Perspektywa Ann (kilka dni później)
Moje szkolenie pod okiem Jonathan'a
dobiegało końca. Dziś ostatni dzień, piątek. Od przyszłego
tygodnia będę musiała sobie radzić sama. Staram się o tym nie
myśleć, inaczej chybabym już dawno zwariowała. Z samego rana
pojechałam do szkoły, żeby dowiedzieć się co i jak z moją
nauką. Z racji tego, że dyrektor tej szkoły jest przyjacielem
Jon'a, załatwił, że czasem mam się umawiać z nauczycielami na
lekcje indywidualne, a resztę notatek będę dostawać przez
internet. W ten sposób mam też kontaktować się z nimi w trasie. W
Polsce taka akcja w życiu by nie przeszła. Jest tylko jeden minus.
Przez to, że nie będę uczęszczać na zajęcia, będę musiała
sobie sama radzić z nauką. Dlatego też, już teraz dostałam
podręczniki, żebym mogła chociaż pobieżnie je przejrzeć.
Przyjechałam do studia o 10. Chłopców jeszcze nie było. W ogóle
nikogo jeszcze nie było. Weszłam więc do naszego wspólnego
pokoju, gdzie spotykamy się, żeby omawiać różne sprawy,
problemy, albo po prostu posiedzieć i się poopierniczać. Wyłożyłam
się wygodnie na kanapie z podręcznikiem w ręku. Założyłam
słuchawki i puściłam sobie „Fallen Angels”. Jednak jak to ja,
zamiast się uczyć, zaczęłam śpiewać. W pewnym momencie, miałam
wrażenie, że chórki chłopaków w tej piosence są jakoś dziwnie
głośno, ale olałam to i śpiewałam dalej. Dopiero gdy przerwałam,
bo zapomniałam tekstu, dotarło do mnie, co się dzieje. Gwałtownie
otworzyłam oczy i zerwałam słuchawki. Koło mnie siedziało całe
BVB i śpiewało tą piosenkę. Oni. Mnie. Słyszeli. Kurwa!
-Ej mała! Czemu przerwałaś?-
spojrzał na mnie z wyrzutem CC.
-Bo miałam taki kaprys. I niby czemu
„mała”? Nie wydaje mi się, żeby 170cm wzrostu, to było mało.-
odpowiedziałam.
-Bo jesteś taka młoda, młodsza od
nas. Więc od teraz masz nową ksywkę.- wystawił mi język Jinxx.
-Oryginalna w chuj.- odparłam
zirytowana.
-Nie marudź już. Nieźle śpiewasz.
Czemu się tym nie pochwaliłaś?- zmienił temat Andy.
-Bo nie ma czym. Nie zamierzam być
piosenkarką.- wzruszyłam ramionami. Nie miałam zamiaru im mówić,
że kiedyś byłam w chórku szkolnym i, że nawet kiedyś
screamowałam. Niestety, w moim przypadku nastąpiła mutacja głosu.
O ile na co dzień tego nie słychać, to kiedy próbuję screamować,
zaczynam chrypieć. Cóż, bywa i tak. Śpiewanie, pisanie piosenek
już za mną. Teraz mam inne zainteresowania.
-Dobra, co dziś robisz?- spytał mnie,
Jake.
-Zależy o której.
-Wieczorem. Cokolwiek miałaś w
planach to informuję cię, że ci się zmieniły.
-Tak? Niby na jakie?- zapytałam
ciekawa.
-Idziemy do klubu, a ty idziesz z nami.
Będzie z nami JuJu i Ella.- wytłumaczył wokalista.
-Aha. Okej, ale pod jednym warunkiem.
Nie zamierzam się malować ani wbijać w jakieś kiecki.- nie będę
się stroić. Mowy nie ma. Żeby zrobić się na bóstwo, muszę mieć
na to ochotę. A tą mam rzadko.
-Jak dla nas, to możesz iść nawet w
dresie. Nie mamy w planach jakiejś grubej imprezy. Zwykłe wyjście
na miasto- odparł Jinxx.
-Dobra, to jesteśmy umówieni. A teraz
sorry, ale muszę to przeczytać.- wskazałam na książkę, leżącą
na moim brzuchu.
-Co to?- zabrał ją, Ashley.
-Podręcznik z geografii. A teraz
oddawaj, bo nie mam czasu.- próbowałam wyrwać książkę z rąk
basisty.
-Hmm, oddać? Najpierw poproś.-
wyszczerzył się wstając.
-Po moim trupie. Oddawaj!- też
wstałam.
-To w takim razie mnie złap!- krzyknął
i zaczął uciekać. Niech go tylko dorwę! Biegłam za nim,
obrzucając go wyzwiskami. Już prawie go doganiałam, kiedy
poczułam, jak moje oskrzela się zaciskają i nie umiem złapać
tchu. A myślałam, że już mi przeszło. Oparłam się o ścianę i
zaczęłam kasłać. Czułam, że się duszę. Muszę się uspokoić.
To jedyny sposób. Uspokój się! W międzyczasie podszedł do mnie
Ashley. Pokazałam mu, że nic takiego mi nie jest, po czym osunęłam
się po ścianie, żeby usiąść w odpowiedniej pozycji. Zamknęłam
oczy i próbowałam złapać oddech, ale było to cholernie trudne i
bolesne. Poczułam jak Ashley głaszcze mnie delikatnie po plecach.
-Hej, spokojnie, zaraz ci przejdzie.
Oddychaj pomału. Oddychaj.- powiedział i odgarnął mi włosy z
twarzy. W końcu trochę mi przeszło i mogłam otrzeć łzy.
-Dzięki.- kiwnęłam w stronę Ash'a,
który podał mi chusteczkę. Usiadł koło mnie.
-Co to było? Wystraszyłem się. Może
powinnaś pojechać do szpitala, co?- spytał.
-To nic takiego. Jestem alergiczką i
przez to mam astmę. Ale trochę inną, niż taki typowy astmatyk.
Zaraz wezmę lekarstwo i mi przejdzie.
-Jesteś pewna? To moja wina, nie
powinienem się z tobą ganiać.- odparł smutny.
-Nie mów tak. Czasem biegam po kilka
kilometrów i nic mi nie jest, a czasem nie umiem przetruchtać nawet
100 metrów. Gdybym miała się tym przejmować, musiałabym zamknąć
się w domu. Takie życie i tyle.- wstałam, po czym skierowałam się
do pokoju w poszukiwaniu mojej torby. Ashley towarzyszył mi.
-Ale to i tak nie zmienia faktu, że
jesteś debilem.- pokazałam mu język.
-Tylko dlatego, że przed chwilą się
dusiłaś, unikniesz kary za te słowa. Na razie...- syknął w moją
stronę.
-Ty serio nic nie czaisz. Masz teraz
świetną okazję, żeby mnie zabić, a ty z tego nie korzystasz.-
uśmiechnęłam się wrednie do niego.
-Jakbyś teraz tu umarła, to od razu
byłoby na mnie. W końcu razem wyszliśmy z pokoju. Co jak co, ale
jakoś nie zamierzam spędzić reszty życia w kryminale. Są
ciekawsze rozrywki.- popatrzył na mnie znaczącym spojrzeniem.
-Jakie niby?- udawałam idiotkę.
-Sex, drugs and rock'n'roll, kociaku.-
rozmarzył się Ashley.
-Popatrz, a ja myślałam, że nie
chcesz trafić do więzienia, bo boisz się, że jakiś współlokator
będzie miał na ciebie ochotę.- musiałam to powiedzieć.
-Ochotę? Co masz na myśli?- spytał,
poważnym tonem.
-Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Z twoim
wyglądem miałbyś tam niezłe branie.- odparłam drwiąco.
-Co masz do mojego wyglądu, hm?-
zaczął już się nieźle wkurwiać Purdy.
-Ja? Nic. Mam liberalne poglądy. Jak
dla mnie możesz wyglądać jak laska. Nigdy nie dostałeś żadnych
propozycji od mężczyzn?
-Do twojej wiadomości: jestem bardziej
męski niż kilka facetów razem wziętych...
-Nie wątpię.- wtrąciłam.
-A propozycje dostaję tylko od
pięknych kobiet.- dokończył dumny z siebie.
-Masz na myśli te wszystkie
biuściaste, tlenione plasticzki o mózgu wielkości orzeszka? Tu się
zgodzę. Mogą się podobać. Ale tylko podobać. Nic więcej.
Chociaż, pewnie gdy zmyją makijaż, nie mają już nawet urody.
-Przy mnie zawsze pięknie wyglądają.-
uśmiechnął się Ash.
-Hahaha, to widać jak długo z każdą
przebywasz. Kilka godzin, ewentualnie jedna noc, a potem następna co
nie? Nie boisz się, że się czymś zarazisz?- spytałam.
-Czy ty myślisz, że jestem głupi?
Nie potrzebne mi dodatkowe komplikacje. Poza tym, jestem sam z
wyboru.- odparł wyniosłym tonem. Nic już nie odpowiedziałam, bo
weszliśmy do pokoju. Od razu wyjęłam z torby inhalator i zażyłam
lekarstwo. Od razu lepiej... Ashley patrzył na mnie, intensywnie nad
czymś myśląc. W końcu wypalił:
-W sumie, nie wiem
po cholerę brałaś to lekarstwo. Przecież złego diabli nie biorą.
Zwłaszcza wiedźm.- wyszczerzył się i zwiał, zanim zdążyłam w
niego rzucić inhalatorem. Idiota!
Pespektywa Andy'ego
Gadałem przez
telefon z Juliet, ustalając szczegóły naszego wypadu, gdy do
pokoju wparował zadowolony z siebie Ashley. Usiadł koło mnie i
wydarł się do mojego telefonu:
-Cześć Juliet!!!
-Skąd wiesz, że to z nią rozmawiam?-
spytałem.
-Bo tylko jak z nią gadasz, to robisz
maślane oczy i ślinisz się do telefonu.- wytłumaczył. W
słuchawce usłyszałem cichy śmiech JuJu.
-Skarbie, muszę kończyć. Przy tym
idiocie nie pogadamy sobie w spokoju. Kocham cię. Pa.- powiedziałem,
po czym rozłączyłem się. Spojrzałem na Ashley'a. Siedział
spokojnie i szczerzył się jak debil.
-A tobie co?- spytałem.
-Nic. Udało mi się wkurzyć Ann.-
uśmiechnął się.
-A właśnie, gdzie ją zgubiłeś?-
zaciekawił się Christian.
-W pokoju obok. Brała lekarstwo.-
odparł jak gdyby nigdy nic Purdy.
-Jakie lekarstwo? Jest na coś chora?-
zaniepokoił się Jinxx.
-Jak się ganialiśmy to zaczęła się
dusić. Okazało się, że ma jakiś tam rodzaj astmy. Mało mi tam
nie zeszła.
-Tobie już całkiem mózg
wyparował???- wydarłem się. -Czemu nie zadzwoniłeś na pogotowie?
-Bo nie chciała, a tak poza tym, nie
drzyj się na mnie! Cały czas przejmujesz się nią jakby nie
wiadomo kim była.- wkurzył się na mnie Ash.
-Ja po prostu się o nią martwię i
tyle! Idę zobaczyć jak się czuje.- odpowiedziałem, po czym
skierowałem się do wyjścia. Co ja poradzę, że tak się
zachowuję. Ashley myśli, że się w niej zabujałem, Juliet też
tak najpierw pomyślała. Ale ja po prostu gdy widzę Ann, czuję
jakby była moją młodszą siostrą. Wiem, że między nami nie ma
żadnego pokrewieństwa, ale nad tym nie panuję. Z tego co Ann
tłumaczyła Juliet, ona czuje podobnie. Ostatnio czytałem jakiś
artykuł, że podobno podświadomie wybieramy sobie na przyjaciół
ludzi o podobnym kodzie genetycznym. Może to prawda... Wparowałem
do pokoju w którym pracuje Ann i zauważyłem ją, leżącą na
podłodze z książką, jak gdyby nigdy nic.
-Ann? Dobrze się czujesz? Co się
stało?- spytałem.
-Eee... Dobrze? Ale o co ci chodzi?-
spojrzała na mnie zdziwiona.
-Ashley powiedział, że mało co się
nie udusiłaś na korytarzu.- szybko wyjaśniłem.
-Aaaa, o to... Ash to papla. No czasem
już tak mam, że się duszę, ale wtedy biorę lekarstwo i jest ok.
Nie przejmuj się tak tym. To nic wielkiego. Mam tak już od prawie
10 lat.
-Ok. Po prostu nie chciałbym, żeby
coś ci się stało.- odpowiedziałem niepewnie i usiadłem na
kanapie.
-Andy?
-Tak?
-Dlaczego ty się tak o mnie martwisz?
Przecież praktycznie mnie nie znasz...- zapytała Ann.
-Nie wiem, mała, nie wiem... Ja po
prostu... Czuję, że muszę się tobą opiekować.- dokończyłem.
-Ale Andrew, ty nawet sam o siebie nie
umiesz się troszczyć. Ciągle ci się coś przytrafia.- uśmiechnęła
się trochę pobłaźliwie.
-Weź, zepsułaś cały nastrój.-
odparłem sfochowany. Ja próbuję być miły, a ta mnie objeżdża.
-Oh, przepraszam pana. Nie chciałam.
Wybaczy mi pan, że go uraziłam?- powiedziała przymilnym głosem i
usiadła koło mnie.
-Hmm, niech się zastanowię... Nie!-
chciałem się z nią trochę podroczyć.
-Nie? To jak mam cię przekonać?-
spytała.
-Wymyśl coś. A ja wracam do pracy.
Nara.- postanowiłem wrócić do chłopaków. Ciekawe co młoda
wykombinuje...
Perspektywa Ann
Siedziałam na kanapie już z pół
godziny i myślałam intensywnie jak mogę przeprosić Andy'ego.
Wiem, że z tym fochem się zgrywał, ale co tam. Raz w życiu mogę
być miła dla kogoś innego i zrobić mu przyjemność. Właśnie,
co by mogło mu sprawić radość? Ja pierdole! Jaka ja jestem tępa.
Powinnam się przefarbować na tleniony blond! Chociaż lepiej nie,
jeszcze Ashley się zakocha i będzie kolejny problem... Przecież
wystarczy, że kupię Biersack'owi coś z logo Batmana. Wyleciałam
jak z procy z pokoju, pędząc do auta. Gdy wczoraj byłam na
zakupach, widziałam torbę z Batmanem. Mam nadzieję, że jeszcze
będzie. Poza tym, jedziemy w trasę, przyda mu się torba. Haha, ja,
taka praktyczna. Jak zwykle znacząco przekraczając prędkość,
dojechałam do wyznaczonego celu. Jest! Wisi na manekinie, na
wystawie. Szybko weszłam do sklepu, kupiłam ją i wróciłam z
powrotem do studia. Spieszyłam się, bo nie chciałam, żeby Jon
zauważył, że mnie nie ma. Na szczęście dalej go nie było. Swoją
drogą, tym razem on się spóźniał. Już dawno miał być i
szkolić mnie. Korzystając, z jego nieobecności wparowałam do
pokoju, w którym urzędowali chłopcy. Za plecami miałam w
reklamówce prezent dla Andy'ego. Stanęłam przed nim i wygłosiłam
moją, jakże kwiecistą mowę:
-Szanowny Panie Biersack! Chciałam
Pana bardzo przeprosić, za moje niestosowne zachowanie. Błagam o
wybaczenie. A na zachętę mam to.- po czym podałam mu reklamówkę.
Wziął ją ode mnie, zachowując obojętność. Jednak, gdy zajrzał
do środka, oczy od razu mu pojaśniały. On chyba serio ma jakąś
obsesję na punkcie Batmana.
-O Matko! Torba z logiem Batmana. Skąd
wiedziałaś, że taką właśnie chcę???- wydarł się i porwał
mnie w ramiona, okręcając dookoła. Gdy w końcu mnie puścił,
wyjaśniłam:
-Przecież jestem wiedźmą. My wiemy
takie rzeczy.- puściłam mu oczko. -Mam nadzieję, że teraz już
się odfochowałeś, hm? A wy się tak nie patrzcie na mnie, jak na
wariatkę.- powiedziałam w stronę chłopaków, którzy od dłuższej
chwili dziwnie na nas spoglądali.
-No pewnie! Dziękuję Ann.- uśmiechnął
się do mnie Andy. W tym momencie wszedł Jonathan.
-Ann, musimy pogadać, chodź!- wręcz
warknął na mnie. Świetnie, ktoś go wkurzy, a on wyżywa się na
mnie. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
-Albo nie. Najpierw muszę pogadać z
wami wszystkimi. Wytwórnia domaga się, aby wasza płyta została
wydana wcześniej. Prowadzę z nimi rozmowy. Zobaczymy. Andy, twój
pomysł z filmem nie przekonuje ich, ale nie wszystko stracone.
Powiedzieli, że się zastanowią.- popatrzył na każdego z nas z
osobna. Na mnie spojrzał co najmniej jakbym mu zrobiła jakąś
wielką krzywdę.
-Jon, przestań tak się na mnie gapić
i wyduś w końcu z siebie co się stało.- powiedziałam wkurzona.
-Twoja mama się stała!- prawie
krzyknął.- Nie dzwoniła jeszcze do ciebie?
-Nie. A miała dzwonić? Czekaj!
Powiedziałeś jej?- rany, żeby się nie zgodziła, błagam, błagam.
-Tak. Stanowczo się temu sprzeciwia.-
tak!!! Dzięki mamo! Jestem taka szczęśliwa.
-Czyli, nie będę mieszkać z
chłopakami?- zapytałam pozornie obojętnym tonem.
-Tego nie powiedziałem.
-Ale jak to???- co on odpierdala? Ja
nie chcę z nimi mieszkać.
-Twoja mama postanowiła tu przylecieć
i osobiście poznać chłopaków. Powiedziała, że dopiero potem
wyda ostateczną decyzję.- wyjaśnił.
-Co???? Ona chce tu przylecieć?
Kiedy??? I w ogóle, po co poznać?- no nie, tylko nie to.
Przyjechałam tu po to, żeby odpocząć od rodziny i problemów.
-Jakoś w poniedziałek ma tu być.
Chłopcy, jeśli chcecie, żeby Ann z wami zamieszkała, musicie
dobrze wypaść. Jej matka to specyficzna kobieta. W końcu po kimś
Ann odziedziczyła charakter...- dokończył Jonathan. Opadłam
załamana na kanapę. Od razu koło mnie usiedli CC i Jinxx.
-Nie martw się, Ann. Twoja mama nas
polubi. Już my o to zadbamy.- zapewnił mnie Jinxx. No i tego
właśnie się boję, że ich polubi. Nic nie odpowiedziałam, bo też
co niby miałam powiedzieć? Że nie chcę, żeby się dogadali? Do
dupy z tym wszystkim.
-Spoko mała. Damy radę. Nasz urok
osobisty potrafi zdziałać cuda.- tym razem odezwał się CC.
-Dobra chłopaki. My musimy już wracać
do pracy. Chodź młoda.- kiwnął na mnie Jon. Świetnie. Jak nie
„mała” to „młoda”. Chyba zacznę spisywać gdzieś te
przezwiska...
(kilka godzin
później)
Jezu, głowa mi
chyba zaraz pęknie. Okazało się, że Jonathan najtrudniejsze
rzeczy do nauki zostawił na koniec. Doczołgałam się jakoś na
kanapę w moim „biurze” i wręcz rzuciłam się na nią, wtulając
twarz w bluzę na niej leżącą. Ej! Tak w ogóle czyja to bluza? Ja
takiej nie mam.
-Wygodnie pani?- usłyszałam za sobą
głos. Gdy uświadomiłam sobie, kto stoi za mną i jest jednocześnie
właścicielem tej części garderoby, gwałtownie usiadłam.
-Purdy! Co ty i twoja bluza robicie w
tym pokoju?- warknęłam.
-Uuu, widzę, że ktoś tutaj ma znowu
zły humor. Jinxx kazał mi po ciebie iść. Chciałem, żeby
wyręczył mnie Andy, ale gdzieś się stracił.- tłumaczył mi z
głupim uśmieszkiem Ash.
-Ale po co mam iść gdzieś z tobą?-
spytałam zdezorientowana.
-W tym wieku skleroza... Co to będzie
jak będziesz mieć tyle lat co ja?- zakpił Ashley.- O ile dobrze
pamiętam, rano chłopaki ustalili, że idziesz z nami do klubu.
-Kurwa!- opadłam z powrotem na
kanapę.- Nie dam rady. Jestem padnięta.- tłumaczyłam żałosnym
głosem.
-Szczerze? Jakoś mało mnie to
obchodzi. Miałem cię przyprowadzić, więc to zrobię. Podniesiesz
tyłek sama czy mam ci pomóc?- spytał obojętnie.
-Wal się. Nie zamierzam się stąd
ruszać. Przynajmniej na razie.- założyłam ręce na piersi.
-Okej. Skoro tak chcesz się bawić.-
Ash podszedł do mnie, podniósł i przerzucił przez ramię, po czym
skierował się na korytarz, po drodze biorąc jeszcze moją torbę.
-Ashley kurwa! Postaw mnie idioto!-
wrzasnęłam na cały budynek, tłukąc go pięściami po plecach.
-Przymknij się wiewiórko, albo będzie
kara.- odpowiedział i lekko mnie podrzucił.
-Purdy, ja nie żartuję! Natychmiast
odstaw mnie na podłogę.- odezwałam się już ciszej.
-Odstawię, jak dojdziemy. Trochę
cierpliwości kobieto.- po czym dodał pod nosem- Już wiem czemu nie
mam dziewczyny,..
-Puść mnie debilu! Ja chcę na
ziemię!- znowu zaczęłam się drzeć i w tym samym momencie
poczułam na pośladkach lekkiego klapsa.
-Damski bokser i zboczeniec!
-Ostrzegałem cię, że będzie kara.
Bądź grzeczna, to szybciej dojdziemy i cię puszczę.- śmiał się
Ashley.
-To przynajmniej obchodź się ze mną
delikatniej, a nie jak z workiem kartofli.
-Ja cię tu dźwigam, żeby ci nóżki
odpoczęły, a ty jeszcze masz pretensje?
-Palant.- mruknęłam cicho.
-Wariatka.
-Dupek.
-Wiedźma.- już miałam odpowiedzieć,
ale usłyszałam głos Jake'a.
-Noo wreszcie, ile można na was
czekać?
-To nie moja wina, tylko jej. Nie
chciała przyjść.- mówiąc to, Ashley postawił mnie na ziemię.
-Nienawidzę cię.- syknęłam w jego
stronę.
-I vice versa kociaku.
-DOBRA! Możemy już jechać?-
niecierpliwił się Jinxx.
-Tak, ale miały z nami wyjść jeszcze
dziewczyny,prawda?- spytałam.
-Będą czekać w klubie.
-Aha. Jedziecie w piątkę, czy któryś
chce jechać ze mną?- popatrzyłam na chłopaków.
-JA! Pogadamy sobie i takie tam.-
uśmiechnął się do mnie rozbrajająco CC.
-Życie ci nie miłe, że chcesz jechać
z tą psychopatką...- burknął Ash, za co oberwał ode mnie i
Andy'ego jednocześnie.
-Okej, to my jedziemy pierwsi, a wy za
nami.- zadecydował Jinxx. CC pociągnął mnie za rękę w kierunku
auta.
-To o czym chcesz gadać?- spytałam,
odpalając silnik.
-Powiedz mi coś więcej o sobie.
-popatrzyłam na niego ze znudzeniem w oczach.
-Serio? Ale to nudna historia.-
próbowałam się jakoś wymigać.
-No i co z tego? Lubię wiedzieć z kim
pracuję.- uśmiechnął się do mnie zachęcająco. Ja pierdole, co
oni mają takiego w sobie, że nie umiem się im oprzeć? Ja, zawsze
taka asertywna, teraz daję się nabrać na jakieś tanie teksty...
-Dobra. No to jak już wiesz, mam 18
lat. Mam starszego o 10 lat brata, no i mamę. Swojego ojca nie pamiętam, więc nie będę o tym opowiadać. Mhm, co jeszcze...-
zastanawiałam się.
-Mówiłaś, że trenujesz boks?-
dociekał CC. Kurwa, on to wie, o co spytać.
-No tak. Trenowałam nawet zawodowo,
byłam w tym dość dobra, ale w zeszłym roku doznałam kontuzji i
od tamtej pory nie startuję już w zawodach. Trenuję dużo mniej,
tylko dla siebie. Nigdy nie chciałam być fotomodelką, ale
dorabiałam sobie w ten sposób, żeby mieć kasę na wpisowe, na
zawody, na trenera, siłownię itp. A ty?- spytałam, bo chciałam
już zmienić temat.
-Co ja?
-Jak to się stało, że jesteś tu,
gdzie jesteś?
-Hmm, od małego grałem na perkusji,
ale najpierw to były takie zabawkowe. Potem wkręciłem się w to na
poważnie. Więc postanowiłem, że chce w ten sposób zarabiać na
życie. Byłem w różnych zespołach m.in. jazzowych, zdobyłem
wykształcenie...
-Czekaj!- przerwałam mu.- Grałeś
jazz, a teraz grasz metal? Jakim cudem?- spytałam zaskoczona.
-Wiesz, mam różne zainteresowania.
Rapu też słucham...- wyjaśnił mi Christian,
-Serio. Nie spodziewałabym się tego
po tobie.- pokręciłam głową.
-Ja to jeszcze nic. Jinxx siedzi muzyce
klasycznej.- zaczął się śmiać.
-Co? Bach, Strauss i te sprawy?-
spojrzałam na niego zszokowana.
-Tak, właśnie taką muzykę gra nam
czasem na skrzypcach. Oszaleć można. Patrz na drogę.- CC skierował
moją buzię w kierunku przedniej szyby.
-Nie do wiary! Jakim cudem wy
stworzyliście zespół?
-Jakoś się udało. Chyba...- myślałam
intensywnie nad tym, co mi powiedział. To wcale nie jest głupie.
-Hm, jak się nad tym zastanowić, to
nawet fajnie, że każdy z was jest inny. Dzięki temu macie różne
spojrzenia na muzykę i nie zamykacie się w jednej formie.
-Ooo widzisz, teraz myślisz tak jak
my. Szybko nas rozszyfrowałaś, dasz sobie radę w tej branży.-
uśmiechnął się szeroko perkusista.
-Tak sądzisz?- spytałam z
powątpiewaniem.
-A co? Myślisz inaczej? Słuchaj, nie
wiem czemu wykonujesz taką pracę, a nie inną, ale obserwowaliśmy
cię przez te kilka dni. Jesteś bystra i ciekawa wszystkiego. Do
tego wydaje mi się, że masz głowę na karku. Musisz pamiętać
tylko o jednej rzeczy: W tej branży, między producentami,
wytwórniami, sponsorami nie ma miejsca na przyjaźń. Na swojej
drodze nie jeden raz spotkasz osoby, które będą szły do celu po
trupach. Jeśli nauczysz się ich rozpoznawać w tłumie i nie dasz
im się wykorzystać, możesz coś osiągnąć. Jednak jeśli jesteś
słaba psychicznie i naiwna, to daruj sobie tą robotę i wracaj do
domu.- powiedział CC. Kurczę, niezły monolog. On umie być
poważny!
-Rozumiem. Ale czemu właściwie ty mi
to mówisz?- spytałam.
-Bo cię lubię mała. Naprawdę. I nie
chciałbym, żeby spotkała cię tutaj jakaś krzywda. Cokolwiek by
się działo, pamiętaj, że masz nas. Nawet Ashley'a.
-Tsaa, już widzę, jak leci mi na
pomoc.- zakpiłam.
-Żebyś się kiedyś nie zdziwiła.-
mruknął tajemniczo.
-To znaczy?
-Wiesz jak zachowuje się w stosunku do
kobiet. Jednak połowa z tego co widzisz, to tylko gra. Jeśli dobrze
się przyjrzysz, zauważysz, że prawdziwy Ashley różni się trochę
od tego faceta, na jakiego się kreuje. Jednak, jeśli cały czas tak
będziecie się kłócić, to nigdy nie poznasz go naprawdę.- ważył
słowa Coma.
-Andy powiedział mi to samo. Wiem, że
udaje. Widziałam jego reakcję, gdy zaczęłam się dusić i tak
dalej. Naprawdę się wystraszył. Tylko pytanie: po co udaje?-
głośno się zastanawiałam.
-Może się boi?- podpowiedział CC.
-On? Czego niby? Dobra, mniejsza. Zaraz
wyjdzie na to, że Purdy to tak naprawdę czuły, delikatny, wrażliwy
mężczyzna. Jakoś tego nie widzę. Nie. Nie on. A co do naszych
kłótni, ustaliliśmy, że nie zamierzamy poprawiać naszych
relacji. Poza tym, lubię się z nim wykłócać.- uśmiechnęłam
się do Christiana, na co on pokręcił tylko głową.
Zauważyłam, że Jinxx zwolnił i
skręcił na parking obok, więc zrobiłam to samo. Zaparkowaliśmy.
Wysiadłam i rozejrzałam się, byliśmy na miejscu. Razem z
chłopakami skierowałam się do wejścia. Przy stoliku zauważyłam
JuJu. Podeszłam bliżej, żeby się przywitać. Jednocześnie obok
usłyszałam głos:
-No nie wierzę! Co ty tutaj robisz?
*********************************************************************
Nie wiem, czy wszystko trzyma się kupy, bo nie sprawdzałam rozdziału. Ashley i Ann jak zwykle się kłócą, za to CC udaje poważnego. Rozdział o niczym. Co do waszych propozycji odnośnie chłopaka, połowa niestety odpada, bo pojawią się tutaj jako bohaterzy epizodyczni. Wiecie, festiwale, koncerty, te sprawy. Dziękuję za wszystkie komentarze<3 Czekam na następne, bo bardzo fajnie mi się je czyta, poza tym chcę znać wasze przemyślenia:D. Nie wiem, kiedy dodam next, bo teraz mam małe urwanie głowy, myślę, że po prostu jutro zaktualizuję notkę o konkretny termin, więc sprawdzajcie. A co do związku Anki i Andy'ego: nie ma szans. Przeanalizowałam to wszystko i stwierdziłam, że chociaż niech na tym blogu istnieje przyjaźń damsko-męska. Tak właściwie, Ania jeszcze dłuuuuuuugo się nie zakocha, o ile w ogóle... Zmieniłam trochę zdjęcia w bohaterach, bo wczoraj na nowo zakochałam się w BVB i znalazłam tyle słodkich fotek, że nie umiem się zdecydować.
P.S. Mam jakieś problemy z Bloggerem, jak będę mieć czas, to spróbuję to ogarnąć. Miałam coś jeszcze napisać, ale zapomniałam:(
Edit: Następny rozdział w środę, bo nie mam pojęcia ile osób już to przeczytało.
Edit 2: Kurwa! Już wiem co miałam napisać, mianowicie, w klubie będzie ciekawa akcja:D:D Coś dla fanów prawdziwego Ash'a... Ale nic więcej wam nie powiem, dowiecie się w środę. Taka będę zła:P
Edit 2: Kurwa! Już wiem co miałam napisać, mianowicie, w klubie będzie ciekawa akcja:D:D Coś dla fanów prawdziwego Ash'a... Ale nic więcej wam nie powiem, dowiecie się w środę. Taka będę zła:P
Zajebisty rozdział! Ogólnie piszesz świetnie. Bardzo podoba mi się fabuła i charakter głównej bohaterki. Mam nadzieję, że Ann pozna lepszą część Purdy'ego. "-No nie wierzę! Co ty tutaj robisz?" jestem cholernie ciekawa kto wypowiedział te zdania. Przepraszam, że dopiero teraz komentuje. Wcześniej jakoś nie znalazłam czasu. Dużo weny i czekam :)
OdpowiedzUsuńJa to bym chciała, żeby Ashley poznał lepszą część Ann:D Ale póki co, chyba kłócili się w każdym rozdziale... Dzięki:)
UsuńJezu mam to samo co kolezanka powyzej. Cholernie mnie zaciekawilas końcówka ! Czekam z niecierpliwoscia nn rozdział :) I dalej mam nadzieję ze Andy i Ann będą razem hehehhe ;b
OdpowiedzUsuńA ty swoje:D Uparciuch z ciebie:P
UsuńHahaha "Odstawię, jak dojdziemy. Trochę cierpliwości kobieto" zero skojarzeń :D ok... Jej czyli to jednak nie Andy jest tajemniczy, tylko Ash?! Coo?! :O i jeszcze ta jego reakcja na duszącą się Ann *-* taki odpowiedzialny jej. A to, gdy się wyzywali, moim zdaniem było całkiem słodkie <3 Czekam na nexta ^^ TAK. Mnie też zaciekawiłaś tą końcówką. Mam pewne podejrzenia, ale zachowam je dla siebie (: Whiteblood Holmes >.< uum... To dodawaj szybko i no! KROPKA, BO CZYTAM •
OdpowiedzUsuńCo do skojarzeń, to coś bym powiedziała, ale się powstrzymam:D:D:D:D Matko, każde zdanie piszę z podtekstami... Ja nie wiem kto jest tajemniczy, ja skupiam się tylko na tajemniczości Ann, reszta sama się pisze:) Sherlock'u możesz się podzielić podejrzeniami, why not?
OdpowiedzUsuńWydawało mi się, że tą tajemniczą osobą może być David. Nie wiem czemu. Jakieś takie dziwne przeczucie, ale nie jestem pewna :o albo ktoś z jakiegoś innego zespołu, a to było skierowane do któregoś z członków BVB, a nie do Ann... no dobra. Nie wiem. WSTAWIAJ SZYBKO NEXTA!
UsuńPrzeceniasz mnie kochana. David, o nim nie pomyślałam. Pojawi się w swoim czasie, ale chyba tylko jako epizod. Na razie za dużo wątków muszę ogarnąć:D dasz radę do środy:*
UsuńPrzepraszam za brak komentarza pod Twoim ostatnim postem, ale ostatnio mam problem z bloggerem i raz się wstawi, a raz nie ;-;
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału...Cholernie ciekawi mnie ta końcówka. Może to jakaś była dziewczyna Ash'a, albo stary znajmy Ann? idk, tak mi przyszło na myśl ;-;
No i Prudy taki kochany kiedy martwi się o Anie :3 Z rozdziału na rozdział lubię go coraz bardziej.
Już nie mogę się doczekać środy i nowego rozdziału c: xox
Nie wiem, czy tylko tutaj jest taki problem, ale mam to samo. Ash taki uczuciowy<3 Ciekawe na jak długo taki zostanie...
Usuń