Perspektywa Ann
Kilka dni później. Sobota.
Rano przyjechaliśmy do San Francisco.
Po rozmowie z Jonathan'em wiedziałam, że mamy zajebiście duży
problem. Przez dwóch debili mogłam stracić robotę. Świetnie.
Wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić drugi raz na takie coś,
więc zastosowałam drastyczne środki. CC i Ashley nie mogli sami
wychodzić gdziekolwiek, jeśli ewentualnie chcieli się TROCHĘ
napić (pół piwa), robili to w tourbusie pod okiem reszty.
Dodatkowo kazałam im oddać zawartość portfeli. Wszystkie
pieniądze, karty kredytowe i bankomatowe. Od paru dni byli więc
zdani na moją łaskę. Gdy chcieli coś sobie kupić, musieli mi o
tym powiedzieć, a ja po namyśle, wydzielałam im kieszonkowe.
Normalnie jak na zielonej szkole w podstawówce. Chodzili przez to
wkurwieni, ale nie mieli śmiałości narzekać przy mnie. I dobrze,
bo wtedy już naprawdę bym im wpierdoliła. To i tak mała kara,
wobec ich zachowania. Andy powiedział im tylko tyle, że jeśli
jeszcze raz coś odwalą, sponsorzy odetną kurek z pieniędzmi. Na
szczęście o groźbie wyrzucenia basisty wiedział tylko on i ja.
Nie umiałam spać po nocach, bo kombinowałam, jak poprawić
notowania chłopaków. Już nie chodziło tu o moje zwolnienie. Jakoś
sobie poradzę, jak zwykle. Po prostu widziałam w tej piątce duży
potencjał. Mieli naprawdę szansę na zrobienie oszałamiającej
kariery. I to wszystko może za chwilę legnąć w gruzach. Jonathan
obiecał kontrolować napływ wiadomości i zdjęć. Miał kilka
pomysłów, które przedstawi nam po trasie. Już się boję...
Od paru dni źle się czułam, ale na
szczęście nikt tego nie zauważył. Nie mogę teraz pozwolić sobie
na chorobę. Dziś mieliśmy nocować w hotelu, więc liczyłam, że
to trochę poprawi mi samopoczucie. Siedzieliśmy teraz wszyscy w
stołówce i jedliśmy obiad.
-Chcę jutro wyjść na miasto. Nudzi
mi się.- marudził CC.
-Znowu się najebać?- warknął Andy.
-Ile jeszcze będziecie nam to
wypominać? Tak wiem, znowu nawaliłem, ale chyba już ponosimy za to
karę, co nie?- uniósł się Ashley.
-Karę? Ty myślisz, że to kara?! Nie
masz pojęcia, co zrobiliście!!! Jeśli sponsorzy się o tym
dowiedzą, to dopiero poznasz znaczenie słowa, kara!!!- podniósł
ton wokalista.
-Może się nie dowiedzą. Poza tym,
tyle razy puszczali nam to płazem, więc pewnie teraz też tak
będzie!
-Czy ty się słyszysz? Myślisz, że
jesteś nietykalny? Purdy, obudź się w końcu, do cholery! W końcu
przeciągniesz strunę!- Andy coraz bardziej się wydzierał. Jeszcze
chwila i wszystko wypapla!
-Biersack! Zamknij się!- warknęłam,
rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie.
-Ale Ann...- zaczął.
-Nie! Chyba coś ustaliliśmy, więc
się tego, kurwa, trzymaj! Jeśli chcecie, możecie wyjść, ale
weźcie kogoś ze sobą. I dobrze wam radzę, nie próbujcie ze mnie
robić idiotki. Z jednym się z Andy'm zgodzę. Te zasady, które
narzuciłam, to nie jest kara, tylko środek zapobiegawczy.
Rozmawiałam z Jonathan'em. Jeśli coś, cokolwiek, dojdzie do
sponsorów, on wyciągnie konsekwencje. Nawet jeśli sponsorzy się
nie wycofają.
-To znaczy? Może powiedz na czym
stoimy, co?- spojrzał na mnie wściekle Purdy.
-Na czym stoicie? Nad przepaścią.
Jeśli dalej będziecie tak postępować, utoniecie, a reszta zespołu
razem z wami. Zastanów się, co jest dla ciebie ważniejsze: jedna
wielka impreza, czy zespół!- powiedziałam zimno.
-Mówisz tak, jakby to ciebie nie
dotyczyło, a przecież ty za nas odpowiadasz.- popatrzył
wyzywająco. Dobra, mam tego dość! Wstałam gwałtownie, pochylając
się w jego stronę.
-Jakbyś nie wiedział, ja jestem
pierwsza do odstrzału. Zawaliłam i poniosę tego konsekwencje.
Tyle, że ja jestem zwykłym, szarym człowieczkiem. To ty
zaprzepaścisz karierę całej waszej piątki! A co do mojej posady,
mogą mnie zwolnić, proszę bardzo. To będzie mi nawet na rękę,
bo coraz bardziej zastanawiam się nad rezygnacją z tej roboty, po
powrocie z trasy!- syknęłam, prostując się. Następnie
skierowałam się do wyjścia. Szłam korytarzem do wyjścia, gdy
poczułam, że mi niedobrze. Wbiegłam do hotelowej toalety i
zwymiotowałam. Te nerwy wpędzą mnie do grobu...
Perspektywa Jinxx'a.
-Okej! Może mi ktoś wyjaśnić, o co
jej chodziło?- spojrzał na nas Ashley, po wyjściu Ann.
-Ja pierdole! Ty serio nic nie czaisz,
czy udajesz?- zirytował się Andy.
-Ona coś wie, ale nam nie chce
powiedzieć. I patrząc na twoje zachowanie, ty też kłamiesz!-
powiedział basista. Mi też coś tu nie gra, ale nie
przesadzałbym...
-Ja? Ja nic nie wiem. Po prostu dobrze
kojarzę fakty. Już przed trasą Jonathan dawał nam do zrozumienia,
że mamy się pilnować. Wiem tyle, że sponsorzy nas obserwują i
nie do końca są zadowoleni z tego wszystkiego.- Andrew machnął
ręką.
-Ale do tej pory jakoś nie reagowali.-
zaprotestował CC.
-Może im się znudziło? Każdy ma
jakieś granice cierpliwości. A umówmy się, trochę tych małych
skandali było. Sam wywołałem kilka.
-Dobra, ale co ma do tego Ann? Przecież
ona nigdy nie była tak wkurzona, jak od kilku dni.- zauważyłem.
-Słyszałeś co powiedziała, manager
zawsze pierwszy wylatuje.- zauważył Jake.
-Ej! Ale ja nie chcę innego managera.
Ona jest jedyną osobą, która nas rozumie! To znaczy, nie zawraca
nam głowy pierdołami, tylko sama się tym zajmuje.- Christian w
momencie zrobił się poważny.
-Zauważ, że daje nam też więcej
niezależności, niż jej poprzednicy. Jeszcze ani razu nie narzuciła
nam swojego zdania.- mruknął Andy, przeczesując ręką włosy.
-Serio ona chce się zwolnić?- spytał
cicho Ashley, wgapiając się w swój talerz.
-Jeśli dalej będziemy utrudniać jej
pracę, to pewnie tak. W gruncie rzeczy, to wciąż jeszcze dziecko.
Osiemnaście lat, co to jest?- spytałem retorycznie. Atmosfera przy
stole zrobiła się strasznie ponura. Żaden z nas się nie odzywał.
Nikt nie jadł, każdy siedział zajęty swoimi myślami. Sam
próbowałem to wszystko ogarnąć. Lubię młodą. I jakby się
dłużej zastanowić, to naprawdę była świetną managerką. Jeśli
się nie poprawimy, to odejdzie. Kurwa, czy zawsze, jak już jest
dobrze, to musi się coś spieprzyć?
Po pewnym czasie, wszyscy jakoś
zebraliśmy się w sobie i poszliśmy do naszych pokoi. Musimy
przygotować się do koncertu. Ja dodatkowo musiałem spakować swoje
rzeczy, bo zamieniam się z CC'ym na pokoje. On i Ashley wykańczają
psychicznie Jake'a. Zdziwiłem się, znajdując Ann, śpiącą na
swoim łóżku. Musiała naprawdę mieć dość. Ogarnialiśmy się z
Andy'm, starając się być po cichu. W pewnym momencie do pokoju
wparowała reszta, z roześmianym CC'ym na czele.
-Ciszej!- syknął Andy, wskazując na
młodą.
-Właściwie, to chyba musimy ją już
obudzić.- mruknąłem. -To kto jest chętny?
-Dobra, ja to zrobię.- podszedł do
młodej, perkusista. Jego pierwsza próba skończyła się na tym, że
wylądował na podłodze, próbując uniknąć ciosu od naszej
bokserki. Nawet nie otworzyła oczu...
-Ann, musisz wstawać.- spróbował
jeszcze raz. Tym razem zadziałało, bo ruda usiadła i zmierzyła
nas wszystkich nieprzytomnym spojrzeniem. W momencie zrobiła się
blada i pobiegła do łazienki. Poleciałem za nią i zobaczyłem,
jak wymiotuje. Złapałem gumkę, leżącą na umywalce i związałem
jej włosy. Po chwili wstała i ogarnęła się.
-Dobrze się czujesz?- spytałem, gdy
wyszliśmy z łazienki.
-Taa, chyba coś mi zaszkodziło.-
mruknęła.
-Jesteś pewna? Nie wyglądasz za
dobrze.- Jake dotknął jej twarzy.
-Wszystko okej. Jesteście gotowi?-
spytała.
-Tak.
-Dobra. Wezmę tylko bluzę i możemy
jechać.
Wyruszyliśmy na koncert. Ann przez
cały ten czas się nie odezwała. Chyba jednak nie wszystko było
okej. Dotarliśmy do klubu, w którym dziś graliśmy. Młoda poszła
załatwić wszystko z organizatorami. My zostaliśmy w garderobie, w
której jeszcze kręciło się kilka osób z obsługi koncertu.
-Który z was jest tu najważniejszy?-
spytał ich Andy.
-Ja, a co?- odezwał się wyższy z
nich.
-Mogę mieć do ciebie prośbę?
-Jasne.
-Zwróć uwagę na naszą managerkę.
Nie czuje się za dobrze, a nie chcemy, żeby była sama.- poprosił
grzecznie wokalista.
-Oczywiście. Będę ją miał cały
czas na oku.- obiecał mężczyzna. Po chwili wróciła młoda.
Serio, wyglądała dziwnie, jak na nią. Może nie tyle z wyglądu,
co z zachowania. Miała spowolnione ruchy i wydawała się nieobecna.
W końcu musieliśmy wyjść na scenę. Przytuliliśmy ją wszyscy,
oprócz Ashley'a. On nigdy jej nie przytulał, co najwyżej psuł
fryzurę.
Półtorej godziny później.
Od razu po występie udaliśmy się do
fanów. Ann musiała jeszcze iść do organizatorów, więc się
rozdzieliliśmy. Jak zwykle autografy zajęły nam około pół
godziny. W pewnym momencie, podszedł do nas kolega tego faceta,
który miał obserwować Ann. Stanął obok wokalisty i coś szepnął
mu na ucho. Andrew zmarszczył brwi i zawołał głośno:
-Chłopaki! Musimy się zbierać!- nikt
nie kapował o co chodzi, ale szybko pożegnaliśmy się z fanami i
skierowaliśmy się z powrotem do budynku.
-Co jest?- spytał CC.
-Mamy problem. Coś nie tak z małą.-
zdenerwował się Biersack. Spojrzeliśmy spanikowani po sobie.
Perspektywa Ann
Z minuty na minutę czułam się coraz
gorzej. Anka, wytrzymaj. Jeszcze tylko trochę i koniec. Cały czas
chciało mi się rzygać, co też już parę razy zrobiłam. Po
prostu świetnie. Jeszcze ten koleś z ekipy, ciągle się na mnie
gapił. Gdybym czuła się lepiej, pewnie bym już dawno mu wyjebała.
W pewnym momencie, po powrocie do garderoby, znowu zrobiło mi się
niedobrze i pobiegłam do łazienki. Opłukałam twarz zimną wodą,
ale to nic nie pomogło. Wracając do pokoju, zakręciło mi się w
głowie, aż oparłam się o ścianę, po której, po chwili się
zsunęłam. O rany! Moja głowa. Nie mam na nic siły. Zrobiło mi
się ciemno przed oczami. Po chwili usłyszałam kroki i ktoś kucnął
obok mnie. Zamrugałam gwałtownie.
-Ann? Co ci jest? Słyszysz mnie?-
podniósł delikatnie mój podbródek, Jake.
-Słabo mi.- wyszeptałam z ledwością,
przymykając oczy.
-Trzeba ją zabrać do szpitala.-
zawyrokował Jinxx.
-Nie!- podniosłam głos. -Ja nie chcę.
Nic mi nie będzie.
-Ann, zaraz zemdlejesz.- Andy spojrzał
na mnie z uwagą.
-Nie. Nie chcę. Błagam, nie...-
oparłam głowę o zimną ścianę. Nienawidziłam szpitali.
-Dobra. Zrobimy to inaczej. Wracamy do
hotelu.- powiedział Ashley.
-Nie widzisz, że ona jest chora? Musi
trafić do lekarza!- krzyknął spanikowany wokalista.
-Wiem! Sorry, ale to ja jestem jej
opiekunem i ja decyduję. Zaufaj mi!- warknął Ashley, podchodząc
do mnie.
-Masz jakieś objawy, oprócz mdłości?-
poprawił mi włosy, przyglądając się uważnie mojej twarzy.
-Trochę boli mnie głowa i nie mam
siły.- szepnęłam.
-Okej. Nie masz gorączki. Obejmij mnie
za szyję.- złapał mnie delikatnie w pasie i przyciągnął lekko
do siebie. Zrobiłam co kazał.
-Nie chcę jechać do lekarza.-
powiedziałam.
-Spokojnie. Teraz jedziemy do hotelu.
Musisz się położyć.- Ashley podniósł mnie, jakbym nic nie
ważyła i wyszedł z pokoju. Wtuliłam twarz w głębienie w jego
szyi, unikając spojrzeń garstki fanów, którzy jeszcze zostali. Po
chwili wsiadł do wynajętego samochodu, sadzając mnie sobie na
kolanach. Reszta podążyła naszym śladem. Oparłam się wygodnie o
basistę, który teraz odezwał się do Jeremy'ego:
-Jinxx, w moim portfelu jest wizytówka
naszego hotelu. Zadzwoń tam, powiedz co się stało i że
potrzebujemy lekarza do waszego pokoju.
-Nie chcę żadnego lekarza.-
mruknęłam.
-Przykro mi, ale musisz. Albo się
zgadzasz, albo nie będę miał wyjścia i pojedziemy do szpitala.
-Nie lubię obcych lekarzy.- odparłam
żałośnie.
-Nikt nie da cię skrzywdzić. Przecież
wiesz, że to jedyna opcja, jeśli ma ci się poprawić.- głaskał
mnie po włosach. I miał rację. Nie miałam pojęcia, co mi jest, a
bez lekarstw długo tak nie pociągnę. Przymknęłam oczy i bardziej
wtuliłam się w Purdy'ego. On tylko objął mnie mocniej, nie
przerywając głaskania. Nie wiem nawet kiedy, zasnęłam.
Obudziłam się, gdy basista delikatnie
kładł mnie na łóżku. Pomógł mi jeszcze zdjąć bluzę i usiadł
obok. W tym momencie do pokoju wszedł CC z jakimś facetem.
-To pan doktor.- perkusista dopełnił
prezentację.
-Witam. Przejdźmy od razu do rzeczy.
Na początek poprosiłbym o kartę ubezpieczenia.- odezwał się
doktorek. Wyglądał nawet sympatycznie. Jinxx podał mu dokumenty.
Skąd on wiedział, gdzie to trzymam?
-Z dokumentu wynika, że dziewczyna
jest niepełnoletnia. Który z panów sprawuje nad nią opiekę?
-Ja.- podniósł się Ash.
-Jakieś potwierdzenie pan posiada?-
już miałam wyciągnąć mój świstek, ale Ashley był szybszy i
sięgnął do swoich dokumentów. Jednak go nie zgubił. Podał
papier razem z dowodem, lekarzowi.
-W porządku. Teraz, chciałbym zostać
sam z panem i pacjentką, chyba, że chce być sama.
-Mam wyjść?- spojrzał na mnie
Ashley.
-Możesz zostać.- wzruszyłam
ramionami. Czułam się tak źle, że nie robiło mi różnicy kto
będzie obok. Byle ktoś był... Nie zostanę z tym gościem sama.
Reszta chłopaków wyszła na korytarz.
-Od twoich... kolegów, wiem, że
wymiotujesz. Od kiedy?- przyjrzał mi się uważnie lekarz.
-Od 2-3 dni, nie pamiętam dokładnie.-
świetnie, musiałam się przyznać. Purdy spojrzał na mnie
zaskoczony. Lekarz kazał mi jeszcze wymienić wszystkie objawy,
przebyte choroby i jadłospis z całego tygodnia. W tym ostatnim
pomógł mi basista, bo ja już nawet nie pamiętałam. Wytłumaczył
też doktorkowi jaką mamy pracę i jak spędziliśmy ostatnie kilka
dni. Potem musiałam ściągnąć koszulkę do badania. Deviant
odwrócił się w tym momencie w stronę okna. Obserwowałam go
zdziwiona. Może jemu też przydałoby się jakieś badanie, bo
zachowywał się, jak nie on...
-Dobrze, to chyba nic...- zaczął
doktorek, ale mu przerwałam:
-Chwila! Ashley, zawołasz resztę? Nie
chce mi się im tego powtarzać, a poza tym, Andy i tak uwierzy tylko
panu.
-Okej.- Purdy otworzył drzwi i gestem
zaprosił chłopaków. Skierowałam swój wzrok na doktorka.
-To tak. Jak mówiłem, to nic
groźnego. Ostatni tydzień i jak się domyślam, stres, dały się
waszej koleżance we znaki. Twój organizm widocznie nie jest
przyzwyczajony do tak długich podróży i życiu na walizkach. Poza
tym, jedzeniem, które spożywałaś, tylko sobie zaszkodziłaś.
Przepiszę ci leki na wzmocnienie, ale dla własnego dobra, ogranicz
przez kilka dni pracę. Nie możesz się też tyle denerwować.
Dodatkowo, musisz się lepiej odżywiać. Wybieraj rzeczy
lekkostrawne. Kiedy macie następną trasę?- spojrzał na mnie
pytająco.
-Chyba w październiku.- mruknęłam.
-Dobrze. Mała rada na przyszłość,
żeby uniknąć takich sytuacji. Na początku każdej trasy staraj
się komponować lekkie i zdrowe posiłki. Coś, co nie obciąży
twojego żołądka. Po jakimś tygodniu takiej diety stopniowo
wprowadzaj inne produkty. To powinno przyzwyczaić twój organizm do
zmian. Jeśli będziecie mieli jakieś pytania, dzwońcie.- dokończył
doktorek wciskając Ashley'owi wizytówkę i receptę.
-Dziękuję.- powiedziałam, opadając
na poduszki. Pan doktor pożegnał się z chłopakami i wyszedł.
-Daj to, poszukamy jakiejś apteki.-
wyrwał basiście receptę, Jake. Zabrał ze sobą Jinxx'a i CC'ego.
-Rany, czy ty musisz nas tak straszyć?-
burknął Andy, siadając na swoim łóżku.
-Odpuść jej.- stanął w mojej
obronie Ashley. Serio. On jest jakiś dziwny.
-Dobra. Musisz coś zjeść. Pójdę na
dół zamówić ci coś lekkiego.- wstał z powrotem Biersack. Dał
mi jeszcze buziaka w czoło i wyszedł. Zostałam sama z moim
„opiekunem”. Czekałam na jego wyrzuty, ale o dziwo, obyło się
bez. Przyglądał mi się uważnie, po czym głęboko westchnął.
-Wysłałem Jonathan'owi sms'a, że
przeżyjesz. Ja wiem, że się nie dogadujemy, ale proszę, następnym
razem nie ukrywaj przede mną, że się źle czujesz. Wiem, że nie
chcesz nikogo martwić i nie każę ci informować reszty, ale mnie
jednak wypadałoby.- usiadł obok mnie.
-Myślałam, że przejdzie, jak
zwykle.- mruknęłam.
-Jak zwykle? To znaczy? Miałaś już
tak wcześniej?- zmarszczył brwi.
-Źle się wyraziłam.- odparłam
szybko. -Poza tym, ty mi też nie mówisz wszystkiego.
-A co niby mam ci powiedzieć? Głupio
mi, bo to ja ostatnio dostarczam ci nerwów.
-Nie możesz z takiego powodu od razu
się upijać!- miałam na myśli sytuację z jego kuzynem.
-Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Nie rozumiesz.- schował twarz w dłoniach.
-To mi wytłumacz. Przecież podobno
nie przejmujesz się opinią innych.
-Bo tak jest. Ale mój kuzyn, prawie
całe moje życie, daje mi do zrozumienia, że jestem tylko
podrzutkiem. Nic nie wartym człowiekiem, którego, tylko z litości,
przygarnęli dziadkowie.- powiedział gorzko.
-Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Nie
znam cię- fakt. Ale nigdy w życiu nie powiedziałabym, że jesteś
nikim. Zobacz, ile osiągnąłeś, a ile jeszcze przed tobą. Od
ciebie zależy, czy to zaprzepaścisz.- dokończyłam cicho. Ashley
spojrzał mi w oczy. Jednak nic nie umiałam z nich wyczytać.
-Wiesz- zaczął. -Czasami naprawdę
zastanawiam się, dlaczego się nie lubimy. To znaczy, dlaczego ja za
tobą nie przepadam. Raz na jakiś czas, powiesz naprawdę coś
mądrego.
-Widocznie mam coś w sobie, co cię
denerwuje. Poza tym, jestem dla ciebie chamska i wredna.-uniosłam do
góry brwi.
-Taak. Ale jest coś jeszcze. Nie wiem,
co to, ale kiedyś się dowiem.- Purdy zajął się swoim telefonem.
Po chwili przyszedł obładowany tacą z jedzeniem, Andy.
-Ty chyba nie myślisz, że ja to
wszystko zjem?- spojrzałam na niego, jak na debila.
-Nie. Część jest moja.- podał mi
talerz z jedzeniem. Tosty, jakaś dziwnie wyglądająca zupa i
herbata. Ohyda.
-Nawet nie kombinuj. Masz to wszystko
zjeść. Wybrałem same najlżejsze rzeczy.- pogroził mi palcem
wokalista, zanim zdążyłam otworzyć usta.
-Dobra, ale od tej pory niech on
komponuje mi posiłki.- wskazałam na Ashley'a.
-Dlaczego?- spytali chórem faceci.
-Bo ma smak podobny do mojego. Jak
patrzę na to tutaj, to od razu mi niedobrze.- wskazałam swoją
kolację. Mimo wszystko, spróbowałam ja zjeść, co wcale nie
należało do przyjemnych rzeczy. W międzyczasie przyszła reszta
zespołu i rzuciła na moje łóżko torebkę z lekarstwami. Jinxx
poopisywał mi na opakowaniach dawkowanie. Trochę tego było. Po
wszystkim poszłam w asyście CC'ego, do łazienki, umyć się. 3/5
zespołu poszło tymczasem do swojego pokoju. Położyłam się na
łóżku, a mój nadgorliwy starszy „braciszek” przykrył mnie
kołdrą, jakbym była małym dzieckiem.
-Może jeszcze przeczytasz mi bajkę na
dobranoc?- prychnęłam zirytowana.
-Nie, ale mogę ci zaśpiewać
kołysankę.- wyszczerzył się.
-Okej.- zgodziłam się. Skoro
zaproponował hahah...
-Serio?- zdziwił się Biersack.
-Tak. Jestem chora, więc możesz
zrobić mi tę przyjemność.- przesunęłam się na łóżku i
poklepałam miejsce obok siebie.
-To czekaj, tylko szybko się ogarnę,
zanim CC zajmie łazienkę.- zniknął za drzwiami. No taak,
Christian lubił wieczorami spędzać tak z godzinę w łazience.
Twierdził, że prysznic go relaksuje. Nie miałam nic przeciwko, o
ile udało mi się z niej skorzystać przed nim. Mnie relaksuje bicie
ludzi po ryjach, więc on ma dużo zdrowszy sposób...
-Jak się czujesz?- spytał perkusista.
-Źle. Ale jutro powinno już wszystko
być w normie. Dobrze, że przed następnym koncertem jest dzień
przerwy.- mruknęłam.
-Nie powinnaś się przemęczać.-
zaoponował.
-Przestań mnie denerwować z
Ashley'em, a będzie dobrze.- warknęłam.
-Przepraszam. My naprawdę nie
chcieliśmy się upić. To znaczy ja nie chciałem. Jakoś tak samo
wyszło.
-CC? Ile ty masz lat? „Samo
wyszło”... Jesteście w pracy, do cholery.- załamałam się.
-Wiem! I obiecuję, że już się
ogarnę. Za Ash'a nie ręczę, ale postaram się go pilnować.
-Dobra. Nie mówmy już o tym.- nie
chciało mi się już gadać o tej całej akcji, Ashley'u, piciu. W
końcu z łazienki wyszedł Andy. Spodenki z Batmanem oczywiście...
Rzucił ciuchy na swoje łóżko, a sam walnął się koło mnie.
-To ma być kołysanka*?- spojrzał na
mnie z powątpiewaniem, obejmując mnie jedną ręką.
-Tak. Znasz tyle piosenek, na pewno coś
wymyślisz.- uśmiechnęłam się, przymykając oczy. Andy po chwili
zaczął cicho nucić:
Good-bye came - without a warning
I never thought - it could hurt me that way
You've been like - a new day dawning
a snowflake melting - on a sunny day
How can I live without you
God - I miss your smile
So Good night Amanda
Good night - I wish you well
I'll remember you
whereever you are now
I wish you good night - I wish you good night
My days were filled - with your sweet laughter
I'll always cherish - the your memory
And all the nights - we've been together
just holding you - so tenderly
Still I dream about you
God - I miss you so
So Good night Amanda
Good night - I wish you well
I'll remember you
whereever you are now
I wish you good night - I wish you good night
I never thought - it could hurt me that way
You've been like - a new day dawning
a snowflake melting - on a sunny day
How can I live without you
God - I miss your smile
So Good night Amanda
Good night - I wish you well
I'll remember you
whereever you are now
I wish you good night - I wish you good night
My days were filled - with your sweet laughter
I'll always cherish - the your memory
And all the nights - we've been together
just holding you - so tenderly
Still I dream about you
God - I miss you so
So Good night Amanda
Good night - I wish you well
I'll remember you
whereever you are now
I wish you good night - I wish you good night
*Bonfire- Goodnight Amanda
*************************
I macie prawie romantyczną scenkę Ann z Ashley'em. Ash taki cute, aż mnie mdli... Miałam ten rozdział podzielić na dwa i zakończyć chorobą rudej, ale stwierdziłam, że nie będę taka. I wiem, że spodziewaliście się jakichś kar i wgl dla chłopaków, ale nie miałam dużego pola do popisu. Jednak, tak naprawdę, akcja dopiero się zaczyna. Dziękuję wszystkim za komentarze. Szkoda, że komentują tylko jedni i ci sami. Jeśli pod tym rozdziałem nie będzie ich trochę więcej niż zwykle, wprowadzam limit. Widocznie jestem dla Was za dobra i dodawanie co dwa dni, to był zły pomysł.
Next za dwa-trzy dni. I dwaj idioci na koniec:
Rozdział naprawdę fajny, czekam na kolejny :-)
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę talent do pisania opowiadań :-*
Dziękuję♥
UsuńJak romantycznie no no.Nawet się nie pozabijali XD Rozdział jak zwykle świetny i czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję♥
UsuńOMG !!! Od kiedy Ash jest taki delikatny, odpowiedzialny i wgl
OdpowiedzUsuńTo takie urocze :* kochana a ja się przestraszyłam że Ann jest w
ciąży oczywiście ty jej tego nie zrobisz tak wcześnie, bo nie
zrobisz prawda ?
Myszo boski rozdział ale jak zawsze <3
A piosenke znalazłam w necie, potem na tekstowo
I stwierdziłam że jest urocza i kochana
Życze weny i czekam na next MYSZO TY MOJA :*
Mój brat mówił do mnie mysza zawsze:D Ash to chyba tylko jest tutaj taki, wbrew mojej woli, poza tym... Dziękuję♥
UsuńEj przez to że jesteś dobra my komentujemy
OdpowiedzUsuńI wiesz że ci wszyscy którzy komentują
KOCHAJĄ CIĘ !!! :*
I nie mogą nie zostawić po sb śladu
A reszta to osoby ciche i takie które boją się otworzyć
Skojarzyła mi się Ann <3 hihihi
Nie smuć się my tu jesteśmy :*
I NIGDY CIĘ NIE OPUŚCIMY <3
jeny *.*
OdpowiedzUsuńnareszcie Ash i Ann mieli taką normalną rozmowę, kocham jak oni ze sobą gadają (czy się kłócą czy nie i tak są moimi ulubionymi bohaterami w Twoim opowiadaniu xDDD)
a teraz do sedna: dodawaj ciągle co dwa dni posty bo ja kocham kocham kocham czytać Twoje opowiadanie i to jest takie świetne kiedy wracam do domu a tu nowy rozdział czeka *o*
weeeeny <3
Dziękuję♥
UsuńHejkaa,
OdpowiedzUsuńZacznę od tego,że Ashley bardzo przeją się swoją rolą (taki kochany).
Nie chciałabym żeby wyrzucili go z zespołu.Choć to jest jego wina bo lubi pić (tak jak jatylko ,że ja nie upijam się do nieprzytomności,i wczoraj moja przyjaciółka nie chciała mi kupić niczego mocniejszego choć ją oto prosiłam).
Gdybym zachorowała i opiekowałoby się mną pięciu była bym w raju.
Rozdział super tak jak zawsze dziś czytał go ze mną mój kotek.
Obiecuję Tobie że będę komentowała każdy nowy rozdział <3
Zapomniałam o podpisie,
Usuń~Purdy Girl
Ugh, Kochana, jak skończę lata to Ci kupię <3
UsuńAle nie od razu Danielsa, bo padniemy xD
Pić się trzeba nauczyć <3
~ Nikt
Kotecek:D Ja też lubię pić, ale nie upijam się. Narzygałam się w dzieciństwie (choroba lokomocyjna). Pełna kultura, o dziwo. Ashley się wystraszył, tyle. Dziękuję♥
UsuńP.S. Daniels nie jest wcale taki mocny.
Hej hej ^_^
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że rozdziały są tak często dodawane. Błagam Cię, nie zmieniaj tego... Wciągnęła mnie Twoja historia i niecierpliwość mnie po prostu zżera...
Co do obecnego rozdziału...
Genialny, jak zwykle Nie spodziewałabym się takiego rozwiązania wobec Ash'a i CC'ego. Zaskoczyłaś mnie, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu... Myślałam, że bez mordobicia się nie obejdzie...
Ogólnie szłodka scenka między Ash'em i Ann *__*. I nie ma tego przeklętego Lalusia <3
I też bym chciała, żeby ta 5 się mną zaopiekowała... Chociaż, znając mnie i ~Purdy Girl, to byłoby im ciężko xD
Ehm... coś jeszcze miałam pisać, ale jak zwykle zapomniałam -.-
W każdym razie, gratuluję talentu.
Życzę dużo czasu i Weny.
Apel do czytelników: Błagam Was, ludzie, KOMENTUJCIE! Doceńcie pracę autorki, każdy komentarz się liczy. Nie trzeba się od razu nie wiadomo jak rozpisywać...
Pozdrawiam <3
~Nikt
Nie martw się. Laluś jeszcze pojawi się kilka razy:D Piątka? Ja to bym się cieszyła, jakby wgl jeden się mną zajmował. Dziękuję♥
UsuńEkhem, z jednym to jest takie niebezpieczeństwo, że zapomniałby, co ma robić xD
UsuńI tym razem ja się nie podpisałam -.-
Usuń~Nikt
O nie! Ja sie nie zgadzam na żadne limity, nie ma mowy! Macie wszyscy grzecznie Black komentować bo limity są złe i koniec!! :((
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to zauroczył mnie moment Ashley'a i Ann. Wydaje mi się, że się dogadają, w sumie fajnie by było. No ale nie tak od razu, halo halo Ash nie dogryzający Ani to nie Ash, haha :D
No i wystraszyłaś mnie tą chorobą. Już myślałam, że będzie musiała się zatrzymać na dłużej w jakimś szpitalu i że to coś poważnego, ale na szczęście nie. Już nawet obmyślałam ciążę, w tym przypadku z Drew, haha jestem nienormalna XD Na szczęście wszystko jest pod kontrolą. Jezu i to "Przymknęłam oczy i bardziej wtuliłam się w Purdy'ego. On tylko objął mnie mocniej, nie przerywając głaskania. Nie wiem nawet kiedy, zasnęłam." No ile miłości, haha aż nie wierzę sama że do czegoś takiego tu doszło. Biersack taki opiekuńczy. Też chciałabym, żeby mi taką kołysankę śpiewał. Chyba w przyszłości będę managerem metalowych zespołów, hahah :D.
Dobra rozdział jest wspaniały i miałam go przeczytać już wczoraj o 3:00 w nocy ale już nie miałam siły więc nadrabiam sobie dziś :))
Życzę Ci weny i czekam na następny! ;)
I WYBIJ SOBIE Z GŁOWY LIMITY, HALO CO TO ZA GŁUPIE POMYSŁY JA SIE PYTAM?! :C <3
Jeszcze miałabym jedną prośbę. Czy mogłabyś podpisać tę petycje? Jest w sprawie uboju zwierząt dla futra naturalnego. Zerknij, proszę i z góry dziękuję! :)
Usuńhttp://antyfutro.pl/petycje/
Kombinowałam z tym szpitalem, ale stwierdziłam, że chcę zakończyć to w jednym rozdziale:D I nie martw się, Ich "dogadywanie się" było raczej jednorazowe. Tzn na pewno nie zrezygnuję z ich kłótni, bo mam niezły ubaw pisząc to. Kurde, miał być blog o BVB, a przez większość akcji Ann kłóci się z Ash'em... Dziękuję♥
UsuńP.S. podpisałam...
Jeeej! Przepowiednia się sprawdziła. Taki opiekuńczy i kochany Ashley i jeszcze ta scena, gdy rozmawiał z Ann i to, jak się zachowywał, gdy wszyscy panikowali i AAA no nie wiem co jeszcze. Twój Ash jest cudowny. Nawet jak pije i imprezuje i czasem przesadza, to później i tak po jednej takiej szczerej rozmowie znowu go ubóstwiam, no!
OdpowiedzUsuńOk... mam taki zaciesz nie wiem z czego. Po prostu jestem dumna z Purdyego, AAA no! Życzę weny i tam wszystko przecież w sumie, cholera, masz, no! Życzę dalszego pisania takich cudownych rozdziałów i kreowania związku Asha i Ann (buhahahah) albo nie (... albo tak, buahaha) ok kończę, bo nie wiem, co to było. Trzymaj się, wstawiaj jak najszybciej, bo Cię uwielbiam ❤
xoxo ✌
Ashley'a nie da się, nie lubić:D To się zdecyduj, czy chcesz ich związek, czy nie:P Dziękuję♥
UsuńNo jak słooodko!
OdpowiedzUsuńTak czasami też trzeba :)
Chyba częściej muszą być tacy mili i opiekuńczy, bo inaczej to ją wykończą nerwowo.
Świetny rozdział!
(kompletnie nie mam pomysłu na bardziej rozgarnięty komentarz, wybacz)
Ona jest stanowczo za spokojna. Ja bym mordę tak darła, że by wszyscy słyszeli:D Dziękuję♥
UsuńJezu ja nie mogę!:o Ale to cudowne<3 Ash, Ash, Ash i jeszcze raz Aaaaaash <3 Tak bardzo niesamowity*.* W życiu by mi przez myśl nie przeszło, że może być aż taki troskliwy w stosunku do Ann!:) Bo przeważnie są na etapie pies, kot :D Andy jak to Andy :p Taka opiekuńcza ciota :p Sama nie wiem dlaczego, ale Gdy Christian próbował obudzić Ann to zaczęłam się śmiać jak debilka wyobrażając sobie tą scenę :D Cholera, wkurwia mnie ta ich wytwórnia -.- Strasznie na nich cisną i w ogóleXD Chłopaków wreszcie dopadły wyrzuty sumienia, dobrze mi tak yhyhy! Biedna Anusia, chorobcia ją dopadła ;/ Ja tam bym na jej miejscu miała wyjebane, ale cóż...nie no kogo ja oszukuje....pewnie wylądowałabym na oddziale intensywnej terapii, ale ok :3 Ej na prawdę mam tak cholernie podobne pomysły :o No, ale tak jak napisałaś, dwa inne Teamy :D Dobra no to nic. Tradycyjnie : buziaki, weny, kc i pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńNo i równie tradycyjnie zostawiam linka do mnie :) Może ktoś się skusi poczytać :*
http://rebelyellbvb.blogspot.com/
Wierz mi, nie tak miał wyglądać Ashley, ale co ja poradzę, że moja podświadomość sprzeciwia się obrazowi, jaki chcę mu narzucić:( Cóż, musimy się przyzwyczaić, że nasze historie są cholernie podobne... Buziaki♥
Usuń