Następny dzień, piątek.
Wstałam wcześnie, bo już o 7. Jeśli
chcę się wyrobić ze wszystkim przed kolacją, muszę podkręcić
tempo. Szybko się ubrałam, wzięłam z kuchni jabłko i pojechałam
taksówką do wytwórni. Oczywiście jak na złość, pojawiły się
problemy dotyczące trasy i zmarnowałam mnóstwo czasu, na
prostowanie wszystkiego. Dziś już 13, a trasa miała rozpocząć
się 30 lipca, czyli za... Kurwa! 17 dni! To tylko 2,5 tygodnia! W
dodatku spoglądając w kalendarz, uświadomiłam sobie, że dziś
piątek, trzynastego. O dziwo, zawsze miałam wtedy szczęście.
Zobaczymy, jak będzie tym razem...
Pracowałam wytrwale, latając po
budynkach i piętrach. Wspominałam, że Jonathan pracuje w zupełnie
innej części kompleksu budynków wytwórni? Chciał być jak
najdalej ode mnie hahah. Tylko cierpię na tym ja, bo gdy potrzebuję
jego podpisu, muszę się teleportować na drugi koniec kompleksu.
Bardzo pomogła mi Emily (przyp. aut. Rozdział 13), która po
wyjaśnieniu, odwaliła za mnie część roboty. Chyba źle ją
oceniałam... Nie jest taka głupia, tylko trzeba umieć do niej
trafić. Biegałam w tę i z powrotem załatwiając wszystko. Zanim
się obejrzałam, a była już 14 i musiałam pędzić na sesję. Po
drodze zjadłam jeszcze jakiegoś fast food'a, bo czekało mnie
kolejne kilka godzin pracy. Nie mam pojęcia, jak pogodzę to jeszcze
z nauką. Już teraz ledwo wyrabiam. Muszę się poradzić Jon'a.
Dzisiaj sesja obejmowała kolekcję
ubrań na jesień. Na dworze 35 stopni, w studiu niewiele mniej, a ja
mam w jakichś płaszczach pozować. Żyć, nie umierać!
Po wszystkim byłam tak padnięta,
jakbym spędziła kilka godzin na siłowni. A propos, dawno na niej
nie byłam. Matt mnie zabije. Wskoczyłam szybko pod prysznic i
przebrałam się w przygotowane wcześniej ciuchy. Nie zamierzałam
zakładać sukienki, bez przesady. Pomalowałam się lekko. Zawsze
wychodziłam z założenia, że mocniejszy makijaż jest odpowiedni
dopiero w późniejszym stadium znajomości. Jeśli facet na samym
początku zobaczy kobietę, gdy jest naturalna i nie zwieje, jest
dobrze.
Wyszłam przed budynek i skierowałam
się na parking, gdzie miał na mnie czekać Drew. Stał oparty o
maskę samochodu.
Na mój widok uśmiechnął się szeroko.
-Witaj.- dał mi buziaka w policzek.
Zdziwiłam się, ale nie dałam tego po sobie poznać.
-To gdzie jedziemy?- spytałam.
-Zobaczysz.- uśmiechnął się
tajemniczo.
-Błagam, tylko nie bierz mnie do
jakiejś wystawnej restauracji, bo znając moje szczęście,
przyniosę ci tylko wstydu.- przeraziłam się.
-Spokojnie, Nie musisz się o nic
martwić. A o co chodzi z tym wstydem?- zaciekawił się.
-Po prostu w takich lokalach
prześladuje mnie pech. Za każdym razem, gdy musiałam iść w takie
miejsce, albo coś tłukłam, albo się oblewałam, a raz nawet o
mały włos nie zaliczyłam porządnego upadku.- wyznałam.
-Rzeczywiście. Lepiej nie zabierać
cię w takie miejsca bez wykupionego wcześniej ubezpieczenia.-
zaśmiał się. -Dlaczego tak właściwie nie masz chłopaka, hm?
-Może dlatego, że nie jestem dobra w
związkach. Nie umiem się zakochać, szybko mi się nudzi, jestem
bardzo niezależna i takie tam.
-Może nie trafiłaś na tego jedynego?
-Możliwe.
-Dla mnie w związku liczy się dobra
zabawa. Ooo, jesteśmy.- zaparkował samochód przed jakimś
budynkiem. Wyglądał dość niepozornie. Drew złapał mnie za rękę
i pociągnął za sobą. Weszliśmy do środka, jednak ominęliśmy
główne drzwi, a poszliśmy dalej. W końcu otworzył przede mną
drzwi, gestem zapraszając do środka. Znaleźliśmy się w jakiejś
małej knajpce, oświetlonej tylko delikatnym światłem. Nastroju
dodawały porozstawiane świeczki. Usiedliśmy w rogu, starając się
nie rzucać w oczy.
-To co zamawiamy?- spytał, gdy kelner
podał nam menu.
-Rany, większości z tych potraw nie
znam.- mruknęłam, patrząc na listę dań.
-To może pozwolisz, że ja ci coś
wybiorę? Powiedz tylko, czego nie lubisz.- uśmiechnął się
promiennie.
-Hm, okej. Jem właściwie wszystko
oprócz czerwonego mięsa i tarty.
-No proszę. Myślałem, że teraz
wszystkie modelki są wegetariankami. Miła odmiana.
-Nie jadam za często mięsa, ale tak
całkiem nie umiałabym z niego zrezygnować. A już z kurczaka to
wcale.
-Dobrze. Znalazłem coś odpowiedniego
dla ciebie.- szepnął coś na ucho kelnerowi, który uśmiechnął
się ze zrozumieniem.
-Nie powiesz mi co zamówiłeś?-
spytałam.
-Niespodzianka.
-Jesteś bardzo tajemniczy.
-Nie bardziej niż ty.
-Fakt. Cofam to, co powiedziałam.-
roześmiałam się.
-Właściwie czemu nie lubisz mówić o
sobie?- zainteresował się.
-Bo wiele osób ocenia mnie po jakichś
faktach, wydarzeniach, zamiast poznać mnie naprawdę. Poza tym, nie
należę do ufnych osób. Ja nawet nie ufam samej sobie.-
uśmiechnęłam się lekko.
-A jest ktoś na tym świecie, komu
ufasz?
-Tak w 100% to chyba nie, ale jest taka
jedna osoba, której byłabym skłonna zaufać, bo nigdy mnie nie
zawiodła.
-Zdradzisz kto to?
-Mój przyjaciel RJ. Niestety ostatnio
urwał nam się kontakt.- starałam się nie okazywać smutku, jaki
wtedy poczułam.
-I co on zrobił takiego, że mogłabyś
mu ufać?- spytał Drew pozornie obojętnym tonem. Czy on jest
zazdrosny?
-Dużo różnych rzeczy. Przede
wszystkim zawsze mi pomagał, doradzał i po prostu był, gdy go
potrzebowałam.
-W takim razie dlaczego teraz cię nie
wspiera?- Drew prychnął. Zaczyna denerwować mnie ten jego
protekcjonalny ton.
-Widocznie nie może. Nie znasz ani
jego, ani sytuacji, więc proszę nie oceniaj.- powiedziałam trochę
głośniej niż zamierzałam. Andrew przyglądał mi się w
skupieniu, jakby wszystko analizując.
-Przepraszam.- powiedział po chwili.
-Po prostu nie rozumiem, jak można zostawić kogoś takiego, jak ty.
-Ale ja nie powiedziałam, że mnie
zostawił. Poza tym, nie znasz mnie, więc skąd masz pewność, że
jestem taka jak myślisz?
-Znam się na ludziach.- uśmiechnął
się w ogóle ignorując moje zdenerwowanie. On zna się na ludziach?
Ciekawe.
-Dobrze, to powiedz mi jaka jestem.-
niech się Sherlock wykaże.
-Zgrywasz twardą, zimną laskę, która
olewa wszystkich, bo czeka nie wiadomo na co. Masz uczucia, ale
wmawiasz wszystkim, ze jest inaczej. To nie tak, że szybko nudzi ci
się w związku, tylko ty nie chcesz z kimś być, czy powiedzieć
światu o tym. Poza tym masz jakieś wygórowane wymagania i mało
jest facetów na świecie, którzy je spełniają.- dokończył. WOW.
Niezły monolog, nie powiem, ale gdybym miała jakieś głębsze
uczucia, to chyba w tym momencie bym coś poczuła, bo zjechał mnie
z góry na dół. Tymczasem nie czułam nic. Kompletna obojętność.
Chyba mi się już pogarsza...
-Wygórowane wymagania? I pewnie ty
jesteś tym facetem, który je spełnia, tak?
-Owszem. Znam się na tym. Wiem jak
sprawić, by kobieta była szczęśliwa.- nie wątpię. Na szczęście
nie musiałam odpowiadać, bo podano nasze zamówienia. Ja dostałam
talerze pełen warzyw, z małą ilością kurczaka w pysznym, serowym
sosie.
Przy jedzeniu rozmawialiśmy już na
lżejsze tematy. Po namyśle stwierdziłam, że Drew mi się podoba,
ale... No właśnie, to ale. Gdyby nie był tak strasznie pewny
siebie. Już kilka razy sprowadziłam go trochę na ziemię, ale nie
zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Dobrze, że ma poczucie
humoru, bo inaczej byłoby ciężko.
Po kolacji zrobiliśmy sobie spacer.
Nigdy nie byłam w tej części Los Angeles. Skąd on wziął tą
miejscówkę? Szliśmy powoli obok siebie i opowiadaliśmy sobie
nawzajem różne historyjki z dzieciństwa. Było naprawdę miło.
Gdy Drew przestaje na siłę być podrywaczem, jest bardzo fajnym
facetem. W pewnym momencie zauważył, że mi zimno, więc wróciliśmy
do auta. Odwiózł mnie do domu. Zatrzymaliśmy się pod samą bramą.
Oboje wysiedliśmy z samochodu i Drew odprowadził mnie do furtki.
Atmosfera zrobiła się dziwnie napięta.
-Cóż. Naprawdę świetnie się
bawiłam. Dziękuję.- uśmiechnęłam się lekko.
-To ja dziękuję, za miły wieczór.
Mam nadzieję, że niedługo to powtórzymy.- powiedział odgarniając
mi pasemko włosów za ucho.
-Chętnie, tylko jest mały kłopot. Za
dwa tygodnie wyjeżdżam w trasę i nie będzie mnie dość długo.
-W takim razie, musimy dobrze
wykorzystać ten czas.- przysunął się do mnie powoli. Złapał mój
podbródek i delikatnie mnie pocałował. W sumie, spodziewałam się,
że to zrobi. Całował mnie powoli i lekko. Nie przepadam za
delikatnością, ale nie było źle. Przysunęłam się trochę
bliżej. Objął mnie i kontynuował pocałunek. W końcu się od
siebie oderwaliśmy.
-Muszę iść.- powiedziałam, ale nie
odsunęłam się.
-To idź.- szepnął.
-To idę.- lekko cmoknęłam go w
policzek i zrobiłam krok w tył. Drew cały czas jednak mnie
trzymał, uśmiechając się. W międzyczasie obok nas zatrzymała
się taksówka, z której ktoś próbował się wydostać.
Zignorowałam to i pomachałam na odchodne Drew, zmierzającemu do
auta. W pewnym momencie odwrócił się w moją stronę, pytając:
-Czy to nie ten... Ashley?- wskazał na
postać zataczającą się przy taksówce. Przeklęłam pod nosem.
-Tak. Dobra, jedź już.- rzuciłam do
Drew, zmierzając do basisty.
-Na pewno? Może ci pomóc?
-Na pewno. Dam sobie radę. Dziękuję.-
patrzyłam jak Fuller odjeżdża. Podeszłam do samochodu.
-Dobry wieczór.- uśmiechnęłam się
do kierowcy. -To mój... kolega. Coś nie tak?
-Ooo, kociaku, jak tam randka, hm?-
wybełkotał do mnie Ashley, grzebiąc w portfelu.
-Świetnie. Ile się należy?- spytałam
kierowcę.
-100 dolarów.- odpowiedział, patrząc
na mnie współczująco. Taaa, sama sobie w tym momencie współczułam.
-Boże, gdzieś ty był? W innym
mieście?- wybuchłam w stronę Purdy'ego, wyciągając z torebki
portfel i płacąc taksówkarzowi. Uśmiechnął się do mnie,
podziękował i odjechał. Złapałam basistę za ramię.
-Do domu!- warknęłam, lekko go
popychając.
-Człowiek wraca zmęczony do domu, a
tu od razu na niego z ryjem.- posmutniał Ashley.
-Z jakim kurwa ryjem?!? Wiesz, może
lepiej już nic nie mów, bo jeszcze nie zapanuję nad sobą.-
zmroziłam go wzrokiem. Patrzyłam, jak idzie przede mną w kierunku
drzwi. Jak na pijanego, szedł całkiem prosto. Otworzyłam drzwi i
weszliśmy do środka. Oczywiście Ash musiał się potknąć na
schodku i narobić hałasu.
-Ciszej!- podciągnęłam go za
koszulkę. -Obudzisz wszystkich.- dom był spowity w ciemnościach,
czyli chyba wszyscy już spali. Pomogłam Ashley'owi dojść do jego
pokoju. Popchnęłam go na łóżko.
-Zamierzasz spać w ciuchach?-
zauważyłam.
-A co? Tak bardzo chcesz mnie zobaczyć
nago?- spytał. On nawet jak jest pijany, to jest zboczony.
-O niczym innym nie marzę. No dalej.-
zachęciłam go. Purdy zaczął się rozbierać, ale szło mu to
coraz oporniej, W końcu, trochę mu pomogłam. Ostatecznie został
tylko w bokserkach. Przykryłam go i już miałam wychodzić, gdy
złapał mnie za nadgarstek.
-Zostań ze mną na noc.- powiedział,
uśmiechając się przy tym słodko.
-Wiesz, gdyby nie śmierdziało od ciebie alkoholem, to może bym się nawet zgodziła.- mruknęłam, siadając obok niego.
-Jesteś okrutna.- odparł żałośnie.
-Wiem. Śpij już. Poczekam, aż zaśniesz.- Ash w końcu się uciszył i wtulił w poduszkę. Nie minęło dużo czasu, a spał. Wstałam i najciszej jak umiałam, pozbierałam jego ciuchy. Przypomniało mi się coś i sięgnęłam do jego portfela. Nie powinnam grzebać mu w rzeczach, ale chcę swoje 100 dolców. Zamknęłam więc oczy i po omacku sięgnęłam po pieniądze. Razem z banknotami wyjęłam niechcący coś jeszcze. Zdjęcie. Przyjrzałam się dokładniej. Był na nim Ashley z jakąś blondynką. Obejmowali się. To pewnie ta cała Kina, o której opowiadał mi Andy.
Schowałam wszystko z
powrotem. Wyszłam cicho z pokoju. Już miałam pójść do siebie,
ale uświadomiłam sobie w jakim stanie jest Ash i w jakim będzie
jutro rano. Skierowałam się więc do kuchni. Zabrałam stamtąd
butelkę wody i tabletkę na ból głowy. Zaniosłam mu to. Gdy spał,
wyglądał tak... sympatycznie. Jak nie on. Odgarnęłam mu
delikatnie grzywkę z czoła. Poprawiłam jeszcze kołdrę i teraz
już poszłam do swojej sypialni.
-Wiesz, gdyby nie śmierdziało od ciebie alkoholem, to może bym się nawet zgodziła.- mruknęłam, siadając obok niego.
-Jesteś okrutna.- odparł żałośnie.
-Wiem. Śpij już. Poczekam, aż zaśniesz.- Ash w końcu się uciszył i wtulił w poduszkę. Nie minęło dużo czasu, a spał. Wstałam i najciszej jak umiałam, pozbierałam jego ciuchy. Przypomniało mi się coś i sięgnęłam do jego portfela. Nie powinnam grzebać mu w rzeczach, ale chcę swoje 100 dolców. Zamknęłam więc oczy i po omacku sięgnęłam po pieniądze. Razem z banknotami wyjęłam niechcący coś jeszcze. Zdjęcie. Przyjrzałam się dokładniej. Był na nim Ashley z jakąś blondynką. Obejmowali się. To pewnie ta cała Kina, o której opowiadał mi Andy.
Perspektywa Ashley'a, Sobota
Kurwa! Moja głowa! Boli... Otworzyłem
powoli oczy, przyzwyczajając się do oślepiającego światła.
Chwila, jakoś tu ciemno... Opuściłem wczoraj rolety? Nie
pamiętam... W ogóle, czy pamiętam cokolwiek? Byłem zły i
poszedłem do baru. Tam piłem, flirtując z jakąś blondyną. A
teraz jestem tutaj. To nieźle mi się film urwał... Spróbowałem
usiąść. Okej. Nie jest tak źle. Albo jest! Pobiegłem pędem do
łazienki. Zdążyłem w samą porę. Po oczyszczeniu żołądka
wróciłem do pokoju. Obok łóżka stała butelka wody, a na stoliku
jakaś tabletka. Okej. Teraz już na bank wiem, że ktoś mi pomagał.
Mogę robić różne rzeczy po pijaku, ale jeszcze nigdy nie
zatroszczyłem się o siebie, będąc pod wpływem. Ciekawe tylko,
kto mi tak pomógł...
Do kuchni schodziłem już w miarę
ogarnięty. Z korytarza słyszałem wrzaski chłopaków.
-Czy wy nie umiecie być ciszej?-
spytałem, wchodząc do pomieszczenia.
-Umiemy, ale niekoniecznie chcemy. A
co? Księżniczkę główka boli?- ironizował Jake.
-Trochę.- opadłem na krzesło.
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że siedzę koło Ann.
Czekałem, aż rzuci jakimś tekstem, żeby mnie sprowokować.
-Tak właściwie, to co się stało, że
dotarłeś do łóżka, a nie zaległeś, jak zwykle, na kanapie w
salonie?- spytał Andy.
-No właśnie nie pamiętam. Który był
tak miły i mi pomógł?
-No ja nie, bo spałem.
-Ja też nie, wiesz, że mnie nie
dobudzisz.- wtrącił CC.
-Ja cię nawet nie słyszałem.-
odezwał się Jinxx.
-Ja też nie.- powiedział Jake. W tym
momencie wszyscy równocześnie spojrzeliśmy na Ann, która cały
czas nie odezwała się, ani słowem. Jadła zamyślona śniadanie
nie zwracając na nas kompletnie uwagi. W pewnym momencie zauważyła
ciszę.
-Co?- spytała znudzona, biorąc
kolejny kęs kanapki.
-Bo próbujemy ustalić, kto pomógł
wczoraj Ashley'owi i wychodzi na to, że to byłaś ty.- szybko
wyjaśnił Andy. Na te słowa Ann się zakrztusiła. CC walnął ją
między łopatki. W końcu po chwili ogarnęła się.
-JA? Chyba was pogięło.- zauważyła.
-Nie był to żaden z nas, a Ash sam
się do pokoju nie teleportował.
-I wy myślicie, że to ja się o niego
zatroszczyłam?- ruda wybuchnęła śmiechem. -Jesteście niepoważni.
Po pierwsze, nie chciałoby mi się, a po drugie, gdyby Ashley mnie
jakimś cudem obudził, to teraz siedziałby tu z podbitym okiem,
albo uszkodzoną inną częścią ciała.
-No taaak, to by się zgadzało.
Wszyscy wiemy, jak reagujesz na budzenie.- zauważył Jake.
-To kto mi w takim razie pomógł?-
spytałem zirytowany.
-Może kierowca taksówki.- wtrąciła
Ann. Chwila!
-A skąd wiesz, że przyjechałem
taksówką?- to było podejrzane.
-Eeem, no raczej nie prowadziłbyś w
takim stanie. Chyba, że jesteś tak uzdolniony.- szybko
odpowiedziała.
-Dobrze. Ja myślę, że teraz do tego
nie dojdziemy. Musimy poczekać, aż Ash będzie mieć przebłyski
pamięci. Ann, jak tam wczorajsza randka? Nie słyszałem jak
wróciłaś.- spytał Jake. To ona miała RANDKĘ?????
-Było miło. I to nie była randka. A
wróciłam dość wcześnie, tylko ja zawsze jestem dosyć cicho.-
wzruszyła ramionami . -Ja idę do siebie, niedługo mam sesję.-
szybko wyszła. Dlaczego coś mi tu nie pasuje? Ktoś tu coś
ściemnia. Znam siebie. W życiu po pijaku nie zawracałbym sobie
głowy takimi rzeczami jak rozebranie się, dotarcie do łóżka itd.
Ale Ann też by mi nie pomogła. To do niej niepodobne. Niee... To
niemożliwe. Mam nadzieję, że sobie coś przypomnę. Zjadłem
śniadanie i gdy kierowałem się do siebie, Ann akurat wychodziła z
domu. Nawet na mnie nie spojrzała...
Po paru godzinach bezczynnego gapienia
się na ścianę, coś mi się odblokowało. Przypominałem sobie
jakieś urywki z wczoraj. Fakt, jechałem taksówką. Gościu coś
gderał o kasie, ale ktoś się pojawił i zapłacił. Tylko kto?
Skupiłem się bardziej. Co jeszcze... Pamiętam, jak ktoś pomagał
mi się rozebrać. Chciałem, żeby ze mną został... Ale KURWA
KTO?!?!?! CC? Andy? To będzie cięższe, niż myślałem. Wziąłem
do ręki swój kochany bas i zacząłem grać swoje ulubione
piosenki. Przy muzyce zawsze łatwiej mi mózg pracuje. Jednak ktoś
postanowił mi przerwać.
-Rusz dupę Purdy. Jedziemy na zakupy.-
rzucił CC.
-Niby czemu ja?- zirytowałem się.
-Bo nie ma nic do żarcia, a Andy był
ostatnio.
-To weź ze sobą wiedźmę.
-Jeszcze nie wróciła, a poza tym była
razem z Andy'm, jakbyś zapomniał.- cholera, wszystko przeciwko
mnie. Podniosłem swój seksowny tyłek i poszedłem za perkusistą.
W sklepie CC zachowywał się jak
dzieciak, ale w sumie, on zawsze się tak zachowuje... Cały czas
znosił jakieś niepotrzebne rzeczy i nawijał o jakichś pierdołach.
Innym razem, pewnie bym się z tego śmiał, ale dziś byłem za
bardzo padnięty. Poza tym, dalej próbowałem dojść do tego, co
się wydarzyło kilkanaście godzin temu. Dopiero gdy wracaliśmy
przypomniała mi się jakaś rozmowa. Leżałem na łóżku i pewnie
znów się użalałem, jak to mam po pijaku. Ktoś koło mnie
siedział. Ktoś, kto miał szczupłą dłoń, za którą
ciągnąłem... Przypomniały mi się słowa „ Wiem. Śpij już.
Poczekam, aż zaśniesz”. Poczekam, aż zaśniesz... To była Ann!
-Kurwa mać!- wrzasnąłem na całe
auto, aż z wrażenia CC gwałtownie zahamował.
-Jezusie, chcesz żebym zawału
dostał?!?!?!?- wydarł się na mnie.
-Sorry.- powiedziałem już normalnie.
-Co się stało?- spytał.
-Coś mi się przypomniało. Nie
pytaj.- uprzedziłem go, najpierw muszę porozmawiać z Ann.
Ledwo przekroczyliśmy próg spytałem:
-Gdzie ta wiedźma?!
-Dopiero wróciła, więc pewnie u
siebie, a co?- poinformował mnie Jinxx.
-Nic. Muszę się jej coś spytać.-
udawałem obojętność. Szybko pobiegłem na górę. Skierowałem
się do jej pokoju. Już miałem otworzyć drzwi, ale stwierdziłem,
że będę kulturalny. Zapukałem. Nic. Dobra, kurwa, nie mam czasu.
Wszedłem do jej sypialni, ale rudej tam nie było. Słyszałem za to
jakieś hałasy w łazience. Zamknąłem delikatnie drzwi za sobą i
usiadłem na łóżku. Niech stracę, poczekam...
Perspektywa Ann.
Jadłam sobie w spokoju śniadanko,
dopóki nie przyszedł Ashley. Okej, wczoraj nic się nie wydarzyło.
Kompletnie. O niczym nie wiem, nic nie słyszałam, ani nie
widziałam. Skupiłam się na jedzeniu, starając się nie słuchać
rozmów chłopaków. W pewnym momencie czułam, że mi się
przyglądają i spytałam o co chodzi.
-Bo próbujemy ustalić, kto pomógł
wczoraj Ashley'owi i wychodzi na to, że to byłaś ty.- szybko
wyjaśnił Andy. Na te słowa zakrztusiłam się kanapką. Okej,
wiedziałam, że będą mnie podejrzewać, ale pytać tak prosto z
mostu??? Na szczęście pomógł mi CC. Starałam się ich zapewnić,
że nigdy w życiu nie pomogłabym Purdy'emu. Mam nadzieję, że
uwierzyli...
-Dobrze. Ja myślę, że teraz do tego
nie dojdziemy. Musimy poczekać, aż Ash będzie mieć przebłyski
pamięci. Ann, jak tam wczorajsza randka? Nie słyszałem jak
wróciłaś.- dotarło do mnie pytanie Jake'a. Kurwa! To Ashley może
sobie wszystko przypomnieć? FUCK! Jestem ugotowana. Odpowiedziałam
Jake'owi byle co, cały czas zastanawiając się, czy to możliwe, że
Ash sam dojdzie do wczorajszego wieczoru. Oby nie... Spojrzałam na
zegarek i uświadomiłam sobie, że powinnam już jechać na sesję.
Szybko się spakowałam i skierowałam do studia.
Parę godzin później.
Zdjęcia minęły dziś dość szybko,
także powinnam zdążyć na obiad do domu. Żeby było szybciej,
tylko się przebrałam, odkładając prysznic na później, gdy już
będę w swoim pokoju. Po dotarciu, spytałam tylko Jake'a, który
dziś urzędował razem z Jinxx'em w kuchni, o której będziemy jeść
i skierowałam się do swojej sypialni. Błyskawicznie zrzuciłam
ubranie i poszłam do łazienki. Po szybkim prysznicu wytarłam ciało
i włosy. Rozczesałam je i już miałam sięgnąć po ubranie, ale
jak zwykle zapomniałam je ze sobą zabrać. Wzruszyłam tylko
ramionami. Założyłam majtki, które zawsze mam w łazience i
okręciłam się ręcznikiem. Wyszłam energicznym krokiem z łazienki
i mało nie dostałam zawału serca, widząc kogoś w pokoju. W
dodatku tym kimś był basista.
-Purdy, co ty tu robisz?!?!-
krzyknęłam.
-Czekam na ciebie, kociaku.- odparł,
lustrując mnie spojrzeniem z góry na dół.
-Wyjdź!
-Nie. Musimy pogadać.- wstał.
-Chciałabym się ubrać.- zauważyłam.
-Nie przeszkadza mi twój strój.
Ostatecznie w swoim życiu widziałem już nagie kobiety.- podszedł
bliżej.
-To przynajmniej nie patrz się na mnie
tym wzrokiem, tylko normalnie. O co chodzi?- spytałam.
-Dlaczego nie powiedziałaś, że to ty
mi pomogłaś wczoraj?
-Nie wiem o czym mówisz.- chciałam go
wyminąć, ale złapał mnie za łokieć.
-Dobrze wiesz. Pytam dlaczego?
-Daj mi spokój.- próbowałam się
wyswobodzić z uścisku, jednak Ashley przyparł mnie do ściany,
blokując wszystkie moje ruchy.
-Na twoim miejscu nie szarpałbym się
tak, będąc tylko w ręczniku.- uśmiechnął się wrednie,
przyglądając się mojemu ciału.
-Puść mnie!
-Najpierw odpowiedz na moje pytanie.
-Bo nie chciałam! Okej?- warknęłam.
-Okej. Ale zastanawiam, się co cię do
tego skłoniło. Nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że możesz się
o mnie zatroszczyć. Nie ty.- Ash dalej mnie trzymał.
-No widzisz. Ja też dalej nie umiem w
to uwierzyć. Najlepiej będzie, jeśli o tym zapomnimy.-
odpowiedziałam.
-Kto by pomyślał, że potrafisz być
miła.- zamyślił się, jednocześnie wodząc kciukiem po moim
odkrytym obojczyku. Starałam się pozostać obojętna na jego
zabiegi, ale niezbyt mi się to udawało.
-Ashley, puść mnie. Proszę.- byłam
gotowa go nawet błagać, bo czułam jak ręcznik powoli zaczyna się
zsuwać z mojego ciała.
-Nie.- złapał mnie za nadgarstki.
-Czemu nie chcesz się przyznać chłopakom, że masz jakieś ludzkie
odruchy, co?
-Bo ta informacja nie jest im potrzebna
do szczęścia.- starałam się delikatnie uwolnić ręce, ale miałam
ograniczone ruchy, bo z każdą chwilą ręcznik mógł zsunąć się
całkowicie.
-Nigdy cię nie zrozumiem. Nie
pozostaje mi nic innego, jak podziękować. Tak więc dziękuję. Nie
musiałaś.- powiedział, patrząc mi w oczy.
-Fajnie. Okej. A teraz mnie puść do
cholery!- zaczęłam panikować, bo czułam, jak moje ciało coraz
bardziej się odsłania.
-Boże! Co ty masz z tym
niedotykaniem?- zirytował się.
-Ręcznik mi zaraz spadnie debilu!-
podniosłam głos.
-Jaki znów, debilu... Ręcznik? Że
co?- spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc. W momencie, gdy zajarzył,
o co mi chodzi, było już za późno. Poczułam jak ręcznik opada
na ziemię...
***********************
Taa daaaam! Macie mój ulubiony rozdział:) Liczę, że podzielicie się swoimi opiniami. Ja pierdzielę, Ann robi striptiz... Już mnie całkiem powaliło. I w końcu macie lepszą stronę rudej. Noo, ja bym osobiście Ashley'owi nie pomogła. Mam zajebisty humor:D Kto ogląda siatę, ten wie. Wena powróciła<3 Chciałam też powitać nową czytelniczkę, tzn. Paulina, cieszę się, że się pokazałaś. I czy ja dobrze rozumiem, że dopiero teraz polubiłaś BVB? Kochana, to jak Ty tu trafiłaś? Aż jestem ciekawa, ale cieszę się bardzo:) A teraz taka mniej miła sprawa. Komentarze, znowu. Wiecie, że pod każdym rozdziałem powinno być ich co najmniej KILKANAŚCIE???? Ja nie będę Was o nie błagać. Wiem, że jeśli się chce, to się da, skoro kilka dziewczyn regularnie komentuje, mimo choroby. Nawet Karina, ku mojej radości się uaktywniła. Nie chcę się bawić w limity, ale jeśli dalej będzie taka cisza, wprowadzę je. No i wtedy, to oczywiste, że nie będę dodawać co dwa-trzy dni jak teraz... Decyzja należy do Was. Next, prawdopodobnie w niedzielę, to zależy...
P.S. Neko, zakochałam się w tej piosence, którą mi wysłałaś<3
Więc jestem jedną z tych chorych, aktywnych, hih. Dobra co do rozdziału to cieszę się, że dodałaś. Co chwilę mnie coś rozbawiało i poprawiło mi to trochę humor. Najbardziej parsknęłam śmiechem chyba na końcu kiedy przeczytałam fragment o ręczniku Ani :D. Ciekawe co na to Ashley. Wątpię, żeby zakrył oczy, odwrócił się czy chociaż wyszedł..... To jest Ash, no nie oszukujmy się hahah. Dobra to życzę weny i nie wprowadzaj limitów bo tego normalnie nie przeżyję :(. Miłego dnia i czekam na następny! <3
OdpowiedzUsuńNo i szacun dla Ciebie, że Ci się chce to komentować. <3
UsuńHahaha "-Człowiek wraca zmęczony do domu, a tu od razu na niego z ryjem.- ", "Mogę robić różne rzeczy po pijaku, ale jeszcze nigdy nie zatroszczyłem się o siebie, będąc pod wpływem. ", "-Czekam na ciebie, kociaku.-" ASHLEY MOIM MISTRZEM. UWIELBIAM GO, NO!
OdpowiedzUsuńAnn taka dziwnie ludzka i miła :o
Drew taki denerwujący :|
hahaha i to na końcu <3 kocham Cię, no! Szybko wstawiaj next'a FAJNE, CZYTAM KROPKA .
Ja Ciebie też kocham<3 KROPKA
UsuńHahahhaha boze końcówka końcówka końcówka !!! <3 Padlam , Jezu teraz to ja nie wytrzymam pisz kurde następny noo.. W ogole wkurwia mnie ten Drew-.- Zrób z nim cos :/ Ostatnio przez tego bloga i moja przyjaciółkę jestem tak sfazowana na Ashleya..boże...kocham go po prostu! EJ on ma być z Ann!!! I to jest rozkaz :D oni muszą być razem. W ogóle wez ja chce jakiegoś pornola ahahahha...dobra juz się ogarniam! Dobra kochana życzę weny,pozdrawiam , całuje i w ogole.<3
OdpowiedzUsuńwww.rebelyellbvb.bloqspot
Oni nic nie muszą:P Pornola? Póki co, to mógłby być tylko z Drew, a tego chyba nikt nie chce... Moja wyobraźnia by tego nie ogarnęła:D Ja też znów kocham Ashley'a, high-five.
UsuńHejoo :-) Piszesz zajebiście kocham tego bloga kcham ! Ja zabardzo nie mam weny na komętarze ale postaram się dla ciebie zrobić wyjątek :-* No więc duzoo weny na rozdziały !;-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się postarasz. Nie oczekuję nie wiadomo czego. Zwykłego zaakcentowania, że tu wchodzisz, tyle. :)
UsuńDziękuję, że w ogóle napisałaś:)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle BOSKI!!!
OdpowiedzUsuńJuż się tłumaczę, jak na spowiedzi :P W weekend troszke mi sie nudziło i zaczełam szukać czegoś do poczytania, jestem bardzo wybredna jeżeli chodzi o blogi :) Kiedy czytałam rozdział w którym pojawił się teledysk, obejrzałam i pomyślałam „Kurcze, fajnie grają...” Pozniej zaczełam słuchać innych utworów, oglądać filmiki o nich i nagle BAM! Chyba się zakochałam! :) Jeżeli mi się uda (i nauczę się wstawiać zdjęcia w necie), narysuje BVB i dam do wglądu i obiektywnej oceny :) Ale nic nie obiecuje, nie za bardzo potrafię rysować ludzi (choć maże o studiach na ASP) :)
PS. Jared uzależniony od pracy? Przesadziłaś! :D
Sosik (Paulina) :)
To dzielimy razem tę miłość<3 Jak narysujesz, to możesz wysłać mi na maila, chętnie wstawię tutaj:P Jared, oj tam. Po prostu przeglądałam jego fotki, było dużo w garniakach no i mi tak jakoś zewnętrznie przypasował. Poza tym, nie mógł być inną postacią, bo niby kim? No chyba nie trenerem boksu:P To jeszcze jestem ciekawa, czy masz już upatrzonego jednego chłopaka z BVB:D Czy może jesteś niezdecydowana...
UsuńLubie wszystkich :) CC jest śmieszny :D a Andy PRZYSTOJNY :3 ale generalnie lubie wszystkich :)
UsuńŻyczę DUUUUUUŻO weny, czekam z niecierpliwością na następny rozdział :D
Paulina S.
Nie nawidzę bloggera! Piszę ten komentarz po raz drugi i jak się nie doda to obiecuje, że pierdolne telefonem o ściane.
OdpowiedzUsuńZajebiście! ( z resztą jak zawsze ) Moje ulubione momenty to perspektywa Ash'a i końcówka. Ann taka dobra zatroszczyła się o pijanego Ashley'a. Ten fragment czytałam dwa razy bo nie mogłam uwierzyć. A co do końcówki to, ale by były jaja gdyby teraz tam ktoś wszedł Andy albo CC. Albo lepiej! Niech Drew wejdzie, zrobi jej awanturę o zdradzie i pójdzie w pizdu. :D Grr...przez te fanfiction psychika mi siada. Ale i tak to kocham. I przez to że mi się usunął poprzedni komentarz to nie pamiętam czy coś pisałam dalej. No nic. Weny :*
Ja to generalnie nie wierzę w to, co piszę... Powiem tak: przed Drew nic się nie ukryje:P Ale to by było za piękne, gdyby tak skończyła się ich znajomość. Dziękuję<3
UsuńHahahahahahaha XDDD Zajebista końcówka! :D Jestem ciekawa jak Ash zareaguje na Ann ciało *mina pedofila* XD :3 Nie lubię tego Drew, nie wzbudził mojego zaufania, coś mi tu śmierdzi... Niech Ana na niego uważa bardziej. Oj Ashley dalej nie może zapomnieć o swojej miłości Kinie? Biedaczek ;( Niech on kurwa już nie pije tyle bo serio może mu się coś stać, a tego nie chcemy, prawda?
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :* I przepraszam, że nie komentowałam poprzednich, ale byłam zajęta szkołą i czytaniem książki XD
Tak więc do następnego i duuużo weny życzę :*
Buziaczki ♥
Próbowałam "naprawić" Ash'a, no, ale nie umiem. I myślę, że najprawdopodobniejsza opcja, że mogłoby mu się coś stać, to będzie, jak wkurzy Ankę. Wtedy szpital mu nawet nie pomoże, Ann pójdzie siedzieć i tak się skończy to opowiadanie.:D Myślałam, że teraz wszyscy jadą na streszczeniach:P Dzięki<3
UsuńNo cześć ^_^
OdpowiedzUsuńtrafiłam tu wczoraj, z polecenia koleżanki.
Przyznaję, że przeczytałam wszystko za jednym zamachem i chcę więcej ^^
fajnie piszesz, dużo śmiechu jest przy czytaniu.
Gratuluję, życzę Weny i pomysłów. Pozdrawiam.
~ Nikt
PRZECZYTAŁAŚ WSZYSTKO? Wow, to mi się nawet nie chce czytać rozdziału, gdy go sprawdzam... Cieszę się, że Ci się podoba, dodaje to tylko po to, żeby innym poprawić humor, moimi głupimi pomysłami. To mogę liczyć, że będziesz od teraz aktywna?:D Buziaki:*
UsuńOk, zacznę od przepraszania za drobne zaległości. Mój internet i laptop mnie nie lubią :c
OdpowiedzUsuńPoza tym.. Jak mnie ten człowiek irytuje! No walnęłabym cwaniaczka krzesłem w ryj. Już lepszy pijany Ashley.
Ann wyjątkowo miła :) Raz na jakiś czas można zrobić 'dzień dobroci dla zwierząt'.
Omg, nie wiem, co jeszcze napisać. Cudnie jest jak zwykle.
Może lepiej zamiast pisać jakieś głupoty to ja pójdę przygotowywać się psychicznie na mecz :D
Pozdrawiam :)
Ann chyba coś dosypali do jedzenia, że była taka milutka:P Ja już jestem wściekła, bo liczyłam, że Brazylia przegra:( No, ale cóż... Buziaki<3
UsuńPrzeczytałam, jestem. Nie napiszę nic odkrywczego, bo cały czas jaram się finałem.
OdpowiedzUsuń/aoiyuno