piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 9

-Mama?!?!?!- leżałam rozpłaszczona na Ashley'u i patrzyłam z rozdziawioną buzią, na moją rodzicielkę. Jeśli była w szoku po tym, co zobaczyła, nie dała tego po sobie poznać. Wokół nas zapadła cisza. Chłopcy stali jak wmurowani, niemniej zaskoczeni ode mnie. Próbowałam jakoś wstać z Purdy'ego, ale za każdym razem upadałam na niego znowu. W końcu Ash, widząc co się dzieje ze mną i chłopakami, przejął inicjatywę. Złapał mnie w pasie i przerzucił na bok, po czym wstał i pociągnął mnie za rękę do góry. Podszedł do mojej mamy i przedstawił się:
-Jestem Ashley Purdy, basista Black Veil Brides.- uśmiechnął się czarująco do mojej matki, całując jej dłoń. 
-A to reszta zespołu.- kiwnął w stronę chłopaków. Pierwszy ogarnął się Jinxx.
-Jeremy Ferguson, ale wołają na mnie Jinxx. Jestem gitarzystą. Przepraszamy za bałagan, ale mieliśmy em... małą wymianę poglądów.- uścisnął rękę mamy.
-Jake Pitts. Także gitarzysta.
-Christian CC Coma. Perkusista.- uśmiechnął się szeroko CC.
-No i ja, Andy Biersack. Wokalista. Ann wiele o pani opowiadała.- kłamał jak z nut, Andrew.
-Mam nadzieję, że tylko te dobre rzeczy. Ja mam na imię Margaret. Miło mi was poznać.- zlustrowała chłopaków moja matka.
-Hej mamo.- podeszłam ją przytulić. -Weź się uśmiechnij, czy coś, zanim nam Jon zejdzie tu na zawał.- wyszczerzyłam się, nie zwracając uwagi na Jonathana, który stał teraz za mamą i gestem pokazywał mi, że mnie udusi.
-Jonathan, nie denerwuj się tak, bo to szkodliwe.- zaśmiała się mama.
-Tak w ogóle, co tu robisz? Miałaś być później.- zauważyłam.
-Znowu źle policzyłam różnicę stref czasowych. Ale jeśli tak bardzo ci to przeszkadza, to mogę wyjść.- uśmiechnęła się cwaniacko.
-Dobra, dobra. Bez jaj. Chodź do mojego biura, a chłopcy w tym czasie się ogarną.- wzięłam ją pod ramię i zaprowadziłam do siebie. Usiadłyśmy na kanapie.
-Niedługo będziemy mogły jechać do domu, ale na razie muszę czekać na jeden telefon.- wyjaśniłam mamie.
-Spokojnie, nie pali się. To opowiadaj, jak ci się tu pracuje.- chciała się dowiedzieć. Przez resztę czasu rozmawiałyśmy, aż w końcu mogłam zabrać ją do mieszkania. Pożegnałyśmy się jeszcze z chłopakami, ustaliłyśmy godzinę obiadu i pojechałyśmy.

Perspektywa CC'ego

Rzucałem właśnie w Andy'ego lakierem do włosów, kiedy do pokoju weszła jakaś kobieta. W tym samym momencie, Ann upadła na Ashley'a, co wyglądało dość komicznie. Już miałem zacząć z nich rechotać, ale wtedy Ann powiedziała do tej kobiety „mamo”. Byłem w szoku, zresztą nie tylko ja. Zrobiliśmy rozpierdol na cały pokój, jeszcze wyzywaliśmy się na cały głos, od pedałów i szmat. Mam nadzieję, że tego nie słyszała. Zajebisty początek znajomości, nie ma co. Nie wiedziałem co robić, na szczęście Ashley ogarniał sytuację i ruszył z tym swoim „czarem” podbijać serce mamy Ann. Gdy się przedstawił i wskazał na nas, wszyscy się ocknęliśmy i poszliśmy przywitać. W końcu obie panie wyszły, a za nimi także Jon, mordując nas wcześniej spojrzeniem.
-Nooo, Ashley, muszę cię pochwalić. Brawo za reakcję.- poklepał go po plecach Jinxx.
-Za to wy staliście jak kołki. Zawsze muszę ratować sytuację.- pokręcił głową basista.
-Dobra, już się tak nie pusz. Musimy tu ogarnąć zanim wrócą. Ruszcie dupy!- zakomenderował Jake. Szybko zaczęliśmy sprzątać. Po jakiejś minucie padłem zmachany na kanapę, ale wtedy oberwałem w głowę od Andy'ego.
-Młody, mało ci jeszcze?- spojrzałem groźnie.
-Nie czas na opierdalanie się, idź, wyrzuć śmieci, bo nie ma już miejsca w koszu.- dobra, może to i niegłupi pomysł. Zawsze mogę się zgubić w drodze do śmietnika... Wziąłem worek i najwolniej jak tylko umiałem, udałem się na zewnątrz budynku. Podziwiałem sobie ptaszki i kwiatuszki, ale musiałem przerwać to zajęcie, bo zadzwonił mi telefon:
-Gdzie. Ty. Kurwa. Jesteś!!!!!- tak wrzeszczeć to umiał tylko Andy, w końcu z jakiegoś powodu to on jest wokalistą.
-Przecież sam kazałeś mi wyrzucić śmieci, młody.- odpowiedziałem.
-Ale to było jebanych 10 minut temu! Jeśli nie zobaczę cię tu w ciągu minuty, to spotka cię przykra niespodzianka.
-Jaka niespodzianka?- on myśli, że coś na mnie ma? Hahah, naiwne dziecko.
-Dalej mam twoje zdjęcia z urodzin Jake'a...- okeeej, jednak coś ma.
-Zaraz będę.- rzuciłem do słuchawki i puściłem się biegiem z powrotem do chłopaków. Ledwo znalazłem się w pokoju, zapytałem Biersack'a:
-Ile jeszcze masz zamiar szantażować mnie tymi fotkami, co??
-Tyle ile będzie trzeba. A teraz zamknij się i sprzątaj.- wyszczerzył się Andy. Z takim uśmiechem wygląda jak psychopata... Po jakimś czasie pokój znowu wyglądał tak, jak powinien. Wszyscy padliśmy zmęczeni na kanapy.
-Jak myślicie, mamy jeszcze jakąś szansę u mamy Ann, po tym jaki cyrk odstawiliśmy?- spytał Jake.
-Ja myślę, że nie jest jeszcze tak źle. Po sposobie w jaki Ann się do niej odnosi, nie wydaje mi się, że pani Margaret jest jakąś sztywniarą. Inaczej chyba zwróciłaby jej uwagę, co nie?- zastanawiał się Andy.
-Jak już, to nie lubi tylko was. Mnie w to nie mieszajcie. Ja nie biegałem i nie wyzywałem wszystkich wokół.- odparł pewny siebie Ashley.
-No może nie, ale to ty leżałeś z Ann na podłodze w dość dwuznacznej pozycji.- poruszył brwiami Jinxx.
-Tylko dlatego, że wywaliła nas oboje, to był przypadek, tyle.- bronił się basista.
-Dajcie spokój chłopaki.- postanowiłem ich pogodzić. -Teraz skupmy się na tej kolacji, nie możemy dać plamy.
-Racja, w co się ubieracie, bo ja nie umiem się zdecydować: koszulka z Batmanem czy może z logo jakiegoś zespołu?- nasz elegancik miał problem.
-Rany Andy, grunt żeby ta koszulka była czysta i niepodarta. Ann przecież powiedziała, że mamy się ubrać tak jak zwykle.- pokręcił głową Jinxx. W tym momencie do pokoju weszła Ann, a za nią jej mama.
-Chłopaki, my jedziemy do domu. Przyjedźcie tak o 18. Powinnam się wyrobić.- uśmiechnęła się do nas sztucznie Ann. Skąd wiedziałem, że sztucznie? Bo nie było widać w jej oczach radości. Może i dobrze udaje, ale wystarczy przyjrzeć się jej oczom.

Perspektywa Ann
(klik)
Już od godziny stałam przy garach. Jak ja nienawidzę gotować. Dlatego też wszystkim ściemniam, że nie umiem. Jeszcze chcieliby, żebym im coś przygotowała. Ale dziś postanowiłam się poświęcić. Nie zamierzałam gotować nie wiadomo czego, bez przesady. Zwykła zdrowa sałatka i pierogi, bo moja mama je lubi, a tylko mi wychodzi ciasto. Ostatnio pół dnia spędziłam na szukaniu jakiegoś polskiego sklepu, żeby kupić kiszoną kapustę. Amerykanie nie jedzą takich rzeczy. Ale dla dobrego humoru matki warto było się poświęcić. Ja gotowałam, a mama siedziała cały czas obok opowiadając co u niej. Niestety przyszedł ten piękny moment, kiedy rozmowa zeszła na mój temat.
-Aniu, jak się tu masz tak w ogóle?
-Dobrze.
-Bardzo wyczerpująca odpowiedź, jak zwykle zresztą. Choć raz mogłabyś się wyzewnętrznić przed własną matką. Kiedyś miałyśmy świetny kontakt.- westchnęła moja rodzicielka.
-To było kiedyś. Od tamtej pory sporo się zmieniło, nie sądzisz?- spytałam retorycznie.
-Ale to nie znaczy, że mamy przestać rozmawiać.
-Okej. Co chcesz w takim razie wiedzieć?
-Jak w pracy? Chodzi mi o wytwórnię.
-Spoko. Cały czas albo się szkoliłam, albo spędzałam czas z chłopakami. Integrowaliśmy się.- uśmiechnęłam się lekko.
-Właśnie. Jon nalega, żebyś z nimi zamieszkała. Ale ja nic o nich nie wiem.
-To czas się dowiedzieć. Słuchaj, bo nie będę się powtarzać.- powiedziałam, po czym krótko streściłam jej życiorysy chłopaków.
-A mają jakieś dziewczyny?
-Tak, Jinxx ma nawet żonę. Tylko Ashley nie ma eee... stałej dziewczyny.
-Rozumiem. Ashley to ten na którym leżałaś, gdy weszłam do pokoju?- kurwa, musiała o tym wspomnieć?
-Taaa, to ten. Ciągle się kłócimy i robimy sobie na złość. Działa mi na nerwy.
-Wydawał się miły. Uśmiechał się i w ogóle.
-A czy ja powiedziałam, że jest niemiły? Po prostu takie mamy charaktery i tyle. Jest dobrym basistą i ciężko pracuje na sukces zespołu. To mi wystarczy.- wzruszyłam ramionami.
-Nie martwisz się, że oni, no nie wiem, że cię skrzywdzą?- spytała ostrożnie.
-Oni??? Nigdy w życiu! Jinxx ma szeroko rozwinięty instynkt macierzyński. A reszta też niańczy mnie bardziej niż ty kiedykolwiek. Tłumaczą, że to dlatego, że jestem najmłodsza. Serio, czasem czuję się jak w przedszkolu.- nie dodałam tylko, że chłopaki są bardziej dziecinni ode mnie...
-To dobrze, że się zaprzyjaźniliście. Nie chcę żebyś była skazana sama na siebie. Zwłaszcza, że nie masz kontaktu z RJ'em
-Ej! Tylko ja tak na niego mówię! Znajdę go, nie martw się. Na razie nie mam na to czasu, ale zobaczysz. Jeszcze kiedyś wszyscy siądziemy razem.- uśmiechnęłam się pocieszająco.
-Dobra, zmiana tematu. Pojutrze wracam do domu. Nie będę ci siedzieć na głowie, zwłaszcza, że masz dużo pracy.
-Szkoda. Ale chwila! Wracasz do Polski? Tzn. że zgadzasz się, żebym zamieszkała z chłopakami????
-Tego nie powiedziałam. Mam dwa dni na podjęcie decyzji. A co? Tak bardzo chcesz z nimi zamieszkać, hm?- czuję, że to pytanie to jakaś podpucha. O co jej może chodzić...
-Szczerze? Niechętnie. Wiesz, lubię samotność. Nikt mi nie przeszkadza. Gdy mam wolne mogę spać godzinami. No i nikt nie wyciąga mnie na miasto, więc mam naprawdę święty spokój.
-Tak i możesz zamknąć się w czterech ścianach. Pewnie u psychologa też nie byłaś?
-Nie mam po co do niego iść. Nie powie mi nic, czego bym nie wiedziała. A poza tym nic mi nie jest.- w tym momencie zadzwonił mój telefon. Na szczęście. Dzwonił Jake.
-Haaalo?
-Ann, czy powinniśmy kupić twojej mamie jakieś kwiatki czy coś?
-Eee? Skąd ja mam to wiedzieć. Lepiej nie przesadzaj. Chyba, że zamierzasz się oświadczyć.- zaśmiałam się.
-Komu? Tobie czy mamie? Dobra, o czym my w ogóle gadamy. Niedługo będziemy, tylko Andy skończy układać włosy. Stoi przed lustrem już od godziny. Pa.- rozłączył się.
-Kto to?- Spytała mama.
-Jake. Powiedział, że niedługo będą.
-Aha. Zamierzasz się może przebrać?
-No jasne i może jeszcze mam założyć sukienkę?- zirytowałam się.
-Przynajmniej wyglądałabyś bardziej kobieco.
-Jak będę dorosła, to zacznę się tak ubierać, pasuje?- chciałam zmienić temat.
-Okej. Chcę to dostać na piśmie.
-Napiszę w 3 egzemplarzach i wyślę ci pocztą.
-A poznałaś może jakiegoś chłopaka?- ta kobieta mnie wykończy.
-A co?
-Nic. Tak pytam. Chciałam ci tylko przypomnieć, że ci ufam i mam nadzieję, że poradzisz sobie w życiu.- odpowiedziała ostrożnie.
-Jeśli o to chodzi, to nie musisz się martwić. Nie zamierzam w najbliższym czasie dać ci wnuka.
-Nie o to mi chodzi. Ale skoro zaczęłaś już ten temat, to wiedz, że nawet gdyby tak się stało, nie będę wściekła. W końcu dzieci to sama radość. Ale fakt, jesteś na to za młoda.
-No i super. A teraz, jeśli możesz, nakryj do stołu.- niech się czymś zajmie, a nie zadaje mi idiotyczne pytania. Teraz przynajmniej mam święty spokój i mogę doprawić sałatkę. Ledwo skończyłam to robić, a zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Otworzę!- wydarłam się i pobiegłam do drzwi. Uśmiechnęłam się do stojących za nimi Brides'ów.
-No heeej. Wchodźcie.- popatrzyli na mnie niepewnie, wzięli głęboki oddech i w końcu przekroczyli próg.
-Ej, dobrze się czujecie?- byłam zdziwiona ich zachowaniem.
-Tak, tak. Wszystko okej.- odpowiedział niepewnie Jinxx, wygładzając koszulkę. Czy oni się denerwują????
-Chłopaki, wyluzujcie. Wszystko idzie w dobrym kierunku, gadałam z nią. To będzie tylko formalność.- szepnęłam w ich stronę, po czym popchnęłam w głąb mieszkania.
-Cześć chłopcy.- uśmiechnęła się moja matka.
-Dzień dobry pani.- powiedzieli chórem. -No właściwie, to wieczór.- zaśmiał się CC.
-Dziwnie się czuję, gdy mówicie mi per Pani, ale ok. Siadajcie, pogadamy trochę.
-To wy sobie gadajcie, a ja wszystko przygotuję. Mógłby mi któryś pomóc? Byłoby szybciej...- wtrąciłam.
-Ja pójdę.- zaofiarował się Ashley, po czym wszedł za mną do kuchni.
-Od kiedy ty mi pomagasz, co?- spytałam, gdy tylko znaleźliśmy się sami.
-Nie chcę, żeby twoja matka widziała, jak bardzo się nie znosimy.
-Ale ona już to wie.- widząc jego przerażoną minę, szybko dodałam -Nie martw się, powiedziałam, że jesteś spoko i w ogóle, a kłócimy się, bo mamy trudne charaktery. Dobra, czemu się tak dziwnie zachowujecie? Jeremy wyglądał jakby zobaczył ducha.
-On denerwuje się najbardziej z nas wszystkich. To znaczy, ja akurat się nie denerwuję, bo choćbym nie wiem jak się starał, to zawsze coś palnę. Nie jestem facetem, którego lubią matki.- dodał z przekąsem.
-Jakoś mnie to nie dziwi.- mruknęłam. Podałam mu półmisek z pierogami i kazałam zanieść. Sama wzięłam sałatkę i poszłam za nim. Nie wiem, co działo się przez te 2 minuty, gdy mnie nie było, ale atmosfera przy stole zmieniła się diametralnie. Chłopcy gadali jeden przez drugiego, uśmiechając się od ucha do ucha. CC opowiadał jedną ze swoich przygód z trasy, a mama zaśmiewała się do łez. Wszyscy byli rozluźnieni, tylko ja nie umiałam się odnaleźć. Właściwie odezwałam się tylko na początku, gdy chłopaki zachwycali się nad pierogami. W pewnym momencie całkowicie się wyłączyłam. Patrzyłam nieprzytomnym wzrokiem na wszystkich. Ocknęłam się dopiero gdy oberwałam z łokcia od Andy'ego.
-Co jest mała?- szepnął.
-Nic. Po prostu jestem w lekkim szoku.- odszepnęłam.
-Nie ty jedna. Nie chcę zapeszać, ale Ash i CC chyba przypadli twojej mamie do gustu.
-No i to mnie dziwi najbardziej. CC- okej. Ale Ashley???
-Mówiłem ci, że jak chce to potrafi być miły. Tyle, że zwykle nie chce.
-Wy dwoje! Nie szeptajcie tak między sobą tylko włączcie się do rozmowy.- mama spojrzała w naszą stronę.
-Nieee, nie chcę wam przeszkadzać. Wolę napatrzeć się na Ashley'a. Nigdy w życiu nie widziałam go w tak dobrym humorze.- uśmiechnęłam się do niego złośliwie.
-Widocznie nie zasłużyłaś.- odpowiedział.
-I chyba nigdy nie zasłużę. Ustaliliśmy już, że nie spełniam wymagań.- dodałam, mając na myśli mój wygląd.
-Jakbyś bardzo chciała, to mogę je zaniżyć. Znajdę jakiś sposób.
-Dasz mi kasę na operację plastyczną?- zaśmiałam się.
-Mógłbym, ale to chyba niewiele pomoże.
-Ostatnio jakoś to ci nie przeszkadzało.- nie wytrzymałam. Musiałam rzucić aluzję do naszego tańca w klubie. A obiecałam sobie, że pierwsza nie zacznę.
-Przypominam ci, że ty też jakoś nie protestowałaś.- uśmiechnął się, ale widziałam w jego oczach groźny błysk.
-Miałam zaćmienie umysłu. Ale może nie wracajmy już do tego.- postanowiłam zakończyć tą wymianę zdań, bo widziałam zaskoczone spojrzenia chłopaków. Dobrze, że nie wiedzieli o czym mówimy. Andy wyczuwając moje zdenerwowanie, szybko zmienił temat i zaczął przepytywać moją mamę o jej pracę itp. Zaczęłam zbierać talerze, pomagał mi CC. Weszliśmy do kuchni. Ledwo odstawiłam naczynia do zlewu, poczułam jak ktoś szarpie mnie za nadgarstek i obraca w swoją stronę. Zobaczyłam wściekłą twarz Ashley'a.
-Co to, do kurwy nędzy, miało być?!?!?!?!- syknął.
-Odwal się! Jesteś przewrażliwiony!
-Stary, puść ją! Nie przeginaj!- odezwał się CC, widząc jak Ash coraz mocniej ściska mi rękę.
-Nie wtrącaj się! Musimy sobie coś wyjaśnić. Zostawisz nas samych?- „poprosił” go Purdy. CC spojrzał na mnie, więc tylko skinęłam potakująco głową.
-Okej, ale najpierw ją puść. Chyba, że chcesz wytłumaczyć jej matce, dlaczego ma odbite twoje palce na ręce.- ten argument zadziałał i Ashley puścił mnie. Roztarłam nadgarstek. Christian wyszedł.
-No słucham?!? O co ci chodzi?- warknął w moją stronę Ash.
-Mi? O nic! Ja tylko powiedziałam, że nigdy nie widziałam cię takiego uśmiechniętego, to ty zacząłeś.- założyłam obronnym gestem, ręce na piersi.
-Teraz zwalaj na mnie! Ja próbuję być miły, bo chłopaki prosili o to. Jeśli o mnie chodzi, to nawet dziś możesz wracać do domu. Ale im, sam nie wiem czemu, zależy na twojej obecności. Dlatego choć raz, nie wyprowadzaj mnie z równowagi, bo to może się dla ciebie źle skończyć.
-A co mi niby zrobisz? Uderzysz?- zakpiłam. To był błąd. W jednej chwili poczułam, jak Ash przypiera mnie do ściany.
-Myślisz, że jesteś taka cwana, ale ostrzegam cię! Nie przeciągaj struny. Nic o mnie nie wiesz!- wyszeptał jadowicie.
-To tak jak ty o mnie. I nie musisz mi grozić.- odpowiedziałam smutnym głosem. Odsunęłam go delikatnie od siebie. Podeszłam do okna. Co się ze mną dzieje? Sama go sprowokowałam. Mam jakiś jebany zespół napięcia przedmiesiączkowego, czy co? Odwróciłam się, ale Ashley już wyszedł. Muszę zacząć w końcu zachowywać się normalnie. Tylko co u mnie jest normą... Reszta wieczoru upłynęła już w miłej, spokojnej atmosferze.
W końcu chłopcy pożegnali się i wrócili do domu. Opadłam wykończona na kanapę. Mama przyglądała mi się uważnie.
-Co?- spytałam rozdrażniona.
-Co miała znaczyć ta wymiana zdań z Ashley'em?
-Nic.- wzruszyłam ramionami.- Byłaś świadkiem jednej z naszych licznych kłótni.
-Tylko dlaczego mi się wydaje, że było w niej drugie dno?
-Nie wiem, nie było żadnego drugiego dna.- nie miałam zamiaru opowiadać jej co o mały włos nie wydarzyło się w tym cholernym klubie.
-Skoro tak uważasz. Dziwi mnie to, że się nie dogadujecie. Macie sporo wspólnego. Poza tym, nie wspominałaś, że jego rodzice zmarli, gdy był mały.
-Zapomniałam.- przyznałam szczerze. -I co sądzisz o chłopakach?
-Są mili, dobrze wychowani i trochę niedojrzali. To mnie akurat nie dziwi. Wszyscy twoi znajomi są tacy.- uśmiechnęła się.
-Czyli już zdecydowałaś?
-Tak, ale chcę jeszcze trochę potrzymać w niepewności Jonathan'a.
-A o mnie mówią, że jestem złośliwa...- pokręciłam głową.
************************
Perspektywa Christiana<3 Jak widać, Ash i Ann dalej się nie lubią:D Następny MOŻE w niedzielę.

4 komentarze:

  1. Jezu tak często gdzieś mi się przewijało to Twoje opowiadanie, że postanowiłam je w końcu przeczytać i nie żałuję :D. Zaczęłam czytać je jakoś o 01:00 i skończyłam chwilę temu. Zdążyłam napisać taki fajny komentarz i mi laptop padł :((
    'Jinxx ma szeroko rozwinięty instynkt macierzyński.' XDD Nawet nie wiesz jak bardzo ten blog poprawił mi humor, cały czas się śmiałam. No i ciekawi mnie ta relacja między Ashley'em a Ann.. ogólnie całe opowiadanie mnie wciągnęło :)
    Dodawaj szybko bo strasznie polubiłam to jak piszesz <3. Weny życzę i czekam :) ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, że ci się chciało wszystko naraz czytać:D Z Ashley'em jest taka sprawa, że nudno by było, gdyby Ann dogadywała się ze wszystkimi, zwłaszcza, że jest chamska, wiedźmowata itp. No, a Ash pasował mi pod względem charakterologicznym:P Dziękuję za miłe słowa<3

      Usuń
  2. Ok, Ash się poprawił. Plus dla niego... złapał Ann za nadgarstek i przyparł do ściany mrrr... :3 "Jinxx ma szeroko rozwinięty instynkt macierzyński" mnie również powaliło, haha :D taka zespołowa mamusia <3 Też myślałam, że ta mama jest strasznie sztywna, a ona wydaje się być ok. N awet pomimo tego, czego była świadkiem. I jeszcze ten miły Purdy O.o zaskakujący rozdział jednym słowem ^^ CZEKAM NA NEXTA! Kiedy? <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co kojarzę, to teraz przez kilka rozdziałów będzie miły Ashley. Co do matki, to wzorowałam się na swojej własnej, jest miła, wyluzowana, a nie jest już taka najmłodsza:D Tak, miła dla wszystkich, oprócz mnie, po mnie to się drze:P No musiałam wcisnąć tą ścianę, nie byłabym sobą, jakbym nie dodała jakiegoś "momentu":D Next prawdopodobnie w niedzielę, o ile wyrobię się z pisaniem, a jak nie to zaktualizuję notkę:*

      Usuń