poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 24

-Zostaniesz moją dziewczyną?- spytał Drew.
-Słucham???- spojrzałam na niego zaskoczona.
-Chcę się móc tobą chwalić. Chcę żeby wszyscy wiedzieli, że jesteś moja.- patrzył na mnie z powagą.
-Ale przecież my się znamy dopiero dwa tygodnie! Nie sądzisz, że to za wcześnie?
-Przecież i tak zachowujemy się jak para. Poza tym, ja... zakochałem się w tobie.
-Co zrobiłeś??? Żartujesz sobie, prawda?- stałam z otwartą buzią.
-Nie. Mówię serio. Nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś takiego jak ty.
-Jeśli coś czujesz, to najwyżej zauroczenie. To nie jest miłość Drew!- zaczynałam się denerwować.
-Chyba wiem, co czuję. Dlaczego nie chcesz dać mi szansy?- spytał.
-Bo dla mnie to wszystko dzieje się za szybko. Przecież my o sobie nic nie wiemy.- zauważyłam.
-Mamy całą wieczność na poznanie się.- uśmiechnął się do mnie Drew. Jezu, jaki oklepany tekst.
-Dlaczego nie może być tak, jak dotychczas?
-Że nikt nie wie, że się ze sobą spotykamy, bo przy ludziach nie chcesz mnie wziąć nawet za rękę?
-To nie o to chodzi, że ja nie chcę, żeby nikt nie wiedział. Po prostu, cenię sobie prywatność. Nie lubię, gdy ktoś się patrzy.- mruknęłam. Taaak, oszukuj się dalej Anka.
-Chciałbym spędzać z tobą więcej czasu.- zaczął z innej strony Drew. Wybrał zły kierunek.
-Więcej? Przecież widujemy się codziennie.
-Co to jest te 2 godziny.
-Ale Drew. Nie zapominaj, że ja mam dwie prace i szkołę!- no kurwa, może mam z nim zamieszkać?
-Wiem. Ale przecież czasem mogłabyś zostać u mnie na noc. Pomógłbym ci w nauce itp.
-Poradzę sobie sama. A kiedy niby miałabym u ciebie nocować, jeśli jadę w trasę?
-Noo, na przykład, gdy spotkamy się gdzieś w Ameryce.
-Nie ma szans. Ashley w życiu się nie zgodzi.- wymsknęło mi się.
-Ashley?? A co on ma do tego?- warknął Drew.
-Parę godzin temu został oficjalnie moim opiekunem podczas trasy.- westchnęłam.
-ON?!?! Niby dlaczego? Nie chcę żeby on się tobą zajmował.- warknął, łapiąc mnie mocno za łokieć.
-Ale nie mam na to wpływu! Musiałam się zgodzić.- wyszarpałam się z jego uścisku.
-Niby czemu?
-Bo musiałam i tyle! Powiedzmy, że Jonathan'owi się nie odmawia.
-Oczywiście. Pewnie Ashley się ucieszył. Teraz już na pewno większość czasu będziecie razem.- powiedział złośliwie Fuller.
-No wyobraź sobie, że nie był zadowolony. Ale obydwoje wiedzieliśmy, że musimy się zgodzić. Poza tym, nawet gdyby ktoś inny został moim opiekunem i tak nie pozwoliłby mi, odłączać się od zespołu..- warknęłam.
-Ale chyba będziecie mieli jakiś czas wolny?
-Chłopcy na pewno. Ja, nie wiem. Wiesz, jakby nie patrzeć, jadę tam pracować, a nie odpoczywać.
-Wszystko fajnie, tylko pomyśl też o mnie.- mruknął obrażony.
-Nie rozumiem?
-Nie chcę się z tobą rozstawać na tak długo.
-To nie ode mnie zależy. Wiedziałeś praktycznie od początku, o moim życiu zawodowym. Musisz się z tym pogodzić, bo póki co, nie zamierzam nic zmieniać.
-Dobrze. Nie mówmy już o tym. Dalej nie odpowiedziałaś na moje pytanie.- zauważył.
-Moja odpowiedź brzmi: nie. Nie czuję się gotowa, żeby powiedzieć to wszystkim. Dziewczyny zamęczyłyby mnie pytaniami, a chłopaki też nie daliby żyć.
-To co teraz?- spytał poważnie.
-Wolałabym jeszcze trochę poczekać. Niech na razie wszystko zostanie tak, jak jest.- powiedziałam stanowczo.
-Chyba nie mam wyjścia.- westchnął.
-Przecież kiedyś to się zmieni. Na razie mam za dużo rzeczy na głowie.- starałam się załatwić to ugodowo.
-No dobrze. Ale obiecaj, że ten stan rzeczy nie będzie się ciągnął w nieskończoność.
-Obiecuję. A teraz muszę już wracać. Mam kilka rzeczy do zrobienia w związku z tą całą trasą. Do zobaczenia Drew.- uśmiechnęłam się. Chłopak lekko cmoknął mnie w usta i wsiadłam do samochodu. Następnie skierowałam się do domu. Muszę w końcu wybrać ciuchy na trasę.

Godzinę później.

Siedziałam na podłodze już pół godziny i patrzyłam jak Andy robi mi „porządki” w ubraniach. Segregował je na: do bani, ujdzie, może być, fajne. Oczywiście tych ostatnich było najmniej... Co ja mu poradzę, że mam tylko dwie koszulki z Batmanem? Na szczęście kilka innych bluzek zyskało jego aprobatę, ale i tak wychodzi na to, że będzie mi pożyczać swoje. W sumie, pasuje mi taki układ. Dzięki temu będę miała mało bagażu, bo wszystko będzie dźwigał Andy. Może sobie dzięki temu mięśnie wyrobi...
-No nie wierzę!- usłyszałam wrzask wokalisty.
-Co znowu?- przewróciłam oczami.
-Ty masz w szafie sukienkę! Cud! Czemu jej nie założyłaś ani razu?- patrzył na mnie z wyrzutem.
-Bo nie lubię? Preferuję wygodę, a nie jakieś kiecki. Poza tym, nie było okazji.- wzruszyłam ramionami. W tym momencie do mojej sypialni weszła reszta zespołu i walnęła się na moim łóżku.
-Co robicie?- spytał CC lustrując przy tym cały pokój.
-Pakujemy Ann na trasę. Patrz na to.- Biersack rzucił w niego moją sukienką.
-Coś takiego. Chłopaki! Czy wy widzicie to samo co ja?- wyrywali sobie ją z rąk. Idioci...
-Ej! Przymierz ją!- skierował się do mnie Jake.
-Nie ma mowy!
-Czemu? Boisz się, że będziesz wyglądać jak człowiek, a nie wiedźma?- uniósł brew Ashley.
-Odwal się. Nie chce mi się w nią wciskać. Poza tym, chyba jest za mała.
-Weź, ale ty jesteś.- posmutniał Jinxx.
-Wredna? Chamska? Wiem.- założyłam obrażona ręce na piersi.
-Okej. Dziś ci odpuścimy, ale obiecaj, że choć raz w tym roku się wystroisz.- pogroził mi palcem Andy.
-Dobra, obiecuję. Pasuje?- do końca roku jeszcze 5 miesięcy...
-Owszem. A teraz chodź tu. To są ciuchy na trasę. Masz je wziąć.- pokazał mi koszulki.
-Dużo ich...- spojrzałam na tshirty. Było ich aż... 4.
-Co ja ci poradzę, że reszta nie pasuje. Na szczęście masz jeszcze mnie. Może chłopaki też ci coś pożyczą.
-Tak. Wiem, że mam najwspanialszych facetów na świecie obok siebie.- rzuciłam się wokaliście na szyję. Najpierw się zdziwił, bo generalnie unikam takich gestów, ale po sekundzie odwzajemnił uścisk.
-Grupowe przytulasy!- wydarł się CC i razem z resztą rzucili się na nas. Już wiem jak czuje się sardynka w puszce... Po jakichś 5 minutach grupowego zgniatania się nawzajem, w końcu mnie puścili.
Schowałam resztę ciuchów do szafy, a te przeznaczone na wyjazd zaniosłam do prania. Chłopcy doradzili mi jeszcze, które rzeczy, oprócz koszulek, na bank mi się przydadzą i tak minął nam wieczór. Po wszystkim zeszliśmy na kolację, którą dziś robił Ashley. O dziwo, miał talent kulinarny. Już parę razy robił obiad i muszę przyznać, że trafił w moje gusta. No, ale oczywiście tego mu nie powiedziałam. Jeszcze by sobie pomyślał, że zaczynam go lubić czy coś... Dziś zaserwował nam zapiekankę. Przez całą kolację nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, przez co chłopcy wymieniali między sobą pytające spojrzenia. No tak, posiłki to nasze pory kłótni. Jakoś nie specjalnie chciało mi się zaczynać. Ashley też chyba nie miał nastroju. Wobec tego, cała kolacja upłynęła w miłej atmosferze. Rozmawialiśmy na temat trasy, obowiązków z nią związanych itp. To znaczy chłopcy opowiadali, a ja słuchałam. Czasem zerkałam na Purdy'ego i zastanawiałam się, jak taka osoba może się kimkolwiek opiekować... Bez uszczerbka na zdrowiu któregoś z nas się nie obejdzie...

Następny dzień, poniedziałek.

Obudziłam się i na dzień dobry spotkała mnie niespodzianka. Miesiączka. SUPER! U mnie to się powinno nazywać zupełnie inaczej... Dlaczego jestem wkurzona? Bo, kurwa mać, znowu dostałam wtedy, kiedy nie powinnam. Według kalendarza, to powinno być za 1,5 tygodnia. Chociaż... Jak się tak nad tym zastanowić, to dobrze. Będę mieć święty spokój w trasie. Chyba. Ale to nie zmienia faktu, że zdycham z bólu i jestem nieszczęśliwa. Ubrałam się dzisiaj w coś wygodniejszego (jakbym na co dzień, chodziła w garsonkach...) i zeszłam do kuchni na śniadanie.
-Hej Ann.- odezwało się chórem pięciu facetów.
-No. Hej.- westchnęłam, siadając na krześle. Następnie oparłam głowę na ręce i czekałam, aż ktoś się zlituje i poda mi jedzenie. Nie musiałam długo czekać. Nasz Tatuś szybko ogarnął, że coś ze mną nie halo.
-Smacznego. Coś nie tak?- spytał, podtykając mi talerz pod nos.
-Zabijcie mnie.- mruknęłam, grzebiąc widelcem w jajecznicy. Nawet jeść mi się nie chce. To znak, że już naprawdę ze mną źle.
-Wstałaś lewą nogą?- dociekał CC.
-Nie Christian'ku. Po prostu wszystko mnie boli i chcę umrzeć.
-To poczekaj do końca trasy. Teraz nie znajdziemy nikogo na twoje miejsce.- uśmiechnął się Jake. Nie odwzajemniłam gestu. Siedziałam tak, próbując coś przełknąć. Czy ja zawsze muszę się tak męczyć?
-Wyglądasz dziś jak prawdziwa wiedźma. I czemu nie jesz? Odchudzasz się?- prychnął Ashley.
-Fajnie.- powiedziałam cicho, nie zwracając uwagi na cokolwiek.
-Okej. Ona jest chora!- wskazał na mnie palcem basista.
-Co? Niby czemu?- zawołał Andy.
-Bo kompletnie nie reaguje na moje zaczepki i siedzi jakby miała zaraz ducha wyzionąć. No weź! Liczyłem na jakąś kłótnię!- spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Kłótnię? Ze mną? Po co?- mruknęłam, patrząc się na niego, jak na idiotę.
-Bo nasze kłótnie działają na mnie lepiej niż kubek kawy.- wyszczerzył się.
-Ann? Co ci jest? Źle się czujesz? Masz gorączkę?- Andy przyłożył rękę do mojego czoła.
-Niee. Daj mi spokój.- próbowałam się wyswobodzić z jego rąk, ale przy każdym gwałtowniejszym ruchu dostawałam skurczy. Świetnie.
-Czemu nic nie zjadłaś? Boli cię żołądek, zatrułaś się?- tym razem przesłuchiwał mnie Jinxx. Nic nie odpowiedziałam, tylko westchnęłam głośno.
-Ej! Ja wiem co jej jest!- Purdy lustrował mnie z góry na dół.
-Czyżby? To co takiego, nasz Sherlock'u?- zakpił CC.
-Wystarczy spojrzeć, co na siebie założyła. A poza tym nie reaguje kompletnie na nic. Muszę was zmartwić. Nasza „kochana” Ann się wyprowadziła. Na jakiś tydzień.- uśmiechnął się z wyższością Ash.
-Taki z ciebie znawca?! Ciekawe skąd to wiesz, bo w pornosach o tym nie mówią!!!- wybuchnęłam.
-Skąd wiesz? Oglądałaś?- szybko odbił piłeczkę.
-Dosyć! Może mnie ktoś oświecić?- warknął zirytowany Jake.
-Jeszcze zapomniałem dodać. Wahania nastroju. Ruda ma okres i tyle.- Purdy założył ręce na piersi.
-Nie ciesz się tak! Wtedy jestem jeszcze bardziej nieobliczalna niż zwykle!- syknęłam.
-Grozisz mi, dziewczynko?
-TAK! I spierdalaj ode mnie w końcu.- wstałam gwałtownie i skierowałam się do sypialni. Znalazłam tam swoje tabletki, które i tak na to nie działały, po czym zabrałam torbę i skierowałam się do garażu. Następnie pojechałam w stronę wytwórni.

Parę godzin później

Czułam, że zaraz serio wyzionę ducha. Jonathan zauważył, że nie daję rady i kazał mi jechać do domu. Chłopcy też już kończyli, ale mieli jeszcze jechać na zakupy. Wróciłam do domu i rzuciłam się na łóżko. Nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
Obudził mnie czyjś szept:
-Śpiąca królewno, pobudka.- mruknęłam tylko coś, próbując przykryć się kocem. Niestety, mój osobisty budzik miał inne plany. Poczułam delikatny uścisk na nadgarstkach. Jednocześnie ktoś zaczął mnie łaskotać po policzku.
-No ej. Czy ty myślisz, że to dla mnie przyjemność? Wrobili mnie, to cię budzę. No wstań.- rozpoznałam po głosie basistę. Otworzyłam powoli oczy i pierwsze, na co się natknęłam, to zaniepokojony wzrok Ashley'a. Pewnie się bał, że mu przyłożę.
-Czemu mnie budzisz?- spytałam.
-Bo już 17. Chłopaki stwierdzili, że zaburzysz sobie rytm czy coś tam.- usiadł koło mnie, poprawiając sobie włosy.
-Okej.- mruknęłam, próbując się podnieść. Niespecjalnie mi to wychodziło, więc Purdy trochę mi pomógł, podciągając za rękę. Skierowałam się do łazienki. Ogarnęłam się trochę i stwierdziłam, że teraz mogę pokazać się ludziom. Po powrocie do sypialni zdziwiłam się, bo ciągle siedział tam Ashley.
-Kazali mi cię osobiście przyprowadzić.- wzruszył ramionami, widząc moje pytające spojrzenie. Kiwnęłam tylko w odpowiedzi głową i poszliśmy na dół. W salonie czekała już reszta. Na stole przed nimi walały się jakieś płyty i żarcie.
-Co wy kombinujecie?- spytałam.
-Ooo Ashley, przeżyłeś!- rzucił się mu na szyję wokalista. Okeeej.
-Siadaj młoda. Postanowiliśmy zrobić coś dla ciebie i po konsultacjach z naszymi dziewczynami, a także po wysłuchanych wskazówkach naszego seksuologa Ashley'a, zorganizowaliśmy ci rozrywkę, w ten, jakże ciężki dla ciebie dzień.- wygłosił swoją przemowę Jake. Następnie zostałam siłą posadzona na kanapie i owinięta kocem. Kurczę, miałam pamiętać, że po nich można się wszystkiego spodziewać.
-Dramat czy komedia romantyczna?- zapytał mnie Jinxx, machając mi przed nosem płytami.
-Porąbało was? Albo sensacja, albo normalna komedia, byle naprawdę śmieszna!- oburzyłam się. Ja i dramat? Dobry żart.
-No ja wam już od dawna powtarzam, że to wiedźma.- skwitował zszokowane miny chłopaków, Ash.
-Młoda, kocham cię! Jeśli tak ma wyglądać ten tydzień, to możesz nawet miesiąc mieć okres.- dał mi buziaka Christian.
-Ej, bez przesady, okej? Siedem dni w zupełności starczy.- zaprotestowałam. Chłopcy rozsiedli się wokół mnie, tak, że teraz opierałam się o perkusistę, a nogi miałam położone na Jake'u. Obok niego zmieścił się jeszcze Jinxx, a Andy z Ashley'em siedzieli przede mną na dywanie, oparci o kanapę. Puścili „Niezniszczalnych 2” i zaczęliśmy oglądać. Oczywiście moi kochani współlokatorzy nie zapomnieli o jedzonku. Były czipsy, ciastka, jakieś zakąski, ogromny słoik nutelli i specjalnie dla mnie, duża czekolada. Kurczę, chyba jeszcze spodobają mi się „te” dni. Chłopcy przeżywali akcję w filmie gorzej niż mecz, z tą małą różnicą, że teraz ja wydzierałam się razem z nimi. Nie od dziś lubię Jason'a Statham'a i za każdym razem gdy się z kimś bił, wrzeszczałam „Dołóż mu! No wal, kurwa!! Mocniej!” W międzyczasie faceci analizowali każdy najmniejszy ruch aktorów i zastanawiali się, czy ja też bym tak umiała. Wolałam tego jednak nie sprawdzać...

Tydzień później. 31 lipca, wtorek.

Spotkaliśmy się wszyscy w wytwórni. To znaczy ja, zespół i Jonathan. Dziś wyjeżdżamy w trasę. Pierwszy koncert jest już jutro w Maplewood, w Minnesocie. Jedziemy już dziś, bo czeka nas 28 godzin w tourbusie. Suuuper. Moja choroba lokomocyjna się ucieszy.
-Ann. Tu masz wszystkie potrzebne dokumenty. Wpisałem ci też kilka przydatnych rzeczy do twojego terminarza. Jakby co, telefon znasz. Ale nie powinnaś mieć jakichś problemów. Tu masz identyfikator, który wszystko rozwiąże. Ashley, tu jest zaświadczenie, że jesteś jej opiekunem. W razie potrzeby udzielenia jej pomocy lekarskiej, pokazujesz ten świstek. Masz go mieć zawsze przy sobie. Ale jakby co, to kopię ma jeszcze Ann i Jinxx.- Jonathan wydawał kolejne rozporządzenia.
-Fajnie. Możemy już ruszać? Trochę się nam spieszy...- zauważył Andy.
-Chwila! Niech pomyślę, to chyba wszystko. Możecie już iść, zanieść bagaże. Ann, zostań jeszcze na momencik.- zawrócił mnie Jon.
-Coś nie tak?- spytałam, gdy wszyscy już wyszli.
-Chciałbym ci tylko przypomnieć, co jeszcze jest twoim obowiązkiem.
-Pamiętam. O tym nie da się zapomnieć.- syknęłam. Dobrze wiedziałam, że chodzi mu o Ashley'a.
-Cieszę się, że zgodziłaś się na swojego opiekuna.
-A miałam jakieś inne wyjście?- prychnęłam.
-Nie. Posłuchaj, gadałem ze sponsorami. Jakimś cudem, te zdjęcia do nich nie dotarły. Ale i tak są krytycznie nastawieni do obecności basisty w tym zespole.
-Chwila! Chcą go wywalić? Nie mogą! Przecież wtedy odejdzie reszta.- zaoponowałam.
-Wiem! Dlatego proszę, postaraj się. Rozumiem, że będzie ci ciężko, ale to naprawdę gra o wysoką stawkę.
-Świetnie! Jeśli go nie upilnuję, to rozpad zespołu będzie moją winą. Wiesz co, lepiej już zacznij szukać jakichś nowych rozwiązań, bo nie wierzę, że to się uda.- burknęłam. Jonathan nic nie odpowiedział. Zabrałam torbę z fotela i ruszyłam na zewnątrz.
-Szerokiej drogi i... powodzenia.- mruknął mój szef.
-Nie dzięki.- ostatni raz spojrzałam na niego smutno i skierowałam się do tourbusa. Trasę czas zacząć.
***************************
Przez arcyciekawe zdjęcia Jake'a na fejsie, o mały włos zapomniałam, że chciałam dodać nowy. Jeszcze przeżyłam zawał serca, bo myślałam, że usunęły mi się wszystkie rozdziały:(:(:( I widzicie! Miałam dodać jutro, ale jestem tak miła, reaguję na Wasze prośby, że wrzucam dziś. Więc może te osoby, które nie komentują, łaskawie ruszą swoje zacne cztery litery i to zrobią???? Już i tak dodaję co dwa dni, więc może by to ktoś, do cholery, docenił... Ann i dzieciaczki jadą w trasę<3. Jak dla mnie, to następne rozdziały są nudne i ta trasa się ciąąągnie i ciągnie. Jak to wszystko przebrniecie, to będzie zajebiście. Nie byłam nigdy w takiej trasie, więc sorry, ale nie za bardzo siedzę w temacie. Starałam się, jak mogłam, żeby ją uatrakcyjnić. No i jak widać, wymyśliłam, że chcą wywalić Ashley'a z zespołu. I teraz pytanie: zrobią to, czy nie zrobią... Oks, idę spać, chociaż wstałam o 13. Nie pytajcie, dlaczego. Na koniec takie tam trzy wariaty. Nowy w środę-piątek, zależy od mojego kaprysu.


sobota, 27 września 2014

Rozdział 23


Z prędkością światła wyleciałam z sypialni, zatrzaskując drzwi. Na korytarzu wpadłam na chłopaków.
-Ann? Co się stało? Czemu krzyczałaś?- pytali jeden przez drugiego. Z całej siły wtuliłam się w CC'ego, mówiąc, a raczej próbując powiedzieć:
-B-bo... U mn-nie...
-Ann. Przestań się trząść i spokojnie powiedz, o co chodzi.- złapał mnie mocno za ramiona Jake.
-Tam coś jest!- krzyknęłam.
-Gdzie?
-No w pokoju! Coś dużego! I lata! ZABIERZCIE TO STAMTĄD!!!!!- szarpałam za koszulkę gitarzysty.
-Dobra. Uspokój się. Zaraz zobaczymy. CC, zabierz ją, bo zaraz zemdleje.- zarządził Jinxx. Christian pociągnął mnie delikatnie na dół. Usiadł na kanapie, a sam posadził mnie sobie na kolanach. Cały czas przytulałam go mocno.
-Hej, mała. Nie bój się.- głaskał mnie po głowie. -Co właściwie się stało?
-Noo, weszłam do pokoju... Rzuciłam torbę i coś usłyszałam. Następnie zapaliłam światło, a to coś, co tam było... Podleciało w moją stronę.- próbowałam się jakoś opanować. Po chwili usłyszeliśmy schodzących chłopaków.
-I co?- spytał CC.
-Nietoperz. Musiał wlecieć niechcący. Ale już go wypuściliśmy.- wytłumaczył Jake.
-Jakim cudem nietoperz wleciał mi do pokoju?- byłam w szoku.
-Czasem się tak zdarza. Nie martw się, już drugi raz nie przyleci.
-Jak mam się nie martwić?! On leciał w moją stronę! Chciał mi coś zrobić!!!- panikowałam.
-Wystraszył się, gdy zapaliłaś światło i tyle.- wzruszył ramionami Jinxx.
-Wstrętny potwór.- wzdrygnęłam się.
-Ej! Co ty masz do tego zwierzaka? Nietoperze są fajne!- zaoponował Andy.
-W każdym bądź razie, możesz iść już spokojnie do siebie.
-O nie! Ja tam nie będę dziś spać! Mowy nie ma! Nie zmrużyłabym oka!- założyłam ręce na piersi.
-Ooo, czyli to znaczy, że chcesz spać ze mną?- ucieszył się Ashley.
-Chciałbyś Ash. Ann zostanie u mnie.- zgasił jego entuzjazm Coma.
-Niby czemu u ciebie?- spytał basista.
-Bo ze mną będzie bardziej bezpieczna niż z tobą.
-Czyżby?
-Okej. Ann zostanie dziś z CC'ym. On i tak uśnie w ciągu 5 minut.- zauważył Jinxx.
-Dobra. Muszę iść do siebie po ciuchy. Mógłby ktoś pójść ze mną?- byłam gotowa ich błagać.
-Ja pójdę.- ziewnął Jake. Szybko poszliśmy na piętro. Przed moimi drzwiami, zatrzymałam się na chwilę. Jake jednak nic z sobie tego nie zrobił i wręcz wepchnął mnie do pokoju. Rozejrzałam się ostrożnie, po czym szybko złapałam piżamę i błyskawicznie zamknęłam się w łazience. Umyłam się i przebrałam, po czym wróciłam do Jake'a.
-Dziękuję Jake'uś.- dałam mu buziaka i pociągnęłam na korytarz.
-Spoko. Śpij dobrze. Jakby coś, to budź Christian'a, o ile ci się to uda.- mruknął, po czym zamknął się u siebie. Skierowałam się do sypialni perkusisty. Akurat wychodził z łazienki. Oczywiście był bez koszulki. Zauważyłam, że żaden z nich nie śpi ubrany w tę część garderoby. Dlatego tak bardzo polubiłam wspólne śniadanka hahah. Tylko Ashley i Andy schodzili rano do kuchni, zwykle w pełni ubrani.
-Po której stronie chcesz spać?- spytał CC, poprawiając poduszki.
-Obojętne.- wzruszyłam ramionami.
-Dobra, to śpisz po prawej. Jest dalej od okna.- wyszczerzył się. Położyliśmy się, zachowując odpowiednią odległość. Jakoś nie przepadam, za dotykiem drugiej osoby, gdy próbuję zasnąć. Z resztą, podobno w nocy biję ludzi, gdy ktoś chce się przytulić. Ułożyłam się wygodnie na brzuchu i spojrzałam na perkusistę.
-Czemu się śmiejesz?- spytałam.
-Zastanawiam się, czy powiedzieć Lauren, że z tobą spałem.
-Hm, to zależy, jakby to przyjęła.- zauważyłam.
-Mam nadzieję, że byłaby trochę zazdrosna.
-Żebyś tylko nie przesadził. Ja chcę żyć.- zauważyłam.
-No, ale ukrywać też tego nie mogę. Dobra, powiem jej jak było. W sumie, to Jinxx zadecydował, że możesz ze mną spać. Jakby co, będzie na niego.- wyszczerzył się Coma.
-Powiedz jej, że chciałeś mnie chronić przed Deviantem. To ją powinno przekonać.- zaśmiałam się.
-Wasze kłótnie są już nudne. A słyszałem, że Drew podobno jest o niego zazdrosny...
-Taa. Widział nas dwa razy, gdy byliśmy blisko siebie i coś sobie ubzdurał.- westchnęłam.
-Jak macie nie być blisko siebie, skoro razem pracujecie i mieszkacie.- zauważył CC.
-Otóż to. To już bardziej powinien być zazdrosny, no nie wiem... O ciebie, bo dziś z tobą śpię, albo o Jake'a, bo spędzamy wspólnie dużo czasu.
-Jak ci idzie nauka z naszym gitarzystą?
-Całkiem nieźle. Umiem już kilka waszych piosenek. Ale raczej nie będę gitarzystką. To nie dla mnie.
-A co jest dla ciebie?- zainteresował się.
-Sama nie wiem. Mam kilka zawodów, które mnie ciekawią. Ale do tego potrzeba studiów.
-A wracając jeszcze do Ash'a. Przyznaj się, to ty pomogłaś mu, gdy wrócił narąbany?- spytał z zaciekawieniem CC.
-Ja nic o tym nie wiem. Dobra, późno już. Dobranoc.- chciałam jak najszybciej zakończyć tę rozmowę.
-Dobranoc młoda.- zaśmiał się lekko CC, kręcąc głową. Cholera. Domyślił się. Super! Poprawiłam poduszkę i po jakimś czasie zasnęłam.

Następny dzień, niedziela

Obudziło mnie chrapanie. Spojrzałam wściekła na Christian'a, który spał w najlepsze, wydając z siebie dźwięki podobne do traktora. Walnęłam go z łokcia w żebro, ale wcale go to nie ruszyło. Aah, zapomniałam, że jego trudno dobudzić. Westchnęłam ciężko i wstałam z łóżka. Następnie skierowałam się do swojego pokoju, gdzie umyłam się i przebrałam. W dzień już nie bałam się tam wejść. Następnie, jak zwykle związałam włosy i zbiegłam po schodach do kuchni. Niestety, nie była pusta. Siedział tam już Ashley, pijąc kawę. Wyminęłam go bez słowa i zaczęłam przygotowywać sobie kanapkę. Usiadłam naprzeciwko niego i zaczęłam jeść. Było świetnie, dopóki się nie odezwał:
-Masz już listę koncertów?- spytał. Dobra, na tematy zawodowe jeszcze mogę z nim gadać.
-Wstępnie mam. Ale dostaniecie ją dopiero jutro, bo musiałam dopisać jeszcze Anglię.- odpowiedziałam.
-Do dupy. Zawsze Download Festival był w czerwcu, a teraz nagle wymyślili sobie wrzesień. Mam nadzieję, że nie będzie lać.- mruknął niezadowolony.
-Ej, fakt. Przecież to Wielka Brytania. Trzeba będzie spakować jakieś konkretne ciuchy. Ile razy już tam graliście?- spytałam.
-Na Download? Raz. W zeszłym roku. I było zajebiście gorąco. To dość prestiżowy festiwal. Co roku zapraszają naprawdę popularne zespoły.- rozmarzył się basista.
-Czekaj. W telefonie mam rozpiskę, kto będzie w tym roku.- zaczęłam szperać w telefonie. Ashley przesiadł się obok mnie. Znalazłam odpowiednie zdjęcie i razem czytaliśmy linijka po linijce, listę wykonawców.
-Eh, z naszego dnia, oprócz BMTH, to nic ciekawego nie ma.- burknął Ash.
-Twierdzisz, że Trivium i Metallica są nudne?- zdziwiłam się.
-Nie. Chodziło mi raczej o to, że nie spotkamy nikogo znajomego. Wszyscy występują w niedzielę. Coś takiego! Będzie Sebastian Bach! I Will Control. Okeej. Zostajemy do końca festiwalu.- wyszczerzył się.
-Co? Czemu niby? I o kim ty do mnie mówisz, w ogóle?- spytałam.
-Nie znasz Sebastiana Bacha?! Dziecko, na jakim ty świecie żyjesz? A co do William'a, to nasz kumpel, ale bardziej trzyma się z Andy'm. Niedługo poznasz go lepiej.
-Nie mów na mnie „dziecko”! I czemu mam go poznać lepiej? Poza tym, Jonathan zgodzi się, żebyśmy zostali do końca?
-Jeśli nie mamy w niedzielę żadnego koncertu, a nie mamy, to pozwoli. A William będzie występował gościnnie na naszej płycie. Andy się ucieszy.
-A macie już setlistę?- spytałam.
-Nie. Myślę, że dziś, albo jutro nad nią siądziemy. Ale pewnie to i tak nic nie da, bo podczas koncertu zmienimy zdanie.- wzruszył ramionami Purdy.
-A to podobno kobiety ciągle zmieniają zdanie.- westchnęłam.
-Bo tak jest.
-No ja jakoś tak nie robię.- zaoponowałam.
-Bo ty nie jesteś kobietą tylko wiedźmą.- wyszczerzył się. W odpowiedzi tylko pokręciłam głową.
-Podobno dogadałaś się z... Drew.- powiedział powoli.
-Owszem. Ale i tak masz przerąbane, że mu powiedziałeś.- odparłam oschle.
-Ej! Dałaś mi w twarz i wrzuciłaś do basenu. Jeszcze za mało?
-Tak!
-Mówiłem ci, że sam się prosił. Poza tym, nie zrobiliśmy nic złego.
-To trzeba mu to było powiedzieć od razu!
-Nie mogłem przegapić jego miny. Znalazłaś sobie nieodpowiedniego faceta. On traktuje cię jak własność.- zauważył.
-Po pierwsze: to moja sprawa, ślubu z nim nie biorę. Po drugie: znasz lepszego kandydata?- spytałam.
-Eee... Nie. Ale od razu cię uprzedzam: lepiej dla niego, żeby mnie więcej nie podpuszczał.- syknął.
-Z tobą to gorzej niż z dzieckiem.
-No wyobraź sobie, że to tak, jak z tobą. W dodatku muszę ściemniać obcym ludziom, że cię lubię.
-I jeszcze przez miesiąc będziemy razem przez całą dobę. Chyba pójdę do apteki po coś na uspokojenie.- mruknęłam.
-Lepiej od razu wykupmy sobie wizyty u psychiatry po trasie.- prychnął. Na tym zakończyliśmy naszą arcyciekawą rozmowę. Każde zajęło się swoim telefonem. I w takiej właśnie sytuacji zastała nas reszta chłopaków, wchodząc kilkanaście minut później do kuchni.
-Em? Dobrze się czujecie?- spytała na powitanie Jake. Popatrzyliśmy na niego, jak na idiotę.
-O co ci chodzi?- odpowiedział pytaniem basista.
-Noo, siedzicie obok siebie. W ciszy. Nie kłócicie się, anie nie bijecie.- zauważył Jinxx.
-Ćwiczymy przed trasą.- odparłam.
-Co ćwiczycie?- popatrzył na nas dziwnie CC.
-Tolerowanie obecności drugiej osoby.- burknął Ash. Andy uniósł brwi w zdziwieniu, ale nic się nie odezwał.
-A, przypomniało mi się. Dzwonił Jon i kazał nam dziś jeszcze wpaść do wytwórni.- powiedział Jinxx.
-Po co? I czemu nie zadzwonił do mnie?- zdziwiłam się.
-Nie mam pojęcia na obydwa pytania. Ale i tak musimy tam pojechać, zostawić sprzęt.
-Dobra. Musimy się z tym szybko uwinąć, bo nie mam czasu.- poprawiłam kucyka.
-A co będziesz robić?- odezwał się w końcu Andy.
-Pewnie ma randkę z tym pajacem.- mruknął Purdy.
-To nie jest randka i nie nazywaj go tak! Umówiliśmy się na miasto.- wzruszyłam ramionami.
-Spotykasz się z nim codziennie i twierdzisz, że to nie randki?- burknął wokalista. A temu co?
-Nie sądzę, że randka powinna wyglądać tak, jak nasze spotkania. Dobra. Idę się uczyć.- wstałam od stołu i skierowałam się do siebie.

Parę godzin później

Uczyłam się polskiego, gdy przyszedł do mnie Jake.
-Młoda, zbieramy się.
-Okej. Tylko skończę to czytać.- wskazałam na książkę. Jake walnął się na łóżku obok mnie i zaczął czytać mi przez ramię. A raczej próbował czytać, bo nic z tego nie kumał.
-O ja pierdole.- szepnął. -Co to w ogóle jest?- wyrwał mi książkę, oglądając ją ze zmarszczonymi brwiami.
-Mój ojczysty język, Pitts!- warknęłam, próbując odzyskać swoją własność.
-Ale tego nawet nie da się czytać, nie wspominając o mówieniu!- zaoponował.
-To wcale nie jest takie trudne, jak się wydaje. Dobra, chodźmy.- wstałam i skierowałam się na korytarz. Jake poszedł za mną. Na dole czekaliśmy jeszcze chwilę na resztę, po czym skierowaliśmy się do samochodów. Tym razem jechali ze mną Andy i Jake. Reszta jechała vanem ze sprzętem, który prowadził Jinxx.
Po jakimś czasie dojechaliśmy na miejsce. Chłopcy wypakowywali sprzęt, a ja skierowałam się od razu do biura Jon'a.
-Hej. Co jest takiego ważnego, że ściągasz nas tu w niedzielę?- burknęłam, wchodząc do jego gabinetu.
-Mam kilka spraw. Ale to, jak przyjdzie reszta. Tu masz rozpiskę miejscowości. I lista hoteli. Załatwiłem wam kilka nocy w normalnych warunkach. Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy ostatnio?- spojrzał na mnie pytająco.
-Jak mogłabym zapomnieć.- syknęłam, przypominając sobie naszą ostatnią rozmowę u niego w domu.
-To świetnie. Dla własnego dobra nie nawal.- ostrzegł mnie, jednocześnie przybierając miły wyraz twarzy, bo zespół właśnie do nas dołączył.
-Cześć chłopaki. Siadajcie. Omówimy kilka rzeczy.
-Na początek mamy sprawę. Chcemy zostać na Downloadzie do końca.- szybko wtrącił Ashley.
-Tak? A to z jakiej racji?- spytał Jonathan.
-W niedzielę będzie tam Control. Chcemy się spotkać. Poza tym, wtedy będziemy mieć już wolne.- wytłumaczył Andy.
-Hmm. Ann, masz coś przeciwko?- skierował się teraz do mnie, Jon.
-Nie.- mruknęłam. Było mi to obojętne. Jeden dzień w tą, czy w tamtą...
-Dobrze. Możecie zostać. Wobec tego, cały sierpień spędzicie w trasie. Po powrocie, przychodzicie do studia, dalej tworzyć, a w październiku znowu wyruszacie. Tym razem na dłużej, bo macie koncerty także w Europie. Jakieś pytania?
-Jedno. Kiedy będziemy mieć jakieś wolne?- burknął Jake.
-Po śmierci.- uśmiechnął się szyderczo Jon. Super, tyle czasu w trasie. Ciekawe, kiedy zdążę się przygotować do matury.
-Co z moją szkołą?- spytałam zdenerwowana.
-Musisz uczyć się w trasie. Jak wrócicie, we wrześniu przydzielę ci asystenta. Jest jeszcze jedna sprawa. Dotyczy właśnie ciebie.- zaczął powoli Jon.
-Mnie? O co chodzi?- zaciekawiłam się.
-O to, że jesteś niepełnoletnia. Ja tam z wami nie będę, więc przygotowałem oświadczenie przekazania sprawowania opieki. Musicie je tylko podpisać.
-Dobra, dawaj je.- przewróciłam oczami.
-Chwila! Kto w takim razie zostaje opiekunem Ann? Jinxx?- spytał CC.
-Nie. Wybrałem inną osobę.- odpowiedział Jon, jednocześnie podając mi pismo. W miejscu nazwiska opiekuna widniał...
-Ashley?- wykrzyknęłam.
-To Ashley.- powiedział jednocześnie Jon. Wszystkim opadła szczęka.
-Jaja sobie robisz?- spytałam równocześnie z Purdy'm.
-Nie.- odparł Jon.
-Ale ja się nie zgadzam.- warknęłam.
-Ja też nie!- szybko dodał basista.
-Nie obchodzi mnie to! Tak postanowiłem i macie się do tego zastosować.
-Gówno mnie obchodzi, co postanowiłeś! Nie chcę, żeby on się mną „opiekował”. On nawet o siebie nie umie zadbać!- krzyczałam.
(tak bardzo dorosły)
-A ja nie zamierzam być niańką! Tym bardziej niańczyć tą wiedźmę! Pojebało cię do reszty Jonathan!!- machał rękami wściekły Purdy.
-Dość! Obydwoje się zapominacie! Powiedziałem już raz, mam w dupie wasze zdanie! To ja jestem szefem. Wydałem polecenie, a wy macie się do niego zastosować!
-Ty zwariowałeś! Przecież to się nie uda!- wydarłam się.
-To się postaraj, żeby się udało. Poza tym, zauważ, że wyświadczyłem ci w pewnym stopniu przysługę!- warknął ciszej Jon. Pokręciłam tylko z niedowierzaniem głową i wybiegłam z pokoju, głośno trzaskając drzwiami. To jakaś farsa. Ashley ma być moim opiekunem. Szłam korytarzem przed siebie, aż doszłam do okien. Oparłam się o parapet i schowałam twarz w dłoniach. Jak on mógł mi to zrobić? Przecież dobrze wie, jak bardzo nie lubię się z Purdy'm. Muszę to jakoś odkręcić. Usiadłam na podłodze, próbując ochłonąć. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedział Jon. Wyświadczył mi przysługę... Ja pierdole! On w ten sposób stara się ułatwić mi kontrolowanie basisty! Mam go pilnować, żeby nie robił afer, a mam to robić dyskretnie. Jaki jest najlepszy sposób na przebywanie przez większość czasu ze znienawidzoną osobą, nie wzbudzając podejrzeń? Zostać jego podopieczną. Kurwa mać. Nie mam wyjścia. Muszę się zgodzić. Westchnęłam głęboko, po czym wstałam i skierowałam się z powrotem do gabinetu Jonathan'a. Wlokłam się, jak najbardziej się dało, ale w końcu dotarłam do drzwi. Otworzyłam je i weszłam do środka. Wszyscy się na mnie patrzyli. Spojrzałam przelotnie na Ashley'a i spytałam bezbarwnym głosem:
-To gdzie mam podpisać?
-Zgadzasz się?- zdziwił się Ash. Reszta także przesyłała między sobą pytające spojrzenia.
-Tak. To tylko papier. A ja nie zamierzam odstawiać jakichś cyrków podczas trasy.- wzruszyłam ramionami. Zadowolony z siebie Jonathan, podsunął mi świstek. Szybko złożyłam na nim swój podpis. Ashley jeszcze chwilę się namyślał, ale ostatecznie też to zrobił. Spojrzałam ostatni raz wściekła na Jon'a i bez słowa wyszłam. Czekałam na resztę przy samochodzie. Po chwili wyszli z budynku.
-Nie wierzę, że się zgodziłaś.- wybuchnął Purdy.
-Nikt nie kazał zgadzać się tobie.- syknęłam i wsiadłam do auta. Czekałam aż chłopcy do mnie dołączą i ruszyłam gwałtownie. Przez całą drogę nie odezwałam się ani słowem. Musiałam się skupić, żeby nie przekroczyć za bardzo prędkości, będąc razem z Andy'm i Jake'iem. Zatrzymałam się przed domem, ale nie wysiadałam.
-A ty nie idziesz?- spytał wokalista.
-Nie. Jestem umówiona przecież.- odparłam, siląc się na spokojny ton.
-Okej. Tylko nie przesadź na drodze.- mruknął do mnie Jake. Jak on dobrze mnie zna... Kiwnęłam tylko głową i z piskiem opon wyjechałam na ulicę.
Zaciskałam ręce na kierownicy, nabierając prędkości. Próbowałam się jakoś opanować, ale nerwy brały górę. Jakoś dojechałam do miejsca spotkania z Drew. Chłopak czekał już na mnie.
-Hej. Chodźmy się przejść.- dał mi buziaka i ruszyliśmy, trzymając się za ręce, przed siebie.
-Stało się coś?- spytał, lekko dotykając mojego policzka.
-Problemy w pracy. Nie chcę teraz o tym mówić. Ale to ty miałeś jakąś sprawę.- powiedziałam.
-No tak. Bo za tydzień wyjeżdżasz w trasę, prawda?- zaczął. Przytaknęłam.
-Ja też mam sesje w kilku miejscach i zastanawiam się, czy jeśli byłbym niedaleko ciebie, moglibyśmy się spotkać?
-Hm. To zależy od ilości pracy, jaka mnie czeka. Jeśli będę mieć chwilę czasu, to czemu nie.- uśmiechnęłam się. Drew odwzajemnił gest, a następnie przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Spędziliśmy tak dobrą godzinę. W końcu, postanowiłam się zbierać do domu, bo jutro czekała na mnie praca. Fuller niechętnie mnie puścił i odprowadził do samochodu. Nagle, w połowie drogi zatrzymał się.
-Coś nie tak?- spojrzałam na niego.
-Tak. To znaczy nie. Ohh. Po prostu mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- zaczął.
-Pytanie? Jakie?- spytałam.
-Zostaniesz moją dziewczyną?
 ********************************
 Z dedykacją dla It's like I'm sleepwalking, gdyż ponieważ, jako jedyna dobrze kombinowała z "gościem w sypialni":D I tak, Ashley został opiekunem Ann. Cieszycie się? W ogóle, ten rozdział powinnam zadedykować jeszcze CC'emu (mój mistrz<3), za to, że upił Ashley'a tak, że ten zaczął rapować:):):) Szkoda, że tego nie widziałam... Miałam dodać jutro, ale będę litościwa. Next w poniedziałek, albo wtorek. Wszystko zależy od liczby komentarzy, bo po coś się jednak produkuję, co nie? I dziękuję wszystkim, którzy skomentowali poprzedni, to nieźle motywuje<3 I znów proszę, aby anonimki się podpisywały. Fajnie wiedzieć, kto jest taki kochany i poświęca swój czas, żeby coś tu naskrobać. Miałam coś jeszcze napisać, ale jak zwykle zapomniałam. I na koniec gif, który świetnie oddaje moją minę, gdy czytam już skończony rozdział. Moja wyobraźnia mnie przeraża...
P.S. Taak, wiem, że Drew wszystkich wkurwia. Ale pocieszę Was, w kopiach roboczych doszłam do etapu, w którym go wypierdalam:D Jak ktoś ma jakieś szalone pomysły, życzenia (oprócz pornosa:P) na fabułę po trasie koncertowej (która niedługo się zacznie), to może śmiało pisać. Zobaczę, co da się zrobić. Buziaki, Black...

czwartek, 25 września 2014

Rozdział 22

Piątek.

Cały tydzień nie odzywałam się do Ashley'a. On też unikał mnie jak ognia. Przez chwilę myślałam nawet, że się dogadamy, ale jak zwykle się przeliczyłam. Z Drew w końcu wyjaśniliśmy sobie wszystko. Spotykamy się codziennie, całujemy itp., ale dalej nie jesteśmy oficjalnie razem. Podoba mi się taki układ. Nie lubię zobowiązań. Mój dzień wyglądał teraz tak, że rano jechałam do studia, potem na sesję, a wieczory spędzałam z Drew. Padałam na twarz, ale nie mogłam z niczego zrezygnować. Rozmawiałam też z Jonathan'em i obiecał, że da mi kogoś do pomocy. Ja, już oficjalnie, obejmę stanowisko tour-managerki, a w dokumentach będę występować jako drugi manager zespołu. Dodatkowo muszę załatwić z Boris'em ograniczenie ilości sesji zdjęciowych. Wyrobiłam już sobie jako taką pozycję w modelingu, więc mogę zacząć wybrzydzać. Po trasie koncertowej mam się skupić na nauce i pracy w wytwórni. Myślę, że jakoś sobie poradzę. Grunt, że mam wsparcie wszystkich wokół.
Dzisiaj wieczorem, znów miałam się spotkać z Drew, jednak odwołałam to. Musiałam się jakoś przygotować na jutrzejszy koncert. Poza tym, ciągle bolała mnie głowa. Umówiłam się więc, w końcu do okulisty. Wizyta mnie nie usatysfakcjonowała. Pomijając już to, że nienawidzę chodzić do lekarza. Okazało się, że mam jakąś dziwną reakcję na soczewki. Podobno to z powodu zmiany klimatu. W tej części USA jest zupełnie inne powietrze niż w Polsce. Weszłam wkurzona do domu i opadłam na fotel w salonie. Była tam cała piątka.
-I jak wizyta?- spytał Jinxx.
-Zajebiście.- warknęłam.
-To znaczy? Coś nie tak?- zaniepokoił się Andy. On stanowczo przesadza z tą troską.
-Tak. Nie. To znaczy dostałam jakieś krople i niby to ma mi pomóc.- rzuciłam w chłopaków opakowaniem.
-To w czym problem?- uniósł brew Jake.
-W tym, że za nic w świecie nie zapuszczę sobie kropli do oczu.- podniosłam głos.
-Niby czemu nie?
-Bo mam jakąś fobię. Jak widzę tę kroplę, która zaraz ma mi wpaść do oka, zaczynam odczuwać ból.- mruknęłam. Cała piątka wybuchnęła śmiechem.
-Dzięki za zrozumienie.- zasłoniłam głowę poduszką.
-Wytłumacz mi coś.- odezwał się Ashley. Wow. On mówi! -Jak to jest, że na luzie zakładasz sobie soczewki, co nie jest zbyt przyjemne, a nie umiesz sobie zakropić oczu?!
-Skąd mam wiedzieć?! Jakbym znała przyczynę mojej blokady, to już bym dawno się jej pozbyła. Nie ma innej opcji: musicie mi pomóc.- spojrzałam na zespół zdesperowana.
-Mamy to robić za ciebie?- upewniał się CC.
-Tak!
-A jeśli nikogo nie będzie w pobliżu, co wtedy?
-Wtedy oślepnę, umrę z bólu i tyle.- wzruszyłam beztrosko ramionami.
-Dobra. Nie żartuj sobie, bo zaraz Andy zejdzie ze strachu na zawał.- uspokoił moje głupie poczucie humoru Jinxx. -Ile razy dziennie masz je stosować?
-Raz. A w miarę potrzeby, dwa.
-Dobra. To po prostu przyjdziesz do któregoś z nas. Andy, oddychaj. Ona nie umiera.
-Wal się. Jesteście dziwni, wszyscy.- mruknął obrażony wokalista. Przewróciłam tylko oczami. Pomogłam jeszcze Christian'owi zrobić kolację, po czym wszyscy poszliśmy spać. Jutro miał być koncert Black Veil Brides. Mój pierwszy koncert jako managera...

Sobota

Cały przedpołudnie chodziłam poddenerwowana. Chyba z 10 razy sprawdzałam w komputerze, czy wszystko na pewno jest załatwione. Przez cały ten czas CC i Andy siedzieli ze mną w pokoju. Andy ćwiczył głos, a CC wpychał we mnie ciastka, twierdząc, że koniecznie muszę przytyć. Jednak udało mi się przełknąć tylko jedno. Byłam tak zestresowana, że mój żołądek związał się w supeł. W końcu zaczęłam się przygotowywać do koncertu. Ubrałam się w przygotowane wcześniej przeze mnie ciuchy. Wyszłam z łazienki. Na mój widok, CC mało nie udławił się ciastkiem.
-Chyba nie chcesz jechać TAK ubrana?- spytał, patrząc przerażony.
-Niby czemu nie?- zlustrowałam swój strój. Koszulka, dżinsy, trampki.
-Kobieto. Ty występujesz tam jako członek naszej ekipy. Musisz wyglądać jak my. CHŁOPAKI!!!!- wydarł się perkusista. W 10 sekund w moim pokoju pojawiła się reszta zespołu.
-Co jest?- spytał zdyszany Jinxx.
-Mamy problem. Trzeba ją przebrać. Ona nie może pojechać w tych ciuchach.- pokazał na mnie CC. Założyłam obrażona ręce na piersi.
-Wiedziałem, że tak będzie.- westchnął Jake. -Czekajcie chwilę.- wyszedł z pokoju, po czym wrócił z torbą pełną ciuchów.
-To są nasze ubrania na trasę. Właśnie przyszły z pralni. Wybierzcie jej coś.- kiwnął w moją stronę gitarzysta. No heloł! Ja tu jestem!
-Dobra. Zajmę się nią. Ashley i Andy, zostajecie. Wy możecie się dalej szykować.- Christian machnął ręką w stronę gitarzystów.
-Ej! Czekaj. Przecież są jeszcze te nowe ciuchy, które będziemy sprzedawać fanom! Można zrobić z niej chodzącą reklamę.- zawołał Ash.
-Fakt. Leć coś poszukać, a my tu ogarniemy.- popchnął Purdy'ego w stronę drzwi, Andy.
-Siadaj. Pomaluję cię.- pociągnął mnie na krzesło Coma.
-Umiem sama!- warknęłam.
-Wiem, ale ja zrobię to szybciej.- powiedział. Andy tymczasem przeglądał walające się na podłodze podkoszulki. W końcu wcisnął mi do ręki jakieś ciuchy i kazał je założyć. Gdy CC skończył się nade mną znęcać, skierowałam się do łazienki. Ledwo poznałam się w lustrze. Moje oczy, były teraz mocno obrysowane czarną kredką. Przejechałam jeszcze usta pomadką. Włosy jak zwykle związałam w kucyka, którego teraz dodatkowo owinęłam w koka na czubku głowy. Następnie ubrałam to, co dał mi Andy. Wyszłam z pokoju. Na mój widok Andy i CC uśmiechnęli się szeroko.
-W końcu wyglądasz jak nasz manager. To przyniósł Ashley.- wokalista podał mi kurtkę. Była naprawdę świetna. Założyłam buty i byłam gotowa.
-Nie tak prędko. Jeszcze to.- CC przewiązał mi bandanę z ich logiem przez szlufkę. Wzięłam jeszcze torbę i okulary przeciwsłoneczne, bo na razie panowała wysoka temperatura. Na szczęście koncert miał się odbyć w jakimś klubie. Inaczej chyba bym się roztopiła. Zbiegłam szybko po schodach na dół, gdzie czekała reszta.
-I jak?- spytałam, wchodząc do salonu. Chłopcy patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami.
-No, Ann. Wyglądasz świetnie.- wyszczerzył się Jinxx.
-Dobra. Skoro młoda w końcu wygląda jak człowiek, czy możemy łaskawie jechać?- zauważył Purdy, gdy już skończył skanować mnie wzrokiem.
-Okej. Chodźcie.- zawołał Jake. Spakowaliśmy się wszyscy do ich ośmiomiejscowego vana. Chłopcy stwierdzili, że koncert ma się odbyć tylko 45 minut drogi stąd, więc postanowili, że sami tam dojedziemy. Wcześniej podjechali jeszcze pod studio, żeby zapakować sprzęt.

Po dotarciu na miejsce, skierowałam się do organizatorów koncertu, a chłopcy udali się do swojej garderoby. Dostałam swoją wejściówkę i takie same identyfikatory dla zespołu. Oprowadzono mnie jeszcze po sali, w której chłopaki mieli grać. Przed nimi miał jeszcze wystąpić jakiś zespół. Podpisałam wszystkie dokumenty i protokoły. Ustaliliśmy jeszcze, że po koncercie Brides'i poświęcą trochę czasu na autografy i zdjęcia, a ekipa od organizatorów pomoże im z powrotem spakować sprzęt. Po jakimś czasie wszystko było załatwione, więc udałam się do garderoby chłopaków, po drodze mijając jeszcze jakąś grupkę dziewczyn. Na mój widok natychmiast zamilkły i obserwowały mnie uważnie. Po ich ciuchach poznałam, że to fanki. W pewnym momencie, jedna z nich mnie zawołała:
-Przepraszam...
-Tak?- odwróciłam się.
-Ty jesteś z ekipy Black Veil Brides?- spytała jakaś w czarnych włosach.
-Owszem. Chcecie coś konkretnego? Bo trochę się spieszę.
-Nie. Nic. Tak tylko...
-Okej.- kiwnęłam głową, po czym weszłam do pokoju chłopaków.
-Co tak długo?- spytał Andy.
-Musiałam porozmawiać z organizatorami. Po drodze zaczepiły mnie jeszcze wasze fanki. Wiedzą, że jestem z ekipy. Ciekawe skąd?- uniosłam brew.
-Noo, może coś tam wspomniałem w wywiadzie...- podrapał się po głowie wokalista.
-Uduszę cię.- mruknęłam. Jakoś nie chciałam być rozpoznawalna. Ceniłam sobie prywatność, niezależność, a teraz obcy ludzie wiedzą kim jestem.
-Och, no musiałem im wspomnieć, że z nami mieszkasz. Inaczej dziennikarze od razu zaczęliby wymyślać jakieś historie, że któryś z nas zdradza swoją dziewczynę, albo... jeszcze coś gorszego.- próbował jakoś wybrnąć z ostatniego zdania, Andy. I tak wiedziałam, co miał na myśli. Obca laska, mieszkająca z pięcioma facetami... Pewnie jakaś puszczalska, żeby nie nazwać tego dosadniej. Za chwilę miał się zacząć pierwszy koncert. Wyszliśmy więc z chłopakami, żeby udać się na wyznaczone przez organizatorów miejsca. Oczywiście któryś z nich musiał coś odjebać. Tym kimś był CC, który porwał mnie na barana i zaczął biegać w kółko. Śmiałam się z tego, dopóki o mały włos nie przywaliłam w baner reklamowy. Fani patrzyli się na nas dziwnie, dopóki nie rozpoznali CC'ego. Natychmiast rzucili się w naszą stronę, więc Coma zaczął uciekać, ze mną na plecach, do góry po schodach. Znaleźliśmy się teraz na jakimś prowizorycznym piętrze, skąd mieliśmy widok na całą scenę i fanów. Zespół supportujący Black Veil Brides był całkiem niezły. W końcu chłopcy zostawili mnie samą, a sami poszli się przygotować do występu. Po jakichś 5 minutach wyszli na scenę przy ogłuszającym pisku i rozpoczęli show. Na początku ich zachowanie na scenie mnie bawiło, ale szybko poddałam się nastrojowi, jaki chcieli wywołać. Andy właściwie cały czas biegał i skakał po scenie. Reszta też co chwilę się przemieszczała. Ashley śpiewał w kilku piosenkach razem z Andy'm jako wokal wspomagający. Właściwie oni wszyscy śpiewali. Przy „Fallen Angels” straciłam kontakt z rzeczywistością. Matko, ta solówka chłopaków. Za to, o ile przy poprzednich piosenkach, jakoś się trzymałam, tak przy „Ritual” umarłam. W życiu nie przeżywałam tak żadnego koncertu. Chyba właśnie zakochałam się w Black Veil Brides... Chryste, przy tej piosence mało się nie poryczałam, jednocześnie szczerząc się jak idiotka. Chyba naprawdę jestem bipolarna. Chłopaki tymczasem kontynuowali swój występ. Andy zdzierał gardło, gitarzyści machali głowami na prawo i lewo, nawet CC szalał tak, że miałam wrażenie, że za chwilę zacznie chodzić razem z perkusją... Wpatrywałam się w nich jak zaczarowana. Po według mnie, chwili, ktoś złapał mnie za łokieć. Koleś od organizatorów. To znak, że koncert już się kończy. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Ta moja „chwila” trwała 45 minut! Byłam w szoku. Niepocieszona zbiegłam po schodach, udając się za kulisy. Weszłam do garderoby, gdzie po chwili pojawił się zziajany zespół. Ogarnęli się szybko, po czym posadzili mnie na stole i pochylili się nade mną z minami psychopatów. Powinnam się bać?
-I jak ci się podobało? Tylko szczerze, jak na spowiedzi!- pogroził mi palcem Jinxx.
-Byliście zajebiści, niesamowici, fenomenalni, cudowni...- zaczęłam wyliczać używając wszystkich znajomych przymiotników. Chyba spodobała im się moja odpowiedź, bo momentalnie się wyszczerzyli.
-Jest tylko jedne minus.- powiedziałam i zauważyłam zaniepokojone miny chłopców. Muszę ich trochę postresować.
-No jaki?- spytał bezbarwnym głosem, CC. Zaśmiałam się w duchu, mówiąc:
-DLACZEGO TAKI KRÓTKI?!?!?!?!?!
-Jezu, musisz tak robić?- oparł się o mnie Andy. -Krótki, bo tak zawsze trwają koncerty.
-A ty ile byś chciała?- popatrzył na mnie Jake.
-Tak ze 3 godziny minimum.- odpowiedziałam szybko.
-Hahah, nie mamy tyle piosenek, żeby grać tyle godzin.
-Dobra, chłopaki. Chodźcie, fani czekają.- poruszał znacząco brwiami, Jinxx. Chłopcy wyszli z garderoby, a ja chwilę po nich. To co zobaczyłam, zaszokowało mnie. Ja wiedziałam, że oni mają dużo fanów. Ale to, jak ci ludzie się zachowywali, to jakaś masakra. Andy podszedł do jakiejś grupy, ale za sekundę musiał się cofnąć z pomocą ochroniarzy, bo zostałby bez koszulki. Patrzyłam na to wszystko z szeroko otwartymi oczami. Okeeej. Chyba już mnie nic nie zaskoczy w życiu... Obserwowałam, jak każdy z chłopaków robi sobie zdjęcia z fanami. Wcześniej myślałam, że największą gwiazdą jest Andy, ale to chyba tylko media przedstawiają go jako lidera. Wszyscy byli po równo obdzieleni fanami. Nawet Jake się uśmiechał, a robi to dość rzadko, w porównaniu z resztą. Nagle usłyszałam krzyk:
-Ruda, chodź tu!- to był Ashley. Podeszłam do niego i grupy ludzi.
-Co się stało?- spytałam.
-Markery mi się wypisały.- mruknął. Westchnęłam i podałam mu dwa nowe. Już miałam odchodzić, ale któraś z dziewczyn tam stojących, spytała czy mieszkamy razem.
-Niestety tak.- odpowiedziałam, patrząc na Purdy'ego, który tylko zacisnął zęby.
-Czemu niestety?- dopytywały. -Ja to bym chciała mieszkać z całym zespołem.
-Hmm, może to wydaje się teraz fajne, ale na dłuższą metę jest męczące.- powiedziałam powoli.
-Zgadzam się, ta tutaj ma okropny charakter.- wtrącił Ash, wskazując na mnie.
-Nie słuchajcie go. On tylko żartuje. Chłopcy są cudowni, ale przy wspólnym mieszkaniu wychodzą różnice wynikające z tego, że ja jestem innej płci.
-Jesteśmy cudowni?- prychnął Purdy, przerywając podpisywanie kartek.
-Tak Ashley.- uśmiechnęłam się do niego ciepło, chwytając delikatnie jego ramię. Rany, jak ja się muszę poświęcać... Tak kłamać obcym ludziom.
-Lubicie się?- spytała jakaś, na oko, szesnastolatka. Kurwa, też wymyśliła.
-Oczywiście, inaczej bym z nimi nie mieszkała. Są dla mnie jak bracia.- wyszczerzyłam się, jednocześnie zaciskając mocno palce na ramieniu basisty.
-Właśnie. Ann należy do naszej rodziny i nie wyobrażamy sobie życia bez niej.- Ashley pogłaskał mnie po głowie, jak małe dziecko. Spojrzałam na niego ostrzegawczo, na co tylko się cwaniacko uśmiechnął.
-Dobrze. To ja was zostawię.- pożegnałam się szybko i skierowałam w stronę pracowników klubu, którzy teraz pakowali sprzęt. Za chwilę dołączyli do mnie gitarzyści.
-Annie, możesz poprowadzić? Ja jestem padnięty.- spytał Jake.
-No okej.- wyjęłam z torby klucze od auta, które przedtem dali mi chłopcy na przechowanie. Zmęczenie biło od całej piątki na kilometr. Ja tymczasem, byłam nienaturalnie pobudzona koncertem. Wszyscy spakowaliśmy się do auta. Ashley jeszcze coś tam marudził pod nosem, ale CC go uciszył. Pewnie się bał, że znowu będę szaleć na drodze. Usiadłam za kierownicą, a koło mnie zajął miejsce Jinxx. Ruszyłam powoli spod klubu i udałam się w kierunku domu. Nie miałam zamiaru jechać za szybko, bo raz, że mi się nie chciało, a dwa, to dawno nie jeździłam tak dużym autem i trochę się bałam. No, ale przecież im tego nie powiem...

Wróciliśmy do domu cali i zdrowi. Nie spowodowałam żadnej kraksy, Ashley się nie darł, czyli jest dobrze. Po przekroczeniu progu, wszyscy zgodnie udaliśmy się do kuchni. Nikomu nie chciało się już gotować, poza tym było późno, więc zadowoliliśmy się zwykłymi kanapkami.
-Kurde, patrzcie.- zawołał w pewnym momencie Jinxx. -Mam dziurę w koszulce.
-Zahaczyłeś o coś, czy któraś z fanek tak cię urządziła?- spytał Jake.
-Nie mam pojęcia.
-Właśnie. Widziałam jak ochroniarze musieli cię ratować, Andy.- uśmiechnęłam się.
-Nie przesadzaj, po prostu trochę poniosło dziewczyny.- wzruszył ramionami.
-Taa, trochę. Czekaj! Ty to lubisz!- wytknęłam mu, zaskoczona. W odpowiedzi wokalista tylko się delikatnie uśmiechnął.
-Ciekawe co na to Juliet.- uniosłam brew.
-Nic. Wie, że to tylko fanki.
-No tak. Pewnie ona też ma branie wśród chłopaków chodzących na jej koncerty.
-Ufam jej. Poza tym, jej muzykę słuchają raczej dziewczyny niż faceci.- powiedział zadowolony z siebie.
-Naprawdę? A ostatnio widziałam na zdjęciach, jak podpisywała się jakiemuś kolesiowi. Swoją drogą niezły był.- zauważyłam, śmiejąc się w duchu. Andy ze złości tylko zacisnął zęby, ale nic nie skomentował. Zjedliśmy kolację, po czym poprosiłam chłopców, żeby któryś zapuścił mi te cholerne krople do oczu. Padło na Jinxx'a. Przeszliśmy do salonu, gdzie położyłam się na kanapie. Kiedy Jeremy się nade mną pochylił, roześmiałam się.
-Z czego się śmiejesz?- spytał, odsuwając się.
-Bo jak pochylasz się nade mną w tym makijażu i ze skupieniem na twarzy, to to wygląda, jakbyś chciał mi coś zrobić.
-Hahah. Tak, zamierzam cię zjeść, ale najpierw muszę cię odpowiednio do tego przygotować.- pomachał mi kroplami przed oczami. -To jak? Gotowa?
-No dobra. Ale zrób to szybko i bezboleśnie, okej?
-Postaram się.- przytrzymał mi powiekę. -Ej! Ale może nie zaciskaj oczu, co? Jak mam ci to zrobić?
-No, ale co ja poradzę, że się boję!- zaprotestowałam. W końcu, jakoś mu się udało zapuścić te krople. No przyjemne to nie było. Leżałam jeszcze przez chwilę, po czym udałam się powoli do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i rzuciłam torbę na podłogę. Obok siebie usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał. Zapaliłam światło i wrzasnęłam...
*************************
Nie wiem, o co kaman, ale jakoś mało wyświetleń miał poprzedni rozdział... Dzisiejszy musi być nudny, żeby następny był ciekawszy. Czy ktoś tutaj wgl lubi Drew? An i Ash, taka "przyjaźń" między nimi. Dziękuję, za komentarze:) Next w sobotę, bądź niedzielę. Wszystko będzie zależeć, od komentarzy, no i liczby wyświetleń, bo te ostatnie pokazują, że jeszcze trochę osób nie przeczytało ostatniego. I jako, że dziś mam crusha na Jinxx'a, to oprócz gifu (gifa?), wrzucam jeszcze zdjęcie<3 Żeby nie było, jest tam jeszcze Jake. Fotka byłaby idealna, gdyby nie wjebał się niechcący Ashley...

wtorek, 23 września 2014

Rozdział 21


Zdjęcia przedstawiały chłopaków, podczas różnych czynności. Zakupy, spacery. Andy kłócący się z kimś przez telefon, CC z piwem. Byłam w szoku.
-Dalej nie rozumiem, o co ci chodzi.- mruknęłam, marszcząc brwi.
-Obejrzyj do końca.- podpowiedział Jon. Przeleciałam jeszcze kilka fotek. W końcu mój wzrok zatrzymał się na jednej. Przedstawiała Ashley'a w towarzystwie prawie nagich kobiet. Zaśmiewali się z czegoś, a przed nimi stało kilka butelek alkoholu. Normalka. Rzuciłam zdjęcia z powrotem na biurko.
-Możesz mi powiedzieć, co to wszystko, kurwa, ma znaczyć? Śledzisz ich?!- podniosłam ton.
-Uważaj z kim rozmawiasz! Nie śledzę, tylko obserwuję.- odpowiedział lodowato.
-Mnie też „obserwujesz”?- ironizowałam.
-A powinienem?- szybko odbił piłeczkę.
-Nie denerwuj mnie Jonathan! Dobrze wiesz, że to nie skończyłoby się dla ciebie dobrze!- tak, miałam swoje za uszami, o czym Jon dobrze wiedział. I wiedział, że mnie lepiej nie prowokować. -Może łaskawie wyjaśnisz mi teraz wszystko?
-To bardzo proste. Na początku sponsorom bardzo podobał się ten zespół. Byli oczarowani ich sposobem bycia, muzyką, wizerunkiem. Ale po jakimś czasie, zainteresowali się Purdy'm. Niestety, ich początkowa sympatia, powoli zamienia się w niechęć. Nie podoba im się to, że ciągle pije i baluje z panienkami o wątpliwej reputacji. Swego czasu mieli na celowniku też Andy'ego, który od zawsze dość kontrowersyjnie się wypowiada. Jednak dużo zmieniło to, że zakochał się w Juliet. Ostatecznie trochę też popuścił i już nie obwieszcza całemu światu wszystkich swoich przemyśleń. Mimo wszystko, wciąż go obserwują. Posłuchaj, staram się zdobyć nowych sponsorów, żeby chłopcy mogli nagrać ten swój film, ale średnio mi to idzie. Dodatkowo wytwórnia powoli zaczyna się interesować poczynaniami całego zespołu. Musimy coś zrobić, żeby trochę załagodzić ich wizerunek.
-Wszystko fajnie, tylko dalej nie wiem, czemu kazałeś ich obserwować!- wytknęłam mu.
-Żeby pierwszy wiedzieć o ich ewentualnych ekscesach i móc się jakoś przygotować merytorycznie. Nie jesteś w tym biznesie od wczoraj. Dobrze wiesz, jakie zagrywki mają inni managerowie. - i tu Jonathan trafił w czuły punkt. Owszem, miałam na ten temat obszerną wiedzę. Znałam takie zespoły, którzy oprócz, wypisanych dozwolonych zachowań i ubrań, mają nawet rozpiski posiłków. A wszystko po to, żeby odnieść sukces komercyjny. Show-biznes jest okrutny. Wkurwiona własną bezradnością, wyszłam na taras. Podeszłam do barierki, na której zacisnęłam mocno palce. Jestem w dupie. I to w głębokiej dupie. Co ja mam teraz zrobić? Usłyszałam kroki.
-Ann, posłuchaj. Na razie wszystko w miarę wygląda. Musimy tylko coś zrobić z Ashley'em. W dodatku, ostatnio imprezuje razem z CC'ym. Wiesz, że nie mam nic przeciwko, dopóki nie robią wokół siebie zamieszania.
-To co, mam ich przykuć do kaloryfera?!?!- wybuchłam. Wzięłam leżące na stole papierosy i lekko trzęsącymi się dłońmi, odpaliłam jednego.
-Przecież masz astmę, nie możesz, zapomniałaś?- spytał spokojnie Jon.
-W dupie mam teraz astmę. Są ważniejsze problemy. Poza tym, ty też miałeś rzucić.- warknęłam, zaciągając się mocno. Kiedyś popalałam, ale po jednym z ataków duszności, przestałam. Teraz po prostu musiałam zająć sobie czymś dłonie.
-Masz jakiś pomysł?- spytałam zrezygnowana, opierając się o ścianę.
-Jedynym wyjściem jest ich ciągłe pilnowanie w trasie. Ja nie mogę jechać z wiadomych względów.
-Czyli to wszystko spada na mnie.- dokończyłam.
-Wiesz co zmalowali na ostatniej trasie?- spytał, nie patrząc na mnie.
-Nie mam pojęcia.- znowu się zaciągnęłam, próbując jakoś się uspokoić.
-CC i Ashley poszli do hotelowego baru, gdzie się spili, następnie z butelką wódki rozpoczęli spacer po terenie hotelu, przy okazji robiąc sobie jaja i rozwalając śmietniki. Kierownictwo hotelu wywaliło cały zespół.- powiedział. Wyobraziłam sobie tę scenę i mimowolnie się roześmiałam.
-Dobra. Mam ich niańczyć. A co będzie, jeśli jednak w pewnym momencie ich nie upilnuję?
-Mam kilka opcji.
-Czy jest jakaś korzystna dla mnie?- spytałam retorycznie.
-Nie. I jedna gorsza od drugiej. Dlatego lepiej będzie dla ciebie, jeśli się postarasz. Moje pomysły, to jednak nic w porównaniu z rozwiązaniami, jakie zaproponowała mi wytwórnia. Nie chcesz wiedzieć, jakie czekają was konsekwencje, jeśli nad nimi nie zapanujesz.- spojrzał współczująco.
-Słuchaj, gdy zgadzałam się na współpracę z tobą i zespołem, nikt słowem nie wspomniał, że mam ponosić konsekwencje ich durnego zachowania!- na nowo się zdenerwowałam.
-Dobrze wiesz, że jeśli zespół nawala, to pierwszymi osobami do zwolnienia są osoby z managementu. Czyli my.
-W co ja się wpakowałam. Jestem skończona.- powiedziałam z niedowierzaniem.
-Nie myśl o tym. Po prostu skup się na trasie. Ewentualne problemy omówimy, jak już wrócicie.
-Dobrze, że ta trasa trwa tylko niecały miesiąc. -westchnęłam, gasząc papierosa.
-Eem, niezupełnie...
-Słucham?! O czym ty mówisz?
-Okazało się, że chłopaki dostali zaproszenie na Download Festival w Anglii. Odbędzie się on kilka dni po skończonej tej części trasy. Polecicie tam od razu, po ostatnim koncercie w Ameryce.- sprecyzował.
-Ty chyba sobie jaja robisz???- krzyknęłam. -Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałeś???
-Bo to wyszło dopiero parę dni temu. Nie martw się, już wszystko załatwiłem.
-Nie wierzę. No po prostu, nie wierzę! Dobra. Nie mam ochoty z tobą dłużej rozmawiać. Nara!- wróciłam do gabinetu, skąd zabrałam torebkę i wsiadłam do auta. Odpaliłam silnik i ruszyłam z piskiem opon. Jednak zamiast jechać do domu, pojechałam na salę, gdzie trenuję.
Szybko przebrałam się w dres i założyłam rękawice. Chyba przez godzinę napierdalałam w worek. Zawsze pomagało, ale nie tym razem. Czułam coraz większy ból w rękach, ale nie przestawałam. Musiałam się jakoś wyładować. W końcu, zmęczona, opadłam na kolana. Dlaczego nie mogę mieć problemów, jak typowa osiemnastolatka? Zawsze się w coś właduję. Albo mam taką zdolność stwarzania problemów, albo jestem tak głupia. Bo jak inaczej wyjaśnić to, że w wieku 15-16 lat, brałam udział w wyścigach jakichś bogatych dzieciaków? Albo w zeszłym roku, udział w bójce z jakimiś osiłkami? Nieźle wtedy oberwałam. Pierwszy papieros, kac, to przy tym pikuś. Ah, no i przecież zadawałam się z ludźmi z gangu. Fakt, nie do końca byłam wtedy świadoma, że w nim są. Ja, głupia, myślałam, że broń noszą dla obrony. Naiwne dziecko... Gdyby nie Jon i RJ już dawno byłabym w poprawczaku, a przynajmniej miałabym kuratora. Jonathan... Teraz zaczęło coś do mnie docierać. Dlaczego mam wrażenie, że on wiedział, co planuję, będąc jeszcze w Polsce? Ta propozycja współpracy wypłynęła dość nagle. Nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi, ale nie chce mi się teraz nad tym zastanawiać. Teraz muszę jakoś poradzić sobie z Brides'ami. No właśnie. Powinnam im powiedzieć, że są obserwowani, czy nie? Jeśli im powiem, okażę nielojalność wobec wytwórni, a im to i tak w niczym nie pomoże. Jeśli zaś nie powiem, to gdy wszystko wyjdzie na jaw, poczują się oszukani. Inna sprawa, czy ja ich w ogóle potrafię okłamywać? Zrezygnowana wstałam i udałam się pod prysznic. Następnie wróciłam do domu.
Ledwo przekroczyłam próg, udałam się na poszukiwania jakiegoś alkoholu. Świetnie, mam ich pilnować, żeby nie pili, a sama mam zamiar to robić. Otwierałam każdą szafkę po kolei, aż w końcu znalazłam upragnioną butelkę.
-Co ty robisz? Przecież jesteś niepełnoletnia.- powiedział Jinxx, stojący za mną. Odwróciłam się powoli w jego stronę.
-Jerry, odpuść.- powiedziałam zmęczonym głosem.
-Co się stało?
-Nie chce mi się teraz gadać, naprawdę.- wyminęłam go i ze szklanką w ręce, usiadłam na fotelu, podciągając kolana pod brodę. Jinxx wyszedł z salonu, ale nie długo cieszyłam się samotnością. Za chwilę wrócił, tym razem z resztą. Rozsiedli się na kanapie i podłodze i wpatrywali się we mnie wyczekująco.
-Mamy mały problem.- w końcu zebrałam się w sobie. -Wytwórnia zaczęła się wam przyglądać. Jon dał mi do zrozumienia, że jeśli któryś z was odjebie coś w trasie, dosięgną nas konsekwencje. Jakie, jeszcze nie wiadomo. Ale podobno to nie będzie nic przyjemnego.
-Co Jonathan dokładnie ci powiedział?- uniósł brew Andy.
-Nie chcesz wiedzieć. Po prostu między koncertami ograniczcie trochę balowanie. Ma być pełna kultura. Mówię to zwłaszcza do was, chłopaki.- wskazałam na Ash'a i CC'ego. -Jon powiedział mi o waszych ostatnich... ekscesach. To się ma więcej nie powtórzyć.- powiedziałam stanowczo.
-Może jeszcze mam w ogóle nie wychodzić nigdzie na miasto?- warknął Ash.
-Ashley przestań! Po prostu postaraj się pilnować. Tylko o to cię proszę.
-Dobra. Jakoś damy radę. Nie martw się tak.- powiedział pojednawczo CC.
-Łatwo wam mówić.- zaśmiałam się pod nosem. Dopiłam alkohol i udałam się do sypialni.

Następny dzień, niedziela.

Rozpoczęłam dzień w nie najlepszym nastroju. Próbowałam się uczyć, ale niezbyt mi to wychodziło. Po obiedzie zrezygnowana udałam się do ogrodu. Było ciepło, więc usiadłam w cieniu. Chłopaki w tym czasie korzystali z życia i kąpali się w basenie. Próbowali mnie namówić, żebym spróbowała, ale nie dałam się. Leżałam, ucząc się matmy, gdy ktoś zasłonił mi oczy, jednocześnie lekko cmokając mnie w policzek. Zaskoczona, przed sobą spostrzegłam Drew. Nie tylko ja byłam zdziwiona, chłopcy również.
-Co ty tu robisz?- spytałam.
-Stęskniłem się. A ty nie?- uśmiechnął się, siadając obok mnie.
-Eeem. Nie wiem.- bąknęłam. -Kto cię wpuścił?
-Christian. To bardzo sympatyczny facet.
-Tak. Oni wszyscy są sympatyczni.
-Tylko żaden oprócz niego, mnie nie lubi.- zauważył.
-Wydaje ci się. Poza tym, jestem ich młodsza siostrą i się martwią.- wzruszyłam ramionami. Poczułam, jak ręka Drew, delikatnie dotyka mojego uda. Spojrzałam na niego pytająco.
-Nie chciałabyś spędzić ze mną trochę czasu... na osobności?- spytał uwodzicielskim głosem.
-Teraz? Niespecjalnie. Próbuje się uczyć. Możesz siedzieć koło mnie, albo idź się zaprzyjaźniać z chłopakami.- wróciłam do czytania książki.

Perspektywa Jake'a

Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem Drew w naszym ogrodzie. I jeszcze ten buziak... Czy ja o czymś nie wiem? Poszedłem do kuchni, gdzie teraz stała reszta chłopaków, objeżdżając CC'ego.
-Stary! Po co go tu wpuściłeś?- syczał Andy. Wyglądał, jakby miał szczękościsk.
-Miałem mu zamknąć drzwi przed nosem?- bronił się perkusista.
-To wcale nie byłby taki głupi pomysł.- mruknął Jinxx. -Nie podoba mi się ten cały Drew.
-Chłopaki, rozumiem was, ale musimy też wziąć pod uwagę zdanie Ann. Przecież ona zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała, że spławiłem tego... no.- wciąż tłumaczył CC.
-Czy tylko mi wydaje się, że coś między nimi jest?- spytałem. -Ashley, czemu nic nie mówisz?
-A co mam mówić.- wzruszył ramionami. -Ja wiem tyle, że na pewno on na nią leci.
-Skąd wiesz?- dociekał Andy.
-Mało się na mnie nie rzucił wczoraj, widząc mnie z młodą. To zwykły dupek. Widać, że chce ją tylko przelecieć.
-A to skąd wiesz?- tym razem spytałem ja.
-Bo jestem taki sam? Wiem kiedy facet coś czuje, a kiedy chodzi mu tylko o seks. U Drew ewidentnie występuje to drugie.- podsumował.
-Niech tylko spróbuje ją tknąć.- zacisnął pięści Andrew.
-Biersack, wyluzuj. Ja liczę, że jednak Ann nie jest łatwa.- studził emocje Jeremy.
-Dobra. Na razie nie ma o czym mówić. Poczekamy, to zobaczymy co z tego wyniknie.- ledwo skończyłem to mówić, do kuchni wszedł Drew.
-Co z czego wyniknie?- spytał.
-Yyy, eee. Ten... Rozmawiamy o nowym sezonie baseball'a. Obstawiamy drużyny itp.- wybrnął Ashley. Ten facet ostatnio mnie zadziwia swoim logicznym myśleniem. Jak nie on...
-Aha. No cóż. Ja nie interesuję się baseball'em.- powiedział Drew.
-Nie? A jakie tak właściwie masz zainteresowania?- udawał miłego Andy. Chyba zaczyna roztaczać ten swój urok. Zobaczymy, co wyciągnie z Fuller'a.
-Ja? Ze sportów, to piłka nożna. A tak to skupiam się na modelingu, aktorstwie. No i lubię imprezy.- zauważył.
-Imprezy? No popatrz, to tak jak my. A często na nie chodzisz?- Chryste! Udaję, że trzymam z nim sztamę...
-Kiedy tylko mogę. No wiecie, dobra zabawa, dziewczyny.- uśmiechnął się. Ja pierdole, zaraz się porzygam.
-To mógłbyś się wybrać razem z Ashley'em. On też lubi taką formę rozrywki.- zaśmiał się CC.
-Hahah, lepiej nie. Jeszcze zabrałbym mu wszystkie laski.- powiedział kąśliwie Ash. Drew zmierzył go zimnym spojrzeniem.
-Możesz je sobie wziąć. Ja mam Ann.- zauważył. Ashley nie zareagował.
-Masz Ann? Co to znaczy? Chodzicie ze sobą?- zainteresował się Jinxx.
-Eee, no jeszcze nie, ale na to się zanosi. To cudowna dziewczyna. Piękna, zabawna...
-I umie się bronić.- wtrącił Andy.
-Tak, coś wspominała. No, ale przede mną nie musi, bo nie zamierzam jej skrzywdzić.- powiedział Drew.
-Dobrze, ze to powiedziałeś. Ale pamiętaj. Jeśli tylko jej coś zrobisz, ona cię pobije. A my- wskazał na naszą piątkę Andy -Zabijemy cię.- Drew przez chwilę miał nietęgą minę, ale szybko się ogarnął. Cóż, Andy grożący komuś śmiercią ze swoim psychopatycznym spojrzeniem. Można się przestraszyć.

Perspektywa Ashley'a (klik)

Wszyscy wyszli już z kuchni, zostałem tylko ja. Nalałem sobie trochę Jack'a Daniels'a do szklanki i usiadłem przy stole. Jak mnie ten cały Drew wkurza! W dodatku jest idiotą, bo wciąż myśli, że lecę na tą wiedźmę. Hahah, dobre sobie. Przecież to zwykła gówniara! „Ale całkiem ładna, gówniara” podpowiedział głos w mojej głowie. To fakt. Brzydka nie jest. I do tego ma taką miłą w dotyku skórę. Mimowolnie przypomniałem sobie wczorajszy dzień, gdy trzymałem ją w ramionach. Była wtedy taka bezbronna. Całkowicie zdana na moją łaskę. Mogłem się z nią nieźle zabawić, ale nie, musiałem się dobrze zachować. Szlag by trafił te resztki mojego sumienia! Siedziałem tak i zastanawiałem się nad swoją zrytą psychiką, gdy do kuchni wkroczył Drew. Udawałem, że go nie widzę, ale on nie dawał za wygraną. Dosiadł się do mnie i zaczął coś pieprzyć.
-Ann powiedziała, że nic was nie łączy, ale ja jakoś w to nie wierzę.- powiedział.
-Nie wierzysz swojej dziewczynie?- prychnąłem.
-To nie do końca tak. Wiem, że ona nic do ciebie nie czuje. Ale nie jestem pewien czy to działa w dwie strony.
-Jeśli pytasz, czy się w niej podkochuję, to nie.- próbowałem jakoś skończyć tę głupią rozmowę, ale Drew jakoś nie chciał sobie iść.
-To dlaczego za każdym razem, gdy ją widzę, jest z tobą?- spytał.
-Bo trafiasz na taki moment. Wiesz, jakby nie było, mieszkamy i pracujemy razem. Chcąc nie chcąc, spędzamy ze sobą dużo czasu.
-To skoro się nie lubicie, to czemu jesteście... dość blisko siebie?- warknął Drew. Wkurwia mnie już ten koleś. Ma do mnie pretensje, że żyję i jeszcze nie jest z młodą, a już ją traktuje jak swoją rzecz, do której tylko on ma prawa! Próbowałem być miły, ale czas się trochę zabawić...
-A kto powiedział, że się nie lubimy?- uniosłem brew. Ja mu zaraz pokażę.
-Ann.- przyjrzał mi się uważnie.
-Cóż. Faktycznie, to co nas łączy, nie można nazwać przyjaźnią. Ale jakoś nie narzekam.- uśmiechnąłem się lekko. Drew pomału zaczynał się denerwować.
-Co masz na myśli?- zmrużył oczy.
-Ja? Nic takiego. Mieliśmy kilka... bliskich chwil.- w myślach już rechotałem, widząc minę tego lalusia.
-To znaczy?- wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-No wiesz... Nie jestem pewny, ile mogę ci powiedzieć. To właściwie nic takiego, poza tym nie wiem, czy Ann chciałaby, żebym ją obmawiał za plecami.- wzruszyłem ramionami. -Jesteście w końcu razem?
-Nie do końca. Możesz mi powiedzieć, co chcesz. Ufam Ann.- udawał pewnego siebie Fuller.
-Oh, to naprawdę nic nie znaczyło. Życzę wam szczęścia. Dobrze trafiłeś. Ann ma naprawdę cudowne ciało.- wstałem i skierowałem się do wyjścia, już znalazłem się w salonie, gdy Drew mnie dogonił.
-Czekaj! Co miały znaczyć twoje słowa? Skąd to wiesz?
-To miało znaczyć, że bardzo dobrze wygląda bez ubrań. A wiem to, bo ostatnio trzymałem ją nagą w ramionach.- uśmiechnąłem się jeszcze szyderczo i skierowałem się do chłopaków. Drew dalej stał zszokowany i dochodził do siebie po tej wiadomości. Ma za swoje, palant!

Perspektywa Ann

Weszłam właśnie do salonu, gdy dopadł mnie Drew. Był wściekły.
-Musimy porozmawiać!- warknął.
-Dobrze. Ale za chwilę, bo chciałam się napić.- skierowałam się do kuchni, jednak Drew złapał mnie mocno za nadgarstek.
-Porozmawiamy teraz!
-Puść mnie!- wyszarpałam się z jego uścisku. -Chodź na górę. Nie zamierzam dostarczać im darmowej rozrywki.- powiedziałam, widząc zaciekawione spojrzenia chłopaków, którzy przyszli za mną do domu.
-To co tak cię zdenerwowało?- spytałam, gdy znaleźliśmy się już w mojej sypialni.
-Jakim cudem Ashley widział cię nagą?!- wysyczał. Spojrzałam na niego zszokowana, ale natychmiast przybrałam swój naturalny, znudzony wyraz twarzy.
-Tak ci powiedział?- dociekałam.
-Nie wprost, ale dał mi do zrozumienia. Nie o to mi teraz chodzi.
-To o co ci chodzi?
-Bo myślałem, że się ze sobą spotykamy, a ty tymczasem działasz na dwa fronty!
-Nieprawda!
-Tak? To jak to inaczej wytłumaczysz?
-Nie zamierzam się tłumaczyć, bo nie ma z czego. To nieporozumienie.- odparłam chłodno.
-To znaczy, że nie byłaś naga, będąc w jego ramionach?- podniósł głos. Kurwa! I tu mnie ma...
-Dla ścisłości, byłam półnaga. I to nie z własnej woli. Jakbyś na mnie nie krzyczał, to bym ci wszystko opowiedziała.
-Grunt, że jednak byłaś. Tyle mi wystarczy. Wiesz, nie chce mi się teraz z tobą rozmawiać. Na razie.- skierował się do wyjścia.
-To naprawdę nie było tak, jak wygląda. Głupia sprawa i tyle.- broniłam się, ale mnie nie słuchał.
-Taa. Muszę się zastanowić.- powiedział, po czym wyszedł. Stałam jak osłupiała. Czy Drew właśnie zakończył naszą znajomość? Kurwa mać! Co teraz? Wszystko przez tego pierdolonego gnoja! Niech ja go tylko dorwę! Szybko wysłałam sms'a do Drew.

Wkurwiona rzuciłam telefonem o ścianę. Następnie cała nabuzowana, zbiegłam po schodach w poszukiwaniu tego dupka. Znalazłam go stojącego przy basenie, razem z całym zespołem. Nie zwracając uwagi na chłopaków, podleciałam do basisty i z całej siły sprzedałam mu liścia. Aż mnie ręka zabolała. Doigrał się!
-Ała!!!! Za co, kurwa?!- spytał Ashley, rozmasowując sobie policzek.
-Ty się jeszcze kurwa pytasz?!?! Po chuj rozmawiałeś z Drew?- wydarłam się.
-O co ci chodzi? Sam do mnie przylazł i zaczął pierdolić, jak to podobno na ciebie lecę.
-Nie obchodzi mnie kto zaczął. Nie musiałeś mu wspominać o wczorajszym dniu!
-Nie zamierzałem, ale on sam dopytywał. Próbowałem mu wytłumaczyć, że między nami nic nie ma, ale nie wierzył. W końcu, powiedziałem coś na odczepnego, żeby się odpierdolił. Skąd mogłem wiedzieć, że tak to przyjmie?! Poza tym, twierdził, że ci ufa i że cokolwiek było, jego nic nie zdziwi. Mógł się odwalić i nie pytać, a tak, dostał to, na co zasłużył.- splótł ręce Purdy.
-A ty, zasłużyłeś na to!- wysyczałam i wepchnęłam go do basenu. Po czym nie reagując na zszokowane spojrzenia reszty, opuściłam całe towarzystwo. Ma idiota nauczkę! Ze mną się nie zadziera!
********************
Wciąż się jaram złotem siatkarzy, więc za ewentualne błędy przepraszam, ale nie ogarniam:D I co? Mówiłam, że przed Drew nic się nie ukryje:P Jon, taki przebiegły. Ashley, taki wredny. Anna, taka agresywna. I jak widzicie, potrafię kończyć rozdziały, bez budowania napięcia:) Chciałam bardzo, bardzo, bardzo podziękować wszystkim Wam, za komentarze. To takie miłe<3 Anonimki prosiłabym o podpisywanie się:) Jedna osoba napisała mi, że "fajne". No i cieszę się bardzo, jeden wyraz mi w zupełności wystarcza:D Padam na twarz, bo dzięki siatkarzom spałam aż 3 godziny. Jeszcze się dziś tak wkurzyłam:(. Musiałam jechać do miasta obok (Wodzisław Śl.) wcześnie rano, na jakieś zadupie (jakby nie można było do centrum), gdzie w życiu nie byłam. Najważniejsze, że się nie zgubiłam i trafiłam tam, gdzie miałam. Jestem z siebie dumna:D Potem wystałam się godzinę w kolejce, po to, żeby uzupełnić trzema zdaniami świstek papieru. Polska biurokracja... No nic. Tę notkę chciałabym zakończyć miłym akcentem w postaci rysunku, autorstwa Sosika<3 Sosik twierdzi, że jej nie wyszło, ja się stanowczo nie zgadzam! Może Wy ocenicie obiektywnie, bo ja nie umiem. Zazdrość talentu rozrywa mnie od środka:(
Te kości policzkowe, ugh umarłam<3<3<3 Kocham Was, misiaczki. Wasza Black xxx
NEXT PRAWDOPODOBNIE W CZWARTEK.