niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 7

Perspektywa Ann (kilka dni później)

Moje szkolenie pod okiem Jonathan'a dobiegało końca. Dziś ostatni dzień, piątek. Od przyszłego tygodnia będę musiała sobie radzić sama. Staram się o tym nie myśleć, inaczej chybabym już dawno zwariowała. Z samego rana pojechałam do szkoły, żeby dowiedzieć się co i jak z moją nauką. Z racji tego, że dyrektor tej szkoły jest przyjacielem Jon'a, załatwił, że czasem mam się umawiać z nauczycielami na lekcje indywidualne, a resztę notatek będę dostawać przez internet. W ten sposób mam też kontaktować się z nimi w trasie. W Polsce taka akcja w życiu by nie przeszła. Jest tylko jeden minus. Przez to, że nie będę uczęszczać na zajęcia, będę musiała sobie sama radzić z nauką. Dlatego też, już teraz dostałam podręczniki, żebym mogła chociaż pobieżnie je przejrzeć. Przyjechałam do studia o 10. Chłopców jeszcze nie było. W ogóle nikogo jeszcze nie było. Weszłam więc do naszego wspólnego pokoju, gdzie spotykamy się, żeby omawiać różne sprawy, problemy, albo po prostu posiedzieć i się poopierniczać. Wyłożyłam się wygodnie na kanapie z podręcznikiem w ręku. Założyłam słuchawki i puściłam sobie „Fallen Angels”. Jednak jak to ja, zamiast się uczyć, zaczęłam śpiewać. W pewnym momencie, miałam wrażenie, że chórki chłopaków w tej piosence są jakoś dziwnie głośno, ale olałam to i śpiewałam dalej. Dopiero gdy przerwałam, bo zapomniałam tekstu, dotarło do mnie, co się dzieje. Gwałtownie otworzyłam oczy i zerwałam słuchawki. Koło mnie siedziało całe BVB i śpiewało tą piosenkę. Oni. Mnie. Słyszeli. Kurwa!
-Ej mała! Czemu przerwałaś?- spojrzał na mnie z wyrzutem CC.
-Bo miałam taki kaprys. I niby czemu „mała”? Nie wydaje mi się, żeby 170cm wzrostu, to było mało.- odpowiedziałam.
-Bo jesteś taka młoda, młodsza od nas. Więc od teraz masz nową ksywkę.- wystawił mi język Jinxx.
-Oryginalna w chuj.- odparłam zirytowana.
-Nie marudź już. Nieźle śpiewasz. Czemu się tym nie pochwaliłaś?- zmienił temat Andy.
-Bo nie ma czym. Nie zamierzam być piosenkarką.- wzruszyłam ramionami. Nie miałam zamiaru im mówić, że kiedyś byłam w chórku szkolnym i, że nawet kiedyś screamowałam. Niestety, w moim przypadku nastąpiła mutacja głosu. O ile na co dzień tego nie słychać, to kiedy próbuję screamować, zaczynam chrypieć. Cóż, bywa i tak. Śpiewanie, pisanie piosenek już za mną. Teraz mam inne zainteresowania.
-Dobra, co dziś robisz?- spytał mnie, Jake.
-Zależy o której.
-Wieczorem. Cokolwiek miałaś w planach to informuję cię, że ci się zmieniły.
-Tak? Niby na jakie?- zapytałam ciekawa.
-Idziemy do klubu, a ty idziesz z nami. Będzie z nami JuJu i Ella.- wytłumaczył wokalista.
-Aha. Okej, ale pod jednym warunkiem. Nie zamierzam się malować ani wbijać w jakieś kiecki.- nie będę się stroić. Mowy nie ma. Żeby zrobić się na bóstwo, muszę mieć na to ochotę. A tą mam rzadko.
-Jak dla nas, to możesz iść nawet w dresie. Nie mamy w planach jakiejś grubej imprezy. Zwykłe wyjście na miasto- odparł Jinxx.
-Dobra, to jesteśmy umówieni. A teraz sorry, ale muszę to przeczytać.- wskazałam na książkę, leżącą na moim brzuchu.
-Co to?- zabrał ją, Ashley.
-Podręcznik z geografii. A teraz oddawaj, bo nie mam czasu.- próbowałam wyrwać książkę z rąk basisty.
-Hmm, oddać? Najpierw poproś.- wyszczerzył się wstając.
-Po moim trupie. Oddawaj!- też wstałam.
-To w takim razie mnie złap!- krzyknął i zaczął uciekać. Niech go tylko dorwę! Biegłam za nim, obrzucając go wyzwiskami. Już prawie go doganiałam, kiedy poczułam, jak moje oskrzela się zaciskają i nie umiem złapać tchu. A myślałam, że już mi przeszło. Oparłam się o ścianę i zaczęłam kasłać. Czułam, że się duszę. Muszę się uspokoić. To jedyny sposób. Uspokój się! W międzyczasie podszedł do mnie Ashley. Pokazałam mu, że nic takiego mi nie jest, po czym osunęłam się po ścianie, żeby usiąść w odpowiedniej pozycji. Zamknęłam oczy i próbowałam złapać oddech, ale było to cholernie trudne i bolesne. Poczułam jak Ashley głaszcze mnie delikatnie po plecach.
-Hej, spokojnie, zaraz ci przejdzie. Oddychaj pomału. Oddychaj.- powiedział i odgarnął mi włosy z twarzy. W końcu trochę mi przeszło i mogłam otrzeć łzy.
-Dzięki.- kiwnęłam w stronę Ash'a, który podał mi chusteczkę. Usiadł koło mnie.
-Co to było? Wystraszyłem się. Może powinnaś pojechać do szpitala, co?- spytał.
-To nic takiego. Jestem alergiczką i przez to mam astmę. Ale trochę inną, niż taki typowy astmatyk. Zaraz wezmę lekarstwo i mi przejdzie.
-Jesteś pewna? To moja wina, nie powinienem się z tobą ganiać.- odparł smutny.
-Nie mów tak. Czasem biegam po kilka kilometrów i nic mi nie jest, a czasem nie umiem przetruchtać nawet 100 metrów. Gdybym miała się tym przejmować, musiałabym zamknąć się w domu. Takie życie i tyle.- wstałam, po czym skierowałam się do pokoju w poszukiwaniu mojej torby. Ashley towarzyszył mi.
-Ale to i tak nie zmienia faktu, że jesteś debilem.- pokazałam mu język.
-Tylko dlatego, że przed chwilą się dusiłaś, unikniesz kary za te słowa. Na razie...- syknął w moją stronę.
-Ty serio nic nie czaisz. Masz teraz świetną okazję, żeby mnie zabić, a ty z tego nie korzystasz.- uśmiechnęłam się wrednie do niego.
-Jakbyś teraz tu umarła, to od razu byłoby na mnie. W końcu razem wyszliśmy z pokoju. Co jak co, ale jakoś nie zamierzam spędzić reszty życia w kryminale. Są ciekawsze rozrywki.- popatrzył na mnie znaczącym spojrzeniem.
-Jakie niby?- udawałam idiotkę.
-Sex, drugs and rock'n'roll, kociaku.- rozmarzył się Ashley.
-Popatrz, a ja myślałam, że nie chcesz trafić do więzienia, bo boisz się, że jakiś współlokator będzie miał na ciebie ochotę.- musiałam to powiedzieć.
-Ochotę? Co masz na myśli?- spytał, poważnym tonem.
-Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Z twoim wyglądem miałbyś tam niezłe branie.- odparłam drwiąco.
-Co masz do mojego wyglądu, hm?- zaczął już się nieźle wkurwiać Purdy.
-Ja? Nic. Mam liberalne poglądy. Jak dla mnie możesz wyglądać jak laska. Nigdy nie dostałeś żadnych propozycji od mężczyzn?
-Do twojej wiadomości: jestem bardziej męski niż kilka facetów razem wziętych...
-Nie wątpię.- wtrąciłam.
-A propozycje dostaję tylko od pięknych kobiet.- dokończył dumny z siebie.
-Masz na myśli te wszystkie biuściaste, tlenione plasticzki o mózgu wielkości orzeszka? Tu się zgodzę. Mogą się podobać. Ale tylko podobać. Nic więcej. Chociaż, pewnie gdy zmyją makijaż, nie mają już nawet urody.
-Przy mnie zawsze pięknie wyglądają.- uśmiechnął się Ash.
-Hahaha, to widać jak długo z każdą przebywasz. Kilka godzin, ewentualnie jedna noc, a potem następna co nie? Nie boisz się, że się czymś zarazisz?- spytałam.
-Czy ty myślisz, że jestem głupi? Nie potrzebne mi dodatkowe komplikacje. Poza tym, jestem sam z wyboru.- odparł wyniosłym tonem. Nic już nie odpowiedziałam, bo weszliśmy do pokoju. Od razu wyjęłam z torby inhalator i zażyłam lekarstwo. Od razu lepiej... Ashley patrzył na mnie, intensywnie nad czymś myśląc. W końcu wypalił:
-W sumie, nie wiem po cholerę brałaś to lekarstwo. Przecież złego diabli nie biorą. Zwłaszcza wiedźm.- wyszczerzył się i zwiał, zanim zdążyłam w niego rzucić inhalatorem. Idiota!

Pespektywa Andy'ego

Gadałem przez telefon z Juliet, ustalając szczegóły naszego wypadu, gdy do pokoju wparował zadowolony z siebie Ashley. Usiadł koło mnie i wydarł się do mojego telefonu:
-Cześć Juliet!!!
-Skąd wiesz, że to z nią rozmawiam?- spytałem.
-Bo tylko jak z nią gadasz, to robisz maślane oczy i ślinisz się do telefonu.- wytłumaczył. W słuchawce usłyszałem cichy śmiech JuJu.
-Skarbie, muszę kończyć. Przy tym idiocie nie pogadamy sobie w spokoju. Kocham cię. Pa.- powiedziałem, po czym rozłączyłem się. Spojrzałem na Ashley'a. Siedział spokojnie i szczerzył się jak debil.
-A tobie co?- spytałem.
-Nic. Udało mi się wkurzyć Ann.- uśmiechnął się.
-A właśnie, gdzie ją zgubiłeś?- zaciekawił się Christian.
-W pokoju obok. Brała lekarstwo.- odparł jak gdyby nigdy nic Purdy.
-Jakie lekarstwo? Jest na coś chora?- zaniepokoił się Jinxx.
-Jak się ganialiśmy to zaczęła się dusić. Okazało się, że ma jakiś tam rodzaj astmy. Mało mi tam nie zeszła.
-Tobie już całkiem mózg wyparował???- wydarłem się. -Czemu nie zadzwoniłeś na pogotowie?
-Bo nie chciała, a tak poza tym, nie drzyj się na mnie! Cały czas przejmujesz się nią jakby nie wiadomo kim była.- wkurzył się na mnie Ash.
-Ja po prostu się o nią martwię i tyle! Idę zobaczyć jak się czuje.- odpowiedziałem, po czym skierowałem się do wyjścia. Co ja poradzę, że tak się zachowuję. Ashley myśli, że się w niej zabujałem, Juliet też tak najpierw pomyślała. Ale ja po prostu gdy widzę Ann, czuję jakby była moją młodszą siostrą. Wiem, że między nami nie ma żadnego pokrewieństwa, ale nad tym nie panuję. Z tego co Ann tłumaczyła Juliet, ona czuje podobnie. Ostatnio czytałem jakiś artykuł, że podobno podświadomie wybieramy sobie na przyjaciół ludzi o podobnym kodzie genetycznym. Może to prawda... Wparowałem do pokoju w którym pracuje Ann i zauważyłem ją, leżącą na podłodze z książką, jak gdyby nigdy nic.
-Ann? Dobrze się czujesz? Co się stało?- spytałem.
-Eee... Dobrze? Ale o co ci chodzi?- spojrzała na mnie zdziwiona.
-Ashley powiedział, że mało co się nie udusiłaś na korytarzu.- szybko wyjaśniłem.
-Aaaa, o to... Ash to papla. No czasem już tak mam, że się duszę, ale wtedy biorę lekarstwo i jest ok. Nie przejmuj się tak tym. To nic wielkiego. Mam tak już od prawie 10 lat.
-Ok. Po prostu nie chciałbym, żeby coś ci się stało.- odpowiedziałem niepewnie i usiadłem na kanapie.
-Andy?
-Tak?
-Dlaczego ty się tak o mnie martwisz? Przecież praktycznie mnie nie znasz...- zapytała Ann.
-Nie wiem, mała, nie wiem... Ja po prostu... Czuję, że muszę się tobą opiekować.- dokończyłem.
-Ale Andrew, ty nawet sam o siebie nie umiesz się troszczyć. Ciągle ci się coś przytrafia.- uśmiechnęła się trochę pobłaźliwie.
-Weź, zepsułaś cały nastrój.- odparłem sfochowany. Ja próbuję być miły, a ta mnie objeżdża.
-Oh, przepraszam pana. Nie chciałam. Wybaczy mi pan, że go uraziłam?- powiedziała przymilnym głosem i usiadła koło mnie.
-Hmm, niech się zastanowię... Nie!- chciałem się z nią trochę podroczyć.
-Nie? To jak mam cię przekonać?- spytała.
-Wymyśl coś. A ja wracam do pracy. Nara.- postanowiłem wrócić do chłopaków. Ciekawe co młoda wykombinuje...

Perspektywa Ann

Siedziałam na kanapie już z pół godziny i myślałam intensywnie jak mogę przeprosić Andy'ego. Wiem, że z tym fochem się zgrywał, ale co tam. Raz w życiu mogę być miła dla kogoś innego i zrobić mu przyjemność. Właśnie, co by mogło mu sprawić radość? Ja pierdole! Jaka ja jestem tępa. Powinnam się przefarbować na tleniony blond! Chociaż lepiej nie, jeszcze Ashley się zakocha i będzie kolejny problem... Przecież wystarczy, że kupię Biersack'owi coś z logo Batmana. Wyleciałam jak z procy z pokoju, pędząc do auta. Gdy wczoraj byłam na zakupach, widziałam torbę z Batmanem. Mam nadzieję, że jeszcze będzie. Poza tym, jedziemy w trasę, przyda mu się torba. Haha, ja, taka praktyczna. Jak zwykle znacząco przekraczając prędkość, dojechałam do wyznaczonego celu. Jest! Wisi na manekinie, na wystawie. Szybko weszłam do sklepu, kupiłam ją i wróciłam z powrotem do studia. Spieszyłam się, bo nie chciałam, żeby Jon zauważył, że mnie nie ma. Na szczęście dalej go nie było. Swoją drogą, tym razem on się spóźniał. Już dawno miał być i szkolić mnie. Korzystając, z jego nieobecności wparowałam do pokoju, w którym urzędowali chłopcy. Za plecami miałam w reklamówce prezent dla Andy'ego. Stanęłam przed nim i wygłosiłam moją, jakże kwiecistą mowę:
-Szanowny Panie Biersack! Chciałam Pana bardzo przeprosić, za moje niestosowne zachowanie. Błagam o wybaczenie. A na zachętę mam to.- po czym podałam mu reklamówkę. Wziął ją ode mnie, zachowując obojętność. Jednak, gdy zajrzał do środka, oczy od razu mu pojaśniały. On chyba serio ma jakąś obsesję na punkcie Batmana.
-O Matko! Torba z logiem Batmana. Skąd wiedziałaś, że taką właśnie chcę???- wydarł się i porwał mnie w ramiona, okręcając dookoła. Gdy w końcu mnie puścił, wyjaśniłam:
-Przecież jestem wiedźmą. My wiemy takie rzeczy.- puściłam mu oczko. -Mam nadzieję, że teraz już się odfochowałeś, hm? A wy się tak nie patrzcie na mnie, jak na wariatkę.- powiedziałam w stronę chłopaków, którzy od dłuższej chwili dziwnie na nas spoglądali.
-No pewnie! Dziękuję Ann.- uśmiechnął się do mnie Andy. W tym momencie wszedł Jonathan.
-Ann, musimy pogadać, chodź!- wręcz warknął na mnie. Świetnie, ktoś go wkurzy, a on wyżywa się na mnie. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
-Albo nie. Najpierw muszę pogadać z wami wszystkimi. Wytwórnia domaga się, aby wasza płyta została wydana wcześniej. Prowadzę z nimi rozmowy. Zobaczymy. Andy, twój pomysł z filmem nie przekonuje ich, ale nie wszystko stracone. Powiedzieli, że się zastanowią.- popatrzył na każdego z nas z osobna. Na mnie spojrzał co najmniej jakbym mu zrobiła jakąś wielką krzywdę.
-Jon, przestań tak się na mnie gapić i wyduś w końcu z siebie co się stało.- powiedziałam wkurzona.
-Twoja mama się stała!- prawie krzyknął.- Nie dzwoniła jeszcze do ciebie?
-Nie. A miała dzwonić? Czekaj! Powiedziałeś jej?- rany, żeby się nie zgodziła, błagam, błagam.
-Tak. Stanowczo się temu sprzeciwia.- tak!!! Dzięki mamo! Jestem taka szczęśliwa.
-Czyli, nie będę mieszkać z chłopakami?- zapytałam pozornie obojętnym tonem.
-Tego nie powiedziałem.
-Ale jak to???- co on odpierdala? Ja nie chcę z nimi mieszkać.
-Twoja mama postanowiła tu przylecieć i osobiście poznać chłopaków. Powiedziała, że dopiero potem wyda ostateczną decyzję.- wyjaśnił.
-Co???? Ona chce tu przylecieć? Kiedy??? I w ogóle, po co poznać?- no nie, tylko nie to. Przyjechałam tu po to, żeby odpocząć od rodziny i problemów.
-Jakoś w poniedziałek ma tu być. Chłopcy, jeśli chcecie, żeby Ann z wami zamieszkała, musicie dobrze wypaść. Jej matka to specyficzna kobieta. W końcu po kimś Ann odziedziczyła charakter...- dokończył Jonathan. Opadłam załamana na kanapę. Od razu koło mnie usiedli CC i Jinxx.
-Nie martw się, Ann. Twoja mama nas polubi. Już my o to zadbamy.- zapewnił mnie Jinxx. No i tego właśnie się boję, że ich polubi. Nic nie odpowiedziałam, bo też co niby miałam powiedzieć? Że nie chcę, żeby się dogadali? Do dupy z tym wszystkim.
-Spoko mała. Damy radę. Nasz urok osobisty potrafi zdziałać cuda.- tym razem odezwał się CC.
-Dobra chłopaki. My musimy już wracać do pracy. Chodź młoda.- kiwnął na mnie Jon. Świetnie. Jak nie „mała” to „młoda”. Chyba zacznę spisywać gdzieś te przezwiska...

(kilka godzin później)

Jezu, głowa mi chyba zaraz pęknie. Okazało się, że Jonathan najtrudniejsze rzeczy do nauki zostawił na koniec. Doczołgałam się jakoś na kanapę w moim „biurze” i wręcz rzuciłam się na nią, wtulając twarz w bluzę na niej leżącą. Ej! Tak w ogóle czyja to bluza? Ja takiej nie mam.
-Wygodnie pani?- usłyszałam za sobą głos. Gdy uświadomiłam sobie, kto stoi za mną i jest jednocześnie właścicielem tej części garderoby, gwałtownie usiadłam.
-Purdy! Co ty i twoja bluza robicie w tym pokoju?- warknęłam.
-Uuu, widzę, że ktoś tutaj ma znowu zły humor. Jinxx kazał mi po ciebie iść. Chciałem, żeby wyręczył mnie Andy, ale gdzieś się stracił.- tłumaczył mi z głupim uśmieszkiem Ash.
-Ale po co mam iść gdzieś z tobą?- spytałam zdezorientowana.
-W tym wieku skleroza... Co to będzie jak będziesz mieć tyle lat co ja?- zakpił Ashley.- O ile dobrze pamiętam, rano chłopaki ustalili, że idziesz z nami do klubu.
-Kurwa!- opadłam z powrotem na kanapę.- Nie dam rady. Jestem padnięta.- tłumaczyłam żałosnym głosem.
-Szczerze? Jakoś mało mnie to obchodzi. Miałem cię przyprowadzić, więc to zrobię. Podniesiesz tyłek sama czy mam ci pomóc?- spytał obojętnie.
-Wal się. Nie zamierzam się stąd ruszać. Przynajmniej na razie.- założyłam ręce na piersi.
-Okej. Skoro tak chcesz się bawić.- Ash podszedł do mnie, podniósł i przerzucił przez ramię, po czym skierował się na korytarz, po drodze biorąc jeszcze moją torbę.
-Ashley kurwa! Postaw mnie idioto!- wrzasnęłam na cały budynek, tłukąc go pięściami po plecach.
-Przymknij się wiewiórko, albo będzie kara.- odpowiedział i lekko mnie podrzucił.
-Purdy, ja nie żartuję! Natychmiast odstaw mnie na podłogę.- odezwałam się już ciszej.
-Odstawię, jak dojdziemy. Trochę cierpliwości kobieto.- po czym dodał pod nosem- Już wiem czemu nie mam dziewczyny,..
-Puść mnie debilu! Ja chcę na ziemię!- znowu zaczęłam się drzeć i w tym samym momencie poczułam na pośladkach lekkiego klapsa.
-Damski bokser i zboczeniec!
-Ostrzegałem cię, że będzie kara. Bądź grzeczna, to szybciej dojdziemy i cię puszczę.- śmiał się Ashley.
-To przynajmniej obchodź się ze mną delikatniej, a nie jak z workiem kartofli.
-Ja cię tu dźwigam, żeby ci nóżki odpoczęły, a ty jeszcze masz pretensje?
-Palant.- mruknęłam cicho.
-Wariatka.
-Dupek.
-Wiedźma.- już miałam odpowiedzieć, ale usłyszałam głos Jake'a.
-Noo wreszcie, ile można na was czekać?
-To nie moja wina, tylko jej. Nie chciała przyjść.- mówiąc to, Ashley postawił mnie na ziemię.
-Nienawidzę cię.- syknęłam w jego stronę.
-I vice versa kociaku.
-DOBRA! Możemy już jechać?- niecierpliwił się Jinxx.
-Tak, ale miały z nami wyjść jeszcze dziewczyny,prawda?- spytałam.
-Będą czekać w klubie.
-Aha. Jedziecie w piątkę, czy któryś chce jechać ze mną?- popatrzyłam na chłopaków.
-JA! Pogadamy sobie i takie tam.- uśmiechnął się do mnie rozbrajająco CC.
-Życie ci nie miłe, że chcesz jechać z tą psychopatką...- burknął Ash, za co oberwał ode mnie i Andy'ego jednocześnie.
-Okej, to my jedziemy pierwsi, a wy za nami.- zadecydował Jinxx. CC pociągnął mnie za rękę w kierunku auta.
-To o czym chcesz gadać?- spytałam, odpalając silnik.
-Powiedz mi coś więcej o sobie. -popatrzyłam na niego ze znudzeniem w oczach.
-Serio? Ale to nudna historia.- próbowałam się jakoś wymigać.
-No i co z tego? Lubię wiedzieć z kim pracuję.- uśmiechnął się do mnie zachęcająco. Ja pierdole, co oni mają takiego w sobie, że nie umiem się im oprzeć? Ja, zawsze taka asertywna, teraz daję się nabrać na jakieś tanie teksty...
-Dobra. No to jak już wiesz, mam 18 lat. Mam starszego o 10 lat brata, no i mamę. Swojego ojca nie pamiętam, więc nie będę o tym opowiadać. Mhm, co jeszcze...- zastanawiałam się.
-Mówiłaś, że trenujesz boks?- dociekał CC. Kurwa, on to wie, o co spytać.
-No tak. Trenowałam nawet zawodowo, byłam w tym dość dobra, ale w zeszłym roku doznałam kontuzji i od tamtej pory nie startuję już w zawodach. Trenuję dużo mniej, tylko dla siebie. Nigdy nie chciałam być fotomodelką, ale dorabiałam sobie w ten sposób, żeby mieć kasę na wpisowe, na zawody, na trenera, siłownię itp. A ty?- spytałam, bo chciałam już zmienić temat.
-Co ja?
-Jak to się stało, że jesteś tu, gdzie jesteś?
-Hmm, od małego grałem na perkusji, ale najpierw to były takie zabawkowe. Potem wkręciłem się w to na poważnie. Więc postanowiłem, że chce w ten sposób zarabiać na życie. Byłem w różnych zespołach m.in. jazzowych, zdobyłem wykształcenie...
-Czekaj!- przerwałam mu.- Grałeś jazz, a teraz grasz metal? Jakim cudem?- spytałam zaskoczona.
-Wiesz, mam różne zainteresowania. Rapu też słucham...- wyjaśnił mi Christian,
-Serio. Nie spodziewałabym się tego po tobie.- pokręciłam głową.
-Ja to jeszcze nic. Jinxx siedzi muzyce klasycznej.- zaczął się śmiać.
-Co? Bach, Strauss i te sprawy?- spojrzałam na niego zszokowana.
-Tak, właśnie taką muzykę gra nam czasem na skrzypcach. Oszaleć można. Patrz na drogę.- CC skierował moją buzię w kierunku przedniej szyby.
-Nie do wiary! Jakim cudem wy stworzyliście zespół?
-Jakoś się udało. Chyba...- myślałam intensywnie nad tym, co mi powiedział. To wcale nie jest głupie.
-Hm, jak się nad tym zastanowić, to nawet fajnie, że każdy z was jest inny. Dzięki temu macie różne spojrzenia na muzykę i nie zamykacie się w jednej formie.
-Ooo widzisz, teraz myślisz tak jak my. Szybko nas rozszyfrowałaś, dasz sobie radę w tej branży.- uśmiechnął się szeroko perkusista.
-Tak sądzisz?- spytałam z powątpiewaniem.
-A co? Myślisz inaczej? Słuchaj, nie wiem czemu wykonujesz taką pracę, a nie inną, ale obserwowaliśmy cię przez te kilka dni. Jesteś bystra i ciekawa wszystkiego. Do tego wydaje mi się, że masz głowę na karku. Musisz pamiętać tylko o jednej rzeczy: W tej branży, między producentami, wytwórniami, sponsorami nie ma miejsca na przyjaźń. Na swojej drodze nie jeden raz spotkasz osoby, które będą szły do celu po trupach. Jeśli nauczysz się ich rozpoznawać w tłumie i nie dasz im się wykorzystać, możesz coś osiągnąć. Jednak jeśli jesteś słaba psychicznie i naiwna, to daruj sobie tą robotę i wracaj do domu.- powiedział CC. Kurczę, niezły monolog. On umie być poważny!
-Rozumiem. Ale czemu właściwie ty mi to mówisz?- spytałam.
-Bo cię lubię mała. Naprawdę. I nie chciałbym, żeby spotkała cię tutaj jakaś krzywda. Cokolwiek by się działo, pamiętaj, że masz nas. Nawet Ashley'a.
-Tsaa, już widzę, jak leci mi na pomoc.- zakpiłam.
-Żebyś się kiedyś nie zdziwiła.- mruknął tajemniczo.
-To znaczy?
-Wiesz jak zachowuje się w stosunku do kobiet. Jednak połowa z tego co widzisz, to tylko gra. Jeśli dobrze się przyjrzysz, zauważysz, że prawdziwy Ashley różni się trochę od tego faceta, na jakiego się kreuje. Jednak, jeśli cały czas tak będziecie się kłócić, to nigdy nie poznasz go naprawdę.- ważył słowa Coma.
-Andy powiedział mi to samo. Wiem, że udaje. Widziałam jego reakcję, gdy zaczęłam się dusić i tak dalej. Naprawdę się wystraszył. Tylko pytanie: po co udaje?- głośno się zastanawiałam.
-Może się boi?- podpowiedział CC.
-On? Czego niby? Dobra, mniejsza. Zaraz wyjdzie na to, że Purdy to tak naprawdę czuły, delikatny, wrażliwy mężczyzna. Jakoś tego nie widzę. Nie. Nie on. A co do naszych kłótni, ustaliliśmy, że nie zamierzamy poprawiać naszych relacji. Poza tym, lubię się z nim wykłócać.- uśmiechnęłam się do Christiana, na co on pokręcił tylko głową.
Zauważyłam, że Jinxx zwolnił i skręcił na parking obok, więc zrobiłam to samo. Zaparkowaliśmy. Wysiadłam i rozejrzałam się, byliśmy na miejscu. Razem z chłopakami skierowałam się do wejścia. Przy stoliku zauważyłam JuJu. Podeszłam bliżej, żeby się przywitać. Jednocześnie obok usłyszałam głos:
-No nie wierzę! Co ty tutaj robisz?
*********************************************************************
Nie wiem, czy wszystko trzyma się kupy, bo nie sprawdzałam rozdziału. Ashley i Ann jak zwykle się kłócą, za to CC udaje poważnego. Rozdział o niczym. Co do waszych propozycji odnośnie chłopaka, połowa niestety odpada, bo pojawią się tutaj jako bohaterzy epizodyczni. Wiecie, festiwale, koncerty, te sprawy. Dziękuję za wszystkie komentarze<3 Czekam na następne, bo bardzo fajnie mi się je czyta, poza tym chcę znać wasze przemyślenia:D. Nie wiem, kiedy dodam next, bo teraz mam małe urwanie głowy, myślę, że po prostu jutro zaktualizuję notkę o konkretny termin, więc sprawdzajcie. A co do związku Anki i Andy'ego: nie ma szans. Przeanalizowałam to wszystko i stwierdziłam, że chociaż niech na tym blogu istnieje przyjaźń damsko-męska. Tak właściwie, Ania jeszcze dłuuuuuuugo się nie zakocha, o ile w ogóle... Zmieniłam trochę zdjęcia w bohaterach, bo wczoraj na nowo zakochałam się w BVB i znalazłam tyle słodkich fotek, że nie umiem się zdecydować. 
P.S. Mam jakieś problemy z Bloggerem, jak będę mieć czas, to spróbuję to ogarnąć. Miałam coś jeszcze napisać, ale zapomniałam:(

Edit: Następny rozdział w środę, bo nie mam pojęcia ile osób już to przeczytało.
Edit 2: Kurwa! Już wiem co miałam napisać, mianowicie, w klubie będzie ciekawa akcja:D:D Coś dla fanów prawdziwego Ash'a... Ale nic więcej wam nie powiem, dowiecie się w środę. Taka będę zła:P

10 komentarzy:

  1. Zajebisty rozdział! Ogólnie piszesz świetnie. Bardzo podoba mi się fabuła i charakter głównej bohaterki. Mam nadzieję, że Ann pozna lepszą część Purdy'ego. "-No nie wierzę! Co ty tutaj robisz?" jestem cholernie ciekawa kto wypowiedział te zdania. Przepraszam, że dopiero teraz komentuje. Wcześniej jakoś nie znalazłam czasu. Dużo weny i czekam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to bym chciała, żeby Ashley poznał lepszą część Ann:D Ale póki co, chyba kłócili się w każdym rozdziale... Dzięki:)

      Usuń
  2. Jezu mam to samo co kolezanka powyzej. Cholernie mnie zaciekawilas końcówka ! Czekam z niecierpliwoscia nn rozdział :) I dalej mam nadzieję ze Andy i Ann będą razem hehehhe ;b

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha "Odstawię, jak dojdziemy. Trochę cierpliwości kobieto" zero skojarzeń :D ok... Jej czyli to jednak nie Andy jest tajemniczy, tylko Ash?! Coo?! :O i jeszcze ta jego reakcja na duszącą się Ann *-* taki odpowiedzialny jej. A to, gdy się wyzywali, moim zdaniem było całkiem słodkie <3 Czekam na nexta ^^ TAK. Mnie też zaciekawiłaś tą końcówką. Mam pewne podejrzenia, ale zachowam je dla siebie (: Whiteblood Holmes >.< uum... To dodawaj szybko i no! KROPKA, BO CZYTAM •

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do skojarzeń, to coś bym powiedziała, ale się powstrzymam:D:D:D:D Matko, każde zdanie piszę z podtekstami... Ja nie wiem kto jest tajemniczy, ja skupiam się tylko na tajemniczości Ann, reszta sama się pisze:) Sherlock'u możesz się podzielić podejrzeniami, why not?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawało mi się, że tą tajemniczą osobą może być David. Nie wiem czemu. Jakieś takie dziwne przeczucie, ale nie jestem pewna :o albo ktoś z jakiegoś innego zespołu, a to było skierowane do któregoś z członków BVB, a nie do Ann... no dobra. Nie wiem. WSTAWIAJ SZYBKO NEXTA!

      Usuń
    2. Przeceniasz mnie kochana. David, o nim nie pomyślałam. Pojawi się w swoim czasie, ale chyba tylko jako epizod. Na razie za dużo wątków muszę ogarnąć:D dasz radę do środy:*

      Usuń
  5. Przepraszam za brak komentarza pod Twoim ostatnim postem, ale ostatnio mam problem z bloggerem i raz się wstawi, a raz nie ;-;
    A co do rozdziału...Cholernie ciekawi mnie ta końcówka. Może to jakaś była dziewczyna Ash'a, albo stary znajmy Ann? idk, tak mi przyszło na myśl ;-;
    No i Prudy taki kochany kiedy martwi się o Anie :3 Z rozdziału na rozdział lubię go coraz bardziej.
    Już nie mogę się doczekać środy i nowego rozdziału c: xox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy tylko tutaj jest taki problem, ale mam to samo. Ash taki uczuciowy<3 Ciekawe na jak długo taki zostanie...

      Usuń