mnie.
-Mówiłeś mi, żebym nie zostawała z nim sama.- zauważyłam.
-To już bardziej moja wina, bo jestem twoim opiekunem i miałem cię pilnować.- popatrzył smutno w podłogę. Zapadła cisza. Powoli usiadłam obok niego. Nasze ciała dzieliło jakieś 15 centymetrów.
-Nie mogłeś tego przewidzieć. Nikt nie mógł. Na szczęście nic się nie stało. Znaleźliście mnie w odpowiednim momencie.- szepnęłam, powstrzymując napływające mi do oczu łzy.
-Nie myśl już o tym.- poprosił. Żeby to było takie proste...

Kilka godzin później

Koncert trwał w najlepsze, a ja siedziałam w garderobie, na kanapie i uzupełniałam dokumenty. Stwierdziłam, że muszę zająć czymś myśli. Frank naznosił mi papierów i położył na stoliku, nie podchodząc do mnie. Czułam czasem na sobie spojrzenia innych osób z ekipy, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Dodatkowo, przez te tabletki na uspokojenie byłam lekko oszołomiona. Miałam problemy z zebraniem myśli. Na szczęście to nie wpływało na moje zajęcie, bo biurokrację od dłuższego czasu odwalałam już mechanicznie. Usłyszałam radosny głos CC'ego za drzwiami i uniosłam głowę. Skończyli grać. Sekundę później do garderoby wpadła roześmiana piątka facetów. Ashley od razu zaczął się za mną rozglądać. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się delikatnie. Wróciłam do wypisywania papierów. Chłopcy tymczasem napili się i poszli rozdawać autografy. Złożyłam pod dokumentem ostatni podpis. Zebrałam wszystkie kartki i ładnie ułożyłam. Pozostało mi teraz czekać na zespół. Położyłam się na kanapie i obserwowałam ruchy wentylatora pod sufitem. Nawet nie wiem kiedy, usnęłam.
***********
Z wiadomych przyczyn w rozdziale nie ma żadnego zdjęcia. Ale na koniec wrzucę jedno. Musze przyznać, że na początku Ann miała zostać zgwałcona. To miała być najprawdziwsza drama. Jednak, ze względów prywatnych i nie tylko, zrezygnowałam z tego. Może też dlatego, że gwałt i akceptowanie Ashley'a, byłoby w prawdziwym życiu nierealne, a tak, wszystko da się wytłumaczyć w miarę logicznie. I daje szansę, na pokazanie, jak zachowa się Ann dalej.
Jak dla mnie troszkę kijowo wyszedł mi ten rozdział. Cóż, w głowie wygląda to wszystko inaczej, niż tak, jak to opisałam. Ahh no i dziękuję za komentarze♥. To bardzo budujące. Dużo osób to czyta, więc moglibyście napisać chociaż słowo:P Jak są jakieś błędy, to możecie mnie uświadomić. Ostatnio jestem zakręcona. Akcja pooowoli toczy się do przodu. Ale to chyba lepiej dla Was;) Wiadomo, jak ktoś ma jakieś pytania, czegoś nie zrozumiał, albo chce próbować coś ze mnie wyciągnąć, to zapraszam na grupę. A jak ktoś chce, to może reklamować mojego bloga gdzieś tam:P Dziękuję. NARA.
!!! 23 komentarze=nowy !!!

30 komentarzy:

  1. No cudo... <3
    c. Orzeł

    OdpowiedzUsuń
  2. czytanie tego rozdziału i słuchanie "the hanging tree" z Igrzysk Śmierci nie jest dobrym pomysłem
    teraz jestem taka mega podbita ;/

    ale dobra
    rozdział mi się podoba (jak zawsze xD) żal mi Anki ;c
    Tony to dupek >,< serio mam gościa dość....
    mam nadzieję, że już się nie pojawi w opowiadaniu a jak się pojawi to najlepiej żeby był mocno uszkodzony
    Ashley jako jedyny dopuszczony do Ani? zdziwiło mnie to, ale nie mówię że mi się nie podoba (bo mi się podoba - może się zbliżą do siebie bliżej?)
    w ogóle mam nadzieję, że Anka szybko do siebie dojdzie, bo mi przykro ;c

    dużo czasu na pisanie <3
    czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hay ^___^.
    To teraz tak, krótko, zwięźle, i na temat: jestem w tak cholernym szoku, że nie mogę pozbierać myśli. No co za chuj! Jeszcze za mało oberwał, ale cóż, zdrowie Ann jest ważniejsze od tego skurwesyna. (Emmm, i tak kończy się moje nieprzeklinanie xD)
    Nie dziwię się, że Ruda ma traumę. To jest straszne i dziękuję Ci, że się od tego gwałtu powstrzymałaś. Chyba bym telefon o ścianę rozjebała.
    Biersack ma rację z tymi kłótniami. No i Ash taki opiekuńczy, awww *__*.
    Ogólnie, mam nadzieję, że Anka szybko nad tym przekroczy, dziewczyna jest silna psychicznie. A Purdy jej w tym na pewno pomoże.
    No nic, to chyba wszystko na teraz, i tak nie zbiorę myśli w logiczny ciąg.
    Z niecierpliwością czekam na kontynuację, kocham tę historię!
    Życzę powodzenia w dalszej pracy nad opowiadaniem.
    Pozdrawiam <3!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej <3
    Napiszę tylko, że rozdział mi się podobał.
    Pozdrawiam i czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieje że Ann przestanie bać się chłopaków i będzie wszystko w porządku
    Ale rozdział mega;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział mega. Nie mogę doczekać się ciągu dalszego.
    I ♡ UNICORNS

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejkuuuu *0*
    To jak Ash napierdalal Tony'ego *0* xD
    Kufa, zal mi Ann :c
    Niech sie szybko pozbiera...
    ...Ale z pomoca Asha ^^
    I wgl dzieki, ze sie powstrzymalas od tego gwaltu, bo bym rozjebala wszystko w domu ;-;
    No nic, zycze weny i czekam na next :3
    Zapraszam na bloga, dzisiaj moze 1 rozdzial ^^ http://storyofbvb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Aww.. Po pierwsze.. ZABIĆ TONY'EGO! Po drugie.. Mam małą nadzieję że Ann nie będzie się już bała chłopaków.. ;_; I.. Rozdział jak zwykle piękny.. c: <3 Życzę Weny <3 ;3 I pisz dalej <3 ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny :D
    Pierwszy raz widze takiego Asha :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Już od jakiegoś czasu nie przepadałam za Tony'm, ale teraz nie przepadam jeszcze bardziej... Co za dupek...
    W sumie dobrze, że nie doszło do tego, co planowałaś. Wtedy serio bałabym się o jej psychę o.o. Już teraz się boję, no bo wiadomo, ale jakby ją ten no to... Myślę, że byłoby z nią jeszcze gorzej :d.
    Życzę weny i czekam na następny rozdział <3.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział. biedna Ann szkoda mi jej. Trochę mnie zadziwiło,że ufa Ashley'owi. Co prawda, ostatnio zbliżyli się..Jeśli tak to mogę nazwać, do siebie. No, ale jednak.. Mam nadzieję,że szybko się z tego pozbiera. A Temu chujowi, trzeba obciąć jaja.

    OdpowiedzUsuń
  12. Chęć mordu mi się włączyła. I o ile wcześniej nie łączyłam rzeczywistości z fikcją, tak teraz jak widzę AW to jeszcze bardziej mam ochotę mu przywalić.
    Moja wyobraźnia kuleje ostatnio, ale nie potrafię sobie wyobrazić jak Andy kogoś bije...XD
    To nie fair :c Nie dość, że trochę już w życiu przeszła, to jeszcze jakiś skurwysyn tak ją zranił.
    No ale jak już kiedyś ustaliłyśmy - nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
    Trzeba przyznać, że Ash stanął na wysokości zadania. Niech się przyda w końcu do czegoś. Ehh..tutaj jest taki fajny (na co oczywiście musisz narzekać -,-)...a potem człowiek wchodzi na fejsa i czar znika xD
    Z jednej strony przebywanie z samymi facetami może być teraz dla niej trudne, ale z drugiej jak oni jej nie pomogą to kto?
    Oficjalnie potwierdzam - robisz zajebiste dramy. Prawie się wzruszyłam.
    Dobra, nie wiem, co pisać, więc... weny, odnalezienia zagubionej przyjemności z pisania, no i czekam na spoilery huehue.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to nienormalne, że on jest tu TAKI. I jemu też się to nie podoba. Menda jedna, mi przeszkadza ciągle.

      Usuń
  13. Przez ciebie się prawie popłakałam ;)
    Potrafisz przelewać emocje w tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Biedna Ann, strasznie mi jej szkoda. Mam nadzieje, że jak najszybciej wróci do normalności.
    "z całej siły przyjebałem mu pięścią w ryj." Jezu, jak ja kocham takie agresywne momenty w opowiadaniach! :D
    Przepraszam, że tak krótko, ale dziś nie mam weny na dłuższy komentarz i też trochę się śpiesze :(
    Rozdział super, czekam na następny. Życzę weny, komentarzy i czasu i słoneczka i czego potrzebujesz. Trzymaj się! <3 :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział super czekam na nexta>>>Noele

    OdpowiedzUsuń
  16. grrr pojebały mi sie konta google i musze pisać od nowa ;( mnie osobiście sie ten rozdział podoba no bo nie może być non stop różowo typu randki , miłość i całuski , na reszcie sie coś dzieje ! :D yayay czy to znaczy ,że koniec z Tony'm ?! bosz tego typa to dopiero nie lubie wszystko psuje na szczęście już go nie zobaczymy . Ah ten romans powolutku byle do przodu , nie muszą sie śpieszyć mają czas ! czekam na więcej ,do zobaczenia ! /nat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto powiedział, że będzie romans? Nie lubię słodkich scenek.

      Usuń
  17. Nie mam pojęcia co tu napisać na prawdę.Tego,że Tony jest chujem już raczej nie trzeba bo to wszyscy wiemy huh.Szkoda mi Ann i to bardzo. Może to dlatego. Nam ufała całkowicie. Tony'emu w sumie też. W sensie, że byliśmy dla niej mili. A on ją zawiódł. Z tobą przerobiła chyba wszystkie kłótnie i utarczki, jakie były możliwe. Może wyczuwa, że poznała cię już z tej gorszej strony i wie, czego się spodziewać?-Andy popisał się swoją mądrością.Chciałabym cuś jeszcze napisać,ale nie mam pojęcia co,po

    OdpowiedzUsuń
  18. Melody nabija liczbę komentarzy.Świetnie jak zawsze.Oby tak dalej.Niecierpliwie czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  19. Super rozdział.
    Czekam na następny i życzę weny.
    ////Black Rose

    OdpowiedzUsuń
  20. Kochana, przepraszam, że ostatnio nie komentuje, ale mam straszny młyn w szkole ;( Biedna Ann. Ale na pocieszenie ma Asha ;* i sie do siebie bardzo zblizyli ostatnio :D tak ma być!

    OdpowiedzUsuń
  21. Hej, przepraszam, że tak późno, ale komp mi się zepsuł :/
    Rozdział świetny. Ciekawe, czy jednak chłopcy namowia Ann na terapię :P /OpenWound

    OdpowiedzUsuń
  22. Ludzie dopiszcie ten jeden komentarz ;-; /OpenWound

    OdpowiedzUsuń
  23. O k#@!%...
    Kobieto, ty masz niesamowity talent!!!!
    Ja rządam żebyś napisała książkę xd
    Mam koleżanki bvb army, jutro muszę im powiedzieć o tym blogu.
    Przeczytałam CAŁĄ historię w jakieś 4 godziny, mój rekord.
    Naprawdę, zajebisty pomysł, a wykonanie go jeszcze lepsze.
    Pisz tak dalej, nie mogę się doczekać jak rozwinie się ta historia :D
    Będę się podpisywać -Star

    OdpowiedzUsuń
  24. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  25. Biedna Ann :(
    Ale jest plus zaufało Ash'owi! XD
    Ogólnie rozdział super i akcja się fajnie rozwija ;)
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń