środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 8

Włączcie piosenkę i przeczytajcie notkę. Dziękuję:*
*********************************************************************
-No nie wierzę! Co ty tutaj robisz?- spojrzałam na dziewczynę stojącą obok JuJu.
-Ella?!
-Eee? To wy się znacie?- przeszkodził nam zdezorientowany Jake.
-Pewnie, miałyśmy parę razy wspólne zdjęcia.- tłumaczyła swojemu chłopakowi Ella. Dobrze, że nie wspomniała mu o tym, jak o mało co się nie pobiłyśmy...
-Ty jesteś tą ich managerką? A co z sesjami? Chyba nie zrezygnowałaś?- El zasypywała mnie pytaniami.
-Tak jestem ich managerką, chociaż tak właściwie jestem tylko asystentką managera. I nie zamierzam rezygnować z sesji, przynajmniej na razie.- uśmiechnęłam się do niej. Na razie jest ok, nie rzuciła się na mnie z pięściami. Usiedliśmy wszyscy przy stoliku, ja pomiędzy Jinxx'em i CC'ym. Ashley od razu powiedział, że idzie po drinki.
-Pójdę za nim, jeszcze się wywali ze szkłem i będzie afera.- zaoferował się Jake. Dzięki temu miałam chwilę na rozmowę z Ellą. Usiadłam koło niej.
-Mam nadzieję, że nie mówiłaś Jake'owi o... przeszłości.- spojrzałam na nią uważnie.
-Nie. Właśnie miałam prosić cię o to samo. Nie chcę, żeby pomyślał, że jestem jakaś niezrównoważona czy coś. A wtedy trochę się zagalopowałam.- spuściła wzrok.
-Taa, nie ty jedna. To co, zapominamy o tym incydencie?- spytałam.
-Jakim incydencie? Ja nie mam pojęcia o czym ty mówisz.- Ella delikatnie uśmiechnęła się w moją stronę. Kurczę, jeszcze się zaprzyjaźnimy jak tak dalej pójdzie. Zobaczyłam chłopaków wracających ze szklankami pełnymi kolorowego czegoś, więc pospiesznie wróciłam na swoje miejsce. Ashley podstawił mi pod nos jakiegoś niebieskiego drinka.
-Co to jest?- spytałam podejrzliwie.
-Spróbuj, a zobaczysz. Nie martw się, nic ci nie będzie. Jake złapał mnie za rękę, zanim zdążyłem dosypać ci trucizny.- uśmiechnął się wrednie Purdy. Już otwierałam usta, żeby znów się z nim pokłócić, ale w tym momencie poczułam, jak CC ściska moje kolano pod stołem, jednocześnie zwracając się do tego debila:
-Ash, zaczyna się weekend, odpuść.- Ashley nic nie odpowiedział, tylko usiadł koło perkusisty. Skoro od niego nic się nie dowiedziałam, postanowiłam wypytać Jake'a.
-Jake'uś możesz mi powiedzieć co to jest?- spytałam wskazując na szklankę.
-Kilka różnych soków i najmniejsza ilość wódki, jaką mogli tam wlać. Jesteś niepełnoletnia, więc nie jestem pewien czy powinnaś pić.- z powagą popatrzył na mnie gitarzysta.
-Zwłaszcza, że prowadzę.- dodałam z uśmiechem. Nie zamierzałam się przy nich upić. No przynajmniej nie dziś. W końcu razem z dziewczynami stwierdziłam, że czas potańczyć. Zdjęłam swoją koszulę i zostałam w samym podkoszulku. I tak za chwilę będę cała spocona. Ruszyłyśmy na parkiet, a chłopcy kontynuowali picie. Po jakichś 3 piosenkach dołączył do nas Christian z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Z czego się tak cieszysz?- krzyknęłyśmy do niego chórem.
-Z głupoty chłopaków. Nie wiedzą co tracą. Oni piją, a ja tymczasem mam obok siebie 3 piękne kobiety. Czy może być lepiej????- wydarł się, po czym zaczął z nami tańczyć. W końcu reszta BVB, oprócz Ashley'a, który dalej pił, ruszyła swoje tyłki na parkiet. Dziewczyny od razu zostały porwane do tańca przez swoich chłopaków, a ja miałam do swojej dyspozycji Christiana i Jinxx'a. Nogi mi już odpadały, gdy podszedł do nas Ash odsuwając ode mnie perkusistę i mówiąc:
-Odbijany.- CC wepchnął mnie w jego ramiona, więc nie miałam wyjścia, musiałam z nim tańczyć. Pech chciał, że akurat puścili wolną piosenkę. Nie będę do tego z nim tańczyć!
-Ashley, ja... Nie czuję się pewnie w takich piosenkach.- zwątpiłam w tym momencie w siebie.
-Po prostu wyluzuj, patrz mi w oczy i daj prowadzić.- powiedział, po czym delikatnie przyciągnął mnie do siebie i założył sobie moje ręce na szyję.
Zaczęliśmy tańczyć, jednocześnie patrząc sobie głęboko w oczy. To było takie dziwne. Chciałam, żeby mnie puścił, ale jednocześnie chciałam przysunąć się bliżej. Mimo, że nie tańczyłam dobrze, w jego ramionach czułam pewnie. Po chwili przyzwyczaiłam się i wczułam w rytm, jaki nam nadał. Zawsze peszyłam się, gdy musiałam tańczyć do takich piosenek przy ludziach, ale teraz jakoś mało mnie to obchodziło. Czułam jego dłonie na plecach. Wodził nimi delikatnie, a ja czułam każdy jego najmniejszy ruch. Ciepło bijące od niego wprawiało mnie w dziwny nastrój. Przyjrzałam się bardziej jego twarzy. Zwróciłam uwagę na oczy. Jego spojrzenie... było takie inne. Takie przenikliwe i czułe zarazem. Czy mi się zdaje, czy właśnie widzę prawdziwego Ash'a? Było coś jeszcze, czego nie umiałam rozszyfrować. Poczułam jak przyciska mnie mocniej do swojego ciała. W innym przypadku by za to oberwał, ale teraz pozwalałam mu na wszystko. Zjechałam jedną ręką na klatkę piersiową chłopaka. Pod palcami czułam bijące serce, które teraz chyba trochę przyspieszyło. Cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Chyba zaczynam się rumienić. Kurwa! Pierwszy raz w życiu, gorąco mi w policzki przez jakiegoś faceta. Uśmiechnął się delikatnie, ręką zjeżdżając na moje biodro, po czym szepnął mi na ucho:
-Czyżbym znalazł na ciebie sposób?- odwzajemniłam uśmiech mówiąc:
-Nie pochlebiaj sobie, mnie nie da się tak łatwo poskromić.- spojrzałam z powrotem w jego oczy, co było dużym błędem. Zobaczyłam w nich ogień. I w tym momencie już do reszty straciłam kontakt z rzeczywistością. Nie słyszałam muzyki, nie widziałam ludzi obok. Liczył się tylko ten taniec. Ja i on. Razem. Słyszałam tylko bicie swojego serca. Nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Wiedziałam, że chce mnie pocałować. I ja też tego chciałam. Momentalnie zaschło mi w gardle. Nasze usta dzieliły od siebie już tylko centymetry. Delikatnie ujął moją brodę, powoli się pochylając. Zatrzymał się na chwilę, jakby pytając o pozwolenie. Zacisnęłam mocniej ręce na jego ramionach. Czułam jego ciepły oddech, na swoich ustach, które mimowolnie rozchyliłam. W tym momencie skończyła się piosenka. Natychmiast otrzeźwiałam i gwałtownie się od niego odsunęłam. Zaczęłam mrugać powiekami, chcąc całkowicie wrócić do rzeczywistości. Ashley stał jak słup soli i też powoli dochodził do siebie. Patrzył na mnie zszokowany, chyba nie do końca rozumiejąc, co się dzieje, W końcu potrząsnął głową, złapał mnie za nadgarstek i przyprowadził do stolika gdzie czekała już reszta.
-Idę po alkohol, wezmę wam coś.- powiedział, po czym błyskawicznie się stracił z widoku. Czułam na sobie zaintrygowane spojrzenia Brides'ów, więc powiedziałam, że muszę do łazienki. Gdy w końcu ją znalazłam, od razu skierowałam się w stronę umywalek. Opłukałam twarz zimną wodą, po czym przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądałam, hm, dziwnie. Nieobecne spojrzenie, lekko zaróżowione policzki. Co się do cholery ze mną dzieje? Miałam wielu chłopaków, ale żaden z nich nigdy nie doprowadził mnie do takiego stanu. A przecież Ashley nic nie zrobił. Skoro tak zareagowałam, to co by było, gdyby rzeczywiście mnie pocałował? Stop! O czym ja myślę? Jęknęłam i zasłoniłam twarz dłońmi. W tym momencie do łazienki weszły Juliet i Ella.
-Ann, coś się stało?- spytała zmartwiona Ella.
-Nieee. Chyba.
-Że Ashley dziwnie się zachowuje, to do tego jestem przyzwyczajona. Ale co się z tobą dzieje? Zrobił ci coś? Gdy tańczyliście, to miałam wrażenie, że wszystko jest ok.- dociekała Juliet.
-Prawie się pocałowaliśmy.- wyszeptałam.
-Coo? Ale przecież wy się nienawidzicie.- JuJu była zszokowana.
-Wiem! Sama nie rozumiem co się stało. Dobrze, że skończyła się piosenka.- westchnęłam z ulgą.
-Tak poza tym, ładnie razem wyglądaliście.- odezwała się Ella, za co zmroziłam ją wzrokiem.
-Proszę cię! Ja i on? Nigdy w życiu! Po 2 godzinach „związku” jedno zabiłoby drugie. Nie! To kompletnie bez sensu.- przekonywałam gorączkowo samą siebie.
-No ok, ale pamiętaj, że kto się czubi ten się lubi.- zauważyła jeszcze Juliet.
-Takie rzeczy dzieją się tylko w telenowelach. Na szczęście... Dobra, wychodzimy stąd.- zakomenderowałam. To, co zobaczyłam, ledwo opuszczając łazienkę, tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
-Miałam rację, spójrzcie tam.- wskazałam dziewczynom kierunek, gdzie Ashley obściskiwał się z jakąś laską. Oczywiście była tlenioną blondyną...
-A to świnia.- skomentowała Ella. Wzruszyłam tylko ramionami i wróciłyśmy do chłopaków. Po jakimś czasie zaczął mnie boleć brzuch więc pożegnałam się ekipą i wróciłam do domu.

Perspektywa Ashley'a

Kurwa! Co mnie napadło? Chciałem pocałować tą małą. Purdy, chyba brak ci kobiety, że pragniesz tej wiedźmy. Nagle poczułem szturchnięcie w ramię. Spojrzałem na dziewczynę przed sobą. Dosiadła się do mnie i od tamtej pory pieprzy jakieś głupoty.
-Ashley, słuchasz mnie?- spytała.
-Tak, oczywiście yyy, Kathryn?- zapomniałem jak ma na imię.
-Kate.- poprawiła mnie, po czym spojrzała zalotnie. Wiedziałem, że chce mnie zaciągnąć do łóżka.
-W sumie może to jest jakieś wyjście.- pomyślałem, po czym rzuciłem się na nią, całując ją. Nie zostawała bierna. Jednak po chwili całowałem ją wręcz mechanicznie. W głowie cały czas siedział mi pewien rudzielec, o cudownych, błękitnych oczach. Wkurwiony już tym wszystkim, odepchnąłem gwałtownie od siebie blondynkę.
-Coś nie tak?- spytała zaskoczona.
-Tak. To znaczy nie, ja nie mam dziś nastroju. Przepraszam, muszę już iść.- nie czekając na jej reakcję, wstałem i skierowałem się do stolika, gdzie siedziała reszta. Musze pogadać z małą. Natychmiast.
-Gdzie Ann?- spytałem chłopaków, nie widząc jej nigdzie.
-Pojechała przed chwilą do domu. Brzuch ją rozbolał, babskie sprawy chyba...- wytłumaczył mi Jinxx. Dziewczyny nic nie mówiły, tylko dziwnie się na mnie patrzyły. Olałem to i udałem się z powrotem w kierunku baru. Muszę się napić. Natychmiast. Kupiłem butelkę Jack'a Daniels'a i wróciłem do chłopaków.
-Czy mi się wydaje, czy miałeś ograniczyć?- odezwał się Andy.
-Chłopie, daj żyć. Weekend się zaczyna. Poza tym mam powód.- burknąłem, po czym upiłem kilka dużych łyków, prosto z butelki.
-Powód? Niby jaki?- zaciekawił się Jinxx.
-Mniejsza z tym. I tak byście mi nie uwierzyli.- co niby mam im powiedzieć? Że pociąga mnie jakaś gówniara, którą jednocześnie pragnę zabić? Bez sensu. Wszystko wokół mnie jest bez sensu. Tylko alkohol mi został.
-No weź, powiedz o co chodzi. Znowu pokłóciłeś się z Ann?- CC nie dawał mi spokoju.
-Jezu, skończ już z Ann. Ciągle mnie o nią pytacie. Jakby było o co! Między nami jest tylko nienawiść i tak już będzie zawsze!- podniosłem ton.
-Jak na nienawidzących się ludzi, jesteście bardzo zgodni.- uśmiechnęła się kpiąco Juliet, za co dostała z łokcia od Elli.
-Zgodni? Co masz na myśli?- zacząłem dociekać. Ann im coś mówiła?
-Nic, nic. Tak mi się powiedziało. Nie zwracaj na mnie uwagi.- speszyła się. Czyli jednak Ann im coś wspominała. Ale i tak się nie dowiem. Jebana solidarność jajników. Dzisiaj muszę się upić...

Perspektywa Ann. Poniedziałek.

Przez weekend nie miałam żadnego kontaktu z chłopakami. Skupiłam się na pracach domowych. Musiałam posprzątać, no i zacząć szykować dzisiejszy obiad. Mama ma przylecieć za parę godzin. Weszłam do studia i od razu skierowałam się do pokoju chłopaków.
-Hej chłopaki, chciałam wam tylko zakomunikować, że dziś przylatuje moja mama, więc czujcie się zaproszeni do mnie na obiad.
-Obiad? Umiesz gotować?- od razu zainteresował się CC. Już mu powiem prawdę, jasne..
-Niee, umiem tylko dwie potrawy na krzyż. Dziś zrobię właśnie jedną z nich.
-Mamy coś przynieść, czy coś?- spytał Jinxx.
-Nie, mam wszystko. I ubierzcie się też tak, jak chodzicie codziennie. Moja mama i tak wyłapie każdy fałsz. Po prostu bądźcie sobą.- uśmiechnęłam się, chociaż w głowie miałam same czarne myśli. Oby się nie zgodziła. Nie umiem sobie wyobrazić wspólnego mieszkania z chłopakami, czy Ashley'em. Zwłaszcza z nim... Od piątku nie rozmawialiśmy ze sobą. Może to i lepiej? Znowu pije. Może nie przychodzi do pracy na kacu, ale na pewno pod wpływem. Świetnie. Jakbym za mało miała problemów. Dobra, na razie to oleję. Do pokoju wszedł Jonathan.
-Chłopaki, jak wiecie, dziś przyjeżdża mama od Ann. Błagam was, postarajcie się. Jeśli nie wzbudzicie u tej kobiety jakichś pozytywnych uczuć, ona jest w stanie zabrać Ann ze sobą z powrotem. A tego chyba żaden z nas nie chce...- popatrzył na każdego.
-Tak, Jon. Wiemy. Damy radę. Weź, jesteś naszym managerem, a zupełnie w nas nie wierzysz.- strzelił focha Jake.
-Moja wiara w was nie ma tu nic do rzeczy, po prostu nie mogę sobie pozwolić na utratę tak ważnego współpracownika.
-”Ważnego współpracownika”? Uuuu, Jonathan, chcę dostać to od ciebie na piśmie. Będę ci to pokazywać za każdym razem, gdy zaczniesz się na mnie drzeć.- spojrzałam na swojego szefa.
-Zabrzmiało to tak, jakbym wydzierał się na ciebie codziennie. Poza tym, gdybyś mnie nie denerwowała, nie musiałbym się tak zachowywać.- odpowiedział wyniośle Jon.
-Pieprzysz głupoty. Jak byś nie wymyślał jakichś fanaberii, to ja nie musiałabym ci zwracać uwagi i cię tym denerwować.- nie odpuszczę mu tak łatwo, oj nie.
-Dobra, zamiast wszczynać dyskusje, przygotuj się do wizyty matki. Już ja dobrze wiem, co ci chodzi po głowie. I od razu mówię, nie kombinuj, bo i tak jesteś na przegranej pozycji.- co?? Skąd on wie co ja knuję?
-O czym ty mówisz, co niby Ann chce zrobić?- zaciekawił się Jinxx.
-Pewnych rzeczy nie możecie wiedzieć. Po prostu Ann czasem myśli, że wszystko powinno być tak, jak ona chce. Przykro mi młoda, cokolwiek byś nie zrobiła i tak będziesz niezadowolona. Powinnaś wybrać mniejsze zło.- dokończył Jon, po czym wyszedł z pomieszczenia.
-Powiesz nam o co chodzi?- spytał się mnie Andy.
-Przepraszam chłopaki, ale to zbyt skomplikowane. Muszę pomyśleć. Przepraszam.- opuściłam pokój i udałam się do swojego biura. Podeszłam do okna. „Wybierz mniejsze zło”. Dobre sobie. Wiem co Jon miał na myśli mówiąc to. Oczywiście chodziło mu o to, że powinnam zamieszkać z BVB. Chyba nie mam wyjścia. Nie zamierzam wracać do Polski, do domu. Nie teraz. Za dużo złych rzeczy kojarzy mi się z tym miejscem. Tak bardzo chciałabym teraz pogadać z pewną osobą. Ale nawet nie wiem gdzie obecnie jest. Zostałam sama. Zupełnie sama. W pewnym momencie, w głowie usłyszałam znajomy głos: „Jak zwykle za dużo myślisz. Zaufaj w końcu swojej intuicji!” Tak, ile razy słyszałam w przeszłości te słowa... Dobra. Czas się w końcu do nich zastosować. Intuicja już od dawna wręcz krzyczy, co mam zrobić. Nie mam powodu, żeby wracać do domu. Za to z chłopakami może być... inaczej. Lubimy się, są zabawni, troskliwi. Może być fajnie. W końcu raz się żyje. Poza tym, trzeba dostrzegać plusy sytuacji. Już widzę miny koleżanek, gdy im powiem, że będę mieszkać sama z pięcioma, przystojnymi facetami (no bo, nie czarujmy się, oni są przystojni). Umrą z zazdrości. Oczami wyobraźni zobaczyłam ich zszokowane oblicza i zaczęłam się śmiać.
-Z czego się śmiejesz?- Purdy wszedł do mojego biura.
-Z ciebie.- zaczęłam rechotać jeszcze bardziej.
-Niby czemu?
-Zastanawiam się jak przeżyjesz wspólne mieszkanie z taką wiedźmą jak ja.- wyszczerzyłam się do niego.
-Kociaku, o to się nie martwię, raczej ty powinnaś zacząć się bać.- zaczął się do mnie przybliżać, jednocześnie rzucając coś na moje biurko.
-Ja? Dlaczego?- spytałam zaskoczona. Ashley stanął blisko mnie, zbyt blisko.
-Bo to ja z naszej dwójki jestem tym zboczonym.- powiedział, po czym nachylił się, żeby szepnąć mi na ucho:
-Pilnuj się, nie znasz dnia, ani godziny.- po czym wyprostował się i jak gdyby nigdy nic, wyszedł.
-Co to kurwa miało być?- wykrztusiłam pod nosem. „Nie znasz dnia, ani godziny”???? Że co? Czy on mi właśnie groził? Nic z tego nie rozumiałam. Wciąż oszołomiona usiadłam przy biurku. Zauważyłam na nim białą kopertę zaadresowaną do mnie. Ashley ją tu przed chwilą rzucił. Otworzyłam i wyjęłam z niej złożoną kartkę. List.
Przeczytałam to trzy razy. Wow. Z wrażenia aż mi słów zabrakło. Ten list był eee... miły? Chyba nie ma takiego słowa, które opisałoby to co teraz czuję. Nie wiem co bardziej mnie zaskoczyło. Sama inicjatywa czy forma. Dobra, nie będę wybrzydzać. Przecież liczy się gest, prawda? Im naprawdę zależy, żebym z nimi mieszkała. W takim razie, naprawdę muszę się postarać z tą obiadokolacją. Poszłam do chłopaków.
-Chłopcy, to bardzo miłe, co napisaliście.- zaczęłam.
-Naprawdę ci się spodobał?- patrzył na mnie zszokowany Jake.
-Owszem. Był szczery. Mam nadzieję, że moja mama zobaczy w was to, co ja.
-A co zobaczyłaś?- zaciekawił się Jinxx.
-Pięciu, naprawdę świetnych facetów. Krótko się znamy, ale według mnie macie naprawdę ciekawe osobowości. Tak Ashley, o tobie też mówię.- wtrąciłam, bo widziałam jak już otwiera usta.- No, a poza tym, tworzycie ciekawą muzykę. Wysłałam mamie waszą płytę. Ona lubi różne gatunki muzyczne. Zobaczymy czy „Set the World On Fire” też jej się spodobało.
-A jeśli nie?- zmartwił się CC.
-Christian, trochę więcej wiary w moją matkę. Ona wcale nie jest taka straszna, jak Jonathan ją przedstawił.- zaoponowałam.
-Właśnie, czy tylko ja odnoszę takie wrażenie, że nasz manager się jej boi?- zapytał Andy.
-To dlatego, że gdy pierwszy raz się spotkali, trafił na jej zły dzień. Mama była wtedy nieźle wkurwiona inną sprawą, a Jonathan jeszcze truł jej dupę. To się po prostu skumulowało. Poza tym, wiecie jaki Jon ma czasem protekcjonalny ton. Potraktował moją mamę jak jakąś nadopiekuńczą mamusię. Mama sprowadziła go więc na ziemię, delikatnie mówiąc.-uśmiechnęłam się.
-Wiesz, w sumie to pocieszające, ze taki człowiek jak Jon, kogoś się obawia.-zaśmiał się Jinxx.
-Hahahah fakt. Dobra, ja przyszłam tylko po to, żeby podziękować za list. Ale następnym razem, jak wpadniecie na taki pomysł, to może niech go Jeremy napisze.- powiedziałam, za co oberwałam od Christiana z poduszki.
-Ej, niby dlaczego on ma pisać, co?- wydarł się na mnie. Nic nie odpowiedziałam, tylko podbiegłam do niego i poczochrałam po włosach.
-Moja fryzura!
-Jakbyś jeszcze jakąś miał!- śmiałam się.
-Nie żyjesz!- zaczął mnie gonić, po drodze popychając Biersack'a, który robił sobie fotkę.
-CC!! Zniszczyłeś mi zdjęcie!- Andy brał do ręki wszystko, co popadnie i rzucał w perkusistę. Przy okazji ja oberwałam różowym misiem. Różowym???? Rzuciłam się na Jinxx'a przewracając go.
-Jinxx, ratuj! Błagaaaam!- Jeremy zasłonił mnie przed atakami Comy i Biersack'a, jednak zauważył, jak Jake grzebie w jego torbie z rzeczami. Rzucił mnie więc w ramiona Ashley'a, który już od dłuższego czasu stał i śmiał się z nas wszystkich i poleciał do Jake'a.
-Ashley, puść mnie!- syknęłam.
-A magiczne słowo?- uśmiechnął się do mnie.
-Natychmiast cioto!
-Ej, teraz przegięłaś!- Purdy przekręcił mnie tak, że zwisałam głową w dół. Po chwili poczułam, jak zaczynamy się kręcić. Tylko nie to!
-Ashley przestań! Ja nie chcę! Chłopaki ratujcie!- darłam się, ale jakoś nikt nie kwapił się z pomocą. W sumie, nawet nie miał kto. Andy z CC'ym biegali po całym pokoju, rzucając w siebie różnymi przedmiotami, a Jake z Jinxx'em wyrywali sobie coś z rąk, drząc się przy tym w niebogłosy.
-Jake, to moje! Puszczaj szmato!
-Po moim trupie! I jaka szmato? Odezwał się pedał!
-Coo? Nazwałeś mnie pedałem? Pojebało cię do reszty???- Jinxx zdzielił Jake'a w łeb. Ashley się śmiał i kręcił się coraz szybciej. Zaczęłam krzyczeć jeszcze bardziej. W tym momencie do pokoju wsunął głowę, dziwnie blady, Jon.
-Ann, masz gościa.- powiedział, po czym do pokoju wepchnęła się jakaś osoba. Przekręciłam głowę tak, żeby coś zobaczyć i w momencie gdy rozpoznałam, kto stoi w progu, poczułam jak razem z Ashley'em przewracamy się na podłogę. O KURWA!!!!!
-Mama?!?!?!?!?!? 
*********************************************************************
Na początek, w liście jest dużo błędów, ale nie miałam już siły go poprawić. Co do poprzednich komentarzy (za które dziękuję z całego serca), nie spodziewałam się, że końcówka wywoła takie zamieszanie. Jak widzicie, to tylko Ella Cole. Ten rozdział jest jednym z dłuższych, zawarłam w nim kilka akcji, staram się przyspieszyć fabułę, więc proszę to docenić. DLATEGO LICZĘ, ŻE SKOMENTUJECIE. Najbardziej ciekawi mnie, co sądzicie o akcji z pocałunkiem. (ktoś się spodziewał?) Nie wiem, czy to był dobry pomysł, więc proszę, napiszcie co o tym sądzicie. (Wiele on nie zmienił, ale ok.) Scena trochę słaba, bo wyszłam z wprawy. Nie wiedziałam jaką piosenkę wybrać, bo jest ich sporo, ale w końcu sięgnęłam po zasoby sprawdzonego zespołu, dzięki któremu jestem tu, gdzie jestem. I nawet jestem tak miła, że nie trzymam Was w niepewności i zdradziłam, kto pojawił się na końcu... Dlatego też, jeśli tu weszliście, skomentujcie i weźcie pod uwagę to, że ja komentuję wszystko, co przeczytam. Nie ukrywam, że to motywuje, a ostatnio mam mały zastój weny. 
Standardowo, jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć, albo macie jakiś pomysł, bohatera, który mogłabym ewentualnie wpleść- piszcie. Akcja póki co rozgrywa się w lipcu 2012, ja mam wszystko zaplanowane do sierpnia 2013, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby coś dokombinować.
P.S. Jeśli się postaracie, następny rozdział dodam w czwartek. Chciałabym, żebyście wgłębili się w fabułę, póki mam czas pisać, potem może być gorzej. Tak w ogóle, słuchał ktoś z Was kiedykolwiek HIMa?
Uwielbiam Was wszystkich:*:*:*:*:*
Jak już wstanę z łóżka, to chcę tu pod spodem widzieć jakiś ruch, adekwatny do dziennej liczby wejść:D

9 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział świetny jak zawsze. Podobała mi się ta scena z pocałunkiem. Groźby Ash'a? Mmm...już nie mogę się doczekać co z tego wyjdzie. *-* Bobra to takie zboczone wyszło, ale niech będzie :p Ten list i wydarzenia po nim mistrzostwo! Cały czas się śmiałam. Jestem mega ciekawa reakcji mamy Ann po tym co zobaczyła. Mam nadzieję, że pozwoli jej zamieszkać z chłopakami. Trzymam za nich kciuki by dali radę ją przekonać i za ciebie by dalsze rozdziały były tak wspaniałe jak pozostałe. Pa :* :) ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, magiczne słowo (Natychmiast, cioto) mnie rozwaliło haha :D no to tak: nie spodziewałam się, że tak się to potoczy. Tak nagle :O ale po cholerę Ash rzucił się na tego plastika?! Jxhejbdbdxjdbdjsjc. Ten list jest taki słodki ojeeej ^^ a ta groźba mnie trochę przeraziła... będzie ostro, haha lubię to :D haha ta akcja pod koniec świetna *-* ciekawe, co zrobi mama Ann O.O CZEKAM NA NEXTA! • kropka, bo czytam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Kropko<3 "ale po cholerę Ash rzucił się na tego plastika?!"- chcicę miał hahah, już ty coś powinnaś na ten temat wiedzieć, patrząc na wiecznie spragnionego Adama:-D

      Usuń
  3. Kurde, faktycznie! Hahaha :D ale to nie zmienia faktu, że jestem na niego (Ash'a) zła! :S I oby się poprawił! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że po północy dodam następny, więc sama ocenisz, czy Ashley, gdy trzeba, potrafi stanąć na wysokości zadania, czy może jest niereformowalny buhaha:-D

      Usuń
  4. Z rozdziału na rozdział podoba mi się coraz bardziej. Cholera, jak To robisz? Znowu nie mogłam się oderwać! No kurde, kolejne uzależnienie! Przepraszam ,ze nie komentowałam, ale znowu zgubiłam gdzieś adres bloga, a wejście w profil użytkownika jest takieeee męczące..
    Do rzeczy!
    Spodziewałam się, że to Ella. No bo kto inny? Modelki, mogą się znać. Ale zagadka.. O CO ONE SIĘ POBIŁY? No nic. Mam nadzieję, że się dowiemy.. kiedyś tam. Późniejsza scena z tańcem świetnie opisana, kocham Cie za nią. Dalej. Ash znów ma chcicę. Czy on zawsze musi mieć chcicę? Nie wie, że może sobie zrobić dobrze inaczej?
    A później jak do niej przyszedł, to myślałam, że na biurko rzucił gumki. "nie znasz dnia ani godziny, gdy przyjdzie Ash i cie zgwałci" XD Wybacz, musiałam.
    List mnie rozpierdolił. Taaa...Zaczynam podejrzewać, że ta dwójka cierpi na rozdwojenie jaźni..
    Końcówka.. cudeńko. Nie będę mówić, z czym mi się takie obracanie kojarzy, bo to chyba wiadome. Boję się reakcji jej mamy..
    Uff..rozpisałam się trochę. No nic. Kończę te zboczone wywody i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KOCHAM TWÓJ KOMENTARZ<3<3 Gumki... O kurwa! Popłakałam się ze śmiechu, aż się mama dziwnie na mnie patrzy:D Jakby Ash nie miał chcicy, to chyba byłby chory. Wiesz, samemu nie ma zabawy:D Taaak, zaczynam się przyzwyczajać, że wszystko piszę z podtekstem. O co się baby pobiły, to sama nie wiem, ale o nic ważnego, bo jakoś nie chce mi się tego wątku rozwijać... Leniwa jestem. Dziękuję<3
      P.S. Wiesz, tam po prawej stronie, masz takie dwa magiczne przyciski, wybierz sobie któryś i nic już nie będziesz musiała szukać i marnować energii:D:D:D

      Usuń
  5. Kurcze, jak człowiek jest starszy i wraca do tych rozdziałów, to widzi niektóre sprawy inaczej

    OdpowiedzUsuń