Limuzyna zaparkowała idealnie przed
czerwonym dywanem. Ja myślałam, że takie idiotyzmy są na jakichś
większych galach, ale okej. Ashley wyskoczył pierwszy i pomógł mi
wysiąść tak, jak przystało na damę. Nie byłam przyzwyczajona do
sukienek i cały czas powtarzałam sobie w myślach, że mam trzymać
kolana złączone. Jakoś niespecjalnie chciałam, żeby ktoś
oglądał moją bieliznę. Była ładna, no, ale bez przesady,
hahah.
-Uśmiechnij się wiedźmo.- mruknął
mi do ucha Ashley. Popatrzyłam na niego dziwnie, ale sztucznie się
uśmiechnęłam. Przyjrzałam się chłopakom, którzy teraz poszli
dać się fotografować. Nie wiem jakim cudem, ale kompletnie nie
wyszły im makijaże. Wyglądali... koszmarnie.
Jednak teraz im tego nie powiem, bo tylko się wkurzą, a nie mają jak się poprawić. Tragedia jakaś. Jeszcze te głupie miny. Razem z dziewczynami wyglądałyśmy od nich sto razy lepiej. W sumie, dobrze, że nie musimy pozować z nimi na tej głupiej ściance. Jakbym za mało się do nich przyznawała...
Weszliśmy do środka, siadając przy
stole na którym rozmieszczone były nasze nazwiska. Oczywiście
moje, jak zwykle, było przekręcone. Norma. Już dawno przestałam
się przedstawiać nazwiskiem, bo i tak nikt nie umie go powtórzyć.
Czekaliśmy, aż zaczną się poszczególne występy, które miały
być przeplatane z wręczaniem nagród. Stoliki był ustawione na
podwyższeniu z boku. Przed sceną było miejsce dla fanów, bo nie
była to zamknięta gala tylko dla gwiazd.
-Widzisz ile przystojniaków?-
uśmiechnęła się do mnie JuJu.
-EJ!!- zawołali oburzeni Andy i Ash.
-Ona już ma swojego przystojniaka, tak
samo jak i ty, kochanie.- Andy zmrużył oczy.
-Pfff, też mi „mój”
przystojniak.- burknęłam.
-Czy ty właśnie powiedziałaś, że
nie jestem przystojny?- Ashley złapał mnie za nadgarstek, marszcząc
brwi.
-Nieee, ja tylko powiedziałam, że nie
jesteś mój.- uśmiechnęłam się chamsko. Oczywiście, że tylko
to miałam na myśli hahah.
-Cieekawe. Ale okej. Nie będę robić
scen, wśród tylu ludzi.- odpuścił. Szok! Ashley Purdy odpuścił,
olewając pretekst do kolejnej kłótni między nami!!! No chyba to
gdzieś zapiszę! Ooo! W kalendarzu najlepiej!
Pierwszą kategorią
był: Międzynarodowy zespół. Mało się nie zakrztusiłam sokiem,
gdy w nominowanych wyczytano Behemoth. Wow.
-Co jest?- zaciekawił się CC.
-Nic. Do tej nagrody nominowany jest
zespół z Polski. Jestem w szoku.- pokręciłam głową. Następnie
była przerwa i na scenę wyszedł Marylin Manson. Towarzyszyła mu
Taylor Momsen.
Zaśpiewali razem „The Dope Show”. Potem była
jeszcze jakaś piosenka, po niej zgasło światło. Za chwilę znów
się zapaliło, a na scenie pojawił się inny gitarzysta w
kapeluszu. Oglądaliśmy ich występ.
-Haha ten koleś w kapeluszu przypomina
mi Jack'a Sparrow'a.- zaśmiał się CC. Zmrużyłam oczy i
przyjrzałam się gitarzyście. Noo, miał w sobie coś podobnego. W
pewnej chwili uniósł głowę, a ja o mało co nie spadłam z
krzesła.
-CC, bo to on. Johnny Depp.-
powiedziałam słabo. O Boże!!! Mój ulubiony aktor jest na tej
samej imprezie, co ja.
-Co ty masz taką minę? Nie lubisz
go?- spytał Jinxx.
-Jaja sobie robisz?! Ja go kocham,
uwielbiam! To mój idol!!!- zaczęłam gwałtownie gestykulować.
-Dobra, potem pójdziemy go poznać.-
powiedział ugodowo Andy.
-Ands, kocham cię!- rzuciłam się
wokaliście na szyję.
-Hej! Spokojnie! Nie zapominaj, że ja
też tu jestem.- obraził się Purdy.
-Ale przecież gdybym rzuciła się na
ciebie, to byś powiedział, że to dziwne.- uniosłam brew.
-Bo to by było cholernie dziwne.-
podsumował.
-Więc nie fucz mi tu.- trzepnęłam go
w ramię.
W końcu nadszedł ten moment gdzie
wręczano nagrodę dla Najlepszego Gitarzysty. Okazało się, że
nasi chłopcy wygrali, co spotkało się z głośnym piskiem i
aplauzem fanów uczestniczących w gali. Całą nasza ekipa rzuciła
się na biednych Jinxx'a i Jake'a. Cieszyłam się jak dziecko. Są
naprawdę świetni w tym, co robią i w pełni zasłużyli na tą
nagrodę.
Niestety zespół nie wygrał już więcej nagród, ale
jakoś się zbytnio tym nie martwili. Skupiliśmy się na oglądaniu
występów m.in. Slash'a z Alice Cooper, czekając na występ
chłopaków. Mieli zaśpiewać cztery piosenki. W międzyczasie na
chwilę podeszła do nas Tay, przywitać się. Pogadałyśmy sobie
chwilkę, a potem wróciłam do stolika, bo zaraz mieli występować
Brides'i. Zaczęli od „The Legacy”, a później zaśpiewali „I
Wanna Rock” zespołu Twisted Sister, gdzie dołączył do nich
wokalista tego bandu. Właściwie to bardziej on śpiewał, bo Andy latał na prawo i lewo w ogóle nie śpiewając do mikrofonu. Ash oczywiście robił chórki. Następne było „Love Isn't Always Fair”. Po tej piosence Andy oczywiście musiał przemówić do fanów, przy okazji puszczając bardzo „mądre” teksty z dużą ilością przekleństw w stronę reszty, która ich nie słucha. Ashley też pomógł mu trochę.
Załamałam się. Na szczęście sponsorzy przymykają oko na wynurzenia wokalisty, bo inaczej byłoby ciężko. Na koniec zaśpiewali jeszcze „Fallen Angels”.
Siedziałam grzecznie razem z
dziewczynami popijając drinka, którego zamówiła mi Juliet. Na
trzeźwo chyba bym sobie coś zrobiła. Biersack naprawdę kiedyś
mnie wykończy. Przyszli do nas po chwili z powrotem, uśmiechnięci
od ucha do ucha.
-Czemu się tak na mnie patrzysz?-
spytał wokalista, siadając.
-Bo jesteś idiotą.- warknęłam.
-Fuck yeah! Choć raz nie mówisz tak o
mnie.- ucieszył się Ashley.
-Ale, że o co chodzi?- udawał
niewiniątko, Andy.
-O nic. Zupełnie o nic.- westchnęłam.
-Oj, no nie gniewaj się. Co ja ci
poradzę, że mówię to, co myślę?- przysunął się do mnie.
-Ja też mówię to, co myślę, ale
nie robię takich cyrków.
-Przecież ja tylko doceniłem naszych
fanów.- bronił się.
-Oczywiście. Wmawiaj tak sobie dalej.-
oparłam się wygodniej o rękę Purdy'ego, którą trzymał na moim
krześle.
-Kociaku, nie marudź już. Jesteśmy
tu po to, żeby dobrze się bawić.- przysunął się bliżej, bo
robili nam zdjęcia.
-Póki co, nudzę się jak cholera.
Wszystkie te gale są takie?- spytałam.
-Jeszcze gorsze.- „pocieszył” mnie
Jake.
-Zajebiście.- burknęłam. Na otarcie łez Andy z Ashley'em zabrali mnie, gdy szli się przywitać z
Bryan'em Stars'em. Właśnie rozmawiał z Marylin'em Manson'em. Obok
oczywiście stał Depp. Powstrzymywałam głupi uśmieszek, który
próbował wkraść mi się na usta. Okazało się, że chłopcy
znają też Manson'a. Czy w tej branży wszyscy znają się ze
wszystkimi?! Zostałam przedstawiona trzem facetom. Ashley ściskał
mi rękę. Chyba się bał, że zaraz rzucę się na mojego idola
haahha. Ale chyba dałam radę. Nawet nie powiedziałam nic głupiego.
Starałam się tylko nie gapić ciągle na Johnny'ego, co było
cholernie trudne, bo tak fajnie się uśmiechał. Zaczęłam się
przysłuchiwać rozmowie chłopaków.
-Stary! Muszę z Wami przeprowadzić
wywiad! Koniecznie! Błagam, muszę się dowiedzieć, jak to się
stało, że zatwardziały kawaler Black Veil Brides nie jest już do
wzięcia!- entuzjazmował się Bryan. Szczerze? Myślałam, że nie
lubią się z Ashley'em, bo nigdzie nie widziałam basisty na
jakimkolwiek wywiadzie, który prowadził Stars. Chyba żyłam w
błędzie, bo obaj stali i gadali jak gdyby nigdy nic. W końcu
pożegnaliśmy się i wróciliśmy do stolika. Jeszcze każdy z nich
po kolei mnie przytulił! Boże!!! Przytulałam Johnny'ego Depp'a.
Chyba umrę z zachwytu.
-No, dałaś radę.- poklepał mnie po
ramieniu Andy.
-Z czym?- nie wiedziałam o co mu
chodzi.
-Byłem pewny, że jako fanka Depp'a
rzucisz się na niego z piskiem.- puścił mi oczko.
-Bardziej niż on, kręcą mnie jego
postaci, w które się wciela.- uśmiechnęłam się. Depp był
fajny, ale dużo lepszy jest jako Jack Sparrow. Usiadłam zadowolona
z siebie. Humor poprawił mi się ogromnie.
-Dobra, niedługo to wszystko się
kończy. Idziemy gdzieś potem?- spytał CC.
-No możemy, ale gdzie?- westchnął
Jinxx.
-Gdzieś, gdzie się nie schlacie!-
warknęłam.
-Oj dobra, już skończ. Jesteś
monotematyczna.- dźgnął mnie w żebro Purdy.
-Jak teraz się choćby wstawisz, to
wylądujesz na OIOM-ie.- uśmiechnęłam się.
-Jaka groźna. A co, odprawisz te swoje
czary-mary?- prychnął.
-Wierzysz w laleczki Voodoo? Ostatnio
zaczęłam jedną robić.- zmrużyłam oczy.
-Nie dość, że wiedźma, wariatka, to
jeszcze psychopatka. Z kim ja chodzę?- załamał się.
-Nie chcesz wiedzieć.- zaśmiałam
się. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, żeby dać porobić sobie
zdjęcia i w końcu zwinęliśmy się do innego lokalu. Tam
kulturalnie siedzieliśmy i sączyliśmy jakieś niskoprocentowe
drinki.
Następny dzień.
Uświadomiłam sobie, że za nieco
ponad dwa tygodnie jedziemy w kolejną trasę. Teraz do Europy i
m.in. do Polski. Z jednej strony cieszyłam się, że w końcu
usłyszę swój język, ale z drugiej nie będzie tak fajnie, bo
dzień czy dwa po koncercie w Warszawie, mamy być w Pradze. To będzie
masakra. W sumie zobaczę tyle Polski, co z okien tour-busa. Potem
wracamy do Ameryki, dokończyć tą trasę. To będzie ostatnia w tym
roku. W domu będziemy jakoś w połowie listopada. Kurczę, dopiero
był czerwiec, poznałam chłopaków, a już mamy końcówkę
września, jesteśmy po jednej części trasy i w ogóle. Nawet nie
wiem, kiedy to wszystko minęło. Jeszcze za tydzień chłopcy mają
jeden koncert w Los Angeles.
W końcu umówiłam się na dziś z
David'em., kolegą z fejsa. Kombinowałam w co się ubrać, żeby
mnie nie skojarzył z tą laską ze zdjęć z Purdy'm. W końcu
postawiłam na luźne ciuchy, czyli jak zwykle, hahah. Kończyłam
czesać włosy, którym przydałoby się farbowanie, gdy z dołu
wydarł się Jake:
-Mała, ktoś do ciebie!!!!- ryknął
tak, aż upuściłam wsuwkę. Zawału dostanę przez nich. Szybko
zbiegłam na dół i moim oczom ukazał się Michael, mój doradca,
prawie manager i w ogóle pomocnik.
-Mike??? Co ty tu robisz?- stanęłam
na palcach, przytulając się do niego. Miał prawie 2 metry...
-Potrzebuję twojej zgody, żeby
zarobić trochę kasy.- uśmiechnął się. Zaprosiłam go do salonu,
gdzie siedział Jinxx i Andy.
-Chłopaki, to mój współpracownik i
kolega, Michael, a to moi bracia i podopieczni.- przedstawiłam ich
sobie.
-Współpracownik?- zdziwił się
Jeremy.
-Tak. Inwestuję w jej imieniu
pieniądze.- wytłumaczył Mike. Ja nie byłam jeszcze pełnoletnia,
a przed te 3 lata zarobiłam trochę kasy, którą chciałam
pomnożyć. Michael był w tym ekspertem.
-Chłopaki, a jak myślicie, skąd mnie
stać na takie auto i własny dom w Polsce?- spytałam. W tym
momencie do salonu weszła reszta. -To CC i Ashley, mój chłopak.
Jake'a już chyba poznałeś?
-Owszem. Fajnie, że masz chłopaka i w
ogóle, ale przejdźmy do rzeczy.- rozsiadł się na kanapie,
wyciągając laptopa. -Wszystkie inwestycje, o których ostatnio
dyskutowaliśmy, są zrealizowane. Masz już część udziałów.
Skończyła ci się też lokata i zarobiłaś na niej prawie 10
tysięcy dolarów. Co następne?
-Zainwestuj znów tę samą kwotę. Z
udziałami się wstrzymamy, kupuj co innego. Na razie ekipa kończy
mój dom. Muszę mieć jakieś zabezpieczenie finansowe. Oszczędności
mam tyle, co ostatnio?- spytałam, śmiejąc się w duchu z nic nie
kapujących min chłopaków.
-Żartujesz sobie? Masz o wiele więcej.
Dostałaś zaległą wypłatę za te sesje zeszłoroczne.
-Super. To wiesz, co masz robić dalej.
Dobra. Ja się muszę zbierać. Chłopaki, coś nie tak?- spytałam
zespół.
-Inwestujesz pieniądze? To na tym da
się zarobić?- zdziwił się Ashley.
-Jasne. Przecież ty też robiłeś coś
takiego.- zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc.
-No taaak. Ale to były dość małe
kwoty. Dla zabawy w sumie.
-Aha. Jak chcecie, to poproście
Mike'a, on wam coś zarobi, jest w tym cholernie dobry. Michael, to
są moi przyjaciele, więc nie szalej. To nie są zwykli klienci,
którzy czasem mogą stracić kupę kasy i jakoś to przeżyją.-
pogroziłam mu żartobliwie palcem.
-Okej. Za kogo ty mnie masz w ogóle?!
Czy kiedykolwiek źle zagospodarowałem twoje pieniądze?- oburzył
się lekko.
-Nie właśnie. I dlatego tak dobrze ci
płacę. Bo jesteś zajebisty. A teraz serio muszę iść.- wstałam.
-Chwila! Gdzie ty się tak właściwie
wybierasz, hm?- uniósł brew Purdy.
-Umówiłam się z kolegą. Nie martw
się. Wrócę dzisiaj.- zaśmiałam się.
-No ja myślę!- burknął.
Wyszłam z domu i skierowałam się do
kawiarni, gdzie byłam umówiona z David'em. Usiadłam jak zwykle
koło okna, bo lubiłam obserwować co się dziej na zewnątrz.
Siadłam jednak tak, żeby nie być zbyt widoczną dla innych ludzi.
Jakoś nie chciałam być rozpoznana przez którąś z fanek. Mam
nadzieję, że jednak nie jestem podobna do siebie na zdjęciach...
Wertowałam menu, gdy dosiadł się do mnie jakiś chłopak.
Rozpoznałam go po grzywce ahaha. David jest emo.
-Ty to ty?- spytał, uśmiechając się.
-Owszem. A ty to ty?- odpowiedziałam
tym samym.
-Taak. Kurde, nareszcie się spotykamy!
Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę.- ekscytował się.
-Widzę.- pokazałam mu język. -Nie
no, ja też się cieszę. Więc, o czym będziemy gadać?
-Może o muzyce?- powiedział z
nadzieją.
-Okej. To zacznij te swoje pochwały na
temat swojego idola Andy'ego.- przez internet zdążyłam go już
trochę poznać.
-No co??? Jakbyś wiedziała o nim tyle
co ja, też byś go uwielbiała. On jest świetnym człowiekiem,
takim oddanym fanom.
-Taak, nie wątpię.- zaśmiałam się,
przypominając sobie jego monolog do fanów na gali.
-Chciałbym go kiedyś poznać. I w
ogóle, cały zespół...- rozmarzył się.
-Słyszałam, że za tydzień mają
koncert podobno.- „zastanawiałam się”.
-No, w moje urodziny. Ale nie ma już
biletów.- westchnął ciężko.
-Serio? Moja kumpela ma dwa do
odsprzedania, to mogę ją poprosić.- wpadłam właśnie na genialny
pomysł.
-Naprawdę?! I dałaby ci? Za ile?-
ożywił się.
-Kasą się nie przejmuj, omówimy to
na koncercie. Noo, o ile mnie zabierzesz ze sobą.- uśmiechnęłam
się zachęcająco. Coraz bardziej podobało mi się to, co
wymyśliłam.
-Pewnie! Jak zobaczysz ich na żywo, to
na bank się zakochasz i zrozumiesz, o co mi chodzi.- wydarł się.
-Ej, czy ty, jako emo, to nie
powinieneś być jakiś smutny, czy coś?- uniosłam brew. Nigdy nie
znałam się na tych wszystkich subkulturach.
-Nie. Jak smutek, to goci. Ja nie
jestem takim emo, że się tnę, czy coś. Ja po prostu tak się
ubieram i słucham takiej muzyki. Oczywiście, połowa mojej szkoły
mnie nie akceptowała, teraz w college'u jest trochę lepiej. Tam
mamy pełno subkultur i emo to przy nich pikuś.
-Aha. Dobra, idziemy gdzieś, czy tu
będziemy siedzieć?- spytałam.
-Możemy się przejść.- wzruszył
ramionami. Łaziliśmy więc po sklepach z płytami i różnymi
pierdołami. Ani ja, ani David nie lubiliśmy przymierzać ciuchów.
Chyba polubię zakupy z tym człowiekiem. W pewnej chwili,
zauważyłam, jak chłopak mi się przygląda.
-Czemu się tak patrzysz? Coś nie
tak?- cholera, a jak mnie skojarzył???
-Mam wrażenie, że gdzieś cię już
widziałem. Ale przecież nie spotkaliśmy się wcześniej.-
zastanawiał się.
-Może w jakimś czasopiśmie? Wiesz,
trochę tych sesji było.- udawałam beztroskę.
-Noo fakt. Ogółem dużo czytam, więc
może gdzieś mi się napatoczyłaś.- wzruszył ramionami.
Odetchnęłam z ulgą. Chodziliśmy jeszcze tak z dwie godziny, ale
robiło się późno więc zdecydowałam o powrocie do domu.
-To co? Mam nadzieję, widzimy się na
koncercie.- puścił mi oczko.
-Pewnie. Jak tylko wrócę, to zagadam
do tej koleżanki.
-Okej. To jak coś, dzwoń. Aaa i
pozdrów chłopaka.- uśmiechnął się. Powiedziałam mu o nim, już
jakiś czas temu. Oczywiście, nie zdradziłam imienia. Dowie się
wszystkiego na koncercie.
-Dobrze. Dziękuję. Fajnie się z tobą
bawiłam. Będziemy w kontakcie.- przytuliliśmy się na pożegnanie
i skierowałam się na parking, a potem do domku.
Przekroczyłam próg i oczywiście
powitały mnie jakieś krzyki. Co ja się dziwię, mieszkam w końcu
z facetami. Zajrzałam do salonu. Grali na konsoli. Bardzo twórcza
rozrywka.
-Ooo jesteś już. I jak tam?-
uśmiechnął się Jake, rzucając mi piwo.
-Eeej! Ona jest niepełnoletnia!-
oburzył się Ashley.
-No i co z tego, przecież już nie raz
piła. Poza tym, jest w domu, z nami.- wzruszył ramionami CC.
-Nie dzięki. Jakoś nie przepadam za
piwem.- mruknęłam, odrzucając im puszkę. Serio, smak piwa,
chmielu średnio mi podchodzi.
-Chodź do kuchni.- Purdy pokazał mi
głową kierunek. Nie wiedziałam czego on zaś chce, ale miałam
zbyt dobry humor, żeby się kłócić. Usiadłam na wyspie, podczas
gdy on robił przegląd lodówki. Zaczął wyjmować jakieś butelki
i soki.
-Co robisz?- próbowałam coś dojrzeć,
ale stał do mnie tyłem i wszystko zasłaniał.
-Coś, co będzie lepsze od piwa.-
mruknął.
-Umiesz robić drinki?- uniosłam brew,
widząc, że wlewa do szklanki jakiś alkohol.
-Mam licencję barmana, kociaku.-
spojrzał na mnie przez ramię.
-I robisz mi... specjalnie dla mnie,
drinka?- niedowierzałam. -Dzień dziecka jest chyba w czerwcu.
-Potraktuj to, jako hmm, no nie wiem
jak. Nie chcę, żebyś potem marudziła jeszcze bardziej niż
zwykle.- wybrnął w końcu, podając mi szklankę.
-Ja nie marudzę. Andy marudzi. Ja
jestem wredna.- spróbowałam tego czegoś. Dobre!
-A co musiałoby się stać, żebyś
przez jeden dzień była dla mnie miła?- przyjrzał mi się.
-Musiałabym być chora. Nie no. Nie
mam pojęcia. Czasem denerwuje mnie sam twój widok, więc rozumiesz.
Pracowałeś jako barman?
-Na początku, jak przyjechałem do Los
Angeles. Musiałem jakoś się utrzymać, bo dopiero zakładałem
zespoły.
-Hm, teraz nie wiem, co wolę. Ciebie,
jako basistę, czy jako barmana. W obu rzeczach jesteś dobry.-
postanowiłam być „milsza”.
-Nie tylko w tym jestem dobry.-
uśmiechnął się cwaniacko.
-Okej. Ale ja wiem tylko o tych dwóch
rzeczach.- poddałam się.
-Może kiedyś coś jeszcze ci pokażę.
W sumie, ty też jesteś dobra w dwóch rzeczach.
-Niby w czym?
-Jako managerka i bokserka.- uściślił.
-Nie żartuj sobie. Jako managerka
dopiero się wszystkiego uczę, a w boksie już dobra nie jestem.
Zresztą, widziałeś jak „zajebiście” mi poszło ostatnio.-
mruknęłam, zeskakując na podłogę.
-Matt stwierdził, że nie wszystko
jeszcze stracone.- Ash wyszedł za mną z kuchni.
-Tsaa.- prychnęłam. -A Święty
Mikołaj mieszka w Rovaniemi i ma latające renifery na czele z
Rudolfem...
-Ej! Co ty masz do Mikołaja?!
Oczywiście, że istnieje!- oburzył się CC.
-To podejrzewam, że w tym roku razem z
Ashley'em dostaniecie po rózdze pod choinkę, za te cyrki.-
zaśmiałam się. -W ogóle, to mam do was sprawę.
-Jaką?- uniósł brew Jinxx.
-Za tydzień macie koncert, prawda?-
spojrzałam na całą piątkę.
-Owszem.
-Bo widzicie, mój kumpel jest waszym
fanem, zwłaszcza Andy'ego i za tydzień ma urodziny.
-Chcesz mu zrobić niespodziankę?-
upewnił się Jake.
-Właśnie.
-Spoko. Przyprowadź go za kulisy przed
występem. Tylko jak nie załatwisz jakiegoś dobrego torta, to nawet
się nie odezwę.- zaszantażował mnie wokalista. Andy jest
miłośnikiem wypieków, zwłaszcza tortów.
-Da się załatwić. Dzięki chłopaki.-
uśmiechnęłam się.
-Spoko. To dla nas drobiazg. Lubimy
naszych fanów, a poza tym, ty nam ciągle pomagasz.- wzruszył
ramionami Jinxx.
Następny dzień, niedziela.
Spałam sobie smacznie, gdy coś, a
raczej ktoś postanowił zaryzykować życie i mnie obudzić.
-Mała wstawaj!!!- Purdy potrząsnął
mnie za ramię.
-Spierdalaj!- mruknęłam, próbując
go uderzyć i zakryłam się kołdrą.
-No ej!- oburzył się i ściągnął
ją ze mnie całkowicie. -Niezłe widoki tu mam. Chcesz, żebym to
wykorzystał?
-Bujaj się!- gwałtownie usiadłam,
zakrywając się poduszką. Spałam tylko w przykrótkiej koszulce i
koronkowych majtkach.
-Haha myślałby kto, że taka cnotka z
ciebie. Rusz tyłek! Jonathan dzwonił.- burknął.
-Czego zaś chciał ten burak?-
wkurzyłam się.
-Kazał nam się pokazać na mieście.
Pospiesz się, za 15 minut wychodzimy.
-Nieee. Ja nie chcę. Ja chcę spaaać.-
wyjęczałam.
-Ja też i co z tego? No ruchy,
pójdziemy na jakąś kawę, czy coś.- popchnął mnie do łazienki.
Sprawdziłam, czy mam tam przygotowaną jakąś bieliznę i weszłam
pod prysznic. Po 5 minutach rozczesywałam już mokre włosy. Szybko
się posmarowałam kremem koloryzującym, machnęłam tuszem rzęsy i
makijaż był skończony. Dziś na szczęście nie było dużego
upału, więc mogłam założyć długie spodnie. W króciutkich
szortach czułam się prawie naga. Ubrałam się, a włosy zaplotłam
w warkocz. Wyszłam z łazienki biorąc torebkę i zbiegłam na dół.
Była 10 rano. Tak wcześnie! Jonathan to pierdolony dyktator.
Oparłam się o framugę drzwi od kuchni patrząc, jak chłopaki
próbują rozpocząć dzień.
-Juuuż????- zlustrował mnie Ash.
-No co? Dałeś mi 15 minut.-
popatrzyłam na niego, nic nie rozumiejąc.
-Aha. No tak. Ale myślałem, że
zejdzie ci z dwa razy dłużej.- poprawił włosy.
-Ja nie ty.- burknęłam.
-Fakt. Ja nie jestem wredną wiedźmą.
Chłopaki, my spadamy. Nara.- Ashley wyszedł ze mną z domu i
skierowaliśmy się do jego auta...
**********
Nienawidzę Ashley'a i Facebook'a. Rano mało się nie udławiłam łyżeczką przez nich. Wspominałam coś, że cieszę się, że Kina nie wyskoczyła mi na pierwszym zdjęciu na fejsie, jakie widziałam z rana? COFAM TO!!!! Ash chyba się obraził, że go tak przedstawiam tutaj, skoro już drugi raz chce mnie zabić (ostatnio we śnie...) Ashley, mam na ciebie focha! Dlatego też, dziś tak mało jego fajnych zdjęć.
W ogóle, odkryłam u siebie kolejny talent buhhaha. Jeśli ktoś zepsuje sobie coś na blogu itp. śmiało może walić do mnie:D Pomogę. Jednak powinnam się urodzić facetem...
Mówiłam, że nudna ta gala. Ale z okazji Halloween nawrzucałam Wam mnóstwo fotek. Zwłaszcza tego durnego make upu gitarzystów... Jeszcze na koniec dodam drugie zdjęcie Michael'a♥ To moja miłość życia♥♥♥ I wiecie, weekend, te sprawy, to może znów napiszecie mi tyle komentarzy, co ostatnio?:D Przyznaję, że to bardzo miłe uczucie:) AAAA Zapomniałam! Jak się podoba nowy teledysk?????
!!! 16 komentarzy=nowy !!!
P.S. Powinnam w końcu się nauczyć, żeby podczas jedzenia śniadania nie wchodzić na fejsa:(