-Mama?!?!?!- leżałam rozpłaszczona
na Ashley'u i patrzyłam z rozdziawioną buzią, na moją
rodzicielkę. Jeśli była w szoku po tym, co zobaczyła, nie dała
tego po sobie poznać. Wokół nas zapadła cisza. Chłopcy stali jak
wmurowani, niemniej zaskoczeni ode mnie. Próbowałam jakoś wstać z
Purdy'ego, ale za każdym razem upadałam na niego znowu. W końcu
Ash, widząc co się dzieje ze mną i chłopakami, przejął
inicjatywę. Złapał mnie w pasie i przerzucił na bok, po czym
wstał i pociągnął mnie za rękę do góry. Podszedł do mojej
mamy i przedstawił się:
-Jestem Ashley Purdy, basista Black Veil Brides.- uśmiechnął się czarująco do mojej matki, całując jej dłoń.
-Jestem Ashley Purdy, basista Black Veil Brides.- uśmiechnął się czarująco do mojej matki, całując jej dłoń.
-A to reszta zespołu.- kiwnął w stronę chłopaków.
Pierwszy ogarnął się Jinxx.
-Jeremy Ferguson, ale wołają na mnie Jinxx. Jestem gitarzystą. Przepraszamy za bałagan, ale mieliśmy em... małą wymianę poglądów.- uścisnął rękę mamy.
-Jake Pitts. Także gitarzysta.
-Christian CC Coma. Perkusista.- uśmiechnął się szeroko CC.
-No i ja, Andy Biersack. Wokalista. Ann wiele o pani opowiadała.- kłamał jak z nut, Andrew.
-Mam nadzieję, że tylko te dobre rzeczy. Ja mam na imię Margaret. Miło mi was poznać.- zlustrowała chłopaków moja matka.
-Hej mamo.- podeszłam ją przytulić. -Weź się uśmiechnij, czy coś, zanim nam Jon zejdzie tu na zawał.- wyszczerzyłam się, nie zwracając uwagi na Jonathana, który stał teraz za mamą i gestem pokazywał mi, że mnie udusi.
-Jonathan, nie denerwuj się tak, bo to szkodliwe.- zaśmiała się mama.
-Tak w ogóle, co tu robisz? Miałaś być później.- zauważyłam.
-Znowu źle policzyłam różnicę stref czasowych. Ale jeśli tak bardzo ci to przeszkadza, to mogę wyjść.- uśmiechnęła się cwaniacko.
-Dobra, dobra. Bez jaj. Chodź do mojego biura, a chłopcy w tym czasie się ogarną.- wzięłam ją pod ramię i zaprowadziłam do siebie. Usiadłyśmy na kanapie.
-Niedługo będziemy mogły jechać do domu, ale na razie muszę czekać na jeden telefon.- wyjaśniłam mamie.
-Spokojnie, nie pali się. To opowiadaj, jak ci się tu pracuje.- chciała się dowiedzieć. Przez resztę czasu rozmawiałyśmy, aż w końcu mogłam zabrać ją do mieszkania. Pożegnałyśmy się jeszcze z chłopakami, ustaliłyśmy godzinę obiadu i pojechałyśmy.
-Jeremy Ferguson, ale wołają na mnie Jinxx. Jestem gitarzystą. Przepraszamy za bałagan, ale mieliśmy em... małą wymianę poglądów.- uścisnął rękę mamy.
-Jake Pitts. Także gitarzysta.
-Christian CC Coma. Perkusista.- uśmiechnął się szeroko CC.
-No i ja, Andy Biersack. Wokalista. Ann wiele o pani opowiadała.- kłamał jak z nut, Andrew.
-Mam nadzieję, że tylko te dobre rzeczy. Ja mam na imię Margaret. Miło mi was poznać.- zlustrowała chłopaków moja matka.
-Hej mamo.- podeszłam ją przytulić. -Weź się uśmiechnij, czy coś, zanim nam Jon zejdzie tu na zawał.- wyszczerzyłam się, nie zwracając uwagi na Jonathana, który stał teraz za mamą i gestem pokazywał mi, że mnie udusi.
-Jonathan, nie denerwuj się tak, bo to szkodliwe.- zaśmiała się mama.
-Tak w ogóle, co tu robisz? Miałaś być później.- zauważyłam.
-Znowu źle policzyłam różnicę stref czasowych. Ale jeśli tak bardzo ci to przeszkadza, to mogę wyjść.- uśmiechnęła się cwaniacko.
-Dobra, dobra. Bez jaj. Chodź do mojego biura, a chłopcy w tym czasie się ogarną.- wzięłam ją pod ramię i zaprowadziłam do siebie. Usiadłyśmy na kanapie.
-Niedługo będziemy mogły jechać do domu, ale na razie muszę czekać na jeden telefon.- wyjaśniłam mamie.
-Spokojnie, nie pali się. To opowiadaj, jak ci się tu pracuje.- chciała się dowiedzieć. Przez resztę czasu rozmawiałyśmy, aż w końcu mogłam zabrać ją do mieszkania. Pożegnałyśmy się jeszcze z chłopakami, ustaliłyśmy godzinę obiadu i pojechałyśmy.
Perspektywa CC'ego
Rzucałem właśnie w Andy'ego lakierem
do włosów, kiedy do pokoju weszła jakaś kobieta. W tym samym
momencie, Ann upadła na Ashley'a, co wyglądało dość komicznie.
Już miałem zacząć z nich rechotać, ale wtedy Ann powiedziała do
tej kobiety „mamo”. Byłem w szoku, zresztą nie tylko ja.
Zrobiliśmy rozpierdol na cały pokój, jeszcze wyzywaliśmy się na
cały głos, od pedałów i szmat. Mam nadzieję, że tego nie
słyszała. Zajebisty początek znajomości, nie ma co. Nie
wiedziałem co robić, na szczęście Ashley ogarniał sytuację i
ruszył z tym swoim „czarem” podbijać serce mamy Ann. Gdy się
przedstawił i wskazał na nas, wszyscy się ocknęliśmy i poszliśmy
przywitać. W końcu obie panie wyszły, a za nimi także Jon,
mordując nas wcześniej spojrzeniem.
-Nooo, Ashley, muszę cię pochwalić.
Brawo za reakcję.- poklepał go po plecach Jinxx.
-Za to wy staliście jak kołki. Zawsze
muszę ratować sytuację.- pokręcił głową basista.
-Dobra, już się tak nie pusz. Musimy
tu ogarnąć zanim wrócą. Ruszcie dupy!- zakomenderował Jake.
Szybko zaczęliśmy sprzątać. Po jakiejś minucie padłem zmachany
na kanapę, ale wtedy oberwałem w głowę od Andy'ego.
-Młody, mało ci jeszcze?- spojrzałem
groźnie.
-Nie czas na opierdalanie się, idź,
wyrzuć śmieci, bo nie ma już miejsca w koszu.- dobra, może to i
niegłupi pomysł. Zawsze mogę się zgubić w drodze do śmietnika...
Wziąłem worek i najwolniej jak tylko umiałem, udałem się na
zewnątrz budynku. Podziwiałem sobie ptaszki i kwiatuszki, ale
musiałem przerwać to zajęcie, bo zadzwonił mi telefon:
-Gdzie. Ty. Kurwa. Jesteś!!!!!- tak
wrzeszczeć to umiał tylko Andy, w końcu z jakiegoś powodu to on
jest wokalistą.
-Przecież sam kazałeś mi wyrzucić
śmieci, młody.- odpowiedziałem.
-Ale to było jebanych 10 minut temu!
Jeśli nie zobaczę cię tu w ciągu minuty, to spotka cię przykra
niespodzianka.
-Jaka niespodzianka?- on myśli, że
coś na mnie ma? Hahah, naiwne dziecko.
-Dalej mam twoje zdjęcia z urodzin
Jake'a...- okeeej, jednak coś ma.
-Zaraz będę.- rzuciłem do słuchawki
i puściłem się biegiem z powrotem do chłopaków. Ledwo znalazłem
się w pokoju, zapytałem Biersack'a:
-Ile jeszcze masz zamiar szantażować
mnie tymi fotkami, co??
-Tyle ile będzie trzeba. A teraz
zamknij się i sprzątaj.- wyszczerzył się Andy. Z takim uśmiechem
wygląda jak psychopata... Po jakimś czasie pokój znowu wyglądał
tak, jak powinien. Wszyscy padliśmy zmęczeni na kanapy.
-Jak myślicie, mamy jeszcze jakąś
szansę u mamy Ann, po tym jaki cyrk odstawiliśmy?- spytał Jake.
-Ja myślę, że nie jest jeszcze tak
źle. Po sposobie w jaki Ann się do niej odnosi, nie wydaje mi się,
że pani Margaret jest jakąś sztywniarą. Inaczej chyba zwróciłaby
jej uwagę, co nie?- zastanawiał się Andy.
-Jak już, to nie lubi tylko was. Mnie
w to nie mieszajcie. Ja nie biegałem i nie wyzywałem wszystkich
wokół.- odparł pewny siebie Ashley.
-No może nie, ale to ty leżałeś z
Ann na podłodze w dość dwuznacznej pozycji.- poruszył brwiami
Jinxx.
-Tylko dlatego, że wywaliła nas
oboje, to był przypadek, tyle.- bronił się basista.
-Dajcie spokój chłopaki.-
postanowiłem ich pogodzić. -Teraz skupmy się na tej kolacji, nie
możemy dać plamy.
-Racja, w co się ubieracie, bo ja nie
umiem się zdecydować: koszulka z Batmanem czy może z logo jakiegoś
zespołu?- nasz elegancik miał problem.
-Rany Andy, grunt żeby ta koszulka
była czysta i niepodarta. Ann przecież powiedziała, że mamy się
ubrać tak jak zwykle.- pokręcił głową Jinxx. W tym momencie do
pokoju weszła Ann, a za nią jej mama.
-Chłopaki, my jedziemy do domu.
Przyjedźcie tak o 18. Powinnam się wyrobić.- uśmiechnęła się
do nas sztucznie Ann. Skąd wiedziałem, że sztucznie? Bo nie było
widać w jej oczach radości. Może i dobrze udaje, ale wystarczy
przyjrzeć się jej oczom.
Perspektywa Ann
(klik)
Już od godziny stałam przy garach.
Jak ja nienawidzę gotować. Dlatego też wszystkim ściemniam, że
nie umiem. Jeszcze chcieliby, żebym im coś przygotowała. Ale dziś
postanowiłam się poświęcić. Nie zamierzałam gotować nie
wiadomo czego, bez przesady. Zwykła zdrowa sałatka i pierogi, bo
moja mama je lubi, a tylko mi wychodzi ciasto. Ostatnio pół dnia
spędziłam na szukaniu jakiegoś polskiego sklepu, żeby kupić
kiszoną kapustę. Amerykanie nie jedzą takich rzeczy. Ale dla
dobrego humoru matki warto było się poświęcić. Ja gotowałam, a
mama siedziała cały czas obok opowiadając co u niej. Niestety
przyszedł ten piękny moment, kiedy rozmowa zeszła na mój temat.
-Aniu, jak się tu masz tak w ogóle?
-Dobrze.
-Bardzo wyczerpująca odpowiedź, jak
zwykle zresztą. Choć raz mogłabyś się wyzewnętrznić przed
własną matką. Kiedyś miałyśmy świetny kontakt.- westchnęła
moja rodzicielka.
-To było kiedyś. Od tamtej pory sporo
się zmieniło, nie sądzisz?- spytałam retorycznie.
-Ale to nie znaczy, że mamy przestać
rozmawiać.
-Okej. Co chcesz w takim razie
wiedzieć?
-Jak w pracy? Chodzi mi o wytwórnię.
-Spoko. Cały czas albo się szkoliłam,
albo spędzałam czas z chłopakami. Integrowaliśmy się.-
uśmiechnęłam się lekko.
-Właśnie. Jon nalega, żebyś z nimi
zamieszkała. Ale ja nic o nich nie wiem.
-To czas się dowiedzieć. Słuchaj, bo
nie będę się powtarzać.- powiedziałam, po czym krótko
streściłam jej życiorysy chłopaków.
-A mają jakieś dziewczyny?
-Tak, Jinxx ma nawet żonę. Tylko
Ashley nie ma eee... stałej dziewczyny.
-Rozumiem. Ashley to ten na którym
leżałaś, gdy weszłam do pokoju?- kurwa, musiała o tym wspomnieć?
-Taaa, to ten. Ciągle się kłócimy i
robimy sobie na złość. Działa mi na nerwy.
-Wydawał się miły. Uśmiechał się
i w ogóle.
-A czy ja powiedziałam, że jest
niemiły? Po prostu takie mamy charaktery i tyle. Jest dobrym basistą
i ciężko pracuje na sukces zespołu. To mi wystarczy.- wzruszyłam
ramionami.
-Nie martwisz się, że oni, no nie
wiem, że cię skrzywdzą?- spytała ostrożnie.
-Oni??? Nigdy w życiu! Jinxx ma
szeroko rozwinięty instynkt macierzyński. A reszta też niańczy
mnie bardziej niż ty kiedykolwiek. Tłumaczą, że to dlatego, że
jestem najmłodsza. Serio, czasem czuję się jak w przedszkolu.- nie
dodałam tylko, że chłopaki są bardziej dziecinni ode mnie...
-To dobrze, że się zaprzyjaźniliście.
Nie chcę żebyś była skazana sama na siebie. Zwłaszcza, że nie
masz kontaktu z RJ'em
-Ej! Tylko ja tak na niego mówię!
Znajdę go, nie martw się. Na razie nie mam na to czasu, ale
zobaczysz. Jeszcze kiedyś wszyscy siądziemy razem.- uśmiechnęłam
się pocieszająco.
-Dobra, zmiana tematu. Pojutrze wracam
do domu. Nie będę ci siedzieć na głowie, zwłaszcza, że masz
dużo pracy.
-Szkoda. Ale chwila! Wracasz do Polski?
Tzn. że zgadzasz się, żebym zamieszkała z chłopakami????
-Tego nie powiedziałam. Mam dwa dni na
podjęcie decyzji. A co? Tak bardzo chcesz z nimi zamieszkać, hm?-
czuję, że to pytanie to jakaś podpucha. O co jej może chodzić...
-Szczerze? Niechętnie. Wiesz, lubię
samotność. Nikt mi nie przeszkadza. Gdy mam wolne mogę spać
godzinami. No i nikt nie wyciąga mnie na miasto, więc mam naprawdę
święty spokój.
-Tak i możesz zamknąć się w
czterech ścianach. Pewnie u psychologa też nie byłaś?
-Nie mam po co do niego iść. Nie
powie mi nic, czego bym nie wiedziała. A poza tym nic mi nie jest.-
w tym momencie zadzwonił mój telefon. Na szczęście. Dzwonił
Jake.
-Haaalo?
-Ann, czy powinniśmy kupić twojej
mamie jakieś kwiatki czy coś?
-Eee? Skąd ja mam to wiedzieć. Lepiej
nie przesadzaj. Chyba, że zamierzasz się oświadczyć.- zaśmiałam
się.
-Komu? Tobie czy mamie? Dobra, o czym
my w ogóle gadamy. Niedługo będziemy, tylko Andy skończy układać
włosy. Stoi przed lustrem już od godziny. Pa.- rozłączył się.
-Kto to?- Spytała mama.
-Jake. Powiedział, że niedługo będą.
-Aha. Zamierzasz się może przebrać?
-No jasne i może jeszcze mam założyć
sukienkę?- zirytowałam się.
-Przynajmniej wyglądałabyś bardziej
kobieco.
-Jak będę dorosła, to zacznę się
tak ubierać, pasuje?- chciałam zmienić temat.
-Okej. Chcę to dostać na piśmie.
-Napiszę w 3 egzemplarzach i wyślę
ci pocztą.
-A poznałaś może jakiegoś
chłopaka?- ta kobieta mnie wykończy.
-A co?
-Nic. Tak pytam. Chciałam ci tylko
przypomnieć, że ci ufam i mam nadzieję, że poradzisz sobie w
życiu.- odpowiedziała ostrożnie.
-Jeśli o to chodzi, to nie musisz się
martwić. Nie zamierzam w najbliższym czasie dać ci wnuka.
-Nie o to mi chodzi. Ale skoro zaczęłaś
już ten temat, to wiedz, że nawet gdyby tak się stało, nie będę
wściekła. W końcu dzieci to sama radość. Ale fakt, jesteś na to
za młoda.
-No i super. A teraz, jeśli możesz,
nakryj do stołu.- niech się czymś zajmie, a nie zadaje mi
idiotyczne pytania. Teraz przynajmniej mam święty spokój i mogę
doprawić sałatkę. Ledwo skończyłam to robić, a zadzwonił
dzwonek do drzwi.
-Otworzę!- wydarłam się i pobiegłam
do drzwi. Uśmiechnęłam się do stojących za nimi Brides'ów.
-No heeej. Wchodźcie.- popatrzyli na
mnie niepewnie, wzięli głęboki oddech i w końcu przekroczyli
próg.
-Ej, dobrze się czujecie?- byłam
zdziwiona ich zachowaniem.
-Tak, tak. Wszystko okej.- odpowiedział
niepewnie Jinxx, wygładzając koszulkę. Czy oni się denerwują????
-Chłopaki, wyluzujcie. Wszystko idzie
w dobrym kierunku, gadałam z nią. To będzie tylko formalność.-
szepnęłam w ich stronę, po czym popchnęłam w głąb mieszkania.
-Cześć chłopcy.- uśmiechnęła się
moja matka.
-Dzień dobry pani.- powiedzieli
chórem. -No właściwie, to wieczór.- zaśmiał się CC.
-Dziwnie się czuję, gdy mówicie mi
per Pani, ale ok. Siadajcie, pogadamy trochę.
-To wy sobie gadajcie, a ja wszystko
przygotuję. Mógłby mi któryś pomóc? Byłoby szybciej...-
wtrąciłam.
-Ja pójdę.- zaofiarował się Ashley,
po czym wszedł za mną do kuchni.
-Od kiedy ty mi pomagasz, co?-
spytałam, gdy tylko znaleźliśmy się sami.
-Nie chcę, żeby twoja matka widziała,
jak bardzo się nie znosimy.
-Ale ona już to wie.- widząc jego
przerażoną minę, szybko dodałam -Nie martw się, powiedziałam,
że jesteś spoko i w ogóle, a kłócimy się, bo mamy trudne
charaktery. Dobra, czemu się tak dziwnie zachowujecie? Jeremy
wyglądał jakby zobaczył ducha.
-On denerwuje się najbardziej z nas
wszystkich. To znaczy, ja akurat się nie denerwuję, bo choćbym nie
wiem jak się starał, to zawsze coś palnę. Nie jestem facetem,
którego lubią matki.- dodał z przekąsem.
-Jakoś mnie to nie dziwi.- mruknęłam.
Podałam mu półmisek z pierogami i kazałam zanieść. Sama wzięłam
sałatkę i poszłam za nim. Nie wiem, co działo się przez te 2
minuty, gdy mnie nie było, ale atmosfera przy stole zmieniła się
diametralnie. Chłopcy gadali jeden przez drugiego, uśmiechając się
od ucha do ucha. CC opowiadał jedną ze swoich przygód z trasy, a
mama zaśmiewała się do łez. Wszyscy byli rozluźnieni, tylko ja
nie umiałam się odnaleźć. Właściwie odezwałam się tylko na
początku, gdy chłopaki zachwycali się nad pierogami. W pewnym
momencie całkowicie się wyłączyłam. Patrzyłam nieprzytomnym
wzrokiem na wszystkich. Ocknęłam się dopiero gdy oberwałam z
łokcia od Andy'ego.
-Co jest mała?- szepnął.
-Nic. Po prostu jestem w lekkim szoku.-
odszepnęłam.
-Nie ty jedna. Nie chcę zapeszać, ale
Ash i CC chyba przypadli twojej mamie do gustu.
-No i to mnie dziwi najbardziej. CC-
okej. Ale Ashley???
-Mówiłem ci, że jak chce to potrafi
być miły. Tyle, że zwykle nie chce.
-Wy dwoje! Nie szeptajcie tak między
sobą tylko włączcie się do rozmowy.- mama spojrzała w naszą
stronę.
-Nieee, nie chcę wam przeszkadzać.
Wolę napatrzeć się na Ashley'a. Nigdy w życiu nie widziałam go w
tak dobrym humorze.- uśmiechnęłam się do niego złośliwie.
-Widocznie nie zasłużyłaś.-
odpowiedział.
-I chyba nigdy nie zasłużę.
Ustaliliśmy już, że nie spełniam wymagań.- dodałam, mając na
myśli mój wygląd.
-Jakbyś bardzo chciała, to mogę je
zaniżyć. Znajdę jakiś sposób.
-Dasz mi kasę na operację
plastyczną?- zaśmiałam się.
-Mógłbym, ale to chyba niewiele
pomoże.
-Ostatnio jakoś to ci nie
przeszkadzało.- nie wytrzymałam. Musiałam rzucić aluzję do
naszego tańca w klubie. A obiecałam sobie, że pierwsza nie zacznę.
-Przypominam ci, że ty też jakoś nie
protestowałaś.- uśmiechnął się, ale widziałam w jego oczach
groźny błysk.
-Miałam zaćmienie umysłu. Ale może
nie wracajmy już do tego.- postanowiłam zakończyć tą wymianę
zdań, bo widziałam zaskoczone spojrzenia chłopaków. Dobrze, że
nie wiedzieli o czym mówimy. Andy wyczuwając moje zdenerwowanie,
szybko zmienił temat i zaczął przepytywać moją mamę o jej pracę
itp. Zaczęłam zbierać talerze, pomagał mi CC. Weszliśmy do
kuchni. Ledwo odstawiłam naczynia do zlewu, poczułam jak ktoś
szarpie mnie za nadgarstek i obraca w swoją stronę. Zobaczyłam
wściekłą twarz Ashley'a.
-Co to, do kurwy nędzy, miało
być?!?!?!?!- syknął.
-Odwal się! Jesteś przewrażliwiony!
-Stary, puść ją! Nie przeginaj!-
odezwał się CC, widząc jak Ash coraz mocniej ściska mi rękę.
-Nie wtrącaj się! Musimy sobie coś
wyjaśnić. Zostawisz nas samych?- „poprosił” go Purdy. CC
spojrzał na mnie, więc tylko skinęłam potakująco głową.
-Okej, ale najpierw ją puść. Chyba,
że chcesz wytłumaczyć jej matce, dlaczego ma odbite twoje palce na
ręce.- ten argument zadziałał i Ashley puścił mnie. Roztarłam
nadgarstek. Christian wyszedł.
-No słucham?!? O co ci chodzi?-
warknął w moją stronę Ash.
-Mi? O nic! Ja tylko powiedziałam, że
nigdy nie widziałam cię takiego uśmiechniętego, to ty zacząłeś.-
założyłam obronnym gestem, ręce na piersi.
-Teraz zwalaj na mnie! Ja próbuję być
miły, bo chłopaki prosili o to. Jeśli o mnie chodzi, to nawet dziś
możesz wracać do domu. Ale im, sam nie wiem czemu, zależy na
twojej obecności. Dlatego choć raz, nie wyprowadzaj mnie z
równowagi, bo to może się dla ciebie źle skończyć.
-A co mi niby zrobisz? Uderzysz?-
zakpiłam. To był błąd. W jednej chwili poczułam, jak Ash
przypiera mnie do ściany.
-Myślisz, że jesteś taka cwana, ale
ostrzegam cię! Nie przeciągaj struny. Nic o mnie nie wiesz!-
wyszeptał jadowicie.
-To tak jak ty o mnie. I nie musisz mi
grozić.- odpowiedziałam smutnym głosem. Odsunęłam go delikatnie
od siebie. Podeszłam do okna. Co się ze mną dzieje? Sama go
sprowokowałam. Mam jakiś jebany zespół napięcia
przedmiesiączkowego, czy co? Odwróciłam się, ale Ashley już
wyszedł. Muszę zacząć w końcu zachowywać się normalnie. Tylko
co u mnie jest normą... Reszta wieczoru upłynęła już w miłej,
spokojnej atmosferze.
W końcu chłopcy pożegnali się i
wrócili do domu. Opadłam wykończona na kanapę. Mama przyglądała
mi się uważnie.
-Co?- spytałam rozdrażniona.
-Co miała znaczyć ta wymiana zdań z
Ashley'em?
-Nic.- wzruszyłam ramionami.- Byłaś
świadkiem jednej z naszych licznych kłótni.
-Tylko dlaczego mi się wydaje, że
było w niej drugie dno?
-Nie wiem, nie było żadnego drugiego
dna.- nie miałam zamiaru opowiadać jej co o mały włos nie
wydarzyło się w tym cholernym klubie.
-Skoro tak uważasz. Dziwi mnie to, że
się nie dogadujecie. Macie sporo wspólnego. Poza tym, nie
wspominałaś, że jego rodzice zmarli, gdy był mały.
-Zapomniałam.- przyznałam szczerze.
-I co sądzisz o chłopakach?
-Są mili, dobrze wychowani i trochę
niedojrzali. To mnie akurat nie dziwi. Wszyscy twoi znajomi są
tacy.- uśmiechnęła się.
-Czyli już zdecydowałaś?
-Tak, ale chcę jeszcze trochę
potrzymać w niepewności Jonathan'a.
-A o mnie mówią, że jestem
złośliwa...- pokręciłam głową.
************************
Perspektywa Christiana<3 Jak widać, Ash i Ann dalej się nie lubią:D Następny MOŻE w niedzielę.
Jezu tak często gdzieś mi się przewijało to Twoje opowiadanie, że postanowiłam je w końcu przeczytać i nie żałuję :D. Zaczęłam czytać je jakoś o 01:00 i skończyłam chwilę temu. Zdążyłam napisać taki fajny komentarz i mi laptop padł :((
OdpowiedzUsuń'Jinxx ma szeroko rozwinięty instynkt macierzyński.' XDD Nawet nie wiesz jak bardzo ten blog poprawił mi humor, cały czas się śmiałam. No i ciekawi mnie ta relacja między Ashley'em a Ann.. ogólnie całe opowiadanie mnie wciągnęło :)
Dodawaj szybko bo strasznie polubiłam to jak piszesz <3. Weny życzę i czekam :) ^^
Jej, że ci się chciało wszystko naraz czytać:D Z Ashley'em jest taka sprawa, że nudno by było, gdyby Ann dogadywała się ze wszystkimi, zwłaszcza, że jest chamska, wiedźmowata itp. No, a Ash pasował mi pod względem charakterologicznym:P Dziękuję za miłe słowa<3
UsuńOk, Ash się poprawił. Plus dla niego... złapał Ann za nadgarstek i przyparł do ściany mrrr... :3 "Jinxx ma szeroko rozwinięty instynkt macierzyński" mnie również powaliło, haha :D taka zespołowa mamusia <3 Też myślałam, że ta mama jest strasznie sztywna, a ona wydaje się być ok. N awet pomimo tego, czego była świadkiem. I jeszcze ten miły Purdy O.o zaskakujący rozdział jednym słowem ^^ CZEKAM NA NEXTA! Kiedy? <3
OdpowiedzUsuńZ tego co kojarzę, to teraz przez kilka rozdziałów będzie miły Ashley. Co do matki, to wzorowałam się na swojej własnej, jest miła, wyluzowana, a nie jest już taka najmłodsza:D Tak, miła dla wszystkich, oprócz mnie, po mnie to się drze:P No musiałam wcisnąć tą ścianę, nie byłabym sobą, jakbym nie dodała jakiegoś "momentu":D Next prawdopodobnie w niedzielę, o ile wyrobię się z pisaniem, a jak nie to zaktualizuję notkę:*
Usuń