Wtorek.
Całą noc nie spałam. Zastanawiałam
się nad ostatnim rokiem. Analizowałam każde wydarzenie po kolei.
Potem zaczęłam pisać z David'em i zanim się obejrzałam, a za
oknem zrobiło się widno. Nie było sensu kłaść się teraz spać,
zwłaszcza, że za kilka godzin miałam być w wytwórni, a potem
umówiłam się z Borisem. Poszłam do łazienki wziąć szybki
prysznic. Wyglądałam jak zombie. Potargane włosy, wory pod oczami.
Dziś nawet krem do twarzy nic mi nie pomoże. Zrezygnowana ubrałam
się i skierowałam do kuchni. Tam zrobiłam sobie kawy i jakieś
śniadanie. Ugh, nienawidzę kawy. Usiadłam na parapecie i
podziwiałam widoki za oknem. Po jakimś czasie usłyszałam za sobą
kroki, co znaczyło, że mama też już nie śpi.
-Ania? Czemu tak wcześnie wstałaś?-
podeszła do mnie, dając mi buziaka w policzek.
-W ogóle nie spałam, jakoś nie
umiałam zasnąć.- odpowiedziałam bezbarwnym głosem.
-Dziecko! Przecież ty się wykończysz!
-Nic mi nie będzie. Jadę już do
wytwórni. Jak będziesz chciała wpaść czy coś, to daj znać, to
przyjadę po ciebie.- następnie założyłam bluzę i okulary
przeciwsłoneczne i wyszłam z domu. Dotarłam do wytwórni i
skierowałam się do swojego biura. Ku mojemu zaskoczeniu siedzieli
tam chłopcy. Bez słowa przywitałam się z nimi, po czym opadłam
na fotel. Zaraz zasnę.
-Dobrze się czujesz?- spytał
niepewnie Jinxx.
-A jak wyglądam?- zdjęłam okulary i
spojrzałam na nich.
-Tragicznie.- skomentował Ashley.
Chłopaki od razu zaczęli go uciszać. Ja tylko wzruszyłam
ramionami.
-Czemu zawdzięczam waszą wizytę?-
ułożyłam się wygodniej na fotelu obrotowym, zakładając nogi na
biurko.
-Chcieliśmy się dowiedzieć, czy może
rozmawiałaś już z mamą.- odezwał się Jake.
-Taa. Według mnie wszystko idzie
zgodnie z planem. Ale wy jakby co, to tego nie wiecie. Mama chce
jeszcze trochę podręczyć Jon'a.- wyjaśniłam ziewając. -Aaa,
przypomniało mi się. Za parę dni kręcicie nowy teledysk i musimy
dogadać szczegóły.
-Właśnie, mamy kilka nowych pomysłów.
Zastanawiam się nad zmianą wyglądu.- ożywił się Andy.
-Na jaki?- spytałam, chociaż chuj
mnie to obchodziło.
-Generalnie na lepszy.- puścił mi
oczko. -Chciałbym zmienić fryzurę.
-Mam ci w tym jakoś pomóc, czy po
prostu tak mnie informujesz?
-Dam sobie radę. Zawsze sam się
obcinam itp.
-Fajnie, ale teraz jeśli możecie, to
sobie idźcie. Muszę popracować, bo potem jadę na sesję.
-Z takim wyglądem chcesz pozować do
zdjęć?- prychnął Purdy.
-To już problem makijażystki, nie
mój.- Jezu, nawet nie mam siły się z nim kłócić. W końcu
wyszli, a ja zajęłam się organizowaniem trasy, która miała odbyć
się już niedługo. Do tego jeszcze sesja promująca teledysk,
spotkanie z fanami, występ na festiwalu. Super. Byłam dopiero w
połowie, gdy zadzwonił Boris, żebym przyjechała. Wsiadłam więc
do auta i pojechałam do jego studia.
Perspektywa Ash'a
Nudziło mi się jak chuj, więc
poszedłem do gabinetu Ann, żeby ją trochę powkurwiać. Zawsze to
jakaś rozrywka. Jednak nie zastałem jej tam. Już miałem
wychodzić, gdy na biurku dojrzałem jej telefon. Musiała go
zapomnieć. Hm, ciekawe co w nim ma? Z telefonem w ręku wróciłem
do chłopaków i rozsiadłem się na kanapie. Odblokowałem
klawiaturę, nie miała hasła hahaha. Oblukałem jej zdjęcia, ale
nie miała tam nic ciekawego. Wszedłem na jej konto na twitterze i
zaobserwowałem całą naszą piątkę. Miałem jeszcze opublikować
jakiś fajny tekst w stylu „kocham Ashley'a Purdy'ego”, ale w tym
momencie, ktoś do niej zadzwonił. To była jej mama. Wgapiałem się
w ekran nie wiedząc za bardzo co zrobić, ale w końcu odebrałem.
-Dzień dobry, tu Ashley, Ann pojechała
na sesję i zapomniała telefonu.
-Cześć Ashley. Kurczę, a nie wiesz o
której wróci?- spytała pani Margaret.
-Niestety nie, a coś się stało?
-Nie, nic. Po prostu miałam do niej
zadzwonić, kiedy będę gotowa wpaść do waszego studia. Miałyśmy
pogadać.
-To ja po panią przyjadę.- sam nie
wiem, czemu to zaproponowałem.
-Nie trzeba i tak jej nie ma, więc co
miałabym tam robić?
-Ale ja i tak teraz się nudzę. Poza
tym my tu jesteśmy, z chęcią spędzimy z panią trochę czasu. To
jak? Wsiadam do auta i niedługo jestem.- chłopaki zaczęli mi się
przysłuchiwać z ciekawością.
-No dobrze, to do zobaczenia.-
rozłączyła się.
-Co jest?- spytał CC.
-Jadę po mamę Ann. Musimy jeszcze
trochę się jej przypodobać, jeśli chcemy, żeby na bank się
zgodziła. Co nie?- wytłumaczyłem.
-Niegłupi pomysł. Ale czemu
zadzwoniła do ciebie?- dopytywał Andy.
-Zadzwoniła do Ann, ale młoda
zapomniała telefonu. Ja go znalazłem i sobie...
przywłaszczyłem.-uśmiechnąłem się cwaniacko. Jinxx tylko
pokręcił zrezygnowany głową.
Jechałem z mamą Ann i rozmawialiśmy
sobie jak gdyby nigdy nic. Liczyłem, że może wyciągnę z niej
jakieś wstydliwe historyjki z dzieciństwa tej wiedźmy, ale na
razie się na to nie zapowiadało. Pani Margaret okazała się
naprawdę równą babką, zupełne przeciwieństwo jej córki.
Zaproponowałem jej wspólną kawę, bo chłopaki wysłali mi sms'a,
że na razie muszą dograć jeszcze jedną rzecz, więc nie mają
czasu. Pojechaliśmy do Starbucks'a.
-Słyszałam, że nie przepadacie za
sobą, z moją córką, hm?- zapytała, gdy usiedliśmy z kawą przy
stoliku.
-Noo, jakoś tak niespecjalnie.-
zacząłem powoli. Nie wiedziałem, o co jej chodzi.
-Nie myśl, że ja się wtrącam, czy
coś. Wiem, jaki ma charakter. Po części sama ją tak wychowałam.
Chciałam, żeby była asertywna i umiała radzić sobie w życiu.
Nie chciałam, żeby była słabą kobietą. Jednak nie sądziłam,
że te cechy rozwiną się u niej aż tak.- uśmiechnęła się
smutno.
-Ann mimo swojego wieku zna się na tym
co robi. Przekonaliśmy się o tym już pierwszego dnia współpracy.
Właśnie kogoś takiego szukaliśmy. Co do charakteru... No cóż,
ja też nie należę do przyjemniaczków. Obydwoje mamy rogate
dusze.- zaśmiałem się.
-Nie znam cię, ale myślę, że
mogłabym cię polubić. Jesteś bardzo sympatyczny. Wracając do
Ann. Ona kiedyś taka nie była. Mówiła wam coś o sobie?- spytała
ostrożnie.
-Niewiele. Coś tam rozmawiała z
CC'ym, ale wiemy tyle, że kiedyś boksowała, potem doznała
kontuzji i przestała. A! I że wakacje spędzała u rodziny w Las
Vegas, ale teraz nie ma tam nikogo. Ann nie wygląda na taką osobę,
która lubi się zwierzać.
-Tak, jest straszną introwertyczką.
Zawsze była... innym dzieckiem. Spokojna, cicha, nieśmiała.
-Ona? Nieśmiała?- zdziwiłem się.
-Tak. Tylko swoją nieśmiałość
skrywa za agresją słowną i butą. Miałam wrażenie, że z wiekiem
jej to przechodzi, ale po... kontuzji to wróciło. Stała się
jeszcze bardziej zamknięta w sobie i poważna. Zeszły rok był dla
niej bardzo trudny. Spotkało nas kilka tragedii, jej kontuzja, złe
samopoczucie, do tego straciła kontakt ze swoim przyjacielem, nad
czym bardzo ubolewam. Jeśli ktokolwiek wie, co siedzi jej w głowie,
to tylko on. Mam takie pytanie, bo teraz wy spędzacie z nią
najwięcej czasu, czy ona je normalnie posiłki?
-Z tego, co widziałem, to tak. Jadła
kilka razy z nami. Je prawie tyle co CC, a on jest największym
głodomorem w zespole. A miała jakiś problem z jedzeniem?- teraz
naprawdę mnie zaciekawiła.
-Ciężko to nazwać problemem, ale
czasem ma tak, że w ogóle nie je przez tydzień, dwa. Nie ma
apetytu wtedy.- pani Margaret głęboko westchnęła.
-A była u lekarza?- spytałem, na co
mama Ann tylko się zaśmiała.
-Ona nie widzi problemu, bo dobrze się
czuje, a siłą jej nie zaciągnę. Już dość mocno schudła. Boję
się, że w końcu coś jej się stanie.
-Jeśli to panią pocieszy, to
obiecuję, że zwrócę na to uwagę, gdy zamieszka z nami. O ile
oczywiście zamieszka.- dodałem szybko.
-Zamieszka, zamieszka. Dziękuję.- w
końcu uśmiechnęła się szczerze. -A tak swoją drogą, czyj to
był pomysł z tym mieszkaniem?
-Generalnie Jon nam go podrzucił,
mówiąc, że tak będzie wygodniej. Nam to pasowało, jesteśmy
towarzyscy, poza tym, tak rzeczywiście będzie prościej. Każdy z
nas ciągle coś wymyśla związanego z zespołem. Zarzucaliśmy
Jonathan'a telefonami, a tak będziemy mieć managera pod ręką i na
bieżąco będziemy mogli wszystko omawiać.- To akurat naprawdę był
dobry pomysł. Zaoszczędzimy na rachunkach za telefon...
-Jestem ciekawa jak z nią wytrzymacie.
-Chłopaki dadzą radę, gorzej ze mną.
Ale jakoś sobie poradzę.- wymusiłem uśmiech. Jakoś sobie tego
nie umiałem wyobrazić...
-Gdybyś znał ją tak jak ja, to
zupełnie inaczej byś ją postrzegał. Taka moja rada na przyszłość:
bądź cierpliwy i spokojny, a może ci trochę odpuści. Gdy
przestanie czuć z twojej strony zagrożenie, zacznie być bardziej
normalna.
-Zagrożenie? Przecież ja jej niczym
nie zagrażam.- zdziwiłem się.
-Ona nie chce, żeby ktoś wiedział
jaka jest naprawdę, nie lubi wypytywania. To trochę skomplikowane.
Jeśli uda ci się ją oswoić, być może wytłumaczy ci kilka
rzeczy. Ja sama już nie umiem do niej dotrzeć. Jedziemy już?-
zmieniła temat mama Ann.
-Tak, chodźmy.- skierowaliśmy się z
powrotem do auta i pojechaliśmy do studia. Pani Margaret naprawdę
ucieszyła się na widok chłopaków. Rozmawialiśmy z nią, jakbyśmy
się znali od dawna. To znaczy chłopaki tak z nią gadali, bo ja
raczej się nie udzielałem. Cały czas chodziło mi po głowie
wszystko to, co dowiedziałem się o Ann. Próbowałem zrozumieć, co
pani Margaret miała na myśli, ale nigdy nie umiałem czytać między
wierszami. Ja kiedyś też byłem inny, ale wraz z pewnymi
wydarzeniami zacząłem się zmieniać. Tylko, że ja miałem kilka
powodów. Co takiego się stało, że taka młoda dziewczyna jest tak
zimna i zamknięta w sobie? Z każdą chwilą ta mała intrygowała
mnie coraz bardziej. W końcu postanowiłem dołączyć do
towarzystwa, które bardzo dobrze się bawiło.
-Ann wspominała, że wysłała pani
naszą płytę.- odezwał się Andy.
-Owszem, jest świetna, ale może nie
mówcie mi per pani hm? Ja w końcu mówię wam po imieniu, poza tym
dziwnie się czuję..
-To jak mamy się do pani zwracać?-
spytał Jinxx.
-Jak chcecie. Jedni mówią mi po
imieniu, inni ciociu, albo mamo.- zaśmiała się.
-Ooo, ja traktuję Ann jak siostrę, to
może mnie pani adoptuje, co? Obiecuję, że będę grzeczny. Noo,
tak w miarę.- wtrącił Andy'ś.
-Proszę bardzo, zawsze chciałam mieć
dużo dzieci. Nie wiem tylko, co na to mój syn. Jest trochę
zazdrosny o wszystko, ale co tam. Będzie się musiał przyzwyczaić.
-To ja też chcę!!!! MamoMeg nikt mnie
w tym zespole nie rozumie, czuję się taki niekochany.- chlipnął
CC, który zaraz został przytulony przez mamę Ann. Chryste, z kim
ja żyję...
-To już wiemy jak się będziemy
zwracać do ciebie, MamoMeg.- roześmiał się Jake.
-A ty, Ashley? Co tak siedzisz cicho?-
zainteresował się Jinxx.
-Ja? Eee, zdaje ci się. Po prostu...
Nie wyspałem się.- powiedziałem pierwsze, co przyszło mi do
głowy. Jeszcze mi troski naszego tatusia do szczęścia brakuje. W
tym momencie do pokoju wpadła jak burza Ann.
-Powiedzcie, że jest tu gdzieś mój
telefon!
-Leży jakiś na kanapie.- powiedziałem
obojętnym tonem. Jeśli się wyda, że to ja go miałem, mogę
zacząć kopać sobie grób.
-Co za ulga! Już się bałam, że cię
zgubiłam, moje maleństwo.- Ann zaczęła przytulać swój telefon.
Rzeczy traktuje lepiej niż ludzi. Wariatka.
-Tak w ogóle, mamo, co tu robisz?-
spytała.
-Siedzę jak widać.
-Fajnie. Andy, czemu patrzysz się na
mnie jak jakiś psychopata?- wszyscy spojrzeliśmy na wokalistę.
Faktycznie tak wyglądał.
-Skąd masz tą koszulkę? Musisz mi ją
dać. Bez dyskusji!- teraz wszyscy automatycznie spojrzeliśmy na jej
koszulkę. No tak. Była z logo Batmana.
-Wzięłam od stylistki. Moja miała
wypadek. Mam podobną w domu. Dać ci jej nie dam, ale ewentualnie
mogę ci pożyczać.
-Spakuj ją w trasę. Przyda nam się.
-W trasę? I co jeszcze? Za dobrze byś
się miał.
-MamoMeg powiedz jej coś!- Andy
wskazał obrażony na rudą.
-Ann, no nie bądź taka. Widzisz, że
mu zależy.
-Po pierwsze, co z tego będę mieć? A
po drugie, od kiedy to moja mama jest twoją, co?
-Od dzisiaj. I nie jest moją mamą,
tylko naszą. Adoptowała całą naszą piątkę. A co do koszulek,
możemy się wymieniać. Ty przejrzysz moje ciuchy, ja twoje i
zabierzemy je w trasę, co ty na to?
-Dobra, umowa stoi. Weź, adoptowałaś
ich bez mojej wiedzy, ciekawe co na to tata.- Ann zwróciła się do
matki.
-Nie widzi w tym problemu. Nie cieszysz
się, że masz pięciu nowych braci?- pani Meg spytała niewinnie.
-Jak cholera. O ile dobrze pamiętam,
już jednego miałam tak dość, że oddzieliłam nas oceanem, a ty
mi tu nowych załatwiasz. Weź tu licz na wsparcie matki.- Ann
usiadła zrezygnowana koło mnie na kanapie.
-Co się tak gapisz?- warknęła w moją
stronę. Dopiero teraz zauważyłem, że cały czas się jej
przyglądam.
-A co? Nie mogę?
-Idiota.
-Hahah, cięta riposta, nie ma co.-
zacząłem się śmiać.
-Zamknij się, albo oberwiesz. Znowu.
-Ann! Nie mów tak. I co miało znaczyć
to znowu? Ashley, czy ona cię uderzyła?- spytała Margaret. Czułem
na sobie ostrzegawcze spojrzenie Ann. Mógłbym ją teraz pięknie
wkopać. Ale tego nie zrobię. To byłoby za proste.
-Niee, takie tam wygłupy na początku
naszej znajomości.- usłyszałem ciche prychnięcie po mojej prawej
stronie.
Perspektywa Ann
Nie mogłam uwierzyć, że chłopaki
zwracają się do MOJEJ mamy „MamoMeg”. I co jeszcze kurwa? Po
powrocie do domu, od razu wzięłam do ręki telefon i zaczęłam
przeglądać twitter'a i inne stronki. Nagle wyskoczył mi jakiś
tweet od Andy'ego. Chwila! Od kiedy ja go obserwuję? I całe BVB? I
od kiedy oni obserwują mnie??? Ktoś. Ruszał. MÓJ. Telefon!!!! Jak
dorwę, to nogi z dupy powyrywam, niech no się tylko dowiem kto to!
Nagle coś do mnie zaczęło docierać. Mój mózg w końcu zaczął
pracować...
-Mamo? Jak ty dotarłaś do wytwórni?
Ale tak szczerze. Przecież ja miałam cię zabrać.- spytałam
najniewinniej jak tylko się dało, moją rodzicielkę.
-Zadzwoniłam do ciebie, ale odebrał
Ashley, mówiąc, że zostawiłaś telefon. Powiedział, że mogę
spędzić trochę czasu z nimi i że po mnie przyjedzie.- zajebię
go! Miał mój telefon. Kto wie, co jeszcze w nim znalazł. Mama
kontynuowała.
-Najpierw jednak zaprosił mnie na
kawę, bo chłopcy musieli coś tam skończyć.
-Gdzie cię zaprosił?????- no nie
wierzę...
-Na kawę. Siedzieliśmy tak sobie i
gadaliśmy z jakąś godzinkę. To naprawdę sympatyczny mężczyzna,
nie wiem czemu tak go traktujesz.- powiedziała z wyrzutem.
-Bo jest świnią, ale chwileczkę,
gadaliście sobie? Tak po prostu? Jakoś nie wierzę. Lepiej od razu
przyznaj, co mu nagadałaś o mnie.
-Nic takiego. Wspominałam twoje
dzieciństwo. Dlaczego powiedziałaś im, że nie boksujesz przez
kontuzję?- spytała.
-A jak ty byś to inaczej nazwała?
Wykluczyła mnie kontuzja, a okoliczności nabawienia się jej, nie
są istotne.- wzruszyłam ramionami.
-Zamierzasz kiedyś im powiedzieć o
sobie coś więcej?
-Wiedzą tyle, ile muszą. Te
informacje nie są im do niczego potrzebne. Poza tym to przeszłość,
a ja skupiam się na teraźniejszości.
-Nie możesz ciągle od tego uciekać.
Kiedyś będziesz musiała się rozliczyć z tą przeszłością.
-Kiedyś... Teraz nie jestem gotowa.
Czego ty ode mnie oczekujesz? Że przyznam się do tego, jak bardzo
cierpiałam, gdy straciłam wszystko, co dla mnie najważniejsze? Że
nie radziłam sobie sama ze sobą?- podniosłam głos.
-Tylko, że ty dalej cierpisz.
Oszukujesz wszystkich, łącznie z sobą. Skrywasz się za maską
zimnej, pozbawionej uczuć osoby.
-I tu się mylisz. Ja się nie
„ukrywam”, ja taka jestem. Od lat nie czuję jakichś głębszych
uczuć. Zawsze byłam taka... bezosobowa. Tylko ty udajesz, że tego
nie widzisz. RJ pomógł mi się stać bardziej otwartym człowiekiem.
Tylko nie za bardzo trafił z momentem. Dzięki niemu zaczęłam czuć
coś więcej niż pustkę, jednak wtedy spotkała mnie, nas,
największa tragedia. Nawet nie wiesz, ile bym dała, żeby w tamtym
okresie nic nie czuć, nie czuć tego bólu.- wyszeptałam ostatnie
zdanie. Mama nic już nie powiedziała, tylko podeszła i mnie
przytuliła. To jednak nic nie pomogło, już od lat nie pomaga... W
końcu jakoś wyswobodziłam się z jej uścisku i poszłam do
łazienki. Już miałam kłaść się spać, ale przypomniało mi się
coś. Napisałam wiadomość.
*************
I jak Wam się podoba "normalny" Ashley? Mama Ann taka tajemnicza... Osobiście uważam, że zjebałam końcówkę, ale nie umiałam jakoś opisać smutku Anki. Ten rozdział jest "przejściowy". Za dużo się tu nie dzieje, Ania się nie wykłóca, nudaaa. Ale następne dwa-trzy będą trochę lepsze, no, przynajmniej w moim odczuciu:D Tak w ogóle, to już 10 rozdział... Dobrze nam idzie:) Tak więc, piszcie swoje odczucia, nawet możecie zgadywać, co będzie dalej:P
Next we wtorek, bądź środę...