-Coś nie tak z Ashley'em.
-Co?- odstawiłam kubek, kierując się
do jego pokoju. Wszyscy szli ze mną.
-Chyba się rozchorował.- wytłumaczył
gitarzysta. Weszłam do sypialni. Wszystkie okna były zasłonięte,
a na łóżku pod kołdrą i kocem leżał Purdy. Spojrzał na nas
nieprzytomnym wzrokiem.
-O fuck. Niech któryś przyniesie
termometr.- zarządziłam, kładąc dłoń na jego czoło. Był cały
rozpalony.
-Ashley? Jak się czujesz?- spytał
niepewnie przerażony wokalista.
-Ja? Przepraszam... musimy odwołać...
koncert.- wyjęczał.
-Gada od rzeczy. To przez gorączkę.-
zauważył Jake. Po chwili przyszedł CC z termometrem. Okazało się,
że Purdy ma 40 stopni.
-Dobra. Nie ma na co czekać. Macie
jakiegoś lekarza?- wstałam, kierując się do siebie po komórkę.
-Mamy. Numer jest na lodówce.
Zadzwonię i poproszę, żeby przyjechał.- zbiegł na dół Jake.
-Okej. On dziś nie da rady nigdzie
jechać. Trzeba zawiadomić jego rodzinę, żeby nie czekali.-
westchnęłam, wybierając jednocześnie numer Jonathan'a. Jinxx
tymczasem dzwonił do kogoś od Ash'a. Powiadomiłam Jon'a o złym
stanie basisty i wróciłam do jego sypialni. Cały czas siedział
przy nim wystraszony Andy. To jest niesamowite, jak on się
przejmuje. Objęłam go ramionami. Nienawidzę takich ckliwych
gestów, ale jeszcze brakuje mi załamanego wokalisty...
-Spokojnie. Przejdzie mu.
-Wiem, ale ja nie chcę, żeby coś mu
się stało.- wyszeptał Biersack.
-Nic mu nie będzie. To tylko
gorączka.- próbowałam go uspokoić.
-A widziałaś jaka wysoka?
-To dobrze. To znaczy, że jego
organizm się broni. Gorzej, jakby był osłabiony.- pogłaskałam go
po włosach. Jezu, zachowuję się jak jego matka, a to ja tu jestem
najmłodsza. Dołączył do nas Jake niosąc dzbanek z herbatą.
-Lekarz będzie za dwadzieścia minut,
bo akurat jest niedaleko. Przyniosłem mu picie, żeby się nie
odwodnił.
-Super. Trzeba go obudzić.-
powiedziałam. Zabrał się za to Andy. Ashley usiadł nieprzytomny
na łóżku i posłusznie wypił trochę ciepłej herbaty. Następnie
opadł z powrotem na poduszki, trzęsąc się z zimna. Naprawdę
nieźle go rozłożyło, bo miał na sobie koszulkę z rękawem 3/4.
Po pewnym czasie przyszedł lekarz.
Szybko go zbadał.
-Ktoś z was jest dla niego bliski? To
znaczy, wiecie, znam was, ale ostatnio każą nam przestrzegać
zasad, komu należy udzielić informacji o stanie zdrowia pacjenta.-
doktorek spojrzał na nas przepraszająco.
-To jego dziewczyna.- wypchnął mnie
przed szereg CC.
-Yyy, no tak.- przytaknęłam
skwapliwie.
-Dobrze. Ashley ma tak jakby
trzydniówkę.
-Że grypę?- zdziwił się Jinxx.
-Niee. To też określenie na gorączkę.
Taka infekcja. Przez trzy dni będzie mieć temperaturę, bez żadnych
innych objawów. W piątek powinien już poczuć ogromną ulgę. Do
poniedziałku będzie zdrowy, jak rydz. Trzeba tylko pilnować, żeby
dużo pił i zbijać mu trochę gorączkę. Ale też bez przesady.
Organizm sam ją zwalczy.- lekarz wypisał receptę i skierował się
do wyjścia. Podziękowaliśmy i pożegnaliśmy się z nim. Była
8.20.
-Odwołuję swój wyjazd.- powiedział
nagle Andy.
-Ja też.- dołączył się CC.
Gitarzyści także pokiwali zgodnie głowami.
-Ejejej, wolniej! Niby czemu chcecie
zostać?- zmarszczyłam brwi.
-Bo nasz przyjaciel jest chory. Poza
tym, ktoś musi się nim zaopiekować.- zauważył Jake.
-Dobra. Powiem to raz: za godzinę ma
was tu nie być. Jedziecie do swoich rodzin. Po coś załatwiłam to
wolne. A z Ashley'em zostanę ja, bo przecież i tak tu będę.-
założyłam ręce na piersi.
-TY?!?!- powiedzieli chórem.
-No, a kto? Sami powiedzieliście, że
jestem jego... dziewczyną. No więc, zajmę się nim. Nie bójcie
się tak. Nie zabiję go. To byłoby teraz za łatwe.- mruknęłam,
jednocześnie zastanawiając się, czy w umowie, w warunkach
odstąpienia od niej, była wzmianka o śmierci jednego z nas. Eh, za
pięknie by było...
-Jesteś pewna? Przecież masz szkołę
i pracę.- powątpiewał Andy.
-I tak większość czasu miałam
pracować tutaj. Powiem Jonathan'owi, że nie będę mogła
przyjechać, bo muszę się opiekować „miłością mojego życia”.
Ostatecznie, sam tego chciał.- wzruszyłam ramionami.
-No okej. Ale jakby coś to dzwoń. I
my też będziemy codziennie to robić. A teraz może skoczę do
apteki?- zabrał receptę ze stołu, Jinxx. Reszta kończyła się
pakować, a ja przejrzałam zawartość lodówki. Pustka. Super.
Usiadłam do laptopa. Niedaleko Hollywood otworzyli sklep z dostawami
do domów. Wszystko z myślą o leniwych gwiazdkach, którym nie chce
się ruszyć dupy z domu. Zupełnie jak mi teraz. Zamówiłam
poszczególne produkty. Następnie poszłam do sypialni Andy'ego,
tłumaczyć mu po raz setny, że Ashley nie umrze. Ja serio rozumiem,
że on się martwi, no, ale bez przesady!
W końcu chłopaki byli gotowi do
wyjazdu. Każdy z nich dał buziaka w czoło, śpiącemu basiście.
Dla niektórych może byłoby to chore, ale dla mnie to słodkie.
Widać, że jest dla nich ważny. Ja też dostałam całusa. Wyszłam
z nimi przed dom, patrząc jak wsiadają do taksówek w przypadku
Andy'ego i Jake'a i własnych aut, jak CC i Jinxx. Pomachałam im
jeszcze i weszłam do domu.
-Nareszcie cisza.- szepnęłam. Jednak
w tym momencie zadzwonił domofon przy furtce. Przywieźli moje
zakupy. Zapłaciłam za wszystko i poszłam do kuchni. Ashley jest
chory, czyli robienie obiadu spada na mnie. Nienawidzę gotować.
Nastawiłam rosół, bo to podobno pomaga na osłabienie. Cóż, nie
jestem przekonana, ale niech stracę. Przytargałam z góry laptop,
telefon, notes i książki. Najpierw zajęłam się pracą. Na
szczęście Jonathan pokazał, że ma jeszcze jakieś resztki
przyzwoitości i przejął część moich obowiązków. Chyba serio
mu zależy, żebyśmy się z Ashley'em nie pozabijali.
Parę godzin później.
Ogarnęłam większą partię materiału
i udało mi się zrobić dwudaniowy obiad. Jestem zajebista.
Dwudaniowy, no bo przecież nie będę jadła tego paskudztwa, jakim
jest zupa. Ułożyłam to wszystko łącznie z lekarstwami na tacy i
skierowałam się na piętro. Jak się nie wyjebię po drodze to
będzie cud. Szłam powoli, kroczek za kroczkiem, aż w końcu
doszłam do pokoju basisty. Na szczęście nie zamknęłam dokładnie
drzwi, bo chyba musiałabym je sobie zębami otworzyć. Postawiłam
wszystko na stoliku nocnym i zastanawiałam się, jak obudzić tego
debila. Walnąć mu z liścia, czy może oblać wodą? Nie no, jest
chory. Nie będę kopać leżącego. Usiadłam na brzegu łóżka.
-Ashley. Pobudka.- delikatnie dotknęłam
jego ramienia.
-Mhm?- mruknął nieprzytomnie.
-Wstań. Musisz coś zjeść.-
powiedziałam cicho. Powoli usiadł, przecierając twarz. Chyba
trochę spadła mu temperatura, bo patrzył na mnie już bardziej
normalnie. Wskazałam ręką tacę.
-Zrobiłaś obiad? Przecież nie umiesz
gotować.- wziął do ręki łyżkę.
-Bo nie umiem. Smacznego.- burknęłam.
Ashley niepewnie spróbował zupy.
-Nawet niezłe. Co to jest?- spytał.
-Rosół.
-Co?
-O rany. Takie coś, jak bulion
warzywny, tyle, że gotowany na kurczaku.- westchnęłam.
-Ale z mięsa, to tam jest tylko
kurczak?- upewnił się.
-Taak. Zapomniałam dosypać trucizny.-
uderzyłam się ręką w czoło.
-Hahaha, śmieszne.- popatrzył na mnie
zły.
-Dobra. Nie gadaj, tylko jedz. Nie po
to stałam tyle czasu przy garach.- warknęłam.
-Dziś dzień dobroci dla zwierząt, że
jesteś taka troskliwa?- prychnął.
-Nie. Były dwie opcje: albo chłopcy
rezygnują z urlopu, żeby cię niańczyć, albo robię to ja.
-Cholera. Miałem jechać w jedno
miejsce.
-Nic na to nie poradzę. Wiem, że moje
towarzystwo jest ostatnim, o czym marzysz, ale musisz to przeżyć.-
mruknęłam. Wycisnęłam mu tabletki i podałam.
-Przecież podobno nie masz serca, a
tymczasem zostałaś ze mną, żeby chłopaki mogli odpocząć.-
przyjrzał mi się uważnie Purdy.
-I tak siedzę w domu, to od czasu do
czasu mogę sprawdzić czy żyjesz.- burknęłam zła. JA nie mam
serca. I niech tak zostanie. Zabrałam mu miskę, a dałam talerz z
drugim daniem. Omlet z warzywami.
-Dalej ci zimno?- spytałam.
-Teraz mi gorąco.
-Aha. Dobra, idę do siebie, a ty śpij.
Jak coś to wołaj. Albo pisz sms'a.- zabrałam naczynia i wyszłam z
pokoju. Uczyłam się chemii, gdy przyszło mi powiadomienie, że
ktoś chce nawiązać połączenie przez komunikator. To Sammi i
JuJu. Odebrałam i na ekranie wyskoczyły mi dwa okna. Dziewczyny już
ze sobą gadały. Włączyłam się.
-No co tam? Nie powinnyście być teraz
z chłopakami?- spytałam.
-Mój śpi.- uśmiechnęła się Sam.
-A mój je obiad. A jak się czuje
twój?- wyszczerzyła się JuJu. Aha, czyli już wiedzą.
-Jeszcze żyje, niestety.- burknęłam.
-Ooo czekajcie, Ella się dołącza do
nas.- zauważyła Sammi Doll. Mi za to wyskoczyła Lauren Watson.
-Czy wyście się wcześniej zgadały?-
zdziwiłam się.
-Telepatia.- zaśmiała się Lauren.
-No, to co tam u pani, Pani Purdy?-
puściła mi oczko Ella.
-Spadaj!- zacisnęłam zęby.
-Dajesz sobie jakoś z nim radę?-
spytała Juliet.
-Śpi cały czas, więc mam święty
spokój. Gorzej będzie, jak już mu się polepszy.- westchnęłam.
-Do czego to doszło. Chodzisz z
Ashley'em.- pokręciła głową Sammi.
-Zauważ, że zostałam zmuszona.
-Okej, okej. Wiemy, że ci ciężko,
ale spróbuj znaleźć plusy sytuacji.- pocieszały mnie dziewczyny.
-Niby jakie?- spytałam z
powątpiewaniem.
-Eee, no na przykład... jest całkiem
niezłą partią, gdy zachowuje się normalnie- powiedziała Ella.
-Problem w tym, że on przy mnie nigdy
nie zachowuje się normalnie. Dobra, może zmieńmy temat, co?-
poprosiłam. Zaczęłyśmy rozmawiać na temat naszych zawodów itp.
Po rozmowie z dziewczynami znów zajęłam się nauką.
Tak się wkręciłam, że nawet nie
wiem kiedy, zrobiła się 20.15. Zbiegłam do kuchni, po drodze
jeszcze zaglądając do basisty. Spał oczywiście. Zrobiłam jakieś
kanapki i herbatę i zaniosłam mu. Na odgłos moich kroków, obudził
się.
-Ja pierdolę, cały się lepię.-
marudził, dotykając swoich włosów.
-Dziwisz się? Przecież się
spociłeś.- uniosłam brew.
-Muszę iść pod prysznic.- próbował
wstać.
-Gdzie masz czystą pościel?-
spytałam. Wskazał mi szufladę w komodzie, słaniając się na
nogach. Pomogłam mu dojść do łazienki. Korzystając, że trochę
tam pobędzie, otworzyłam okno. Przez to, że było mu zimno, w
całym pokoju panował zaduch. Zmieniłam mu jeszcze pościel i
czekałam, aż wyjdzie. Pojawił się chwilę później.
-W nocy na pewno skoczy ci gorączka.-
stwierdziłam, podając mu tabletkę.
-Już mam dość.- miauknął.
-Jeszcze tylko jutro ma być tak źle.
Potem ci się powinno polepszyć. Dobranoc.
-Dobranoc. I... dzięki.- mruknął.
Poszłam do swojej sypialni. Byłam tak padnięta, że zasnęłam w
kilka minut.
Następny dzień.
Chodziłam półprzytomna, bo w nocy
budziłam się kilka razy. Sprawdzałam, czy Purdy'emu się nie
pogarsza. Robiłam właśnie obiad, jednocześnie oglądając jakiś
serial na laptopie, gdy znów włączył mi się komunikator. Tym
razem byli to chłopcy.
-No cześć młoda. Dajesz radę?-
uśmiechnął się Jinxx.
-Jak widać.
-A jak Ashley?- spytał Andy.
-Bywało gorzej.
-Jeszcze żyje, czy już go
zamordowałaś?- zaśmiał się CC.
-Żyje.- burknęłam.
-Nie wierzę. Chcę go zobaczyć.-
odparł Jake. Wzięłam więc laptop, idąc do pokoju basisty. O
dziwo, nie spał.
-Twoi przyjaciele sprawdzają, czy
jeszcze cię nie zabiłam.- oznajmiłam, kładąc na jego łóżku
laptopa.
-No siema. Prawie jest dla mnie nawet
miła.- Ashley wyszczerzył się do ekranu. Wróciłam na dół,
przypominając sobie, że przecież robię obiad. Dziś czwartek.
Jeszcze tylko 3 razy te męczarnie. Zjadłam swoją porcję, a drugą
zaniosłam Ash'owi. Dalej gadał z chłopakami, więc walnęłam się
koło niego. Rozmawialiśmy tak jakiś czas, aż najzwyczajniej w
świecie urwał mi się film.
Kilka godzin później.
Obudziłam się, nie za bardzo wiedząc,
gdzie jestem. Obok mnie leżał Ashley i robił coś na moim
laptopie.
-Wyspałaś się?- spytał, gdy
zauważył, że mu się przyglądam.
-Nie wiem. Co ja robię u ciebie w
łóżku?
-Gadaliśmy z chłopakami i musieliśmy
być nudni, bo usnęłaś. Stwierdziłem, że skoro nie jesteś
wredna, to ja też okażę serce i dam ci pospać.- wytłumaczył.
-Jakie to szlachetne z twojej strony.
Przegrzebałeś mi już cały komputer?- spytałam.
-Prawie. Ale patrz, co znalazłem.-
przesunął ekran bliżej mnie. Zaczęłam czytać jakiś artykuł
o... kurwa, o nas.
„Nowa miłość Ashley'a Purdy'ego!”
„Czyżby basista Black Veil Brides znalazł w końcu tą jedyną?”
„Kim jest wybranka Purdy'ego?”- czytałam nagłówki.
-Ja pierdolę.- szepnęłam.
-Taa. Znajomi zasypują mnie
wiadomościami z gratulacjami na portalach społecznościowych.-
mruknął. Szybko zalogowałam się na twitter'a. Spojrzałam
zszokowana. Przybyło mi 5 TYSIĘCY obserwujących. O kurwa.
-Zaczęło się.- podsumował Ash.
Spojrzałam na niego przerażona.
-No co? Sama zobaczysz, co teraz będzie
się działo. Jakoś damy radę.- pocieszył mnie.
-I pomyśleć, jak jeden głupi wybryk
zmienia życie.- burknęłam.
-Mam cię za to do końca życia
przepraszać?- odburknął Ash.
-Nie. Tylko pół. Po prostu nigdy
więcej tak nie rób. Jak masz jakiś problem, pretensje, jesteś
wściekły-przychodzisz do mnie. Już wolę, żebyś wyżył się na
mnie, niż upijał.- powiedziałam smutno, wstając. Zeszłam do
salonu. Miałam wszystkiego dość. Dlaczego on musi być taki?
Siedziałam tak z godzinę na kanapie,
zastanawiając się nad sobą. Gdzieś robię błąd. Nawet wiem
gdzie. To mój nerwowy charakter. Za łatwo daję się wyprowadzić z
równowagi... Nie zauważyłam, gdy dosiadł się do mnie basista,
owinięty kocem.
-O czym myślisz?- spytał niepewnie.
-O tym, że mi smutno, ciężko, jak
bardzo mam zjebane życie i co pomyśli moja rodzina, gdy matka powie
im o moim nowym związku.- odparłam gorzko.
-A co pomyśli?
-Że mama pozwala mi na wszystko, a ja
już jestem stracona, bo na pewno wpadłam w złe towarzystwo. Już i
tak mają pretensje, że nie chcę studiować. Bycie czarną owcą
rodziny jest zajebiste.
-Tak. Mam to samo. Dobra, mam
propozycję.- wyprostował się.
-Jaką?
-Na czas nieobecności naszych
rozjemców, zawieśmy kłótnie. Spróbujmy zachowywać się
normalnie. Inaczej do poniedziałku się pozabijamy.- wyciągnął do
mnie rękę. Hm... Tylko, czy ja potrafię być „normalna”?
Uścisnęłam niepewnie jego dłoń.
-Niech będzie.- mruknęłam.
-Okej. A teraz może coś porobimy? Bo
nudzi mi się takie leżenie, a spać też mi się nie chce.-
westchnął.
-To co? Film?- spytałam.
-Dobra. Horror?- spytał z nadzieją.
-Nie! Potem będę mieć koszmary.
Wymyśl coś innego, a ja pójdę poszukać jakiegoś żarcia.-
skierowałam się do kuchni. Poukładam wszystko na tacy i
przyniosłam z powrotem. Ashley wybrał komedię. Rozłożyliśmy się
wygodnie na kanapie i zaczęliśmy oglądać.
Trzy godziny później.
Jadłam z Ashley'em kolację. To
znaczy, on próbował jeść, ale ciągle ktoś do niego wydzwaniał,
pytając, czy ten związek to prawda. Już mnie to nie denerwowało.
Nawet trochę zaczęło bawić.
-Ja pierdolę! Jeszcze jeden taki
telefon i rzucę nim o ścianę.- warknął Ash.
-To może napisz im wszystkim na
fejsie, albo coś?- zaśmiałam się.
-To niegłupi pomysł.- spojrzał na
mnie z uznaniem.
-Ej! Ja żartowałam!- powiedziałam
szybko.
-Ale ja nie. Czekaj, od razu cię
oznaczę, żeby nie było wątpliwości.- wziął telefon do ręki.
-Nie! Ja chcę mieć święty spokój!
Jak już musisz, to zrób to na Twitterze. I tak część osób już
mnie rozpoznała. Facebook jest moim prywatnym kontem.- poprosiłam.
Jakoś nie chciałam, żeby wszyscy wiedzieli jak dokładnie się
nazywam. Na Twiterze mam tylko imię.
-No dobra. Okej. Gotowe.
-Co im napisałeś?- zaciekawiłam się.
-Że to prawda. Że mam nową
dziewczynę, czyli ciebie i że jestem bardzo szczęśliwy i proszę
o uszanowanie naszej prywatności.- wyrecytował.
-Tak kłamać... Z tą prywatnością
na pewno cię posłuchają.
-Czepiasz się. Ooo jaki odzew.-
pokazał mi wyświetlacz. Co chwilę wyskakiwały nowe tweety z
gratulacjami. Nie brakowało też żali załamanych nastolatek.
-Ale cyrk. Twoje fanki zabiją mnie z
zazdrości.- zauważyłam.
-Ty się nie obronisz? Nie żartuj
sobie.- zaśmiał się.
-Mają przewagę liczebną.- mruknęłam.
Tym razem zadzwonił mój telefon. To Boris dzwonił z gratulacjami,
zaznaczając, że Ashley jest „niezły” i nadawałby się na
modela. Taaak, tylko, że on o tym wie.
Następny dzień, piątek.
-Ashley, ja jadę do szkoły, a potem
muszę wpaść do studia. Przeżyjesz sam 3 godziny?- spytałam,
wchodząc do jego sypialni.
-Tak. Już mi trochę lepiej. Uważaj
na siebie.- powiedział, nawet na mnie nie patrząc. Siedział z
nosem w jakimś zeszycie. Wzruszyłam tylko ramionami i wyszłam z
domu. Wyjechałam autem na ulicę, dostrzegając jeszcze jakiś
pojazd po drugiej stronie. W szkole spotkałam się z moim
nauczycielem. Na dzień dobry kazał mi napisać jakąś kartkówkę,
twierdząc, że muszę nałapać ocen, zanim wyjadę w kolejną
trasę. Dobrze, że coś się uczyłam. Może jedynki nie będzie...
Następnie pojechałam do Boris'a. Mieliśmy przejrzeć oferty sesji.
Teraz mogłam wybierać. Z ponad 10 propozycji, wybrałam 3. Na
resztę nie mam czasu. Wychodząc, zauważyłam Drew, więc
przyspieszyłam kroku. Wołał mnie, ale zdążyłam wsiąść do
auta i odjechać. Nie chcę z nim rozmawiać. Podjechałam jeszcze do
wytwórni, zabrać dokumenty, które przygotował dla mnie Jonathan.
Miałam wrażenie, że cały czas jedzie za mną ten samochód, który
mijałam pod domem. Zamiast jechać w kierunku domu, skręciłam w
przeciwną stronę. Przycisnęłam mocniej gaz, rozpędzając się. W
pewnym momencie, gdy droga była pusta, zrobiłam efektowny nawrót.
Widząc na horyzoncie ten podejrzany samochód, przyspieszyłam i
błyskawicznie go minęłam. Koleś, który siedział za kierownicą
okazał się jakimś pseudofotografem. Zaparkowałam w garażu i
wściekła wpadłam do domu.
-A tobie co?- spytał Ashley, siedzący
w salonie.
-Jakiś debil najpierw czatował pod
domem, a potem przez całą drogę robił mi ogon.- warknęłam.
-O popatrz. Dziennikarze już zaczęli
szukać sensacji?- podszedł do okna. Zajrzałam mu przez ramię.
Samochód znów parkował po drugiej stronie ulicy.
-Szybki jest.- mruknęłam.
-Hahah, ciekawe czy wie, że tam jest
zakaz zatrzymywania się.- wyszczerzył się Ashley, biorąc do ręki
telefon. Z jego słów wywnioskowałam, że gadał z czymś na wzór
straży miejskiej. Po kilkunastu minutach pojawił się radiowóz.
Chwilę porozmawiali z kierowcą stojącego tam auta, po czym ten
debil odjechał.
-No nieźle.- uśmiechnęłam się z
uznaniem. Padłam zmęczona na kanapę.
-Ej! A kto zrobi obiad? Głodny
jestem.- oburzył się Purdy.
-A ja nie mam siły. Zrobię, ale
musisz mi pomóc.- powiedziałam.
-Okej.- szybko się zgodził.
Przenieśliśmy się do kuchni. Ashley związał włosy i przywdział
fartuszek. Wybuchnęłam śmiechem.
-No co? Nie chce mi się przebierać.-
mruknął.
-Stylowo wyglądasz. Pasuje ci
brzoskwiniowy.- wyszczerzyłam się. Zaczęliśmy przygotowywać
obiad. Jako, że znam same nieskomplikowane przepisy i dodatkowo
gotowaliśmy obydwoje, obiad był błyskawicznie. Usiedliśmy do
stołu.
-Kurczę. Dobre to jest. Ja nie chcę
żebyś gotowała tylko do końca tygodnia.- zaoponował.
-Ale nie chce mi się gotować dla
sześciu osób. Chyba by mnie szlag trafił.- burknęłam. Odezwałam
się po chwili. -Mam lepszy pomysł.
-Jaki?
-Napiszę ci kilka moich przepisów po
angielsku i ty będziesz gotować.- uniosłam brew.
-Hmm. No dobra, ale pod warunkiem, że
będziesz mi pomagać. Mogę czegoś nie ogarniać.- zauważył.
-Niech ci będzie.- przewróciłam
oczami.
Po obiedzie każde zajęło się sobą.
Czyli, ja się uczyłam, a Ashley odpoczywał, bo wciąż był trochę
osłabiony. W pewnej chwili odezwał się domofon. Zbiegłam na dół,
zobaczyć kto nas odwiedził. To Drew...
**************************
Mówiłam, że ta końcówka będzie lepsza:P Rozdział dedykuję Purdy Girl i Nikt, za te piękne komentarze przy których się śmieję jak wariatka. Nikt jesteś jasnowidzem:D Ann Matka Polka. Następny jakoś w weekend, nie wiem dokładnie kiedy, bo mam trochę rzeczy do zrobienia.Buziaki, Black♥♥♥
!!! 14 komentarzy=next!!!
Pierwsza! ;D Ciekawe co ten Drew wymyślił :P/aoiyuno
OdpowiedzUsuńZobaczysz:D Dzięki♥
UsuńJak mi miło pierwszy raz ktoś coś mi dedykuję, taki zaszczyt.Piszę i mówię to co myślę, a potem zastanawiam się czy kogoś nie uraziłam moimi słowami, ale nic na to nie poradzę taka moja natura.
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału, biedny Ashley.
Zachowanie chłopaków jak dla mnie jest bardzo słodkie widać, że są zżyci i martwią się o siebie nawzajem.
„Nowa miłość Ashley'a Purdy'ego!” „Czyżby basista Black Veil Brides znalazł w końcu tą jedyną?” „Kim jest wybranka Purdy'ego?” typowe nagłówki z gazet nie mogę przestać się z nich śmiać.
Cieszę się z tego, że pokazałaś ich z takiej strony gdzie potrafią się dogadać bez obrażania się nawzajem, choć uwielbiam jak Ashley nazywa Ann ''wiedźmą'' .
Jest takie przysłowie ''kto się czubi, ten się lubi'' mam nadzieję, że i tak będzie w tym przypadku.
''Jeszcze żyje, czy już go zamordowałaś?- zaśmiał się CC'' jaki on troskliwy :-P.
Ten ich ''związek'' zapowiada się bardzo ciekawie.
Drew wiedziałam, że ten typek jeszcze się pojawi. Po jakiego chuja on przyjechał, może będzie jej gratulował ''miłości jej życia'' czy coś w tym stylu, bądź będzie miał pretensje o to, że okłamywała go, że nic nie łączyło jej z Ashleyem gdy byli razem.
To już chyba wszystko.
Myślę czy o wszystkim napisałam, jak nie dziś to napiszę kolejnym razem.
Jeszcze raz dziękuję za dedykację.
Stara śpiewka, ale po raz kolejny napiszę, że weny życzę.
Pozdrawiam <3
~Purdy Girl
Mnie raczej ciężko urazić:) Też lubię jak mówi do niej wiedźma, bo mnie tak nazywają:D Tabloidy i paparazzi. Hollywood w końcu. Dziękuję♥
UsuńMam nadzieję, że drew nie wymyślił jakiegoś świństwa :)
OdpowiedzUsuńI jak zawsze rozdział cudny ;*
Zobaczysz:) Dzięki♥
UsuńAnka jaka słodka *.* opiekuje się Ashleyem xDD
OdpowiedzUsuńaż się dziwię, że się nie pozabijali xDD
a no i ciekawi mnie jak Ashley wyglądałby w tym fartuszku......
to mógłby być interesujący widok ;P
co do końcówki..... serio? Drew? ;c
a już myślałam, że jego ryj nie pojawi się w tym opowiadaniu ;c
ale i tak piszesz zajebiście <3
więc dodawaj szybko nexta bo jestem ciekawa w sumie tej rozmowy Anki i Drew *.* <3
Ann ma więcej szans, więc nie byłoby zabawy z tym zabijaniem. Dzięki♥
UsuńWitam ^_^
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za dedykację. Jest mi bardzo miło, że chociażby chce Ci się czytać te moje bzdury. Co więcej, uśmiechasz się, czytając to. Dla mnie uśmiech drugiego człowieka jest wielkim osiągnięciem, no i, przede wszystkim, powodem do dumy :)
Zanim przejdę konkretnie do treści rozdziału, to jeszcze tylko drobne wtrącenie. Patrzę na zdjęcia, które wrzuciłaś do rozdziału. I normalnie szczęki z podłogi nie mogę pozbierać.... Takie słodziaki *___*.
Dobra, czas na konkrety... Huh, od czego by tu zacząć? W każdym razie cieszę się, że domyśliłam się ciągu dalszego. Spełniłaś jedno z moich maleńkich marzeń ^_^.
Biedny Ash, taki choruszek... I ta troska chłopaków w stosunku do niego mnie powala. Niesamowite, jak bardzo są ze sobą zżyci. Niby co w tym wielkiego? Piątka facetów darząca się przyjaźnią... Błąd: oni są sobie bliżsi, niż przyjaciele. Oni są niemal jak bracia. Naprawdę zachwycają mnie relacje między chłopakami. Oni są razem, na dobre i na złe...Matko, jak to patetycznie brzmi....
Wracając do wątku właściwego... Bardzo, BARDZO mi się to podoba. Cały rozdział. "Rozejm" Ann i Ashley'a, wspólne gotowanie... Sielanka, rzekłabym. No i tu niestety Przychodzi koniec sielanki, jak grom z jasnego nieba. Najpierw ten nawiedzony fotograf, potem (miałam rację, niestety) ten cholerny Laluś. Ja wiem, że Purdy nie ma sił, jest wycieńczony chorobą, ale błagam, niech ktoś zrobi wreszcie porządek na Amen z Drew.
Przepraszam, że tak szybko ucinam. Generalnie miałam w planach napisać długaśny komentarz i rozłożyć rozdział na czynniki pierwsze, ale niestety, nie mogę. Muszę uciekać.
Weny i czasu życzę (tak, wiem, jestem cholernie oryginalna).
Pozdrawiam, trzymaj się ciepło <3
~Nikt
Zobaczysz co będzie z Drew:D I Ty twierdzisz, że ten komentarz jest krótki??? To jaki wg Ciebie jest ten długaśny?:O Dziękuję♥
UsuńKochanie moje moglabym sie rozpisywac godzinami,ale musisz mi wybaczyc jestem tak padnieta, ze chyba umrexd tak tak oryginalna jestem :P a jeszcze na mnie czeka matma,ktorej nienawidze wiec powiem tylko tyle:
OdpowiedzUsuńZajebiste jak zawsze!
Kc!
Drew-.-
Andy *.*
Ashley + Ann O.o <3
Tak,tak wiem jestem leniem ale wiedz,ze minki wyrazaja wiecej niz tysiac slow! :D
www.rebelyellbvb.bloqspot.com
Ja po latach nawet polubiłam matę. Kwestia odpowiedniego nauczyciela:D I rozumiem, wiem, że i tak kochasz mnie i bloga^_^ I ja Ciebie też. Buziaki♥
UsuńHiya! Przepraszam, że nie napisałam komentarza do poprzedniego, ale właśnie skończyłam czytać oba. Szkoła to za dużo, ugh
OdpowiedzUsuńCUDOWNE TE ROZDZIAŁY <3 ale się cieszyłam, że Ash jest z Ann. NO NARESZCIE! I jeszcze Ruda taka opiekuńcza, haha "matka polka" racja. Lepiej bym tego nie ujęła (: fajnie, że się tak martwi i troszczy i ooooo <3 No i jeszcze Purdy taki jakiś kochany tutaj. No normalnie rzygam tęczą Yay! Haha, teraz to się zacznie z tymi reporterami, wywiadami, fankami :D już nie mogę się doczekać ^^
Ann i Ash podczas robienia tego obiadu przypominali mi takie stare dobre małżeństwo *-* No jedno wielkie "YAAAAY!" + Jon mnie denerwuje. Ma szczęście, że jest przystojny, bo nie wiem, co. Jak można tak się bawić ludźmi? Dziwię się Purdyemu, że go nie pobił. Respect, Ash, haha Umm... Andy taki bardzo Jinxxowy O.O haha jak taka zabiegana, wiecznie przejmująca się mamusia <3 kochany
Czekam na nexta. PRZEPRASZAM, ŻE DOPIERO TERAZ KOMENTUJĘ I ŻE TAK BEZNADZIEJNIE .___. Rozdział wspaniały, uwielbiam Cię <3
Trzymaj się, xoxo
Sława zacznie się chyba już w następnym:D Ash go nie pobił, bo się wszyscy boją Jon'a, oprócz Ann. I nie przepraszaj! Przecież rozumiem. Dziękuję♥
UsuńAndy mnie rozbraja za każdym razem. Taki troskliwy :') W ogóle atmosfera w zespole jest niesamowita.
OdpowiedzUsuńCałkiem niezły duet stanowią, kiedy nie próbują się doprowadzić do szału.
Ugh, tylko nie Drew. Chyba że w końcu dostanie porządny wpierdol :D
Jejku Twoje opowiadanie dostarcza mi emocji niczym niezła książka. Na samą myśl banan na ryjku :D
Weny i czasu :)
PS: Nie mogę się doczekać niespodzianki xD
Zabójczy duet^_^ Postaram się szybko z niespodzianką:D Dziękuję♥
UsuńZajebisty!!!!! :***** /Zuzia
OdpowiedzUsuńDzięki♥
UsuńAshley chory?! Chory?! - Na to kurde nie wpadłam!!! Prędzej pomyślałabym o kosmitach, ale ok :D. Takie rozwiązanie jest jeszcze lepsze. Uwielbiam jak Ann kłoci sie z basistą, ale zawieszenie broni to miła odmiana. To takie słodkie jak ona się nim opiekuje. Ann w łóżku Purdy'ego :D
OdpowiedzUsuńBvb to taka wielka rodzina, to takie słodkie :). I CC z; czy on jeszcze żyję, padłam.
Ash w kuchni i do tego w fartuszku!!! Że też Ann się na niego nie rzuciła! /ja bym nie mogła się powstrzymać xD.
Drew. Czego ten dupek chce? Pewnie zemsty! Obstawiam, że przyjdzie i powie Purdy'emu, że Ann nie jest taką cnotką jaką uda, albo że go zgwałciła xD. W każdym bądź razie, Drew = nic dobrego. Coś czuję, że Ash mu przypieprzy, albo Ann złamie mu nos :D.
Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością, jak zawsze <3
Ann go nie znosi, jakby się miała na niego rzucać, to tylko z nożem:D Zgwałciła!!! Hahahaha padłam:D:D:D Dzięki♥
UsuńOj tam, oj tam, to taki szczególik :P gdy w grę wchodzi pożądanie, pewne stosunki mogą się nagiąć :D.
UsuńPóki co, tam nie ma ŻADNEGO pożądania. Nawet Ash nie ma na nią ochoty. Jak będzie później, sama jeszcze nie wiem. NA razie nie mam w planach jakichś ekscesów:)
UsuńWiem, ale powarzyć można xD :P
UsuńJa chcę więcej! Świetne. I ten Ashley w fartuszku....
OdpowiedzUsuńTajemniczygość
Zachłanność jest szkodliwa:D Dzięki♥
UsuńOjojoj jakie cudeńko.Skarbeńku ty mój kochany że tak to określę...czy dzisiaj będzie nowy rozdział?
OdpowiedzUsuń^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Ashley biedny chory ;-; Dobrze że Ann sie może nim zaopiekować.Dobrze że mają zawieszenie broni.Jon taki cham.Nie może ich przecież zmusić do miłości.Ale ja dalej mam przeświadczenie,że ruda podoba sie Ashley'owi.A będzie kiedyś erotyk?Ogólnie w całej historii bloga? Drew ty skurwielu co ty do cholery robisz u Ann pod domem.Wypierdalaj w podskokach.Ash mu dzisiaj nic nie zrobi bo jest słaby.Cała nadzieja w rudej.Chłopcy są tacyyy słoooodcy *.* Chcieli sie dla Ashleya poświęcić i zostać.Andy taki bidulek tak sie martwi <3 I go wszyscy wycałowali na pożegnanie.Dobra czekam bardzo niecierpliwie na następny i mam pytanie.Nie zajrzałabyś do mnie?Bo ty tak wspaniale piszesz i bardzo zależy mi na twoim zdaniu ewentualnych poradach.Weny życzę ;)
Nowy będzie, jak będą wszystkie komentarze i jak skończę to, co piszę, bo nie chcę się wybić z rytmu sprawdzaniem następnego. Erotyk może kiedyś będzie, ale najpierw trzeba załatwić Ann chłopaka:) Póki co, nie ma jak. Co do Twojego bloga, ja jestem dość surowa jeśli chodzi o oceny, ale jeśli się nie boisz, to wrzuć linka do odpowiedniej zakładki, a jak będę mieć trochę czasu to zajrzę. Dzięki♥
UsuńCzytamy, czytamy. Na długie komentarze czasu brak ;(( Nadrobimy w następnych rozdziałach ;3
OdpowiedzUsuńMamy nadzieję, że nowy jeszcze dziś wieczorkiem ;D
A.
OMG!!!!! Co tam, kurwa robi Drew?! !!!
OdpowiedzUsuńEM.
Jakby się komuś nie chciało liczyć, to właśnie nazbieraliśmy 14 komentarzy ;)
Usuń~ Nikt
OH DOBRA!!! Dacie mi pół godziny?:) Jak mnie wcześniej szlag nie trafi, to wrzucę...
OdpowiedzUsuńWybacz, że teraz dopiero komentuje, ale na swoje usprawiedliwienie mam jedno - zepsułam ładowarkę od laptopa. :(
OdpowiedzUsuńNo to co do rozdziału, to fajnie, że Ash się rozchorował (nie żebym mu życzyła źle, wręcz przeciwnie, haha :D) bo teraz będzie więcej czasu spędzał z Ann! <3 Romantiko hehe.
No i lubię jak rozmawiają ze sobą normalnie, strasznie mi się to podoba. Ale kłótnie też są super... no i weź tu mnie zrozum :/
Dobra ja się pytam... czego kurwa ten szmaciarz Drew szuka jeszcze u Ani?! Mało mu przyjebała? Chyba powinien wylądować na oddziale intensywnej terapii to by zrozumiał, że ma się jej więcej na oczy nie pokazywać! (moja agresja + wulgaryzmy... miałam z tym skończyć, wybacz). No i teraz pytanie główne! CZEGO ON CHCE CHOLERA?
No to tak.
a) Drew chce się pogodzić
b) Drew chce się pokłócić i wygarnąć, że szybko znalazła sobie kogoś na jego miejsce
c) Drew chce dostać w ryj od schorowanego Ash'a za to, że jest kretynem
No i nie wiem co wybrać :(
Ja chyba jednak poczekam i wszystko mi się wyjaśni później.
Dobra no to nie wiem co tu jeszcze napisać.
Życzę dużo weny, komentarzy, czasu, snów o Ashley'u (ale dla odmiany takim zdrowym), słoneczka i dobrego humoru! <3 Czekam na następny.
I CZYTAM NAWET JAK NIE KOMENTUJĘ! <3 :)